Left ArrowWstecz

Choruje na zaburzenia lękowe w stronę natrętnych myśli które mnie niszczą.

Choruje na zaburzenia lękowe w stronę natrętnych myśli które mnie niszczą.Biorę leki od 8lat i raz lepiej raz gorzej.Teraz jest gorzej i natrętne myśli przerodziły się w to ze komuś zrobię krzywdę albo ze oszaleje i mam chorobę psych. Do tego mam duże somaty ciągły lęk niepokój mdłości zawroty w głowie takie otępienie.Boje się ze już żadne leki mi nie pomogą bo już tak długo je biorę i boje się tez tej zmiany leków na inne ze przez zmianę będę się czuć jeszcze gorzej.
User Forum

Karola

mniej niż godzinę temu
TwójPsycholog

TwójPsycholog

Dzień dobry. Farmakoterapia, szczególnie przy silnych zaburzeniach lękowych, powinna być wsparciem, a nie jedyną metodą leczenia. Nie wspomina Pani, czy korzystała z pomocy psychoterapeuty, ale zdecydowanie jest to najważniejsza forma pomocy przy takim zaburzeniu, aby podejść do problemu u jego podstaw, zamiast jedynie łagodzić objawy. Zdecydowanie warto umówić wizytę do psychoterapeuty, np. poznawczo-behawioralnego, który to nurt często jest wybierany przy leczeniu zaburzeń lękowych. Może Pani poszukać takich osób na naszej stronie (online lub w swoim mieście) albo zapisać się na terapię w ramach NFZ - terminy takich spotkań różnią się w zależności od lokalizacji. Połączenie psychoterapii z farmakoterapią jest najskuteczniejszą metodą leczenia. Leki powinny być tylko pomocą, która poprzez łagodzenie poziomu lęku pozwali popracować nad jego przyczynami z psychoterapeutą.
2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

depresja

Darmowy test na depresję - Kwestionariusz Zdrowia Pacjenta (PHQ-9)

Zobacz podobne

Jak radzić sobie z lękiem i kryzysem wieku średniego?

Często łapię się na tym, że moje życie nie rozwija się tak, jak sobie kiedyś wyobrażałam. Coraz częściej myślę o tym, co do tej pory osiągnęłam i czy to wystarcza, wydaje mi się, że nie. 

Te myśli mnie przytłaczają. Zaczęłam unikać sytuacji, które kiedyś były dla mnie zwyczajne, bo boję się, jak zareagują inni.

Czy możliwe, że przeżywam coś w rodzaju kryzysu wieku średniego, który ma wpływ na mój lęk? 

Zastanawiam się, co mogę zrobić, by sobie z tym poradzić. Bardzo mi zależy na tym, by odzyskać kontrolę nad swoim życiem i znów cieszyć się codziennością. 

Jak długo może trwać jakaś terapia, zanim zacznę widzieć pierwsze rezultaty? 

Będę wdzięczna za wszelkie sugestie.

Myśli lękowe, mimo że napady paniki się uspokoiły.
Dzień dobry, mam zaburzenia lękowe i uczęszczam na terapię, ale mam jedno ważne pytanie. Co zrobić, by myśli lękowe się uspokoiły? O ile same ataki paniki, które miałam parę razy dziennie, teraz zdarzają się sporadycznie, kiedyś sama myśl o jakimś wydarzeniu mnie przerażała, a teraz nie wiadomo co musiałoby się stać, by było naprawdę źle, więc uznaję, że terapia działa. Jednak z myślami o tym nie jest lepiej, mam wrażenie, że momentami gorzej? Jak zmniejsza się fizyczne poczucie paniki to to w myślach jest większe. Mówiłam o tym terapeutce, nie wiem czy do końca to zarejestrowała, powiedziałam, że dobrze jest z atakami paniki, a że myśli nadal są. Rozumiem, że myślenie o tym nie zniknie tak szybko, ale co mogę robić, by się nie nasilało i stopniowo uspokajało? Nie mam teraz jak omówić tego na sesji, bo jestem dość chora, więc wizytę muszę przesunąć, a jednak chce mieć opinię kogoś doświadczonego w miarę szybko. Z góry bardzo dziękuję za pomoc czy wytłumaczenie czemu tak się dzieje.
Uzależnienie emocjonalne od relacji z unikającym partnerem - jak odzyskać równowagę?
Dzień dobry. Od około półtora roku pozostawałam w bliskiej relacji z mężczyzną. Znamy się dłużej, z wyjazdu. Mieszkamy daleko od siebie. Pisaliśmy swego czasu intensywnie, jako dobrzy znajomi. On znalazł dziewczynę, zniknął, po czym wrócił, inicjując kontakt. Tamten związek się rozpadł. On przeprosił za zniknięcie, był bardzo obecny, dążył do spotkania, dużo flirtował, ja, na początku ostrożna, dałam się wciągnąć w to. W końcu spotkaliśmy się na kilka dni, po czym wróciłam do siebie. A kontakt pisemny osłabł, jednak on dalej nie miał nic przeciwko spotykaniu się, kiedy będzie okazja. Okazje były, inicjowane przeze mnie. On zawsze był wtedy bardzo czuły, pozwalam być blisko i zawsze też sam przychodził po czułości. Było to takie niewymuszone. Zawsze byłam bardzo ostrożna w stosunku do niego z powiedzeniem wprost, że się zakochałam, bo powiedział mi już na początku, że ma unikający styl przywiązania, bo gdy miał 6 lat zostawiła go matka. To był mój błąd, bo okazało się, że on już od jakiegoś czasu wiedział, że jednak nie widzi formalnego związku ze mną. Byłam zła, wyrzuciłam mu to, że skoro widział, że jednak z mojej strony w grę wchodzą uczucia, to nie przerwał tego mówiąc jasno, czego chce. I tak się spotykaliśmy dalej, był seks, były czułości, zachowywanie się jak para, również z jego strony. Bardzo to przeżywałam, a on chciał kontynuować znajomość. Dla niego może to pozostać takie, jak jest, czyli kumple z bonusem. Kiedy jednak powiedziałam, że skoro ja mam uczucia, a on nie, to taka relacja nie jest możliwa, powiedział, że nie musimy być fizycznie blisko, ale abym nie kończyła znajomości. Po tej rozmowie sam odezwał się pierwszy, było mu źle, chodził jak struty, wiedząc, ze mnie skrzywdził. Ja przyznam szczerze, że w dużej mierze opierałam się na wyobrażeniu tego, jak może być, ale widziałam, że nie dawał mi komfortu psychicznego. Nie mogę winić go za to, że uroiłam sobie w głowie pięknej miłości. Mieliśmy później jeszcze kilka wymian zdań, w ostatniej napisał, że boli go to, że to co pisałam było prawdą. Że wymyślił sobie symulację związku, nie licząc się z moimi uczuciami. Że zrozumie, jeśli to zakończę. Przyjęłam przeprosimy, jednak tak, jak już mu wcześniej powiedziałam, zostanę. Ale jeżeli on czuje, że lepsze, szczególnie dla mnie będzie zerwanie kontaktu, to niech to po prostu zrobi. No i tak zostaliśmy. Było dziwnie na początku, drętwo. Później rozmowa zaczęła się kleić i była naprawdę fajna. Umówiliśmy się na spotkanie, po którym właśnie jestem. Znów przeżywam huśtawkę. I nawet nie winię go za to, próbuję zrozumieć to, co dzieje się we mnie. To ciągle trzymanie się jego. Pewność, że nikt nie da mi już takiej ekscytacji i przyjemności. Że pomimo jego wad akceptuję go i chce tylko jego, i że nigdy do żadnego mężczyzny już nie poczuję TEGO. Zastanawiam się na ile był dla mnie oderwaniem od niełatwego życia, moim światełkiem. Czasem myślę, czy naprawdę coś do niego czuję (pierwszą odpowiedź w głowie to tak, kolejna to nie wiem), czy jednak jestem uzależniona och chemii, czyli dopaminy, która dawał mi gestami, wiadomościami. Bo potrafiłam chodzić struta, kiedy nie pisał i nabierać dobrego humoru, kiedy pisał. Najgorsze, że on mi się podoba w wielu aspektach i choć mam świadomość tego, że nie daje mi tego, czego potrzebuję, to dalej nie potrafię odpuścić. Samo myślenie o nim, o przytulaniu, czy całowaniu uruchamia w mózgu jakąs nagrodę i jest mi dobrze. W życiu tego nie mam. Dlatego rozumiem, czemu uciekam w te fantazje. Chyba jestem od tej relacji uzależniona, a myśl, że mogło by jej (i jego) nie być sprawia, że nie widzę sensu w życiu. Czy ktoś może spojrzeć na to z boku, proszę?
Jak radzić sobie z uczuciem pustki przy OCD i braku możliwości wyjścia z domu?
Dzień dobry, mam zdiagnozowane OCD, które leczę psychiatrycznie i terapeutycznie. Jest jednak jedna rzecz, która też mi towarzyszy a jest to pustka, nawet nie smutek ale właśnie takie nieczucie niczego. Nie sądzę, że to depresja przy nerwicy bo jednak nie czuję się tak cały czas i potrafię cieszyć się bardzo często. Przez wiele miesięcy nie odczuwałam prawie żadnych emocji oprócz lęku i nie wiem czy to nie jest efekt tego. Ten stan nasila mi się jak wyrywam się ze swojej rutyny poprzez siedzenie w domu bo np. choruję i wtedy na prawdę nie mam jak wyjść. W najgorszym nasileniu OCD siedziałam cały czas w domu i chyba teraz mi się źle to kojarzy, ale czasami nie mogę wyjść bo mam objawy chorobowe itp. Nie wiem co z tym robić, czasami takie poczucie męczy mnie też nawet gdy robię coś ciekawszego, wychodzę i nie siedzę w jednym miejscu. Czy jest coś co pomoże mi jakoś akceptować te stany i sobie z nimi radzić? Mam często chęci do robienia czegoś, wychodzenia, a w niektórych sytuacjach nie mogę i przez to czuję się źle np. gdy siedzę cały dzień w szkole to wolałabym robić cokolwiek innego, korzystać z życia a nie siedzieć w jednym miejscu przez 7 godzin. Chciałabym po tylu miesiącach walki o lepsze życie nie czuć takiej pustki, jakbym nie robiła wcale dawniej radosnych dla mnie rzeczy. Nie mam teraz możliwości konsultacji z terapeutą a bardzo trapi mnie ten temat, obecnie niestety mi towarzyszy taka pustka a wyjść nie mogę przez przeziębienie...
Napady lęku, gdy jestem w otoczeniu ludzi, obcym dla mnie. Co to jest?
Witam. Od już dość dawna mam problem z lękami w obcym otoczeniu. Mianowicie, jak jestem w domu czy gdzieś w swoim otoczeniu (samochód *sam*) to jest wszystko dobrze, ale jak mam iść do sklepu czy kościoła itd... czuję się tak jakbym miał dostać jakiejś padaczki, trzęsę się, okrucieństwo. Objawy zwiększają się ze zmęczeniem, chociaż mam dni, kiedy tak jest od samego rana. Jest to jakaś nerwica? Da się to leczyć? Za każdą pomoc dziękuję.
niska samoocena

Niska samoocena - objawy, przyczyny i sposoby na poprawę

Niska samoocena negatywnie wpływa na życie i relacje. Wyjaśniamy jej przyczyny, objawy oraz skuteczne metody radzenia sobie z tym problemem, pomagając zarówno osobom dotkniętym, jak i ich bliskim.