Jak pomóc dziecku cierpiącemu na smutek i poczucie pustki oraz skłonności do samookaleczenia?
Moje dziecko jest smutne, nie odczuwa emocji, mówi, że jest puste w środku. Dochodzi do samookaleczenia. Ma przyjaciół, ma chłopaka, który ją wspiera. Ale z dnia na dzień jest coraz gorzej. Jak jej pomóc?
Marta

Agnieszka Domaciuk
Pani Marto,
Uczucie smutku, wewnętrzna pustka i samookaleczenia świadczą o poważnych zaburzeniach nastroju u Pani córki. Najlepszym rozwiązaniem byłoby skorzystanie z pomocy lekarza psychiatry i jeśli córka wyrazi zgodę - zastosowanie odpowiedniego leczenia m.in. farmakoterapii. Depresja może mieć różne podłoże, dlatego warto nie lekceważyć tych objawów. Jaki długoterminowej formy wsparcia można też sięgnąć po psychoterapię, w trakcie której córka będzie miała możliwość nauczenia się pomocnych sposobów radzenia sobie z negatywnymi myślami i nieprzyjemnymi emocjami w postaci smutku. Być może córka przeżywa obecnie jakiś kryzys, dlatego to ważne, że ma wsparcie w osobach najbliższych. Niestety, jeśli zaburzenie nastroju ma podłoże organiczne, czyli uwarunkowane zaburzeniami w pracy m.in. układu nerwowego lub hormonalnego, samo wsparcie bliskich nie wystarczy, aby poradzić sobie z tymi objawami. Zachęcam do wspierania córki do podjęcia pomocy u specjalisty.
Pozdrawiam,
Domaciuk Agnieszka
Psycholog, psychoterapeuta w trakcie szkolenia

Justyna Czerniawska (Karkus)
Dzień dobry,
samookaleczenia są wskazaniem do pracy terapeutycznej. Poczucie smutku oraz brak odczuwania emocji, który Pani opisuje również jest niepokojący. Najlepiej będzie wybrać się z córką do psychoterapeuty.
Pozdrawiam serdecznie,
Justyna Czerniawska - psycholog, psychoterapeuta

Magdalena Wójtowicz
Pani Marto,
Okres dorastania niesie wiele zmian dla młodej osoby i jej otoczenia. Może się to wiązać z trudnościami emocjonalnymi, w tym obniżonym nastrojem i problemami w radzeniu sobie z trudnościami. Jeśli uważa Pani, że problem się nasila, zachęcam do konsultacji ze specjalistą. Psycholog bądź psychoterapeuta pomoże Córce i Pani poradzić sobie z trudnościami.
Życzę wytrwałości!
Magdalena Wójtowicz

Dominika Jakubowska
Pani Marto,
to ważne, że Pani córka ma wokół siebie wspierające osoby – Panią, przyjaciół, chłopaka – a jednocześnie to, że z dnia na dzień jest coraz gorzej, może być sygnałem, że to, z czym się zmaga, przekracza jej zasoby i możliwości radzenia sobie. Samookaleczanie to często sposób na poradzenie sobie z silnym napięciem emocjonalnym, którego człowiek nie potrafi złagodzić w inny sposób i sięga po destrukcyjne rozwiązania.
Warto jak najszybciej poszukać profesjonalnej pomocy - byłoby dobrze skonsultować się z psychiatrą, jak również psychoterapeutą, aby uzyskać wsparcie dla córki, ale również omówić swoje obawy i potrzeby.
W tym czasie ważne jest też to, aby Pani zadbała o siebie, żeby móc jak najlepiej wesprzeć córkę. Długotrwałe bycie w stanie napięcia i troski o dziecko potrafi być bardzo wyczerpujące.
Pozdrawiam serdecznie
Dominika Jakubowska

Kacper Urbanek
Dzień dobry,
Bardzo mi przykro, że Twoje dziecko tak cierpi. To, co opisujesz poczucie pustki, smutek, brak emocji i samookaleczanie są poważnymi sygnałami, które mogą świadczyć o depresji lub innym zaburzeniu emocjonalnym. Nawet jeśli ma bliskie osoby i wsparcie ze strony przyjaciół czy chłopaka, czasem to nie wystarcza, by poradzić sobie z wewnętrznym bólem.
Najważniejsze teraz to nie zostawiać jej samej z tym stanem. Delikatnie, ale stanowczo porozmawiaj z nią i zaproponuj wspólne spotkanie ze specjalistą psychologiem dziecięcym lub psychiatrą. Samookaleczanie to sygnał, że emocje są tak silne lub tak trudne, że nie umie ich inaczej wyrazić ani złagodzić. Wymaga to profesjonalnej pomocy. Twoja obecność, czułość i uważność są kluczowe, słuchaj jej bez oceniania. Pokaż, że jesteś po jej stronie i że nie musi przechodzić przez to sama. Im szybciej otrzyma odpowiednią pomoc, tym większa szansa na poprawę jej stanu psychicznego. Jeśli sytuacja się pogarsza lub istnieje ryzyko, że zrobi sobie krzywdę, nie zwlekaj, zgłoś się do najbliższej poradni zdrowia psychicznego lub na oddział psychiatryczny. Bezpieczeństwo Twojego dziecka jest teraz najważniejsze. Nie jesteście w tym sami, pomoc jest dostępna i może przynieść realną ulgę. Przesyłam dużo ciepła!
Z pozdrowieniami
Kacper Urbanek
Psycholog, diagnosta

Katarzyna Kania-Bzdyl
Droga Marto,
zdecydowanie jak najszybciej zapisać na stałe konsultacje do psychologa/psychoterapeuty (min. 1x w tygodniu). Ponadto przekazać dziecku namiary na bezpośrednią pomoc:
116111 - telefon zaufania dla dzieci i młodzieży
W tym wypadku czekanie, aż coś się samo zmieni, jest najgorszym rozwiązaniem. Reagujcie.
Katarzyna Kania-Bzdyl

Martyna Jarosz
Dzień dobry,
Samookaleczanie to poważny sygnał emocjonalnego cierpienia. Z pani opisu sytuacji wynika, że stan córki się pogarsza, co wskazuje na konieczność profesjonalnej pomocy. Psycholog pomoże zrozumieć źródło tych trudności i nauczy córkę bezpiecznych sposobów radzenia sobie z emocjami.
Życzę wytrwałości!
Martyna Jarosz

Anastazja Zawiślak
Dzień dobry Pani Marto,
To, co Pani opisuje, jest bardzo poważnym sygnałem i świadczy o głębokim cierpieniu psychicznym u córki, którego nie należy bagatelizować. Uczucie pustki, smutek, brak kontaktu z emocjami i samookaleczanie to objawy, które wymagają pilnej pomocy specjalisty – psychiatry dzieci i młodzieży oraz psychoterapeuty.
Nawet jeśli córka ma wspierające relacje, to nie zawsze wystarcza, one są oczywiście bardzo ważne i to dobrze że są ale cierpienie, którego doświadcza, może mieć głębsze źródło i nie minie samo. Bardzo ważne jest, by nie zostawała z tym sama i by miała przestrzeń, w której może bezpiecznie mówić o tym, co przeżywa.
Proszę jak najszybciej umówić córkę na konsultację psychiatryczną – nawet jeśli funkcjonuje „na zewnątrz”, samookaleczanie to sygnał alarmowy, którego nie wolno bagatelizować. Równolegle można szukać miejsca na psychoterapię. Jeśli nie ma dostępnych terminów, warto rozważyć kontakt z poradnią zdrowia psychicznego dla dzieci i młodzieży lub ośrodkami interwencji kryzysowej.
Dobrze, że Pani to zauważa – to pierwszy krok do realnej pomocy. Córka potrzebuje teraz nie tylko wsparcia emocjonalnego w domu, ale też profesjonalnej opieki, która pomoże jej poradzić sobie z tym, co ją przerasta. Nie jesteście w tym sami.
Pozdrawiam
Anastazja Zawiślak
Psycholog

Katarzyna Gołębiewska
Dzień dobry,
Pisze Pani o cierpieniu córki, z którym trudno jej sobie poradzić, mimo zauważalnego przez Panią wsparcia w otoczeniu. W sytuacji samookaleczania, spadku nastroju i pogarszającego się z dnia na dzień samopoczucia, należy udać się do specjalistów: psychiatry i/lub psychoterapeuty, psychologia, którzy po zebraniu wywiadu będą mogli zaproponować realną pomoc.
Pozdrawiam
Katarzyna Gołębiewska
Psycholog i psychoterapeuta

Krzysztof Skalski
To, co dzieje się z Pani dzieckiem, jest bardzo poważne i wymaga natychmiastowej reakcji. Samookaleczanie, poczucie pustki i brak emocji to nie są tylko przejściowe nastroje- to mogą być objawy depresji lub innego głębokiego kryzysu psychicznego. Nawet jeśli córka ma przyjaciół i wspierającego chłopaka, to nie zawsze wystarcza, by poradzić sobie z tym, co dzieje się w jej wnętrzu. Najważniejsze, co może Pani zrobić, to nie zostawiać tego bez działania. Potrzebna jest szybka konsultacja z psychologiem lub psychiatrą dziecięcym. Im wcześniej zostanie udzielona pomoc, tym większa szansa na powrót do zdrowia. Rozmawiając z córką, warto okazać pełną akceptację i spokój- nie oceniać, nie wypytywać „dlaczego”, ale po prostu być blisko, mówić: „widzę, że cierpisz, jestem przy Tobie, i razem poszukamy pomocy”. Pani obecność, troska i reakcja mogą zrobić ogromną różnicę. Ale to, co się dzieje, wymaga specjalistycznej opieki.

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Mam wstydliwy problem.
Nigdy nie chciałam mieć dzieci, nie żałuję i nie chcę.
Jako nastolatka myślałam schematem, że będę mieć, bo każda to przechodzi itd. Nigdy nikt mnie nie kochał i myślałam, że może kochający mąż rozwiąże problem.
Miałam przez jakiś czas kogoś, ale wiem już, że rodziłabym ze wmówionym "chce". Ogólnie brzydzę się porodu, słabo mi i mdli mnie na widok rozwarcia. Nie mogę słuchać o "jakbym przeżyciu" porodu i patrzeć na dziecko z pępowiną, na krew.
Wstyd powiedzieć ludziom, bo uznają mnie za antyczłowieka.
Ale ja nie mogę, naprawdę. Pracuje w zawodzie medycznym, mam styczność z krwią, nie brzydzę się różnych chorób.
Nawet bólu dużo miałam w swoim życiu, to i on mi tak bardzo nie straszny, chociaż uważam za pełną masakrę przy rozwarciu.
Co jest ze mną nie tak? Mam tak od dzieciństwa. Czasem słyszałam, jak mężczyźni bezdzietne nazywają, że to nie kobiety. Przykro mi wtedy. Widzę w swoich oczach położne jako 500 procentowe kobiety, a ja kim w takim razie jestem?
Nie żałuję samotności, a jednocześnie wiem, że najbardziej chciałabym mieć męża, którego nie mam. Jeden zostawił mnie, przez brak chęci do dzieci. Dlaczego nie dostałam takiego daru chcenia? Zaczęłam się zastanawiać, czy oziębłość do siebie moich rodziców albo przemoc w domu mogła spowodować takie obrzydzenie? Matka zawsze mówiła, że bardzo lubi dzieci (chociaż nie swoje). Nigdy nie widziałam chyba też przytulających się rodziców. A czułości innych mi obrzydzały bardzo długo.
Mam 30 lat.
Mam 3,5 letniego syna i 1,5 roczna córkę. Ojcem jest Marokańczyk. Gdy moj syn mial 4 miesiące byliśmy w odwiedzinach u jego rodziny. Pozostając sama z moja teściową, ta bawila mojego synka. Nagle podniosła bluzke i próbowała mu wlozyc swoj sutek do buzi. Zaprotestowalam, ale ona nie reagowala. Dopiero po chwili udalo mi sie zabrać jej dziecko. Opisalam sytuacje mezowi, ale on mi nie uwierzył i wszystko zbagatelizował. Na drugi dzien teściowa znowu próbowała zrobic to samo. Mąż znowu wszystko zbagatelizowal, mowiac, że klamie, że jego mama nigdy by tego nie zrobila. Powiedzialam mu, że mnie to bardzo zabolalo, bo jesli to miala byc jakas kwestia kulturowa, to powinna najpierw zapytac o moja zgode. A ja wyraznie powiedzialam nie. Dopiero po jakims czasie rozmawial ze swoja mama przy mnie, ale ona sie wyparła. Musze tutaj dodac, że przeżylam to o tyle mocno, gdyż pragnęłam karmic synka piersia, ale on mial poważne problemy. Siedziałam po nocach sciagalam mleko co 3 h, karmilam go, potem butla, potem znowu sciaganie mleka. Walczylam o kazda kropelke mleka dla niego. To, ze chciala aby moj syn ssal jej piers odebralam jako osobisty atak, w szczególności, że widziala jak sie staram go karmic, jak nie spie, jak walcze o to mleko. Bardzo mnie zabolalo to, ze moj maz przeniosl wine na mnie, najpierw mowiac, ze klamie a potem, ze jego mama tak robila z wszystkimi wnukami i ze to normalne. Nikt z moich marokańskich znajomych o czymś takim jednak nie słyszał. Gdy matka nie ma pokarmu, bądź z innych przyczyn nie moze karmic, to wtedy inna kobieta moze karmic dziecko (tak jest w ich kulturze). Dzieci karmione przez jedna i ta sama kobiete sa uznawane za rodzeństwo i w świetle prawa nie moga brać ślubu. Tyle akurat wiem. Jego mama nie ma ani pokarmu, ani nie bylo potrzeby uspokajania mojego synka, ani tez nie byl glodny. Jego matka nigdy mnie nie przeprosiła za to zdarzenie. Po powrocie do domu zaczęłam coraz bardziej i bardziej przeżywać, to co sie wydarzylo, coraz czesciej dochodzilo miedzy nami do kłótni, w koncu stracilam mleko calkowicie, gdy synek mial 6 miesięcy. Zaczęłam odsuwac sie od meza, a teraz nawet od synka. Coreczke karmie piersia, na szczęście teściowa nie próbowała jej wsadzic sutka do buzi. Cieszy mnie to, ze nadal ja moge karmic i czuje sie z nia tez bardziej związana niz z moim synkiem. Jesteśmy blisko rozwodu, to co sie stalo ponad 3 lata temu wisi nade mna jak fatum. Moj maz twierdzi, ze to ja mam problem i mam sobie z nim sama poradzic, bo jego mama tak robi i tak to jest. Wiem, ze mam problem, ale wynikajacy z jego zachowania i jego matki. Jego matka przyjechala w odwiedziny, bo wszystkie jej dzieci sa poza Marokiem i juz nie chce wrócić. Przez to mamy teraz czesty kontakt z nia, a raczej moj maz z synkiem. Moj maz nie traktuje naszej córkę na równi z synkiem, bo jest podobna do mnie, "biała" jak to mówi. Powiedzial nawet, ze nie jest jego, bo nie wyglada jak on. Ja za to od jakiegos czasu, gdy syn zaczal spędzać wiecej czasu z teściową, nie chce, aby sie przytulał potem do mnie, potrzebuje czasu. Nie wiem jak sobie z tym wszystkim poradzic. Małżeństwo wisi na wlosku, maz chce mi odebrac dzieci, ciagle mnie poniża, ogranicza finansowo, wyzywa, kaze isc sie zabic, wciska mi noz do rak, czasem w nocy staje nade mna nie wiem dlaczego, nie pomaga mi w niczym. Syn przy ojcu jest rozbrykany, bo tata mu na wszystko pozwala, a ja jestem ta zla, bo probuje nauczyc zasad. Mieszkam za granica, nie mam tu nikogo, a odkad urodzilam synka nie pracowalam. Nie wiem co zrobic. Prosze o pomoc
Witam. Moja mama nadużywa alkoholu. Najgorzej jest m.in w różne święta, czy jak jest na zwolnieniu lekarskim.
Gdy jest pijana, to kłóci się z tatą i głównie śpi, przez co nie dotrzymuje słowa. Co robić?
Witam. Opiszę w dużym skrócie moją historię.
Od zawsze mieszkałem w domu, jak miałem 25 lat wyremontowałem sobie mieszkanie na 1 piętrze i zamieszkałem tam po moich dziadkach. 7 Lat temu poznałem swoją obecną żonę, pracowałem wtedy w delegacji i wtedy jeszcze dziewczyną widywałem się weekendami. Od tamtej pory leczę się u psychiatry, mam nerwicę/depresję. Zrezygnowałem z tamtej pracy i ogólnie jakoś sobie radziłem. Wzięliśmy ślub, urodził nam się synek, obecnie ma 3 lata. Jednak przez ostatnie dwa lata wydarzyło się u mnie dużo. Ze względu na konflikt rodziców i ich późniejszy rozwód, dla ratowania swojej rodziny wyprowadziliśmy się do miasta rodzinnego mojej żony, niedaleko około 30 km od mojego rodzinnego miasta. Znalazłem tutaj pracę, udało się wziąć kredyt, mamy czym jeździć. Wydaje się, że wszystko poukładane...
Tylko nie u mnie, nie cieszę się z tego, co mam, jedynym co mnie trzyma jeszcze przy tym wszystkim, jest syn. Chodzę do terapeuty uzależnień w celu rzucenia papierosów. I dużo rozmawiamy głównie o tym, co się u mnie dzieje, na pozór powinienem być szczęśliwy, faszeruje się od 7 lat lekami na depresję i tak naprawdę nie czuję się nigdy, jak bym chciał.
W głębi czuję, że mieszkając w bloku, ja nie będę szczęśliwy, ja jestem przyzwyczajony, że mogłem wyjść na podwórko cokolwiek zrobić, bardziej to wyglądało zawsze jak życie na wsi.
A teraz przychodzę z pracy i oprócz zajmowaniem się synem nie mam czym się zająć. Lubiłem zawsze jakieś prace fizyczne, typu koszenie trawnika itp. (przy domu zawsze znajdzie się coś do zrobienia)... Moja żona ma tu wieloletnich znajomych, rodzinę, tą samą pracę od wielu lat. Ja mam nową pracę, ale wydaje mi się, że poświęciłem wszystko dla komfortu mojej żony, nie myśląc o sobie. Na dzisiejszy dzień zmagam się każdego dnia z objawami nerwicy, nie mam żadnego hobby (z piłki nożnej zrezygnowałem na początku znajomości z żoną ze względu na brak czasu, by się spotykać). Czuję się samotny mimo, że mieszkam ze swoją rodziną. Żona nie potrafi mnie zrozumieć, że nie mam tutaj przyjaciół, rodziny. Zrezygnowałem w 100% z alkoholu, chociaż czasami wypiłem piwko, to dawało mi to choć trochę radości.
Nie mam komu się wygadać, w pracy nie mam przyjaciół.
Do mieszkania już się nawet czasami nie chce wracać, wiedząc, że nikt mnie nie zrozumie... Czuję wewnątrz, że ja długo w takim maraźmie nie pociągnę. Chciałbym wrócić do domu, w którym mieszkałem większość życia do poprzednich znajomych. Mam jednego brata, który mieszka daleko i też nie chce zawracać mu głowy swoimi problemami...