Left ArrowWstecz

Mąż chce mieszkać u rodziców, ja nie wyobrażam sobie tego. Nie mamy kompromisu.

Dzień dobry, Jestem w związku 8 lat. Małżeństwem jesteśmy od roku. A od 3 lat wynajmujemy mieszkanie z myślą, że "kiedyś kupimy swoje". Wcześniej martwiliśmy się sprawami związanymi ze ślubem, weselem i całą organizacją, więc też nie było zbyt dużo czasu, żeby jeszcze myśleć o jakichkolwiek formalnościach z kredytem, szukaniem mieszkania itd. Jeszcze krótkie nakreślenie sytuacji, że ja się wychowałam "na blokach", a mąż od dziecka mieszkał w domu - z dziadkami, rodzicami i rodzeństwem. On jest najmłodszy, reszta rodzeństwa się wyprowadziła, a dziadkowie już umarli. Tak więc jego rodzice zostali tam sami, ale obecnie oboje są sprawni i zdrowi. Piętro domu jest puste. Kiedyś było mówione, że to dla mojego męża. Jednocześnie rozmawiałam z nim i bardzo wyraźnie zaznaczyłam, że ja tam mieszkać nie zamierzam. Z wielu powodów - cenię sobie niezależność i prywatność, ale też teściowie mieszkają w innym mieście niż my obecnie i tu też pracujemy. No i tak mija już rok po ślubie a ja czuję, że dalej żyjemy „po studencku”. Bardzo chciałabym się wyprowadzić już na „swoje”, więc rozpoczęłam o tym rozmowy ze swoim mężem. No i niestety doznałam bardzo przykrego rozczarowania, gdy mąż oznajmił, że on jednak nie chciałby kupować mieszkania. Dla niego to zbyt mało miejsca, on się "dusi", on chciałby mieć kawałek trawy itd. Jakiekolwiek opcje alternatywne - mieszkanie z balkonem albo tarasem lub nawet szeregowiec - to dla niego za mało. Zakup standardowego domu - to zbyt duże koszta dla nas. Nie dostaniemy takiego kredytu. Więc jedyną opcją dla niego jest ta połowa domu rodziców, która na niego tak cały czas czeka... Jest to dla mnie bardzo trudne. Teoretycznie dalej mieszkamy i zachowujemy się tak samo. Ale czuję, że się bardzo oddalam od męża. I nie potrafię z nim już planować czegokolwiek - weekendu czy wakacji. Ciężko mi sobie to wyobrazić. Czuję jakby moje przyszłościowe plany legały w gruzach. Jednocześnie wydaje mi się, że rozstanie z powodu mieszkania-domu jest trochę śmieszne. Mieliśmy już kilka rozmów na ten temat i zawsze kończy się tak samo, że każdy zostaje przy swoim zdaniu... Nie znajduję tu kompromisu, bo wiem że z teściami nie zamieszkam. Tak na prawdę nie potrafię sobie wyobrazić tego rozstania, ale jednocześnie już nie umiem z nim planować przyszłości. Prócz tego ogólnie związek był ok. Dobrze się dogadujemy, staramy się wspierać, często spędzamy razem czas, uprawiamy razem sporty, dzielimy się obowiązkami domowymi itd. Ale obecnie nie wiem co mam ze sobą zrobić. :( Czuję się bardzo rozbita.
Izabela Czak-Kunert

Izabela Czak-Kunert

Szanowna Pani,

rozumiem, że sytuacja, w której się Pani znajduje, jest trudna i budzi wiele emocji. Być może warto rozważyć otwartą i szczerą rozmowę z partnerem, w której podzieli się Pani swoimi uczuciami i obserwacjami. Ważne, aby komunikacja była konstruktywna i oparta na wzajemnym szacunku. 

Może jest to również dobry moment, aby zaproponować podjęcie terapii par? Ponadto, z uwagi na Pani zdrowie i funkcjonowanie może warte uwagi  jest  rozważenie indywidualnej rozmowy z psychologiem, która może pomóc w zrozumieniu sytuacji i znalezieniu najlepszych rozwiązań.

Pozdrawiam

1 rok temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Zobacz podobne

Przeprowadzka do partnera - nie czuję się komfortowo. Jego mama strasznie jest z nim powiązana.

Witam, chciałabym móc tu trochę wypuścić swoje myśli i to co czuje od środka mianowicie przed podjęciem decyzji o mieszkaniu razem z partnerem. 

Kłóciliśmy się, ale w głowie mieliśmy, że może jak bliżej będziemy ze sobą i zamieszkamy to będzie lepiej, zamieszkaliśmy ze sobą tez dlatego, iż jestem w ciąży i na początku było dobrze, ale z czasem on jak na moje oko czuje się wyższy ode mnie w takim znaczeniu, że ja z powodu ciąży nic nie robię, a on wszystko… więc pomimo tego, że czasami czułam się słabo na początku ciąży, było mi niedobrze to starałam się jak mogłam, żeby tak nie mówił i nie myślał, teraz może i nawet lepiej, bo weszło mi to w nawyk, gdzie czuje się lepiej w dalszych etapach ciąży, mam też ogromny problem z tym, ze jestem raczej osoba nieśmiałą, bardziej miło nastawioną do innych to jego rodzina totalnie mi nie siada, od początku czuje się jakbym była intruzem, bo np. przy pierwszym spotkaniu z jego kuzynem to nawet spojrzeć w oczy mi nie spojrzał i tak jest do teraz, nie mam z nimi o czym rozmawiać, jego mama jest wdową i mój narzeczony przez dłuższy okres czasu mieszkał z nią i jej pomagał, ale po latach czasu od śmierci ojca ona wciąż mam wrażenie potrzebuje pomocy przy domu z jego strony, codziennych telefonów czy najlepiej i wizyt, ma strasznie mocny charakter, czasami bym powiedziała prześmiewczy i prawie wcale nie wykazuje empatii, pomaga w niektórych sprawach za co jestem wdzięczna, ale nie potrafię z nimi złapać kontaktu i często unikam spotkań (spowodowane jest to również tym, że nie czuje się zbyt komfortowo tam i również czasami wysłuchuje jakiś dziwnych tekstów ze strony tej matki - jak się ubieram np, ostatnio nawet po alkoholu do mnie z tekstem, że mam nie próbować ograniczać jej kontaktów z synem i wnukiem) siedzę w jego mieście, z dala od domu, bez jakiegokolwiek kontaktu personalnego z moimi rodzicami i przyjaciółmi, nie czuje się tu jakoś dobrze w tym mieście, ale wiem, że to była jedyna opcja ze względu na to, że ma tu mieszkanie… boje się rozmawiać z moim partnerem, bo bardzo jest pro rodzinny i zawsze stoi za swoją rodziną, zazwyczaj to jest moja wina bo nie pokazuje asymilacji ze swojej strony do jego rodziny… z czasem mam wrażenie, że tak jak mieliśmy super flow tak teraz jesteśmy zupełnie różni, nie wiem co robić zamknęłam się w sobie i czuje, że nie mam tu nikogo, co w takiej sytuacji?

Mieszkam u rodziców, narzeczony się od nas wyprowadza. Ja nie chcę się stąd ruszać.

Dzień dobry, proszę o opinię, ponieważ nie wiem co robić. Jestem od 5 lat w bardzo udanym związku (mamy po 25 lat), od ponad 2 jesteśmy narzeczeństwem i od tego czasu mieszkamy razem w moim domu rodzinnym z moimi rodzicami. Sytuacja zaczęła być napięta jakieś 3 miesiące temu ( od tego czasu są kłótnie głównie o jego albo moich rodziców), kiedy mój partner stwierdził, że chce wynająć mieszkanie w pobliskim mieście. Aktualnie oświadczył, że ma umówione spotkanie na podpisanie umowy najmu, że bardzo chce, żebym szła z nim, ale mnie nie zmusza (jednak sam podjął decyzję, ponieważ mówi, że na mnie nie może czekać, że ja nie chcę odciąć pępowiny od rodziców). Jest to po części prawda, ponieważ dom jest duży, mamy możliwość oddzielenia pięter i życia na poziomie. Wynajęcie mieszkania wiąże się z dużymi kosztami (jest to mieszkanie, które trzeba urządzić od a do z, dodatkowo znajduje się dwa piętra od jego rodziców w tym samym bloku, co uważam za lekką hipokryzje). Dodam, że aktualnie studiuję i w niedalekiej przyszłości planuje zmienić pracę co sprawia, że mam duże obawy czy damy sobie radę. Moi rodzice z jednej strony mnie wspierają, z drugiej sa przeciwni wyprowadzce ( uważają, że to bezsensowne skoro mam dom na własność, a tak będę większość życia siedziała na "nieswoim"). Z jednej strony chce iść za narzeczonym, bo przez te 5 lat dobrze nam się żyło, jest to mój najlepszy przyjaciel, dobrze mnie traktuje, ale zaświeciła się czerwona lampka, że chce sobie iść trochę nie patrząc na mnie, tym bardziej, że w ostatnim okresie przeżywam jakoś kryzys, na wszystko reaguje strachem, płaczem, czuję, że jestem nie w tym miejscu, w którym chciałam być, z drugiej strony nie wiem co chce w życiu robić i co zmienić. Chciałabym mieć swój mały dom, moi rodzice by nam pomogli, jednak on nie chce pomocy- chce brać kredyt i to jeszcze na mieszkanie. Jestem trochę między młotem a kowadłem. Z jednej strony chce zostać w sumie rodziców, z drugiej nie chce stracić partnera.

Chcę zmienić kraj zamieszkania i zbudować rodzinę, jednak partner chce zostać w obecnym miejscu.
Witam. Ja pochodzę z Polski, mój partner z innego kraju, ale mieszkamy razem w Anglii. On ma tu dziecko z poprzedniego związku, ja marzę od wielu lat o powrocie do Polski, chciałabym tam zbudować z nim rodzinę. On jednak nie chce, nie widzi tam dla siebie przyszłości i chce przyszłości ze mną w Anglii. Mówi, że jeżeli chce, mogę się spakować i jechać sama co jeszcze bardziej mnie przygnębia, jakby było mu obojętne czy się rozstaniemy, czy nie. Boję się, że nie dam rady na dłuższą metę w tym kraju, bo lata lecą, a moi rodzice są coraz starsi i tęsknią. Czuję presję i nie daje mi to spokoju.
Jestem w związku ponad 10 lat. Mieszkam u swojego partnera
Dzień Dobry, jestem w związku ponad 10 lat. Mieszkam u swojego partnera (to jego mieszkanie) w międzyczasie miałam mieć pomoc od swoich rodziców materialna, z której w ostateczności z różnych powodów nie skorzystałam, więc rodzice postanowili, że w takiej sytuacji mam dostać dom po rodzicach kiedyś, gdy ich zabraknie. Mój facet jest o to obrażony, że ja nic od rodziców nie dostałam i niby w trosze o mnie, ale jednak mimo że nie chce się do tego przyznać, to chodzi mu raczej o to, że od mnie do siebie wziął, a rodzice moi się wypięli. Teraz jest pomysł, aby wprowadzić się z miasta z mieszkania na wieść na to samo podwórko, gdzie mieszkają jego rodzice. Ja mieszkam na takiej zasadzie, że po prostu się dokładam do rachunków, ale nie mam praw co do majątku, bo przecież nie jest mój. Facet nie chce ślubu, myślę, że również z powodów materialnych głównie. Podkreślam, że on utrzymuje cały czas, że chodzi mu wyłącznie o moje dobro, że mnie rodzice źle potraktowali i niby to troska a z drugiej nie chce ze mną ślubu. To czy tutaj nie chodzi mu o kwestie materialne? Jeszcze jest na tyle obrażony, że uważa, iż moi rodzice nic nie pomagają, tylko problem polega na tym, że to on żadnej pomocy nie chce! Ogólnie rzecz ujmując przez to, że rodzice nie dali mi teraz majątku, to on od nich nic nie chce. Też w takiej sytuacji nie wyobrażam sobie iść z nim mieszkać, jeśli nie potrafi zostawić urazy i jeśli rodzice moi jeśli nie tak mogą pomóc inaczej, może nie materialnie ale np. W remoncie, gdybyśmy się urządzali w nowym miejscu, ale mój facet nie chce, bo mówi, że sobie poradzi sam, a zdrowiej strony narzekając, że tylko on coś robi dla tego związku. Czy to powinno być tak, że niby chce mnie E sobą zabrać, ale jest na tyle obrażony na moją rodzinę, że ja mimo iż tam będę mieszkać to to nie będzie na zasadzie, że tworzymy coś razem tylko wszystko jest jego, a ja będę tylko tam mieszkać. Czy to normalne, czy jeśli się kogoś kocha, chce z kimś być, to nie powinno się zostawić przeszłości i urazy za sobą. Czy to nie jest z jego strony manipulacja mną u rodzaj znęcanie się psychicznego? Być może chaotycznie przedstawiłam sytuacje, ale bardzo mi z tym źle i proszę o pomoc, bo mam jakieś poczucie winy, a może ktoś celowo mnie w nie chce wpędzić? Mam wątpliwości co do tej przeprowadzki, bo boję się, że to pogłębi problem i że wtedy facet będzie miał jeszcze więcej pretekstów do tego, aby wyrzucać mojej rodzinie, że nic nie pomaga a on robi dla mnie wszystko ( wszystko w sensie, że mnie bierze ze sobą, a i tak majątek jego).
Ja chcę się rozstać, a mąż twierdzi, że on nigdzie się nie wyprowadzi, że się dla mnie poświęcił.
Jestem z mężem 10 lat po ślubie. Mamy dwóch synów. W naszym małżeństwie układało się różnie, nie kłóciliśmy się głośno, ale w zamian za to milczeliśmy, w ostatnich latach częściej i dłużej (nawet dwa miesiące). Ok. pół roku temu straciłam już cierpliwość (zwykle po takich okresach milczenia mąż przyznawał się do winy tłumacząc, że potrzebował czasu na przemyślenia). Uznałam, że nie mogę tak żyć. Mimo, że mąż jest bardzo dobrym, pracowitym i odpowiedzialnym człowiekiem, nie dogadujemy się w wielu kwestiach, a brak komunikacji jest już rażący. Jesteśmy już po kilku wizytach u psychologa, dzieci również rozpoczynają terapię, bo odbija się sytuacja na nich. Ja, niestety, nie widzę przyszłości tego związku, mówię mu otwarcie, że nie kocham go już, że nie jestem szczęśliwa, a mąż idzie w zaparte, że nie wyprowadzi się z domu, bo rodzina jest dla niego najważniejsza, że wszystko da się odbudować, tylko trzeba czasu. Dodam, że to człowiek o cechach osobowości narcystycznej, z zewnątrz idealny. Nie wiem, co robić. Chcę małżeństwo zakończyć, ale nie trafiają do niego żadne argumenty. Nawet taki, że zakochałam się w innym mężczyźnie. Słyszę tylko, że niszczę rodzinę, że on się dla mnie poświęcił, że beze mnie nie istnieje. Tymczasem oboje męczymy się tą sytuacją, ja nie potrafię znieść jego obecności. Mąż znalazł psychologa, który utwierdza go w przekonaniu, że dobrze robi, walcząc o rodzinę. Co robić w takiej sytuacji , gdzie mąż, niezależnie od sytuacji, rozstać się nie chce.
kryzys w związku

Kryzys w związku – jak go przetrwać i odbudować relację?

Twój związek w kryzysie? To naturalny etap, który może wzmocnić relację. Poznaj sprawdzone strategie i porady ekspertów, by skutecznie przez niego przejść i odbudować więź. Czytaj dalej!