Left ArrowWstecz
Co mogę zrobić jak syn nie chce chodzić do szkoły? Jest na lekach i nic to nie dało...
User Forum

Małgorzata

2 lata temu
Katarzyna Faryniarz

Katarzyna Faryniarz

Dzień dobry, Ciężko odpowiedzieć na Pani pytanie nie znając szczegółów. Czy mogłaby Pani powiedzieć coś więcej? Jaka jest postawiona diagnoza, jakie leki zostały przepisane, jak długo już je zażywa i oczywiście w jakim wieku jest Pani syn? Wiedząc więcej, będę w stanie odpowiedzieć na Pani pytanie.
2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Zofia Kardasz

Zofia Kardasz

Dzień dobry,

niechęć dziecka do chodzenia do szkoły z reguły z czegoś wynika. To może być trudność w odnalezieniu się w środowisku szkolnym, może ktoś mu dokucza, może ma trudności w relacji z nauczycielami. Przyczyn może być wiele i mogą być bardzo różne. Dobrze byłoby porozmawiać z synem, najlepiej podczas jakiejś zabawy, żeby nie robić z tego “poważnej rozmowy”, bo to często zniechęca dzieci do otworzenia się.

Może Pani również poprosić o pomoc psychologa dziecięcego.

Leki same w sobie raczej nie wpłyną na nastawienie dziecka do chodzenie do szkoły, polecam rozmowę.

Pozdrawiam

Zofia Kardasz

 

2 lata temu
dobrostan

Darmowy test na dobrostan psychiczny (WHO-5)

Zobacz podobne

Żona wybuchowo reaguje na zachowania dziecka i na mnie, gdy mówię, że jest w porządku.
Dzień dobry. Nurtuje mnie kilkadziesiąt tematów. Jak nazywa się w psychologii takie zachowanie i czy jest ono zdrowe dla rozwoju dziecka? Niestety wydaję mi się, że pms ma tu ogromne znaczenie, gdyż sytuacje nasilają się cyklicznie: Żona często wybucha z byle powodu. Gdzie tydzień wcześniej śmiałaby się z takich żartów lub byłaby spokojniejsza na pewne, moim zdaniem normalne, wybryki dziecka. Przykładem może być sytuacja, gdzie trzyletnie dziecko skacze po kanapie dla atencji lub zabawy. W pewnym momencie, po którymś razie, żona wybucha i przytrzymuje dziecko oraz krzyczy na nie, żeby tak nie robiło, gdyż może źle się to skończyć. Dziecko płacze i czuje sie zawiedzione. Przepraszam i mówi, że tak więcej nie zrobi. Żona przytula dziecko i też przeprasza za swoje zachowanie ,że się uniosła, miała ciężki dzień lub, że to ja ją zdenerwowałem i nie powinna była tak reagować i takimi słowami trzylatkowi siebie tłumaczy i przeprasza. Niby ok. Ale podczas pms lub miesiączki, trwa to u żony zazwyczaj w sumie 2 tygodnie. Takich krzyków na dziecko i potem przeprosin i tłumaczeń siebie jest w ciągu dnia kilkadziesiąt a nawet w ciągu godziny na pewno 3 razy takie coś. Moje pytanie jest, czy to jest zdrowa relacja, czy dziecko rzeczywiście powinno mieć taki młyn w głowie przez. 3 latek dojrzewa i targają nim hormony, a tutaj takie niezrównoważone akcje ze strony kochającej matki. Ja wiem i jestem obok proszę ją, żeby nie krzyczała, bo dziecko zachowuje się normalnie jak na swój wiek i wtedy żona jakby się ocknęła i go przeprasza lub w częściej atakuje mnie za to, że się wtrącam. Jest to jakiś rodzaj upośledzenia myślowego, czy po prostu niedojrzałości żony,która najpierw wybucha naprawdę ogromną złością, czasem mnie nawet uderza, gdy się wtrącę i jak dziecko nie patrzy, a potem je przeprasza, że się złościła. Ja mam osobiście mega mieszane uczucia i widzę, że się od siebie oddalamy. Żona chodziła ponad rok do psychologa i wydaję mi się, że jest o wiele gorzej. Czyta dużo naukowych książek i jest bardzo mądra. Ale zauważyłem, że w jej życiu dziecko jest już najważniejsze, a ja mogę nie istnieć i dlatego często jestem traktowany jak najgorszy wróg. Gdy mam swoje odmienne zdanie na jakiś temat.
Różnice w wychowaniu i podejściu do dzieci przeze mnie i męża. Czasem mam dość.
Oboje z mężem mamy inne postrzeganie wychowywania dzieci. Ja staram się dzieci traktować jednakowo i sprawiedliwie , jako że są to małe dzieci 3 i 4 lata, uważam, że to normalne, kiedy się brudzą czy hałasują w trakcie zabawy lub ciężko im usiedzieć w jednym miejscu podczas jedzenia, kiedy oboje są dziećmi tryskającymi energią zdarza się, że 4 latek wstaje w nocy i prosi, by mąż poszedł z nim spać do drugiego pokoju, za moja namową zazwyczaj idzie, jednak często kończy się to krzykiem i płaczem syna, bo dla męża jest to chore, że 4 latek nie potrafi przespać całej nocy sam, jest wobec takich zachowań mało wyrozumiały - hałas i zabawa dzieci jest drażniąca , kiedy się brudzą krzyczy, bo "je jak fleja ". Mam czasem dość tej ciągłej walki , na ogół dzieci są posłuszne bardziej mężowi niż mi, ja staram się rozmawiać, chociaż nie słuchają i to też wprowadza mnie w frustrację, bo chce łagodzić sytuację na tyle, by Mąż nie musiał krzyczeć na nich, ale oni tego nie rozumieją. Czuje się bezradna , Mąż uważa, że jestem zbyt miękka dla nich i dlatego dzieci nie mają do mnie szacunku. A moje poglądy i nastawienie do takiego stylu wychowywania jest dla niego nie do pojęcia, każda rozmowa kończy się wytykaniem sobie na wzajem błędów rodzicielskich... Czasem mam tak dość tego wszystkiego , że mam ochotę odjeść od męża...
Zaczęłam spotykać się z chłopakiem. Wydaje się spokojnym i normalnym facetem.
Zaczęłam spotykać się z chłopakiem. Wydaje się spokojnym i normalnym facetem. Ale dowiedziałam się czegoś dziwnego o nim, czego nie mogę zrozumieć. Ma 25 lat i śpi w jednym! łóżku z bratem 18 lat. Mają jeden pokój i jedno łóżko. Wiem, że nie pochodzi z bogatej rodziny, ale nie rozumiem tego. On pracuje i brat też, rodzice też pracują. Mieszkanie rozumiem ma tylko salon gdzie rodzice śpią i pokój, gdzie on z bratem. Jak go pytałam, to dla niego to ok i nigdy nie myślał, że z tym coś nie tak, jak i jego rodzice. Dla tego chciałam spytać państwo, jaki może mieć wpływ na jego psychikę ta sytuacja? Czy tylko ja uważam, że to jest meeega nie ok?
Czy podjąłem dobrą decyzję wyprowadzając się z domu teściowej po sporach o własne mieszkanie?

Dzień Dobry. Poniżej opiszę swoją sytuację, ponieważ bardzo długo się zastanawiałem czy dobrze zrobiłem. 

Jestem z żoną 10 lat po ślubie, mamy 5-letniego synka. Jeszcze przed małżeństwem planowaliśmy wspólne życie. Pomysłem moim było na wynajęcie mieszkania i w przyszłości odłożenie na coś swojego, niezależnego. Cały problem zaczął się w momencie, kiedy teściowa weszła w temat. Mieszka w domu, gdzie było 2 dorosłych i 3 dzieci, dom 2 kondygnacyjny. Padło stwierdzenie, po co będziecie wynajmować, skoro góra cała będzie dla Was (2 pozostałych dzieci). Zgodziliśmy się i zrobiliśmy remont, bo jak mówiła to będzie Nasze. Temat tego nasze nie wyszedł ode mnie, a od testowej. Po paru latach nadal nic się nie działo z zapisami. A do tego zaraz po skończonym remoncie dokooptowała Nam swojego synka do jednego z pokoi. Mnie się to bardzo nie podobało, bo chcieliśmy być niezależni, a nie mieć kogoś za ścianą, który myje sobie gary w naszym nowym sprzęcie. Oczywiście jej się to nie spodobało i odpowiedź była, że u Nas się żyje wszyscy razem. Uspokoiłem się i żyliśmy dalej. Gdy mieliśmy fundusze ,chciałem kupić dla nas mieszkanie. Wtedy pojawił się kolejny temat, ponieważ chcemy odejść a tu cała góra dla Nas. Ona chciała zapisać, tylko ja nie chce. Zaczęło mnie na nowo ruszać emocjonalnie. Do tego doszły spadki po zmarłym teściu, które przed śmiercią obiecywał nam, jak i swojemu wnukowi. Dla mnie pewne deklaracje i życzenia przed śmiercią są nie do podważenia, nawet już razem z teściem zaczęliśmy procedury pod budowę domu i zapisy. 

Po śmierci się wszystko zmieniło, pierwsze dążyła, żeby to spieniężyć. Na moje pytanie, jak to jest, że teść obiecywał dla wnuka. To nawet na to potrafiła odpowiedzieć, że "teścia już nie ma". Zapisać nie chciała, ale w tym czasie pojawił się temat mieszkania, bo znalazło się dobre. Była w kropce, bo nie chciała dać, a dalej twierdziła, że mamy cała kondygnacje. Czar goryczy przelały jej słowa, że a co będzie, jak ona grunt zapisze, a ja się będę chciał rozwieść. Powiedziałem dość, wyprowadzamy się. Obecnie Nadal mieszkamy w tym domu, ale teren jest zapisany na Nas i jesteśmy na etapie wykończenia domu. Straciłem do Niej szacunek, dlatego, że chciałem jej pomóc po śmierci teścia i drugiego szwagra. A nie to, że była do mnie murem to jeszcze żaliła się na lewo i prawo na Nasze sprawy. Teraz obecnie trochę się uspokoiło, lecz nie chce słyszeć, jak tam nam idzie w budowie, nigdy nie była zobaczyć, ma to gdzieś. Lecz nadal mam jakieś wewnętrzne poczucie czy zachowałem się w porządku?

Jak pokonać lęk przed nowymi wyzwaniami bez wsparcia rodziny i środków na terapię?

Mam 20lat. Boję się czegoś w życiu podjąć, bo nie mam i niestety nigdy nie miałam bezpiecznego ,,zaplecza" w postaci domu i rodziny. Wiem, że gdyby coś mi się nie udało, to zostanę z tym sama, dlatego tak trudno od lat jest mi spróbować w życiu czegoś nowego. Zawsze towarzyszy mi lęk. Czuję, że chciałabym się z tym zwrócić do psychologa, ale zwyczajnie nie mam na to pieniędzy. Niby pracuje, ale u mnie w rodzinie nigdy się nie przelewało i szkoda mi pieniędzy na wszystko.

problemy wychowawcze

Problemy wychowawcze - jak je rozpoznawać i skutecznie rozwiązywać?

Problemy wychowawcze to powszechne wyzwanie dla rodziców. Zrozumienie ich przyczyn i skutecznych metod rozwiązywania jest kluczowe dla rozwoju dziecka. Oto praktyczne wskazówki pomagające radzić sobie z trudnościami wychowawczymi.