Left ArrowWstecz

Ciężkie relacje z rodzicami, nie jestem w stanie z nimi funkcjonować.

Witam. Prawdę powiedziawszy nie wiem od czego zacząć. Nigdy wcześniej nie rozmawiałam na temat moich relacji z bratem oraz rodzicami i trudno mi zebrać myśli. Wyróżnić kilka sytuacji spośród wielu, które ukształtowały nasze dzisiejsze niezdrowe stosunki. W dzieciństwie ich zachowanie wydawało się normalne. Z powodu swojej pracy byli rodzicami weekendowymi, mną i bratem zajmowała się babcia, ale dni, kiedy byli w domu pamiętam jako dobre. Sytuacja zmieniła się, kiedy wybudowali dom bliżej pracy, w którym zamieszkaliśmy razem. Dopóki żadne z nas nie miało problemów z nauką, dopóty rodzice byli zadowoleni. Potem zaczęły się korepetycje oraz powtarzane niczym mantra po każdej wywiadówce przez mamę: "w życiu się tak nie wstydziłam". Otrzymałam kiedyś szlaban na komputer i telefon, ponieważ nauczycielka od matematyki stwierdziła, że się nie uczę. Brak mediów nie zabolał mnie w żaden sposób - 3/4 mojego życia w okresie gimnazjum i tak poświęcone było nauce. Trafiłam do klasy z samymi czerwonymi paskami (sama go miałam przez wiele lat życia), w której rywalizacja była na porządku dziennym i postawiłam sobie za cel, by im dorównać. Pomimo moich starań nie dawałam sobie rady z matematyką, a potem przyszło całkowite wypalenie. W liceum sytuacja wyglądała podobnie, tj. były przedmioty, z których byłam bardzo dobra albo przynajmniej dobra oraz matematyka, z którą miałam ogromny problem. Ponownie moi rodzice uwierzyli nauczycielce, opowiadającej o tym, jak nie umiem się uczyć. Był to czas, kiedy pojawiało się coraz więcej zgłoszeń na tę panią, inne dzieciaki w mojej szkole otwarcie rozmawiały z rodzicami o tym, że wymaga, ale nie umie przekazać wiedzy. Że weźmie cię do tablicy, nie wytłumaczy i ośmieszy cię przy wszystkich. Mama w to nie wierzyła, do dzisiaj pamiętam, jak wracała niezadowolona z wywiadówek obarczając mnie całą winą za naciąganą 2 z matmy. Zmieniła zdanie dopiero po rozmowie z samą matematyczką, która przyznała, że nie chce tłumaczyć nam materiału, bo jesteśmy niewdzięczni. Mnie nazwała naburmuszonym dzieckiem i dziwiła się mojej mamie, że jest taka uśmiechnięta i przyjazna skoro ma takie dziecko, jak ja. Miała tupet zapytać, czy jestem adoptowana... Po maturze dostałam się na wymarzone studia. Studiowałam równocześnie dwa kierunki, stres był czymś, co towarzyszło mi na porządku dziennym. Chodziłam przemęczona i nie wysypiałam się. Wtedy też zaczęły się moje problemy z tarczycą - przybrałam mocno na wadze, co nie umknęło uwadze moich rodziców. O ile mama od razu szukała dla mnie pomocy, ojciec w sposób szydercze komentował mój wygląd. Normą było, że mówił do mnie per torba albo że mam ruszyć piekarnik. Kiedy oglądaliśmy rodzinne zdjęcia mojego brata przed jego 18 zapytał mnie wprost, dlaczego się tak zapuściłam, czemu nie ćwiczę i co się stało z tą dziewczyną, która była szczupła? Pochylając się nad tematem wagi mój tata zawsze miał do niej skrajne podejście. Na zmianę przybierał i zrzucał wagę, czasami do momentu, w którym wyglądał niezdrowo. Do dziś ma problem z objadaniem się (nie przestaje jeść, aż wszystko nie zniknie ze stołu, a potem jeszcze w nocy zagląda do lodówki). Potem wszystko zwraca, twierdząc, że to dlaczego, że go mdli. Pije dużo alkoholu, bo stwierdza, że pomaga mu to zyskać pewność siebie. Ma też ogromną potrzebę bycia w centrum uwagi, choć sam niewiele angażował się w nasze życia. Do brata po zdanej maturze miał pretensje, że w pierwszej kolejności zadzwonił do mamy, a on sam dowiedział się od swojego brata, który zaraz po ogłoszeniu wyników sam zadzwonił do nas, aby złożyć mojemu bratu gratulacje. Nasz ojciec nie odzywał się do swojego syna, bo tamten nie zadzwonił do niego jako pierwszego! I jeszcze wymusił na mamie, aby przekonała go do przeprosin, argumentując, że czuł się urażony. Wracając do tematu jego zachowania, ojciec nie ma problemu z żartowania z innych ludzi. Jego domniemany humor jest okrutny, często nieśmieszny, a wręcz rani. Przejdę teraz do tego, że covid zmusił nas (mnie i brata) do powrotu do domu w czasie studiów i ponownego zamieszkania z rodzicami. Rodzice, który płacili za wynajmowane mieszkanie w innym mieście nie chcieli, aby stało puste, a skoro zajęcia były online to mieliśmy wrócić do domu. W rozumieniu mamy szukanie pracy ani na studiach ani w trakcie pandemii pandemii nie wchodziło w grę, nie z powodu wirusa, nie z powodu nauki, a tego, że będziemy mieli mniej czasu na przebywanie w domu. Życie ułożyło się w taki sposób, że zaczęliśmy pracować z bratem w firmie rodziców, zajmując się rzeczami z goła odmiennymi od tego, czego się uczyliśmy. Rodzice pomogli bratu otworzyć restaurację, która formalnie zapisana jest na matkę. Ja zostałam w rodzinnej firmie również związanej z gastronomią. Tu pojawiają się schody. Moi rodzice żyli swoją pracą i praca wchodziła do naszego domu. Nasze rozmowy są głównie o pracy. A mimo to nadal uważają, że robimy nie wystarczająco. Kiedy ktoś z ich pracowników jest niedysponowany wkraczam ja na jego miejsce. Mimo swoich zobowiązań, które związane są z lokalem brata i lokalem rodziców zawsze muszę im pomóc. Kiedyś tej pomocy odmówiłam, mama się do mnie odzywała, zarzucała, że sama sobie wymyślam zajęcia, choć tonęłam w zobowiązaniach. Musiałam się kajać przez wiele dni, bo było jej przykro. Było jej przykro również wtedy, kiedy sugerowałam, że oni uwikłali nas w swój biznes. Lubi mówić o tym, jak wiele problemów przed nami ukrywa, jak musi sobie ze wszystkim radzić sama i nikt jej nie pomaga. Nie lubię chodzić do pracy, kiedy jest w niej mój ojciec. Nie umie trzymać emocji na wodzy, lata i krzyczy na obsługę twierdząc, że wszystko jest "spier...". Przeszkadza, ale kiedy prosisz go o zachowanie spokoju wrzeszczy przy wszystkich, zarzucając, że jak nie chce pomóc to mam iść do domu. Potem ich pracownicy przychodzą do mnie ze skargą, a ja muszę palić głupa, że tata chce dla restauracji jak najlepiej i dlatego jest emocjonalny. Ojciec nigdy nie doceniał mnie ani nie był szczególnie uradowany moimi osiągnięciami. Jego zdaniem podczas studiów, podczas odbywania praktyk z dwóch kierunków, obronienia dwóch tytułów magistra nigdy nie miałam żadnych osiągnięć. Nie pracowałam. Wiele razy nazywał mnie rozpieszczoną, że wychodzę z założenia, że wszystko mi się należy. Boli mnie to niemiłosiernie, zwłaszcza, jak wypomina mi to, że nie zrobiłam do tej pory doktoratu. Nawet ostatnio podczas mojego żartu, kiedy robiłam rodzinne zdjęcie na urodzinach mojego wujka, kiedy powiedziałem, że nie zostanę fotografem, odpowiedział na to: "no w zawodzie też nie będziesz pracować". Mogłabym przetoczyć jeszcze wiele przykładów tego, co uważam jest emocjonalnym naużyciem, choć rodzice nigdy tego w ten sposób nie widzieli. Brat przez problemy emocjonalne chodził przez rok do psychologa, przyjmował psychotropy. Ojciec, który owego psychologa polecił uznał, że nie pomógł bratu, bo ten kłamał podczas sesji. Kiedy powiedział im o pogłębiającej się depresji, uznali, że wymyślą, bo przecież wszystko mieliśmy podane na złotej tacy. Nie czujemy szacunku do naszych rodziców. Nie czujemy, aby szanowali nas. Brat przestał przebywać w domu, tylko w nim śpi. Nie rozmawia z nami, chyba, ze musi. Na pierwszym miejscu stawia kolegów, którzy jak twierdzi go rozumieją. Nie dba o siebie i wszystko mu jedno. Tak, podnoszę głos na rodziców. Tak, puszczają mi emocje i mówię przykre rzeczy. Ojciec wielokrotnie próbował pozbyć się mnie z domu. A kiedy wreszcie po ogromnej kłótni, kiedy kazał mi "wypier..." pojechałam do koleżanki na noc, stwierdził, że nawet nie zauważył, że mnie nie ma. Ojciec nie toleruje moich zwierząt. Twierdzi, że nie będzie zmieniał standardu swojego życia dla kotów. Nie będzie cyt. cierpiał, bo mieszkają w domu. A to oznacza, że musi zamykać za sobą drzwi i nie wypuszczać ich na dwór. Zdarza im się hałasować w nocy, mówię im, żeby zamykali drzwi, jak się kładą się spać, ale spotykam się z oburzeniem, że nie bedzie dostosowywać swojego życia do moich kotów. Nie musi ich karmić, nie musi pielęgnować, nie musi się z nimi bawić, nie musi zabierać do weterynarza. One mu przeszkadzają, bo są. Szukałam już mieszkania dla siebie. Nikt nie chce wynająć mieszkania, w którym miałyby przebywać zwierzęta, a na kupno mnie nie stać. Dostaję na głowę w tym domu. Odpoczywam, gdy rodzice wyjeżdżają. Gdy nie ma ich w domu.
User Forum

Anonimowo

1 miesiąc temu
Małgorzata Rutkowska

Małgorzata Rutkowska

Opisuje Pani szereg trudnych doświadczeń z przeszłości i wynikającą z nich obecną sytuację, w której trudno poczuć się pewnie, znaleźć swoją drogę, korzystać z życia i swojego potencjału. Myślę, że byłoby tu pole dla pomocy psychoterapeutycznej: (1) w zrozumieniu i poukładaniu dawnych i obecnych emocji związanych z historią rodzinną i tym, jak ona Panią ukształtowała, (2) rozpoznaniu, czy są wynikające z tej historii Pani sposoby wchodzenia w relacje z ludźmi (w rodzinie i nie tylko) i powtarzanie znanych sobie, choć dla Pani niekorzystnych, ról i postaw, (3) znalezieniu możliwego rozwiązania bieżącej sytuacji, czyli zbudowania emocjonalnej i realnej (w tym mieszkaniowej) niezależności od rodzinnego układu - taka niezależność wiąże się z szansą na zrozumienie i zaakceptowanie siebie i szansą na życie według swojego planu.

1 miesiąc temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

dobrostan

Darmowy test na dobrostan psychiczny (WHO-5)

Zobacz podobne

11 kwietnia miałam pierwszą wizytę u psychiatry
11 kwietnia miałam pierwszą wizytę u psychiatry (prywatnie), zostały stwierdzone stany lękowo depresyjne i na tej samej wizycie otrzymałam lek Asentra (50mg) i Trazodone Neuraxpharm (50mg) i zalecenie pójścia na psychoterapię. Nie rozpoczęłam farmakoterapii ze względu na obawy, ponieważ lekarka zaznaczyła, że na początku farmakoterapii będzie gorzej, ponadto trochę przeraziło mnie to, że na pierwszej wizycie zostały przepisane leki. Ze względu na sytuację życiową (strata pracy, brak wsparcia ze strony bliskich) nie jestem w stanie podjąć psychoterapii (kwestie finansowe) ani chodzić na wizyty kontrolne do psychiatry. Czy przepisanie leków na pierwszej wizycie jest normalne? Co w takiej sytuacji życiowej powinnam i mogę zrobić?
Poglądy partnera są niezdrowe dla naszego małego synka. Partner jest ignorantem, a syn tego słucha.
Mój partner od kilku lat codziennie przez prawie cały czas mówi o polityce i swoich poglądach. Jest to bardzo męczące, ponieważ jest człowiekiem, którego poglądy są nieadekwatne do dzisiejszego świata, np. wyraża się lekceważąco o mniejszościach seksualnych oraz uważa, że kobieta powinna podlegać mężczyźnie. Najbardziej jestem zła na siebie, gdy uda mu się sprowokować mnie do próby odpowiedzi na ten temat, ale naprawdę ciężko jest mi biernie tego słuchać... Partner w dyskusji nie dopuszcza mnie do głosu, a jeżeli uda mi się jakoś przez niego przebić i wypowiedzieć, przeinacza moje słowa albo porównuje je do czegoś z zupełnie innej płaszczyzny i widząc mocno naciąganą analogię wytyka mi rzekomą hipokryzję. Podobna sytuacja dotyczy dyskusji z innymi osobami. On wkłada w usta ludzi słowa, których nigdy nie wypowiedzieli. Mam wrażenie, że w ten sposób buduje swoje poczucie wyższości nad innymi. Dodam, że od wielu lat widzę u niego niepokojącą przemianę — ze skromnego chłopaka stał się zarozumiałym ignorantem, który jest święcie przekonany o swojej inteligencji i nieomylności. A będąc szczerą napiszę, że inteligencja na pewno nie jest jego cechą, która sprawiła, że się z nim związałam. Niestety z jego dawnych zalet, typu dobre serce, wrażliwość, dziś nic nie zostało. Mamy synka, który tego wszystkiego słucha. Boje się, że kiedyś może przyjąć poglądy ojca. Rozmawiałam już wiele razy z partnerem na ten temat. Niby wszystko rozumie, ale zmiany na lepsze brak. Jak dotrzeć do niego?
Jak naprawić relacje małżeńskie po latach konfliktów i odzyskać radość życia?

Dzień dobry, Jestem z mężem od 18 lat w tym 15 lat po ślubie. Mamy trójkę dzieci. Zawsze byliśmy uważani za świetną parę i nam było ze sobą dobrze. Mój mąż był moim najlepszym przyjacielem. Kilka lat temu zaczęło się między nami psuć. Byłam z dziećmi w domu, mąż pracował. On był wiecznie niezadowolony, bo w pracy miał dużo obowiązków, ja byłam zmęczona ciągłą opieką nad dziećmi i brakiem pomocy (Mąż ciągle był w pracy, a dziadkowie z różnych przyczyn odmawiali pomocy). Zaczęliśmy się kłócić. Zarzucał mi brak wsparcia, ja jemu nieobecność. Poszedł na zwolnienie lekarskie, żeby mu udowodnić, że go wspieram, napisałam mu wypowiedzenie. Zostaliśmy bez pracy i środków do życia. W międzyczasie pojawił się konflikt z moimi rodzicami. Mój tato jest trudnym człowiekiem i lubi mieć nad wszystkim kontrolę. Niepotrzebnie weszliśmy z nim w układ, pomógł nam spłacać kredyt, robił nam meble do domu, a w zamian za to oczekiwała pełnej swobody i wtrącał się w nasze życie. Na tym polu też było wiele kłótni. W końcu mój mąż zwolnił się z pracy i zaczął mówić o przeprowadzce do swoich rodziców. Miałam duże wątpliwości. Snuliśmy wcześniej marzenia, że na starość przeprowadzimy się tam i zbudujemy mały domek. Na początku co jakiś czas pojawiał się temat możliwej przeprowadzki. Że odetniemy się od moich rodziców, że będą większe możliwości, że będziemy mieć chociaż jednych dziadków na miejscu. W końcu i na tym punkcie pojawiły się kłótnie. Mój mąż był zdecydowany, ja miałam wątpliwości. W końcu uległam i wyprowadziliśmy się. Przekonała mnie bliskość dziadków i to, że będziemy mieć swój wymarzony dom. Minęło 3 lata. Mieszkamy w starym domu po dziadkach mojego męża. Początkowo bez łazienki bez ogrzewania. Przez ten czas mój mąż nadal nie pracuje i tylko obiecuje, że zrobi remont, że tym się zajmie czy tamtym. Wróciłam do pracy, żeby było z czego żyć i żeby on będąc w domu, mógł zająć się budową domu i ogarnięciem naszego obecnego lokum. Nic się nie dzieje. Ustalamy coś jednego dnia, na drugi dzień wracam z pracy i tylko słyszę, że dzieci mu nie dały zrobić, że pogoda była nie taka, albo że musiał zająć się czymś innym. Rozumiem, że może się coś wydarzyć, co uniemożliwia realizację planów, ale codziennie? Wiem, że ja też nie jestem łatwym do życia człowiekiem. Czasami myślę sobie, że jestem toksyczna. Wydaje mi się też, że żeby było dobrze, obie strony muszą chcieć. Mój mąż się tłumaczy brakiem motywacji, kiepska kondycja psychiczna. Ale nie szuka nigdzie pomocy. Z dnia na dzień jest coraz gorzej. Mam wrażenie, że nie mam innego wyjścia. Albo zaakceptować, albo odejść. Nie umiem już z nim rozmawiać. Ale też pamiętam, jak nam kiedyś było dobrze razem i pamiętam to, że w każdej sytuacji kiedyś mogłam na nim polegać. Szkoda mi dzieci, szkoda mi tych wspólnych lat. Z drugiej strony jestem już tak zmęczona tą ciągłą walką. Poczuciem, że wszystko jest na mojej głowie, a zamiast trójkę dzieci i wsparcia męża mam czwórkę dzieci i zero wsparcia. Może ja to wszystko źle odbieram i tak naprawdę to ja robię coś złego i przez to jest, jak jest. Co mogę zrobić? Jak to wszystko naprawić? Czasu nie cofnę, błędów nie cofnę. Jest w nas tyle żalu i tyle frustracji. Jak się tego pozbyć jak odzyskać chęć życia i radość?

Jak radzić sobie z lękiem przed samotnością i brakiem sensu życia kiedy dzieci dorastają

Mam problem z opowiadaniem o swoich lękach, wolę je opisywać. Boję się zostawać sama, że dzieci się już niedługo wyprowadzą, nie widzę sensu życia.

Jestem młodą kobietą po 20 roku życia i od jakiegoś czasu przechodzę transformację psychiczną, w zasadzie nie miałam wyjścia
Dzień dobry. Jestem młodą kobietą po 20 roku życia i od jakiegoś czasu przechodzę transformację psychiczną, w zasadzie nie miałam wyjścia, gdyż kilka lat temu zaczęłam mieć obsesyjne myśli i uczucia, które się nasilały i utrudniały mocno moje życie. Teraz jestem w znacznie lepszym miejscu emocjonalnie, mimo że moje życie wygląda źle. Jedynymi osobami, które mam to moi rodzice, nie mam koleżanek ani chłopaka. Po skończeniu w tym roku studiów wiem, że wyprowadzam się za granicę i mam dobre przeczucia, wiem, że jestem w stanie osiągnąć sukces. Jednak gdy próbuję się zrelaksować i skupić na moich celach, jest w mojej głowie coś, co mnie wytrąca z pozytywnych uczuć i emocji. Codziennie jestem w huśtawce emocjonalnej i dotyczy to konkretnej rzeczy: gdy czuję, że czuję się świetnie i chcę się skupić na sobie i swoich celach, pojawia się lęk przed moją matką i obawa, że znowu powtórzą się sytuacje z przeszłości. Dopiero ostatnio odkryłam, że to przez nią miałam te obsesje, i gdy dotarłam do wnętrza siebie, zrozumiałam przyczynę, obsesje zniknęły w 98%. Jest to duży sukces, natomiast nadal blokuje mnie ten lęk, ponieważ mojej mamie zdarzało się wyżywać na mnie, to znaczy drzeć, ale to strasznie głośno, tak że aż głowa mi pękała. Czułam się wtedy bardzo pokrzywdzona i ona wtedy zachowuje się jakby była po prostu opętana, czasem potrafiła rzucać przedmiotami, wzrok jakby chciała zabić, zaciśnięte zęby, czuć było od niej nienawiść. Brzmi to strasznie i takie było, natomiast druga jej strona jest łagodna i dobra. Jest to dla mnie strasznie trudne, nie umiem się z tym pogodzić i jak widać, siedzi to we mnie i dosłownie nie pozwala iść dalej. Jedynie jestem w stanie się zupełnie odprężyć, gdy powiem sobie, że nie będzie jej już w moim życiu, jednak nie jestem w stanie tego zrobić. Lubię spędzać z nią czas i nie mam nikogo innego niż moi rodzice. Gdy rozmawiałam z nią parę razy na temat tego, że jej zachowanie jest niedopuszczalne i przez nią miałam nerwicę natręctw, twierdzi, iż kobiety są emocjonalne i nawet Jezus, gdy się zdenerwował to potrafił rzucać przedmiotami. Co za tłumaczenie. Ojciec, gdy był przy tych rozmowach, pyta się mnie, o czym ja mówię, twierdzi, że przecież nic takiego nie miało miejsca. Ostatnio, gdy miałam mieć wyrywany ząb mądrości, bałam się przez kilka tygodni przed tym, czy ona na mnie nie nawrzeszczy, że rachunek był zbyt wysoki. Raz, gdy byłyśmy razem w samolocie i wylała na mnie herbatę to nic nie powiedziałą, ale gdy potem ja przez przypadek na nią wylałam, bo ona się wtedy wierciła to przeklnęła mówiąc przy tym moje imię. Gdy byliśmy razem z moim tatą na wycieczce, to darła się na niego wniebogłosy, bo nie było miejsca do parkowania. Albo nawet jak się nie drze, to jest bardzo ofochana bez powodu, za każdym razem, gdy gdzieś razem jechaliśmy, to wszczynała kłótnie z moim ojcem bez powodu. I tak dalej, jest jeszcze wiele innych przykładów. Nie da się jej uspokoić, gdy wpada w furię, potrafi drzeć się jak opętana osoba przez długi czas. Nigdy nie widziałam kogokolwiek zachowującego się bardziej agresywnie niż ona wtedy. Czuję wtedy straszny lęk i napięcie, to jest jakby stres pourazowy. Nie wiem, jak sobie z tym poradzić, na co dzień bardzo mi przeszkadza to, że czuję napięcie, mimo że mieszkam sama i chyba od 2 lat mojej matce nie zdarzyły się takie ataki furii, jednak ja wciąż je pamiętam. Jednak czuję je tylko wtedy gdy chcę się "otworzyć" na lepszą wersję siebie, którą mam w sobie i moja mama też potrafi być dobrą osobą, jednak życie w niepewności i z taką przeszłością, która jest ciężka do zaakceptowania.... Potrafię się od tego wszystkiego zdystansować, jednak czuję, że wtedy jestem trochę obok i nie mam do końca kontaktu ze sobą. Nie mogę żyć w takiej sytuacji, która wygląda jak bez wyjścia. Nie umiem jej zaufać, bo oczywiste jest, że takie sytuacje się powtórzą. Parę razy udało mi się ostatnio czuć zupełnie dobrze, ale wtedy gdy myślę o tym, że mam spędzić czas znowu z rodzicami, nie wiem, jak się zachowywać. Nie umiem udawać, że nic się nie stało. A z matką odbyłam już kilka rozmów i powiedziała z tego, co pamiętam, że się postara, jednak już nawet tego nie jestem pewna. Natomiast ojciec jest kompletnie zaślepiony i nigdy nie potrafił postawić granicy, był zupełnie bierny i nie bronił mnie. Nawet rozmawiając z nimi o tym, mam wrażenie, że wyolbrzymiam. Nie wiem, jak mam się rozwinąć i jednocześnie umieć z nimi żyć, bo nie chcę tracić z nimi kontaktu. Mam dosyć tych kontrastów, które mam w głowie i obrazów przeszłości - często matka kochająca, ale czasami diabeł. Moje emocjonalne życie przez to jest rozdarte. Kiedyś byłam długo w mrocznych miejscach w głowie, teraz jest znacznie lepiej, ale dalej emocje z przeszłości zostały w głowie. Nawet gdy ostatnio stwierdziłam, że nie mogę sobie najwidoczniej pozwolić na pełnię szczęścia, to najwidoczniej na razie sobie odpuszczę, nagle wszystko się emocjonalnie obniża: mam pesymistyczną wersją przyszłości. Potrzebuję porady.
dysleksja

Dysleksja - przyczyny, objawy, diagnostyka i wsparcie

Dysleksja to zaburzenie wpływające na czytanie i pisanie, ale nie na inteligencję. Jeśli Ty lub ktoś bliski ma trudności w nauce, warto poznać objawy dysleksji, jej przyczyny i metody wsparcia. Odpowiednia pomoc może znacząco poprawić jakość życia i nauki.