
Jak poradzić sobie z zakończeniem toksycznego związku pełnego nieporozumień?
Witam wszystkich, jestem tutaj nowy. Byłem w burzliwym związku 2 lata, 3 razy się rozchodziliśmy. Ja za każdym razem zabiegałem, starałem się. Czasami angażuję się za bardzo. Brałem wszystko na siebie, robiłem źle. Pomiędzy nami było 9 lat różnicy. Ostatnio usłyszałem, że ja jestem stary, a ona młoda, może się bawić.
Zaczęły się w związku koleżanki, uciekanie od spotkań. Jeśli się pytałem, kiedy się widzimy – „nie wiem”. Wiele pretensji, że mi dużo nie pasuje, że to moja wina, że wiele słów usłyszała z mojej strony i nie potrafi już na mnie patrzeć. Szczerze – nigdy nic głupiego nie powiedziałem, tylko czasami coś żartem czy zgryźliwie, ale to na tyle, mieliśmy dystans.
Ostatnio non stop wychodziła ze znajomymi. Nawet nie widziałem, że ma taką toksyczną koleżankę, która nią kieruje. Słyszałem, że jestem nienormalny, że w żartach jest drugie dno, że wyliczam jej pieniądze na każdym kroku. Nigdy takiego czegoś nie było. Jedynie żartem: „Dzisiaj ty stawiasz?” czy „Policzymy się za paliwo?”. I tak – ona bez problemu zawsze płaciła, bo wiedziała, że to tylko sarkazm.
Starałem się, jak mogłem, zabiegałem. Ona zawsze w stronę znajomych – że mają lepiej, że inaczej ją traktują. Ta znajoma, którą poznała, tak „fajna”, żeruje na niej. Widziałem na relacjach – bawi się na całego, kolacje, imprezy. Z otoczenia wiem, że ta osoba po prostu nie ma znajomych, nikt nie chce z nią utrzymywać kontaktu, bo patrzy tylko na swoje cztery litery.
Wszystko – żarty, starania się, nawet jak coś nie było tak – gdy chciałem porozmawiać, była odpowiedź, że „ze mną się nie da”. Mam jej zniknąć z życia, bo się przy mnie męczy. Znajdzie sobie takiego, co spełni jej każde oczekiwania, a ja mam znaleźć taką, co ich nie ma.
Zawsze byłem prawy, nigdy nic nie chciałem – żadnych pieniędzy, nawet od rodziny za jakieś usługi. Mówiłem szczerze wszystko, ale ona odebrała to tak, jakbym ciągle jej coś wypominał. Usłyszałem nawet, że bronię jej się spotykać z rodziną, ale nigdy tak nie było. Nawet zaczęła mieć o to problem, gdy spytałem się, co po spotkaniu.
Pretensje, że pytam, jak się ubiera, że nie jest wyspana... Po prostu zauważyłem, że na siłę szuka powodu, by mnie rzucić. Nawet jechałem prawie 100 km do restauracji dzień przed zerwaniem. Zażartowałem coś tam i mówiłem, że po drodze jest kilka fajnych restauracji. Ona: „Nie, tam jedziemy”. Mówię: „Okej”. Gadaliśmy o pracy i w ogóle, a ona wszystko brała tak do siebie, że niby ją maltretuję, ubliżam jej na każdym kroku.
Napisała mi w nocy, że to się wypaliło, nie chce tak żyć i mam zniknąć z jej życia. Zostałem zablokowany wszędzie, a ona szuka atencji u facetów.
Może tutaj się wydawać, że jestem aż takim złym człowiekiem, ale każdemu, kto pyta i komu mówię prawdę, odpowiadam – to było szukanie pretekstu, by mnie rzucić. Usłyszałem jeszcze, że gdyby nie ja, to byśmy tam nie pojechali. Nie wiem, co myśleć. Za każdym razem łapie moje słowa, wyciąga coś głupiego, co powiem pod nosem, a ile ja przeszedłem, wspierałem, byłem na każde skinienie palca – nawet o 2 w nocy – tego już nie pamięta. Tylko: „No nikt ci nie kazał”.
I usłyszałem, że rzyga moimi spekulacjami, moimi rozmowami i całą moją osobą. Mam nie próbować z nią nawet pogadać, wyjaśnić, powiedzieć prawdę, bo nigdy nie chciałem jej urazić. Mieliśmy dystans w wiadomościach, a ona nagle, że się wypaliło. Próbujemy od 2 lat i nie wychodzi.
Ale za każdym rozpadem są znajomi. Każdy zauważył, że im mniej się szanują i starają, tym jakoś im wychodzi. Czasami czułem się w tym związku, jakbym był sam.
Grzegorz
Katarzyna Piechaczek
Grzegorz, przeczytałam Twój post i czuję, że z jednej strony bardzo chcesz zrozumieć, co się wydarzyło, a z drugiej – że nosisz w sobie ogromny ciężar starania się „ponad normę”. I może właśnie tam warto zajrzeć.
Bo kiedy czytam: „Zawsze się starałem. Brałem wszystko na siebie. Byłem na każde skinienie.” – to zastanawiam się, czy gdzieś po drodze nie nauczyłeś się, że bycie kochanym równa się bycie użytecznym. A jeśli tak, to każda odmowa, oddalenie, zmiana tonu – może brzmieć jak: „już nie jesteś potrzebny”. I to boli podwójnie.
I dlatego, zamiast rzucać gotowcami, podrzucę Ci kilka pytań do środka – może któreś z nich Ci coś otworzy. Możesz czytać, możesz się zezłościć, możesz wrócić później. Ale może nie musisz już ciągle wszystkiego rozumieć, tylko po prostu poczuć?
Co się we mnie uruchamia, gdy druga osoba „ma lepiej” z kimś innym?
Co próbuję naprawić, kiedy żartuję z bólu, zamiast go pokazać?
Czy moje wspieranie nie staje się czasem błaganiem o uwagę?
Gdzie kończy się troska, a zaczyna własne porzucenie siebie?
Może nie jesteś tym „za dużo”, o którym ona mówi. Może po prostu jesteś w miejscu, gdzie już nie chcesz być tym, który zawsze pierwszy dźwiga relację, tylko dlatego, że wie, jak to jest być zostawionym.
I wiesz co? To może być dobry moment, żeby zamiast pytać, dlaczego ona, zapytać:
Co ja wybieram, kiedy nie muszę się już o nikogo starać.
Trzymam Cię w tym.
Kasia Piechaczek – psychoterapeutka, czasem zadawaczka niewygodnych pytań
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Anna Łyżeń
Cześć Grzegorz,
rozumiem, że sytuacja, w której się znalazłeś, jest dla Ciebie bardzo trudna i zmagasz się z wieloma emocjami - dobrze, że zgłaszasz się z problemem i szukasz wsparcia - to bardzo dobry początek. Napisałam początek, bo zakończenie relacji to z jednej strony koniec czegoś w Twoim życiu, czegoś, co było dla Ciebie ważne, a z drugiej początek nowego rozdziału, który jest bardzo ciężko zacząć pisać. Jest wiele sposobów, żeby sobie pomóc w tym trudnym momencie, moim zdaniem warto poświęcić sobie trochę czasu i zastanowić się: czego teraz potrzebujesz?
Czy ta relacja spełniała Twoje oczekiwania i potrzeby?
Czy teraz brakuje Ci tej osoby, czy bycia w związku?
Czy w tej relacji czułeś się kochany/potrzebny?
Czy czułeś, że możesz zawsze przyjść z problemem?
Czy otrzymywałeś wsparcie, jeśli było Ci trudno?
Czy czegoś Ci brakowało w związku?
Czy byłeś szczęśliwy? Czy masz za kim tęsknić?
Zadanie sobie tych kilku ważnych, moim zdaniem pytań dotyczących tej relacji da Ci szansę zobaczyć ją z innej perspektywy, to bardzo cenne doświadczenie. Może pomóc zrozumieć trudne emocje, z którymi się zmagasz.
To może pomóc też zobaczyć, jakie były proporcje zaangażowania w relację, czy to Tobie odpowiadało, czy tak sobie wyobrażasz relację z bliską osobą?
Owocnych przemyśleń i dużo siły w działaniu.
Asia Zioło
Hej Grzegorz,
Przeczytałam Twój post i zatrzymały mnie 2 kwestie. Pierwsza dotyczy skośności tej relacji, nie brzmi to jak partnerstwo i wzajemne wsparcie. Jednocześnie relacja to 2 strony, które mają udział w jej budowaniu i rozwijaniu lub nie, odpowiedzialność jest wspólna. Zmartwiło mnie jednak, że wpłynęło to na myśli jakie masz na swój temat, bo piszesz w czasie przeszłym, że byłeś prawy i że może się wydawać, że jesteś aż tak zły. Warto się temu przyjrzeć, żeby takie przekonania nie rozgościły się za bardzo w Twojej głowie. Druga kwestia dotyczy pewnych uogólnień - zawsze, nigdy, pojawiają się też inne określenia oceniające. Z jednej strony to zupełnie naturalny sposób działania naszego mózgu, pewne "uproszczenia", "skróty myślowe", z drugiej strony mogą one nam zamazywać obiektywny obraz sytuacji, który może być wspierający w przepracowaniu tej sytuacji.
Jesteś w dobrym miejscu, na portalu znajdziesz z pewnością specjalistę, z którym w zaufaniu i bezpieczeństwie będziesz mógł zaadresować emocje, które czujesz i znaleźć swój sposób na rozwiązanie tej złożonej sytuacji.
Wszystkiego dobrego!
Asia Zioło,
Psycholog, Coach

Zobacz podobne
Rodzice mojej partnerki całe życie ją źle traktowali. Była przemoc fizyczna oraz psychiczna, wyrzucanie z domu i spanie na klatce, zostawianie pustej lodówki i ciągłe szantaże emocjonalne. Gdy zaczęliśmy się spotykać, oni mnie nie akceptowali, prawdę mówiąc poznałem ich dopiero po około 3 latach związku, bo zakazywali mi przychodzenia do ich domu. Po wyprowadzce partnerki z jej rodzinnego domu oni zaczęli Nas zapraszać i tak jakby mnie akceptować. Widzę, że to jest sztuczne i osobiście nie jestem w stanie zapomnieć im poprzedniego traktowania mnie, jak i traktowania mojej drugiej połówki. Oni nie widzą problemu, pomimo zwrócenia im o to uwagi. Moja partnerka natomiast twierdzi, że rodzicom należy się szacunek pomimo wszystko, pomimo tej wyrządzonej krzywdy (jej rodzeństwo doświadczyło tego samego i tak samo uważają). Wydaje mi się, że moja partnerka stara się z całej siły, abym ich polubił lub chociaż tolerował, nie jestem w stanie. Mamy o to ciągle okropne kłótnie, po których zastanawiam, się czy związek ma dalej sens, ponieważ chce kiedyś dzieci i nie chce, żeby miały kontakt z takimi ludźmi (są to alkoholicy, niestabilni emocjonalnie, którzy często stosują przemoc, szczególnie po alkoholu). O ile staram się to w jakiś sposób zrozumieć, to jestem już zmęczony i bezradny co mogę dalej z tym zrobić i czy to dalej ma jakąkolwiek przyszłość.
Witam,
mam taki problem, ponieważ od paru miesięcy spotykam się z mężczyzną, który fakt powiedział na początku, że nie chce związku, ale ciągniemy to już 9 miesięcy.
Ja mam wrażenie, że to ja ta relacje ciągnę, ale za każdym razem, kiedy chce to skończyć, to jemu jest przykro.
Nie chce wtedy, żebym odchodziła. Ostatnio nawet powiedział pierwszy raz, że nie chce mnie stracić, ale ja mam cały czas wrażenie, że się narzucam. Jeśli chodzi o życie prywatne, to milczy jak grób, wiem tylko tyle, że jedna kobieta, z którą był, usunęła jego dziecko. Druga jak za którymś razem zaszła w ciążę z nim przez in vitro, to będąc jeszcze w ciąży, wyjechała do Australii. On nawet dziecka na żywo nie widział.
Teraz jak się o tym dowiedziałam (i to siłą można powiedzieć, bo nic z niego wyciągnąć nie można) to, że on próbuje się skontaktować z dzieckiem, a nikt nie odbiera ani wiadomości, ani telefonów. Chodzi o to, że ja przez te miesiące robię totalnie wszystko dla niego, a on nie zrobił tak naprawdę dla mnie nic. Pisze, że nie chce mnie stracić, ale szanuje moją decyzję, jeśli chce odejść, bo on nic nie jest w stanie mi więcej zaoferować, ani w prawo, ani w lewo. Nie chce, żebym odeszła czy jak to nazwać, ale czasu też dla mnie nie ma, ciągle jakieś wymówki, że nie możemy się spotkać.
Jak chce szczerze porozmawiać to albo krąży dookoła, albo przestaje odpisywać, niejednoznacznie odpowiada na pytania, sam o moje życie nie pyta.
Co ja mam z tym wszystkim zrobić? Jak odejdę, to powie, że go kolejna kobieta zawiodła, a jak próbuje przy nim być, to mnie tak naprawdę olewa, ignoruje. On się w ogóle o mnie nie stara jak mężczyzna o kobietę, nawet jak mu dałam ten komfort, że powiedziałam, że jeśli nie chce związku to ok, ale każda relacja ma swoje zasady, powiedział, że oczywiście a wszystko jest po staremu. Na jedną wiadomość odpowie, a na kilka kolejnych już nie - jak mu się podoba. Czuję się, jak totalnie nikt dla niego. Myślę, że on kocha dalej matkę swojego dziecka (która obecnie jest w związku), pielęgnuje tę miłość, wymieszaną z żalem i bezsilnością, a do czego ja jestem mu potrzebna?
Nie wiem, pytałam, odpowiedzi nie dostałam.
Witam,
od paru miesięcy jestem w związku, który się formalnie zakończył, ale dalej go z partnerką kontynuuję.
Partnerka doszukiwał się u mnie zdrady, a jak jej nie znalazła, to ją wymyśliła i myślę, że w to wierzy.
Od tego czasu (a nie raz wcześniej) przyłapałem ją na kłamstwie i spotykaniu się z innymi facetami (niby tylko znajomi). Teraz wiem, że mnie zdradza, mimo to nie daje mi odejść. Co chwile od nowa daje mi miłość i nadzieję na odratowanie relacji (uwielbiamy ze sobą przebywać), a jak się wkręcam, to okazuje brak szacunku przy innych ludziach, nie jest lojalna, czasem innym źle o mnie mówi i zdradza nasze sekrety. Ma kolegę, z którym non stop przebywa i na pewno coś między nimi jest. Wiem, że mam jakiś problem ze sobą, bo nie mogę odpuścić, co chwilę wracam, a potem odczuwam, jak mnie to niszczy, jaki załamany chodzę.
Czasem moja ex dopuszcza się prowokacji, żeby mnie zdenerwować, a potem obwinia mnie o moje reakcje.
Moja ex dopuszcza się rękoczynów w stosunku do mnie.
Ma dwa oblicza, raz kochana, a raz wyrachowana i zawistna osoba.
Jak mam się uwolnić od tej relacji?
Co mam robić i gdzie szukać ratunku, żeby już nie wracać. Czuję się bez niej jak narkoman na głodzie.
Dodam, że jestem młodym, dobrze zbudowanym, energicznym i kontaktowym człowiekiem z dobrą posadą.
Wszystkie moje związki to tragedia...
