Left ArrowWstecz

Partnerka w grupie przyjaciół ma swojego byłego partnera. Mam trudność z zaakceptowaniem tego, ale wiem, że to ja muszę popracować nad sobą.

Nie wiem jak poradzić sobie z sytuacją, w której się znajduję. Moja dziewczyna wśród większej grupy przyjaciół, z którymi lubi się widywać, ma również swojego „byłego”. To ludzie w prawie średnim wieku. Ona jest od nich młodsza o 12-20 lat w zależności od osoby. Ja - terytorialny samiec „co moje to moje”. Z tym, że odróżniam tu chorobliwą zazdrość i chęć przywłaszczenia. Swój bagaż życiowy niosę na barkach, mimo to chciałbym móc sobie poradzić z takim problemem, który wywołuje we mnie niepokój. Momentami ogromny. Pomaga presupozycja i rozmyślanie nad wszelakimi scenariuszami wydarzeń w momencie, jak się spotkam z nim po raz pierwszy. Jej lojalność i szczerość wobec mnie nie podlega wątpliwości. Wiem, że to we mnie jest problem. Nie chciałbym być prowodyrem zerwania jej kontaktów z tamtą grupą ludzi, których po prostu bardzo lubi.
User Forum

Zmęczony

1 rok temu
Agnieszka Wloka

Agnieszka Wloka

Dzień dobry

Panie “Zmęczony”, szkoda, że nie nazwał Pan swojej emocji najprościej i jednoznacznie - pytanie skąd ten lęk? Z punktu widzenia psychologa to kłopotem nie jest otoczenie dziewczyny i dziewczyna, ale Wasz związek. To od tego, na ile Wy sobie ufacie, rozmawiacie, czujecie, że Was coś łączy, zależy jak szanujecie nawzajem swoją wolność. Każdy z Was ma pełne prawo przebywać, rozmawiać, a nawet decydować o zmianach w swoim życiu po swojemu - im więcej będziecie o tym rozmawiać, tym więcej będziecie o sobie wiedzieć. Druga sprawa - takie szczere, wewnętrzne poczucie własnej samooceny u Pana - zawsze przy zazdrości warto się nad tym zastanowić - czy aby na pewno nie przemawia przez moją zazdrość moje ukryte nielubienie siebie? 

1 rok temu
Denis Sokołowski

Denis Sokołowski

Szanowny Panie, z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że zazdrość i chcęć przywłaszczenia może być skutkiem -strachem- zdrady i niepewności siebie (że nie jestem pewny, że dziewczyna kocha mnie, że jestem sympatyczny, atrakcyjny). W tej sytuacji Pan może powiedzieć dziewczynie o swoich uczuciach, kiedy idzie na spotkanie, gdzie jest obecny “były”. Również Państwo mogą czasami rozmawiać o tym, co pasuje w związku, a nad czym trzeba byłoby popracować. Związek jest również pracą nad sobą i nad relacją z inną osobą.
Trochę niejasne dla mnie jest czy zdrada miała miejsce w życiu Pana? Myślę, że to jest ważnym czynnikiem. 

Pozdrawiam serdecznie.

Denis Sokołowski

1 rok temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Mam 40 lat i jestem kobietą po dwóch nieudanych związkach z których mam 3 dzieci moj mąż i partner mieli problemy z alkoholem obecnie zaczęłam uczęszczać do terapeuty dla wsolzaleznionych nie radzę sobie ze sobą obwiniam siebie za wszystko np za to że wybrałam sobie takich ojców dla swoich dzieci nie umiem zapanować nad swoimi nerwami strachem o przyszłość
Narzeczona jest bardzo zazdrosna. Jak reagować?
Witam, mam następujący problem, moja narzeczona jest niesamowicie zazdrosna. Cały czas pyta mnie czy podoba mi się aktorka w filmie/serialu, gdy są kobiety w bieliźnie mówi mi, że na pewno mi się to podoba. Często insynuuje, że oglądam się za innymi dziewczynami i że na pewno wszystkie mi się podobają. Nie wiem jak mam reagować w takich sytuacjach. Chciałbym dać jej do zrozumienia, że jest dla mnie najważniejsza i w pełni dla mnie wystarczająca. Nie wiem co robić, proszę o pomoc/radę. Pozdrawiam
Jak poradzić sobie z żalem po niewykorzystanej szansie na miłość w pracy?

Od paru miesięcy pracuje na magazynie, dosyć dużym, pracuje tam około 300 osób, są tam 4 działy, jest też restauracja, na której jemy obiady. Jadłem sobie spokojnie i nagle spotkałem się wzrokiem z taką dziewczyną, jak w jakimś filmie.

Kolejnego dnia siedziała w tym samym miejscu ja również i znowu się na siebie patrzyliśmy, uśmiechając się do siebie. 

Następnego dnia patrzę, a ona zaczęła pracę na dziale obok, znowu się zobaczyliśmy, ja byłem w szoku ona chyba też, później pracowała na drugiej zmianie, więc się nie widzieliśmy, Zobaczyliśmy się znowu w 3 tygodniu i gdy wracałem z toalety, patrzyliśmy się na siebie dosłownie przez minutę, aż w końcu spuściłem wzrok, bo nie mogłem, nie wiem, co mi zrobiła tymi spojrzeniami, później patrzyliśmy na siebie, ale żadne z nas do siebie nie zagadało, a miałem możliwość i wiem, że to ja zepsułem, bo to ja powinienem zrobić pierwszy krok i tak już dała mi za dużo sygnałów no i tak się na siebie patrzyliśmy, aż w końcu pewnego dnia wróciła do restauracji, usiadła w tym samym miejscu i znowu się na siebie patrzyliśmy, ale potem znowu nic z tym nie zrobiłem. 

Później była taka sytuacja, że w końcu do niej podszedłem, ale tylko jej pomogłem i zagadałem trochę, ale ona i tak była szczęśliwa. Później jej nie było tydzień, myślałem, że się zwolniła, a tu przyszedł jej kolega z działu, na dział.do mnie i próbował mnie podpytać o nią, ale jakoś nie wyłapałem, o co mu chodzi, a chciał nam chyba po prostu pomóc. 

Jeszcze mi mówił, że to jej pierwszy wyjazd za granicę, tak jak mój i później się na mnie tak pięknie patrzyła i zagadywała do mnie. 

Ja nadal tego nie wykorzystałem, bo dalej nie wiem, czy jej się podobam, choć jestem tego pewien, nie potrafię sobie wybaczyć, że tego nie wykorzystałem, nie wiem, czy jakaś dziewczyna się tak na mnie patrzyła w życiu. Czuję się, jakbym przegapił wielką miłość, a prawie jej nie znam, nie mogę sobie z tym poradzić, nie mogę o niej przestać myśleć, nie mogę przestać myśleć o tym, co mogłem zrobić lepiej. Nie chce mi się jeść, myć, sprzątać, czuje się jak po rozstaniu. Czy to normalne?? Czy coś ze mną jest nie tak? Nie mogę sobie wybaczyć, że po prostu jej tego nie powiedziałem. Wolałbym, żeby mnie wyśmiała, niż teraz to tak przeżywać. Jeszcze wywalili mnie na inny dział i już jej nie zobaczę ,a nawet jak zobaczę, to chyba jeszcze gorzej mi to zrobi i to nawet nie o to chodzi, że się jej boję tego powiedzieć tylko już mi głupio przed nią, że nic wcześniej nie zrobiłem. Ona mi dawała tyle sygnałów, ale to też przez to, że ja nie widzę dobrze na daleko i czasami już nie wiedziałem, czy sobie to wkręcam, czy serio się tak na mnie patrzy, aż sobie kupiłem soczewki, no ale za późno. Mam dosyć wszystkiego. Najgorsze jest to, że cały czas o tym myślę, w pracy, jak gotuje, jak coś robię lub jak nic nie robię.

Nawet wróciłem na sztuki walki, ale nawet tam się nie potrafię skupić, a to kocham. Nawet trener się pyta co ze mną, ale spotkałem bardzo fajnego trenera i ogólnie miałem ostatnio sparingi i podszedł do mnie i mi mówi, że za dużo myślę, nie myśl tyle po prostu bij, i się trochę obudziłem, za dużo myślę, za dużo analizuje wystarczyło podejść i zagadać albo powiedzieć jej, że patrzy się na mnie jak w filmie, najwyżej by mnie wyśmiała i poszedłbym dalej, ale nie ja wolę układać sobie wizję w głowie jak dziecko.

Dzień dobry mam na imię Beniamin i mam 14 lat, parę miesięcy temu miałem już objawy depresyjne
Dzień dobry mam na imię Beniamin i mam 14 lat, (parę miesięcy temu miałem już objawy depresyjne, chodzę na wizyty do psychiatry, biorę leki, nie daje mi to nic). Moje życie nie jest dłużej nic warte. Może to zabrzmieć durnie, jestem młody, ale bylem zakochany w dwóch osobach naraz. Z jedną byłem w ok. 1,5 letnim związku, który się rozpadł. Została mi druga osoba, dawała mi nadzieję, że mamy szanse. Okazywałem jej tyle ile potrafiłem, bałem się że jestem dla niej niewystarczający, że za mało jej daje, przepraszałem za wszystko, bo bałem się odrzucenia, włożyłem wszystko w to, żeby mnie pokochała. Dziś ok. 2 godziny temu napisała do mnie, że tak naprawdę ma kogoś innego, ale nie chciała żebym wiedział, żeby nie było mi przykro. Moje serce zaczęło bić bardzo szybko, jakby mnie coś napadło, poczułem jakby coś we mnie pękło, nie mogłem uspokoić się od płaczu, błagałem ją i przepraszałem, poczułem ze to mój koniec, ze juz nigdy nie doznam takiego uczucia, jakie miałem do niej. Ostatnia wiadomość, jaką do niej wysłałem to list pożegnalny, na temat tego ze za niedługo mnie tu nie będzie. Teraz po tym wszystkim leżę z pociętymi rękoma. Czuję, że juz nikt mnie nie kocha, ciągle płacze, nie mogę się uspokoić, nie chce już tu dalej być, wszystko się zniszczyło, dobijam siebie coraz bardziej samobójczymi myślami, wiem ze za niedługo mnie to przezwycięży chciałbym wziąść strzelbe i zastrzelić się w głowę.
Ataki paniki z powodu sytuacji z partnerką. Muszę się z nią zgadzać, przepraszam ją za moje własne zdanie.

Od prawie roku mam ataki paniki. Najczęściej w sytuacjach, gdy partnerka jest na mnie zła/obrażona przez co ja czuję się winna i bojąc się, że ją stracę, zaczynam zmieniać swoje zdanie/zachowanie tak, aby partnerka była dla mnie miła i żeby między nami było dobrze. 

Momentami nie rozumiem pewnych rzeczy. Gdy partnerka czegoś chce i ja też, ale ona bardziej, a z mojej strony nie ma jasnej deklaracji, że w pełni się z nią zgadzam, ale mam pewne kwestie, w których nie jestem pewna i próbuje je zakomunikować . Efekt? Dalsza rozmowa wygląda tak, że to moja wina (a przynajmniej tak to odbieram) i robi mi wyrzuty i próbuje pokazać czy przekonać do tego, żeby było po jej myśli, co kończy się tym, że ja wpadam w panikę i przepraszam ją lub staram się zrobić wszystko, żeby tylko było dobrze między nami. 

Dostawałam bardzo wiele szans od niej, muszę się ze wszystkim pilnować, bo nasz związek wisi na włosku. Mówiąc o tym, że mam problem ze sobą i moja psychika i że potrzebuje pomocy psychologa odpowiedź jest taka, że psycholodzy to mi nie pomogą, bo kiedyś ona korzystała, bo była w ciężkim dole i jej nie pomogli, tylko powiedzieli, że ma się wziąć w garść i że jak zacznę brać leki, to jak przestanę, to będzie jeszcze gorzej, bo ktoś tam tak miał. 

Dodam, że jeśli nie jest pod wpływem alkoholu, to jest super i że mnie rozumie, ale nagle zaczyna zmieniać zdanie, kiedy jest po alkoholu, wtedy jest najgorzej, ciężko mi cokolwiek powiedzieć na swoją obronę i tylko przyznanie racji, bądź zgoda na coś tam w jakimś stopniu łagodzi sytuację. 

Jestem zmęczona psychicznie, fizycznie, bo też pracuje prawie na okrągło . Nie mam siły i energii a najchętniej cały czas leżałbym w łóżku . Podczas ataku paniki potrafię bardzo mało spać, po 3h dziennie i prawie nic nie jeść podczas dnia. Czy ja się zachowuje źle i faktycznie to moja wina czy jednak jestem słaba psychicznie i poddaje się manipulacjom partnerki?

Uzależnienie emocjonalne od relacji z unikającym partnerem - jak odzyskać równowagę?
Dzień dobry. Od około półtora roku pozostawałam w bliskiej relacji z mężczyzną. Znamy się dłużej, z wyjazdu. Mieszkamy daleko od siebie. Pisaliśmy swego czasu intensywnie, jako dobrzy znajomi. On znalazł dziewczynę, zniknął, po czym wrócił, inicjując kontakt. Tamten związek się rozpadł. On przeprosił za zniknięcie, był bardzo obecny, dążył do spotkania, dużo flirtował, ja, na początku ostrożna, dałam się wciągnąć w to. W końcu spotkaliśmy się na kilka dni, po czym wróciłam do siebie. A kontakt pisemny osłabł, jednak on dalej nie miał nic przeciwko spotykaniu się, kiedy będzie okazja. Okazje były, inicjowane przeze mnie. On zawsze był wtedy bardzo czuły, pozwalam być blisko i zawsze też sam przychodził po czułości. Było to takie niewymuszone. Zawsze byłam bardzo ostrożna w stosunku do niego z powiedzeniem wprost, że się zakochałam, bo powiedział mi już na początku, że ma unikający styl przywiązania, bo gdy miał 6 lat zostawiła go matka. To był mój błąd, bo okazało się, że on już od jakiegoś czasu wiedział, że jednak nie widzi formalnego związku ze mną. Byłam zła, wyrzuciłam mu to, że skoro widział, że jednak z mojej strony w grę wchodzą uczucia, to nie przerwał tego mówiąc jasno, czego chce. I tak się spotykaliśmy dalej, był seks, były czułości, zachowywanie się jak para, również z jego strony. Bardzo to przeżywałam, a on chciał kontynuować znajomość. Dla niego może to pozostać takie, jak jest, czyli kumple z bonusem. Kiedy jednak powiedziałam, że skoro ja mam uczucia, a on nie, to taka relacja nie jest możliwa, powiedział, że nie musimy być fizycznie blisko, ale abym nie kończyła znajomości. Po tej rozmowie sam odezwał się pierwszy, było mu źle, chodził jak struty, wiedząc, ze mnie skrzywdził. Ja przyznam szczerze, że w dużej mierze opierałam się na wyobrażeniu tego, jak może być, ale widziałam, że nie dawał mi komfortu psychicznego. Nie mogę winić go za to, że uroiłam sobie w głowie pięknej miłości. Mieliśmy później jeszcze kilka wymian zdań, w ostatniej napisał, że boli go to, że to co pisałam było prawdą. Że wymyślił sobie symulację związku, nie licząc się z moimi uczuciami. Że zrozumie, jeśli to zakończę. Przyjęłam przeprosimy, jednak tak, jak już mu wcześniej powiedziałam, zostanę. Ale jeżeli on czuje, że lepsze, szczególnie dla mnie będzie zerwanie kontaktu, to niech to po prostu zrobi. No i tak zostaliśmy. Było dziwnie na początku, drętwo. Później rozmowa zaczęła się kleić i była naprawdę fajna. Umówiliśmy się na spotkanie, po którym właśnie jestem. Znów przeżywam huśtawkę. I nawet nie winię go za to, próbuję zrozumieć to, co dzieje się we mnie. To ciągle trzymanie się jego. Pewność, że nikt nie da mi już takiej ekscytacji i przyjemności. Że pomimo jego wad akceptuję go i chce tylko jego, i że nigdy do żadnego mężczyzny już nie poczuję TEGO. Zastanawiam się na ile był dla mnie oderwaniem od niełatwego życia, moim światełkiem. Czasem myślę, czy naprawdę coś do niego czuję (pierwszą odpowiedź w głowie to tak, kolejna to nie wiem), czy jednak jestem uzależniona och chemii, czyli dopaminy, która dawał mi gestami, wiadomościami. Bo potrafiłam chodzić struta, kiedy nie pisał i nabierać dobrego humoru, kiedy pisał. Najgorsze, że on mi się podoba w wielu aspektach i choć mam świadomość tego, że nie daje mi tego, czego potrzebuję, to dalej nie potrafię odpuścić. Samo myślenie o nim, o przytulaniu, czy całowaniu uruchamia w mózgu jakąs nagrodę i jest mi dobrze. W życiu tego nie mam. Dlatego rozumiem, czemu uciekam w te fantazje. Chyba jestem od tej relacji uzależniona, a myśl, że mogło by jej (i jego) nie być sprawia, że nie widzę sensu w życiu. Czy ktoś może spojrzeć na to z boku, proszę?
Witam, potrzebuję porady. A mianowicie chodzi o sytuację mojego narzeczonego.
Witam, potrzebuję porady. A mianowicie chodzi o sytuację mojego narzeczonego. Jego rodzice są świeżo po rozwodzie, ze względu na alkoholizm ojca. Bardzo to przeżył, schudł, zmienił się. Każdy dookoła to widzi. Niedługo bierzemy ślub cywilny i spodziewamy się dziecka. Narzeczony nie chciał nikomu mówić o sytuacji w domu. Twierdził, że to patologia co obydwoje wyprawiają (i ojciec alkoholik, i matka, która go kłamała). Moja rodzina zupełnie nie wie o całej sprawie. I teraz ja mam dylemat - czy powinnam powiedzieć swojej rodzinie o jego sytuacji? Dodam, że na naszym ślubie będą moi rodzice i rodzeństwo i jego rodzice. Wtedy pewnie wyjdzie na jaw, że coś jest nie tak. Nie chce robić nic przeciwko niemu, ale też przez tę sytuację często okłamuję najbliższych, jak się pytają np. co słychać u jego rodziców lub coś związanego z nimi. Proszę o jakąś poradę, bo zupełnie nie wiem, co robić.
Mąż pisze z koleżanką, nie rozumie mojej niechęci do tego.
Mam problem w związku. Mąż zaczął pisać z koleżanką, a ja mu na to nie pozwoliłam. Uważam, że w związku nie ma przyjaźni damsko-męskiej. Mąż zaczął blokować telefon, bo uważa, że ja go sprawdzam. Koleżanka zaczepiała męża poprzez żarty nie na miejscu. Mąż nie może zrozumieć, dlaczego nie chce, żeby do siebie pisali, a ja nie mogę zrozumieć męża. Cała ta sytuacja nas przytłacza. Ciagle się kłócimy. Nie wiem jak sobie poradzić.
Nie potrafię czerpać satysfakcji z terapii
Uczęszczałam na terapię i nie potrafię czerpać satysfakcji z jej odbycia, nie potrafię wyciągnąć z tego treści dla siebie, mam poczucie, że jest to droga bez dobrego zakończenia i nie czuje aby mi pomagała :( Dodam, że mam problem w związku gdzie partner najprawdopodobniej ma cechy osoby narcystycznej bądź rys narcystyczny.
Chorując na depresję czuję się ciężarem, mam wrażenie, że zraniłam przyjaciółkę.
Dzień dobry. Jakiś miesiąc temu otrzymałam diagnozę, że mam depresję, jednak od 3 miesięcy chodzę na psychoterapię. Czuję się wszystkim wykończona. Wsparcie mam w bliskiej przyjaciółce, która niestety bardzo daleko mieszka, więc na ten moment nie jest możliwym by się spotkać. Czuję się dla niej ogromnym ciężarem i ogółem dla ludzi wokół mnie, choć nie wiedzą o mojej chorobie, bo nie są na tyle bliscy i raczej sądzą, że depresja to zwykły smutek. Jednak przyjaciółka zawsze mnie wspiera, dodaje otuchy, ciepłych słów, bo sama przez to przeszła. Odkąd choruję ciężko okazać mi wdzięczność, spróbować nowych pomysłów itp., ale naprawdę się staram i ona o tym wie, jednak ja czuję się jak pokraka. Jestem bardzo niecierpliwa w stosunku do samej siebie, bo za 2 miesiące matura, a ja się obijam zamiast pracować. Jednak kilka dni temu powiedziałam mojej przyjaciółce bardzo przykre słowa, które wprost nie dotyczyły niej, tylko ogółem świata i ludzi i musiały ją okropnie zranić. Czuję się jak najgorszą osobą na świecie, przeprosiłam ją szczerze i wyraziłam skruchy, jednak nie mam z nią kontaktu i boję się, że mnie porzuciła na dobre. Nigdy co prawda nie było takiej sytuacji, jednak mój mózg wymyśla same czarne scenariusze i mnie to okropnie męczy. Tak bardzo chciałabym być dla niej tak samo dobrą przyjaciółką jak wcześniej, kiedy jeszcze czułam się dobrze. Teraz czuję, że sprawiam same kłopoty, a na odległość pomoc jest zdecydowanie trudniejsza, gdy nie można np. dotknąć tej osoby. Bardzo się martwię czy te słowa nie były aż za mocne i czy nie zrobiła sobie krzywdy, choć raczej nie jest tego typu osobą. Nie kłóciłyśmy się, to była wymiana zdań, choć na trudne tematy i w pewnym momencie się wycofała i przestała się odzywać. Nie odczytuje wiadomości, nie jest aktywna nigdzie, martwię się, że tym razem może jednak mi nie wybaczy. Naprawdę żałuję tych słów i cofnęłabym je, gdybym mogła. Bardzo chciałabym już być zdrowa i myśleć samodzielnie niż mieć czarną płachtę na głowie, która czasem kontroluje moje myślenie.
Jestem miesiąc po okrutnym rozstaniu.
Cześć, to będzie długi post, ale mam nadzieję, że znajdzie się parę osób, którym będzie chciało się to przeczytać.. Muszę się wygadać. Jestem miesiąc po okrutnym rozstaniu. Po miesiącach wyznawań miłości, planowaniu przyszłości, mój facet zostawił mnie z dnia na dzień i oznajmił, że wraca do byłej. Sztylet w serce. Całkowite zerwanie kontaktu, zero wyjaśnień. Ona do niego wypisywała miesiącami, że nie daje rady bez niego, szantażowała go, obarczała go winą za całe zło świata, cały czas płakała, pisała do moich bliskich, że zniszczyłam jej związek. On mówił, że to psychopatka, że nie chce z nią być i myślał, że z czasem jej przejdzie. Że nie był z nią szczęśliwy, że była chorobliwie zazdrosna, nie mógł wychodzić, spotykać się ze znajomymi, że właściwie nie miał znajomych przez nią…Mówił, że ona jest mściwa, że przed ludźmi gra cudowną osobę, uśmiechniętą, serdeczną a nikt nie widzi, jaka ona jest na prawdę…traktowała go jak jej własność, jak przedmiot, widziałam wiadomości, które do niego wypisywała, ogólnie dramat. Zero liczenia się z jego potrzebami. W międzyczasie zmarł jej ojciec. Po rozstaniu z nią ona rozgadała wszystkim, że ją zostawił samą na tym świecie, że już nie ma nikogo, że to przez niego zmarł jej ojciec, bo coś przeczuwał. Byli ze sobą 10 lat. On jej mówił, że nie chce z nią być, bo już jej po prostu nie kocha, ale jeśli kiedyś będzie potrzebowała pomocy, to może na niego liczyć. Że spędzili ze sobą tyle czasu i chce się rozstać w zgodzie jak dorośli ludzie. Ona twierdziła, że on ją nadal kocha, że tylko się pogubił – przeze mnie. Już od tego czasu nie mieszkali razem, wyprowadził się i nie mieli żadnego kontaktu. Minęły 2 miesiące i znów się zaczęło…wypisywanie, płacz, manipulowanie. Zaproponowała mu pracę dorywczą u niej w firmie, że będzie miał możliwość sobie dorobić zdalnie. Przystał na to. Później spytała, czy pojedzie z nią na grób taty, stwierdziłam, że niech jedzie, w końcu to był jego teść przez 10 lat. Pojechał. Później znów coś, czy wyjdzie z psami, czy przyjdzie po coś tam itd… I tak z dnia na dzień czułam, że coś się miedzy nami pogarsza…spytałam, czy ponownie coś do niej poczuł, czy chce do niej wrócić, odpowiadał stanowczo, że NIE. Mówił, że jest mu jej żal, że jak był u niej w mieszkaniu to był syf itd a ona wygląda i zachowuje się jak wrak człowieka…że jakby miał do niej wrócić to tylko z litości i wtedy by poświęcił swoje życie dla niej…że on wie, jaka ona jest, że jakby wrócił, to do końca życia byłoby wypominanie, że ją zostawił, że ona jest najbiedniejsza, że jest chu**em, wszystkim by o tym mówiła itd… No i stało się. Przyszedł dzień rozstania. Znów spytałam, czy coś się między nami i nią a nim zmieniło. Powiedział, żebym dała mu czas na zastanowienie, że on sam nie wie kim jest, że bardzo mnie kocha. Wkurzyłam się, bo pytałam przez cały ten czas czy wszystko jest okej, czy coś się zmieniło, czy zrobiłam coś nie tak, że nie ma do mnie szacunku, bo do ostatniej chwili mówił, że jestem tylko ja i nic się nie zmieniło... Napisałam mu, że skoro ma wątpliwości co do naszego związku to ja je rozwieje. Pożyczyłam mu trochę kasy, powiedziałam, że ma pół roku na oddanie mi ich i na ten moment już nas chyba nic nie łączy i że złamał mi serce, kłamiąc do ostatnich wiadomości, że kocha tylko mnie… nawet nie odpisał. Parę dni później ustawił związek z nią na fb. Wszędzie mnie zablokował. To było miesiąc temu. 3 dni temu dodał z nią wspólne zdjęcie profilowe. Zero kontaktu. Zero wyjaśnień. Jestem tak zraniona…czy on cały czas mnie okłamywał? Nie znam osobiście jego byłej. Czy on zrobił z niej wariatkę, żeby tylko sobie por**ać na boku i manipulował mną? Czy on tak strasznie opluł osobę, z którą był 10 lat, byleby mieć skok w bok? A później wrócił do niej i błaga ją o przebaczenie? Czy ta dziewczyna jest tak w niego wpatrzona, że mu to wybaczyła? Czy wrócił do niej, bo tak mu jest po prostu wygodnie? Czy może ona robi z nim, co chce i dodaje te zdjęcia, zablokował mnie, ustawił związek, żeby mi pokazać, że on jest jej i robi mi na złość, a on się na to godzi? Pamiętam, jak mówił, że ona już tak robiła, żeby pokazać wszystkim, jaki to oni mają cudowny związek, a dobrze było tylko na zdjęciach… Czy może on faktycznie szczerze coś znów do niej poczuł i faktycznie wrócił do niej z miłości? Ja już nie chciałabym do niego wrócić, nawet jakby się odezwał, ten etap jest już za mną… Dręczą mnie pytania bez odpowiedzi. Co się w ogóle stało? W co on grał? Kto tu jest poszkodowany? Czy byłam tylko keks zabawką? Czy on ją kocha? Czy kochał mnie? Czy wrócił do niej z miłości, czy z litości? Nie mogę spać po nocach, rozpamiętuję, jestem potwornie zmęczona…budzę się w środku nocy i zaczyna się mielenie w głowie cały czas tego samego… ja już tego nie chce, ale to cały czas powraca…
Mąż zachowuje się przerażająco- okłamuje mnie i innych, udaje agenta dzwoniąc do ludzi, wymyśla sobie dziwne rzeczy. Jego mama chorowała na schizofrenie i tego się obawiam.
Witam, jestem w związku małżeńskim z mężem, od 20 lat natarczywie wciąż piszę na różnych forach internetowych z kobietami, jak go przyłapywałam na tym i też bywał z kobietami po cichu na kawki, wina zawsze spadała na mnie jak unosiłam się i były kłótnie, mąż obiecał, że nie będzie pisał już. Przez ostatnie 5 lat ciężko budowałam zaufanie, w ostatnim roku odkryłam wiele innych rzeczy - znowu pisanie, filmy, zdjęcia pornograficzne no i kłamanie, fantazje do naszych znajomych nowo poznanych, że ma np. 3 domy lawety, arsenał broni- no wymysły ponad miarę normalnego człowieka. Jest też mściwy, pisze na ludzi, szuka ofiar, anonimy - to wszystko znalazłam ostatniego roku oraz też dzwonił z groźbami do ludzi - przedstawia się, że pracuje w CBŚ, wymyślił to sobie po prostu - w głowie się mi to nie mieści, mówiłam mężowi, że jest zaburzony i musi iść na terapię, odmówił i też jest genetyczna choroba schizofrenii - matka ma - tego się bałam, żyłam w obawie skierowałam męża na przymusowe leczenie, ponieważ robi krzywdę mi bardzo wielką oraz obcym ludziom. Proszę o opinie 😕Zawsze jestem ja winna i mówi, że robię z siebie pośmiewisko i to ja jestem chora i mam się leczyć 🤔
Mąż pracoholik zaniedbuje rodzinę. Brak bliskości i wspólnego czasu

Partner ciągle pracuje, bez wolnego, jedynie niedziela, o ile nie jest handlowa. Nie potrafi być może i nie chce ustawić z kierownictwem grafiku, tak, by móc mieć wolne max dwa dni dla mnie i naszych dzieci. Dzieci ciągle narzekają, że nigdzie czy nawet w wakacje nie wychodzimy, czy kino, basem itp. bo ojciec tylko praca i na niej się bazuje. Mi tylko nie wiem, czy chwali się czy zali, że zarobi 6 tys. Kiedy tłumaczę, że ma też kobietę, dom, on, że nic na to nie może poradzić, bo nie ma ludzi do pracy. Ciągle jestem sama od 8.00 do 18.00 bądź 21.00. Nie mam męża. Wracamy zawsze razem, bo chce, bym przyjeżdżała po niego do pracy, co mnie już męczy. Nie mam znajomych, dzięki mężowi, co tylko mam przynieś, podaj, pozamiataj i nie mam prawa mówić mu o pragnieniach, uczuciach itp. bo zaraz mówi, że jego się czepiam, ryje mu głowę i mówię, co ma robić. Owszem mi mówi przez telefon, że bardzo za mną tęskni za każdym razem, że chce przytulić się, ma ochotę na sex...ok co do czego jest po prostu tempo, bo oczywiście zaraz wymówki, że coś go boli, że niby marudzę, że jest mi czegoś mało, za mało. 

Nie dociera, że brakuje mi bliskości i jego obecności po każdym dniu bycia po prostu samej i gadaniu do psa. Mówię nie raz, aby rozpalił namiętność w łóżku, zaczepiał itp.,robi to owszem, ale jak można to ująć raz, dwa i idzie spać. Mówi, abym zaczepiała go do sexu w nocy, robię to i za każdym razem dostaje kosza, bo on śpi, bo jest zmęczony. Jednym słowem męża mam na noc, do spania, rannego picia wspólnie kawy, zero wyjść gdziekolwiek jedynie naokoło bloku z psem i puste zdjęcia robi, wstawia na fb posty, że miło czas z żoną itp. Jaki czas???? Kwiaty niespodzianki ot, tak mogę pomarzyć tylko na okazje. Nie wiem, co mam robić mecze się w takim związku, co w sumie co to za związek???? Uważa mąż, że mam znaleźć innego skoro mi nie pasuje, takie ma podejście. Co mam zrobić??? Jestem zniesmaczona. Nawet powiedziałam mężowi, że jest pracoholikiem. Nic Nie dociera, on jego praca kasa to życie a reszta na potem

Jak pomóc osobie z podwójnym życiem i podejrzeniem problemów psychicznych?
Dzień dobry, Byłem w związku przez 3 lata z kobietą, z którą mam dziecko. Po trzech latach okazało się, że przez dwa lata naszego związku prowadziła podwójne życie – mieszkając ze mną, spotykała się z inną osobą. Dodatkowo przez długi czas przesiadywała na portalach randkowych pod zmienionym imieniem "Sylwia" prawdziwe do Karolina. Po naszym rozstaniu, przeglądając portale randkowe, natrafiłem na jej profil. Zauważyłem, że wciąż działa w tym samym sposób – używa zmienionego imienia, dodatkowo kamufluje się wykorzystując zdjęć w peruce. Zaczynam się martwić o jej stan psychiczny, gdyż mam wrażenie, że może być osobą z problemami psychicznymi, co stawia w niebezpieczeństwie tych, z którymi ma kontakt zawodowy (jest lekarzem). Nie wiem, co w takiej sytuacji zrobić. Czy ktoś miał podobne doświadczenia? Jak pomóc osobie, która może wymagać diagnozy psychicznej, zwłaszcza jeśli jej zachowanie może stanowić zagrożenie dla innych pacjentów? Będę wdzięczny za jakiekolwiek rady i wskazówki.
Nie jestem z Polski, ale mam tutaj studia oraz pracę. Czuję się samotna, w swoim kraju mam rodzinę i przyjaciół, ale tutaj trzyma mnie edukacja i zarobki.
Dzień dobry. Jestem w takiej sytuacji, że chłopak po 5 latach zerwał ze mną. Ten związek był toksyczny i zostałam naprawdę bardzo zraniona. Problem jest taki, że mieszkam w Polsce, ale nie jestem z tego kraju. Mam jeszcze pół roku do ukończenia studiów i mam tutaj dobrą pracę. Jednak nie udało mi się tutaj nawiązać bliskich kontaktów i jedyną bliską osobą tutaj był mój były chłopak. Czuję się teraz strasznie zdezorientowana i samotna, ponieważ chcę być w swoim kraju ze swoimi przyjaciółmi i rodziną, ale nie chcę opuszczać studiów, do których mi została tylko końcówka oraz pracy, bo wiem, że w moim kraju jest ciężko z pracą a pieniądze są potrzebne. Czuję tylko, że chcę być ze swoją rodziną i przyjaciółmi, bo myślę, że leczenie tych wszystkich problemów z toksycznego związku oraz ataki lęku i paniki mogą długo potrwać, bo jestem tutaj sama, ale też chcę ukończyć to, co zaczęłam.
Problem z nawiązywaniem relacji z kobietami - jak pokonać kompleksy i izolację

Mam ogromny problem z nawiązywaniem relacji z ludźmi, ale głównie z kobietami. Jestem chłopakiem, 19 lat. 

Od kilku lat całkowicie izolowałem się od ludzi, bo czułem się gorszy od swoich rówieśników. Kończę szkołę w tym roku i coraz bardziej dokucza mi myśl, że jestem inny niż wszyscy, nie potrafię nawiązać relacji z żadną dziewczyną, pomimo tego, że dbam o siebie, mam pasje, zarabiam pieniądze, trenuję na siłowni. 

Przez ostatnie kilka lat miałem kompleksy albo z powodu trądziku, który leczę od 2 lat. W technikum od początku byłem nielubiany prawdopodobnie przez to, że przybieram maskę kogoś, kim nie jestem i dostaję odwrotny efekt. W szkole podstawowej nie byłem traktowany poważnie, byłem raczej klasowym klaunem chcącym się przypodobać innym. Prześmiewczo komentowano mój ubiór, fryzurę, jednak podchodziłem do tego z dystansem, ale z tyłu głowy bardzo mnie to bolało. Dopiero ostatnio zacząłem się zastanawiać, że coś jest ze mną nie tak, po studniówce, na którą nie poszedłem i po zobaczeniu rówieśników, którzy świetnie się ze sobą bawili. Nie chciałem iść, bo w podstawówce na próbach poloneza i innych tańców dziewczyny często wyśmiewały się i uśmiechały się do siebie, gdy miały zatańczyć ze mną. 

W szkole średniej od 2 miesięcy nie pojawiłem się na lekcji wfu gdzie były próby poloneza, aby uniknąć sytuacji, gdy musiałbym wziąć udział w tańcu. Zdaję sobie sprawę, że jestem całkowicie normalnym chłopakiem, to potencjalne nawiązanie relacji z płcią przeciwną lub nawet kontakt byłby dla mnie niesamowicie stresujący i chciałbym się dowiedzieć, jak to pokonać lub do kogo ewentualnie się udać, aby pozbyć się problemu. 

Wiem, że to abstrakcyjna sytuacja, że w takim wieku mam aż takie problemy, ale nie jestem w stanie wybić sobie z głowy, że jestem gorszy od innych. Z góry dziękuję za odpowiedź

Chcę ograniczyć kontakt z osobą, jednak źle się czuję, kiedy pewne rzeczy w jej życiu mnie omijają.
Witam, od jakiegoś czasu zmagam się z pewnym problemem. W moim życiu relacje z pewnymi ludźmi zaczęły być dla mnie szkodliwe, powodowały we mnie poczucie niepokoju i braku stabilizacji. Spowodowane było to pewnymi nieciekawymi sytuacjami, które zdarzyły się w niedalekiej przeszłości. Oprócz tego sytuacje te doprowadziły do zmniejszenia poziomu zaufania, powstania zazdrości i niechęci do dzielenia się częścią mojego życia z drugą osobą. Stwierdziłem, że takie relacje są szkodliwe, więc ograniczyłem kontakt z osobami, które źle wpływały na moje samopoczucie. Jednak to wpłynęło na mnie równie negatywnie, jak i kontakt z takimi ludźmi. Mimo tego, że nie czuję już zaufania i wielkiej sympatii, nadal mam wielką potrzebę bycia częścią życia takiej osoby, bo jednak przeżyliśmy razem bardzo dużo. Gdy okazuje się, że w życiu takiej osoby zachodzą zmiany, o których się nie dowiaduje bezpośrednio, bo nie mamy bliskiego kontaktu, to czuję frustrację, gdyż nie jestem już osobą, do której ktoś zwraca się z nowinami w pierwszej kolejności. Mam wielką potrzebę bycia na bieżąco z życiem danej osoby, jednak nie potrzebuje bliskości z tą osobą. Zastanawiam się w jaki sposób sobie z tym poradzić. Mijają już kolejne miesiące, a ja nadal czuję to samo. Pewnego rodzaju niechęć, a jednocześnie szkodliwą ciekawość, która nie pozwala zapomnieć i iść do przodu.
Mąż nie wychodzi z nałogu, nie jest już odpowiednim partnerem. Chciałabym wziąć rozwód, ale boję się samotności. Chcę miłości
Mój mąż leczy się na chorobę dwubiegunową. Problemem jest nadużywanie przez niego alkoholu. Robi się po nim chamski i kłótliwy. Tłumaczy, że pije, bo albo jest gruby, albo boli, bo kręgosłup, bo przecież ma z nim problem, albo ze względu na absencję seksualną. Czuję, że te wymówki mają na celu manipulowanie moją osobą oraz wzbudzenia wyrzutów sumienia. Mamy dziecko, które bardzo przeżywa tę stresującą sytuację. Próbowałam użyć argumentu rozwodu, ale nic to nie daje. Mąż wręcz twierdzi, że w takim wypadku muszę go spłacić, bo przecież nie będzie miał gdzie mieszkać i straszy mnie zabraniem dziecka. Mój lekarz stwierdził, że mam depresję. Czy w takiej sytuacji ze względu na dobro głównie dziecka powinnam zdecydować się na rozwód? Czuję, że tak, ale nie wiem jak sobie z tym poradzić. Wolałabym pomóc mężowi wyjść z nałogu i tworzyć szczęśliwą rodzinę, ale obawiam się, że będzie mi nadal brakowało tego czegoś. Wolnej chwili, niezależności przy podejmowaniu decyzji. Za każdym razem muszę się tłumaczyć mężowi gdzie wychodzę, z kim rozmawiam przez telefon itd. Czuję, że się duszę w tym związku i mam wrażenie, że czasami już sama nie wiem czego chcę. Z jednej strony chciałabym zostawić męża. Z drugiej boję się samotności, nie potrafię żyć sama. Chcę kochać i być kochaną, ale czy lepiej szukać czegoś nowego, czy lepiej ratować to co jest...
Zmienny nastrój partnera, agresja i codzienne picie alkoholu

Kryzys w związku. Obawiam się zmian nastroju partnera. 

Jednego dnia jest wspierający, radosny, gaszący konflikty. Wyręcza mnie w obowiązkach, pomaga w problemach. 

Drugiego pojawia się krzyk, rzucanie przedmiotami, obrażanie nawet przy znajomych, mówienie, że jestem np. za wolna, za mało empatyczna, głupia, za wolno myślę. Na moje prośby o większy szacunek odpowiada, że to moja wina. 

Reaguje agresją na zachowanie innych ludzi, które mu się nie podoba. Potrafił moim autem uderzyć w inne auto, bo ktoś krzywo jechał, jechać za innym autem bardzo blisko i bardzo szybko, bo ktoś wolno jechał i mówić, że to ja jestem problemem, bo tłumaczę, że się boję, jak tak robi, a on, że go nie wspieram, jak narzeka na innych. Drugim problemem jest codziennie picie alkoholu. Jak sam mówi, pomaga mu to poradzić sobie ze smutnym nastrojem i głównym powodem, dla którego pije, jestem ja, że go nie wspieram, że jestem głupia, że chce uciec od mojego nastroju. Nie ukrywam, że nie zawsze wszystko zrobię, tak jak on tego chce, nie zawsze przewidzę albo zapamiętam, na czym mu konkretnie zależy. Mam obniżony nastrój przez chorobę członka rodziny i konieczność pomocy osobie niepełnosprawnej, ale się staram, na tyle ile mam możliwości. Partner chce, żebym to ja wzięła odpowiedzialność za jego nastrój i jego picie. 

A ja nie wiem już co mam robić. Szukam u siebie problemów i wiem, że często mogłabym lepiej coś zrobić, ale nie wiem, czy mój strach przed partnerem jest normalny. Nie wiem, gdzie szukać pomocy.

Czy socjopata potrafi kochać?
Czy socjopata potrafi kochać? Byłam w związku z taką osobą i ciężko przechodzę rozstanie.