Left ArrowWstecz

Chciałabym zakończyć relację z mężczyzną, który jest dziecinny, nie zarabia na siebie, nie ma między nami emocji, ja robię wszystko od rana do wieczora. Jednak boję się, że nie będę nigdy w lepszej sytuacji.

Nie mam z kim porozmawiać. Nie oczekuję, że ktoś to przeczyta. Nie znalazłam innego miejsca, gdzie mogę to napisać. Nie mam żadnych znajomych, koleżanek ani przyjaciółek. Mam faceta, mieszkamy razem. Z jego strony co prawda nigdy nie padło stwierdzenie, że jesteśmy parą/razem, ale wprowadził się do mojego mieszkania 10 lat temu i tak to trwa... Z jego strony nigdy nie padło żadne stwierdzenie na temat wspólnej przyszłości, nigdy nie padło stwierdzenie o ślubie, nie wspominając o dzieciach, o planach na przyszłość. On takowych nie ma. Żyje sobie z dnia na dzień nie myśląc o jutrze. Nie myśli o posiadaniu swojego mieszkania (chodzi mi o to, że mieszka u mnie i dla niego to nie problem). On nie planuje zmiany mieszkania, abyśmy mieli wspólne czy większe. Jeździ moim samochodem, co dla niego nie jest problemem. W weekend ja samochód umyję, wyczyszczę. Ja zajmuję się wszystkim, organizuję dom (ja gotuję, pranie, sprzątanie, remonty, etc.). Poproszenie go o naprawę czegokolwiek oznacza tygodniowe zrzędzenie i oczywiście nie kiwnięcie nawet palcem w danej sprawie, po czym się kłócimy i znowu problem na moich barkach. Kilkukrotnie zaproponowałam, że miło byłoby, gdyby coś ugotował, ponieważ 7 dni w tygodniu gotuję ja. Zaśmiał się, że może mi zupkę chińską przynieść ze sklepu jak sobie wstawię wodę w czajniku i tak ze wszystkim. Próbowałam nie gotować, nie prać. To nie problem ... je bułki cały dzień i zapija je monsterami, a z kosza na ubrania wyjmie gacie i włoży na lewą stronę; w taki sposób po jakimś czasie zmusza mnie prania itd. Seksu brak od początku. Najpierw nie chciałam, później stwierdziłam, że jak się jest przed 40-stką, to warto spróbować. Nie udaje się, nie idzie. On jest zbyt, z jednej strony dziecinny, bo komentarze kilkunastoletniego dziecka stykają się z tym, że on nie wie co robi, przez co jest bolesny. Zwracałam uwagę; najpierw sugestią, potem mówiąc wprost. Bez efektu, za każdym razem to samo. Jemu trzeba mówić krok po kroku co ma robić, tylko, że to i tak bez skutku.. Za każdym razem zawód, dlatego ograniczam bliskość na raz do roku. Nic nie czuję, wszystko dzieje się poza mną. :( Ostatnio w trakcie stwierdziłam, że to nie ma sensu po tym jak zaczął na głos zastanawiać się jakiego burgera zje w Burger Kingu. Na nic skupienie czy wyobrażanie sobie w głownie różnych rzeczy skoro ani orgazmu ani nawet nuty emocji. Próbowałam kilku sposobów, by coś zmienić; ale nic a on nie docenia. Zazwyczaj komentuje w jakiś - wg niego - zabawny, lecz dziecinny sposób niemający wiele wspólnego z romantyzmem. Zachowuje się na chłopaczek nastoletni ciągle zawstydzony wszystkim. Nigdy nie mogę z nim porozmawiać poważnie o nas, o naszym związku, dlatego o seksie również nie będę próbować. Już widzę to zawstydzenie na twarzy i pytanie czy mamy słoik ogórków kiszonych, bo jak nie to on musi do sklepu:( On w każdej poważnej sytuacji sobie żartuje, zmieniając temat, lekceważy co mówię lub manipuluje słowami i udaje, że nie rozumie. A ja chciałabym wiedzieć jaki jest mój status, czy osiągnęłam już wszystko co mogłam w tej relacji i byciem dla niego jedynie stancją i dzieleniem kosztów za lokum. Ja mam kredyt, spłacam sama. Wszystko co związane z mieszkaniem utrzymuję sama, on się nie dokłada. Gdy ktoś z rodziny pyta kłamię, że dzielimy koszty po połowie, bo mi wstyd. On dorzuca się 50% do jedzenia i czynszu za mieszkanie. Przez kilka lat dużo pracowałam. Od poniedziałku do niedzieli po kilkanaście godzin dziennie, ponieważ nie osiągam wielkich dochodów i niestety mam niskie perspektywy zatrudnienia brałam każda godzinę pracy, myśląc o przyszłości. Ostatnio praca mnie omija, mam mało zleceń. Mniej zarabiam. Powiedziałam, że mam ograniczone środki finansowe, a on że "jestem silną niezależną kobietą poradzę sobie" (i zaczął się śmiać). Powiedział tak tylko dlatego, żebym nie próbowała "żyć na jego koszt". Najczęściej spędzamy czas przed komputerami. Ja przed swoim, a on przed swoim. Nie chodzimy na miasto, nie wyjeżdżamy za miasto, nie chodzimy na spacery, nie mamy wspólnego zainteresowania. On ciągle leży i gra w gry na komputerze lub przegląda strony sportowe połączone z odsłuchiwaniem yt. Czasami doprowadza mnie do frustracji, krzyczę, wyzywam go, że to lub to trzeba zrobić. Po 30 minutach wyzywania i krzyczenia na cały blok wyniesie śmieci, ale sam nigdy :( Po takich sytuacjach zawsze czuję się podle; czuję się winna. Winna... właśnie ... zawsze jestem winna. Jako, że on nie ma żadnych potrzeb i oczekiwań od życia a ja czasami chcę gdzieś pójść lub pojechać, to ponoszę win za wszystko co się wtedy wydarzy, od popsutych rogatek ("to Ty chciałaś jechać, to teraz cierp") po inne problemy. Brakuje mi osoby, z którą mogłabym porozmawiać. Nie wiem czy powiedziałabym jej to co napisałam, ale zmieniłabym na kilka chwil otoczenie, wyszła z domu. Próbowałam szukać na fb i forach bratniej duszy, z którą można by się zaprzyjaźnić. Nie udało się. Po wymianie kilku wiadomości znajomość się kończy. Nie mam wielu hobby (o ile jakieś mam), nie umiem robić nic dobrze, raczej we wszystkim jestem słaba lub średnia). Nie umiem grać w gry planszowe, w karty, płynnie angielskiego, aby podróżować po odległych zakątkach (proponowano podróż do Indii - nie zgodziłam się; kontakt się urwał), nie chodzę na dyskoteki i stresuje mnie przebywanie w grupie, więc szybko odpadam jako potencjalna koleżanka. Chętnie się nauczę od kogoś grać w planszówki, ale nie mam od kogo. Nie mam również urlopu w pracy, po pracuję na umowy o dzieło /zlecenia (i moi klienci szybko znajdą kogoś innego na moje miejsce, więc nie ryzykuję utraty pracy). Owszem czasami gdzieś jadę za granicę, ale z pracą (online) i trochę zwiedzam, a trochę pracuję. Chciałabym poznać kumpelkę, z którą mogłabym pogadać, pospacerować, czasami coś poprzymierzać w sklepach, skomentować, posłuchać o jej problemach i opowiedzieć o swoich. Kogoś z kim można spotkać się w realnym życiu. Kogoś, kto będzie powodem do wyjścia z domu. Nie mam pomysłu jak to zrobić. Jestem na tyle aspołeczna, że nawet gdy zaczęłam chodzić na jakiś kurs nie umiałam się do nikogo odezwać, poza "cześć" na wejściu, nie umiałam się przebić. Oni zorganizowali się w paczkę, z którą spędzają czas, ja nie jestem zapraszana. Zawsze stoję obok, sama. To samo w każdym innym miejscu, zawsze czuję na sobie wzrok innych i uśmiech (niekoniecznie życzliwy). Nie umiem podrywać facetów, nie jestem zbyt urodziwa, więc na nadmiar zainteresowania nigdy nie narzekałam. Każde miejsce, w którym jest więcej niż jedna osoba powoduje mój dyskomfort, na tyle silny, ze np. wolę zapłacić karę niż pójść do jakiejś instytucji coś wyjaśnić itd. Wiem, że nie mam motywacji do żadnych działań. Szybko jestem zmęczona, często płaczę (bez powodu), stale myślę o smutnych rzeczach. Wiele razy chciałam się rozstać. Trzy razy prosiłam go o to by się wyprowadził, bezskutecznie. Wydawało mi się, że gdy będę mówić spokojnie, bez podnoszenia tonu głosu i bez emocji to zrozumie, że ma się wyprowadzić, ale nie zrozumiał. Olał. Za każdym razem olał; wrócił do komputera i leżał. Po tym jak zapytałam kiedy się wyprowadzi stwierdził, że "przecież nie dzisiaj; należy się termin każdemu lokatorowi"... Ustalaliśmy ten termin i dalej nic. Po tym terminie zaczynał rozmawiać jakby nigdy nic. Momentami myślę, że mu moi rodzice płacą żeby ze mną mieszkał, bo nie wierzę, ze faceci tak mogą.... Mam świadomość, że jeśli kiedykolwiek usunęłabym go ze swojego życia, to na pewno nie zaangażuję się w żaden inny związek. Mam problem z seksem, a jednak dla facetów to ważne. Poza tym czuję silne zmęczenie, nie wyobrażam sobie, by ktoś ze mną mieszkał. Ale też wiem, że gdyby doszło do rozstania to moja rodzina obarczałaby mnie za to. Oni uważają, że chwyciłam Pana Boga za nogi i powinnam siedzieć cicho (on jest wykształconym człowiekiem, niestety zbyt dobrze znającym swoje prawa dlatego są problemy z eksmisją; umie też mną zaszantażować bo zna moje słabe punkty), poza tym jak raz człowiek złapał faceta, to nie można go zmieniać - takie opinie ma moja rodzina. Zdaję sobie sprawę, że musiałabym zerwać kontakty z rodzicami i ograniczyć z pozostałą częścią rodziny. Niestety, znam ich na tyle dobrze, że wiem jak by reagowali. Uważaliby, że to moja wina, że jestem głupia i nie nadaję się do niczego. Przechodzę dość częśto takie docinki, zazwyczaj nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością, ale jestem dobrym obiektem do śmiechu i żarów (nawet wśród rodziców) bo zawsze się gdzieś uderzę albo mam przygodę (nie z mojej winy). Podsumowując, dzisiaj widział, że od rana mam gorszy nastrój (przyczynił się wczoraj), ale udaje że nic się nie stało. Siedzi w innym pokoju i klika myszką... Ani razu nie zapytał, nawet czy wszystko jest ok albo dlaczego płaczę... O nic. Wg niego jest fajnie, nic od niego nie chcę, nie przeszkadzam mu. Zamówiłam pizze na obiad, odebrałam więc wystarczyło tylko ułamać kawałek i super, bo o dziwo ułamał sam, nie prosił o podanie ...
User Forum

Bez_imienia

1 rok temu
Weronika Tomaszczyk

Weronika Tomaszczyk

Dzień dobry,

Z tego co Pani pisze, jest pani wartościową, życzliwą i pracowitą osobą, a brakuje Pani wiary w siebie. Niestety opisane zachowanie partnera może działać na jej niekorzyść. Proponuję zacząć od konsultacji z psychoterapeutą lub psychologiem w celu popracowania nad pewnością siebie. Pisze Pani również o braku motywacji i obniżonym nastroju - w tym wypadku dobrym początkiem mogłaby być wizyta u psychiatry w celu dobrania odpowiednich leków. 

 

Pozdrawiam

 

1 rok temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Jarosław Orzechowski

Jarosław Orzechowski

Szanowna Pani, 

pozwolę sobie zasugerować, aby w pierwszej kolejności zgłosiła się Pani po poradę prawną, co może Pani zrobić w zaistniałej sytuacji. Darmową pomoc prawną może Pani trzymać w starostwie powiatowym, w urzędzie gminy, w urzędzie miasta, na stronie DarmowaPomocPrawna.ms.gov.pl. Może się Pani udać do MOPSu, założyć niebieską kartę (opisane zachowania spełniają kryteria przemocy np. ekonomicznej). Może Pani poprosić policję o pomoc w usunięciu “intruza”. 
Życie mamy tylko jedno, więc szkoda go zmarnować. Zmiany budzą w nas obawy, ale jeśli jest bardzo źle, to później może być tylko lepiej. Niech Pani nie obawia się poprosić o wsparcie i pomoc w swoim otoczeniu. Może w dalszej rodzinie, może w pracy. Oczywiście może Pani pomyśleć również o profesjonalnej pomocy psychologicznej, która z pewnością będzie dla Pani wsparciem. 

Trzymam kciuki! 

 

1 rok temu

Zobacz podobne

Jak radzić sobie z zazdrością i samotnością w dążeniu do macierzyństwa?

Jak sobie poradzić z takim problemem? 

Jestem od kilku lat samotną singielką. Mam 26 lat, ciężko mi znaleźć niestety partnera w tych czasach. 

Chcę założyć już rodzinę, być mamą, ale nie mogę się ciągle tego doczekać. Zmagam się z takim problemem, że jeżeli dowiem się, że ktoś z rodziny czy nawet znajoma osoba, jest w ciąży wpadam, że tak powiem w szał, dopada mnie zazdrość. 

Ok rok temu, gdy dowiedziałam się, że siostra będzie miała dziecko, płakałam po tej informacji z zazdrości chyba z 2 godziny, byłam wręcz zła, nie mogłam się wtedy opanować. 

Tak jest za każdym razem, a mi się ciągle nie udaje, a lata mi uciekają. Jak sobie z tym poradzić.

Jak radzić sobie w jednostronnej relacji z mężczyzną unikającym zaangażowania?

Witam,

mam taki problem, ponieważ od paru miesięcy spotykam się z mężczyzną, który fakt powiedział na początku, że nie chce związku, ale ciągniemy to już 9 miesięcy.

Ja mam wrażenie, że to ja ta relacje ciągnę, ale za każdym razem, kiedy chce to skończyć, to jemu jest przykro.

Nie chce wtedy, żebym odchodziła. Ostatnio nawet powiedział pierwszy raz, że nie chce mnie stracić, ale ja mam cały czas wrażenie, że się narzucam. Jeśli chodzi o życie prywatne, to milczy jak grób, wiem tylko tyle, że jedna kobieta, z którą był, usunęła jego dziecko. Druga jak za którymś razem zaszła w ciążę z nim przez in vitro, to będąc jeszcze w ciąży, wyjechała do Australii. On nawet dziecka na żywo nie widział.

Teraz jak się o tym dowiedziałam (i to siłą można powiedzieć, bo nic z niego wyciągnąć nie można) to, że on próbuje się skontaktować z dzieckiem, a nikt nie odbiera ani wiadomości, ani telefonów. Chodzi o to, że ja przez te miesiące robię totalnie wszystko dla niego, a on nie zrobił tak naprawdę dla mnie nic. Pisze, że nie chce mnie stracić, ale szanuje moją decyzję, jeśli chce odejść, bo on nic nie jest w stanie mi więcej zaoferować, ani w prawo, ani w lewo. Nie chce, żebym odeszła czy jak to nazwać, ale czasu też dla mnie nie ma, ciągle jakieś wymówki, że nie możemy się spotkać.

Jak chce szczerze porozmawiać to albo krąży dookoła, albo przestaje odpisywać, niejednoznacznie odpowiada na pytania, sam o moje życie nie pyta. 

Co ja mam z tym wszystkim zrobić? Jak odejdę, to powie, że go kolejna kobieta zawiodła, a jak próbuje przy nim być, to mnie tak naprawdę olewa, ignoruje. On się w ogóle o mnie nie stara jak mężczyzna o kobietę, nawet jak mu dałam ten komfort, że powiedziałam, że jeśli nie chce związku to ok, ale każda relacja ma swoje zasady, powiedział, że oczywiście a wszystko jest po staremu. Na jedną wiadomość odpowie, a na kilka kolejnych już nie - jak mu się podoba. Czuję się, jak totalnie nikt dla niego. Myślę, że on kocha dalej matkę swojego dziecka (która obecnie jest w związku), pielęgnuje tę miłość, wymieszaną z żalem i bezsilnością, a do czego ja jestem mu potrzebna? 

Nie wiem, pytałam, odpowiedzi nie dostałam.

Bardzo boję się, że mąż mnie zrani. Wycofywałam się z relacji z tego lęku.
Dzień dobry, mam taki problem, że cały czas się boję, że mąż mnie zrani. Zawsze tak było. Każdy związek kończyłam, bo bałam się zranienia, udawałam, że mi nie zależy. Z mężem jestem 19 lat. I był taki czas, że byłam spokojna, niezazdrosna, bo wiedziałam, że mnie kocha. Ale wraca ten stan, że cały czas się trzęsę od środka ze strachu. Boję się, że znowu się zachowa tak, że będę się bała. On nie zrobił w sumie nic złego, nie zdradził mnie. Ale czasem jego zachowanie mi się nie podoba. Każde obejrzenie się za inną kobietą, czy rozmowa, żart to zapalnik. I myśl o tym wraca cały czas. Nic złego a nie mogę o tym zapomnieć. Boli mnie każde słowo, nawet w żartach. I już nie daje rady
Mój partner chyba czasem próbuje mnie odciąć od rodziny.
Mój partner chyba czasem próbuje mnie odciąć od rodziny. Zawsze z rodzicami byliśmy bardzo zżyci, zawsze mogli liczyć na moją pomoc i wzajemnie. Natomiast odkąd przeprowadziłam się bliżej, mój partner ma pretensje, że za często jestem u rodziców i jak tylko chcą, żeby gdzieś z nimi pojechać, to mówi, że niańczę ich jak dzieci. Ostatnio mieli zepsute auto i biorąc pod uwagę fakt, że jestem w ciąży i siedzę w domu, a mamy 2 auta to zapytali, czy moglibyśmy im pożyczyć jedno do czasu naprawy, bo nie mają możliwości przemieszczać się do pracy, to usłyszałam, że niech sobie autobusem jeżdżą, że są nieporadni, że wiecznie czegoś chcą, że auta się nie pożycza i mam się zastanowić czy bardziej zależy mi na nich, czy na nim, bo on ma już dość tego i następnym razem się spakuje i wyjdzie, bo przerastają go ciągle ich problemy... On wychowywał się bez matki, z ojcem nie mają najlepszych relacji i nie rozumie mojej potrzeby pomocy rodzicom. Jak mam z nim rozmawiać? Nie chce się denerwować w moim stanie, ale nie chce też zostawiać rodziców bez pomocy. Czuje, że coraz bardziej to we mnie siedzi i robię się kłębkiem nerwów. Nie chce stracić zarówno partnera, jak i rodziców...
Jak poprawić komunikację w związku i złagodzić kryzys?
Jak poprawić komunikację w związku i złagodzić kryzys? Jaka terapia, wizyta będzie najlepsza żeby odkryć i nauczyć się mówić o swoich uczuciach i emocjach? I zmniejszyć lęki przed przyszłością.
kryzys w związku

Kryzys w związku – jak go przetrwać i odbudować relację?

Twój związek w kryzysie? To naturalny etap, który może wzmocnić relację. Poznaj sprawdzone strategie i porady ekspertów, by skutecznie przez niego przejść i odbudować więź. Czytaj dalej!