Kryzys suicydalny, nie wiem jak radzić sobie ze smutkiem, z płaczem.
Anonimowo

Joanna Łucka
Dzień dobry,
Rozumiem, że doświadcza Pani obecnie smutku i poczucia bezsilności. Odczuwanie długotrwałego przygnębienia i braku chęci życia wiążą się z trudnymi emocjami, wielu osobom niełatwo o tym mówić - dziękuję, że podzieliła się tym Pani w wiadomości.
Oczywiście możemy wyróżnić pewne grupy ryzyka, w których samookaleczenia zdarzają się częściej, natomiast nie powinniśmy traktować ich za objaw normatywny - w tej sytuacji słusznie podzieliła się Pani swoim niepokojem z psychologiem. Okaleczanie siebie zawsze jest punktem do rozpoczęcia poszukiwania pomocy.
Pisze Pani, że szuka atencji. Myślę, że taka myśl/interpretacja swoich działań czy postaw pojawiła się w Pani nie bez powodu. Być może brakuje Pani uwagi, czułości, dostrzeżenia gorszego samopoczucia przez rodziców lub znajomych - i nie ma w tym nic złego, za to jest coś zupełnie zrozumiałego i naturalnego. Wszyscy poszukujemy uwagi naszych bliskich, zarówno rodziny i znajomych. Kiedy jej nie dostajemy, odczuwamy ich obojętność, czujemy się nieważni i osamotnieni. Wówczas zrozumiałym jest odczuwany przez Panią smutek czy brak chęci życia. Natomiast nie musi tak być zawsze - sytuacja może ulec zmianie, nawet jeśli w tym momencie wydaje się to Pani niemożliwe lub zbyt trudne.
Zdecydowanie warto, aby podzieliła się Pani swoimi odczuciami i przemyśleniami (także tymi dotyczącymi braku chęci do życia) z rodzicami - najlepiej nazywając sytuację wprost. Zasługuje Pani na pełne wsparcie i pomoc w kryzysie, którego doznaje Pani obecnie. Być może widziała już Pani kampanię Młode głowy x Bedoes? Jeśli nie, to gorąco polecam zapoznanie się:
Link
W sytuacji, gdzie przykrych emocji będzie dużo lub, gdy pojawią się myśli samobójcze, proszę niezwłocznie zadzwonić tu: 116111. Proszę zapisać sobie ten numer w telefonie, by mieć go pod ręką. Jest to numer telefonu zaufania, pod którym otrzyma Pani fachową pomoc i wsparcie.
Jeśli uczęszcza Pani do jakiejś placówki oświatowej, gdzie dostępna jest pomoc psychologiczna, z pewnością warto skorzystać z usług psychologa/psychoterapeuty na miejscu. Zasługuje Pani na komfort egzystowania i poczucie bezpieczeństwa - odczuwany przez Panią stan, choć może wydawać się, że trwa wieczność - jest przejściowy. Proszę nie zwlekać i sięgnąć po adekwatną pomoc.
Wysyłam Pani wiele dobrych myśli i sił!
Pozdrawiam serdecznie
Joanna Łucka
psycholożka

Dominik Kupczyk
Ciągłe odczuwanie smutku, płacz bez powodu, samookaleczenie i myśli samobójcze, które Pani opisuje, są poważnymi problemami emocjonalnymi wymagającymi profesjonalnej pomocy. Zalecam skonsultowanie się z innym psychologiem lub psychiatrą, ponieważ różni specjaliści mogą oferować różne podejścia i metody pracy. Ważne jest również, aby porozmawiać o swoich uczuciach z rodzicami lub zaufaną osobą. Nie należy bagatelizować tych problemów jako "typowych dla wieku". W przypadku nasilających się myśli samobójczych, proszę niezwłocznie skorzystać z pomocy kryzysowej.

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Kryzys w związku. Obawiam się zmian nastroju partnera.
Jednego dnia jest wspierający, radosny, gaszący konflikty. Wyręcza mnie w obowiązkach, pomaga w problemach.
Drugiego pojawia się krzyk, rzucanie przedmiotami, obrażanie nawet przy znajomych, mówienie, że jestem np. za wolna, za mało empatyczna, głupia, za wolno myślę. Na moje prośby o większy szacunek odpowiada, że to moja wina.
Reaguje agresją na zachowanie innych ludzi, które mu się nie podoba. Potrafił moim autem uderzyć w inne auto, bo ktoś krzywo jechał, jechać za innym autem bardzo blisko i bardzo szybko, bo ktoś wolno jechał i mówić, że to ja jestem problemem, bo tłumaczę, że się boję, jak tak robi, a on, że go nie wspieram, jak narzeka na innych. Drugim problemem jest codziennie picie alkoholu. Jak sam mówi, pomaga mu to poradzić sobie ze smutnym nastrojem i głównym powodem, dla którego pije, jestem ja, że go nie wspieram, że jestem głupia, że chce uciec od mojego nastroju. Nie ukrywam, że nie zawsze wszystko zrobię, tak jak on tego chce, nie zawsze przewidzę albo zapamiętam, na czym mu konkretnie zależy. Mam obniżony nastrój przez chorobę członka rodziny i konieczność pomocy osobie niepełnosprawnej, ale się staram, na tyle ile mam możliwości. Partner chce, żebym to ja wzięła odpowiedzialność za jego nastrój i jego picie.
A ja nie wiem już co mam robić. Szukam u siebie problemów i wiem, że często mogłabym lepiej coś zrobić, ale nie wiem, czy mój strach przed partnerem jest normalny. Nie wiem, gdzie szukać pomocy.
Jak radzić sobie z depresją i ciągłym zamartwianiem się, kiedy terapia nie pomaga? Próbowałam już kilka razy uczestniczyć w psychoterapii, jednak za każdym razem kończyło się tak samo - po kilku, bądź kilkunastu spotkaniach rezygnowałam. Nie potrafię rozmawiać o problemach, wiele porad odnośnie do opisywania swoich przemyśleń, prowadzenia dziennika itp. było dla mnie bezcelowa, bo kompletnie nic nie zmieniało w moim życiu. Dość szybko się poddaję, a towarzysząca mi depresja, brak jakiegokolwiek sensu życia czy celu oraz ciągłe lęki przed codziennymi obowiązkami, typu praca, studia czy nawet rozmowa ze znajomymi sprawiają, że utwierdzam się w przekonaniu, iż nie ma dla mnie ratunku. Czy istnieje jakiś inny sposób wyjścia z tego poza psychoterapią, nie licząc farmakoterapii, którą stale stosuję?
Witam, ciężko się czuję, nie wiem sama, co się dzieje. Mój stan to myśli depresyjne i martwienie się o przyszłość. Jestem w trakcie szukania zatrudnienia. Czasem wysyłam CV do miejsc odległych od miejsca zamieszkania. Jedną rozmowę już mam za sobą, a raczej dwa etapy rozmowy. Strasznie długo to wszystko trwa i nie wiem, co począć ze sobą. Czasem czuję, że te stanowiska pracy są dla mnie za ciężkie, za trudne. Już po samych rozmowach czuję się zdezorientowana. Nie śpię po nocach. Jak wychodzę z rozmowy, to mam duży stres. Składam CV i głównie szukam pracy w księgowości. Zrobiłam kurs, zdałam egzamin. Jest to dla mnie duży sukces i jestem sobie wdzięczna za to, lecz widzę, że ciężko się gdzieś dostać. Są wymagania za duże. Czasem, zamiast pracy, pytają/rozmawiają o moim życiu osobistym, chcą się dowiedzieć, co i jak, czy mąż pracuje, czy ma stałą pracę i czy dzieci planuję. Niestety, wścibskość ludzka nie zna granic. Nie potrafię tego inaczej nazwać. Proszę o radę, co w takiej sytuacji zrobić.
Witam.
Moje pytanie jest następujące, czy facet taki jak ja, czyli (posiadający traumy dziecięce, złe doświadczenie w relacjach z kobietami, stany depresyjne, niską samoocenę, który przeżył niespełnioną i nieodwzajemnioną miłość do kobiety, który w wieku nastoletnim dopuścił się krzywdy seksualnej na młodszej siostrze, uzależniony od gier komputerowych, pornografii/masturbacji, miał jedną 'prawie' próbę samobójczą).
Czy takie 'bogate' doświadczenie życiowe, nie jest już wystarczającym czynnikiem do dyskwalifikacji o relację i związek z kobietą? Czy właściwie powinienem zapomnieć o tym?