Left ArrowWstecz

Czuję się jak 17-latek który gdzieś zapomniał dorosnąć, szukać siebie i rozwijać. Zamknąłem się w swojej głowie

Witam. Mam 24 lata i jestem facetem. Zacznę może od początku. Jestem wynikiem gwałtu, próbowano przeprowadzić aborcję, ale została przerwana, matka starała się mnie „wypłukać” alkoholem, ale jak widać bez skutku. Życie obdarzyło mnie wyjątkowo irytującą pamięcią, pamiętam leżenie w kołysce i darcie się aż do zmęczenia oraz minę i obojętność matki, gdy mnie karmiła. Do 10 roku wychowywałem się na zmianę raz u matki, raz u babci wraz z bratem, matka hobbystycznie zajmowała się usługami przyjemnościowymi w zamian za pieniądze. Dzieciństwo było pełne wrażeń, których nie będę tutaj opisywał z racji ich ilości. Borykam się z problemem - chorobą sierocą. Do 11 roku życia aż do informacji, że znalazła się dla mnie i brata rodzina zastępcza, moczyłem się w łóżko. Byłem z tego tytułu wyśmiewany, karany, karcony itp. Kołysałem się do snu, kręcąc głową z boku na bok, wyobrażałem sobie wtedy lepsze życie i tak usypiałem. Początkowo było to maksymalnie 15 minut przed snem. W wieku około 14 lat zacząłem robić to nieświadomie przez sen (obserwacja bliskich). Los chciał, że w wieku 16 lat zakochałem się po uszy w cudownej dziewczynie, ale przyciągała uwagę wielu osób. Byliśmy ze sobą 4 lata, ciągle jej nie ufałem i dawała ku temu powody, ale wybaczyłem. Weszła ze mną w związek dlatego, że przykuwałem uwagę swoją popularnością. W okresie gimnazjum każdy mnie znał i chciał ze mną rozmawiać- bardzo aktywnie zwracałem na siebie uwagę. Ale po przejściu do technikum zacząłem być trochę odludkiem - kołysałem się czasami już nie tylko do snu, ale z nudy. Wciąż wyobrażając sobie lepsze życie. W wieku 20 lat dziewczyna zerwała ze mną przez telefon, pokazując oziębłą i nie do poznania dla mnie postawę. Wybraliśmy się jeszcze na wspólne wakacje, ponieważ nie dało się odwołać. Na nich chcąc zaciągnąć mnie do łóżka powiedziała, że mnie kocha i chce to naprawić, na drugi dzień patrząc z obrzydzeniem powiedziała żebym nie robił sobie nadziei, bo potraktowała mnie jak rzecz. Od tamtego czasu kołyszę się w każdej wolnej chwili, kiedy tylko się da, zaniedbując dosłownie wszystko dookoła. W wieku 22 lat porzuciłem studia na 3 roku. W momencie zerwania dowiedzieliśmy się, że moja Ciocia zastępcza ma nowotwór. Napięcie w domu skupiało się na mnie, jako osoba wrażliwa zawsze starałem się wszystkim pomoc i rozweselić, a kiedy nie mogłem tego robić z własnych problemów to naturalnym było wyżywanie się na mnie. Aktualnie jestem samotny, oswoiłem się z tym, przestałem już cokolwiek czuć. Chodzenie do psychologów przerwałem, gdy usłyszałem kolejny raz „depresja” od niedorobionego psychologa czy psychiatry, którzy oczekiwali że wchodząc będę od razu w stanie powiedzieć im co mi dolega. Przez całe życie moja choroba miała obraz ambiwalentny, skąd do cholery miałem wiedzieć co mi jest, skoro nawet nie wiem kim jestem? Obecnie w wieku 24 lat nie mam już obok siebie nikogo, nikogo tez nie dopuszczam emocjonalnie, czuję się wycofany do własnej głowy, pełen obraz dysocjacji. Nie przeżywam niczego, a chciałbym. Jak normalny człowiek zrobić prawo jazdy, kupić wymarzone auto, znaleźć kochającą żonę itp. Ale nie potrafię, nie wiem gdzie szukać pomocy, zazwyczaj wizyty u psychologów kończyły się tylko tym ze lustrowałem im ich własną osobowość - dla kogoś żyjącego ciągle w myślach udawanie osoby siedzącej naprzeciw jest czymś niczym rozrywką. Co mam zrobić? Gdzie byli wszyscy skretyniali pedagodzy i psycholodzy wtedy? Nie zrobię sobie nic tylko dlatego że to byłoby tchórzostwo, ale nie mam motywacji żyć, bo jest to niczym katorga, każdy dzień zlewa sie w jedno a jedyne co robię to bujanie się z boku na bok, myśląc co by było gdyby. Próbowałem praktycznie wszystkiego, umiem grać na kilku instrumentach, rysować, modelować, rzeźbić, tańczyć (tańczyłem przez 11 lat w zespole). Z zawodu jestem elektrykiem, konserwatorem maszyn, mam uprawnienia na wózek widłowy oraz spawacza. A pomimo tego łapię roboty „poboczne” żeby dorabiać na studia które wznawiam z nowym miesiącem. Czuję się jak 17-latek który gdzieś zapomniał dorosnąć, szukać siebie i rozwijać. Zamknąłem się w swojej głowie i fantazjach w trakcie kołysania się. Co mam robić?
Konrad Smolak

Konrad Smolak

Wstępny opis Pana doświadczeń życiowych i trudności, jakim stawia Pan czoła, nasuwa mi myśl, że może warto byłoby sięgnąć po wsparcie w psychoterapii. Dobrze jakby terapeuta znał zagadnienia psychotraumatologii i terapii traum. Jednym z rodzajów takiej psychoterapii jest EMDR (desensytyzacja ruchami gałek ocznych). Gdyby Pan zechciał dowiedzieć się więcej lub spróbować takiej terapii, na stronie PTT EMDR można dowiedzieć się więcej o jej założeniach lub/i znaleźć Terapeutę przyjmującego w pobliżu Pana zamieszkania lub online. Link:https://emdr.org.pl/terapeuci/ Oczywiście, EMDR nie jest jedynym słusznym nurtem, bo na postęp w terapii wpływają o wiele bardziej dobra pełna zaufania relacja z terapeutą, nauczenie się korzystania z zasobów własnych i w środowisku, itd. Czasem terapia potrafi być długim procesem, ale jest to proces niejako "skokowy", czyli często są małe sukcesy po drodze i zauważalny postęp w coraz lepszym funkcjonowaniu.
2 lata temu
Agnieszka Wołoszyn-Kowalska

Agnieszka Wołoszyn-Kowalska

Dzień dobry, czytając Pana historię o przeżytych traumach oraz objawach, sugerowałabym skontaktowanie się z dobrym psychoterapeutą lub psychotraumatologiem. Ci specjaliści powinni Pana dalej poprowadzić,
2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

W tym roku czeka mnie ciężkie Boże Narodzenie.
W tym roku czeka mnie ciężkie Boże Narodzenie. U rodziców spotkam się z moim bratem. Zawsze był konfliktowy, władczy i agresywny wobec mnie. Uważa mnie za życiową niedojdę i pasożyta. Po ciężkiej infekcji, która mnie prawie zabiła, mam problemy z poruszaniem się. Przez wiele tygodni musiałam nosić pieluchy, które zmieniała mi matka. I ogólnie to ona się mną opiekowała w chorobie. Dbała też o moje mieszkanie, a przy tym chodziła do pracy, itp. Wiem, że było jej ciężko i doceniam jej pomoc. Zwłaszcza że pomogła i pomaga mi finansowo. Jestem na L4 już kilka miesięcy, dostaję 20% mniej pieniędzy i jest mi ciężko, bo nie mam jak podreperować budżet samodzielnie. Doceniam to, ale jednocześnie czuję się niedojdą, że muszę z tej pomocy korzystać. Brat uważa, że wykorzystuję rodziców i zachowuje się, jakby myślał, że choroba to wymówka. Jakbym specjalnie się pochorowała, by przerzucić wszystkie obowiązki na matkę. Wrzeszczał po mnie, ilekroć widział mnie odpoczywającą, bo powinnam najlepiej ćwiczyć 24/7, żebym jak najszybciej wyniosła się z domu rodziców. Moja matka łudzi się, że w święta on ugryzie się w język i jakoś wytrzymamy razem pod jednym dachem. Ale ja wiem, że tego nie zrobi. Nie ma żadnych hamulców i znów mnie zbluzga. Nie wiem, jak mam się bronić. Najchętniej zaszyłabym się gdzieś jak najdalej od niego, by nie musieć go oglądać.
Dzień dobry, moja ośmioletnia córka boi się zwierząt wszystkich ale najbardziej psów, kotów. Próbowałam sama coś zadziałać, próbowałam z alpakami, w domu nie możemy mieć zwierząt z kilku powodów ale nie chcę się rozpisywać, poprostu nie ma takiej możliwości na chwilę obecną. Co robić? Gdy podchodzi pies wpada w taką panikę że nie sposób jej uspokoić. Dziękuję za pomoc
Jak rozmawiać z mężem o jego relacji z byłą żoną i moich obawach?

Trudno mi dokładnie opisać sytuacje, w jakiej się znalazłam. 

Ale od początku. Mój mąż, zanim mnie poznał, rozstał się z żoną, z którą był w związku kilka lat (studia i później dwa lata), mają syna. Gdy się poznaliśmy, sytuacja była jasna i klarowna. 

W końcu my zostaliśmy małżeństwem i również mamy jedno dziecko. Nigdy nie dopytywałam za bardzo o kwestie byłej żony. Ustaliliśmy na początku naszego związku jakiś zakres wiedzy, jaki jest nam potrzebny do spokojnego funkcjonowania. Wiem, że mieli trudne małżeństwo. Mój mąż dużo pracował, awans za awansem, w tym czasie jego żona radziła sobie gorzej, co bardzo źle na nią wpływało. Niestety w końcu go zdradziła, mimo to próbowali odbudować relacje, zaszła w ciążę, ale ostatecznie zdecydowali się rozstać, a właściwie najpierw ona tak zadecydowała następnie mój mąż. Byli młodymi ludźmi, nie oceniałam tego wszystkiego. Ale komunikat za tym szedł jasny- gdyby nie dziecko, nie chciałby mieć z nią nic do czynienia. Niestety, jeśli o czymś wspominał, w związku ze starym życiem, to głównie były to jakieś okropne rzeczy, które robiła jego żona. Nie było tego może jakoś wiele, ale były to raczej kwestie w stylu- gdy byliśmy małżeństwem, to moja była zabraniała mi spotykać się z bratem, moją była nie wpuściła mnie do mieszkania, moja była często mnie na początkowo straszyła, że zabierze mi dziecko… Albo zupełnie trywialne- ona zawsze na treningach wygląda najdziwniej ze wszystkich. 

Te negatywy pojawiły się jakoś rok temu, w końcu usiadłam z nim i poprosiłam go, by nie wtajemniczał mnie w takie kwestie, że przecież każdy medal ma dwa końce. Aż w końcu mu powiedziałam- byłeś z nią, godziłeś się na to, więc… 

Wtedy przyznał mi rację i powiedział, że faktycznie niby tak gada, a sam przecież z nią był. W międzyczasie wspominał, że teraz kiedy nie są razem, to ma z nią super relacje, bo gadają TYLKO o dziecku, że może się zmieniła, bo przecież nie gada z nią normalne, to mogła się w sumie zmienić na lepsze. Ale nic go to nie obchodzi. Później nagle mówił, że nie ona raczej się nie zmieni. Jego była w międzyczasie osiągnęła to, co chciała, ma dobrą pracę, partnera, kupiła dom i zaraz kolejne dziecko w drodze. Zakładam, że żyje i układa sobie normalnie życie. W poprzedniej relacji były narzeczony, zdradzał mnie, co odkryłam, czytając mu sms. Zrobiłam to pierwszy raz w przeciągu 8-letniego związku. Tym razem po tych dziwnych tekstach na przełomie ostatnich miesięcy sprawdziłam również konwersacje mojego męża z byłą żoną. I nie ukrywam, że jestem bardzo zaskoczona i jednocześnie zawiedziona. Relacje między nimi określiłabym jako, bardzo koleżeńska. Są dla siebie mili, serdeczni. Mąż nie rozmawia z nią tylko o synu. Pyta czasami o pracę. Pisze jej, że jest super mamą i bardzo zdolna osoba w swoim zawodzie (mówił mi coś innego), składa życzenia na urodziny (mi powiedział, że tego nie robi), ona mu też, pogratulował jej ciąży z wysłaną emotka serduszka. 

Nic w tych wiadomościach nie wskazuje, jakoby jego była żona, była teraz zołzą i okropną osobą, raczej zawsze stara się pisać w stylu pokojowym. Nie przekraczają granic, ale kilka wiadomości od niej mąż przestawił w rozmowie zupełnie inaczej. Tak jakby hmmm manipulował nieco faktami. Czuję się bardzo źle z tym. 

Czuję rodzaj braku lojalności. Nie mam nic przeciwko jego dobrym relacjom z byłą żoną. Dla ich wspólnego dziecka to bardzo dobre. Ale czemu tak często wspominał o jej obrzydliwej zdradzie skoro później pisał z nią SMS w tak ciepłym tonie? Nie wiem, jak podjąć z nim rozmowę? Mój mąż według mnie to naprawdę fajny facet, mogę zawsze na niego liczyć, o wielu rzeczach mnie zapewnia, ale zawsze też mówi, żebyśmy mówili sobie wszystko i teraz nie wiem, co mam myśleć o tym wszystkim. Chcę, żeby relacja między nimi była ok, ale nagle zaczęłam się zastanawiać czy teraz jak jest między nimi normalnie w sms to, czy jakaś część jego nie zaczęła za nią tęsknić? Może dalej ją kocha? Nie mam pojęcia czemu uznał, że mówienie, że mają dobrą relacje, bo gadają tylko o synu, jest ok? Czemu nie powiedział wszystkiego?

Związek wymaga mojej przeprowadzki do partnera, jednak bardzo tego nie chcę, również ze względu na zdrowie i samopoczucie synka.
Dzień dobry, zacznę od tego, że jestem w złym stanie emocjonalnym przez męczący mnie już od kilku miesięcy temat. Zacznę od początku, jestem w związku, od prawie roku. Od samego początku, jeżeli by nam się udało, partner wiedział, że ciężko będzie mi się przeprowadzić do Niego - mieszkamy od siebie 50 km. Dlatego przystaliśmy na Jego przeprowadzkę do mnie. Kilka miesięcy temu zmieniał pracę, na lepiej płatną. Od tego czasu jest zdania, że nie widzi możliwości przeprowadzki do mojego miasta, fakt jest mniejsze, ale myślę, że również znalazłby pracę w swojej branży. Jestem wykończona, bo mi też nie będzie łatwo z przeprowadzką, mam Synka, który jest autystykiem, każda zmiana jest trudna do przepracowania, a tam wszystko byłoby nowe, mieszkanie, szkoła, ludzie... Jak na razie powiedziałam, że ok, przeprowadzę się, ale jak już to od nowego roku szkolnego. Jednak jak pomyślę o tym, to widzę jak to będzie trudne dla mojego synka. Nie wiem co zrobić, jeżeli się wycofam to widzę w myślach zakończenie związku, który jest naprawdę dobry. Jednak synek jest najważniejszy. Nie wiem co robić, wiem, że jeszcze do tego czasu może się wiele zmienić, ale męczy mnie to bardzo.
Mąż choruje na depresję, ale obwinia mnie za wiele zachowań, krytykuje. Jest drażliwy, nie pomaga.
Mąż leczy się na depresję (jego psychiatra stwierdził, że zakańczają leczenie, ale on nadal twierdzi, że ją ma) poprosiłam dziś męża by poszedł do sklepu po chusteczki ,prosiłam go kilka razy ,spokojnie od rana do wieczora. Aż wieczorem się zdenerwowałam, a on odrazu, że ma depresję, więc gra z dzieckiem w gry. Z całej tej kłótni zaczęłam czuć się winna, później nagle przeszedł na swoją mamę, że jej nienawidzę, bo parę razy narzekałam, że często mnie poniża (haha spójrzcie na nią jak wygląda ciekawe ile przytyje jak urodzi 10 dzieci) i mimo tych słów nie nienawidzę jej a on mi to wmawia . Później mi mówi o jakiś chorobach psychicznych, żebym poczytała i co to za psychiatra, jak nie zdiagnozował u niego adhd i jeszcze jakiejś choroby, którą wyczytał w Internecie. Później miał pretensje, że jestem jak wiedźma ,że go zaczepiałam cały tydzień zbyt nachalnie (smyrałam go dla żartów po nodze a on uciekał ,próbowałam się do niego zbliżyć, bo już się nawet nie przytulamy a co dopiero mówiąc o seksie ) raz jestem zbyt obojętna ,innym razem zbyt nachalna ,za chwilę mówi, że nie umiem go uwodzić, że ciągle tylko prezenty, gdy coś opowiada co by chciał, jedzenie ,śniadania,kolacje, że mogłabym wymyślić coś innego skoro to na niego nie działa. To depresja czy manipulacja ? Napomknę tylko, że nad mężem ojciec się znęcał (nie wpuszczał do domu zimą ,wyrzucał z auta, gdy wymiotował przez chorobę lokomocyjną ,chlapał karcherem po oczach, gdy nie był posłuszny )z opowieści teściowej jego ojciec był maminsynkiem, więc ona traktuje swoich synów ozięble ( zostawcie mi dzieci a wy idźcie stąd ,was tu nie chce -mąż twierdzi, że nie rozumiem żartu i nie mam dystansu ).
Żona ma duże pretensje, zachowuje się nie na miejscu.
Mam problem z żoną, mamy jedno dziecko 6- letnie drugie 4 -miesiące. Bardzo często wystarczy jeden drobny impuls, aby siedziała na telefonie cały dzień i pisała wiadomości z wyrzutami, np. dziecko zachorowało-> trzeba iść do lekarza i jak nie mogę, bo jestem w pracy-> to się zacznie, że mam dzieci, że mam się zwolnić i cały dzień w pracy mam telefony i wiadomości. A np. ja jakiś mały błąd popełnię np. wejdę w butach do domu to setki wiadomości z pretensji do mojej mamy, że mnie tak wychowała i ciągle ma jakieś żale do teściowej. Czasem rano chowała mi kluczyki, żebym do pracy nie jechał, zdarzały się wiadomości do mojego szefa z pretensjami, że nie chce mnie zwolnić na parę godzin z pracy, teraz zabroniła mojej mamie wnuków odwiedzić na dzień dziecka i oczywiście wychodzą częste kłótnie o te wiadomości do mnie i jej teściowej. Nie wiem co robić, nie chce iść do psychologa, bo to pewnie pogorszę, tym bardziej, że mamy 4 miesięczne dziecko. Jak próbuję rozmowy o tym to oczywiście "wmawiam jej chorobę" ,więc zdałem sobie sprawę, że rozmowa nie ma sensu i nie wiem co dalej robić.
Witam serdecznie jak pomóc niepełnosprawnej osobie aby się usamodzielniła w kawalerce bo na mieszkanie socjalne się nie kwalifikuje
Jak radzić sobie z rozbieżnością wartości i oczekiwań rodziców oraz poczuciem niesprawiedliwości

Mam nieco apodyktyczną Matkę, która zawsze źle tolerowała bunt + pasywnego Ojca alkoholika (funkcjonujący). Od 2 dekad nasze relacje się poprawiły po burzliwym okresie. Rodzice pomagali mi początkowo finansowo z mieszkaniem, ja starałam się odpłacić im pomocą i obecnością w trudnych chwilach np. operacja Mamy, pomoc przy działce rodzinnej, pomoc w opiece nad Babcią (starcza demencja) pomoc drobna oraz fizyczna (sprzątanie jej domu, opieka nad psem, pomoc w opłacaniu rachunków itp.), pocieszanie jej w chwilach stresu. Powiedziała mi kiedyś, że cieszy się, że jestem blisko i że można na mnie polegać. Niedawno dowiaduję się od brata, że Matka nie ma poczucia oparcia we mnie i boi się, że będę na ich garnuszku. Dodam, że nigdy nie szukałam pracy więcej niż 3 miesiące, nigdy też rodzice nie musieli na mnie łożyć w takich sytuacjach. Zmagam się z depresją (lżejsza) od ponad dekady i zainwestowałam pieniądze w psychologów, psychiatrów oraz leki. Obecnie funkcjonuję całkiem dobrze mimo okazyjnych problemów w zarządzaniu stresem. Nie mam partnera i perspektyw na dzieci. Brat jest specjalistą IT, zamożnym mieszkającym w stolicy oraz z partnerką. Jestem nieco zaskoczona, bo sądziłam, że przez lata pokazuję - mam swoje problemy Mamo, ale staram się i jestem przy Tobie. Okazuje się jednak, że ona w pewnym sensie widzi we mnie ciężar. Zastanawiam się jak to rozumieć. Trochę wygląda to jakby moja praca i wysiłek, okazywanie uczuć Mamie przez "akty posługi" nie mają takiej wartości, jak sądziłam. Nie czuję zazdrości do brata, cieszy mnie jego sukces i kibicuję mu bardzo. Nie rozumiem jednak, gdzie popełniłam błąd. Dodatkowo wartości, jakie wpajała we mnie - brak egoizmu i poszanowanie pieniądza, teraz nie wydają się wartościowe. Czasem krytykuje mnie za skąpstwo mimo, że jej podstawowym priorytetem przez lata było budowanie majątku. Rozumiem lata 90te były ciężkie i ubogie, rodzice mieli duże wyzwania i stres. Sądziłam jednak, że będzie zadowolona, ze kontynuuję jej wartości w moim życiu. Czy ktoś z Was spotkał się z podobną sytuacją? Tzw. wychowano Was w pewnych wartościach i z przekazem, że powinniście spełniać oczekiwania rodziców, a potem po latach okazuje się, że Wasze posłuszeństwo i starania, aby je spełnić, nie mają takiej wartości. Mam wrażenie pewnego oszustwa, wpojono mi wersję A którą kontynuowałam latami, wpojono mi że muszę zapracować na miłość i wynagrodzić im trudny charakter. Teraz jednak przerzucili się na wersję B inne wartości i ja nie pasuję do tej wizji. Jak rozumieć takie przemiany? Dzięki za ewentualne sugestie jak to oswoić.

Problem z ułożeniem własnego życia przez wyśmiewanie i ubliżanie rodziców - co robić?
Mieszkam obok rodziców na wsi. Wyprowadzka na razie nie wchodzi w grę. Problem jest taki, że od malego mi ublizali i moja samoocena była na dnie. Kiedy to przerwałam i postawiłam granice, to i tak nie na dużo się to zdaje. Do mojego wnętrza nie idą obelgi, ale rodzice krzyczą na mnie przy sasiadach. Przez to od malego nikt nie traktuje mnie poważnie i czasem się śmieje, każdy ma za nieudacznika i dziwię się, że nikt nie zwraca uwagi na osoby krzywdzące mnie. Zamiast uznać ojca za wariata, to drwią po latach, że ja nie nadaje się do niczego, nic nie potrafię itd. W pracach radziłam sobie zawsze dobrze i poza domem jestem zupełnie inna osoba. Chociaż mam 40 lat nie wyobrażam sobie poznawać rodziców z moimi bliskimi, bo ośmieszają mnie. Byłego partnera nie przedstawiłam, bo wiedziałam, że będą wysiewać go za wygląd. Po takim beznadziejnym domu nie ułożyłam sobie życia. Czy jest możliwość, aby ludzie z okolicy spojrzeli na mnie innym okiem? Dziwne to też, bo moi rodzice w ogóle nie są inteligentni, a jak się wydzierają w sklepie, to ludzie uważają,że to "zabawne". Nie są przewidywalni, głośni, bywa, że przeklinają... Dodam że nigdy mnie nie kochali.
Trauma z dzieciństwa przez toksyczną matkę - jak radzić sobie z emocjonalnym bólem i przemocą?

Moja matka jest beznadziejna. Urodzona w latach 60, razem z ojcem zniszczyli mi dzieciństwo i życie. Dwa przemocowe warianty, przez których się leczyłam. Gdy byłam mała, to cały czas słyszałam od ludzi z rodziny i starej, że matka taaaaaak bardzo kocha dzieci. Czułam się dziwnie. Nigdy też nie pozwalała mi odchodzić do dzieci, jak przyszła z wózkiem kuzynka. Jakoś dzieci znielubiłam wtedy, bo denerwowało mnie, jak miałam 8-10lat i widziałam matkę rzucająca się wręcz z Uśmiechem na jakiegoś dzieciaka, tulące je i dbające. Ja miałam siniaki na ramionach i wyzywała mnie od beznadziejnych. Zero rozmów, kary, pas, nigdy mnie nie kochała. Jestem dorosła i jak widzę jej zachowanie do wnuka od siostry, to mdli mnie. Komplementuje dziecko, mówi, że kocha, jest mądre, ładne... A do mnie całe życie i do dziś gada, od maleńkości, że coś ze mną nie tak. Zawsze, że dziecko za chude byłam, złe pośladki, a ogólnie śmiała się, że jestem blondynką i nazywała mnie "żółtkiem". Mam problem na całe życie ze sobą. O co w tym wszystkim chodzi?? Jeszcze od 30 lat słyszę, z kocha dzieci i chciała być przedszkolanka. Tak. Chyba z pasem w obozie.

Jak dotrzeć do 4-latka?
Nie potrafię dotrzeć do czterolatka, aby czasami słuchał.
Czy dzwonienie do dziecka podczas pobytu u ojca wpływa na jego tęsknotę za matką?

Witam. Od jakiegoś czasu słyszę opinie od rodziców, szczególnie matek, że nie dzwonią do swoich pociech w momencie przebywania ich u swoich ojców, bo to wywołuje tęsknotę. 

Jak jest naprawdę ? 

Dzięki za odp 

Pozdrawiam

Co zrobić, gdy mąż mnie nie wspiera?
Co mam zrobić gdy mąż nie rozmawia na tematy które mnie dręczą? Dlaczego boi się za mną stanąć i mnie wspierać? Dlaczego zawsze jest za rodzicami, którzy niszczą nam małżeństwo?
Mam problem ze swoją partnerką. Mamy dziecko i próbujemy żyć razem
Witam. Mam problem ze swoją partnerką. Mamy dziecko i próbujemy żyć razem, staramy się, żeby wszystko było tak, jak należy, lecz mamy bardzo odmienne światopoglądy i różnice zdań. W wielu sytuacjach nie rozumiemy się nawzajem... Moje oczekiwania są znacznie inne niż jej oczekiwania... Chcę z nią na te tematy otwarcie rozmawiać, żeby można było znaleźć wspólny język, lecz ona nie chce rozmawiać, ucieka, boi się rozmowy, zamyka się w swoim świecie i ucina wątek, który ja staram się poruszyć. Nie wiem, czy to ma sens, próbować trwać w tej relacji dla dobra dziecka, mimo że nie rozumiemy się nawzajem.... Czy lepiej się rozejść i odpuścić? Chciałbym, żeby dziecko miało normalny i dobrze funkcjonujący dom z dwojgiem rodziców, temu staram się też z nią rozmawiać i poznawać jej perspektywę patrzenia, myślenia i podejścia do życia, ale ona nie chce za dużo rozmawiać. Przeważnie w rozmowie jak zadam niewygodne pytanie, to się zamyka, ucina temat i pojawia się u niej złość, co wpływa negatywnie na naszą relację.... Sam się już w tym gubię, bo nie wiem, co jest lepsze dla dziecka w takiej sytuacji...
Mam chorą onkologicznie rodzinę, jestem przerażona tym, że będę musiała pożegnać się ze wszystkimi, których kocham.
Mam 53 lata, mam męża, jest sporo starszy, jesteśmy szczęśliwi, ale niestety nie mogliśmy mieć dzieci, ostatnio strasznie się boje, moi rodzice są onkologicznie chorzy, mój mąż też, oczywiście się leczą, ale zdaje sobie sprawę, że będę musiała przeżyć odchodzenie wszystkich, których kocham, nie mam prócz nich nikogo, w pracy mam znajomych, ale wszyscy są zabiegani , mają swoje dzieci, sprawy, rodziny, często nawet nie mają czasu na rozmowę przez telefon . Z rodziny mam siostrę, ma swoją rodzinę i żyje za granicą, nie wiem jak radzić sobie z lękiem, narazie udaję przed sobą , że jest ok, ale tak nie jest.
Nie wiem, jak podjąć z rodzicami temat o przeprowadzce do innego domu.
Nie wiem, jak podjąć z rodzicami temat o przeprowadzce do innego domu. Mieszkamy w małym domy, w którym mieszka sporo osób, moi rodzice muszą spać z moim rodzeństwem a ja z babcią. Przestało mi się to podobać, wolałabym mieć własny pokój, łóżko u przestrzeń. Moja mama już od długa próbuje namówić tatę na przeprowadzkę, ale idzie to na marne. Chociaż trochę jej nie chce, a szczególnie przez moje rodzeństwo, dla których pewnie byłoby to trudne, jednak wiem, że tak dalej być nie może. Jak mogę spróbować podjąć rozmowę, aby jednak ona zaskutkowała?
Jak pomóc dziecku przezwyciężyć lęk przed ciemnością i problem z zasypianiem?

Od pewnego czasu widzę, że mój syn ma coraz większe problemy z zasypianiem, bo boi się ciemności. 

Każdego wieczora, gdy przychodzi czas na sen, zaczyna robić się niespokojny i nawet płacze, gdy tylko gaszę światło. 

Wiem, że lęk przed ciemnością to dość powszechny problem wśród dzieci, ale nie chcę, żeby przejął nad nim kontrole.

Naprawdę nie chciałbym, żeby jego lęki miały długotrwały wpływ na jego rozwój i samopoczucie. Będę bardzo wdzięczny za wszelkie porady.

Mam potrzebę zmniejszenia zależności emocjonalnej od kontrolującej i ściągającej mnie w dół mamy.
Mam problem z kontrolującą matką - jest wiele sytuacji, które można wymieniać. Jestem dorosła, mam 25 lat, a ona nadal w wielu kwestiach próbuje mi mówić, co mam robić. Nie mieszkam z nią, jednak poszukuję teraz pracy i niestety jestem od rodziców jeszcze zależna finansowo. Wczoraj, gdy byłam u niej w domu, wieczorem chciałam jechać samochodem do sklepu po coś słodkiego, a ona krzyczała, że przecież mogłam jechać w ciągu dnia i że po co w ogóle jadę o tej godzinie ( samochodem sklep jest ok. 7 min. od domu). Gdy spytała, czy chłopak, który mi się spodobał, się odezwał (nie odezwał się od kilku dni i mieszka w innym kraju) powiedziała, że to dobrze, bo jej zdaniem to bez sensu, bo on nie mieszka w PL. Powiedziałam jej, że nie może sobie nawet wyobrażać, że ma prawo prawić mi tego typu komentarze. Gdy byłam w wakacje sama we Francji nad morzem na kilka dni to zadzwoniła z krzykiem, że dlaczego się tak mało odzywam, że to nie jest normalne, brzmiała agresywnie. Do wielu rzeczy mnie zniechęca, jak proponuję jej wyjście z domu to komentuje "a po co, bez sensu, szkoda marnować czas na dojazd" i woli siedzieć w domu. Generalnie szybko się zniechęca do wszystkiego i męczy mnie jej energia, zauważyłam już dawno, że moja lepsza wersja siebie nie pasuje do niej kompletnie i nie chcę mieć z nią do czynienia. Po prostu, gdy zaczynam podejmować albo planować w głowie kroki, które są odważne, inne, to od razu ona mi się przypomina w głowie i ściąga mnie to w dół, zabiera energię. Nie wiem, jak się od niej skutecznie odseparować emocjonalnie i nawykowo i jak jej wytłumaczyć, że chcę mieć z nią zdecydowanie mniejszy kontakt. Wiem, że z jej strony skończy się to atakiem złości. Są też kwestie, w których mnie wspiera, jednak nie zmienia to faktu, że ma w sobie duży ładunek negatywny i odbija się to kosztem mnie.
Jak pogodzić się z wyjazdem córki na stałe za granice?
Jak pogodzić się z wyjazdem córki na stałe za granice? Córka ma 20 lat, przeprowadza się do swojej miłości.
Partner nie szanuje mnie, boję się jednak, że odbierze mi dziecko. Chcę uciec od niego.
Dzień dobry, jestem w związku od 4 lat, mamy 2-letnie dziecko. Obecnie jestem na urlopie wychowawczym. Całkowicie poświęciłam się macierzyństwu ze względu na problemy zdrowotne mojego dziecka i zdania na temat opieki nad dzieckiem mojego partnera. Niestety mamy dużo problemów, bo od kiedy urodziło się dziecko, jego praktycznie nie ma w domu. Wychodzi o 5-6 i wraca około 21, wiem, w tym czasie pracuje, jego życie opiera się tylko na pracy. Próbowałam z nim rozmawiać, że musimy mieć czas dla siebie, ale on nic sobie z tego nie robi. W styczniu wyprowadziłam się na kilka dni, bo odkryłam, że ma "bardzo duże zainteresowanie " płcią przeciwną. Jak dla mnie to już było uzależnienie, czego oczywiście się wypierał. Niestety od kiedy wróciłam jest coraz gorzej. Kłótnie przechodzą w straszne awantury. Mieliśmy skorzystać z pomocy psychologa i terapii par, niestety nie wykazał ku temu żadnej inicjatywy. W kłótni słyszę, że jestem nikim, niczego nie szanuje, bo na nic nie zapracowałam, że jego ojciec ma rację, że trzeba od takiej psychopatki zabrać dziecko, bo będzie takim samym psychopata, że jestem księżniczką i myślę, że pieniądze spadają z nieba, szarpnął mnie kiedy przestałam się odzywać, bo nie chciałam się kłócić przy dziecku. Dodam tylko, że całe życie pracowałam od kiedy skończyłam 19 lat. Pracowałam do końca 8 miesiąca ciąży i zarabiałam całkiem nieźle i stać mnie na to, żeby wrócić do pracy i utrzymać dziecko i jestem zdecydowana już, że to zrobię. Jednak bardzo żal mi tej relacji, włożyłam w nią bardzo dużo wysiłku i uważam, że się poświęciłam po raz pierwszy. Nie mogę się niestety normalnie z nim rozstać, bo wtedy zabiera dziecko i mówi, że już nigdy Go nie odzyskam, a On opowie całej rodzinie jaka jestem naprawdę albo się zabije. Jestem zmuszona uciec kiedy jego nie będzie w domu, ale naprawdę mnie to przeraża, cała ta sytuacja. Mam pomoc rodziny i powrót do pracy. Dodam, że chciałam wrócić do pracy licząc na zmianę naszej sytuacji, ale dowiedziałam się, że będę się tam puszczać i nikt mi nie pomoże z dzieckiem (tzn jeżdżenie do żłobka itd.) Mimo, iż jego rodzina zadeklarowała pomóc, w tej sytuacji to On powiedział, że jego rodzina nie będzie jeździć, bo księżniczka, chce sobie pracować. Pisząc to wszystko, widzę jakie to wszystko jest chore. Widzę jego małe teksty, które były przez cały związek, żeby obniżyć moje poczucie własnej wartości, oraz różne teksty, które mają mnie odsunąć od rodziny. Dodam, że pochodzę z przemocowego domu i moje związki to też pasmo nieszczęść. Chodziłam do psychologa, ale chyba za krótko, skoro wciąż pakuje się w takie same zle związki. W przypadku tej relacji od samego początku miałam jakiś wewnętrzny opór i czułam, że coś jest nie tak, jednak chciałam jeszcze raz spróbować. On nalegał na ciążę, ja też byłam gotowa na dziecko i stwierdziłam, że mogę także zostać samotna mama i dam sobie radę. Po tym jak zaszłam w ciążę On nagle bał się komukolwiek powiedzieć, nikt z jego rodziny nie wiedział, mieliśmy zamieszkać razem, jednak nie zauważyłam wielkiej inicjatywy z jego strony. Bardziej jego rodzina nalegała, niż On, kiedy poroniłam druga ciąże zostawił mnie samą, bo musiał jechać kupić samochód z wujkiem. Nawet nie poświęcił mi czasu. Jest we mnie bardzo dużo bólu związanego z tym związkiem .. ale też był przy mnie na początku związku, kiedy tego potrzebowałam ( rozwód, terapia u psychologa, odwrócenie sie rodziców ode mnie)i widzę, że chyba już tylko to mnie trzyma.