
Czy ucieczka z toksycznego związku to przesada? Przemoc psychiczna i ekonomiczna
Pilotka
Dorota Żurek
Dzień dobry, przeżyła Pani wiele trudnych sytuacji w tym związku i miała Pani prawo podjąć decyzję o rozstaniu. Teraz jest czas, by zastanowiła się Pani czego tak naprawdę oczekuje od związku, partnera i jak chce Pani ułożyć Wasze relacje po rozstaniu i kontakty z dziećmi. Najważniejsze, by zadbała Pani o siebie, popracowała nad swoją samooceną, budowała poczucie własnej wartości. Jeśli czujemy, że związek nie daje nam poczucia bezpieczeństwa, spokoju to zawsze mamy prawo do rozstania i zadbania o siebie. Nie musi się Pani nikomu tłumaczyć, bo miała Pani prawo do tej decyzji.
Pozdrawiam,
Dorota Żurek - psycholog
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Justyna Bejmert
Dziękuję, że podzieliła się Pani tą historią. Przeczytałam uważnie i chcę, żeby usłyszała Pani jedno, bardzo ważne zdanie: nie, nie przesadzała Pani - uratowała Pani siebie i swoje dzieci.
Z opisu wyłania się obraz relacji pełnej przemocy - psychicznej, ekonomicznej, emocjonalnej, kontrolowania i upokarzania. Były tam elementy poniżania, lekceważenia potrzeb, braku wsparcia, manipulacji, zastraszania oraz przenoszenia odpowiedzialności za wszystko na Panią. To nie są zdrowe zachowania. To nie była partnerska relacja.
Fakt, że uciekła Pani bez pieniędzy, ale z dzieckiem i w ciąży - to ogromny akt odwagi i siły. Pani decyzja może być początkiem nowego, bezpieczniejszego życia. Zasługuje Pani na szacunek, ciepło i spokój - a dzieci na dom wolny od krzyku, presji i poczucia zagrożenia.
Wątpliwości, które się pojawiają („czy to ja zawiniłam?”, „czy zniszczyłam rodzinę?”), są naturalne u osoby, która przez dłuższy czas była poddana manipulacji i przemocy. To echo tego, co wmawiał Pani partner. Ale te myśli nie są prawdą. Prawda jest taka, że wykazała się Pani ogromną mądrością, chroniąc siebie i dzieci.
Przesyłam Pani dużo siły,
Justyna Bejmert
Psycholog

Zobacz podobne
Czy to depresja?
Mam 27 lat, jestem samotną matką, rodzina uważa, że z niczym nie daje sobie rady, w niczym mi nie pomagają, ciągle tylko mnie bardziej dołują, więc jakiś czas temu zerwałam z nimi kontakty. Staram się jak mogę, pracuje, zajmuje się córką, niczego jej nie brakuje, jest radosną dziewczynką, wynajmuje mieszkanie.
Ponad rok temu poznałam dużo starszego mężczyznę, jest między nami 19 lat różnicy, pierwsze 4 miesiące były idealne, nawet się nie spodziewałam, że może być aż tak cudownie, że tacy mężczyźni jeszcze istnieją. On pokazywał, że mu na nas zależy, udowadniał to na każdym kroku, na początku nie chciałam się angażować, bo bałam się, że znów coś nie wyjdzie, ale w pewnym momencie (nie wiem kiedy) pokochałam go.
Niestety moja ,,koleżanka" zaczęła między nami bardzo mieszać, wmawiała mi, że on mnie zdradza, oszukuje itp. zaczęły się między nami kłótnie, rozstania potem powroty i tak do dnia dzisiejszego.
On cały czas mi powtarza, że jestem najlepszą kobietą, jaką poznał i wie, że będzie tego bardzo żałował jak się rozstaniemy, ale nie chce mnie też krzywdzić, bo wie, że ja marzę o ślubie i drugim dziecku, a on już tego nie chce. Ciągle mi powtarza, żebym go zostawiła a kiedy pytam dlaczego on tego nie zrobi to mówi, że nie potrafi, bo jestem cudowną kobietą i wie, że już takiej nie pozna, dlatego robi wszystko, żebym ja to skończyła, żebym go znienawidziła, a ja mimo wszystko też nie potrafię z niego zrezygnować, bo go kocham, mimo wielu przykrych słów i sytuacji nie chce kończyć tej relacji.
Z drugiej strony czuję, że nie radzę sobie już z życiem, że wszystko mnie przerasta i nie mam na nic siły. Wracam do pustego domu, gdzie wieczory spędzam sama ze wszystkimi problemami, panicznie boję się tej samotności, bywa tak, że cała się trzęsę z nerwów jak tylko wchodzę do domu i siedzę i płacze. Nie chce mi się już nawet wychodzić z domu, malować, nawet wstawać mi się nie chce, ale wiem, że muszę dla mojej córki.
Nie wiem już co robić, nie mam z kim zostawić córki, żeby iść do psychologa, ale czuję, że dłużej tak nie dam rady, jestem kłębkiem nerwów. Od pewnego czasu biorę też tabletki na uspokojenie, bo czuję ciągły strach, lęk i taki niepokój o przyszłość, o to, że nie mam z kim porozmawiać czy nawet pomilczeć, przytulić się. Co mam robić czy powinnam też raz na zawsze zerwać kontakt z tym partnerem czy próbować coś z tym zrobić, żeby to uratować, jak sobie z tym wszystkim poradzić ??
Mam 30 lat i stałem się obojętny praktycznie na wszystko, czuję jakby moje życie traciło powoli sens, to jest coś jakby to był jakiś dziwny sen, z którego muszę się obudzić i nie wiem jak. Kiedyś cieszyłem się z wyjazdów gdziekolwiek, teraz to jak gdzieś pojadę to nie czuję nic, żadnego zadowolenia.
Dobry wieczór, piszę ponieważ zauważyłem, że mam istotny problem z utrzymaniem stanowiska pracy, po każdorazowym zatrudnieniu pierwszy okres 3-6 miesięcy jest świetny, są wyniki, wszystko się spina i funkcjonuje jak najlepiej, a po tym okresie zaczyna się zjazd i po roku, max. dwóch jestem zmuszony do zmiany miejsca pracy i nie jest to niestety odosobniony przypadek, ponieważ mam ten problem już od kilku lat, a co zaskakujące nawet, gdy otworzyłem własny biznes to pierwszy okres był kolokwialnie mówiąc " z górnego C " a później znów powtórka z etatu. Czy coś ze mną jest nie tak ? Zawsze początek jest dobry, a dlaczego później jest problem - o co chodzi ? Jestem osobą, która ma swoje pasje i to nie tylko rower czy bieganie, aktywnie staram się żyć i optymistycznie patrzeć do przodu, ale czasem jak mi siądzie na głowę to co wyżej napisałem to już nie jest tak kolorowo.. Proszę o sugestie, może wskazanie kierunku, chciałbym to zmienić, ale niestety nwm jak? a jest to w ostatnim czasie mocno przytłaczające, wręcz depresyjne. Pozdrawiam
