Left ArrowWstecz

Mąż przed i po ślubie ma bliski kontakt z byłą narzeczoną. Mówi, że jestem chorobliwie zazdrosna, bo mam do tego problem.

Witam. Spróbuję opowiedzieć w skrócie.

Jestem 4 miesiące po ślubie, z moim mężem poznaliśmy się przez internet, w sumie trzy lata temu, ale tylko jako kumple. Razem jesteśmy oficjalnie półtorej roku z tego tak jak wcześniej wspomniałam 4 miesiące małżeństwem. Ja jestem po rozwodzie, on był w długoletnim związku narzeczeńskim ,odwołał ślub niestety prawie przez rok będąc ze mną, mieszkał ze swoją byłą narzeczoną, przez to dochodziło do kłótni, ponieważ kilka razy zawiódł moje zaufanie wybierając ją, a nie mnie ... na przykład powiedział, że jeżeli ona poprosi go, żeby ją gdzieś zawiózł, to to zrobi, mimo że ja błagałam, żeby tego nie robił....

Przed ślubem zapytałam go czy jest coś, o czym powinnam wiedzieć, a co może się wydać po ślubie, powiedział, że nie ma takiej rzeczy .Niestety w dwa tygodnie po ślubie okazało się przez przypadek, że zataił przede mną bardzo ważną rzecz, która będzie ważyła na małżeństwie do końca życia... ponieważ zataił przede mną, że ona jest jego dalszą rodziną, gdzie ja dałam mu bardzo dużą sumę pieniędzy, żeby on mógł ją spłacić, ale postawiłam warunek, że ona zniknie z jego życia i nie będzie miał z nią nic wspólnego i on dał mi słowo, że tak będzie ...niestety okazało się, że ona jest jego dalszą rodziną, więc zawsze będzie miał z nią coś wspólnego ... problemem było też to, że ja pierwszy raz odwiedziłam go, gdy już byliśmy narzeczeństwem, ale on wtedy jeszcze mieszkał ze swoją byłą narzeczoną i ja przed wylotem do niego błagałam go, żeby schował wszystkie jej rzeczy osobiste, żebym nie musiała tego oglądać, on mi wtedy powiedział, że tak zrobi, że mogę się nie martwić ,ale gdy przyleciałam do niego do mieszkania, obok mojej kosmetyczki stała jej kosmetyczka ,w łazience wisiały jej szlafrok ,bielizna i kosmetyki .. .bardzo to przeżyłam ...rzeczy innej kobiety obok rzeczy mojego narzeczonego i obok moich..... i do tej pory sobie z tym nie radzę, bo gdyby on wtedy dotrzymał słowa nie byłoby większości problemów.... 

Również na początku znajomości, a w sumie gdy byliśmy już zaręczeni, na pierwszej imprezie, na którą zabrał mnie do swoich znajomych, gdzie ja nikogo nie znałam doszło do sytuacji bardzo nieprzyjemnej dla mnie ,ponieważ ja siedząc obok mojego narzeczonego zobaczyłam, że podchodzi do niego jakaś kobieta, przytula go od tyłu na szyję i tak po prostu na nim wisi i z nim rozmawia ...on nie zareagował w ogóle.... Przez te wszystkie sytuacje, do których on doprowadził bardzo mnie raniąc i ja teraz cały czas myślę, że skoro przy mnie się tak zachowywał to beze mnie się zachowuje też tak albo jeszcze gorzej.... a ponieważ mieszkamy jeszcze w dwóch różnych krajach, dopiero razem będziemy za kilka miesięcy, to ta moja zazdrość jest większa.. Aktualnie jestem w ciąży, bo staraliśmy się o dziecko i nie mogę się denerwować,  natomiast on wmawia mi, że ja mam problem z chorą zazdrością, bo cały czas mu wypominam to, co on zrobił. Bez przerwy wmawia mi, że jestem nienormalna i że muszę iść do psychiatry. A ja mu tłumaczę, że nigdy we wcześniejszym małżeństwie nie zostałam tak potraktowana . Nigdy nie byłam chorobliwie zazdrosna o mojego byłego męża ani nawet bardzo zazdrosna .A moje zachowania teraz są konsekwencją tegom jak on mnie potraktował przed ślubem kilka razy i również po.

User Forum

Ona

11 miesięcy temu
Anna Lewandowska-Bernat

Anna Lewandowska-Bernat

Dzień dobry,

Z tego, co Pani pisze, problem wydaje się tkwić raczej w Państwa relacji, a nie w którymś z Was. Mówi się, że można mieć rację albo relację. Wygląda na to, że oboje chcecie mieć rację. Nie potraficie znaleźć wspólnej przestrzeni zrozumienia ani rozwiązań, które pozwoliłyby Pani poczuć się bezpiecznie i ufać Partnerowi, ani takich, które pozwolą Partnerowi być sobą.

To nie ma znaczenia, czy obiektywnie to, co zrobił partner, było w porządku, i czy Pani reakcja jest już chorobliwą zazdrością, czy nie. To, co jest ważne, to fakt, że subiektywnie czuje się Pani źle z tą sytuacją. Dopóki oboje nie uznacie, że macie prawo czuć się tak, jak się czujecie, porozumienie będzie niemożliwe. Pani partner musi uznać, że jego zachowania mogą wywoływać w Pani takie, a nie inne uczucia, a Pani z kolei musi wziąć odpowiedzialność za swoje emocje. Oznacza to, że to Pani odpowiedzialność, by poradzić sobie ze swoją zazdrością, a nie oczekiwać, że mąż zmieni zachowanie. To, że w poprzednich relacjach nie miała Pani takich uczuć, to nie znaczy, że Pani uczucia są tylko i wyłącznie winą męża. Każda relacja porusza w nas inne aspekty.

Jeśli Państwo chcą być w zdrowej relacji, powinni spotkać się pośrodku. Mąż powinien bardziej zastanowić się nad konsekwencjami swoich działań i tym, jak Pani może się poczuć, a Pani powinna zmierzyć się ze swoimi emocjami i zauważyć, że są one o Pani, a nie o mężu. Jeżeli Pani decyduje się wybaczyć, bierze Pani za to odpowiedzialność i nie wypomina mężowi. Nawet jeśli któremuś z Państwa zdarzy się popełnić błąd, należy razem wrócić na właściwe tory. Przypominamy sobie nawzajem, na co się umawialiśmy. Relacja to sport partnerski, w którym powinniśmy mieć wspólny cel i razem do niego dążyć, a nie grać przeciwko sobie.

Warto, żeby usiedli Państwo razem i porozmawiali o tym, jak chcą, żeby ta relacja wyglądała. Do czego dążycie jako para? Jakie wartości chcecie razem budować jako rodzina?

Zachęcałabym do podjęcia wspólnej terapii, by w bezpiecznej i obiektywnej przestrzeni mogli się Państwo nawzajem wysłuchać i wypracować wspólne rozwiązania. Za chwilę będziecie Państwo rodziną, i niezależnie od tego, czy pozostaniecie w relacji małżeńskiej, czy nie, jako rodzice będziecie musieli nauczyć się ze sobą rozmawiać i szukać wspólnych rozwiązań.

Pozdrawiam

Anna Lewandowska-Bernat

11 miesięcy temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

komunikacja w zwiazku

Darmowy test na jakość komunikacji w związku

Zobacz podobne

Jestem zazdrosny o żonę, to niszczy mnie emocjonalnie i psychicznie.

Dzień dobry,

piszę w takiej sprawie: od kilku miesięcy zmagam się z problemem co do mojej żony. Od jakiegoś czasu jestem o nią zazdrosny tak bardziej niż kiedyś i każdego potencjalnego faceta traktuje jak zagrożenie. I nie radzę sobie zbytnio z tym. Co zaczyna bardzo irytować moja żonę i mówi mi o tym. Żebym się ogarnął, bo wchodzi to na tory takiego toksycznego związku. Chcę walczyć z tym, ponieważ też niszczy mnie to od środka. Jestem rozjechany emocjonalnie i potrzebuje pomocy. Mam 36 lat, żona 32. Mamy 9- letniego syna, mieszkamy na wsi i mamy trochę ograniczony kontakty z ludźmi, bo ja tylko do pracy od 6 do 16 tak od 11 lat, odkąd się z żoną "mamy". Proszę o pomoc, moja żona jest wspaniała, troskliwa, kochana, ale też mówi, że potrzebuje trochę "swobody". Dziękuję i pozdrawiam. Proszę pomóżcie mi.

Zrozumienie kryzysu małżeńskiego po chorobie i nagłe zmiany w relacji z żoną

Dzień dobry Jestem 46 latkiem ze stwardnieniem rozsianym - normalnie funkcjonuje, pracuje, chodzę (jak na dzień dzisiejszy choroby nie widać poza tym, że jestem chudy). Mam żonę od 18 lat. 2 dzieci 16 i 13. Nasze małżeństwo miało kryzys 7 lat temu - żona rozmawiała z kolegą na tematy mocno seksualne. 

Od tamtej pory jakoś funkcjonujemy raz lepiej raz gorzej. 

Żona miała ostatnie 10 lat ciągle problemy z pracami (ma ciężki charakter, a z tej okazji pracodawcy ją wykorzystywali, dając jej zbyt wiele obowiązków). Do.czego zmierzam, żona wolała i woli spędzać czas z koleżankami- puby, kluby, sport. Ma w ostatnim czasie wielką potrzebę odwiedzania znajomych (naprawdę ich odwiedza - sprawdzone). W listopadzie zachorowałem na anginę, krtań, a finalnie zapalenie płuc z pobytem 9 dni w szpitalu. 

Po powrocie żona ledwo że mną rozmawiała, jakbym był obcym człowiekiem. A ostatnie 2 miesiące raz rozmawia, a za chwilę milczy. I to jest mega chore, że 4 dni rozmawiamy normalnie a za chwilę cisza .... nie wiem, z czym to dopasować - znudziłem się jej. Chce mnie wymienić, ma depresję, jest zmęczona. Ma kryzys wieku średniego. Naprawdę nie wiem, co robić, żeby było OK. JK

Sytuacja między mną, mężem oraz jego byłą żoną. Przekroczenie granic osobistych
Szanowni Państwo, Nie wiem już co myśleć, mam mętlik w głowie. Mam 39 lat. Wyszłam za mąż po kilku latach narzeczeństwa. Mąż jest rozwodnikiem z dwójką dzieci. Mówiąc w skrócie: na ślub przyszła jego była żona, która nie była zaproszona. Ze względu na nagłą sytuację zobowiązała się podwieźć dzieci męża na ślub (starsze dziecko wtedy miało 16 lat i już samo akurat miesiąc wcześniej leciało za granicę, tylko z kolegą rówieśnikiem). Jak mąż ją o to poprosił - bez ustalenia ze mną, ale sytuacja była nagła, więc dla mnie ok - to powiedziałam, że ok, skoro tak trzeba, ale by przypadkiem nie przyszła na ślub. Mąż mi na to, że mówił trzy razy synowi starszemu, że odwieziemy ich po uroczystości, że mają transport. I że więc żona nie przyjdzie. Że przecież nie może jej wprost powiedzieć, że nie ma przychodzić, ale że trzy razy podkreślał, że transport synów z powrotem zapewniony. No ale ona jednak przyszła. Niezaproszona. Rozmawiała z wszystkimi jak zaproszony gość. Spokojna, wyważona, uśmiechnięta. Ze względu na nagłość to był tylko ślub w urzędzie, bez wesela, żadnego nawet obiadu, tylko mały poczęstunek, w holu urzędu, eks żona wiedziała o tym, że przychodząc uczestniczy w CAŁEJ uroczystości, bo później już nic nie ma. Widziała że jest jedną z kilku gości. Jak weszła do sali to mnie nie zatkało i nic nie zrobiłam. Nic. Jak wariatka. Jakbym była ułomna dosłownie. Mąż też żadnej rekacji. Dopiero na następny dzień do mnie doszło, co się wydarzyło - plułam sobie w brodę, że jak weszła, to nie powiedziałam „dziękujemy za podwiezienie chłopców, do widzenia”. A ona została, rozsiadła się i jak ryba w wodzie. Trzeba dodać, że było bardzo mało gości, w tym ich dzieci i najbliższa rodzina męża, której prawie nie znam, a jego eks znała przez 16 lat ich małżeństwa, bo mieszkali blisko. Na koniec mój mąż powiedział, jak eks wychodziła z synami „udali nam się ci synowie”. Dodam, że w tym czasie już byliśmy w trakcie leczenia niepłodności, po ciężkich sytuacjach ido tej pory nie mamy dzieci. Mi powiedziała „milo było poznać”. Mąż nic nie zrobił po jej wejściu i do końca poczęstunku. PZrozumiałaby, że go zatkało jak mnie. Bo zaskoczenie. Bo nagła sytuacja. Ale najgorsze następnego dnia. Jak do mnie doszło, to zaraz powiedziałam, że strasznie mnie to zabolało, że wyszło na to, że uczucia i potrzeby jego eks przed moimi (nawet jeśli to nie była jego intencja, ale tak to wyszło). Dl mnie to było wręcz upokorzenie. A on na to, że nie widzi problemu, „kocham cię, mamy ślub, nie widzę problemu”, „to ‚miło poznać’ to było szczere z jej strony” ogólnie bardzo nerwowo rozmawialiśmy. Czyli na w miarę już chlodno - nie jak dzień wcześniej, gdy wszystko się działo nagle i podbramkowe - kontynuował to samo. Jakby w ogóle nie miał do mnie szacunku i nie brał pod uwagę moich uczuć, które rozrywały minserce (miałam aż myśli samobójcze). Na dodatek, szczegół ale znaczący, tego samego dnia wieczor przez przypadek widziałam jego SMS do eks żony, część miłej korespondencji, ten SMS akurat z buźkami płaczącymi ze śmiechu. Czyli w tym trudnym dniu, dzień po ślubie jak mówiłam o tej sytuacji on pisał do eks ,jak gdyby nigdy nic, jak gdyby nie wprosiła się na ślub nijak gdyby ja nie płakałabym z tego powodu następnego dnia. Później było kilka sytuacji męża wobec eks, w których czułam się strasznie źle. Za każdym razem, jak poruszałam temat po takiej sytuacji, mąż to samo, czyli właściwie niecnie mówił, tylko „dla mnie ważne, że jesteśmy razem i Cię kocham”, „wolę myśleć o nadchodzącej wizycie u lekarza [dot. leczenia niepłodności, bo to teraz ważniejsze” itp. Ja na to, że to wszystko rozumiem, przecież oczywiste, zresztą ja przecież też „wolę”, tylko poza tym są jeszcze rzeczy, które też są tematem i wazne dla naszego związku i właśnie je poruszam. Ja ciagle mam ranę, czuję, że te sytuacje tak na mnie wpłynęły, że rana się nie zabliźnią. Dziś poruszyłam ten temat z mężem, jego stosunku do mnie i do eks żony. I w ogóle jego stosunku do mnie. Że na przykład raz mnie już okłamał (na dodatek w sytuacji dotyczącej eks żony). Że ostatnio pierwszy raz na mnie spojrzał z pogardą (w sytuacji gdy mówiłam o odpowiedzialności, wzajemnym szacunku, dotrzymywania naszych wspólnych ustaleń), jak na dosłownie, przepraszam za określenie ale jest adekwatne, cuchnące ścierwo - a ja widziałam przez przypadek jego spojrzenie. Że w tej sytuacji ze ślubem, i kolejnych kilku, które są żywą raną w moim sercu, które wobec niego zawsze mam na dłoni chodzi mi nie o robienie wyrzutów tylko o to, że dla mnie te sytuacje świadczą o jego stosunku do mnie, który mnie rani i jest dla mnie nieakceptowalny jako stosunek między kochającymi się osobami. Mąż na to, że mu przykro, ale zaraz dodał, że wymyślam świat, którego nie ma ( czyli kwestia z jego eks), że „kocham cię i jesteśmy razem”, żenie rozumie, o co mi chodzi, i powinnam zapisać sie do psychologa (to była kopia mojego zdania, bo dziś rano mu tak powiedziałam, ale rzeczywiście tak myśląc, jak moim zdaniem bardzo intensywnie zareagował na sytuację, interpretując że coś zrobiłam przeciw niemu na oczach innych, tzn. jak w obecności kasjera na kasie, więc powiedziałam, że biorę pod uwagę, co mi powiedział, ale to była reakcja jak na „normalne” standardy bardzo nieadekwatna do mojego „przestępstwa”, poza tym zareagowałam na nagła sytuację - to tak jak z jego reakcją na ślubie, że nagłą reakcje można zrozumieć, ale już nie jak się coś robi zaraz następnego dnia i to samo się kontynuuje). I niepowiedział, żebym mu powiedziała, kiedy znów wrócę do tematu, czy tak będę zawsze wracała, do końca naszego małżeństwa. I zaczęłam coś od początku jeszcze raz tłumaczyć, starałam sie spokojnie, ale denerwowałam się bardzo, w końcu, ze względu na jego odpowiedzi jak wyżej zacytowałam, obojętność, jakby patrzył na obcą osobę, zaczęłam mówić szybko i podniesionym głosem, a on od razu, spokojnym tonem, jakby nie miał uczuć, że nie mam krzyczeć i że nie widzi problemu w tym swoim zachowaniu co do jego eks żony. Na dodatek patrzał w niebo, bo siedział na leżaku, spytałam czemu nie patrzy na mnie jak rozmawiamy, a on że go słońce razi, to sie przemieściłam, to sie uśmiechnął, a ja na to, dlaczego tak się śmieje w takiej sytuacji, a on na to, że sie cieszy, że mnie widzi - dla mnie to była ironia. Było mi od tego wszystkiego tak strasznie w środku, serce miało mi wyskoczyć, chciałam odejść (rozmawialiśmy w parku), ale odejście nie jest wyjściem. Więc powiedziałam uspokoiwszy sie, że się czuję jakby rozmawiała z jakimś katem, który z kamienną twarzą kijem trąca swoją umierającą ofiarę - bo mąż wszystko mówił takimspokojnym głosem, zero emocji na twarzy. A przecież z tego co mowil, można wnioskować, że wcale nie jest mu przykro, że mnie zranił i rani, bo jednocześnie powiedział, że sobie wymyślam. Powiedziałam, że nie rozmawia, że się czuję jak wariatka co robi wykład, a on nic na to, zero rozmowy. Że jego odpowiedzi - jak go już „zmuszę” by cokolwiek powiedział - w stylu „conchcesz, żebyśmy się rozwiedli i wzięli ślub jeszcze raz” albo „wiem tyle, że cię kocham i jesteśmy razem”, „przykro mi, że cię zraniłem, ale dla mnie samego nie ma problemu”, „powiedzmy teraz pięć minut trzymając sie za rękę” nie są rozmową, że w tym kontekście są jako wytrychy i nic nie znaczą, że to puste słowa. Bo ważne są też czyny. I bycie razem prawdziwie. Ja sie staram zrozumieć jak mogę, w rozmowę wkładam całą siebie. A dziś kolejny raz znów miałam wrażenie, naprawdę, jakbym starała się przekonać swojego kata, że jestem czegoś warta i by zobaczył we mnie człowieka. Dodam że mąż pochodzi z rodziny dysfunkcyjnej i też w innych kwestiach czasem trudno nam sie komunikować w zdrowy sposób, na przyklad mąż często ucieka od omówienia problemu, woli zamieść pod dywan, ma też silną relację ze swoją siostrą (konsekwencja dzieciństwa, trzymali sie razem, mnie sie wydaje, że ta relacja zbyt wpływa na nasze życie jako pary, poza tym rozumiem, że mąż co dzień rano pisze SMS „dobrego dnia” do synów, ale do siostry pisze to samo, czasem przed powiedzeniem dzien dobry mi, swojej żonie, poza tym prawie codziennie rozmawiają przez telefon, czasem częściej niż raz, rozmawiają też poza tym smsach, a mówię mężowi, że oczywiście sie cieszę z ich bliskiej relacji i niech jąnpielegnuje, ale że czasem trzeba sie też zająć małżeństwem, sprawami domowymi i może nie ma możliwości, by tyle sie kontaktował, w sensie że czasem mam wrażenie, że mąż ma więcej czasu i zwłaszcza uwagi dla siostry niż dla mnie). Staram się jak mogę rozmawiać, by między nami nie było ran i niedopowiedzeń, ale spotykam się jakby z murem, co mnie rani dogłębnie. Nie widzę dla nas przyszłości, jeśli tak miałoby pozostać. Mur. Pustka tylko. I już nie wiem, co powinnam myśleć. Może to ze mną na prawdę coś jest nie tak i wymyślam, że tak na prawdę „nie ma problemu”, a ja się fiksuję na tych różnych zdarzeniach. Że nie ma problemu pt. stosunek męża do mnie, stosunek męża do jego eks żony w kontekście tego, że obecnie ma mnie za żonę. Choć jednak w sercu czuję wielki ból, gardło mi ściska. Więc chyba jednak to je jest zmyślone. Dojmująca bezradność. Nie wiem, co dalej. Jakby obuchem w głowę. Dodam, że z synami męża mam relacje bardzo dobre. Nie ingeruję w ich życie, jestem życzliwa, jak trzeba to pomogę, ale się nie narzucam. Synowie mnie lubią, tak samo jak moją rodzinę, która ich serdecznie przyjeła (nie spotykają się często, ale to wynika z oddalenia w przestrzeni). Oczywiście też rozumiem, że każda sytuacja w relacji to dwie osoby. W tym co napisałam i o co mi chodzi, nie szukam winnego, nie wytykam nic, tylko opisałam coś, co chciałabym zrozumieć, żeby coś się zmieniło, bo obecnie czuję się jak pod murem na rozstrzelanie. Byłabym ogromnie wdzięczna za Państwa ocenę sytuacji - spojrzenie z zewnątrz. Przepraszam za ten chaos i długość listu, ale nie wiem, jak to inaczej przekazać, nie umiem. Z góry bardzo dziękuję. ML
Kłócimy się z narzeczoną, jestem już zmęczony. Jednocześnie zależy mi na niej.

​Cześć! 

Mam "problem" z narzeczoną, z którą jestem prawie 10 lat.  Czuję się chyba jak niedorajda życiowa?   

Od początku... Od samej szkoły podstawowej miałem utrudniony kontakt z rówieśnikami, sam nie wiem czemu. Przez to znalazłem sobie "przyjaciół" na czatach GG, i od tamtej pory jestem uzależniony (w tej chwili od przeglądania społeczności)   

 

Narzeczoną "znalazłem" na GG z tego samego miasta. Ja 16, ona 14 lat. Od samego początku jesteśmy ze sobą, ja byłem jej X chłopakiem, a ona dla mnie pierwszą. Wiadomo, na początku była wielka miłość, małe kłótnie (zawsze z jej strony do tej pory), ale raczej nie mieliśmy wspólnych tematów. Od tych prawie 10 lat, nie zerwaliśmy ze sobą ani razu, ale były "poważne" kłótnie, najczęściej spowodowane przez nią. Ja jej nigdy nie zdradziłem, ona również nie. Nigdy jej nie dawałem powodów do zazdrości, ponieważ zależy mi tylko na niej, ale dla niej znajomość męsko-damska nie istnieje, kilka lat temu musiałem usunąć wszystkie dziewczyny z fb oraz usunąć i założyć nowe konto. Miałem na to szczerze wywalone, bo mi na tych znajomościach nie zależało, więc to wszystko robiłem. 

Skończyliśmy technikum, to się razem wyprowadziliśmy do innego miasta, ona na studia, ja do pracy. Z opowieści różnych ludzi, myślałem, że nasz "początek" razem mieszkania będzie ciężki, ale okazało się, że było dobrze. Przeszkadzało jej od tamtej pory, że jestem uzależniony od telefonu. Fakt, siedzę dużo na telefonie, ale ona mi nigdy nie pomogła z tego nałogu wyjść. Jestem w stanie wytrzymać bez telefonu nawet 24 h, jak jestem czymś zajęty/pochłonięty to nie siedzę aż tak w telefonie. Były sprzeczki jak w każdym związku, pewnie niektóre pamiętam, ale tego za dużo by było. Na wszystkie wyjazdy ja ją zabierałem, ponieważ ona studiuje, do pracy chce pójść dopiero po studiach 😐 oraz wszystkie wypady ja proponuję. Ja pracuję sobie kiedy chcę i ile chcę i prawdopodobnie, przez jej ciągłe narzekanie oraz kłótnie, od półtora roku nie mogę wstać z łóżka o 5 rano aż do teraz (bo jestem zmęczony), czyli już 3.5 roku. Pracuje w systemie od poniedziałku do piątku od 6-15, później spędzaliśmy razem czas przeważnie przed telefonem/tv. Nawet zabroniła mi pracować w soboty pod pretekstem, że mało czasu z nią spędzam.. taa spędzanie z nią przed tv.., ale po paru dyskusjach już pracuję w soboty. 

4 lata temu zorganizowałem wakacje, gdzie jej się oświadczyłem ( bo myślałem, że nasza relacja trochę się poprawi (nawet sama mi powiedziała wtedy, że nie mam na co liczyć, że ona się zmieni..) 

Sprawy łóżkowe? Może z 4-5 razy w miesiącu? Od prawie samego początku związku. Czy to jest normalne? Raczej nie. Czasami to jest "moja wina", bo gdzie w dniu mieliśmy sprzeczkę nie chce mi stanąć, to jeszcze mi robi, ale że mam z tym coś zrobić.. Od 2 lat jej tata trochę naciska na wesele, ale ja z tym tematem trochę zwlekam, bo nie chcę mieć takiej relacji jak do teraz, bo za 5-10 lat będzie jeszcze gorzej i później zabawa w adwokaty.. (ale ona nie zna powodu). Nie będę ukrywał, bo sam już bym chciał mieć wesele ( tu też pojawia się konflikt, bo ona ma małą rodzinę i chcę małe wesele a resztę kasy od rodziców przeznaczyć na wkład własny do mieszkania, ale ja mam dużą rodzinę, z którą mam dobry kontakt, no i chciałbym ich zaprosić). 

Do tej pory nie pracuje (bo jest na ostatnim roku studiów), przez to nigdzie nie jeździmy, nie zwiedzamy, a ja właśnie to uwielbiam. Przez ostatnie miesiące, ona się przyczepia o każdą drobnostkę, aż mam już powoli dosyć, nawet jestem już mało uśmiechnięty, przed rodzicami próbuję ukrywać, że nic się nie dzieje. Ostatnio zorganizowałem wycieczkę jednodniową w góry, wstaliśmy z rana, ona już gotowa, a ja do niej mówię że jeszcze z łazienki muszę skorzystać, ona już w złość. To mówię jej, to idź odpal samochód, niech szyba odmarznie. Nie pamiętam dokładnie w tej chwili tej sytuacji jak to było w 100%, ale ona już z nerwami (bardzo nerwową osobą ona jest), że ona nie wie jak odpalić samochód, mimo tego, że ma prawo jazdy, jeździła już tym samochodem, no ale nic, poszła i zaraz wróciła wściekła, że jej nie powiedziałem jak się samochód odpala i że ona nigdzie nie jedzie.. Oczywiście, pojechaliśmy, ale całą drogę ze sobą nie rozmawialiśmy. 

W ostatni weekend byliśmy u mojej siostry i jej chłopaka, którzy są ze sobą 5/6 lat, a ich miłość wygląda zawsze na początkującą, czyli dużo miłości, przytulania, całusów, Nawet jak przy kuchni coś robili, to on ją przytulał i słyszałem u siostry śmiech, a u mnie zaraz by było nie dotykaj mnie, bo coś tam robię... :((( Siostra z jej chłopakiem byli sami świadkami jak moja narzeczona się zachowuje i były między nami 2 małe sprzeczki i gdy poszła do łazienki siostra mnie się spytała czy ona tak zawsze, czy jej zawsze nic nie pasuje.. Następnego dnia jak wróciliśmy już do siebie do mieszkania, napisałem do siostry, że przepraszam za atmosferę i że przeszkadzaliśmy. Ona, że nie przeszkadzaliśmy, tylko, że jej jest przykro jak jestem traktowany.. :((( W tą niedzielę wróciliśmy i do czwartku byłem dla niej chłodny, nie dotykałem, nic nie mówiłem (bo po co mam coś mówić jak zaraz się zdenerwuje). Niestety zepsułem w czwartek mówiąc do niej, że mam straszną ochotę na nią, a ona do mnie z tekstem "spadaj", później poszła się umyć i niestety spytałem się czy dla mnie się myjesz? Nie. ja: dlaczego? ona: bo nie będziesz nadal ze mną rozmawiał podczas drogi ( bo szykowaliśmy się na weekend 1 listopada do miasta rodzinnego, gdzie za każdym razem jak jeździmy na wieś, ona jedzie do swoich rodziców, a ja do swoich.. :(( No i podczas jeszcze tej gadki mówiła, że ją już nie dotykam, no to jej powiedziałem no, bo przestałem Cię dotykać, bo "zrozumiałem" że tego nie lubisz i się denerwujesz za każdym razem. No i już nic nie powiedziała. 

Dziś po grobach się spotkaliśmy, rozmawialiśmy już trochę lepiej, na koniec dnia się do niej przytuliłem, dała mi buziaka (dłuższy pocałunek ja muszę za każdym razem wymuszać i nie zawsze się to udaje i to od samego początku.. no, ale było tak samo dzisiaj, nie dała się pocałować, więc spojrzałem się na pająka, ona również i kazała mi go zabić, ja się tylko uśmiechnąłem, powiedziałem papa i wyszedłem. 

Gdyby normalnie mnie pocałowała, zabiłbym tego pająka.. ale usłyszałem " zje*any jesteś" oraz jak go zabiła to dodała "beznadziejny jesteś". Jak wróciłem do domu, nic nie napisałem. Po jakimś czasie napisała czy jestem już w domu, odpisałem "ta", ona: ta, to zajebiscie. ja: co. ona: nic nie pisz do mnie już wcale gdzie jesteś. ja: skoro i tak jestem beznadziejny  ona: już obrażony, bo cię poprosiłam, żebyś zabił robala? i głupio się jeszcze śmiałeś. i bardzo dobrze. ja: cieszę się. ona: daruj sobie i się już nie wysilaj, nie odpisuj już jak nie masz nic do powiedzenia, dobranoc.   

Przepraszam za moje składnie i itp, ale jestem w tym bardzo słaby..   

Do psychiatry się wybieram już 2 lata.. ale muszę w końcu pójść. Nawet mojej narzeczonej mama powiedziała, że moja siostra jest bardzo za chłopakiem i on również za nią, bo po nas tego nie widać... Nawet nie wiecie, jak wtedy bardzo smutno mi się zrobiło...   Nic takiego w sumie nie napisałem, ale się rozpisałem, może mi pomożecie coś.. Musiałbym wszystkie nasze sprzeczki zapisywać w notatniku, żeby je tu wypisać, bo mam słabą pamięć. Za każdym razem jak już jest zdenerowana, mówi innym głosem to jej mówię " o i już zdenerwowana/uniesiony głos" i twierdzi, że nie, że ją teraz tym zdenerwowałem.. Zależy mi bardzo na niej.. ​

Jestem zdruzgotana po dowiedzeniu się prawdy o partnerze.

Od 10 lat jestem w związku. Mieszkamy razem od niedawna. Na początku było dobrze. Co prawda partner nigdy nie był wylewny w okazywaniu uczuć, ale tłumaczył to brakiem matki w dzieciństwie i autyzmem (samodiagnoza), mimo tego nasze relacje były całkiem dobre. Jak pytałam czy mnie kocha to odpowiadał, że trochę, bo więcej nie umie. Jakoś to znosiłam. Męczyło mnie, że relacja stoi w miejscu, chciałam sformalizować związek, jednak partner twierdził, że małżeństwo nie ma znaczenia. 

Coraz częściej zaczęłam zauważać objawy braku szacunku, bagatelizowanie moich potrzeb, krytykę. Gdy pytałam co się dzieje, zbywał mnie tym, że wydaje mi się i żebym nie szukała dziury w całym. Na wakacje też jezdziliśmy tam, gdzie on chciał, a jak ja proponowałam inne miejsca, to się wykręcał, że nie chce. Zawsze miał grono koleżanek, ale tłumaczył, że łączy ich tylko wspólne hobby i potrzebuje czasem z kimś pogadać. Raczej nie miał kumpli, tylko koleżanki. Pomyślałam, że ok i nie byłam zazdrosna. 

W ostatnim miesiącu wszystko się pogorszyło, często był zdystansowany i miał zmienne humory, coraz mniej dbał o nasze relacje. Nie wiedziałam co się dzieje i w przypływie desperacji sprawdziłam jego telefon. Nigdy tego wcześniej nie robiłam, bo mu ufałam. Okazało się, że pisał kilku swoim przyjaciółeczkom, że męczy się w związku, że mu źle, że daje mi sygnały, żebym z nim zerwała, a ja tego nie robię. On ponoć też nie umie zerwać relacji. Że jestem bardziej dla niego jak rodzic, a nie jak druga połówka. Że niby ma poczucie bezpieczeństwa, bo o niego dbam, ale blokuje mu normalny związek. Najgorsze było jak napisał, że się zabujał w jakiejś lasce i że jest bardzo ładna, w jego typie i mają podobne zainteresowania. Dowiedziałam się, że się z nią spotyka, nawet w rozmowie z koleżanką nazwał ją ,,swoim przyszłym love,,. Rozmowy z tą laską miał ukryte i zabezpieczone pinem. 

Po tym świat mi runął , zawsze mu ufałam i dlatego dawałam mu dużo wolności. Próbowałam z nim rozmawiać nie zdradzając, że zaglądałam do jego telefonu, ale twierdził, że nic się nie zmieniło, że mnie nie zdradza, że przecież zawsze miał dużo koleżanek i mi to nie przeszkadzało. Nie wiem co mam robić, bardzo go kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Czy przyznać się, że czytałam jego prywatne rozmowy i żądać wyjaśnień? Czy to coś da? Czy ten związek ma jeszcze szansę? Jestem zdruzgotana i straciłam sens życia.

kryzys w związku

Kryzys w związku – jak go przetrwać i odbudować relację?

Twój związek w kryzysie? To naturalny etap, który może wzmocnić relację. Poznaj sprawdzone strategie i porady ekspertów, by skutecznie przez niego przejść i odbudować więź. Czytaj dalej!