Left ArrowWstecz

Witam. Na wstępie powiem, że jestem osobą bardzo samotną, posiadającą niską samoocenę

Witam. Na wstępie powiem, że jestem osobą bardzo samotną, posiadającą niską samoocenę oraz permanentnie smutną, która jakiś czas temu można powiedzieć, poddała się życiowo i wycofała socjalnie. Wewnątrz czuję pustkę i jakbym był wyprany z emocji, nic na mnie nie robi już wrażenia, nawet raz jak pojechałem skoczyć w tandemie, to myślałem, że będzie to jakiś bodziec, ale jak się okazało, sam skok nie zrobił na mnie żadnego wrażenia (a podobno pierwszemu skokowi towarzyszy przeładowanie sensoryczne i nic się nie pamięta). W skrócie można by powiedzieć o mnie życiowy przegryw. Mam dwójkę chorych rodziców, z którymi mieszkam i się nimi zajmuję. Jeden rodzic wymaga znacznie większej uwagi (podnoszenie z łóżka, czyszczenie, przygotowywanie jedzenia itp.), drugi jest w miarę samodzielny i jakiś czas wytrzyma bez pomocy. Teraz do rzeczy, w ostatnie wakacje poznałem dziewczynę, dołączyła się przypadkiem do mojej wędrówki po górach. Po powrocie do normalności prowadziliśmy rozmowy na komunikatorze dzień w dzień, długie rozmowy, ściany tekstu o wszystkim i niczym. Z czasem, kiedy w ten sposób ją lepiej poznałem, zrozumiałem, że to może być ta bratnia dusza, której zawsze miałem nadzieję znaleźć, najgorsze, że ona mimo będąc ode mnie sporo młodsza dawała mi subtelne znaki zainteresowania moją osobą. Zawsze sobie mówiłem, że albo będę z kobietą, która mi odpowiada albo wolę umrzeć sam. Jeden problem to taki, że w momencie jej poznania ona była w trakcie podjęcia dużych życiowych kroków, przeprowadzka do innego kraju. Już po przeprowadzce, opowiadała mi o tym kraju, wysyłała zdjęcia, filmy itp. Aż w końcu rozbudziła moją wyobraźnię na tyle, że postanowiłem się również tam przeprowadzić, ale jej o tym nie mówiłem, tylko zacząłem uczyć się języka, załatwiać sprawy dotyczące opieki nad rodzicami, próbować przekwalifikować się na zawód, który mógłbym wykonywać w nowym kraju. Wstępnie miałem ją odwiedzić, na kilka dni. Bilety były już kupione, ja się nie mogłem doczekać, jak i ona, kiedy się spotkamy, a na miejscu chciałem po części wybadać sytuację i podjąć jakieś konkretniejsze plany, żeby nie robić tego przez komunikator. Te codzienne rozmowy dawały mi takiego, życiowego kopa, chciało mi się działać, w końcu miałem przejrzysty cel, w głowie rodziły się nowe pomysły, życie podyndało mi możliwością prawdziwego szczęścia przed nosem, by je po chwili zabrać. Na dwa tygodnie przed wylotem, jeden z rodziców zachorował i trafił do szpitala. Stanąłem przed wyborem, jadę do niej i zostawiam rodziców na pastwę losu albo zostaje i możliwość życiowego szczęścia i spełnienia prawdopodobnie odpływa w nieznane. Zostałem. Po poinformowaniu jej o całej sytuacji okazała zrozumienie i współczucie, ale czułem, że ta decyzja będzie rzutować na dalszej relacji. Dwa tygodnie po moim nie przyjechaniu, kontakt zaczął wyhamowywać, odpowiedzi po 2 dniach, po 3, 5. Zdjęcia tak jak wcześniej wysyłała z solowych wypadów, teraz subtelnie sugerowały, wypady w towarzystwie. Rozumiem ją, że nie będzie wstrzymywać swojego życia, ale mam teraz takie wielkie przeświadczenie, że to ja mogłem przeżywać z nią te chwile, gdybym nie wybrał opieki nad potrzebującym rodzicem. Motywacja i chęci zniknęły, chęć do życia też. Miałem moment, gdzie emocje były tak silne, że jak siadłem to zacząłem gadać do siebie i płakać jak nigdy wcześniej (nawet na pogrzebach bliskich nie płakałem). Mówiłem do siebie, że tylko chciałem móc otoczyć drugą osobę swoją miłością i mieć dla kogo żyć, otworzyć tę tamę emocji, która się we mnie zgromadziła przez te lata samotności. Nie wiem, co dalej z tym robić, próbować, że a może jednak? Dać jej spokój, co w sumie byłoby fair wobec niej? Zły jestem na siebie, że nie potrafię cieszyć się życiem samemu i sama nadzieja związku z taką wymarzoną osobą ma na mnie tak duży wpływ. No cóż, wszystko się okaże w te wakacje, bo dawno temu umówiliśmy się na jeszcze jedną wyprawę, z której póki co nie wycofała się, ale moje nadzieje, jeżeli chodzi o związek, z mojej perspektywy wyglądają całkiem mizernie. Także po wakacjach pewnie przepale oszczędności i podejmę tą jedną jedyną egoistyczną decyzję w moim smutnym jak **** życiu. Odkładałem to ze względu na bliskich ("no nie mogę im tego zrobić"), ale czuję, że tak dalej już nie dam rady. Nie wiem, czy to, co napisałem, można nazwać pytaniem, ani czy było to napisane składnie i ładnie, bo tyle rzeczy chodzi mi po głowie, ale chciałem się gdzieś anonimowy wygadać. Może powiecie mi coś, czego o sobie nie wiem, może doradzicie, a może tylko zaproponujecie proszki i terapię. Na nic w każdym razie nie liczę. Pozdrawiam

Brak odpowiedzi

To pytanie nie ma jeszcze żadnych odpowiedzi.

Left ArrowOdpowiedz jako specjalista
komunikacja w zwiazku

Darmowy test na jakość komunikacji w związku

Zobacz podobne

Co oznacza nierozpakowany test ciążowy pozostawiony przez narzeczoną przy wyprowadzce z dzieckiem?
Co oznacza Jak narzeczona wyprowadzając się z dzieckiem od narzeczonego zostawia w szufladzie nierozpakowany test ciążowy , czy jest to jakiś przekaz dla Niego ? Proszę o odpowiedź
Jak poradzić sobie z utraconą miłością i obsesyjnymi myślami po rozstaniu?

Dzień dobry.

Ponad Rok temu rozstałem się z kobietą, którą zostawiłem z różnych powodów. Od ponad roku tęsknie za nią, lecz ona nie chce mnie znać ani mieć ze mną kontaktu. Każdego dnia myślę o niej, o nas i o tym wszystkim, co było między nami. 

Czuję, że bardzo mocno ją kocham i żałuje tego, że ją zostawiłem. Sam podczas trwania tego związku byłem niedojrzały, nie zwracałem uwagi na jej potrzeby, mało dawałem z siebie, jednym słowem sam nie byłem dobry dla niej i na końcu skrzywdziłem ją, odchodząc od niej. Nie wiem już co robić, bo jak już napisałem wyżej, każdego dnia myślę o niej praktycznie ciągle, w dodatku czuję, że ją kocham. Co mógłbym zrobić, aby poczuć się choć trochę lepiej ? Wiem, że muszę przepracować te wszystkie emocje, lecz ciężko jest mi każdego dnia.

Staram się swój czas zajmować tak, żeby o niej nie myśleć, lecz ona i tak pojawia się w mojej głowie, w dodatku śni mi się po nocach i wstając z rana już mam w głowie ją. 

Proszę mi powiedzieć czy to może być miłość, czy po prostu zwykła obsesja, bo już sam nie wiem, staram się jakoś to wszystko pojąć, lecz jest ciężko. Ja twierdzę, że jest to miłość, lecz może i się mylę, dlatego potrzebuje rady na ten temat i co mógłbym zrobić, aby móc ruszyć dalej. Chciałbym jeszcze zaznaczyć, że próbowałem ją odzyskać, ona dawała mi nie raz jakieś szanse na powrót, lecz i tak kończyło się z jej strony tym, że urywała kontakt. Proszę o porady i z góry dziękuję wszystkim za pomoc.

Mąż nie wychodzi z nałogu, nie jest już odpowiednim partnerem. Chciałabym wziąć rozwód, ale boję się samotności. Chcę miłości
Mój mąż leczy się na chorobę dwubiegunową. Problemem jest nadużywanie przez niego alkoholu. Robi się po nim chamski i kłótliwy. Tłumaczy, że pije, bo albo jest gruby, albo boli, bo kręgosłup, bo przecież ma z nim problem, albo ze względu na absencję seksualną. Czuję, że te wymówki mają na celu manipulowanie moją osobą oraz wzbudzenia wyrzutów sumienia. Mamy dziecko, które bardzo przeżywa tę stresującą sytuację. Próbowałam użyć argumentu rozwodu, ale nic to nie daje. Mąż wręcz twierdzi, że w takim wypadku muszę go spłacić, bo przecież nie będzie miał gdzie mieszkać i straszy mnie zabraniem dziecka. Mój lekarz stwierdził, że mam depresję. Czy w takiej sytuacji ze względu na dobro głównie dziecka powinnam zdecydować się na rozwód? Czuję, że tak, ale nie wiem jak sobie z tym poradzić. Wolałabym pomóc mężowi wyjść z nałogu i tworzyć szczęśliwą rodzinę, ale obawiam się, że będzie mi nadal brakowało tego czegoś. Wolnej chwili, niezależności przy podejmowaniu decyzji. Za każdym razem muszę się tłumaczyć mężowi gdzie wychodzę, z kim rozmawiam przez telefon itd. Czuję, że się duszę w tym związku i mam wrażenie, że czasami już sama nie wiem czego chcę. Z jednej strony chciałabym zostawić męża. Z drugiej boję się samotności, nie potrafię żyć sama. Chcę kochać i być kochaną, ale czy lepiej szukać czegoś nowego, czy lepiej ratować to co jest...
Nie chcę już związku na odległość. Partner nie wychodzi z żadną inicjatywą.

Witam. Mam 27 lat, a mój partner 33 lata. Jesteśmy razem 10 msc w związku na odległość (70km). Widujemy sie zazwyczaj na weekendy. Wiem, że mu na mnie zależy, widzę to w jego czynach i zachowaniu, gdy sie widzimy. Nie jest wylewnym człowiekiem, jeśli chodzi o wyznawanie uczuć, obnażające szczere rozmowy. 

Coraz częściej zaczyna mi to doskwierać- dzieląca nas odległość. 

Przed tym partnerem byłam w związku, gdzie ponad 4 lata mieszkałam z mężczyzną. Mój obecny partner nigdy nie mieszkał ze swoimi byłymi, mimo że były to związki kilkuletnie. 

Męczy mnie już widywanie się tylko na weekendy, brak drugiej osoby w szarej codzienności, chciałabym budować coś naprawdę głębokiego, planować wspólną przyszłość, dzieci, ślub. 

Nie wiem co mam zrobić, bo nie wychodzi z żadną inicjatywą, a nie chcę należeć do tych męczących kobiet, co wymuszają coś na facecie. Chciałabym, żeby to przyszło naturalnie. Nie jesteśmy już dziećmi, tylko dorosłymi ludźmi. Nie wiem, co mam zrobić, mam ochotę to zakończyć.

Relacja z partnerem jest skomplikowana-zrywamy i schodzimy się, czuję, że ta relacja jest dla mnie przemocowa, mam stany depresyjne
Dzień dobry. Na wstępie zaznaczę, ze imiona są zmyślone. Nazywam się Kornelia i mam 20 lat. Byłam 2,5 roku w związku z rówieśnikiem Tomkiem. Mieszkaliśmy ze sobą około rok i pracowaliśmy w różnych miejscach. To był bardzo ciężki związek, wyzwiska, zakazy, przemoc psychiczna. W pewnym momencie zostałam bez znajomych, bo wszyscy odwrócili się ode mnie ze względu na niego, on również nie miał żadnych kolegów. Tylko jednego przez internet, utrzymywał z nim kontakt, pracowaliśmy kiedyś razem. Tomek jest strasznie leniwy, wydaje wszystkie pieniądze, nie pomagał mi, gdy razem mieszkaliśmy, dlatego w lutym tego roku spakowałam jego torby i kazałam się wynieść, bo miałam tego dość, że wyzywał się na mnie ciągle, nie dbał o siebie. Liczył się tylko telefon i łóżko, w którym gnił dosłownie. Nie rozwiesił nawet prania, które potrafiło leżeć w misce tydzień i dopiero ogarnął je, gdy kończyły mu się czyste ubrania, bo ja powiedziałam, że nie będę robić tego za niego. Wraz z wyrzuceniem go z domu zwolnił się z pracy, w której ja pracuję do dziś. Dwa miesiące siedział w domu u mamy, mieliśmy kontakt na zasadzie: „to twoja wina” i tak kręciło się koło. Spotkaliśmy się raz, później znowu koniec, bo nie mogliśmy się dogadać. Oficjalny powrót był w maju, ale on w tym czasie pracował już w nowym miejscu (od kwietnia) za granicą, 200km od Polski. Praca tragiczna. Dwie zmiany jednego dnia, 6 dni w tygodniu, ciągle zapewniał, że szuka cały czas innej pracy, wysyłałam mu ogłoszenia z ofertami zatrudnienia, ale ciężko to szło. Widywaliśmy się raz na dwa tygodnie w weekend, bo ja pracuję co drugi weekend. Do października nasz rytuał wyglądał tak, że widywaliśmy się w sobotę, a w poniedziałek rano jechał jak ja już byłam w pracy albo spałam przed pracą, wiec zostawało pół soboty i niedziela, bo pół soboty przysypiał po powrocie z pracy mówiąc, że jest zmęczony, bo nie śpi od 2 w nocy. We wrześniu byliśmy na wakacjach. Nic mu się nie podoba, wiecznie robi mi wyrzuty, telefon, łóżko i zakłady bukmacherskie a ja byłam problemem, że musiał przyjeżdżać i jeszcze spędzać czas ze mną. Jak tylko wyjeżdżał zaczynała się awantura o błahe powody i blokowanie siebie wzajemnie i kończenie. Lubię chodzić na imprezy, różne zabawy, dożynki, bo mieszkam na wsi. On nie lubi nic, uważa że to sztuczne imprezy dla emerytów. Robił mi wiecznie wstyd przy znajomych i rodzinie. Byliśmy w tym roku tylko na dożynkach, które całe przesiedział na telefonie tłumacząc, że nie będzie pił z idiotami- tak uważa moją kuzynkę i jej rodzinę oraz resztę znajomych. Wiecznie był stres, bo mimo że fajnie się bawiłam, ciągle myślałam o tym, że już jest obrażony, nie zamienia z nikim ani słowa a całe 6 godzin spędza przed telefonem. Wracając do pracy, całą wypłatę przepuszcza na zakłady bukmacherskie, ale jego tłumaczenie jest takie, że traci na przyjazdy do mnie, kolacje, obiady i wyjazdy. Tylko, że wyjazdy gdziekolwiek są raz na kilka miesięcy, bo on wiecznie nie ma pieniędzy, a ja nie będę go sponsorować cały czas. Zarabia 7 tysięcy a w półtora tygodnia nie ma ani grosza i jeszcze pożycza od rodziców. Na początku listopada zebrało się we mnie i postanowiłam, że to koniec. Nie mogę się z nim dogadać, nie chce się widywać raz na dwa tygodnie, bo to bez sensu. Chciałam wynająć mieszkanie i mieszkać razem, ale on powiedział, że pracy nie zmieni. Jest mu po prostu na rękę, że siedzi na kwaterze pracowniczej i nie ma żadnych obowiązków oraz raz na dwa tygodnie przyjedzie do mnie. Oczywiście drugim pretekstem był też Arek, którego znam od lutego. Poznaliśmy się w pracy. Uważam, że jest moją bratnią duszą. Jest 12 lat starszy. Zawsze dogadywaliśmy się, mamy wspólne tematy do rozmowy, podobny światopogląd, żarty i tak dalej. Arek był w związku od 15 lat, ale z pewnych powodów go skończył i zaczęliśmy się bardziej zbliżać do siebie między innymi dlatego, że razem dojeżdżamy do pracy i wzajemnie mówiliśmy o swoich problemach. Zaczęłam spotykać się z Arkiem jeszcze, gdy byłam z Tomkiem, ale nie miałam tego na sumieniu, bo wiedziałam jak Tomek mnie traktuje oraz jak znalazłam kiedyś u niego w telefonie filmy prawie pornograficzne, które wysyłał mu jego ojciec/m. Stwierdziłam, że należy mu się. Z Tomkiem nie jestem już prawie miesiąc, mimo że tyran dalej czuje, że go kocham, z nim chciałam mieć dzieci. Często nalegałam na zaręczyny, ale nie doczekałam się słysząc tłumaczenie, że nie ma sensu się zaręczać skoro 30 razy w miesiącu się rozstajemy. W ciągu prawie miesiąca pisaliśmy ze sobą. Ja stanowczo byłam na nie, jeśli chodzi o powrót to moim warunkiem była zmiana pracy i wynajęcie mieszkania oraz zaczęcie razem normalnego życia. Wychodzenie na różne imprezy, normalne zakupy i uczestniczenie w nich, a nie siedzenie w telefonie albo narzekanie, że on wychodzi, bo palić mu się chce i w rezultacie sama zostawałam na zakupach. Tydzień temu uległam i sama napisałam czy zastanowił się i może zmienił zdanie co do zmiany pracy, bo powiedział, że nie zmieni pracy póki ja nie zmienię, ale ja mam pracę na miejscu, dobrze płatną, która pozwoliłaby się nam wyprowadzić na wynajem. On odpisał, że nie, bo jak on się prosił to ja nie chciałam i z góry powiedział, że i tak nie będziemy nigdzie wychodzić, a moich znajomych „będzie cisnął”, bo nam razem we dwoje jest najlepiej. Dlatego napisałam, że w takim razie dalej zostaje na nie i ma więcej nie pisać do mnie. Przedwczoraj napisał czy to naprawdę koniec i nigdy do niego nie wrócę. Nie odpisałam. Wczoraj napisał, że wolał się ze mną kłócić i godzić cały czas niż mnie tracić i być kiedykolwiek z kimś innym i mnie zablokował. Zawsze miałam obawy, że pisze z kimś na boku, ogląda zdjęcia innych kobiet albo obserwuje kogoś, bo byłam strasznie zazdrosna. Ciagle śnią mi się koszmary, że mnie zdradza i ogląda inne. Nie przesypiam żadnej nocy, ciagle się budzę i sprawdzam telefon czy nie napisał, dzisiejszej nocy śniło mi się, że założył nowe konto na instagramie i obserwował same bezpruderyjne profile, żeby zrobić mi na złość i pisał do mnie wyzywając mnie, a ja we śnie planowałam samobójstwo z tego powodu. Obawiam się, że jeśli wrócę do niego nadal będzie to samo, ale nie zrobię tego dopóki nie zmieni pracy i nie wynajmie mieszkania. Jeśli chodzi o Arka zawsze uważałam go za świetnego kumpla, nigdy nie myślałam o związku z nim dopóki nie zaczął mi tego sam sugerować. Jak już się zbliżyliśmy do siebie „legalnie” prawie miesiąc temu, wyjścia, pocałunki i przytulanie… też zakończył związek, ale okazało się, że okłamuje mnie i nie jest szczery. Okazało się, że nadal widuje się i pisze z byłą partnerką. Pisał mi, że jedzie do sklepu a w tym samym czasie widziałam go z byłą na stacji paliw. Zawoził ją do pracy. W aucie cały czas było przestawione siedzenie, bo ona je przestawiała. Raz powiedział, że musi odpisać mamie, gdy jechaliśmy na kolacje, a spojrzałam i widziałam, że to ona do niego napisała. Wtedy się przyznał, że kłamał, bo wie jak ja reaguje na wzmiankę o niej. Sam przyznał, że jest frajerem, bo nie wie czemu zawiózł ja do pracy, a ma z nią kontakt bo trzeba się wymeldować z mieszkania i inne sprawy. Mam wrażenie ze dwlej kłamie bo znowu siedzenie było przestawione a nie miał w ogóle wytłumaczenia czemu tak jest. Wszyscy mnie okłamują. Nie wiem co mam robić. Serce nadal kocha Tomka, ale nie chce znowu zostać skrzywdzona i wykorzystana, bo naobiecuje a nic się nie zmieni. Arek mnie kłamie, mimo że mówi, że mnie kocha, nie odpowiadam mu, bo nie czuje tego samego narazie, ale fajnie spędza nam się czas, jest miły, przytula, zupełnie inny. Razem wychodzimy, proponuje imprezy, ale aktualnie nie mam do tego głowy. Nie wiem totalnie co robić, boje się, że za to Arka stracę totalnie jak powiem, ze jednak nie będzie z tego nic. Dodam, że w dzieciństwie miałam stany depresyjne i chodziłam z mama do psychologa, czuje się teraz podobnie. Mam ochotę nie istnieć. Bardzo proszę o pomoc i propozycje rozwiązania tego..
kryzys w związku

Kryzys w związku – jak go przetrwać i odbudować relację?

Twój związek w kryzysie? To naturalny etap, który może wzmocnić relację. Poznaj sprawdzone strategie i porady ekspertów, by skutecznie przez niego przejść i odbudować więź. Czytaj dalej!