Małgorzata

Katarzyna Faryniarz

Zofia Kardasz
Dzień dobry,
niechęć dziecka do chodzenia do szkoły z reguły z czegoś wynika. To może być trudność w odnalezieniu się w środowisku szkolnym, może ktoś mu dokucza, może ma trudności w relacji z nauczycielami. Przyczyn może być wiele i mogą być bardzo różne. Dobrze byłoby porozmawiać z synem, najlepiej podczas jakiejś zabawy, żeby nie robić z tego “poważnej rozmowy”, bo to często zniechęca dzieci do otworzenia się.
Może Pani również poprosić o pomoc psychologa dziecięcego.
Leki same w sobie raczej nie wpłyną na nastawienie dziecka do chodzenie do szkoły, polecam rozmowę.
Pozdrawiam
Zofia Kardasz

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Dzień dobry mam problem ze sobą i nie wiem jak sobie z nim poradzić.
Chodzi o moją mamę. Kocha mnie, przytula, gotuje obiady i nie hamuje moich ambicji i wspiera mnie we wszystkim, jednak mam do niej odrazę i agresję. Nie chcę jej krzywdzić, ale wybucham do niej agresją cały czas, nawet jak nic do mnie nie mówi. Odkąd skończyłam 18 lat dochodzą również przekleństwa, ale tylko z mojej strony. Mama jest smutna i widzę, że pęka jej serce, bo bardzo jej dokuczam, ale nie potrafię przestać. Kocham ją i nienawidzę. Wskoczyłabym za nią w ogień, ale i ją do niego wepchnęła. Na myśl, że mogę jej wbić szpilkę i doprowadzić do złego stanu odczuwam satysfakcję i zadowolenie, a gdy skończę umartwiam się jak mi jej żal i nie chcę, aby była smutna. Wiem, że jak odejdzie, to ja razem z nią.
Dzieciństwo miałam bardzo dobre, bo mama sama mnie wychowywała. Może chodzi o ojca, bo bardzo jej dokuczał, jak miałam może z 2 latka, potem odeszłyśmy. Może podświadomie chcę przejąć jego rolę.
O co chodzi i co jest ze mną nie tak? Chciałabym, aby mama miała kochającą córkę, a nie potwora. Bardzo proszę o pomoc.
Jestem po 3 nieudanych związkach. Moja mama twierdzi, że powinnam być sama, ja jednak chcę ułożyć sobie życie — próbować i wierzyć w to, że w końcu mi się uda.
Jak mam z nią rozmawiać? Dla niej to wstyd, bo co ludzie powiedzą.
Mama oskarża mnie o coś, czego ja nie robię: o to, że rzekomo donoszę do rodziny na to, co się dzieje u nas w domu, a przez to myślę, że mama mi nie ufa, stąd te oskarżenia.
Co robić?
Witam, jestem w związku nieformalnym od 8 lat.
Zarówno ja, jak i partner jesteśmy po 30, mamy stabilną, dobrze płatną pracę, poczynione inwestycje i możemy sobie pozwolić na kilkukrotne wyjazdy w ciągu roku. Taka sytuacja ma miejsce praktycznie od początku związku. Niby wszystko wydaje się idealne, ale co jakiś czas nachodzą mnie pewne wątpliwości i przemyślenia. Rozpoczynając ten związek, liczyłam na to, że w przyszłości będziemy małżeństwem, stworzymy rodzinę.
Przy rozpoczynaniu znajomości mój partner powtarzał, jak bardzo cieszy go, że mamy wspólne wartości (oboje jesteśmy z tradycyjnych konserwatywnych rodzin).
Po jakimś czasie trwania związku zaczęłam liczyć na oświadczyny. Przy każdym wyjeździe miałam na to cichą nadzieję.
Moje oczekiwania bardzo delikatnie sugerowałam partnerowi. Próbowałam też rozpoczynać rozmowy o dzieciach, gdyż zbliżałam się do 30 urodzin, a nasza sytuacja materialna była bardzo dobra. Byłam zbywana, często te rozmowy kończyły się wymianą zdań, a potem temat zanikał. W efekcie nie wiedziałam co na ten temat tak właściwie myśli partner i jakie ma plany na wspólną przyszłość. Podejmowałam próby wiele razy, ale bezskutecznie. W międzyczasie w naszym otoczeniu pojawiały się śluby i dzieci, a ja czułam, że tkwię w miejscu.
W końcu podczas jednej z rozmów usłyszałam od partnera, że nie obiecywał mi ślubu przed wejściem w związek, że nie zamierza go brać, bo małżeństwa, jakie zna, nie zachęcają go do tego.
W trakcie naszego związku dowiedziałam się, że w przeszłości był zaręczony, miał brać ślub, lecz na krótko przed dowiedział się o zdradzie narzeczonej. Od tego czasu bardzo zmienił swoje życie i z tego, co słyszałam, zmienił mu się także charakter, stał się dużo bardziej zasadniczy, nieustępliwy. Wiem też, że po tym rozstaniu miał jakieś nieporozumienia finansowe z narzeczoną.
Jego podejście do wspólnych finansów zmieniło się tak, że po tylu latach nie mogę namówić go do wspólnego konta, a co miesiąc zbieram rachunki i wyliczam, ile kosztowały nas poszczególne zakupy i opłaty (mieszkamy wspólnie). Pomimo tego, że on nigdy nie przegląda tych zapisków, czuję się z tym okropnie i co miesiąc wszystko szczegółowo rozpisuję. Od momentu jak dowiedziałam się o tym narzeczeństwie i planach ślubu nie mogę pozbyć się uczucia, że nie jestem dostatecznie dobra.
Co jakiś czas nachodzą mnie wątpliwości, że poprzednia narzeczona była w czymś lepsza i dlatego miała zostać żoną. Mam wrażenie, że podświadomie będąc partnerką, staram się być żoną idealną. Żadna z koleżanek tak bardzo nie nadskakuje swojemu mężczyźnie. Z jednej strony pogodziłam się z brakiem małżeństwa, bo nie wyobrażam sobie być z kimś innych, bo nigdy wcześniej nie doznałam takiego porozumienia, jedności zainteresowań. Żaden partner też nie satysfakcjonował mnie także w innych sferach życia. Partner zaraził mnie swoją aktywnością i pasjami i ciągle mało mi czasu spędzanego razem.
Kilka miesięcy temu stwierdził też, że czas już na dzieci więc jesteśmy na etapie zmiany trybu życia badania swojego zdrowia itp. Pomimo tego wszystkiego w mojej głowie co jakiś czas pojawia się myśl o niespełnionych marzeniach dotyczących ślubu i żal o decyzjach, dotyczących dzieci, których nie podjęliśmy wcześniej. Wszyscy nasi znajomi posiadają już co najmniej jedno dziecko, są w zbliżonym do siebie wieku. A my będziemy tak odstawać, będąc najstarszymi z najmłodszymi dziećmi.
Czasem nie potrafię sobie poradzić z wrażeniem, że poprzednia partnerka była miłością jego życia, a ja jestem jej kolejnym egzemplarzem. Gdy się poznaliśmy, byłam do niej lekko podobna w tym samym typie urody, mamy bardzo podobną sytuację rodzinną, a nawet urodziny w tym samym dniu.
Raz, gdy miałam odwagę, powiedziałam partnerowi, że mnie nie kocha tak, jak kochał ją, zaprzeczył i ten temat nigdy już pomiędzy nami się nie pojawił. Poruszany też ostatnio po raz kolejny temat ślubu skończył się stwierdzeniem, że nie mamy środków na ślub, bo niczego nie dostaliśmy od rodziców i musimy sami się dorabiać, że nie ma pieniędzy na ślub, że jakby był sponsor tego ślubu albo ktoś z nas dostał mieszkanie lub pieniądze od rodziców z choć jednej strony to on by dawno ślub wziął i miał dzieci. Na co dzień jestem szczęśliwa, ale bywają momenty, że mam wątpliwości.
Czy jest możliwe do przepracowania, aby pogodzić się z rezygnacją ze swoich marzeń?
Nie wiem już, co mam robić. Mój syn przeżywa coś strasznego, bo jest nękany w internecie. To zaczęło się niby od głupich komentarzy, ale teraz… mam wrażenie, że to go przytłacza.
On się zamyka w sobie, unika rozmów, a ja nie wiem, jak do niego dotrzeć. Czuję się tak cholernie bezradna, bo widzę, że to go boli, a nie wiem, jak mu pomóc. Jak mam rozmawiać, żeby nie poczuł się jeszcze gorzej? Boję się, że jeśli nie zrobię czegoś teraz, to będzie tylko gorzej. Co mam zrobić? Jak go wesprzeć, żeby poczuł, że nie jest sam? Mam ochotę wyrzucić mu telefon, żeby to wszystko się skończyło, ale wiem, że to tak nie działa.
Jak chronić dziecko przed tym całym syfem, nie naruszając jego prywatności?
Błagam, pomóżcie, bo boję się, że coś przeoczę i naprawdę nie dam rady sama.
Mam 2 problemy z moim 15-letnim synem. Otóż cierpi on na dziwne zaburzenia lękowe.
1. Lęk przed morzem (od 3 lat). Syn od dziecka bardzo często bywał nad morzem — szacunkowo około 30 razy. Przez wiele lat nie miał żadnego problemu z wodą ani plażą, chętnie uczestniczył w kąpielach i spacerach, kochał wyjazdy nad morze. Około 3 lata temu zaczęło się od lekkiego niepokoju przy morzu (niechęć do wchodzenia do wody, napięcie). Z każdym kolejnym wyjazdem lęk narastał – aż do obecnego momentu, w którym pojawia się panika nawet przy rozmowie o wyjeździe nad morze. Nie wskazuje konkretnej przyczyny – nie pamięta, by coś złego się wydarzyło. Reakcja ma obecnie charakter silny – unika tematu, reaguje lękowo na zdjęcia morza, plany wakacyjne.
2. Lęk przed odkurzaczem (nowy objaw). Około 2 tygodnie temu pojawił się nagle silny lęk przed odkurzaczem. Wcześniej nie miał z nim żadnych problemów — wręcz przeciwnie, często sam odkurzał lub był obok, gdy ktoś odkurzał. Teraz mówi, że „boi się” odkurzacza, unika pomieszczenia, gdy odkurzacz jest włączony, wychodzi z domu na wiele godzin po tym jak włączam odkurzacz. Nie ma nadwrażliwości słuchowej (lubi głośną muzykę), nie ma diagnozy ze spektrum autyzmu.
Poza tymi dwoma lękami syn funkcjonuje normalnie. Chodzi do szkoły, uczy się ponadprzeciętnie, ma znajomych, nie wycofuje się z życia towarzyskiego. Nie zauważyliśmy wyraźnych objawów depresji, problemów ze snem czy odżywianiem. Jedyne, co nas niepokoi, to narastający lęk w jednej sferze i nagły lęk w drugiej.
Chciałbym wiedzieć, co mojemu synowi dolega i jak to leczyć.
Cześć, piszę tutaj, bo nie wiem już, co robić. Czuję się, jakbym straciła oboje rodziców. Po śmierci mamy ojciec związał się z dużo młodszą kobietą. Od tego czasu wszystko się zmieniło. Jego partnerka kontroluje go na każdym kroku – nie możemy z siostrą spokojnie z nim porozmawiać, bo ona zawsze jest obok, wtrąca się, słucha, a potem ma do niego pretensje. Ojciec twierdzi, że „nie może” jej wyrzucić, choć mówi, że ma jej dość. Wiemy, że się jej boi. Słyszałyśmy też, że ma na niego jakieś „haki”. Powiedziała wprost, że „ustawi nas tak, jak jego” – czyli chce przejąć kontrolę nad całą rodziną. Ojciec przestał mieć swoje życie – kiedyś w weekendy odpoczywał, relaksował się. Teraz robi tylko to, co ona chce: zakupy, wyjazdy do jej rodziny, do ludzi, których kiedyś unikał. Nie może sam decydować o niczym – nie wychodzi nigdzie sam: ani do kolegów, ani nawet do swojej siostry czy szwagra. Wszystko musi być „z nią” lub za jej zgodą. Każdy weekend wygląda tak, jakby specjalnie organizowała mu czas, żeby tylko nie był z nami i nie miał okazji pomyśleć po swojemu. Wciąż mieszkam w rodzinnym domu, ale nie mogę się w nim czuć swobodnie. Nic nie jest już moje, wszystko podporządkowane jest jej. To boli. Próbuję z nim rozmawiać, wysyłałam wiadomości, delikatnie pytam, czy jest szczęśliwy, ale unika odpowiedzi. Boję się, że sytuacja się pogorszy, że całkiem się od nas odetnie, a ona będzie miała nad nim pełną władzę. Jeśli ktoś z Was był w podobnej sytuacji – bardzo proszę o rady. Jak rozmawiać z osobą, która jest zmanipulowana? Czy można jakoś ochronić go (i nas) przed taką toksyczną osobą? Nie chcę się poddać, ale czuję, że grunt osuwa mi się spod nóg. Dziękuję każdemu, kto przeczyta i odpowie.
Obawiam się zachowania mojej matki, która zazwyczaj była agresywna i nieprzewidywalna, destrukcyjna. Jestem od rodziców zależna finansowo, Dostałam się na studia do dobrej uczelni w Holandii i muszę już zacząć szukać mieszkania. Obawiam się tego procesu, ponieważ moja matka w przeszłości zachowywała się skandalicznie w sytuacjach, które wymagały robienia w zasadzie czegokolwiek dla mnie, a gdy wiązało się to ze zmianą, to już w ogóle. Wydzierała się jak opętana wielokrotnie. Nieraz mówi mi, jak mam postąpić, a potem się drze, jak zrobiłam, tak jak mówiła. Przykład - poszłam do dentysty, choć mówiłam jej, że podobno to droższa klinika, ale ona nalegała, żebym poszła do tego blisko domu. Potem wydarła się, ze rachunek jest za duży. Gdy wychodziliśmy gdzieś razem, wydzierała sie, że ona nie ma zamiaru siedzieć w samochodzie i jej się nic nie podoba. Gdy uczyłam się jeździć samochodem, wydzierała się, przeklinała, że co ty ku*wa robisz?! Nie wolno mi było nigdy popełniać błędu albo czegoś przeoczyć, gdy wypełniałam formularz jakiś do wyjazdu za granicę kilka lat temu, wydarła się na mnie, bo uważała, że powinno być coś wpisane inaczej. Najgorsze jest to, że jej się nie da zatrzymać, gdy ona wpada w ataki furii - jej wrzaski są skrajnie, powtarzam skrajnie agresywne, jej oczy wyglądają, jakby miała zabić. Gdy mój ojciec nie mógl znaleźc miejsca do parkowania wpadła w furię. Ojciec niestety jest bierny i nieraz zaprzecza, mówi, że matka nie jest agresywna, że czasem jest nerwowa ale że mi też się zdarza. Dramat. On ją kryje jak tylko się da. Zeszły rok poświęciłam na bardzo intensywne poszukiwanie pracy za granicą, bo bardzo się dobrze czuję za granicą po prostu. Jednak nie udało się znaleźć pracy, dlatego idę na studia i cieszyłam się z tej nowiny. Jednak teraz nie umiem się cieszyć bo stresuje mnie to, że jestem uzależniona od rodziców, bo to ojciec ma płacić za studia i mieszkanie. Nie wiem jednak, jak sie zabrać za proces szukania mieszkania, bo chodzi o to, że najpierw powinno się pojechać i je zobaczyć, zanim się zapłaci albo podpisze umowę. Moja matka powiedziała "a po co masz jechać, to nic nie da" przecież nigdy nie wiadomo, jakie są warunki, na zdjęciach nie widać, czy jest pleśń itp. itd. Oczywiście znowu byłoby na mnie, gdybym jej posłuchała - znam ją niestety. Ona potrafi zmienić nagle zdanie o 180 stopni a potem się drze, że zrobiłam, jak mówiła na początku. Potem drze się, że mam czelność jej wypominać, ze zrobiłam, tak jak kazała - a gdybym się nie posłuchała to też by było źle, że się nie posłuchałam. A rzeczywistość jest różna, nie mam wpływu na wszystko, a podczas takich sytuacji jak przeprowadzki itp. zawsze coś może zaskoczyć. Nie wiem już, jak postąpić, żeby wyszło dobrze, skąd mam zawsze wiedzieć, jak postąpić? Skoro i tak i tak mogą być wrzaski.