Left ArrowWstecz
Jestem matką od ponad dwóch miesięcy, zajmuje się domem i dzieckiem będąc na macierzyńskim, nie mam na nic czasu dla siebie jestem zmęczona psychicznie, chciałabym po prostu mieć jeden dzień spokoju. Mój partner mi nie pomaga bo nwm czy pomocą można by było nazwać to że z łaską wstanie do dziecka po moich pół h prośbach i tłumaczeniach że się np. słabo czuje bo po porodzie dostałam bardzo silnej anemii która nie chce mi się unormować mimo leków. Od niego nie czuje ani trochę wsparcia, jak mały bo nie powiem że na co dzień taki jest że płacze i ma swoje histerię że nie wiadomo co mu jest ani to kolka ani głód ani nic, to po takich dwóch dniach pod rząd jak mam podejść do dziecka to płacze wręcz i potem beształ się w myślach że jestem zła matką skoro tak bardzo pałam nienawiścią do tak malutkiego człowieka który nie jest w stanie mi powiedzieć lub pokazać co by chciał, jednak nerwy robią swoje, zaczynam płakać czasem krzyczeć żeby wydusić z siebie emocje i się uspokoić. Jestem zmęczona, wiedziałam z czym się wiąże macierzyństwo że to są nieprzespane noce ale liczyłam na jakiekolwiek wsparcie ze strony partnera, a tu nic. Bo jak to on mówi " muszę się wyspać do pracy " albo " mam wolne i chce odpocząć " nie wiem już co robić, czuje się jakbym była po prostu z tym sama, jakbym ja nie mogła zjeść spokojnie śniadania, iść pod prysznic lub jeden dzień odpocząć albo się chociaż wyspać bo siedzę w domu :(
Aleksandra Pawlak

Aleksandra Pawlak

Początki macierzyństwa to ogromnie trudny i stresujący okres mimo tego, że wydaje się nam iż wiemy na co się piszemy. Potrzeba wsparcia jest dużo większa niż zwykle i odpowiednia sieć wsparcia pomaga przetrwać trudne chwile. Czasami jednak młode mamy czują się zbyt obciążone obowiązkami. To, że zostaje Pani w domu z dzieckiem wcale nie oznacza, że Pani nie pracuje. Zajmowanie się noworodkiem to praca w zasadzie 24 godziny na dobę. Ponadto wiele kobiet zapada na depresję poporodową. Nie trzeba się jednak z tym męczyć samemu. Nieleczona depresja może być niebezpieczna i niszczy życie. Zalecam konsultację psychologiczną. Ponadto dzieci około 8 tygodnia mają często problemy z brzuszkiem. Zwłaszcza chłopcy. Polecam KOLZYM lub podobny preparat z laktazą. Pomoże dziecku w trawieniu laktozy i być może rozwiąże problem płaczu dziecka. Powodzenia 

2 lata temu
Justyna Brożyna

Justyna Brożyna

Dzień dobry, 

odczucia, które towarzyszą Pani w obecnej sytuacji są całkowicie zrozumiałe. Warto jeszcze raz porozmawiać z partnerem o tym jak się Pani czuje, aby mógł lepiej zrozumieć co w danej chwili Pani odczuwa i ustalić plan działania. Wytłumaczyć partnerowi, że opieka nad dzieckiem to również bardzo ciężka praca. Ważne jest, aby znaleźć czas dla siebie. Kiedy rodzic jest obciążony fizycznie i psychicznie nie jest w stanie zaspokoić wszystkich jego potrzeb. Sytuacja wygląda podobnie jak w samolocie - najpierw zakładamy maskę sobie, dopiero później dziecku.Bywa to trudne, ale trzeba komunikować swoje potrzeby, szukać otuchy i prosić o wsparcie bliskie osoby (jeżeli mieszamy daleko od rodziców warto poprosić najbliższą osobę koleżankę/przyjaciółkę o pomoc). W tym czasie zrobić coś dla siebie (tutaj w zależności co Pani lubiła robić przed urodzeniem dziecka). Kiedy będzie Pani otoczona opieką, będzie miała Pani siłę na to aby zająć się maluszkiem. Dziecko może  odczuwać Pani emocje i frustrację(stąd płaczliwość i poddenerwowanie). Polecam masaż Shantala, który jest wyciszeniem i ulgą dla dziecka oraz wspiera więź z mamą. Istnieją również fora wsparcia dla kobiet z maluszkami podzielone na miasta i mniejsze miejscowości o nazwie „wioski kobiet”. Jeżeli obniżony nastrój mimo to nadal będzie się utrzymywać warto skonsultować się ze specjalistą. 

Pozdrawia serdecznie. 

 

2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Bratowa mnie nie szanuje i szturchnęła mnie. Czuję się we własnym domu źle, a rodzice nie reagują.
Dzień dobry wszystkim, od jakiegoś czasu męczy mnie sytuacja w mojej rodzinie. Dowiedziałam się, że bratowa oczernia mojego brata do swojej matki (ta oczerniała go do mojego męża) powiedziałam o wszystkim bratu, wyszłam ja na najgorszą. Bratowa pojechała do mojego domu rodzinnego i powiedziała do moich rodziców, że nie będzie ze mną siedzieć przy jednym stole (u nich w domu), rodzice nie zareagowali na to. W czasie świąt Wielkanocnych poróżniłyśmy się ale obiecałam rodzicom (ze względu na ich stan zdrowia), że nie będę robić scen. Bratowa przechodząc obok mnie szturchnęła mnie, nie zareagowałam. Zaznaczę, że w tym czasie cały czas spała w niby mojej części domu. Napisałam niby, bo sama już nie wiem jak to jest. Wyremontowałam piętro domu ale jak to rodzice mówią, dom jest ich i narazie nie mi decydować kto gdzie będzie spał, oni jeszcze przecież żyją i to jest ich dom. Wszyscy mieszkamy zagranicą, rodzice w Polsce. Jakiś czas temu tata bardzo chorował, oczywiście tylko ja byłam przy nim. Dwójka mojego rodzeństwa była na wczasach. Nie mogę się pozbierać po tym jak rodzice nie zareagowali na słowa bratowej, w moim domu rodzinnym czuję się nieszanowana. Mama powiedziała bratu, że jej żona źle postąpiła i na tym się sytuacja skończyła. Nie zaprosiłam bratowej na komunię córki, oczywiście ze strony rodziców były pretensje i słowa, że źle robię, że brat ma powód do żalu. Jak można zaprosić na uroczystość kogoś kto cię popycha, nie szanuje? W czasie uroczystości i pobytu w domu rodziców dowiedziałam się, że bratowa wybiera się na wakacje do moich rodziców (wiadomo z dziećmi) i oczywiście tak jak zawsze będzie w części domu, którą ja wyremontowałam, ale która zdaniem rodziców jest ich. Boli mnie to, że nie jestem szanowana w moim domu rodzinnym. Mam Zamiar powiedzieć rodzicom co czuję, zaczęłam ten temat po uroczystości komuni córki ale mama nie odpowiedziała nic i zmieniła temat. Jest zdania, że to jej dom i skoro bratowa chce przyjechać to niech będzie na górze, bo na dole mama jej nie chce a przyjąć musi ze względu na dzieci i brata. Kocham moich rodziców, ale mam dosyć robienia ze mnie idiotki, zmuszania mnie do przymykania oczu na pewne sytuacje. Boli mnie, że rodzice nie stanęli w mojej obronie, gdy bratowa powiedziała, że nie będzie ze mną siedzieć przy jednym stole i mnie popchnęła. Rodzice tego nie widzieli, ale powinni moim zdaniem zareagować.
Chcę rozwodu, ponieważ mąż kompletnie nie uczestniczy w moim i dziecka życiu. Czy możliwe, żeby się zmienił?
Dzień dobry. Od jakiegoś czasu zauważyłam, że coraz częściej myślę o rozwodzie. Mój mąż nie wykazuje w stosunku do mnie żadnej aktywności - nie chce ze mną nigdzie wychodzić, rozmawiać, spędzać razem ze mną czasu. Nie interesuje go, jak spędzam dzień, jak czuje się dziecko. Czuję się jak samotna matka, gdyż na mojej głowie jest wszystko, co związane z domem, dzieckiem, oraz z moją pracą zawodową. Próbowałam go zachęcać do rozmów, do wspólnego spędzania czasu. Nic nie działa, on chce mieć spokój po pracy i najlepiej żebym poszła do dziecka. Nasze życie seksualne też praktycznie już nie istnieje- próbowałam o tym rozmawiać, ale on nie chce rozmawiać, bo jest zmęczony. Czuję się odepchnięta na jakiś boczny tor, jestem dla niego chyba już tylko opiekunką do dziecka, sprzątaczką i praczką. W domu już też nic nie robi. Zaczęłam się zastanawiać, na co mi taki związek z mężczyzną, który w niczym mnie nie wspiera, nie pomaga, najważniejsze są jego potrzeby, a mnie stawia gdzieś na samym końcu. Chcę mu zaproponować, żeby się wyprowadził na jakiś czas (w domu i tak nie mogę na niego liczyć, na żadną jego aktywność, nie wyrzuca po sobie śmieci, nie myje naczyń, rzuca rzeczy byle gdzie, nie rozmawia, nie słucha mnie, nie zauważa mnie) i chcę dać sobie szansę, żeby zobaczyć, czy cos się zmieni. Jeśli nie, to zostaje tylko rozwód, nie chcę spędzać życia z człowiekiem, dla którego jestem niewidzialna. Czy jest jakakolwiek szansa, żeby ten niedojrzały człowiek jakoś dojrzał do roli męża i ojca? Twierdzi, że kocha dziecko, ale nie chce z nim spędzać czasu, bawić się, zajmować się nim.
Rozdarcie między obowiązkami wobec rodziców a szczęściem małżeńskim: Jak postawić granice?

W tym roku skończę 30 lat, mam żonę i synka, bez których nie wyobrażam sobie życia. Żyje nam się dobrze, możemy na sobie polegać i wzajemnie się wspieramy. Problem tkwi w mojej relacji z rodzicami oraz siostrą. Nigdy nie mieliśmy jakiegoś dobrego kontaktu, raczej przeciętny. Moja mama ma bardzo trudny charakter, jest bardzo męcząca. Lubi się nad sobą użalać i zawsze twierdzi, że ona ma najgorzej, często również manipuluje i szantażuje emocjonalnie. Mniej więcej w wieku 15 lat, zacząłem się buntować i przestałem się bawić w te jej głupie gry. 

Zacząłem mieć swoje zdanie i ono zupełnie odbiega od tego, jakie ma ona. Nasze wymiany zdań przy braku argumentów z jej strony często kończyły się płaczem, że jak to tak mogę traktować własną matkę itp. Na samym początku, oczywiście wzbudzało to we mnie zamierzone przez nią poczucie winy, ale z czasem się uodporniłem i przestałem na to reagować, ale często mimo, że nie dałem po sobie poznać obwiniałem się. Drugim równie wielkim problemem jest moja siostra, osoba narcystyczna, która ciągle musi być w centrum uwagi i ciągle ktoś się nią interesował. 

W młodszych latach rodzice często ją faworyzowali i wiele rzeczy musiałem odpuścić, ponieważ ona tak chciała. Wiele razy mnie ośmieszała i komentowała coś, czego nie powinna, wtrącała się w moje życie i mną manipulowała. Ciężko było mi się z tym pogodzić, ale podobnie jak z mamą zacząłem to olewać. 

Relacja z moim tatą jest najlepsza, mamy podobne spojrzenie na wiele rzeczy, szanuje moje zdanie i nie wtrąca się, ale niestety obrywa rykoszetem przez moją niechęć do mojej mamy i siostry. Sam często pada ofiarą tych gier. Kiedy poznałem moją żonę, przedstawiłem ją rodzinie, bardzo ją polubili i została ciepło przez nich przyjęta. Ale to ona otworzyła mi oczy i słusznie zauważyła, że trzeba postawić granicę, a nie to olewać i nauczyć się z tym żyć. No i odkąd granice zaczęły się stawiać, zacząłem żyć własnym życiem, im zaczęło to przeszkadzać, a zwłaszcza ten brak kontroli, który od zawsze miały a teraz się to ukróciło. Wymuszania płaczem i inne szantaże emocjonalne przestały działać. Moja siostra miała jakąś refleksje i oczywiście przepraszała i niby chciała naprawić tę relację, ale było to tylko pozorne, ponieważ ostatecznie skończyło się tak jak zawsze, żadnych przemyśleń i wyciągnięcia wniosków a jak był brak argumentów i odwracanie kota ogonem i obwinianie mnie. Postanowiłem zmniejszyć nasze kontakty to minimum, jakim jest spotkanie u rodziców na obiedzie. Jakoś z tym żyłem i żyje nadal, ale to wszystko zaczyna mnie przytłaczać i chce zmiany. 

Niestety dotknęło to też moją żonę, patrzyła na to wszystko z boku, ale skoro do mnie nie mogły dotrzeć bezpośrednio, to zaczęły próbować przez nią. Manipulacje, kłamstwa i jakieś intrygi sprawiło, że ona zupełnie przestała je tolerować. Każde spotkanie rodzinne to dla niej jakaś psychiczna męczarnia. Odkąd urodził się nasz syn, granica jej cierpliwości została mocno przekroczona, za co też obwiniam siebie, ponieważ ja im na to pozwoliłem, bo granicę postawiłem zdecydowanie za późno. Niestety ucierpiała, tez na tym relacja pomiędzy mną a żoną, ponieważ oni ciągle za bardzo chcą być obecni w naszym życiu. Jestem bardzo zmęczony tą sytuacją i sam nie wiem, co czuje. 

Strach, rozczarowanie czy może gniew? Pewnie wszystkiego po trochu. Czuję się rozdarty, bo z jednej strony, wiem, że moi rodzice bardzo kochają swojego wnuka i zawsze mogę na nich polegać, ale czuję, że zaczęli to traktować jako kartę przetargową i powód do częstszych spotkań, których sam nie potrzebuje. Niestety tutaj mnie złamali, bo teraz podświadomie czuje presję i obowiązek, aby oni co najmniej raz w tygodniu się z nim zobaczyli, bo jeżeli to trwa dłużej, to zaczynają opowiadać, jak to oni nie tęsknią, a ja wtedy czuje wyrzuty sumienia. Temu wszystkiemu przygląda się moja żona, która ma już tego wszystkiego po dziurki w nosie i zupełnie nie ma ochoty na żadne ich wizyty. 

Czuję się jakbym był pomiędzy młotem a kowadłem - z jednej strony, troskliwi dziadkowie i kochający ich wnuk z drugiej strony żona, która ma tego wszystkiego dosyć i jest zmęczona całą moją najbliższą rodziną. Masakra...

Witam. Na wstępie powiem, że jestem osobą bardzo samotną, posiadającą niską samoocenę
Witam. Na wstępie powiem, że jestem osobą bardzo samotną, posiadającą niską samoocenę oraz permanentnie smutną, która jakiś czas temu można powiedzieć, poddała się życiowo i wycofała socjalnie. Wewnątrz czuję pustkę i jakbym był wyprany z emocji, nic na mnie nie robi już wrażenia, nawet raz jak pojechałem skoczyć w tandemie, to myślałem, że będzie to jakiś bodziec, ale jak się okazało, sam skok nie zrobił na mnie żadnego wrażenia (a podobno pierwszemu skokowi towarzyszy przeładowanie sensoryczne i nic się nie pamięta). W skrócie można by powiedzieć o mnie życiowy przegryw. Mam dwójkę chorych rodziców, z którymi mieszkam i się nimi zajmuję. Jeden rodzic wymaga znacznie większej uwagi (podnoszenie z łóżka, czyszczenie, przygotowywanie jedzenia itp.), drugi jest w miarę samodzielny i jakiś czas wytrzyma bez pomocy. Teraz do rzeczy, w ostatnie wakacje poznałem dziewczynę, dołączyła się przypadkiem do mojej wędrówki po górach. Po powrocie do normalności prowadziliśmy rozmowy na komunikatorze dzień w dzień, długie rozmowy, ściany tekstu o wszystkim i niczym. Z czasem, kiedy w ten sposób ją lepiej poznałem, zrozumiałem, że to może być ta bratnia dusza, której zawsze miałem nadzieję znaleźć, najgorsze, że ona mimo będąc ode mnie sporo młodsza dawała mi subtelne znaki zainteresowania moją osobą. Zawsze sobie mówiłem, że albo będę z kobietą, która mi odpowiada albo wolę umrzeć sam. Jeden problem to taki, że w momencie jej poznania ona była w trakcie podjęcia dużych życiowych kroków, przeprowadzka do innego kraju. Już po przeprowadzce, opowiadała mi o tym kraju, wysyłała zdjęcia, filmy itp. Aż w końcu rozbudziła moją wyobraźnię na tyle, że postanowiłem się również tam przeprowadzić, ale jej o tym nie mówiłem, tylko zacząłem uczyć się języka, załatwiać sprawy dotyczące opieki nad rodzicami, próbować przekwalifikować się na zawód, który mógłbym wykonywać w nowym kraju. Wstępnie miałem ją odwiedzić, na kilka dni. Bilety były już kupione, ja się nie mogłem doczekać, jak i ona, kiedy się spotkamy, a na miejscu chciałem po części wybadać sytuację i podjąć jakieś konkretniejsze plany, żeby nie robić tego przez komunikator. Te codzienne rozmowy dawały mi takiego, życiowego kopa, chciało mi się działać, w końcu miałem przejrzysty cel, w głowie rodziły się nowe pomysły, życie podyndało mi możliwością prawdziwego szczęścia przed nosem, by je po chwili zabrać. Na dwa tygodnie przed wylotem, jeden z rodziców zachorował i trafił do szpitala. Stanąłem przed wyborem, jadę do niej i zostawiam rodziców na pastwę losu albo zostaje i możliwość życiowego szczęścia i spełnienia prawdopodobnie odpływa w nieznane. Zostałem. Po poinformowaniu jej o całej sytuacji okazała zrozumienie i współczucie, ale czułem, że ta decyzja będzie rzutować na dalszej relacji. Dwa tygodnie po moim nie przyjechaniu, kontakt zaczął wyhamowywać, odpowiedzi po 2 dniach, po 3, 5. Zdjęcia tak jak wcześniej wysyłała z solowych wypadów, teraz subtelnie sugerowały, wypady w towarzystwie. Rozumiem ją, że nie będzie wstrzymywać swojego życia, ale mam teraz takie wielkie przeświadczenie, że to ja mogłem przeżywać z nią te chwile, gdybym nie wybrał opieki nad potrzebującym rodzicem. Motywacja i chęci zniknęły, chęć do życia też. Miałem moment, gdzie emocje były tak silne, że jak siadłem to zacząłem gadać do siebie i płakać jak nigdy wcześniej (nawet na pogrzebach bliskich nie płakałem). Mówiłem do siebie, że tylko chciałem móc otoczyć drugą osobę swoją miłością i mieć dla kogo żyć, otworzyć tę tamę emocji, która się we mnie zgromadziła przez te lata samotności. Nie wiem, co dalej z tym robić, próbować, że a może jednak? Dać jej spokój, co w sumie byłoby fair wobec niej? Zły jestem na siebie, że nie potrafię cieszyć się życiem samemu i sama nadzieja związku z taką wymarzoną osobą ma na mnie tak duży wpływ. No cóż, wszystko się okaże w te wakacje, bo dawno temu umówiliśmy się na jeszcze jedną wyprawę, z której póki co nie wycofała się, ale moje nadzieje, jeżeli chodzi o związek, z mojej perspektywy wyglądają całkiem mizernie. Także po wakacjach pewnie przepale oszczędności i podejmę tą jedną jedyną egoistyczną decyzję w moim smutnym jak **** życiu. Odkładałem to ze względu na bliskich ("no nie mogę im tego zrobić"), ale czuję, że tak dalej już nie dam rady. Nie wiem, czy to, co napisałem, można nazwać pytaniem, ani czy było to napisane składnie i ładnie, bo tyle rzeczy chodzi mi po głowie, ale chciałem się gdzieś anonimowy wygadać. Może powiecie mi coś, czego o sobie nie wiem, może doradzicie, a może tylko zaproponujecie proszki i terapię. Na nic w każdym razie nie liczę. Pozdrawiam
Mój mąż przejawia objawy fobii społecznej, nerwicy lękowej, depresji.
Mój mąż przejawia objawy fobii społecznej, nerwicy lękowej, depresji. Nie radzi sobie z trudnymi emocjami, które w niektórych sytuacjach przekształcają się w ataki paniki lub agresji. “Coś w nim siedzi” podobno od dziecka, być może w wyniku zaniedbania emocjonalnego rodziców. Był “trudnym” nastolatkiem, ponieważ chciał zdobyć swoim zachowaniem uwagę. W dorosłym życiu ma niskie poczucie własnej wartości, mało wiary w siebie, mimo że odnosi sukcesy i prowadzi na pozór szczęśliwe życie. W krytycznym momencie ma myśli samobójcze. Z czasem się uspokaja i wszystko “wraca do normy”, ale gdy jest źle przyznaje, że negatywne uczucia nigdy nie mijają z jego wnętrza, choć z zewnątrz absolutnie tego nie widać. Próbowałam go namówić na wizytę u psychiatry, psychologa. On twierdzi że mu to nie pomoże, nie chce próbować. Mówi, że chciałby przestać się tak czuć, ale nie wie co robić, a gdy ja coś proponuje odrzuca moje pomysły. Jego postawa, uczucia, zachowanie mają ogromny wpływ na mnie i na nasze dziecko. Czuję się bezradna i jednocześnie odpowiedzialna za tego człowieka.
Witam. Otóż mam problem z moim 5-letnim synkiem.
Witam. Otóż mam problem z moim 5-letnim synkiem. Dostaje ataków złości. Nie potrafii okazać szacunku do nikogo. Mnie traktuje, jak służącą, jak nie dostanie i nie zrobię, co chce to pluje i język wytyka. Z czasem po ataku przychodzi i się przytula i mówi moja mama. Nie wiem czy to ma wpływ, że mój mąż jest alkoholikiem i przemocowcem. Teraz go nie ma, bo ma zakaz zbliżania. Nie wiem, co mam zrobić. Proszę o pomoc.
Czy jestem toksycznym mężem, bo bywam zazdrosny o swoją żonę?
Czy jestem toksycznym mężem, bo bywam zazdrosny o swoją żonę?
Witam, syn miał dziewczynę, miała ona problem z narkotykami, szkołą, do której nie chodziła
Witam, syn miał dziewczynę, miała ona problem z narkotykami, szkołą, do której nie chodziła, ma kuratora za picie piwa pod sklepem w wieku 15 lat, groził jej ośrodek wychowawczy. On tę dziewczynę chciał wyciągnąć z narkotyków. Ona często nie wracała na noc, spotykała się z innymi, dużo było sytuacji. Syn przez to, że jej pilnował, zawalał szkołę, zapadł się w sobie, często nie mył się wieczorem, nie widywał się z innymi ludźmi, bo ciągle był na połączeniu telefonicznym z nią, tylko się wyciszał na chwilę, jak chciał coś powiedzieć. Zerwali ze sobą w marcu, ona w tym czasie miała paru chłopaków, od niedzieli znowu zaczęli się spotykać. Syn znowu jest jakby nieobecny, dziś nie poszedł do pracy (pracuje w wakacje) wiem też, że się nie kąpał dziś. Boję się, że znowu będzie tak samo. To jest toksyczny związek, co zrobić? On ma 19 lat, ona prawie 18.
Jestem obrzydzona mężem, ale nie potrafię odejść.
Dzien dobry, proszę o pomoc. Od 10 lat jestem w związku, 7 lat temu urodziłam syna, od 2017 roku mój mąż wyjeżdża za granicę, gdy wraca co 3 tygodnie, non stop pisze z kimś, nie raz nakryłam go piszącego z innymi dziewczynami, dodaje się do grup na facebooku w miejscowości, w której aktualnie pracuje i tam szuka nowych znajomości. Kiedyś jedna z dziewczyn, z którą pisał, wysłała mi screeny wiadomości. Kiedyś w samochodzie znalazłam opakowanie prezerwatyw, my nie używamy... Ostatnio wziął dodatkową pracę, u mojej znajomej. Co się później okazało - zdradził mnie z nią. Oboje robią ze mnie wariatkę, mówią, że do niczego nie doszło, ale widziałam ich wiadomości. Mój mąż zarzuca mi, że to moja wina, bo mu nie ufam i sprawdzam go. Często mówi mi, że mnie nie kocha, nie chce ze mną być. Straszy mnie, że zabierze mi dziecko, bo nie pracuje, chętnie poszłabym do pracy, ale nie mam z kim zostawić dziecka, ponieważ on jest za granicą. Kiedy chce się rozstać, on mówi, że nie chce, bo to wstyd. Ostatnio mój wujek, który wyjeżdżał z nim do pracy do Niemiec powiedział mi, że mnie oszukuje, ma dwa konta bankowe, dwie karty do telefonu, co weekend korzysta z usług prostytutek, mój mąż kazał mu go kryć... Jestem obrzydzona tym człowiekiem, ale nie potrafię odejść ze względu na syna, bo jest bardzo za ojcem.
Dzień dobry, mam pytanie w jakim nurcie najlepiej podjąć terapię jeżeli problemem jest nieprzystosowanie społeczne u dorosłego przez posiadanie nadopiekuńczych rodziców? Z tego wynika brak samodzielności i lęk z nią związany, jak również lęk społeczny.
Chciałam zapytać, jak poradzić sobie z traumą u 4-letniego dziecka po pobieraniu krwi.
Chciałam zapytać, jak poradzić sobie z traumą u 4-letniego dziecka po pobieraniu krwi. Podczas pobierania 8 razy się Pani wkłuwała, przy czym 3 żyły pękły. Teraz syn nie pozwala sobie pobrać krwi, zrobić testów alergicznych skórnych no dosłownie nic. A jest strasznie chorowity i już naprawdę nie wiem, jak mu pomóc, jak wytłumaczyć dziecku, że to konieczne. Żadne przekonywanie nie pomaga.
TW: myśli samobójcze. Czuję się samotna w związku, brak wsparcia emocjonalnego i myśli samobójcze

TW: myśli samobójcze

 

Chyba mam myśli samobójcze, mam dla kogo żyć mam syna 3,5 latka, na którego czekałam tyle lat. Żyje z ojcem dziecka już bardzo długo, ale jest to ciężki człowiek, dużo od siebie wymaga, i też od innych, jest pracowity, kocha syna, wszystko robi, żeby miał w życiu lepiej niż on. Pracuje ciężko na nasz dom. Często mamy odmienne zdania, przez co często są małe sprzeczki. Często jak chce mu opowiedzieć, co wydarzyło się w pracy lub co spotkało mnie dziś, lub jaki mieliśmy z synem dzień jestem prawie zawsze atakowana ….. że powinnam była zrobić tak powiedzieć tak zachować się tak itp itd. Uważam, że nie jest dla mnie wsparciem psychicznym, bo często z tego powodu płacze. Ja też pracuję, nie zarabiam tyle, co on, ale pracuje, daje z siebie wszystko, praca dom itd, to co robi większość kobiet. 

Nie mam własnego życia oprócz domu, nie chodzę na siłownię, nie spotykam się z koleżankami, bo ich też nie mam. Nie jestem dobrą kucharką, ale zawsze ciepły obiad w domu jest. Zawsze wszędzie się spieszę, żeby zrobić zakupy, posprzątać itd. odebrać dziecko ze szkoły, nigdy nie myślę o sobie. Fryzjer phiiii 2 razy w roku, kosmetyczka na urodziny. Nie kupuje nowych ciuchów, butów, nie maluje się, bo szkoda mi czasu. Ogólnie czuję się, jak bym miała 60 lat. Nie potrafię już nawet zadbać o siebie. Brakuje mi kogoś, z kim mogę pogadać. Mam kochaną mamę, ale nie chce jej martwić. Ojciec dziecka nigdy sam z siebie mnie nie przytulił, nie jest to człowiek, który okazuje miłość. Mówi, że kocha, bo na nas pracuje i wszystko robi dla nas. Ja to rozumiem, ale gdzie jest w tym wszystkim zwykły przystulas, gdy boli brzuch, gdy gorsze dni. Sam o sobie mówi, że jest materialista, tylko pieniądze go motywują. Jest to też zrozumiałe, ale moim zdaniem przy tym wszystkim jest trochę może za mocne słowo użyje, ale “ moim katem “nieraz jak jest jakiś temat to żałuje, że go rozpoczęłam. Wydaje mi się, że w przyszłości przestanę mu mówić o różnych rzeczach, żeby uniknąć kłótni. Jestem osobą prostą, niewymagającą wiele, chce nauczyć syna być dobrym człowiekiem z empatią do innych i szacunkiem do 2 osoby. On wprowadza do domu trochę “wojska”.  Wiem ,że jest to dobry człowiek do tego stopnia, że jeśli stałoby się coś moim rodzicom to nie wstydziłby się im d.. podcierać. Ale to, co ja czuję chyba też jest ważne. Nie mamy życia seksualnego w ogole, bo on ciągle zmęczony pracą i nie potrzebuje tego, jak sam mówi . Ja niby też, ale przez to nie czuję się jak kobieta, żyjemy jak brat z siostrą. Chciałabym sobie jakoś pomóc, bo boję się że sama sobie nie poradzę . Dużo by pisać, ale w sumie po co . Mieszkamy za granicami Polski sami z dzieckiem, bez rodziny. Coraz częściej patrzę na garaż z dziwnymi myślami, bo przecież, po co ktoś słaby psychicznie ma na tym świecie być. Ja nic tu nie wnoszę. W pracy wszyscy mnie lubią, wręcz widzą, że ja to taka ogarnięta, ale nie widzą, co się dzieje u mnie w środku. Chce mi się wyć i krzyczeć.

Regresja wieku u młodej dorosłej z autyzmem i borderline - czy to normalne?

Chciałabym się podzielić czymś, co rzekomo jest "dziwne" I "odrażające" co dla mnie jest niczym złym, a wręcz mi pomaga. Za niedługo kończę 18 lat, szykuje osiemnastkę, wielkimi krokami wkraczam w dorosłość i jest mi to mówione, żebym się nauczyła samodzielności. Ogólnie zanim zacznę, chce tylko wspomnieć, że jestem na leczeniu farmakologicznym i mam zdiagnozowany autyzm I Osobowość borderline. Głównie chodzi o to, że już od naprawdę długiego czasu mam regresje wieku, czyli mentalnie się cofam do wieku małego dziecka. Z tego, co czytałam, jest to pewien sposób na odreagowanie i tak w sumie to stosuje, a raczej nie stosuje, tylko automatycznie wpadam w ten stan regresji. Gdy jestem w swoim pokoju (sama), biorę smoczka i leżę w łóżku, oglądając jakieś kreskówki, czy inne tego typu rzeczy, staje się mniej komunikatywna i używam zdrobnień. Natomiast jak dostaje regresji w miejscu publicznym to się nie "obnoszę" takim zachowaniem. Jedynie wtedy jestem mniej komunikatywna, ale tak to nic poza tym zewnętrznie. Wiem, ze to może spowodować odrazę. W końcu po paru latach odważyłam się powiedzieć rodzicom o tym i mają mieszane uczucia. Ja nie wiem, czy mama żartuje, czy serio jest sfrustrowana, że mówi mi o spaleniu smoczka. Ja rozumiem, jakbym jeszcze chodziła i się tym chwaliła, ale nawet moi przyjaciele o tym nie wiedzą i nie było ani jednego momentu gdzie bym się tym obnosiła. W pełną regresję wchodzę tylko i wyłącznie w swoim pokoju, jeszcze w godzinach wieczornych, biorę do buzi swojego smoczka. Bardzo mi to pomagało i dalej pomaga, myślałam, ze jak powiem rodzicom, jeszcze jak mam już od dawna te diagnozy, to zrozumieją, ale tata czuje zakłopotanie, ale jeszcze to akceptuje, to mama jest wściekła. Bardzo mnie to smuci. Czy ten mój "przypadek" jest naprawdę nienormalny? Regresja wieku wcale mi nie szkodzi życiu, a wręcz pomaga, bo wtedy wchodzę mentalnie w takie dziecko, które żyje beztrosko. Jedynie kto to rozumie to mój chłopak (jesteśmy już razem 3 lata) on mnie akceptuje, jaka jestem, mimo moich przypadłości i zaburzeń.

Witam, jestem z mężem od 20 lat, 5 lat po ślubie, mamy 3-letnie dziecko.
Witam, jestem z mężem od 20 lat, 5 lat po ślubie, mamy 3-letnie dziecko. Nurtuje mnie pytanie, bo od roku stał się niedostępny, agresywny. W ostatnim czasie był w Polsce na 2 tygodnie, sam wrócił zadowolony, lecz nie to mnie martwi, bo znalazłam ślady pisania z kochanką na whatsapp i numer tel. Zadzwoniłam do niej, ale nie powiedziała, kim jest. Potem opowiedziałam mężowi o sytuacji, że wiem, że z kimś pisał i nawet się spotkał. Pytanie - nie wiem, kim jest mój mąż, mimo że żyjemy razem tak długo, nie wiem, z jakim typem psychotypu mam do czynienia i czy warto ratować związek?
Mam dziecko - syna, jest w wieku 11 lat, uczy się przeciętnie, jednak nie to jest powodem jego wyśmiewania ze strony rówieśników. Jest nim natomiast brak telefonu
Mam dziecko - syna, jest w wieku 11 lat, uczy się przeciętnie, jednak nie to jest powodem jego wyśmiewania ze strony rówieśników. Jest nim natomiast brak telefonu, mimo że wszystkie inne dzieci w klasie go mają. Jako rodzice celowo mu go nie kupujemy, ponieważ uważamy, że jest jeszcze na to zbyt młody, nie są to kwestie finansowe, ponieważ jesteśmy ludźmi średniozamożnymi. Dzieci, często z ubogich rodzin, które posiadają już telefon komórkowy, wyśmiewają naszego syna, drwiąc z niego, że jest biedakiem, czy, że w rodzinie się nie powodzi. Zdajemy sobie sprawę, że nasze dziecko wie, iż słowa te nie są prawdziwe, jednak ranią go w sposób wyjątkowy, gdyż inne dzieci nie znają sytuacji, jaka panuje w domu, a sam syn, po pierwsze jest nauczony, żeby się nie chwalić, a po drugie, nawet gdyby się chwalił, to i tak dzieciaki nie uwierzyłyby mu - dla nich telefon to rodzaj pokazania statusu w klasie. Ponadto nauczycielka, która jest wychowawcą klasy, w jego odczuciu poważa bardziej dzieci, które należą do zamożniejszych, toteż w klasie istnieje podświadoma akceptacja na gloryfikację bogactwa ich rodziców (dla dzieci na postawie tego, co mogą ujrzeć, obecnie szczególnie modelu komórki). Nasze dziecko chodzi smutniejsze, czeka od weekendu do weekendu, nienawidzi przerw, czy czasu w szatni przed wuefem, gdzie dochodzi do bezpośredniej konfrontacji z rówieśnikami, jak mówi, szkołę traktuje jak pracę, której bardzo nie lubi. Zupełnie inaczej było w latach, kiedy dzieci były młodsze i nie patrzyły tak materialistycznie. Proszę powiedzieć nam, czy powinniśmy ulec i mimo naszej idei kupić dziecku telefon, żeby poczuło się częścią klasy, czy nie kupować i wciąż tłumaczyć mu, że jest na to jeszcze za mały i żeby nie martwił się złośliwymi komentarzami znajomych?
Dziecko odrzucane w szkole, jak pomóc dziecku w takiej sytuacji?
Jak pomóc dziecku w sytuacji ,w której jest odrzucane przez rówieśników w klasie, tylko sporadyczne osoby się z nią bawią ( tak mówi) koleżanki ja odpychają, odganiają od siebie. Powiedziała, że jak ma coś słodkiego to ustawia się do niej kolejka, a tak nie jest mile widziana.
Jestem samotną matką, którą przytłacza życie - nie potrafię sobie już z tym poradzić
Jestem sama z córką i nie daje już rady, brakuje mi sił na wszystko. Rozstałam się z ojcem mojej córki prawie 4 lata temu, zaczynałam wszystko od zera bo wrocilysmy do mojego rodzinnego miasta. Byłam bez pieniędzy, bez mieszkania, pracy i przedszkola dla córki wiem że na dzień dzisiejszy dużo osiągnęłam bo wynajmuje mieszkanie, mam pracę nie na pełny etat ale zarabiam na opłaty do tego mam alimenty i świadczenie 800+, córka jest zadbana i chodzi do przedszkola, jest uśmiechniętym i energicznym dzieckiem bardzo ja kocham, ona jeździ co drugi weekend do swojego taty mają dobry kontakt. Niestety moja rodzina odwróciła się ode mnie po rozstaniu z ojcem córki, ciągle wmawiają mi że nie daje sobie z niczym rady, w niczym mi nie pomagają i ciągle tylko dołują dlatego zerwałam z nimi kontakty. W związkach też mi ciągle nie wychodzi jestem znów świeżo po rozstaniu gdzie naprawdę pokochałam tego mężczyznę i nie chciałam się rozstawać ale on nie był do końca przekonany czego chce mówił że z jednej strony bardzo mu ma mnie zależy i nie potrafi ze mnie zrezygnować dlatego czeka aż to ja go zostawię a z drugiej strony wie że nie da mi nigdy tego co ja bym chciała czyli ślubu i drugiego dziecka, byliśmy razem 1,5 roku i nie potrafię się z tym pogodzić bo jest fajnym i wartościowym facetem. Finansowo też nie jest kolorowo, wszystko drożeje, czynsz, jedzenie itp. mam wrażenie że pracuje tylko po to żeby opłacać rachunki i opiekunkę dla córki bo pracę kończę później i nie mam jak jej odebrać z przedszkola. Psychicznie nie daje już rady czuje się jak najgorsza matka na świecie bo nerwowo już nie wytrzymuje i ciągle krzyczę ma córkę a później tego żałuję,mało czasu z nią spędzam, jestem po prostu kłębkiem nerwów bo nie wiem już jak i za co mamy żyć. Przerosło mnie życie, mam 27 lat a czuje się tak wyczerpana że brakuje mi ma wszystko sił najchętniej to gdzieś bym uciekła tak żeby nikt mnie nie znalazł. Nigdy nie miałam takiego prawdziwego spokoju i poczucia bezpieczeństwa,pochodzę z rodziny w której ojciec pił i od 8 roku życia nie miałam z nim kontaktu on tez się mną nigdy nie interesował i chyba przez to mam ogromny strach i lęk przed odrzuceniem, boję się porzucenia, boję się kolejnego dnia nie wiem już co robić. Bardzo chciałabym zwolnić, odpocząć, zresetować się ale nie mogę bo wszystko jest na mojej głowie i chyba też nie potrafię. To jest straszne uczucie
Jak zacząć myśleć o sobie pozytywnie po stracie dziecka i braku wsparcia?

Dzień dobry, 

Piszę z zapytaniem, ostatnio moje życie obróciło się do góry nogami. Byłam w ciąży, lecz straciłam moje dziecko. 

Od nikogo nie dostałem wsparcia ani od rodziny, ani od chłopaka. Wręcz przeciwnie zostaje poniżana, wyzywana. Szczerze bardzo mnie to boli. Na początku starałam się innym wyjaśnić, co mnie boli, lecz nie rozumieją moich uczyć. Nie umiem odejść od nich, bo są dla mnie ważni. Na zewnątrz jestem uśmiechnięta, a w środku załamana. Nie myślę o sobie, tylko jak uszczęśliwić innych. Martwię się o innych, troszczę, a za to dostaje odrzucenie. 

Chcę popracować nad tym, żeby myśleć o sobie, lecz nie umiem. Dlatego piszę tutaj z zapytaniem, jak zacząć myśleć o sobie pozytywnie i zająć się sobą?

Jak poradzić sobie po poronieniu?
Nie radzę sobie że stratą dziecka, wciąż nie mogę się z tym pogodzić. Poroniłam je w listopadzie ubiegłego roku. Jak sobie radzić z napływającymi emocjami, powodującymi płacz, wręcz histerię, w najmniej odpowiednich momentach (w pracy, w kościele, na spotkaniach z rodziną/znajomymi) ?
Jestem mamą 2 dzieci, z czego starsze posiada zaburzenia ze spektrum autyzmu.
Dzień dobry, jestem mamą 2 dzieci, z czego starsze posiada zaburzenia ze spektrum autyzmu. Moje pytanie jest o młodszą córkę, która ma 3 lata. Niepokoi mnie jej zachowanie. Mianowicie od urodzenia jest bardzo nerwowa, w wieku niemowlęcym ciągle płakała i do tej pory jest tak równie często. Uspokaja ją tylko bujanie bądź wzięcie na ręce, lecz nie jest tak, że ją tak nauczyłam, ponieważ dzieje się tak od urodzenia. Bardzo szybko się irytuje i wpada w histerię, jak nie dostanie tego, czego chce bądź coś jej nie wyjdzie. Odnoszę wrażenie, że córka ciągle potrzebuje dotyku drugiej osoby. Zasypia tylko podczas bujania, w nocy się budzi i nadal trzeba bujać. Rzadko bawi się sama, potrzebuje, żeby ciągle ktoś był w jej pobliżu i często odrywa się od zabawy, żeby się przytulić. Oprócz tego mówi wyraźnie, zaczęła chodzić w wieku roku, jest mądrą dziewczynką, która rozumie polecenia. Z racji tego, że mój syn jest autystyczny, chciałabym zapytać, czy córka w związku z tym tez może? Bądź ewentualnie jaka przyczyna może być takiego zachowania u córki? Aktualnie mamy w planach wybrać się do psychologa, ale nie wiem, w jakim kierunku próbować ewentualnej diagnozy. Proszę o pomoc