Nienawidzę zwierząt. Chętnie bym im coś zrobiła. To jest ponad mnie!
Dzień dobry. Piszę ponieważ mam problem ze zwierzętami. Nie mogę znieść ich obecności.
Obecnie w domu mamy koty i psy, a ja nie daje rady. Ilekroć na nie patrzę to czuję obrzydzenie, szczególnie jeśli chodzi o psy. Z kotami lubię się poprzytulać. ale często po prostu bym je rozszarpała. Tyle pieniędzy idzie na ich utrzymanie. A jak widzę obce koty przychodzące na podwórko to najchętniej wyłożyłabym trutkę na szczury. Wiem, że to nienormalne. ale to tak silnie we mnie wzbiera. że nie mogę nad sobą zapanować. Od razu serce zaczyna mi bić szybciej i przekleństwa lecą takie, że aż sama się siebie boję. Może da się coś z tym zrobić, bo nie chce sobie psuć głowy i ciała przez zwierzynę.
Anonimowo

Aneta Łuba-Łobejko
Dzień dobry,
jak najbardziej da się popracować nad neutralizacją/powstrzymaniem reakcji na kontakt z psami i kotami. Może Pani poszukać psychoterapeuty z doświadczeniem w OCD, który pomoże Pani kontrolować myśli związane ze zwierzakami i zmienić reakcję na te myśli.

Urszula Małek
Dzień dobry, to, co Pani opisuje, wskazuje na bardzo silne emocje, które mogą mieć głębsze przyczyny. Warto zastanowić się, skąd bierze się ten poziom złości i obrzydzenia wobec zwierząt, szczególnie że jednocześnie odczuwa Pani pewną sympatię do kotów. Może to być związane z napięciem, stresem lub innymi trudnościami, które kumulują się i znajdują ujście w takich reakcjach.
Zdecydowanie warto porozmawiać o tym z psychologiem/psychoterapeutą, który pomoże Pani zrozumieć te emocje i nauczyć się nad nimi panować. Taka pomoc pozwoli nie tylko poprawić relacje z otoczeniem, ale również zadbać o własne samopoczucie. To, że zauważa Pani ten problem i szuka pomocy, to bardzo ważny krok w stronę zmiany.
Pozdrawiam,
Urszula Małek

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Witam. Nie wiem, jak zacząć, nie wiem, po co to pisze, ale muszę komuś obcemu się wyżalić. Jestem tak psychicznie zmęczenia tym życiem tą wegetacją, samotnością. Nie mam przyjaciół, chłopaka, nigdy nie będę mieć dzieci. Mieszkam w domu, w którym nie ma rodzinnej atmosfery. Czuję się taka samotna.
Nie wiem, ile dam rady nieść jeszcze ten krzyż. Czuję, że dzieje się ze mną coraz gorzej. Nie potrafię się podnieść z tej rozpaczy, coraz trudniej jest mi udawać przed bliskimi, że wszystko jest ok. Zdarzają się mi sytuacje, że sprawiam sobie ból fizyczny, żeby na chwilę zapomnieć. Chciałabym móc w końcu szczęśliwa, wyjść z tego doła, ale nie potrafię. Nie wierzę, że spotka mnie coś dobrego, że zmieni się moje życie. Coraz bardziej ogarnia mnie strach i rozpacz. Proszę, powiedzcie, że kiedyś będzie lepiej. Dziękuję.