Nie chcę brać przepisanych leków od psychiatry, terapeutka mnie do tego przekonuje. Pomoc od męża odbieram jako atak.
ANONIM

Agnieszka Wloka
Dzień dobry
niestety nikt Pani nie odpowie na pytanie czy “da sobie Pani radę bez leku”; na pewno nie da sobie Pani rady sama - O TYM JESTEM PRZEKONANA I PANI TEŻ, BO CHODZI PANI NA TERAPIĘ. Co do leków warto się szczerze zastanowić, dlaczego ich Pani nie bierze i jakie ma Pani cele w życiu na teraz - nie jestem psychiatrą, ale wiem, że obecnie leki nowej generacji nie uzależniają, psychiatrzy są ostrożni z ich wprowadzaniem, są świadomi, że depresja leczy się dwutorowo, dopasowują leki do osoby, a Pani ma szanse szybciej wyjść z dołka. Niebezpieczne jest to, gdy pacjent sam sobie leki dozuje, szafuje nimi itp. w sumie to bardziej niebezpieczne jest kupowanie byleczego w aptece niż jeden lek bezpośrednio polecony i pod kontrolą lekarza. Tym bardziej, że w tej farmakoterapii chodzi o to, że przez jakiś czas bierze Pani lek i chodzi na terapię, a jak specjaliści i Pani uznacie, że jest na to czas, to schodzi Pani z leku a kontynuuje terapię - czyli pomału wraca Pani do status quo.
Warto zaufać osobom z Panią pracującym, bo terapeuta widzi czy zadania, które przed Panią stawia, czy rozmowy, które prowadzi idą do przodu czy jednak są bariery, które wymagają farmakoterapii, żeby móc poznawczo przepracować schematy myślowe. Tu też chodzi o Pani poczucie sukcesu.

Anna Martyniuk-Białecka
Ja bym się zastanowiła tak naprawdę nad głębokim powodem, dlaczego nie chce Pani chociaż spróbować leków przepisanych przez psychiatrę? Czy gdyby chodziło o, np. złamaną nogę to też tak trudno byłoby się zgodzić na założenie gipsu? Oczywiście bez gipsu też można się leczyć, ale może ten przykład zobrazuje jak wówczas ten proces się skomplikuje. Pisze Pani, że izoluje się Pani, odbiera wyciagnięcie pomocnej ręki jako atak (co najprawdopodobniej jest objawem, który lek w połączeniu z terapią będą w stanie wyciszyć), że w tym wszystkim są również dzieci, które trzeba zabezpieczyć, a nie przedłużać czas w którym one się przyglądają Pani cierpieniu, martwią i nie wiedzą co się dzieje z mamą.
Proszę o tym pomyśleć.
pozdrawiam serdecznie,
psycholog Anna Martyniuk-Białecka

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Mam problem z bezsensem życia i motywacja do niego od około 3 lat. W tym roku kończę 31 lat, mieszkam z rodzicami, nie mam własnej rodziny, dziewczyny też nie mam. Nie wyprowadzę się z domu, bo mnie na to nie stać Mam stałą pracę, ale słabo płatna. Parę lat temu skończyłem 5-letnie studia, które mi nic nie dały - zmarnowany czas- często męczy mnie ta myśl o tych studiach, które mi nic nie dały w życiu. Mam poczucie bezsensu życia, zero motywacji ... spożywam alkohol tylko w piątek i sobotę, żeby zabić to uczucie bezsensu. Jak to leczyć ? Czasami sobie myślę, że chciałbym już być na emeryturze i mieć życie za sobą ... Jestem znudzony życiem i to maksymalnie. Nie wiem, jak to leczyć, czy dam radę to sam jakoś leczyć ?
Czasami czuję, że ta cała izolacja, której każdy z nas musiał doświadczyć, wpłynęła na mnie bardziej, niż się spodziewałam. Byłam zawsze osobą towarzyską, ale zamknięcie w czterech ścianach sprawiło, że poczułam wielką samotność, a z nią przyszła depresja. Nadal każdy dzień ciągnie się w nieskończoność.
Zastanawiam się, czy terapia online może być jakimś rozwiązaniem dla mnie? Słyszałam, że psychoterapia online bywa równie skuteczna, jak sesje twarzą w twarz, ale mam pewne wątpliwości co do budowania relacji przez ekran.
Potrzebuję wsparcia, a jednocześnie chcę czuć, że mogę się otworzyć przed kimś, kto mnie naprawdę zrozumie.
Mam trudności z regularnym snem. A dokładniej z kładzeniem się spać o "normalnej" godzinie, bo nie chcę, żeby dzień się kończył i tylko to przeciągam.
Jestem osobą młodą, ale bez dzieci. Pracuję standardowo 7-15. Wracam z pracy i idę z psami na spacer. Po południu nie mam na nic siły ani chęci. Czasami zdarzy mi się popołudniowa drzemka, ale staram się ich unikać, żeby nie zaburzać snu. Natomiast jak nie śpię to i tak nie robię nic konkretnego - zazwyczaj jest to scrollowanie social mediów, bo na nic innego nie mam siły. Książka wymaga skupienia, a siłowni czy innych takich zajęć nie lubię i nie mam sił. Jedynie spacery. Minie kilka godzin aż trochę "odsapnę" i wtedy mam większe chęci i siły. Ogólnie zaczynam prowadzić jakieś życie dopiero po 19. Często zanim skończę (np sprzątać albo coś obejrzeć lub poczytać) to jest godzina 21/22. Wtedy sobie jeszcze muszę odsapnąć. Potem spacer z psami. Zanim zrobie sobie jedzenie do pracy oraz się wykąpię to zazwyczaj jest 23/24. Mimo że wiem, że jest późno i prawdopodobnie się nie wyśpię do pracy to jeszcze scrolluję social media. I ogólnie jest mi szkoda tego czasu tuż po pracy, który nie jest wykorzystany - tak naprawdę ani na odpoczynek, ani na hobby, ani na nic produktywnego w domu. A wieczorem maksymalnie opóźniam to kiedy się położę, bo nie chcę, żeby ten dzień się kończył. I nie chcę znów zaczynać nowego i odhaczać wszystkich obowiązków. Nie wiem jak zapanować nad planem dnia.
Witam, piszę te pytanie, iż borykam się z wewnętrznym problemem.
Moje wewnętrzne dziecko cierpi, a z nim ja, odnoszę wrażenie, że wszyscy sie ode mnie odsuwają, unikają mnie, ignorują, a jak już sie odzywają, to próbują mi dogadywać, ośmieszyć albo stosować gaslighting, czuję jakby byli dla mnie niemili, odnoszę wrażenie, jakby mnie obgadywali. Czuje się z tym źle, mam wahania nastroju, chce mi się płakać, jest mi smutno, mam złe myśli, a w umyśle piszę negatywne scenariusze.
W pracy doszło między mną a znajomym do konfliktu, w sumie z mojej winy, bo wykonywałem czynność zbyt długo, do czego się przyznaję i od tamtego momentu, wszystko zaczęło się psuć.
Czy coś ze mną jest nie tak? co mogę poradzić z tym? czy samodzielne mogę sobie poradzić z tym problemem, jeśli tak, to jak? jak radzić sobie z gaslighting?
TW: samouszkodzenia
Kilka lat temu rodzice mieli gorszy czas i często się kłócili. Z Czasem zaczęłam myśleć, że to moja wina. Czułam się kompletnie sama, nie miałam zbyt wielu przyjaciół. Wolałam przebywać w szkole, niż w domu chciałam od tego wszystkiego uciec, a nie miałam na nic siły. Do tego dochodził stres ze szkoły i nie umiałam sobie radzić, zaczęłam się ciąć, dawało mi to chwilę ukojenia. Ból fizyczny zastępował ból psychiczny. Zaczęłam też jeść mniej albo wcale przez swój wygląd. Jestem bardzo wrażliwa, co myślę, że sprawiło, że tak łatwo straciłam chęci do życia. Potem było trochę lepiej, jednak wciąż nie idealnie. Znalazłam przyjaciół, którzy trochę mi pomogli, jednak też miałam z nimi problemy. Teraz niby jest dobrze, ale lekkie podniesienie głosu sprawia, że mam łzy w oczach. Problemy z jedzeniem wróciły jednak nie jest tak źle, jak było przedtem. teraz mam wspaniałych przyjaciół i prawie chłopak oraz cudowny kontakt z rodzicami. Nie wiem, dlaczego to wraca. Strach przed tym, że zrobię coś źle i ich stracę. Zawsze uważam się za gorszą od nich, mimo że oni nie dają mi powodów, by się tak czuć. Czym może być spodowdany ten powrót złych myśli?