
Mam problem z pornografią, przez co żona chce rozwodu. Nie wiem od czego zacząć - od swojego uzależnienia czy naszej wspólnej terapii?
L.N.
Joanna Przysłupska
Dzień dobry, jeśli oddaliliście się Państwo od siebie, a oboje macie chęć i potrzebę pracy nad związkiem, to terapia par jest bardzo dobrym pomysłem. Wspomina też Pan o własnym uzależnieniu, które z pewnością ma wpływ na Waszą relację. W wielu nurtach terapeutycznych zaleca się najpierw podjęcie pracy nad uzależnieniem jednostki, a dopiero w dalszym kroku terapię małżeńską. Być może najlepszym pomysłem byłoby sprawdzenie tego “u źródła” czyli wybranego terapeuty. Wszystko wskazuje na to, że w Pańskim przypadku będą to 2 osoby: terapeuta uzależnień (w tej kwestii poleca się nurt poznawczo-behawioralny) oraz terapeuta par. Sugeruję znaleźć odpowiednie osoby i zadać im na wstępie pytanie jak one pracują w takich okolicznościach, od czego zacząć, oraz czy można prowadzić obie terapie jednocześnie.
Życzę powodzenia,
Joanna Przysłupska
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Alina Wiśniewska
Terapia małżeńska będzie dobrym rozwiązaniem. Jeśli żona nie będzie chętna do współpracy to terapia uzależnień lub psychoterapia indywidualna :) Uzależnienia… to się zdarza, ale jest też ruch, by próbować to naprawiać.

Zobacz podobne
Żona powiedziała, gdy zachorowałem i chwilowo nie zarabiałem, że lepiej, żebym zdechł, bo nie ma już ze mnie pożytku i zawsze wszystko robię źle.
Gdy tylko raz się położę, w dzień, to wyzywa mnie od próżniaków, gdy wypije piwo zimne latem, to jestem alkoholikiem, gdy jestem za długo na zakupach, to wylicza mi czas - u mnie godzina, to u niej 3 godziny.
Często mówi, że rzygać się jej chce, jak na mnie patrzy.
Gdy jadę samochodem to albo za wolno jadę, albo za szybko, gdy coś się zbije, to z buzią na mnie, choć mnie w domu nie było. Jej ojciec ma stwierdzone zaburzenia narcystyczne.
Mam 24 lata i od zawsze jestem singielką, poniekąd z wyboru, a poniekąd nie i w tym tkwi mój problem.
Gdy jestem sama, chcę zaangażować się w jakąś relację i zazdroszczę ich innym, ale gdy przychodzi co do czego i poznaje dobrego faceta, to początkowe zainteresowanie nim szybko mi mija w momencie, gdy on da mi do zrozumienia, że mam u niego szanse. Z automatu zaczynam wtedy doszukiwać się wad i nie mam ochoty na kolejne spotkania, a więc urywam kontakt, by po czasie pożałować tego, gdy już jest za późno. Powielam ten sam schemat za każdym razem i, mimo że wiem, że to źle, to w danym momencie wydaje mi się to jedynym słusznym rozwiązaniem.
Tym sposobem odrzuciłam już wielu dobrych mężczyzn i mam wrażenie, że jestem toksyczna nie tylko względem nich, ale przede wszystkim samej siebie.
Jak temu zaradzić? Czy powinnam się trochę zmusić do relacji, gdy nadejdzie ten „kryzys”? Proszę o poradę
