
Jak walczyć ze strachem przed wymiotami?
Jak walczyć ze strachem przed wymiotami?
Anonimowo
2 lata temu
Klaudia Morawa
Dzień dobry,
jest to rodzaj fobii, która nazywa się emetofobia. Można spróbować terapii poznawczo-behawioralnej. Są też książki do własnej pracy w języku angielskim np. Cure your emetophobia and Thrive (Thrive: Health, Happiness and Success napisana przez Rob Kelly. W sieci są też dostępne grupy wsparcia związane z tą fobią. Poprzez pracę własną lub ze specjalistą, można zmniejszyć odczuwany lęk, a także całkowicie zniwelować objawy związane z fobią.
2 lata temu

Zobacz podobne
Czuję, że inna osoba ma być moim sensem życia, że miłość trzyma w tym odpowiedzialność. Nie potrafię być w zdrowym uczuciu. Pomocy!
Cześć. Mam 28 lat, Około miesiąca temu poznałem za pomocą portalu kobietę 36 letnią. Generalnie, po kilku dniach zacząłem się wycofywać, bo nie satysfakcjonowała mnie płynność naszego kontaktu. Ona jednak potrafiła po kilku dniach przyznać się do błędu, zaproponować spotkanie itd. Generalnie, ze mną jest tak, ze ja po wielu wielu porażkach, zwiększam z każdą kolejną osobą wymagania i oczekiwania co do kogoś . Mnie interesuje tylko miłość i określone zachowania, doświadczenia, muszę w tej osobie widzieć. I ona miała to wszystko.., rozumieliśmy się, było naprawdę fajnie. Kiedy się spotkaliśmy , dogadywaliśmy się , przytuliliśmy, pocałowaliśmy się. No z mojego punktu widzenia te randki były dla mnie wielkim szczęściem. Lecz doszło pewnego razu do sytuacji, że ja wyrażając to szczęście, wyrażając, że życie nabrało dla mnie smaku, dostałem dość potężny cios w postaci informacji, że tą osobę przerażają moje nadzieje. Nie rozumiałem tego wszystkiego. Twierdziła, że ni ma ochoty być za kogoś odpowiedzialna. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co ma na myśli. Po kilku rozmowach przez internet i randkach, wreszcie zacząłem szukać sensu w tym co się dzieje. Bo na żywo ta osoba była dla mnie kochana, rozmawialiśmy o jakiejś bliskiej przyszłości, żartowaliśmy na temat ewentualnych dzieci. Ona sama potrafiła powiedzieć ‘Ty masz rację, że cierpisz przez moich byłych’ (to dotyczyło jej przerażenia moją nadzieją) . Więc ja cały czas myślałem, że problem nie jest po mojej stronie. Rozumiałem to jako ostrożność w zaufaniu z jej strony, więc generalnie byłem spokojny, że jeśli ja tego nie zepsuje, to będzie kolorowo. Zdarzyły się jeszcze takie rzeczy, że gdy ją przerażały moje nadzieje, to przyśnił mi się taki sen , w którym ona po jednym dobrym dniu między nami, nagle postanawia się wycofać słowami ‘To jednak dla mnie nie ma sensu” . Gdy opowiedziałem jej ten sen, ona powiedziała „Tak, to jest możliwe” . To wszystko było dla mnie takie przykre. Ja wtedy jeszcze nie rozumiałem, że to ja mam problem. Potrafiło być tak, że później się spotykaliśmy i znów robiliśmy sobie nadzieje, rozmowami o przyszłości itd. Traktowałem to bardzo serio. Myślałem , że myśli o mnie poważnie. Zakładałem, że w jej wieku mówi się jak jest, nie gramy w żadne gry i nie potrzebuję się głębiej zastanawiać co się kryje za jej słowami. Budowała mnie bardzo wdzięczność z jej strony, docenialiśmy swoje zachowanie, poświęcenie sobie czasu. Ja kilka razy , gdy przesadnie mi dziękowała za mój czas, to powiedziałem, że ja nie robię tego by się podlizać, tylko po prostu tego potrzebuję. Ona uznała to za mądre podejście. Ja wtedy naprawdę bardzo nabierałem ochoty do życia. Byłem sam od 6 lat, jest mi ciężko, jestem stworzony do miłości, a zawsze jej brakuje, w ostatnich kilku miesiącach zacząłem się podnosić, lekko ale jakieś tam mniejsze cele zaczynałem realizować. Ona dopełniła moją energię do życia. I teraz tak. Któregoś razu znów dopadł mnie koszmar, że ona zrywa ze mną kontakt. Tym razem nie chciałem jej tego mówić, bo pocieszenie w stylu ‘tak się może zdarzyć’ jest dla mnie czymś bardzo przykrym. Natomiast gdzieś tam w ciągu dnia, mówiłem, że męczy mnie jakiś koszmar, wyraziła wsparcie, umówiliśmy się na kolejne spotkanie, znów było dobrze. Natomiast gdzieś wieczorem wyraziłem taką chęć, że chciałbym kilka wspólnych zdjęć. Ona odpowiedziała, że nie lubi takich rzeczy, bo dziś zrobi zdjęcia, a jutro coś się stanie i będzie koniec znajomości. I mnie to bardzo dobiło tego razu. Byłem już po tym śnie , ona tez sama z siebie lubi wspominać o tym końcu znajomości. Ciężko mi to było przełknąć, że ona tak jakby próbuje wymagać gotowości na taką ewentualność. Wypisałem do niej dłuższą litanię w tym temacie, że jej zachowanie na żywo nie pokrywa się z tym jak rozmawiamy przez internet, że często wspomina o tym końcu znajomości, przerażają ją moje nadzieje. W każdym razie wyraziłem duży żal. Ona bardzo się wycofała, zezłościła ją moja analiza. Wycofała się z całej tej relacji, wygarniając mi mój bardzo duży angaż. Wyjaśniła mi na czym polega jej niechęć do odpowiedzialności za czyiś sens życia. I wreszcie do mnie dotarło o co w tym wszystkim chodzi. Mam 28 lat i odnalazłem w sobie przypadłość, która się nazywa uzależnieniem emocjonalnym. Jest to dla mnie olbrzymi cios. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak można inaczej . Zawsze byłem pewien, że moje myślenie (Kobieta, rodzina, dzieci, to priorytet, to sens życia , to szczęście, to moja energia, to jest dla mnie najważniejsze i o to będę dbał najbardziej) ,zawsze byłem pewien, że to najlepsze podejście jakie może mieć facet, który próbuje osiągnąć miłość. Niestety okazuje się, że to potworna choroba, lęk przed samotnością, brak własnego życia. Bardzo trudno wyobrazić mi sobie, żeby zacząć robić to inaczej, żeby przestać tak bardzo w kogoś wierzyć, przestać traktować to jak największy skarb, sens życia. Boję się , że nawet terapia , może mi w tym nie pomóc, że mogę posiąść dużą wiedzę teoretyczną, a jednak chęć najsilniejszej miłości będzie silniejsza ode mnie za każdym razem. Byłem tak wiele lat pewien, że to moje podejście jest jedyne właściwe, a jednak się okazuje, że sam sobie robię krzywdę. To dla mnie olbrzymi cios, nie potrafię się z tym pogodzić. Koniec końców ja wychodzę na koniec tych związków jako zły człowiek, a robiłem wszystko , żeby być jak najlepszym. Jest mi bardzo ciężko wyobrazić sobie kontynuowanie swojego życia. Jestem introwertykiem, domatorem, bardzo mało otaczam się ludźmi, często mnie to męczy i wracam niezadowolony do domu. Rzadko mam jakieś zajęcia poza pracą, żeby mnie coś pochłonęło. Ciężko mi wyobrazić sobie, żeby zmusić się do takich zmian, by być zdolny do zdrowej miłości.. Samotność bardzo często mnie boli, ale jedyne lekarstwo jakie na mnie działało, to kobieta myśląca o związku, nic innego nie dodawało mi energii w życiu jak poczucie miłości.
Pomocy…
Niedawno zostały odebrane mi dzieci ze względu na nasiloną depresję przez którą nie byłam w stanie zająć się nimi.
Niedawno zostały odebrane mi dzieci ze względu na nasiloną depresję przez którą nie byłam w stanie zająć się nimi, przed zabraniem dzieci nachodziły mnie panie z mopsu jak i asystent rodziny, pukali zawsze głośno, a ja się bałam tego bardzo. Po odebraniu mi dzieci nadal boję się jak ktoś puka w drzwi, zaczynam się trząść i szybciej bije mi serce, nie wiem kto jest za drzwiami a ja się boję że to znowu oni, czy to przejdzie ? Co powinnam zrobić?
Jak pokonać lęk przed nowymi wyzwaniami bez wsparcia rodziny i środków na terapię?
Mam 20lat. Boję się czegoś w życiu podjąć, bo nie mam i niestety nigdy nie miałam bezpiecznego ,,zaplecza" w postaci domu i rodziny. Wiem, że gdyby coś mi się nie udało, to zostanę z tym sama, dlatego tak trudno od lat jest mi spróbować w życiu czegoś nowego. Zawsze towarzyszy mi lęk. Czuję, że chciałabym się z tym zwrócić do psychologa, ale zwyczajnie nie mam na to pieniędzy. Niby pracuje, ale u mnie w rodzinie nigdy się nie przelewało i szkoda mi pieniędzy na wszystko.
Obawiam się pójścia do psychiatry, że unieważni moje objawy.
Dzień dobry, od około roku mam nasilone objawy zaburzeń lękowych a od początku tego roku chodzę na terapie. Okazało się, że oprócz lęku przed wychodzeniem z domu mam OCD, którego objawy zauważyłam teraz u siebie w dalekiej przeszłości, ale nikt tak tego wtedy nie kojarzył. Proces terapeutyczny postępuje dobrze, jest już o wiele mniej sytuacji gdy lęk utrudnia mi wyjście z domu, ale zauważam objawy, które mnie zastanawiają i nie wiem czy to nie jest już powód do wizyty u psychiatry. Zdecydowanie najbardziej niepokojącym moim zdaniem objawem jest u mnie częste odrealnienie. Wprawdzie dostałam ćwiczenie by temu zapobiec i o ile samo takie fizyczne poczucie zniknęło, to w głowie często nadal mam myśli, że to sen, zaraz się obudzę, wymyślam to wszystko itp. Właśnie przez to, że fizyczne objawy takiego stanu są znikome to takie w głowie mnie męczą i nie wiem czy na to leki by pomogły. Kolejne objawy, które zauważam od roku prawie bez przerwy to chroniczne zmęczenie i bardzo częste poczucie duszności. Zmęczenie jest u mnie w podobnej sile codziennie czy wyjdę z domu czy nie i mimo, że nie jest jakieś ogromne to jednak je odczuwam. Natomiast takie duszności mam kompletnie niezależnie od paniki, jestem pod prysznicem i mimo, że zanim pod niego wejdę to zostawiam otwarte drzwi od łazienki na conajmniej pół godziny i tak mam wrażenie jakby nadal tam było duszno, nawet jak w zasadzie nie jest. Mam też tak często gdy jest na dworze czy w pomieszczeniu około 30 stopni, nawet jak wieje wiatr czy jest włączona klimatyzacja to i tak mam wrażenie jakby tam było strasznie duszno, a znowu tak nie jest. Czy na to też leki mogłyby pomóc? Ogólnie też częściej mnie ostatnio męczą natrętne myśli, pojawiają się więcej razy niż ataki paniki, które wcześniej miałam nonstop. Skłaniam się trochę do takiej wizyty u lekarza ale nie wiem czy jest potrzeba. Czuje, że terapia przez te ponad pół roku mi bardzo pomogła i przez to wstyd mi rozmawiać z terapeutą o moim pomyśle, bo na razie o tym nie wspomniałam. Boje się czy nie byłoby tak jakbym poszła do psychiatry to powiedziałby, że mój stan jest tak dobry, że nie mam po co tu przychodzić, a nie chce zajmować komuś miejsca, może on bardziej tej wizyty potrzebuje. Z jednej strony niezbyt podoba mi się ewentualna perspektywa brania leków, ale z drugiej, jakby to miało dać mi wsparcie do kompletnego wykończenia tych objawów to wolę je jednak brać. Chociaż z tego co wiem to OCD chyba nie da się wyleczyć, lecz mogę się mylić, samo złagodzenie jego objawów, które właśnie rok temu się nagle nasiliły po długim czasie byłoby dla mnie wielką ulgą.
Po stresującym okresie przyszło poczucie otępienia.
Nie mam myśli w głowie - trwa to 11 miesięcy ,nie umiem się niczym zająć ,czuję się otępiona, cały czas śpię, tylko się stresowałam i nagle to przyszło.
