
Doświadczam bólu po rozstaniu, jak sobie z tym poradzić...
Gaba
Dorota Trzmielewska
Gaba. Piszesz o tym, że jesteś kilka lat po rozstaniu i w dużym cierpieniu fizyczno-emocjonalno-psychicznym.
Bóle, które odczuwasz, możesz złagodzić poprzez rozmowę z psychoterapeutą, o tym co się wydarzyło w twoim życiu. Czego w nim nie ma, a co jest.
Dodatkowo rekomendowałabym ci zrobienie podstawowych badań, żeby zadbać o siebie od strony medycznej.
Pamiętaj. Zasługujesz na dobre życie. Powodzenia w drodze do siebie.

Zobacz podobne
TW: myśli samobójcze
Jak wygląda diagnozowanie zaburzenia z pogranicza osobowości w wieku 21 lat? Albo w ogóle jakiekolwiek diagnozowanie w zakresie chorób czy zaburzeń psychicznych... Chodziłam na terapię od lutego tego roku do końca czerwca, a później byłam zmuszona zrezygnować z powodu braku funduszy. W miarę ok pracowało mi się z panią psychoterapeutką, chociaż w mojej głowie ciągle panuje chaos i nigdy nie potrafię nic ocenić, racjonalnie do czegoś podejść czy dać jakąkolwiek przemyślaną opinię. Psychoterapeutka powiedziała, że podejrzewa u mnie zaburzenie borderline i jestem już na tyle duża, żeby móc to stwierdzić. Nie wiedziałam jednak, jak to odebrać, więc po prostu pozostawałam zmieszana. Perspektywa na świat i zresztą na wszystko zmienia mi się jak pogoda. Miałam to od zawsze, nigdy nie potrafiłam się nigdzie odnaleźć, nigdy nie potrafiłam zrozumieć, jak funkcjonują długie, stabilne relacje. Zawsze było ze mną coś nie tak i jest tak do dziś. Czuje się wystarczająco 'dojrzała' żeby zrozumieć co ze mną nie tak i próbować jakoś to okiełznać, ponieważ nie potrafię już tak dłużej wytrzymać. Jak byłam nastolatką, to trochę interesowałam się psychologią, ale chociaż moje przyjaźnie od zawsze były typowo intensywne i nagle szybko się kończyły, to żyłam wtedy w silnym lęku społecznym i albo godzinami pisałam z konkretną osobą, zaniedbując wszystko inne, albo nie rozmawiałam z nikim. Bycie samej, egzystowanie jako osoba, która ma się zająć czymkolwiek na własną rękę, to dla mnie jakbym nie istniała i nic nie miało sensu. Gdy mam czas dla siebie i nie ma ze mną nikogo do kogo mogę się upodobnić, dostosować to nie czuję nic oprócz lęku i samotności. Nie potrafię wytrzymać sama ze sobą, a o ironio nie mam żadnych znajomych, z którymi mogłabym wyjść z domu. Czuję, że powoli dochodzę do skraju mojej własnej wytrzymałości. Szczerze, może to zabrzmieć bardzo idiotycznie, ale już tak dużo i długo porównywałam swoje zachowania, analizowałam i czytałam o tym zaburzeniu, że jestem pewna, że to mnie dotyczy i niszczy mi życie od dawna. Ciągle przez brak diagnozy czuję się jakbym była atencjuszką, wypieram się, nagle mi się wszystko zmienia i wmawiam sobie, że wszystko jest ok, tylko po to, by znowu skończyć i marnować kolejne dni w łóżku wyjąc jak bóbr. Od zawsze się wypierałam i nienawidziłam alkoholu, nigdy nie sięgnęłam po niego sama z siebie, ale pojawił się nagle w moim życiu jako coś, co koi ból i wtedy tylko to i fakt, że pijana prawie wyskoczyłam przez balkon, jako fakty dały mi znać, że SERIO jest ze mną coś nie tak i powinnam iść do psychiatry, a zwlekałam z tym przez miesiące. Ogólnie zawsze czułam, że jest ze mną coś bardzo nie tak, że nigdy nie ogarnę swojego życia, jak nie sięgnę po pomoc, ale ciągle się to zmieniało przez moje nagłe nieprzewidywalne zmiany nastroju. Nie nadążam sama nad swoimi emocjami. Dodatkowo, gdy weszłam w pierwszą relację romantyczną w życiu, to wszystko nagle eskalowało i pokazało mi, jak bardzo zaburzoną osobą jestem. Nie potrafię tak żyć. Wszystko, co robiłam i robię, czułam, czuję i to, w jaki sposób moje zachowania są wykonywane i jak się zmieniają mam wrażenie, że tylko krzyczą, że to jest właśnie to zaburzenie. Jak czytam i oglądam o objawach BPD to czuję coś, czego nigdzie indziej nigdy nie widziałam. Czuję się najbardziej zrozumiana, jaka kiedykolwiek byłam. Analizowałam też różne inne zaburzenia osobowości i ogólnie zaburzenia przez miesiące, czytałam bardzo dużo, oglądałam, porównywałam. Ciągle czuje się żałośnie i jakbym chciała tylko atencji, kiedy w rzeczywistości pragnę tylko spokoju i 'ZAPEWNIENIA' że ja sobie niczego nie wmawiam. Zawsze jestem niepewna i lękliwa, więc bardzo mi zależy na tej diagnozie. Do psychiatry pierwszy raz udałam się ok 2,5 miesiące temu i powiedziała, że widać u mnie zaburzenia lękowe, ale jestem zbyt młoda, żeby zdiagnozować u mnie to zaburzenie, ponieważ do 30 roku życia osobowość każdego się dopiero kształtuje. To znaczy, że muszę się męczyć do 30 roku życia tylko po to, żeby się w końcu zabić, bo nie wytrzymam tego wszystkiego? Aktualnie jestem na 20mg fluoksetyny dziennie i 2 miesiąc brania tego leku myślałam, że jestem innym człowiekiem i w końcu miałam siłę żyć i motywację robić cokolwiek ze sobą, ale gdy rodzina, która mi towarzyszyła w wakacje, wyjechała znów do siebie, to czuję się okropnie. Zostałam znowu sama z moimi problemami i wszystko wraca. Nie mam już motywacji do niczego, znowu ciągle tylko myślę o śmierci, chociaż teraz jest to o wiele łatwiejsze, bo mogę po prostu łyknąć pare tabletek i popić alkoholem i to koniec cierpienia i wymyślania. Mimo że nie mogę normalnie żyć, to ciągle waham się przed popełnieniem samobójstwa, chce wierzyć, że będzie lepiej, ale przez całe nastoletnie zmarnowane na cierpienie i wmawianie sobie ze bedzie lepiej lata, już czasami nie mam nadziei jak w ogóle... Jak nie mam nikogo to nie ma mnie. Przez ten nagły silny związek z tą osobą odzyskałam wtedy sens życia i miałam motywacje do wszystkiego, wręcz zmusiłam się do stosunku, żeby ode mnie nie uciekła. Potem oczywiście bardzo żałowałam, aż to straciło znaczenie. Nie wiem już co mam robić. Jest mi bardzo źle. Wiem, że potrzebuję kogoś, żeby istnieć, ale nie mam nikogo i nie będę miała, jeśli dalej tak będę się zachowywać. Utknęłam w błędnym kole i nie mogę nic zrobić. Wierzę, że tylko potwierdzona przez specjalistę diagnoza jakkolwiek ruszy moim życiem do przodu. Nie mam pojęcia, jak wygląda diagnozowanie itd. Byłam dopiero na 3 wizytach u psychiatry i nie mam pojęcia czy on po prostu ignoruje moje diagnozowanie, czy temat jest zamknięty i będą mi przepisywane tylko leki, czy co mam w ogóle ze sobą zrobić. Czuje, że tracę życie.... Może mi ktoś przedstawić, jak to wygląda i co mogłabym zrobić, żeby dostać diagnozę? Naprawdę wierzę, że jeśli ją dostanę to moje życie się jakkolwiek poprawi a aktualnie czuje się bezsensu bo i tak wszystkie moje niezdrowe zachowania nie mają żadnych podstaw dla nikogo dlatego jestem zwykłym śmieciem w życiu społecznym :((
Mam poważny problem, związany z moim zdrowiem psychicznym, a także relacjami z moją rodziną. W skrócie: będąc dzieckiem (5-6 lat, lub mniej), doświadczyłem przemocy, ze strony opiekunki, która została zatrudniona przez moich rodziców, gdy oni pojechali do Niemiec na zarobek (wczesne lata 2000), podczas ich nieobecności, karała mnie i moje rodzeństwo, szczególnie mnie, pamiętam moment, gdy kazała mi na zimnej podłodze w łazience, klęczeć, z rękoma do góry, podawała też nam niedogotowane jedzenie. Po przyjeździe do Polski, gdy moi rodzice się o tym wszystkim dowiedzieli, zwolnili ów opiekunkę i nawet pojechali w jej rodzinne strony i opowiedzieli o wszystkim jej rodzinie. Wiele lat później, doświadczyłem przemocy ze strony mojej matki, potrafiła mnie bić przedmiotami, na przykład, zrywała rózgę z drzewa i biła mnie ją, więcej niż raz, i ów rózga pękła na moim tyłku, był taki epizod, że potrafiła zapalić palnik w kuchence i kazać mi przyłożyć rękę do ognia, dzięki Bogu, mój ojciec się za mną wstawił, nigdy nie zapomnę tego incydentu. Raz powiedziała mi, że jestem zakałą rodziny. Moja matka jest manipulatorką, potrafi zastraszać, manipulować, grać na emocjach, a także stosować szantaż emocjonalny, gdy się ktoś jej przeciwstawi i coś nie pójdzie po jej myśli, to idzie na skargę do mojej młodszej siostry i razem plotkują na temat danej osoby, źle o tej osobie mówiąc. Potrafi być osobą wybuchową, agresywną i opryskliwą, nie przyznaje się do swoich błędów, stwarza konflikty i robi z siebie ofiarę, lubi naśmiewać się z innych i komentować wygląd drugiej osoby, podczas gdy sama nie dba o swój wygląd. Za każdym razem próbuje znaleźć wymówkę, by położyć rękę na moich pieniądzach, zawsze musi być według jej myśli. Mój ojciec jest nie lepszy, agresor, manipulant jak moja matka, osoba wybuchowa, konfliktowa, mitoman, kłamca, uważa, że przemoc i agresja jest jedynym rozwiązaniem, potrafi popisywać się przed ludźmi, szczególnie, gdy jest po kilku piwach, wielokrotnie groził mi pobicie, wyzywał mnie, moją matkę, kilkukrotnie pojawiał się w domu pijany, raz powiedział mi, że mnie załatwi, nie wiem, co przez to miał na myśli, zabić mnie czy pobić. Raz, gdy rzucał się do mojej matki pijany, powiedziałem mu, że jak się nie uspokoi, to wezwę policję, później wparował do mojego pokoju i zaczął mnie wyzywać i powiedział, że policja nic mu nie może zrobić. Był taki epizod, że moja młodsza siostra, korzystała z pomocy psychologa i psychiatry, bo miała ataki paniki, czy coś w tym stylu i gdy mój ojciec dowiedział się o tym, wyśmiał ją i powiedział, że jest chora psychicznie, używając wulgarnego słownictwa. Gdy moja matka miała złamaną rękę, ani razu jej nie pomógł, nawet na rehabilitacje ją nie zawiózł, na piechotę musiała daleko iść do szpitala, a gdy zapytała się go, dlaczego jej nie pomógł, powiedział, że nie zasłużyła. Moja młodsza siostra nie jest świętoszkiem, rozpieszczona, od najmłodszych lat, wszystko, co chciała, to miała, podczas, gdy ja, na swój pierwszy telefon, musiałem zarobić, ciężko pracując na budowie. A teraz ona twierdzi, że jest lepsza od innych, bo jest po studiach, śmieje się ludziom prosto w twarz, bo ktoś jest wierzący i ma konserwatywne podejście do życia i uważa, że ci co tak wierzą, są chorzy psychicznie (ona sama jest ateistką). Każdego próbuje pouczać, rozstawiać po kątach i uczyć życia, mimo, że ma zaledwie 26 lat. Mam starszego brata, 32 letniego, ma on swoją własną rodzinę, dwoje dzieci, ma firmę budowlaną, jest trochę nerwowy, wybuchowy i opryskliwy, ale jesli pracujesz, starasz się i pokazujesz zainteresowanie, to normalnie się zachowuje, obecnie u niego pracuje, ale jestem teraz na miesięcznym zwolnieniu lekarskim, z powodu skręconej lewej kostki, zostały mi ostatnie dni zwolnienia lekarskiego i według zaleceń ortopedy, mam ćwiczyć kostkę, nie przeciążać jej, brać leki i odpoczywać. Można w nim (moim bracie) mieć wsparcie, jesli tak jak wcześniej wspomniałem, ktoś angażuje się w pracy, a czasami nie. Tak jak wcześniej wspomniałem, jestem na zwolnieniu lekarskim, zostały mi raptem kilka dni i po zwolnieniu lekarskim muszę znowu iść na kontrolę do ortopedy, gips mam zdjęty i mogę normalnie chodzić. No i tu problem się zaczyna, bo mój ojciec jest sfrustrowany, bo nie jestem w pracy, nie jeżdżę do pracy, mówił to podobnie, gdy miałem nogę w gipsie, jak niby miałbym z nogą w gipsie i o kulach iść do fizycznej pracy i pracować? przecież jestem na zwolnieniu lekarskim, prawnie pod groźbą kary jest zakazana praca na zwolnieniu lekarskim. Całe praktycznie życie byłem pod kontrolą mojej rodziny, nie mogłem mieć własnego zdania, nie mogłem naturalnie i swobodnie się zachowywać, nie mogłem żyć po swojemu, bo im to nie odpowiadało, zniszczyli mi tak psychikę, że jestem bezradny, nie wiem co mam w życiu robić, gdzie iść, jestem bezsilny, i na samą myśl, że muszę przebywać wśród obcych ludzi lub szukać innego miejsca pracy i pracować w innym miejscu pracy, czuję lęk i strach, mimo, że mam 28 lat. Nigdy nic nie mogłem dla siebie zrobić, bo później nachodziła mnie myśl, że im się może to niespodobać, gdy wielokrotnie próbowałem się zbuntować przeciwko nim, czułem wyrzuty sumienia. Raz, gdy powiedziałem im, że skoro pracuje u swojego starszego brata, legalnie, to rozsądne by było, gdyby mi płacił, jak normalnemu pracownikowi, więc byłbym finansowo niezależny, moja matka sfrustrowana powiedziała, że nie ma takiej opcji. Moja rodzina nigdy mnie na poważnie nie traktowała, albo drwili sobie ze mnie, albo sie ze mnie śmiali, albo celowo mnie prowokowali, żeby wzbudzić we mnie agresję i zrobić ze mnie złego bohatera. Mam jeszcze najstarszego brata, od około dwudziestu lat mieszka w Anglii i pracuje jako manager w jakieś brytyjskiej firmie, a po pracy jeździ swoim prywatnym tirem, przez moich rodziców, nie mam z nim kontaktu, moi rodzice wmawiali mi i mojemu rodzeństwu, że on zerwał z nami kontakt i wybrał rodzinę swojej byłej żony, niż swoją, co jest nie prawdą, bo on chce z nami się kontaktować. Raz na pogrzebie mojego dziadka (ze strony ojca) on się pojawił w domu pogrzebowym i normalnie z każdym się przywitał, a mój ojciec z wrogością nie chciał mu podać ręki, dopiero moja matka go do tego zmusiła, a teraz jak gdyby nigdy nic, mój ojciec zaczął się przyznawać do mojego brata i mówi, że ma syna w Anglii. Obecnie stosuje emocjonalny dystans (emotional detachment), względem mojej rodziny i czuję napiętą atmosferę, nikt się do mnie nie odzywa, a jak już na przykład matka się odezwie, to z frustracją, podniesionym głosem. Na obecną chwilę, leżę finansowo, mam 800 euro, plus 300 zł, szukam dalej odpowiedniej pracy (jestem z Suwałk) a w moim rodzinnym mieście trudno o dobrą pracę, mieszkania pod wynajem są drogie, a o wzięciu kredytu nie myślę, bo to zbyt wielka odpowiedzialność. Byłem na dwóch sesjach psychoterapeutycznych, ale nie skończyło się to dobrze, dlatego, że trafiłem na nieodpowiednią psychoterapeutkę, która nawet nie chciała wysłuchać mojego problemu, na samym starcie mi przerwała, zaczęła mówić coś o czakrach, punktach energetycznych, co w ogóle nie miało nic wspólnego z moim problemem, w ogóle nie chciała mi pomóc i dawała mi bezużyteczne rady, nawijając o swojej rodzinie. Potrafiła podnosić na mnie głos i po wszystkim skasowała ode mnie 250 zł i tyle po terapii. Gdy zadzwoniłem do niej po raz pierwszy, to niechętnie chciała mnie przyjąć na sesję indywidualną. Czuję, jak moje zdrowie psychiczne się pogarsza, jestem zestresowany, rzadko się uśmiecham albo się smieje, a jak już to robię, to czuje dziwny dyskomfort, jakby ktoś z mojej rodziny chciał mnie zbesztać, za to, że się śmieje. Z tego też powodu od dawna borykam się z uzależnieniami od pornografii i masturbacji. Totalnie straciłem motywację do działania, nic mi się nie chce.
