
Bardzo kocham swoją dziewczynę, ale ostatnio mam napływ myśli czy chce z nią dalej być, czy mi się podoba...
Anonimowo
Anna Martyniuk-Białecka
Witam,
Czytając Twoją wypowiedź najbardziej trafia do mnie taki dylemat pomiędzy “ta jedyna” i “idealna” a “czy na pewno mi się podoba”? Takie rozważania i refleksje wydają się być zupełnie naturalne, bo normalnym jest, że Ci na tej osobie zależy, nie chcesz jej skrzywdzić, jesteś ciekaw, jak to się dalej rozwinie, a z drugiej strony myślisz o tym, czy nie spróbować z kimś innym. Skoro to pierwsza miłość to nie masz przecież doświadczenia, jak byłoby w innym związku i pojawia się taka ciekawość. Wiele osób na podobnym etapie związku i w takiej sytuacji, może mieć tego rodzaju myśli. Chciałabym Cię zaprosić do takiej refleksji i wspólnego zastanowienia się, czy ludziom zdarza się być idealnym, czy to czasem z jakiegoś powodu nam się przytrafia ich idealizować i czemu to może służyć?
A dodatkowo przyjrzałabym się też, skąd pojawia się w Tobie taka presja, że teraz już musisz podjąć ostateczną decyzję co do tego związku albo innych w przyszłości. Jesteście razem rok i jako para poczyniliście pewne postępy, wkładając sporo zaangażowania, np. poznając swoje rodziny. To nie oznacza ani tego, że musicie być ze sobą do końca życia, ani tego, że wkrótce się rozstaniecie. Rzeczy po prostu się zadzieją. Choć rozumiem, że odczuwasz pewnego rodzaju dyskomfort w związku z tymi myślami. Pewnie one jakoś Cię w tym poprowadzą dalej, jestem przekonana, że cokolwiek wybierzesz, masz w sobie zasoby, aby sobie z tym poradzić. :)
Anna Białecka

Zobacz podobne
Dzień dobry, piszę bo już sobie nie radzę... Mam 44 lata, dwójkę dzieci i męża. Niedawno przeprowadziliśmy sie w nowe miejsce, nasz wymarzony dom. Od momentu przeprowadzki czuje smutek, nawet rozpacz. Nie jestem w stanie funkcjonować normalnie. Budzę się codziennie o 4 i nie jestem w stanie spać. Wcześniej mieszkaliśmy w domu z moimi rodzicami, mnie nie było źle, ale nowy dom to też była moja decyzja... mimo że mieszkamy blisko - 10 minut od rodzinnej miejscowości, ja czuję się jakbym przeprowadziła się na inną planetę. Mam wszędzie daleko, między pracą a zajęciami dzieci jestem w domu rodzinnym, bo nie ma sensu tu wracać. Tracę czas na ciągłe dojazdy, no i kwestia kredytu, który nam zjada jedną pensję. Mąż jest tutaj szczęśliwy, ja chciałabym wrócić na stare śmieci i żyć bez stresu. Przechodzimy straszny kryzys. Mówi mi, że to co czuje nie jest normalne, ze wszyscy sobie jakoś radzą... a ja czuję tak ogromną pustkę i samotność, że ryczę codziennie w aucie... czuje się więźniem tego domu. Moje życie zostało w rodzinnej miejscowości, dzieci tam chodzą do szkoły a ja pracuję. Tam są moi rodzice i znajomi. Za płotem chciałabym widzieć moich rodziców, a nie obcych ludzi. Czy to nienormalne? Wiem, że to moja decyzja, ale 5 lat temu nie myślałam o tym w ten sposób... Chcialabym wrócić, ale nie wiem czy jest to możliwe.... teraz czuję, że nie mam domu. Ani tutaj, ani w rodzinnej miejscowości. Sama się tak załatwiłam i nie mogę patrzeć na siebie w lustrze. Dziękuję za możliwość napisania tych słów.
Mam 38 lat, uważam, że moje życie to porażka w każdej kwestii, chciałbym zniknąć już stąd/umrzeć. Dwa razy się nie udało, więc nawet tego nie potrafię. Zmuszam się już do wszystkiego, terapie i spotkania z terapeutą też nic nie dają ani psychiatra raz na 3 miesiące.
Mam myśli samobójcze i one ciągle trwają, nie mijają, co pewien czas wracają. Przyczyną ich są nierozwiązane problemy natury sytuacyjnej. Wszyscy, dosłownie wszyscy piszą, że kryzys to stan przejściowy, który zawsze mija. Dlaczego więc w moim przypadku nie mija? Czy ja w sposób nieświadomy sztucznie podtrzymują moje problemy, czy o co chodzi?
