Czy możliwe jest, że mogę całkowicie wyleczyć się z fobii społecznej, depresji i nerwicy lękowej?
Petysana

Magdalena Bilińska-Zakrzewicz
Dzień dobry, zindywidualizowana odpowiedź na to pytanie musi zostać poprzedzone dokładną diagnozą psychoterapeutyczną i psychiatryczną, której nie jesteśmy w stanie wykonać w warunkach Forum internetowego. Natomiast bardzo teoretyczne i ogólna odpowiedź na to pytanie brzmi: tak. Generalnie połączenie farmakoterapii i odpowiednio dobranej psychoterapii daje w przypadku wspomnianych trudności i zaburzeń bardzo dobre rokowania. Kluczem do tego jest znalezienie odpowiednich specjalistów do prowadzenia procesu leczenia i terapii. Nie wspomina pani o tym, czy znajduje się pani pod opieką obu wspomnianych specjalistów. Jeśli nie, to sugeruję zrobienie rzetelnego rozeznania w pani miejscu zamieszkania, w celu znalezienia lekarza psychiatry oraz psychoterapeuty po minimum ukończonym czteroletnim szkoleniu psychoterapeutycznym, zgłoszenie się do nich na konsultacje i rozpoczęcie procesu leczenia. Dobrym pomysłem byłoby być może odnalezienie psychoterapeuty w okolicy pani miejsca zamieszkania, które bardzo często współpracuje z konkretnym lekarzem Psychiatra. Wówczas proces leczenia i Psychoterapii jest bardzo spójny i przynosi bardzo dobre rezultaty. Pozdrawiam serdecznie Magdalena Bilińska Zakrzewicz

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Co jest ze mną nie tak? Dlaczego tak jest i jak to zmienić? Wszystko pamiętam jak przez mgłę, nie wiem jak się do czegoś odnieść, bo nie pamiętam, nawet zarys jest rozmazany. I emocje i wspomnienia i wszystko, jest rozmazane. Chciałabym otwarcie mówić o tym co myślę, ale tego też nie wiem, a ja myślę sobie o czymś to zaraz wydaję mi się, że to nie moje myśli i wmówiłam to sobie, żeby być jakaś.
Odsuwam wszystko w czasie, nie mam zainteresowań i nie umiem się stosować do obowiązków.
Ledwo radzę sobie w kontaktach międzyludzkich. Według niektórych to ja się izoluje od innych, a nie inni ode mnie. Mam 16 lat, brakuje mi bliskości i kontaktów z innymi, ale nie potrafię się zintegrować. Próbuje cały czas wychodzić do ludzi, próbuje nowych rzeczy, staram się nie być dla siebie zbyt surowa, żebym nie musiała cały czas czuć presji, jaką sama sobie nakładam. Jednak to nic nie daje, nie widzę różnicy.
Dzień dobry. Jestem 35-letnia kobieta, od 5 lat cierpię na nerwicę lękową. Wszystkie objawy skupiają się na sercu. Miałam robione badania, które nic nie wykazały a objawy od strony serca typu potykania, przerwy w biciu serca doprowadzają mnie do panicznego lęku. Pokonałam wiele barier, wiele lęków natomiast te związane z sercem ciągle wracają. Mam bardzo niski puls co w nerwicy jest rzadkie, stąd też nie przyjmuje leków, by jeszcze bardziej go nie obniżać. Jak sobie pomóc? Na psychoterapię prywatnie nie jestem w stanie sobie pozwolić, a terminy na NFZ są tak odległe, że nie ma to nawet sensu. Przez te objawy tracę chęć do życia, lęk odbiera mi wszystko podczas nawrotów nerwicy. Bardzo dziękuję z podpowiedź i pozdrawiam serdecznie.
Witam. Mam 22 lata i od dziecka zmagam się z objawami zaburzeń integracji sensorycznej, nerwicy natręctw, tików, a ostatnio w pełni rozwiniętej nerwicy lękowej i depresji.
Objawy po raz pierwszy pojawiły się w szkole podstawowej (łącznie z zaburzeniami sensorycznymi, co jest nietypowe, gdyż te przeważnie pojawiają się dużo wcześniej, na początku życia) i od tamtego czasu towarzyszą mi z różnym natężeniem, aż do dnia dzisiejszego. Nie pamiętam dokładnie, jak to wszystko się zaczęło, ale prawdopodobnie najpierw pojawiły się tiki nerwowe w formie zaciskania powiek, marszczenia czoła czy chrząkania.
Potem doszły do tego natręctwa związane z liczeniem i perfekcjonizmem. Liczyłem litery w słowach, wyrazy w zdaniach, linijki na stronie, zaczynałem często od nowa czynności, żeby zacząć je "idealnie". Wszystkie natręctwa były związane z nauką lub ogólnie pojętymi aktywnościami umysłowymi (jak czytanie książek np.).
W międzyczasie doszły zaburzenia sensoryczne (chociaż bardzo możliwe, że wszystko zaczęło się mniej więcej w tym samym czasie) objawiające się ogólnie mówiąc czuciem wszystkiego "bardziej". I to dosłownie. Po prostu zacząłem zdawać sobie sprawę, że bardziej czuję na sobie ubrania, rzeczy w kieszeniach, krzesła na których siadam czy przedmioty, których codziennie dotykam (jak np. telefon gdy coś na nim piszę).
Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że właśnie to "czucie" doprowadzi mnie do szału i myśli samobójczych, jakie doświadczam obecnie w życiu dorosłym, ponieważ przypadłość ta bardzo obniża jakość mojego życia, ogranicza aktywności, jakie podejmuję w ciągu dnia oraz jest źródłem permanentnego stresu i lęku. Już opisuję, o co chodzi. Kiedy zakładam spodnie, to bardziej czuję je w pasie, kroczu i na pupie, co często zmusza mnie do ich opuszczania czy poprawiania (zwłaszcza przy zmianach pozycji ciała). Ale to nie wszystko. Bardziej czuję rzeczy w kieszeniach, jak telefon czy portfel. Bardziej czuję bluzkę na brzuchu, pod pachami i wokół szyi, buty na stopach, plecak na plecach itp. Ogólnie zasada jest taka, że im więcej mam ubrań na sobie i im większy jest ich "ciężar", tym bardziej niekomfortowo się czuję. Jak byłem dzieckiem, nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo, ale w życiu dorosłym jest to często nie do zniesienia i doprowadza do kuriozalnych sytuacji, kiedy wychodzę z domu w krótkich spodenkach i t-shircie na 15°C, bo wolę zmarznąć niż odczuwać dyskomfort psychiczny (który i tak w pewnym stopniu występuje, bo ludzie dziwnie na mnie patrzą).
Z innych dziwnych zachowań, które "wymusza" na mnie ta przypadłość można wymienić wkładanie bluzek za spodnie, wkładanie rzeczy pod pachy z ich zaciskaniem (stymulacja sensoryczna) czy zaginanie rogów poduszki pod głową gdy na niej leżę. Sytuacja znacznie się pogorszyła po przebyciu covida 2 lata temu, bo "czucie" się wzmogło i doszły różnego rodzaju dziwne odruchy jak "dociskanie" ręki do ciała, nerwowe wymachy kończyn z ich prostowaniem, ocieranie kolanem o kolano czy grymasy twarzy.
Do tego cała gama objawów nerwicowych, jak napięciowy ból głowy, chroniczne zmęczenie, szumy uszne, kłucie w sercu, problemy z oddychaniem i wzmożone napięcie mięśniowe. Żadne leki nie pomagają, to samo z psychoterapią. Od roku dzień w dzień wykonuję ćwiczenia z diety sensorycznej zalecone przez specjalistę od zaburzeń integracji sensorycznej - również bez żadnej poprawy w objawach. Dodam jeszcze, że na początku podejrzewałem u siebie jakąś rzadką chorobę neurologiczną, ale żadne badania, które do tej pory wykonałem na to nie wskazują, a trochę ich było (rezonans magnetyczny głowy, EEG, EMG, ENG, próba tężyczkowa, test na boreliozę - wszystko w normie poza EMG z cechami uszkodzenia pierwotnie mięśniowego, ale dalsza diagnostyka to biopsja mięśnia, na którą muszę jeszcze kilka lat poczekać i nie jest to powiązane z objawami, które wymieniłem).
Nie mam również stwierdzonego autyzmu ani ADHD, tylko "zaburzenia czynnościowe ośrodkowego układu nerwowego". Tylko ja się czuję tak, jakby coś mi ten układ nerwowy, a konkretnie mózg, atakowało.
Nie wiem tylko jak i gdzie można takie rzeczy zdiagnozować. Bardzo proszę o pomoc, bo nie wiem jak długo wytrzymam jeszcze tę mękę.
Dzień dobry, od 3 tygodni przyjmuje jedną tabletkę sertraliny dziennie na OCD. Nie wiem, czy to jakaś duża dawka, ale efekty widzę. Czy jednym z nich może być chęć do wyjścia z domu, większa energia do tego i ogólne lepsze samopoczucie fizyczne, nie tylko psychiczne? Jakiś czas temu bardzo bałam się takich wyjść i starałam się ich unikać, a teraz myślę częściej o tym, że fajnie byłoby gdzieś pójść/ pojechać. Nie wiem, czy może tak być, słyszałam tylko o zwiększonej energii a nic o takich zwiększonych chęciach do robienia rzeczy, które zaprzestałam z powodu lęku.
Czasami mam wrażenie, że mój strach przed porażką dosłownie rządzi moim życiem. Nawet proste rzeczy, które nie powinny być wielkim wyzwaniem, wywołują we mnie taki lęk, że najchętniej bym się w ogóle za nie nie zabierał. Zamiast działać, analizuję wszystko sto razy, wyobrażając sobie, co może pójść nie tak.
I często kończy się na tym, że w ogóle nie próbuję, bo lepiej się wycofać, niż poczuć tę porażkę na własnej skórze.
To jest naprawdę męczące, bo czuję, że przez ten lęk stoję w miejscu, a nawet cofam się w życiu. Nie tylko w pracy, gdzie boję się podejmować decyzje czy zgłaszać pomysły, ale też w codziennych sytuacjach – relacje z ludźmi, próbowanie nowych rzeczy, wszystko wydaje się jakimś wielkim ryzykiem. I to mnie totalnie wykańcza, bo wiem, że tak nie da się żyć, a jednak ciężko mi to zmienić.
Nie wiem, czy to normalne, że takie myśli potrafią aż tak przejąć kontrolę, ale czuję, że potrzebuję jakiegoś narzędzia, żeby to ogarnąć. Jak zacząć działać, nawet jeśli coś nie jest idealne albo może się nie udać? Chciałbym odzyskać pewność siebie, poczuć, że mam wpływ na swoje życie i mogę coś osiągnąć, zamiast ciągle uciekać przed wyzwaniami.