Jak uratować związek po 24 latach? Partner nie czuje już miłości
Pomocy, rozpada mi się życie – związek z 24-letnim stażem.
Mąż wylał na mnie kubeł zimnej wody – i częściowo miał rację. Na dość długo się wyłączyłam, odizolowałam od świata. Nie wiem, dlaczego – czy przez natłok życia, czy własną głupotę. Wytknął mi, że nie dopuszczałam nikogo do siebie, w tym i jego. Że go odrzucałam, nie rozmawiałam z nim o problemach, nie wspierałam go w jego zainteresowaniach. Że zależało mi głównie na porządkach, a jeśli coś było nie tak – to wszystkich stawiałam „po kątach”.
W końcu wybuchł. Wytknął nawet te drobniejsze rzeczy, które go dręczyły, i stwierdził, że mnie nie kocha, że już nic nie czuje.
Otworzyło mi to oczy. Nagle zmieniłam podejście, staram się walczyć o związek – ale czy jest sens?
On twierdzi, że to wszystko go zmieniło, że nie wróci to, co było między nami. Że jest za późno.
Ratunku. Co robić?
Mi zależy… a widzę, że jemu też jest trudno.
Ana

Justyna Orlik
Cześć,
wygląda na to, że teraz, gdy rozpada się coś, co naprawdę jest ważne dla Ciebie, zaczynasz dostrzegać to, co przez lata było niewidoczne. Słyszę, że to bolesne, ale może to być też szansa na nowy początek.
Twój mąż powiedział Ci swoją prawdę. To, co go bolało, to nie tylko brak rozmów czy wsparcia, ale być może także brak miejsca dla niego. Przestrzeni, w której mógłby pokazać się taki, jaki jest. Bez presji, oceny oraz kontroli.
Możliwe, że próbując "ogarniać życie" nieświadomie kontrolowałaś wszystko, co dało się uporządkować, bo tam, gdzie pojawiały się emocje lub konflikty mogło być zbyt trudno. Ale kiedy porządkuje się świat dookoła, to często traci się z oczu to, co naprawdę żywe: relacje, kontakt i bliskość.
W nurcie, w którym na co dzień pracuję, mówimy, że kontakt to spotkanie dwóch osób takimi, jakimi są. Teraz jesteś w takim miejscu, że dopuszczasz do siebie ból, stratę oraz lęk, a to jest krok w stronę kontaktu, również z samą sobą.
Twój mąż mówi: "za późno". Może mówi tak, bo nie chce znów się zranić, może dlatego, że nie wierzy w zmianę.
Twój mąż może nie wierzyć w Twoją zmianę, ale skoro "nie poprawiasz" już jego życia, to pojawia się między Wami nowa jakość, która daje nadzieję na zmianę. Każdy z nas potrzebuje być zobaczony, dokładnie taki, jaki jest.
I chcę Ci jeszcze powiedzieć, że między „za późno” a „jeszcze można” jest dużo wolnego miejsca. Może to czas na ciszę, chwilę spokoju lub odrobinę odwagi? Jeśli Ci zależy, możesz próbować to sprawdzać.
Pozdrawiam,
Justyna Orlik, psychoterapeutka Gestalt

Sylwia Szulecka
Pani Ano,
opisana przez Panią sytuacja na pewno nie jest łatwa. Są Państwo w długoletnim związku i wygląda na to, że przez dłuższy czas niewiele Państwo rozmawiali na temat Waszej relacji i Waszych potrzeb. Nadszedł moment, że mąż poinformował Panią o tym, co czuje.
To jest taki czas, w którym jeszcze dużo się może zmienić, jeśli spożytkują Państwo ten kryzys jako szansę. Z pewnością wymagać to będzie wiele pracy ze strony obojga Państwa. Pomocna może być terapia par. Warto ją rozpocząć - pod warunkiem jednak, że oboje Państwo zdecydujecie się na zaangażowanie w zmianę oraz na wysiłek, który się z tym będzie wiązał.
Wszystkiego dobrego
Sylwia Szulecka
Psycholog, psychoterapeuta

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Witam. Chciałam zapytać, jak żyć z niepewnością.
Leczę się na nerwicę lękową od dziecka. Pamiętam wiele sytuacji, w których nie wiedziałam, czy coś komuś zrobiłam złego, czy nie. Odwracałam się za ludźmi itp. Mam w głowie milion takich sytuacji, ale zawsze szlam na przód, co daje mi sile wierzyć w to, że wtedy musiałam coś czuć, w takim sensie, że może jednak miałam to poczucie, że nic jednak nie robię złego.
Tak czy siak, ta niepewność jest wykańczająca.
Wyleczyłam się ze strachu lekami, w takim sensie, że teraz się nie boję, idąc ulica i mijając ludzi, że im coś robię, ale za nic nie jestem w stanie przypomnieć sobie, jak było kiedyś.
Dlaczego odpuszczałam, żyłam dalej nie uciekałam przed policja, co w ogóle czułam, kim byłam, czy wtedy to tez była tylko choroba pamiętam np. skutek ze szlam i się balam, ale nie mogę dać teraz gwarancji, że wtedy faktycznie tylko szlam.
W zasadzie na nic nie mogę dać gwarancji, do tego stopnia, że nawet jak by ktoś powiedział, że od dziecka zabiłam wiele ludzi to ja nie czułabym się za to w tym momencie odpowiedziałam, bo ja nie wiem nic, pamiętam 1 % życia. Pomaga mi tylko bezgranicznie ufanie sobie, ale ja nie wiem, tak na prawdę, jak było
Mam taki problem, iż moje życie nie wygląda zupełnie tak, jak chcę. Nie wiem nawet, jak dojść tam, gdzie chcę, ponieważ chcę mieć pracę, od pół roku jeszcze jej nie znalazłam, nie mam też przyjaciół ani znajomych.
Nie wiem, jak spędzać dzień, nie wiem, gdzie zamieszkać. Wróciłam właśnie zza granicy rozczarowana, bo ani nie nawiązałam głębszych znajomości, czas spędzałam sama, ani też nic większego z tego nie wyszło i zastanawiam się - czy tak ogólnie wygląda życie? 2 lata temu byłam na praktykach za granicą, w kraju europejskim i ludzie byli bardzo zajęci sobą, nie otwarci na mnie, nie znałam języka, kobieta, która była moim supervisorem była dla mnie oschła i wykluczała mnie z zadań, które miała mi dawać.
Pojęcia nie mam, czym mogę jeszcze się kierować, bo jak dotąd mam ogromnego pecha. Nie podobała mi się rola osoby odsuniętej na bok, a niestety często ludzi młodych, jeszcze niedoświadczonych albo mało doświadczonych traktuje się protekcjonalnie, a dla mnie ważne jest, by czuć się szanowaną.
Chciałabym także móc mieć sprawczość i chociaż zadecydować o tym, by wprowadzić ciekawe aktywności do mojego życia. Myślałam o tym i nie wiem, za co się zabrać, bo nie interesuje mnie w zasadzie aktywność sama w sobie, typu: sport, malarstwo, ale chodzi o sposób wykonania: to znaczy, co czuję wtedy, gdzie się znajduję, z jakimi ludźmi itp. Nie wspominając o tym, że hobby często jest drogie, a ja teraz nie mam pracy.
Jestem bardzo zmęczona tą sytuacją, bo poprzez to wykluczenie czuję się jakbym była poza.
Mam też problemy z koncentracją i nie mam takiej jasności umysłu przez to wszystko. W zasadzie to ciężko mi cokolwiek teraz ocenić, bo czuję się wyłączona.
Witam...pozostaję załamana i w szoku.
Jestem pisarką (20 książek na tematy duchowe, naukowe, międzynarodowe targi książki). Zaprzyjaźniłam się z panią prezes miesięcznika naukowego, w którym publikowano moje teksty. Przyjaźń trwała kilka lat. Wzajemnie wysyłałyśmy sobie listy i czasem drobne upominki. Ostatni list I upominek wysłałam latem, ale ona kazała przez swojego pracownika odpisać mi, że wyjechała i dziękuję za to, co przysłałam. W grudniu wysłałam moją piękną 20tą księgę z dedykacją. Nie odpisała na życzenia świąteczne i nie podziękowała...dotąd milczy.
Proszę o podpowiedź i pomoc. Czuję się jak kopnięty, niepotrzebny przedmiot...być może padłam ofiarą intrygi i nie mam szans się obronić Doris
Witam serdecznie, jestem po ucieczce z własnego domu po 25 latach małżeństwa, przeszłam przez wszystko, co możliwe żyłam z toksykiem, narcyzem i psychopata. Starsze dziecko nie dało rady, odebrało sobie życie. Chodzę na terapię oraz leczę stres pourazowy, niedługo minie dwa lata. Walczył, pisał ładnie, nie uległam, nie wróciłam, zostawiłam mu wszystko. Jeszcze miesiąc temu wyznawał mi miłość, odważyłam się go w końcu zablokować, aż tu nagle dowiedziałam się, że on już mieszka z panią młodszą o 25 lat i ona jest w ciąży. Załamałam się, bo on szczęśliwy, pani jego pokroju, ale to nieważne. Chodzi o to, że nie mogę się podnieść, zniszczył jedno dziecko, a zrobił sobie drugie. Szczęśliwy sprząta, gotuje, a mnie bił i wyzywał. Wiem, odeszłam, nie powinnam wracać do tego, a pomimo to bardzo boli czy żeby po 25 latach się zmienił nie wierzę, ale jedno wiem na pewno, odnalazł swoją drugą połówkę, bo i do picia i do wszystkiego.
Zero odpowiedzialności, zrobił ze mnie śmiecia, nie radzę sobie zamiast być lepiej, jest gorzej.
Dobry wieczór, piszę ponieważ zauważyłem, że mam istotny problem z utrzymaniem stanowiska pracy, po każdorazowym zatrudnieniu pierwszy okres 3-6 miesięcy jest świetny, są wyniki, wszystko się spina i funkcjonuje jak najlepiej, a po tym okresie zaczyna się zjazd i po roku, max. dwóch jestem zmuszony do zmiany miejsca pracy i nie jest to niestety odosobniony przypadek, ponieważ mam ten problem już od kilku lat, a co zaskakujące nawet, gdy otworzyłem własny biznes to pierwszy okres był kolokwialnie mówiąc " z górnego C " a później znów powtórka z etatu. Czy coś ze mną jest nie tak ? Zawsze początek jest dobry, a dlaczego później jest problem - o co chodzi ? Jestem osobą, która ma swoje pasje i to nie tylko rower czy bieganie, aktywnie staram się żyć i optymistycznie patrzeć do przodu, ale czasem jak mi siądzie na głowę to co wyżej napisałem to już nie jest tak kolorowo.. Proszę o sugestie, może wskazanie kierunku, chciałbym to zmienić, ale niestety nwm jak? a jest to w ostatnim czasie mocno przytłaczające, wręcz depresyjne. Pozdrawiam
Mam wszystkiego dość. Jestem taka zmęczona. Byliśmy ze soba 15 lat, 7 lat po ślubie. On nagle, oświadczył że chce rozwodu. Próbowałam walczyć, ale im bardziej walczyłam to on się wściekał. Już wydawało się, że będzie dobrze i znów nagle zaskoczył mnie i ze łzami powiedział, że złożył pozew o rozwód. Na moja prośbę się wyprowadził. Tydzień po wyprowadzce powiedział, że ma wątpliwości. A potem już szedł w zaparte, mówił, że po tym wszystkim co mi powiedział nie mógłby być już ze mną.
Mamy prawie 3 letnie dziecko, więc musieliśmy się widzieć. On zaczął mnie oskarżać przez sms,y że go okłamuje, szantażuje dzieckiem i oczerniam. Kiedy prosiłam, żeby to wytłumaczył i dał przykłady, bo przecież tak nie jest, to milczał. Jeszcze cały czas mi robił wyrzuty, że chciałam, żeby się wyprowadził.
W cztery oczy zupełnie inny człowiek, widzę i nie tylko ja, że go ciągnie do mnie, szuka mojego towarzystwa. Kiedy parę razy mnie zaskoczył i przyjechał z dzieckiem szybciej i byłam prosto z pod prysznica lub w piżamie to widziałam, że patrzy na mnie z pożądaniem. Gdy dałam mu swój laptop, żeby coś tam zrobił i zobaczył nasze wspólne zdjęcie na tapecie to widziałam łzy w jego oczach.
Powiedziałam, że go dalej kocham, zareagował najpierw zagubieniem i smutkiem, potem pojawiła się nagła złość. Kiedy powiedział, że mu lepiej samemu i że nasz związek był bagnem to odcięłam się od niego, teraz moja Mama pośredniczy między nami i ona odbiera i daje dziecko. Po prostu mnie niszczyło to wszystko. Od 3 tygodni się nie widzieliśmy i nie odzywam się do niego. To on powiedział mojej Mamie wczoraj, że zaczyna go to denerwować. Moja Teściowa mówi mi, że jest przerażona nim, bo go nie poznaje, strasznie schudł, przestał o siebie dbać, zaczął mieć kłopoty ze zdrowiem i ma strasznie smutne oczy, a jednocześnie zrobił się agresywny słownie. Wyznał też mojej teściowej, że już z nikim nie ma kontaktu.
Od kiedy go nie widzę i nie mam kontaktu jestem spokojniejsza, radosna, zaczęłam malować obrazy, remontować dom, po prostu żyje. Ale nie wiem czy to nie dziecinne zachowanie z mojej strony? Kocham go, ale teraz mi lepiej chociaż dalej są dni kiedy tęsknię za tym jaka więź mieliśmy między sobą i że byliśmy najlepszymi przyjaciółmi kiedyś. Czuję się lepiej, bo wiem, że mnie nie zaskoczy żadnym bezpodstawnym atakiem słownym i złością.
Wiem jednak, że to nie on, mój Mąż był zawsze kochany, czuły, rodzina była najważniejsza, ale moja depresja poporodowa, obowiązki i śmierć jego przyjaciela… chyba go to zniszczyło.
To już tyle miesięcy od kiedy się wyprowadził, na szczęście te dni kiedy jest mi źle sa coraz rzadsze. Nie mogę uwierzyć, że w styczniu jeszcze mi wyznawał miłość i wiedziałam, że to szczere, a w następnym styczniu będzie rozwód. Strasznie mi smutno za człowiekiem, który już chyba zniknął bez powrotnie. I szkoda mi go, bo córka nieraz mówi, że Tatuś jest smutny i płakał. Wiem, że nie powinnam analizować, ale trudno mi pojąć, skąd taka nagła niechęć jego do mnie i ta jego złość, że nie chce go widzieć, przecież to on zdecydował, że chce rozwodu i nie chce walczyć, a na mnie jest zły, że próbuje jakoś sobie to ułożyć. Mówił, że był już u paru psychologów i lekarzy psychiatrii, ale, że mówią mu, że jest zdrowy.