
- Strona główna
- Forum
- zaburzenia nastroju
- Jak radzić sobie z...
Jak radzić sobie z sezonowym smutkiem (SAD)?
Nie ogarniam już tego, co się dzieje z moim nastrojem – czytałam, że to SAD, praca z domu, krótsze dni, wszystko się nawarstwia i po prostu czuję się wypompowana. Brak energii, motywacji, czegokolwiek. Niby wiem, że ruch, zdrowe jedzenie i w ogóle dbanie o siebie to klucz, ale jak mam to zrobić, jak mi się NIC nie chce?
Paula
Emilia Jędryka
Pani Paulo,
To, co Pani opisuje, brzmi jak prawdziwe wyzwanie, zwłaszcza gdy energia i motywacja są na wyczerpaniu. Rzeczywiście, krótsze dni, praca z domu i sezon jesienno-zimowy mogą nasilać takie odczucia – to bardzo częste, a jednocześnie bardzo trudne doświadczenie.
Kiedy nic się nie chce, kluczem może być łagodność wobec siebie i stawianie sobie naprawdę małych kroków. Proszę nie wymagać od siebie od razu wielkich zmian. Czasem wystarczy zacząć od jednej rzeczy, jak np. krótki spacer – nawet 5 minut na świeżym powietrzu może przynieść więcej energii. Albo zadbanie o jeden posiłek w ciągu dnia.
Może Pani spróbować zapytać siebie: „Co dziś mogę zrobić, żeby było mi, choć odrobinę łatwiej?” Ważne jest też, by nie mierzyć się z tym sama – rozmowa z bliskimi albo z terapeutą może dać wsparcie i nowe spojrzenie.
Proszę pamiętać, że każdy ma gorsze momenty i to absolutnie w porządku, że ich Pani doświadcza.
Życzę Pani dużo siły i trzymam kciuk!

Zobacz podobne
Dzień dobry,
Od 10 lat mam ciągle nawracającą się depresję.
Jestem ciągle zmęczona … wszystkim. Mam leki, psychiatrę … już trzeciego. I znowu od 4 miesięcy jest bardzo źle, gorzej niż zwykle, mimo że chodzę na terapię 2 x w miesiącu i biorę leki. Jestem strasznie zmęczona, już nie widzę, co mogłabym jeszcze zrobić, żeby było lepiej. Mam męża i 2 dzieci, którzy mają mnie już dosyć. Ja też mam siebie dosyć, nawet kąpać mi się nie chce. Chcę tylko spać i przespać to gówno.
Ale jak się budzę to nie nowy to samo.
Co mam robić, gdzie szukać pomocy, czy w ogóle jest jakieś wyjście?
Monika
Jestem tatą od 5 miesięcy. Od narodzin mojego dziecka czuję, jakbym nie ogarniał tego wszystkiego, co się dzieje. Myślałem, że jakoś sobie poradzę, że to będzie po prostu nowy etap, ale życie dało mi porządnego kopa. Zamiast radości jest chaos w głowie, emocje jak rollercoaster – przygnębienie, lęk, zmęczenie, które nie odpuszcza nawet po odpoczynku. A do tego ta frustracja, że nie potrafię się cieszyć z tego, co powinno być piękne.
Nie wiem, czy to coś w stylu poporodowego doła, czy może coś poważniejszego, ale czuję, że nie jestem w stanie sam tego ogarnąć. Jakie kroki mogę podjąć, żeby zacząć wychodzić na prostą?
Nie oczekuję szybkich cudów, ale chciałbym wiedzieć, czy to normalne, że tak się czuję, i co mogę zrobić, żeby lepiej się z tym wszystkim zmierzyć.
Czuję, że coraz częściej dopada mnie smutek przez to, że kogoś lubię, ale to nie działa w dwie strony. Mam wrażenie, że przez to czuję się gorsza, mniej pewna siebie i ciężej mi się skupić, czy to w pracy, czy w relacjach z ludźmi. Jak mogę sobie z tym poradzić? Jak zmienić te negatywne myśli na coś bardziej pozytywnego i zacząć lepiej dogadywać się ze sobą i z innymi? Czy macie jakieś pomysły albo techniki, które mogłyby mi pomóc? I co zrobić, żeby zaakceptować, że nie wszystko musi być odwzajemnione, a jednocześnie nie pozwolić, żeby to mnie ciągle ściągało w dół?
