
Zdrada w związku - miłość bez zaufania, jak sobie z tym poradzić?
Zuzkq
Dawid Staszczyk
Dzień dobry,
rozumiem, że trudno jest Pani wyobrazić sobie, że Państwa relacja znów mogłaby opierać się na wzajemnym zaufaniu. To zrozumiałe, że po doświadczeniach zdrady, niełatwo jest uwierzyć drugiej osobie w szczerość jej uczuć, chęć naprawy związku i w zapewnienie, że jest się dla niej kimś bardzo ważnym. Pyta Pani, czy taka osoba jest w stanie się zmienić. Trudno tu mówić o zmianie, ponieważ z tego, co Pani pisze nie wynika, żeby partner miał większe trudności z wytrwaniem w monogamicznej relacji, a epizod zdrady był jednorazowy. Jeśli mówimy o zmianie, byłoby nią zdecydowanie się na pozostanie z Panią i umacnianie Waszej relacji, co partner deklaruje. Jeśli zaś chodzi o reakcje rodziny, rozumiem, że mogą być intensywne z uwagi na Pani cierpienie i chęć ochronienia Pani przed potencjalnymi tego rodzaju sytuacjami w przyszłości. Proszę zaufać sobie i swoim uczuciom. To Pani zna siebie najlepiej, a zatem potrafi wybrać najlepsze rozwiązanie. Życzę wszystkiego dobrego i trzymam kciuki!
Dawid Staszczyk

Zobacz podobne
hej, mam teraz kłopot w związku i potrzebuję rady. Zaczęło mnie niepokoić, że mój partner mnie manipuluję emocjonalnie. Najgorsze, że coraz częściej wątpię w to, co czuję i myślę.
Często słyszę, że jestem przewrażliwiony albo przesadzam, przez co zaczynam kwestionować swoje reakcje i uczucia. Te ciągłe ataki krytyki i manipulacji mocno osłabiają moją samoocenę. Czytałem trochę o toksycznych związkach i wiem, że pierwszy krok to stopniowe uświadomienie sobie problemu, ale w rzeczywistości jest to trudniejsze, niż się wydaje.
Jak mogę skutecznie rozpoznać, kiedy granica została przekroczona? Obawiam się, że mimo wszystko poczuję się winny za decyzję o rozstaniu. Dzięki za wszelką pomoc.
Pozdrawiam, Piotr
Pomocy, rozpada mi się życie – związek z 24-letnim stażem.
Mąż wylał na mnie kubeł zimnej wody – i częściowo miał rację. Na dość długo się wyłączyłam, odizolowałam od świata. Nie wiem, dlaczego – czy przez natłok życia, czy własną głupotę. Wytknął mi, że nie dopuszczałam nikogo do siebie, w tym i jego. Że go odrzucałam, nie rozmawiałam z nim o problemach, nie wspierałam go w jego zainteresowaniach. Że zależało mi głównie na porządkach, a jeśli coś było nie tak – to wszystkich stawiałam „po kątach”.
W końcu wybuchł. Wytknął nawet te drobniejsze rzeczy, które go dręczyły, i stwierdził, że mnie nie kocha, że już nic nie czuje.
Otworzyło mi to oczy. Nagle zmieniłam podejście, staram się walczyć o związek – ale czy jest sens?
On twierdzi, że to wszystko go zmieniło, że nie wróci to, co było między nami. Że jest za późno.
Ratunku. Co robić?
Mi zależy… a widzę, że jemu też jest trudno.
Czy jestem chora? Jestem znerwicowana. Mam problemy ze snem. Boję się, że coś się stanie, jak zasnę. Mąż stwarza zagrożenia, bo co wieczór jest pijany, więc ja chodzę i wszystko sprawdzam, a potem i tak nie mogę zasnąć. Mieszkamy na wsi. Rano mąż wyspany opowiada wszystkim, że ja śpię długo i śmieją się ze mnie. On pijany idzie spać o 20-tej, a ja czasem nie zasnę całą noc i muszę odespać później. I to jest szykana. Oprócz tego obgaduje mnie z miejscowymi babami. Głaskają go, a ze mnie się niby śmieją, tak opowiada mi. Dałabym radę, gdyby nie śmierć moich ukochanych psów...
