Left ArrowWstecz

Nie mam już siły.

Nie mam już siły. Jakiś czas temu udało mi się nic sobie nie zrobić, ale dziś jedyna myśl to, żeby to skończyć. Staram się tę myśl odepchnąć, zająć się czymś, żeby nie myśleć, ale nie mam już siły. To się ciągnie od ponad 1.5 roku, ale w ostatnim czasie było najgorzej. Czuje, że przegrywam sama ze sobą. Boję się swoich myśli. Co mam zrobić, żeby to się skończyło?
Agnieszka Stetkiewicz-Lewandowicz

Agnieszka Stetkiewicz-Lewandowicz

Dzień dobry,

z tego co piszesz wynika, że przeżywasz bardzo trudny okres, który trwa już dłuższy czas.  Próbowałaś radzić sobie z myślami rezygnacyjnymi i samobójczymi ale nie było to skuteczne. W tej sytuacji radziłabym jak najszybszy kontakt z lekarzem psychiatrą np. wchodząc na stronęhttps://centrumwsparcia.pl/ , dzwoniąc na podany tam numer 800 70 2222. Jeżeli możesz skorzystaj również ze wspracia osób najbliższych.

Wszystkiego dobrego

Pozdrawiam

2 lata temu
Katarzyna Sass-Stańczak

Katarzyna Sass-Stańczak

Myśli o końcu często są wynikiem potrzeby uzyskania ulgi w cierpieniu, gdy już nie widzi się z niego innego wyjścia… jednak WYJŚCIE JEST i to na wyciągnięcie ręki! Proszę pilnie zgłosić się do lekarza psychiatry aby rozpocząć farmakoterapię - powinna w krótkim czasie przynieść tak potrzebą ulgę. Jeżeli aktualnie występują myśli samobójcze, którym ciężko się oprzeć - proszę natychmiastowo zgłosić się na Izbę Przyjęć dowolnego szpitala psychiatrycznego lub wezwać karetkę. Wówczas leczenie zostanie wdrożone w warunkach szpitalnych, co zapewni dodatkową opiekę w tym trudnym czasie. W dalszej kolejności warto rozważyć podjęcie psychoterapii. Pozdrawiam serdecznie i kibicuję w wyborze życia.

2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Jestem miesiąc po okrutnym rozstaniu.
Cześć, to będzie długi post, ale mam nadzieję, że znajdzie się parę osób, którym będzie chciało się to przeczytać.. Muszę się wygadać. Jestem miesiąc po okrutnym rozstaniu. Po miesiącach wyznawań miłości, planowaniu przyszłości, mój facet zostawił mnie z dnia na dzień i oznajmił, że wraca do byłej. Sztylet w serce. Całkowite zerwanie kontaktu, zero wyjaśnień. Ona do niego wypisywała miesiącami, że nie daje rady bez niego, szantażowała go, obarczała go winą za całe zło świata, cały czas płakała, pisała do moich bliskich, że zniszczyłam jej związek. On mówił, że to psychopatka, że nie chce z nią być i myślał, że z czasem jej przejdzie. Że nie był z nią szczęśliwy, że była chorobliwie zazdrosna, nie mógł wychodzić, spotykać się ze znajomymi, że właściwie nie miał znajomych przez nią…Mówił, że ona jest mściwa, że przed ludźmi gra cudowną osobę, uśmiechniętą, serdeczną a nikt nie widzi, jaka ona jest na prawdę…traktowała go jak jej własność, jak przedmiot, widziałam wiadomości, które do niego wypisywała, ogólnie dramat. Zero liczenia się z jego potrzebami. W międzyczasie zmarł jej ojciec. Po rozstaniu z nią ona rozgadała wszystkim, że ją zostawił samą na tym świecie, że już nie ma nikogo, że to przez niego zmarł jej ojciec, bo coś przeczuwał. Byli ze sobą 10 lat. On jej mówił, że nie chce z nią być, bo już jej po prostu nie kocha, ale jeśli kiedyś będzie potrzebowała pomocy, to może na niego liczyć. Że spędzili ze sobą tyle czasu i chce się rozstać w zgodzie jak dorośli ludzie. Ona twierdziła, że on ją nadal kocha, że tylko się pogubił – przeze mnie. Już od tego czasu nie mieszkali razem, wyprowadził się i nie mieli żadnego kontaktu. Minęły 2 miesiące i znów się zaczęło…wypisywanie, płacz, manipulowanie. Zaproponowała mu pracę dorywczą u niej w firmie, że będzie miał możliwość sobie dorobić zdalnie. Przystał na to. Później spytała, czy pojedzie z nią na grób taty, stwierdziłam, że niech jedzie, w końcu to był jego teść przez 10 lat. Pojechał. Później znów coś, czy wyjdzie z psami, czy przyjdzie po coś tam itd… I tak z dnia na dzień czułam, że coś się miedzy nami pogarsza…spytałam, czy ponownie coś do niej poczuł, czy chce do niej wrócić, odpowiadał stanowczo, że NIE. Mówił, że jest mu jej żal, że jak był u niej w mieszkaniu to był syf itd a ona wygląda i zachowuje się jak wrak człowieka…że jakby miał do niej wrócić to tylko z litości i wtedy by poświęcił swoje życie dla niej…że on wie, jaka ona jest, że jakby wrócił, to do końca życia byłoby wypominanie, że ją zostawił, że ona jest najbiedniejsza, że jest chu**em, wszystkim by o tym mówiła itd… No i stało się. Przyszedł dzień rozstania. Znów spytałam, czy coś się między nami i nią a nim zmieniło. Powiedział, żebym dała mu czas na zastanowienie, że on sam nie wie kim jest, że bardzo mnie kocha. Wkurzyłam się, bo pytałam przez cały ten czas czy wszystko jest okej, czy coś się zmieniło, czy zrobiłam coś nie tak, że nie ma do mnie szacunku, bo do ostatniej chwili mówił, że jestem tylko ja i nic się nie zmieniło... Napisałam mu, że skoro ma wątpliwości co do naszego związku to ja je rozwieje. Pożyczyłam mu trochę kasy, powiedziałam, że ma pół roku na oddanie mi ich i na ten moment już nas chyba nic nie łączy i że złamał mi serce, kłamiąc do ostatnich wiadomości, że kocha tylko mnie… nawet nie odpisał. Parę dni później ustawił związek z nią na fb. Wszędzie mnie zablokował. To było miesiąc temu. 3 dni temu dodał z nią wspólne zdjęcie profilowe. Zero kontaktu. Zero wyjaśnień. Jestem tak zraniona…czy on cały czas mnie okłamywał? Nie znam osobiście jego byłej. Czy on zrobił z niej wariatkę, żeby tylko sobie por**ać na boku i manipulował mną? Czy on tak strasznie opluł osobę, z którą był 10 lat, byleby mieć skok w bok? A później wrócił do niej i błaga ją o przebaczenie? Czy ta dziewczyna jest tak w niego wpatrzona, że mu to wybaczyła? Czy wrócił do niej, bo tak mu jest po prostu wygodnie? Czy może ona robi z nim, co chce i dodaje te zdjęcia, zablokował mnie, ustawił związek, żeby mi pokazać, że on jest jej i robi mi na złość, a on się na to godzi? Pamiętam, jak mówił, że ona już tak robiła, żeby pokazać wszystkim, jaki to oni mają cudowny związek, a dobrze było tylko na zdjęciach… Czy może on faktycznie szczerze coś znów do niej poczuł i faktycznie wrócił do niej z miłości? Ja już nie chciałabym do niego wrócić, nawet jakby się odezwał, ten etap jest już za mną… Dręczą mnie pytania bez odpowiedzi. Co się w ogóle stało? W co on grał? Kto tu jest poszkodowany? Czy byłam tylko keks zabawką? Czy on ją kocha? Czy kochał mnie? Czy wrócił do niej z miłości, czy z litości? Nie mogę spać po nocach, rozpamiętuję, jestem potwornie zmęczona…budzę się w środku nocy i zaczyna się mielenie w głowie cały czas tego samego… ja już tego nie chce, ale to cały czas powraca…
Czy zawroty głowy mogą być spowodowane nerwicą?
Czy zawroty głowy mogą być spowodowane nerwicą?
Od roku, kiedy odeszła ode mnie narzeczona, kochałem ją jak nikogo innego, nie umiem sobie poradzić z tym, że zostawiła mnie po 3 latach związku
Witam. Od roku, kiedy odeszła ode mnie narzeczona, kochałem ją jak nikogo innego, nie umiem sobie poradzić z tym, że zostawiła mnie po 3 latach związku, bo pogubiłem się trochę z życiem, miałem problem, z którym nie mogłem sobie poradzić. Od roku nie piję alkoholu i nadal nie wiem i nie umiem pogodzić się z odejściem do innego, nie potrafię o niej przestać myśleć wszytko wkoło czy telewizor, internet, przypomina mi ją, jej imię, ale wiem że nie będzie już ze mną. Chciałbym jakoś się podbudować, bo nie umiem po tym wszystkim nawet porozmawiać z jakąkolwiek kobietą. Nadal mam tak że ona wróci bo bardzo ją kocham i jej syna. Co mam zrobić, jak odzyskać pewność siebie i nie tylko? Boję się komukolwiek zaufać, bo myślę że po pierwszej żonie i rozwodzie spotykałem się z kobietami a kiedy odeszła narzeczona nie potrafię, nie umiem nawet normalnie rozmawiać, boję się wszystkiego. Wszystko robiłem dla nich ale ona powiedziała że mnie nienawidzi i nie wiem za co tak naprawdę. Nie umiem wyjaśnić co tak naprawdę jest ale czasem myślę że jestem jakiś toksyczny, że jestem jakiś chory psychicznie. Co mam robić? Mam 40 lat i czasami żałuję że się urodziłem
Jestem od zawsze przebodźcowana, zmęczona, występuje dysocjacja. Proszę o pomoc.
Witam, mam 30 lat, i czuję się nierealnie w moim ciele, jakbym nie mogła uwierzyć, że ja to ja ,i to takie mam ciało, (mam obrzydzenie) ale nikt o tym nie wie. Gdy patrzę w lustro nie poznaję siebie czasami i przyglądam się, robię sobie zdjęcia lub oglądam zdjęcia, aby uwierzyć, że ja tak wyglądam. Na pozór dobrze wyglądam, jak człowiek, ale nie mogę tego zaakceptować, denerwują mnie lustra i nagość. Dotyk, światło, dźwięki, wszystko mnie dobija. Chce mi się wtedy od przeładowania bodźcami krzyczeć i płakać. Muszę chodzić z zatyczkami w uszach na zewnątrz, bo w domu powiedzmy że kontroluję środowisko i dźwięki w miarę. Ubrania mi są niewygodne.. W ogóle dużo rzeczy zdaje się nie być logiczne. Chce mi się płakać, jak mam np. użyć coś a to nie działa, jak producent mówi i trzeba kombinować.. Nie wiem, co mi już jest. Tak mam od urodzenia, nie mogę przebywać z ludźmi długo, jestem tym zmęczona. Ogólnie nie mam znajomych, nie umiem trzymać relacji, nie chcę ich też, izoluję się. Myśli samobójcze się zdarzają, ale bym chciała żyć, tylko nie tak. Jestem zmęczona, wiecznymi bodźcami zwłaszcza, jestem tak przytłoczona momentami, że mogę tylko leżeć i spać Co robić?
Jak wspierać zdrowie psychiczne seniora?

Cześć, ostatnio zauważyłem, że mój tata coraz częściej bywa w złym nastroju. Wygląda na to, że stracił radość z rzeczy, które kiedyś sprawiały mu przyjemność, i wydaje mi się, że jest trochę przygnębiony. Martwię się o niego, bo wiem, że takie zmiany mogą być związane z wiekiem.

Chcę mu jakoś pomóc, tylko nie wiem jak. 

Nie wiem, czy lepsze będzie spędzanie z nim więcej czasu, czy zaangażowanie w jakąś nową dietę/aktywności - tata zawsze był aktywny, chodził po górach, a teraz widzę, że kompletnie stracił na to ochotę.

Czuję brak gotowości poznawczej na psychoterapię NFZ, ponieważ nie ustabilizowałam jej jeszcze lekami razem z psychiatrką.
Jestem przed psychoterapią, będę ją miała na NFZ, prawdopodobnie w kwietniu się zacznie. Ale czuję, że nie będę w stanie się zaangażować w psychoterapię bez leków działających na moje zaburzenia funkcji poznawczych i pustkę w głowie w sytuacjach społecznych. A dopiero co zaczęłam chodzić do nowej psychiatrki (26.01 była pierwsza wizyta, 25.03 czeka mnie druga wizyta), boję się, że zanim psychiatrka mnie ustawi na dobre leki to pół terapii mi przepadnie i tak naprawdę gotowa do psychoterapii będę wtedy, gdy przyjdzie czas ją kończyć (bo czytałam, że na NFZ terapia może trwać max 1,5 roku). Jestem na lekach, ale jeszcze nie zostały idealnie dobrane, działają tylko na niektóre objawy nerwicy lękowej, a reszta objawów nerwicy lękowej, depresja i fobia społeczna nadal są. Na zaburzenia funkcji poznawczych i pustkę w głowie w sytuacjach społecznych nie działają. Na początku psychoterapii będę jeszcze nie ustawiona na lekach niestety, a może i przez połowę psychoterapii nie będę jeszcze na właściwych lekach, to mnie bardzo martwi, bo boję się, że zmarnuję ten czas dany mi na NFZ. Czy moje obawy są uzasadnione?
TW: myśli samobójcze. Samotność, depresja i niesprawiedliwość: poszukuję porady psychologicznej

TW: myśli samobójcze

 

Witam, mam na imię Telimena i mam 30 lat. Jestem bardzo nieszczęśliwą i samotną osobą.
Moja mama wychowywała mnie samotnie. Gdy byłam dzieckiem, mój tata się mną nie interesował.
Jako dziecko byłam odrzucana i zaniedbana. Moja rodzina się mną nie interesowała, moja mama wychowywała mnie samotnie.
W szkole byłam bita i nikt nie chciał się ze mną przyjaźnić.

W szkole podstawowej byłam bardzo zamknięta w sobie. Nauczyciele się mną nie interesowali, dzieci mnie biły i odrzucały. W szkole nie miałam żadnych przyjaciół.
Jako dziecko czy nastolatka nigdy nie miałam przyjaciół. Nie wiem, co to znaczy mieć prawdziwą przyjaciółkę.
Zawsze marzyłam, by iść na huśtawkę z koleżanką. Zawsze marzyłam, by iść na urodziny do koleżanki.
Jako dziecko zawsze byłam sama i nikt się ze mną nie bawił. Byłam odrzucana przez rówieśników.

Lata mijały, przestałam chodzić do szkoły. Zaczęłam uczyć się w domu, ponieważ nie mogłam wytrzymać w szkole. Zachorowałam na depresję i izolowałam się od ludzi.
Z jednej strony chciałam mieć przyjaciół, ale z drugiej strony — gdy poznawałam ludzi — cierpiałam.
Ludzie nigdy nie chcieli mnie poznać, choć bardzo pragnęłam przyjaźni. Nigdy jej nie doświadczyłam.

Gdy już dorosłam, poznałam pewną znajomą. Dużo w życiu jej pomogłam. Ta osoba bardzo mnie skrzywdziła — znęcała się nade mną psychicznie przez 15 miesięcy.
Zgłosiłam sprawę do Prokuratury Rejonowej oraz na policję. Pomimo dużych dowodów i zeznań świadków, Prokuratura Rejonowa nic mi nie pomogła.

Prokurator wydał na mnie nakaz przeszukania i nasłał na mnie policję. Prokurator nie uwierzył mi jako pokrzywdzonej przestępstwem, tylko sprawcy.
Przez 15 miesięcy żyję w strachu. Cierpię na depresję, ponieważ ta osoba mnie niszczyła i psychicznie się nade mną znęcała.

Pomimo moich cierpień, prokurator zamiast mi pomóc — wystawił nakaz. 18 lutego 2025 r. przyszła do mnie policja i zaczęła mnie szarpać za ręce.
Zabrali mi telefon, laptop. Policja szarpała mnie za ręce i krzyczała na mnie. Płakałam, prosiłam, by mi nie zabierali rzeczy — zabrali, a potem straciłam przytomność.

Dostałam arytmii serca i ataku padaczkowego.
Policja przez 2 miesiące trzymała moje rzeczy — jako osobie pokrzywdzonej. A sprawcą w ogóle się nie zajęli.

Czuję wielką niesprawiedliwość. Nikt mi nie chce pomóc.
Myślałam już, żeby napisać do Rzecznika Praw Obywatelskich.
Jestem załamana. Nie wiem, co mam robić.

W 2014 r. moja mama miała ciężką operację — jej życie było zagrożone. Nikt mi nie pomagał, musiałam radzić sobie sama. Dobrze, że moja mama wyzdrowiała. Moja rodzina mnie nie kocha. Moje kuzynki nie przyznają się do mnie, wstydzą się mnie, bo jestem biedna.
Czuję niesprawiedliwość i wielki ból.

Codziennie płaczę i mam myśli samobójcze. Boli mnie serce, że nikt nie chce mi pomóc. Ludzie mnie krzywdzą, a policja nie chce mi pomóc. Nie chce mi się już żyć. Moje życie to jedno wielkie cierpienie. W dodatku wpadłam w długi. Nie mam pracy, przyjaciół. Jestem samotna. Szukam pracy, ale nie mogę znaleźć. Nie mam środków do życia. Moja mama mnie utrzymuje.
Czuję się niepotrzebna. Nie daję sobie rady w życiu.

Mam depresję i nerwicę lękową. Nie umiem sobie poradzić sama.
Nie mam wsparcia. Szybko się załamuję. Mam bardzo słabą psychikę i jestem wrażliwa. Wolę zwierzęta niż ludzi. Przestałam ufać ludziom, ponieważ zostałam wiele razy skrzywdzona.

Czuję od ludzi niechęć, obojętność i znieczulicę.
Mam dobrą intuicję. Nie chcę już cierpieć.

Co mam zrobić? Proszę o pomoc. Jestem w rozpaczy.

Na pytanie o "zaburzenia schizotypowe"
Na pytanie o "zaburzenia schizotypowe" dostałem odpowiedź, w której zawarta była wskazówka odnośnie terapii grupowej i indywidualnej. Problem w tym, że grupowi terapeuci wyrzucają mnie za to, że nie mieszczę się w przedziale od F40 do F69 i odsyłają mnie do "środowiska", gdzie jestem pytany o "doświadczenie psychozy", którego mówię, że nie posiadam, wskutek czego znów ląduje za drzwiami. Jak mogę dostać się do jakielkowiek grupy, skoro do żadnej nie pasuje?
Jak sobie pomóc, gdy ma się problemy z emocjami?
Jak sobie pomóc, gdy się ma problemy z emocjami?
Czy brak ruchu może skutkować problemami z myśleniem?
Czy prawie kompletny brak ruchu skutkuje problemami z rozumieniem, uwagą i myśleniem?
Zmęczenie psychiczną wegetacją, samotność i pragnienie szczęścia. Czy kiedyś będzie lepiej?

Witam. Nie wiem, jak zacząć, nie wiem, po co to pisze, ale muszę komuś obcemu się wyżalić. Jestem tak psychicznie zmęczenia tym życiem tą wegetacją, samotnością. Nie mam przyjaciół, chłopaka, nigdy nie będę mieć dzieci. Mieszkam w domu, w którym nie ma rodzinnej atmosfery. Czuję się taka samotna. 

Nie wiem, ile dam rady nieść jeszcze ten krzyż. Czuję, że dzieje się ze mną coraz gorzej. Nie potrafię się podnieść z tej rozpaczy, coraz trudniej jest mi udawać przed bliskimi, że wszystko jest ok. Zdarzają się mi sytuacje, że sprawiam sobie ból fizyczny, żeby na chwilę zapomnieć. Chciałabym móc w końcu szczęśliwa, wyjść z tego doła, ale nie potrafię. Nie wierzę, że spotka mnie coś dobrego, że zmieni się moje życie. Coraz bardziej ogarnia mnie strach i rozpacz. Proszę, powiedzcie, że kiedyś będzie lepiej. Dziękuję.

Brak energii, brak chęci, ciągłe zmęczenie - co się dzieje?

Czuję, że coś jest nie tak. Niby wszystko w porządku – żyję, pracuję, spotykam się z ludźmi – ale w środku czuję, jakbym był na autopilocie. Ciągłe zmęczenie, brak energii, zero radości z rzeczy, które kiedyś sprawiały mi przyjemność. To jakby jakaś niewidzialna chmura wisiała nade mną i nie chciała zniknąć.

Nie jest to na tyle przytłaczające, żeby uniemożliwiło mi codzienne funkcjonowanie, ale wystarczająco mocne, żeby wszystko wydawało się cięższe, mniej sensowne.

Zaczynam się zastanawiać, czy to coś, co samo przejdzie, czy może taki stan będzie mi towarzyszył na dłużej. 

Czuję, że potrzebuję zrozumienia, skąd to się bierze. Coś we mnie mówi, że nie powinno tak być – że życie nie powinno wyglądać jak niekończący się ciąg dni bez większej różnicy między nimi. Chciałbym znaleźć jakiś sposób, żeby wyjść z tej matni, ale nie wiem nawet, od czego zacząć. Czy inni też tak mają, czy to tylko ja? Mam wrażenie, że coś mnie omija, że gdzieś za rogiem jest ta prawdziwa radość, której nie umiem złapać.

Brakuje mi odpowiedzi, brakuje mi energii, ale najbardziej chyba brakuje mi tej iskry, która sprawiałaby, że chce się wstać i działać. Jak sobie z tym poradzić? Nie mam pojęcia, ale czuję, że coś muszę zmienić, bo nie chcę tak żyć.

Nie stać mnie na terapię, a bardzo jej potrzebuję
Potrzebuję pilnie terapi ale mnie na nią nie stać i mam problemy jeszcze ze zdrowiem plus depresje przez większość czasu (mówię o ostatnich 10 latach) , jak mam siebie namówić na terapię i leczenie, jak mam się podnieść i zdobyć na to wszystko ?
Nieetyczny psychiatra, bez wiedzy. Negował moje doświadczenia i trudności.
Witam. Po pierwszej wizycie u psychiatry czuję, że większość moich problemów była umniejszana lub negowana. Dla anonimowości powiedzmy, że mam "około" 27 lat i z powodu problemów psychicznych i innych zdrowotnych wyłączyłam się z tzw. normalnego życia 10 lat temu i od tego czasu nic się nie zmieniło i nie mam żadnej siły i perspektyw od siebie by się zmieniło. Mówiłam o trwających ciągle szkolnych lękach, przez które źle się czuję i nie mam wykrztałcenia (choć się bardzo dobrze uczyłam, ale zakończyłam edukację), braku przyjaciół/unikania znajomości od czasów szkoły, czucia się dalej jak dziecko i życia na koszt rodziny, posiadaniu za czasów dziecka niepełnej rodziny z różnymi kłopotami u bliskich krewnych, moich problemach zdrowotnych (z którymi chodzę do innego lekarza prywatnie ze wględu na brak ubezpieczenia i terminy). Oczywiście psychiatra pytał o różne rzeczy rodzinne i zdrowotne, ale wiele odpowiedzi potem było typu: ze znajomymi to wszystko zależy ode mnie, albo wiele osób jest z takich rodzin i potem żyją, negował też niektóre z problemów zdrowotych wpływających na moje ciało, bo skoro chodzę z tym już gdzieś to "musi być pod kontrolą" (chociaż tamten drugi lekarz wie, że mam przez to problemy z ciałem i duży wstyd i nie wszystkie są pod kontrolą leków, które biorę ze wględu na naturę problemu). Ogółem na wszystko podsumował, że potrzebuję zdecydowanie terapii, bo z takiego życia ciężko mi będzie wyjść i trzeba byłoby całe życie przestawić (co jest prawdą) i dał też leki antydepresyjne/przeciwlękowe na dzień i noc. Reszta rzeczy takie jak potrzeba zdrowego odżywiania czy sport była poruszana i o tych rzeczach wiem, bo mówiłam, że staram się robić na ile mogę (lubię sport, nie palę, nie piję), choć mimo tego nawroty zaburzeń odżywiania z brakiem apetytu co jakiś czas powracają. Czułam się dwuznacznie. Wiem, że wiele rzeczy musiałabym zrobić, ale jest tego tak dużo, że wiele lat temu zaprzestałam, bo już od szkolnych lat nie dawałam sobie rady z natłokiem stresu, ludźmi i problemami zdrowotnymi, które się zaczęły w wieku nastoletnim i trwają nadal, nie dawałam rady przystosować się do tego typowego życia i nie chcę tak żyć.
Mam podejrzenia, że moja partnerka ma chorobę dwubiegunową
Witam. Mam podejrzenia, że moja partnerka ma chorobę dwubiegunową (jej ojciec ma stwierdzoną przez psychiatrę). W jaki sposób mogę przekonać ją na wizytę u psychiatry? Jej zachowania są lekko mówiąc dziwne, proszę o jakąkolwiek poradę.
Jak radzić sobie z wahaniem nastroju i negatywnymi myślami o przyszłości?

Jakie są sposoby na radzenie sobie z wahaniem nastroju (raz jestem wesoły, a za 10 minut smutny) oraz z negatywnymi myślami na temat tego, co może się wydarzyć ?

TW: myśli samobójcze. Jestem w klatce: Depresja, praca z narcyzem, brak wsparcia

TW: myśli samobójcze

 

Dzień dobry, Piszę tu, ponieważ nie mam nawet siły szukać pomocy wśród psychologów. Czuję się jakbym była w klatce Myślę, że od lat zmagam się z depresją. Nie wiem nawet, od czego zacząć. Moje poczucie wartości wynosi 0. Ponadto pracuje z moim byłym partnerem (jest moim szefem) i bardzo źle mnie traktuje. Gdy robi coś, co godzi w moją osobę i mnie boli i mu to mówię, to odwraca kota ogonem, że zapewnią mi bardzo dobre warunki do życia (chodzi o zarobki), i że ja niszczę firmę. To jest jego odpowiedź, kiedy mowie, ze coś mnie zabolało. Jestem świadoma, że jest narcyzem i mną manipuluje, ale jestem tak słaba psychicznie i na tyle boję się zmian, że wciąż tkwię w tej firmie. Po pracy chodzimy np.zjeść, a w pracy traktuje mnie czasami jak śmiecia. Ponadto mam wrażenie, że ludzie mnie nie szanują. Pomagam wszystkim i choćbym nie wiem co zrobiła - nie czuję, że jestem szanowana. Potrzebuję pomocy, ponieważ mam myśli samobójcze. Myślę o tym, że jakbym to zrobiła, to całe to uczucie więzienia mnie w końcu opuści. Jestem jak związana. Nie umiem zrobić żadnego kroku, bo nie mam na to siły. Wszystko wydaje mi się nie mieć sensu. Pomocy, ponieważ nie wiem, ile jeszcze tak wytrzymam. Jestem z Warszawy, jeżeli ktoś mnie rozumie, proszę niech napisze tu odpowiedź.

Od lat borykam się z apatią. Nie mam planów na siebie. Na swoje życie. Na jutrzejszy dzień. Nawet na dzisiejszy. Stałą pracę zaczęłam na początku stycznia - od tego czasu miałam tylko 1 dzień "wolny" - ze względu na przeprowadzkę do kawalerki. Nie umiem przestać pracować. Mam wtedy poczucie straty pieniędzy, czasu. Liceum skończyłam w kwietniu ubiegłego roku. W tym czasie mieszkałam u rodziców. Od maja aż do września wyszłam z domu - dosłownie z domu, choćby do psa - jakieś 3 razy. Nigdzie indziej. Potrafiłam całymi dniami spać, marnować czas. Nie mam ambicji, planów na siebie, a mój stan apatii utrzymuje się ze mną aż od czasów gimnazjalnych. Do tego chroniczny smutek i żal wynikający właśnie z tego braku pomysłu, planu. Nie mam znajomych, przyjaciół, kolegów nawet. Nie przesadzam. Mój Messenger jest używany tylko do komunikacji z mamą, a aplikacja od SMS tylko do zaoytan do klientów. Nikogo z rodziny nie kojarzę. Sióstr, kuzynów, wujków, dziadków nie mam. Jestem adoptowana, może dlatego nie znam nikogo. Nigdzie nie wychodzę. Nie chcę. Nie czuję potrzeby. Nie umiem. A jednocześnie przygnębia mnie to, że nie chcę i nie czuję potrzeby. Jestem aseksualna. Chyba. I aromatyczna. Chyba. Te samodiagnozy nie są najlepsze. Ale tak czuję od lat. I to też mnie boli. Czuję się wybrakowana. Chciałabym czuć cokolwiek. A jedyne co czuję, to wypalenie, smutek i bezsens wszystkiego. Nie mam celu. Najchętniej skinczylabym to wszystko. Ale w sumie po co? Nikomu nie wadzę w życiu, bo nikogo nie mam. Dużo razy w poprzednich latach pisałam długie wypociny na temat tego, co jest nie tak. Kilka razy dłuższe niż ten wpis, który obecnie czytasz. Wszyscy kierują do psychologów, psychiatrów, seksuologów. A mnie na to nie stać. Nie stać mnie, żeby odłożyć sobie chociaż 200 zł na poczet mojego zdrowia psychicznego. Czuję się żałośnie. Nie lubię się użalać. Nie robię tego. Mam nadzieję. Po prostu wiem, że nikt by nawet nie zauważył, że mnie nie ma. Że zniknęłam. Z rodzicami też nie mam super więzi, tolerujemy się. Cóż. Niby umrzeć byłoby szybciej, ale skoro moje życie to nędzna wegetacja, wychodzę z założenia, że mogę się przemęczyć jeszcze trochę. Ale z drugiej strony... Po co? Jestem zmęczona tą nicością.
Czy psychiatra/psycholog może powiedzieć o tym moim rodzicom (mamie)?
Czy psychiatra/psycholog może powiedzieć o tym moim rodzicom (mamie)? Od kilku lat mam problemy, które utrudniają mi życie. Parę miesięcy temu poznałam osobę (bardzo toksyczną), która jest jak "wampir energetyczny". Bardzo się przywiązałam, wręcz uzależniłam od tej osoby, na tyle, że jak się jej znudziłam i mnie zostawiła, to nie widziałam co z sobą zrobić, mój stan się znacznie pogorszył. Choć wiem, że nic złego nie zrobiłam, to jednak całą winę biorę na siebie. Czuję się źle z tym, że mnie zostawiła, zaczęłam się krzywdzić fizyczne (sh) i psychicznie (wyzywam siebie od najgorszych, powtarzam sobie, że to moja wina i jestem bezwartościowym g*wnem, itd.), a to wszystko dlatego że jestem "niewystarczająca" i mam poczucie że na to zasłużyłam. Moja mama wiedziała o niej, jednak nie była świadoma, że mnie niszczy psychicznie, ja sama nie widziałam, albo przynajmniej nie chciałam się dopuścić do tej myśli, bo nie chciałam jej stracić. Zerwała ze mną kontakt i wymieniła mnie na "lepszy model", bardzo mnie skrzywdziła i zostawiła z pociętymi rękoma, a jednak cały czas o niej myślę, tęsknię za nią. Problem tkwi głębiej, bo nie byłyśmy tylko "przyjaciółkami", my byłyśmy w związku o którym prawie nikt nie wiedział i do tej pory tak jest. Bardzo mi zależy żeby poza osobami które wiedzą, nikt inny się nie dowiedział. Zaczęłam się o to martwić, bo za jakiś czas jadę na spotkanie właśnie z psychiatrą, będzie zadawać masę pytań, a ja znając siebie, wybuchnę emocjonalnie i powiem za dużo czy coś. A ta osoba o której napisałam powyżej jest głównym powodem pogorszenia mojego obecnego stanu. Jak moja mama zobaczyła moje blizny to odbyła ze mną długą rozmowę, obiecałam że tego nigdy więcej nie zrobię, ale co z tego jeśli cały czas o tym myślę, a wręcz mam ochotę odebrać sobie życie. Wiem jakie są zasady i to że mam myśli nie te to lekarz powie mojej mamie, ale czy powie o moim związku? Czy ma prawo i czy musi? Bardzo mi zależy żeby to zostało między nami, ale boję się że poinformuję moją mamę. Ona wie, że to wszystko się dzieje z powodu tej osoby, ale jakoś nie bardzo bym chciała żeby dowiedziała się że była moją dziewczyną.
Czuję potrzebę sięgnięcia po pomoc - nie czuję się pewnie w tym, co się dzieje we mnie
Nie mam kategorii pytania .. nie wiem czy mam jakiś problem psychologiczny … mam mega nieprzepracowane dzieciństwo i ogólnie przeszłość, ale radzę sobie z tym .. żyję mega dobrze, mam wszystko, czego chcę i pewnie nawet nie potrzebuję pomocy .. ale z jakiegoś powodu dzisiaj wieczorem wpisałam w Google pomoc psychologiczną … coś jednak jest w podświadomości , może nawet więcej niż mi się wydaje .. wyrzuciłam z głowy wszystko, co było nie tak, a co jeżeli właśnie teraz, kiedy jestem w najlepszym momencie mojego życia, wszystko wraca …