Mąż nagle zechciał rozwodu, posmutniał, płacze, schudł, ale smutek przeradza się zawsze w złość.
Mam wszystkiego dość. Jestem taka zmęczona. Byliśmy ze soba 15 lat, 7 lat po ślubie. On nagle, oświadczył że chce rozwodu. Próbowałam walczyć, ale im bardziej walczyłam to on się wściekał. Już wydawało się, że będzie dobrze i znów nagle zaskoczył mnie i ze łzami powiedział, że złożył pozew o rozwód. Na moja prośbę się wyprowadził. Tydzień po wyprowadzce powiedział, że ma wątpliwości. A potem już szedł w zaparte, mówił, że po tym wszystkim co mi powiedział nie mógłby być już ze mną.
Mamy prawie 3 letnie dziecko, więc musieliśmy się widzieć. On zaczął mnie oskarżać przez sms,y że go okłamuje, szantażuje dzieckiem i oczerniam. Kiedy prosiłam, żeby to wytłumaczył i dał przykłady, bo przecież tak nie jest, to milczał. Jeszcze cały czas mi robił wyrzuty, że chciałam, żeby się wyprowadził.
W cztery oczy zupełnie inny człowiek, widzę i nie tylko ja, że go ciągnie do mnie, szuka mojego towarzystwa. Kiedy parę razy mnie zaskoczył i przyjechał z dzieckiem szybciej i byłam prosto z pod prysznica lub w piżamie to widziałam, że patrzy na mnie z pożądaniem. Gdy dałam mu swój laptop, żeby coś tam zrobił i zobaczył nasze wspólne zdjęcie na tapecie to widziałam łzy w jego oczach.
Powiedziałam, że go dalej kocham, zareagował najpierw zagubieniem i smutkiem, potem pojawiła się nagła złość. Kiedy powiedział, że mu lepiej samemu i że nasz związek był bagnem to odcięłam się od niego, teraz moja Mama pośredniczy między nami i ona odbiera i daje dziecko. Po prostu mnie niszczyło to wszystko. Od 3 tygodni się nie widzieliśmy i nie odzywam się do niego. To on powiedział mojej Mamie wczoraj, że zaczyna go to denerwować. Moja Teściowa mówi mi, że jest przerażona nim, bo go nie poznaje, strasznie schudł, przestał o siebie dbać, zaczął mieć kłopoty ze zdrowiem i ma strasznie smutne oczy, a jednocześnie zrobił się agresywny słownie. Wyznał też mojej teściowej, że już z nikim nie ma kontaktu.
Od kiedy go nie widzę i nie mam kontaktu jestem spokojniejsza, radosna, zaczęłam malować obrazy, remontować dom, po prostu żyje. Ale nie wiem czy to nie dziecinne zachowanie z mojej strony? Kocham go, ale teraz mi lepiej chociaż dalej są dni kiedy tęsknię za tym jaka więź mieliśmy między sobą i że byliśmy najlepszymi przyjaciółmi kiedyś. Czuję się lepiej, bo wiem, że mnie nie zaskoczy żadnym bezpodstawnym atakiem słownym i złością.
Wiem jednak, że to nie on, mój Mąż był zawsze kochany, czuły, rodzina była najważniejsza, ale moja depresja poporodowa, obowiązki i śmierć jego przyjaciela… chyba go to zniszczyło.
To już tyle miesięcy od kiedy się wyprowadził, na szczęście te dni kiedy jest mi źle sa coraz rzadsze. Nie mogę uwierzyć, że w styczniu jeszcze mi wyznawał miłość i wiedziałam, że to szczere, a w następnym styczniu będzie rozwód. Strasznie mi smutno za człowiekiem, który już chyba zniknął bez powrotnie. I szkoda mi go, bo córka nieraz mówi, że Tatuś jest smutny i płakał. Wiem, że nie powinnam analizować, ale trudno mi pojąć, skąd taka nagła niechęć jego do mnie i ta jego złość, że nie chce go widzieć, przecież to on zdecydował, że chce rozwodu i nie chce walczyć, a na mnie jest zły, że próbuje jakoś sobie to ułożyć. Mówił, że był już u paru psychologów i lekarzy psychiatrii, ale, że mówią mu, że jest zdrowy.
Anonim

Justyna Papurzyńska-Parab
Witam serdecznie,
Odpowiadając na Pani zapytanie odnośnie tego, co może dziać się z mężem, opis jego zachowania wskazuje na to, że mąż zmaga się z jakimiś problemami psychicznymi, czy kryzysem, być może cierpi na depresję (ale są to tylko przypuszczenia, absolutnie nie staram się stawiać diagnozy). Wspomina Pani, że doświadczył kilku trudnych wydarzeń w swoim życiu, jego zachowanie i reakcje emocjonalne, wskazują, że z czymś się zmaga. Niespodziewana decyzja o separacji i rozwodzie, bez wyjaśnienia i wyraźnego powodu, może wskazywać na izolowanie się, wycofywanie społeczne i rodzinne. Szczególnie, że tak dzieje się również w innych relacjach męża. Złość i wybuchowość to także nierzadki objaw depresji. Z drugiej strony pisze Pani, że męża "ciągnie" do Pani, szuka Pani towarzystwa- być może jest to szukanie wsparcia, zrozumienia. Jednak co mąż rzeczywiście myśli i czuje, wie tylko on i tylko w rozmowie z nim może się Pani tego dowiedzieć.
Zastanawia się Pani, czy to nie dziecinne z Pani strony, że czuje się Pani lepiej, od kiedy nie macie kontaktu. Być może znalazła się w Pani życiu przestrzeń, której od dawna nie było? Przestrzeń, gdzie może Pani czuć się swobodna i skoncentrowana na swoich sprawach? I nie musi być Pani już uważna i czujna, żeby odpierać ataki słowne ze strony męża? Wygląda na to, że jest to kwestia, która jest dla Pani ważna, a doświadcza jej Pani dopiero teraz. Nie ma nic złego w tym, że stara sie Pani radzić konstruktywnie w tej niełatwej także dla Pani sytuacji. Pisze Pani, że walczyła Pani o to małżeńtwo, jednak mąż musi sam podjąć decyzję, co chce zrobić ze swoim stanem psychicznym i zastanowić się, jak jego decyzja może wpłynąć na jego najbliższe relacje. Tylko on bierze odpowiedzialność za swoje życie.
Warto poszukać dla siebie wsparcia psychologicznego, bo z tego, co rozumiem, jest Pani już bardzo zmęczona całą tą sytuacją. Pisze Pani, że odczuwa Pani mieszkane uczucia względem męża- nadal go kocha, ale czuje się lepiej bez niego. Wyobrażam sobie, że może to wprowadzać chaos w głowie i właśnie takie zmęczenie sytuacją i bezradność wobec niej. Warto sobie uporządkować te uczucia, emocje i myśli w głowie. Konsultacja psychologiczna może bardzo w tym pomóc.
Pozdrawiam serdecznie,
Justyna Papurzyńska- Parab

Monika Wodnicka
Droga Pani,
są w naszym życiu sytuacje, których nie możemy zrozumieć. wiem, bo takie samo doświadczenie mam za sobą.
pamiętam słowa mojej psychoterapeutki sprzed 30 lat "można kogoś kochać i nie chcieć z nim być". były dla mnie szokiem. to, że mąż płacze, krzyczy czy patrzy pożądliwie nie jest jednoznaczne z tym, że gotów jest wziąć odpowiedzialność za siebie. raczej są to zachowania niedojrzałe, świadczące o jego zagubieniu. ale za mało wiem, by wypowiadać się zdecydowanie.
druga rzecz - między zdrowiem, a chorobą psychiczną jest cała gama zaburzeń, niejednokrotnie tymczasowych; jakiś kryzys lub ukryty proces. jeśli psychiatra wykluczył chorobę, to prawdopodobnie mąż zmaga się ze sobą samym. i nic tu Pani nie zmieni ani nie przyspieszy.
co do Pani - depresja poporodowa, o której Pani wspomina, jest reakcją, która się zdarza kobietom nie tak rzadko i potrzebuje ona wówczas wsparcia. zmaga się z pewnym problemem, ale nie można powiedzieć, że to jej wina. ja bym się zastanawiała, jak mąż przeżywał fakt pojawienia się dziecka w Państwa życiu. każdy z nas ma taki obszar w sobie, który niedostępny jest dla innych, a często i dla nas samych. to nasza nieświadomość, do której dostępu nie mamy.
Jeśli mąż nie ma z nikim kontaktu, jak twierdzi, tzn. nie ma być może kontaktu ze swoją matką. nie wiem, jak to wyglądało w przeszłości. ale to by mogło znaczyć, że nosi w sobie jakąś niemożność, jakąś trudność, być może krzywdę. jeśli by tak było, to nie jest Pani temu w żaden sposób winna.
miłość zakłada, że pragniemy dobra dla osoby, którą kochamy.
życzę Pani oparcia w sobie, zaufania do własnych odczuć i wiary w swoją siłę. to są nieocenione zasoby i proszę z nich korzystać.
i jeszcze jedno - czasem dobrze jest mieć dystans do tego, co słyszymy.

Agata Jeżow
W poście słychać walkę i próbę uratowania porządku, który przestał istnieć. Mąż złożył pozew o rozwód, jeśli chce odejść to cokolwiek Pani zrobi - nie da się zatrzymać kogoś na siłę i jeśli jest niechętny i agresywny to widocznie dzieje się coś, z czym mąż musi się zmierzyć sam.
Pani natomiast odżyła i nie jest to dziecinne, to dbanie o siebie, o swoją stabilność dla siebie i dla dziecka, to najlepsze co można teraz dla siebie zrobić. Życzę cierpliwości i spokoju, rozpady rodziny są trudne, ale nie są niemożliwe, trzeba dać sobie czas na żałobę, na nowo ułożyć się z rzeczywistością i da się wyjść z z nich cało. Powodzenia!

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Jestem z mężem od 18 lat (10 lat po ślubie). Gdy się poznaliśmy Mąż był człowiekiem bardzo skromnym, delikatnym i spokojnym.
Gdy urodził się pierwszy syn zaczęły się bardzo nerwowe sytuacje. W kłótniach Mąż potrafił uderzać pięścią w drzwi aż zrobił w nich dziurę, rozwalił mi telefon twierdząc, że go zdradzam. Niejednokrotnie groził, że sobie coś zrobi.
Często robi awantury przy dzieciach i to mnie najbardziej boli. Zarzuca mi, że to wszystko moja wina, bo ja mało z nim współżyje. A ja już po tych wszystkich wydarzeniach zamknęłam się na niego. Ciężko mi z nim rozmawiać, dzielić problemami, śmiać. Nasze rozmowy to tylko są na temat dzieci. Nie chcę, żeby mnie przytulał, dotykał. On twierdzi, że czuje się bardzo odrzucony.
Ostatnio w kłótni powiedział przy dzieciach "pakuj się i wypier*alaj ". Wczoraj przez godzinę krzyczał na mnie jaka jestem okropna, bo znowu się z nim nie kocham, że pójdzie do moich koleżanek jak tak dalej będzie, znowu, że sobie coś zrobi. Kazał mi wybierać albo on albo moja rodzina. Nie mam od niego zbyt wiele pomocy, jest wiecznie chronicznie zmęczony. W domu rzadko robi coś sam od siebie, o wszystko muszę się prosić, albo obiecuje ze coś zrobi a nie robi. I znowu zostaje z tym ja. Mam ochotę odejść, ale boję się, że faktycznie sobie coś zrobi. No i dzieci...kochają go strasznie....