Trudności w rodzinie - agresywna, zamknięta żona, co odbija się na dzieciach. Byliśmy na terapii, jednak to nie pomaga - proszę o pomoc
Mateusz

Karolina Białajczuk
Rozumiem, że jesteś w bardzo trudnej sytuacji i martwisz się o dobro swojej rodziny, w szczególności swoich dzieci. Twoja sytuacja wydaje się być bardzo skomplikowana i wymaga zarówno wsparcia psychologicznego dla Ciebie, jak i Twojej żony, a także zrozumienia, jakie działania mogą być potrzebne w celu ochrony dzieci.
Najważniejsze jest zapewnienie bezpieczeństwa dla Ciebie i Twoich dzieci. Jeśli dochodzi do przemocy fizycznej w domu, to powinno to być zgłoszone odpowiednim służbom, takim jak policja lub organizacje pomagające ofiarom przemocy domowej. Przemoc fizyczna nie jest akceptowalna i musi być traktowana bardzo poważnie.
Jeśli jesteś zaniepokojony dobrem swoich dzieci i ich wprowadzaniem się przeciwko tobie, warto zgłosić sytuację do lokalnych służb opieki społecznej. Przyjrzą się one sytuacji i zadecydują, czy potrzebna jest dalsza interwencja. Staraj się nadal korzystać z terapii indywidualnej, ponieważ może pomóc Ci zrozumieć swoją sytuację i zbudować strategie radzenia sobie z trudnościami.
Jeśli to możliwe, warto rozważyć terapię rodzinną. To może być trudne, ale może pomóc w lepszym zrozumieniu siebie nawzajem i znalezieniu sposobów na rozwiązanie problemów. W sytuacji takiej jak ta warto skonsultować się z prawnikiem rodzinnym, który może doradzić Ci, jak chronić swoje prawa i interesy dzieci.
Najważniejsze jest zadbanie o bezpieczeństwo i dobro Twoich dzieci. Przemoc fizyczna i emocjonalna w rodzinie to poważny problem, który nie może być zignorowany. Staraj się szukać pomocy w odpowiednich miejscach, nawet jeśli obawiasz się reakcji swojej żony.
Pozdrawiam
Karolina Białajczuk, psycholog

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Od dłuższego czasu zmagam się z trudną sytuacją w moim związku. Mój partner ma zdiagnozowane zaburzenia osobowości, co sprawia, że nasza relacja stała się toksyczna. Czuję się często manipulowany i obarczany winą za sytuacje, na które nie mam wpływu. Z jednej strony, zależy mi na tej osobie, ale z drugiej, coraz bardziej odczuwam, że tracę siebie. Nasze konflikty są intensywne i wyczerpujące, a ja zaczynam mieć wątpliwości, czy jestem w stanie dalej to znosić. Zauważyłem, że te toksyczne wzorce zaczynają wpływać na moje poczucie wartości i samoocenę. Często czuję się zagubiony i przytłoczony, nie wiedząc, jaką decyzję podjąć. Czy w takiej sytuacji lepiej jest skupić się na wsparciu partnera, czy może bardziej na ochronie własnego zdrowia psychicznego? Jak mam radzić sobie z tą sytuacją bez dalszego pogarszania naszej relacji?
Cześć, zastanawiam się nad czymś, dokładniej, z czego go się mogło wziąć, ogólnie to mam tak od zawsze.
Przejdę do sedna, nie odczuwam empatii, poczucia winy, ani odpowiedzialności. Gdy ktoś mi mówi o swoich problemach, to nie wiem, co mam robić i unikam tego, bo mnie to denerwuje trochę. Nawet jeśli to moja mama, dziewczyna lub przyjaciółka.
Nie obchodzi mnie to i nie odczuwam przez to smutku ani współczucia. Nieważne czy problem leży w np. samookaleczaniu, czy mają myśli S. Ja nie umiem się tym zainteresować i nawet nie czuje potrzeby, żeby coś z tym robić, ale udaje, że to robię, bo wiem, że powinnam, chociaż pewnie wyglądam, jakbym nie chciała tego robić, bo moja dziewczyna skarży się, że nie obchodzą mnie jej uczucia.
Skarży się też, że nie obchodzi mnie czy będę z nią, czy nie, a ja po prostu lubię być czasem sama i nie pisać do niej ani do nikogo. Nie wiem, co ze mną nie tak, ale ja nie chciałabym jej zostawić ani nic, kocham ją, tak myślę, ale w sumie nie wiem, co to znaczy kogoś kochać, skoro nie czuje empatii do niej, współczucia, nie umiem stawić się w jej sytuacji i często mam jej dość i chce się od niej izolować. No, ale też czerpie przyjemność z tego, że mogę się z nią przytulić, mieć kogoś w swoim życiu, poczuć jej ciepło, o ile nie wchodzimy w tematy problemów, emocji i czegokolwiek.
Może być to samolubne i sama to rozumiem, ale nie potrafię w sobie tego zmienić. Od zawsze miałam problem z odczuwaniem tych rzeczy. Dodatkowo nigdy nie czułam się winna za nic.
Odpowiedzialność to jest po prostu takie zniknione.
Mogę powiedzieć jedną sytuację, raz w szkole średniej napiłam się dużo wódki w bardzo krótkim czasie na pusty żołądek. Przyjechała karetka, bo się zatrułam mocno i miałam dużo alkoholu we krwi. Jak się obudziłam w szpitalu, to się śmiałam, nie miałam poczucia winy, ale też nie cieszyłam się z tej decyzji, ale też jej nie żałowałam. Było mi to obojętne i po wyjściu ze szpitala nawet nie czułam tego, że coś zrobiłam. Po paru dniach zachowywałam się, jakby nic takiego nie miało miejsca.
Wiec głównie chciałabym wiedzieć, skąd bierze się takie myślenie u mnie i odczuwanie. Czy coś jest ze mną nie tak?
Ja nie czuję, że coś jest nie tak, ale wiem, że jestem inna i różnie się tym od innych ludzi, którzy odczuwają empatie i poczucie winy.
Mąż ma chorobę dwubiegunowa, zauważam u niego zmienność nastrojów. Jak powinnam postępować? Co robić? Jak pomóc?
Zauważyłem, że moje relacje z ludźmi stają się coraz bardziej napięte. Mam odczucie, że wszyscy wokół mają jakieś ukryte intencje, jakby próbowali mnie oszukać.
Ta ciągła podejrzliwość ma negatywny wpływ na moje życie osobiste i zawodowe, i przez to czuję się coraz bardziej odizolowany. Domyślam się, że może to być związane z paranoicznym zaburzeniem osobowości, ale nie do końca wiem, od czego zacząć w budowaniu zaufania i łamaniu tej nieufności, która mnie otacza. Jak mogę pracować nad tym, żeby nie postrzegać każdej sytuacji jako potencjalnego zagrożenia? Zależy mi na tym, by nie odpychać od siebie bliskich i nie niszczyć relacji.
Proszę o pomoc