Left ArrowWstecz

Brak motywacji i chęci do działania poza pracą - jak pokonać lenistwo?

Jestem facetem lat 35. W zasadzie całe moje dorosłe życie zmagam się z brakiem chęci? lenistwem? Nawet nie wiem jak to nazwać. Ale do rzeczy. Pracuję dość dużo bo na dwa etaty, ale nie jestem jakoś nadmiernie zmęczony. Praca jak praca. Jedną lubię, druga to bardziej ze względów finansowych. Zarabiam około 10-12 tyś miesięcznie. Nie mamy żadnych zobowiązań finansowych. Żona też zarobi dobrze wiec ogólnie nie narzekam na poziom życia. Mam 2 super córeczki. Można by pomyśleć, że sielanka. Ale jest jeden problem. Robie tylko to co muszę czyli idę do pracy i wykonuje ją sumiennie. Jak wrócę do domu to najlepiej schowałbym się sam w pokoju z telefonem i tyle. Nie mam ochoty zrobić niczego w domu, pomóc żonie przy dzieciach. Nic. Najlepiej jakbym mógł siedzieć sobie sam i niczego nie musiał robic. Rano jak wstanę to też nie chce mi się isć do pracy. Jak mam np wolny dzień w tygodniu i jestem sam w domu bo dzieci w szkole a żona w pracy to potrafię przeleżeć cały dzień na kanapie na telefonie nie robiąc sobie nawet jedzenia. Nie raz nawet nie umyje się wieczor bo mi się nie chce. Do pracy tez mi się niechce wstać bo nie przepadam za nią- ide tam tylko ze względu na kase. pojawiają się jednak pewne wyjątki. Jak wiem, że czeka mnie coś fajnego to jest inaczej. Bardzo lubie mecze i np. jak jest dzien meczowy Polaków to budzę się sam wcześniej rano, mam ochote wstać i nie mogę się doczekać. To samo było jak miałem jechac kupic auto albo inna rzecz. Ale są to wyjątki. Kilka do kilkunastu dni w roku. Reszta to jest męczarnia. Chciałbym zrobić wiele rzeczy ale najzwyczajniej mi się nie chce. Jak mam np. wolny poniedziałek to w niedzielę po południu jest spoko. Planuje sobie co jutro porobię a koniec końców nie zrobię nic tylko przeleżę cały dzień. Co jest ze mna nie tak? Co robie albo zrobiłem zle? Mam tAK męczyć się do końca zycia? Od czego zacząć?
User Forum

Kamil

7 miesięcy temu
Justyna Tereba

Justyna Tereba

To, co opisujesz (brak energii, brak motywacji do codziennych obowiązków, trudności ze wstawaniem, przeleżane dni mimo planów, spadek zaangażowania poza nielicznymi wyjątkami, jak mecze czy zakupy), bardzo przypomina objawy tzw. dystymii (przewlekłej łagodnej depresji) albo wypalenia życiowego.

Nie musisz mieć “pełnej” depresji, by Twoje życie codzienne było przez to bardzo ograniczone i trudne.

 

Kilka rzeczy, które warto zauważyć:

 

Pracujesz dużo (2 etaty) — nawet jeśli “nie czujesz się zmęczony fizycznie”, organizm może być zmęczony psychicznie.

Robisz tylko to, co musisz — to może być mechanizm przetrwania: wyłączasz się, by ograniczyć wysiłek emocjonalny.

Brak radości z codzienności — rzeczy przyjemne (mecze, zakupy) jeszcze Cię cieszą, ale codzienność już nie.

Planujesz rzeczy, ale ich nie wykonujesz — to wskazuje, że problem nie jest w Twojej “motywacji” ani “lenistwie”, tylko w głębszej sile psychicznej, która gdzieś Ci się wypaliła albo wycofała.

Poczucie winy (“Co ze mną nie tak?”) — wiele osób z podobnymi problemami obwinia siebie, zamiast zobaczyć, że to jest stan zdrowotny
 

Od czego zacząć?

 

Skonsultuj się z psychoterapeutą lub psychiatrą.
To naprawdę może bardzo pomóc — nawet jedno spotkanie może wyjaśnić Ci, czy to jest np. dystymia, wypalenie zawodowe, początkowa depresja albo coś jeszcze innego.

Sprawdź poziom witaminy D3, żelaza, TSH (tarczycy).
Czasem problemy takie jak Twoje mają także przyczyny biologiczne (np. niedobór witaminy D, problemy z tarczycą).
Zwykła morfologia + badania krwi to dobry start.

Nie walcz teraz z “produktywnością”, walcz o energię życiową.
Może być, że zanim “będzie Ci się chciało”, najpierw musisz nauczyć się znowu odczuwać przyjemność z prostych rzeczy.

Małe kroki zamiast wielkich planów.
Jeśli masz wolny dzień, nie planuj od razu “10 rzeczy do zrobienia”.
Powiedz sobie: “Jeśli dzisiaj wstanę, umyję zęby i zrobię sobie śniadanie — to już będzie sukces.”

Jeśli możesz, zmniejsz trochę obciążenie (praca na 2 etaty długo ciągnięta jest bardzo wyniszczająca)

 

7 miesięcy temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Anna Czoska @adhdpsycholog

Anna Czoska @adhdpsycholog

To, co Pan opisuje, jest bardzo charakterystyczne dla dorosłych z ADHD i nie wynika z lenistwa ani braku silnej woli, lecz z odmienności w funkcjonowaniu układu dopaminergicznego w mózgu. Dlatego codzienne, rutynowe obowiązki mogą wydawać się Panu niezwykle trudne do rozpoczęcia, mimo że ma Pan świadomość ich wagi. Motywacja u osób z ADHD jest silnie uzależniona od natychmiastowych, silnych bodźców, stąd łatwość w mobilizacji do rzeczy wyjątkowo interesujących, a przy zadaniach domowych pojawia się tzw. „paraliż zadaniowy”. Psychiczna bariera uniemożliwiająca rozpoczęcie nawet prostych czynności. Warto rozważyć konsultację z psychologiem mającym doświadczenie w pracy z dorosłymi z ADHD oraz wykonać test przesiewowy. Sprawdzić ten możliwy kierunek działania w oparciu o opisane trudności. 

7 miesięcy temu
Tomasz Mroczek

Tomasz Mroczek

Panie Kamilu. Z opisu widać, że jest Pan osobą bardzo pracowitą i zaradną, jednakże Pana wrażliwa część czuje jakiś niedosyt. Można by zapytać, co Pan lubi robić, ale w kontekście Pana dwóch etatów, chęci odpoczynku, czego objawem może być potrzeba nierobienie niczego, nawet tak postawione pytanie może wywoływać konsternację Pana wrażliwej części, więc lepiej byłoby zapytać, co Pana cieszy, co Panu sprawia radość w życiu? Tego typu pytania pojawiają się w kontekście Pana części, którą w terapii schematu nazwalibyśmy dzieckiem szczęśliwym. Pisze Pan, że kontakt z tą częścią (trybem) dają panu dni meczowe. Proszę się zastanowić, jak jeszcze mógłby Pan wzmacniać swoje dziecko szczęśliwe w kontekście relacji partnerskiej, w życiu rodzinnym oraz w relacji z samym sobą. A co Pana zdrowy dorosły (taka nasza dorosła część, która nas wspiera, rozumie, ale czasem też podpowiada, co można zmienić, aby się lepiej czuć) myśli o tym, jak wiele czasu poświęca Pan na pracę? 

7 miesięcy temu
Joanna Fatz

Joanna Fatz

Panie Kamilu,

Tu może być pierwszy krok do depresji- wypalenie, może być również rutyna; bez wysiłku fizycznego, aktywności poza pracą, które pobudzą neuroprzekaźniki niewiele cieszy i daje satysfakcję. Fakt, że ma Pan radość z zainteresowań, planów meczowych mówi o tym, że potrzebuje Pan przebudzić się do życia.

Wiele pytań dodatkowych się nasuwa o życie codzienne, a także to wcześniejsze.

7 miesięcy temu
Marek Król

Marek Król

Rozumiem, że zmagasz się z brakiem energii i chęci do działania, pomimo tego, że potrafisz ciężko pracować i troszczysz się o rodzinę. Ważne wydaje mi się to, że dostrzegasz wyjątki – dni, kiedy czujesz radość i entuzjazm. Może warto zastanowić się, czym różnią się te wyjątkowe momenty od codzienności? Co wtedy pomaga Ci się zmobilizować?

 

Opisujesz, że nawet planując działania, kończysz bezczynnie. A gdybyś spróbował wybrać najmniejszą możliwą rzecz, którą łatwo byłoby Ci zrobić w wolnym dniu – jak myślisz, co to mogłoby być?

 

Pytasz, od czego zacząć – myślę, że kluczowe może być zauważenie tego, co już działa (nawet w drobnych sytuacjach) i zrobienie choć jednego małego kroku właśnie w tym kierunku. Jak sądzisz, co mogłoby być takim pierwszym, małym krokiem dla Ciebie?

7 miesięcy temu
Katarzyna Organ

Katarzyna Organ

Panie Kamilu,

Pana opis jest bardzo szczery i konkretny. To, o czym Pan pisze, nie wygląda na zwykłe lenistwo — a przynajmniej nie w klasycznym rozumieniu tego słowa. Na pewno warto skonsultować się ze specjalistą zdrowia psychicznego w celu dokładniejszej diagnozy.
To, o czym Pan wspomina, może sugerować anhedonię lub nawet wysoko funkcjonującą depresję. Pisze Pan, że odczuwa radość, ale tylko w przypadku bardzo silnych bodźców, natomiast na co dzień funkcjonuje Pan w trybie bardzo podstawowej egzystencji. Wspomina Pan również, że stan ten trwa od lat, więc trudno mówić o chwilowym zmęczeniu.

Szczerze zachęcam do konsultacji ze specjalistą zdrowia psychicznego. Niestety, nawet najlepsze porady czy sugestie udzielone tutaj, na forum, nie wystarczą, aby znacząco poprawić Pana samopoczucie.

Warto również zastanowić się, czego naprawdę oczekuje Pan od życia. Czy to, co Pan już osiągnął, było Pana własnym planem, czy może realizacją czyichś oczekiwań?
Czasem warto zacząć od drobnych aktywności — może wydawać się to mało znaczące, ale proszę zadać sobie pytanie: kiedy odczuwa Pan większą satysfakcję — po całym dniu spędzonym na kanapie, czy wtedy, gdy uda się Panu odhaczyć choćby jedną rzecz z listy?
Nie warto liczyć na to, że motywacja pojawi się znikąd — niestety, jest ona bardzo reaktywna i najczęściej pojawia się dopiero w trakcie działania.

Co na pewno nie działa?

Biczowanie się i krytykowanie — proszę pamiętać, że ten stan nie wziął się znikąd i nie jest Pana winą.

Czekanie, aż samo się poprawi — jak wspomniałam, motywacja rzadko, o ile w ogóle, przychodzi nagle.

Podejście "wszystko albo nic" oraz wielkie rewolucje — zazwyczaj są zbyt przytłaczające i prowadzą do wniosku: „i tak tego nie zrobię”, co może skutkować całkowitą rezygnacją.

 

Życzę wszystkiego dobrego,

Katarzyna Organ

7 miesięcy temu
Paweł Cisowski

Paweł Cisowski

Dzień dobry Panie Kamilu

 

Z opisu wynika, iż jednym z głównych problemów, z którym się Pan mierzy, jest tzw. abulia. Jest to stan charakteryzujący się przede wszystkim brakiem motywacji oraz woli do podejmowania jakichkolwiek aktywności. Taki objaw może mieć wiele przyczyn, a jedną z nich są zaburzenia nastroju i doświadczanie epizodu depresyjnego. Celem rozwiązania Pana problemu zalecałbym najpierw konsultację u specjalisty (psycholog/psychoterapeuta/lekarz psychiatra). Po zebraniu bardziej szczegółowego wywiadu będzie można stwierdzić, co jest przyczyną takiego objawu i jakie oddziaływania można dalej zaplanować, by wyeliminować towarzyszące temu, cierpienie psychiczne.

 

Pozdrawiam serdecznie

Paweł Cisowski
Psycholog | Psychoterapeuta poznawczo-behawioralny w trakcie szkolenia | Terapeuta EMDR  

mniej niż godzinę temu
Magdalena Mazur

Magdalena Mazur

Panie Kamilu 

 

Prawdopodobnie wykonał Pan właśnie pierwszy i być może kluczowy krok ku zmianie. Dostrzega Pan, że taki styl życia nie do końca Panu odpowiada i nie daje satysfakcji - taka świadomość, a w jej następstwie poproszenie o pomoc świadczy o tym, że Panu zależy. To ogromna moc. Zadał Pan na koniec wiele pytań, nad którymi dobrze byłoby się dogłębnie zastanowić ze specjalistą. Powodów braku motywacji może być wiele, to nie jest tak, że jest coś z Panem nie tak, lub zrobił Pan coś źle, z tego, co Pan pisze, jest duże prawdopodobieństwo, że robi Pan wszystko, co w Pana mocy na obecny stan Pana samoświadomości. Samoświadomość można poszerzać, zastanowić się nad własnymi wartościami, celami krótko i długoterminowymi. Warto zacząć od zdefiniowania jakiej zmiany Pan oczekuje od siebie, a następnie pochylić się nad tym, co Pana hamuje przed dokonaniem danej zmiany. Być może wystarczy Panu dobra psychoedukacja, jeśli problem jest głębszy i u podnóża objawów przez Pana opisanych jest jednostka chorobowa, jak na każdą chorobę - są leki. Zacząć - zaczął Pan już teraz zadając to pytanie, kolejnym krokiem, może być umówienie się do specjalisty. 

 

Życzę powodzenia

 

Magdalena Mazur

7 miesięcy temu
Kacper Urbanek

Kacper Urbanek

Dzień dobry 

 

Dziękuję Ci, że tak szczerze opisałeś swoją sytuacje. Przede wszystkim chcę powiedzieć, że to, co przeżywasz, nie jest czymś odosobnionym, choć rozumiem, że może tak to teraz dla Ciebie wyglądać. Bardzo wyraźnie opisałeś stan, który wielu psychologów określiłoby jako wypalenie albo przewlekłe przeciążenie emocjonalne, choć niekoniecznie takie, które dotyczy tylko pracy, ale ogólnego poczucia pustki i wyczerpania. Przy dużym obciążeniu obowiązkami i funkcjonowaniu na automacie przez dłuższy czas, umysł i ciało zaczynają wycofywać się z aktywności, które nie są absolutnie konieczne, nawet jeśli kiedyś sprawiały radość. To trochę tak, jakby organizm wchodził w tryb oszczędzania energii. Bardzo ważnym sygnałem jest to, że na pewne rzeczy nadal potrafisz się cieszyć i mobilizować, jak mecze, zakup auta, planowanie czegoś ciekawego. To pokazuje, że Twój układ nerwowy i emocjonalny nie jest „wypalony” całkowicie, ale domaga się czegoś więcej niż tylko pracy i obowiązków. Często w takich sytuacjach pojawia się też coś, co nazywamy anhedonią, czyli utratą zdolności do odczuwania przyjemności z codziennych rzeczy, co nie musi od razu oznaczać depresji, ale może być objawem przewlekłego zmęczenia psychicznego albo zablokowanych potrzeb.

Nie zrobiłeś nic złego. To nie jest Twoja wina, to raczej naturalna konsekwencja życia, które przez dłuższy czas było mocno oparte na „muszę”, a nie „chcę”. Najlepsze, co możesz teraz dla siebie zrobić, to zacząć naprawdę łagodnie i uważnie przyglądać się swoim zasobom i potrzebom. Być może warto rozważyć rozmowę z psychologiem, nie dlatego, że „coś z Tobą nie tak”, tylko żeby uporządkować swoje wewnętrzne napięcia i znaleźć drogę do większego balansu.

Jeśli chciałbyś zacząć sam, możesz zacząć od bardzo drobnych, codziennych działań, które przywracają kontakt ze sobą: np. 15 minut spaceru bez telefonu, zapisanie sobie 2–3 rzeczy dziennie, które sprawiły Ci najmniejszą nawet przyjemność. Nie po to, żeby „coś robić”, tylko żeby zacząć odzyskiwać kontakt ze sobą i swoim ciałem. Trzymaj się! 

Pozdrawiam 

 

Kacper Urbanek 

Psycholog, diagnosta 

 

7 miesięcy temu
Katarzyna Kania-Bzdyl

Katarzyna Kania-Bzdyl

Drogi Kamilu,

 

w pierwszym zdaniu wspomina Pan o lenistwie, po czym w kolejnym pisze Pan o pracy na dwa etaty. Zdecydowanie osoba leniwa tak nie funkcjonuje ;) 

Natomiast przychodzi mi do głowy inne pytanie: nie ma Pan zobowiązań finansowych, skąd zatem praca ponad normę? I czy towarzyszy Panu przemęczenie z tego wynikające? Czy czuje Pan presję, aby zarabiać więcej?

 

pozdrawiam,

 

Katarzyna Kania-Bzdyl

7 miesięcy temu
depresja

Darmowy test na depresję - Kwestionariusz Zdrowia Pacjenta (PHQ-9)

Zobacz podobne

Natręctwa i ogromny lęk z powodu przemocy regilijnej w domu.

Dzień dobry. Mam 20 lat. Cierpię na bardzo dokuczliwe zaburzenie lękowe. Od roku jestem w terapii. Od 3 miesiący biorę leki SSRI i przeciwlękowe. 

Decyzja o wzięciu leków była dla mnie jednym z największych wyzwań w życiu. Bardzo się ich bałem i musiałem jeszcze ukrywać fakt ich brania przed negatywnie nastawioną do tego rodziną. Ostatecznie odważyłem się i po kilku tygodniach zacząłem zauważać poprawę. Niestety nie trwało to zbyt długo, ponieważ po kilku ciężkich sesjach moje lęki i depresyjność wróciły. Dotknąłem bardzo trudnego dla mnie tematu, dotyczył on kwestii religijnych. Od małego dziecka byłem wychowywany w bardzo "restrykcyjnym wychowaniu " zwłaszcza religijnym. Gdy miałem 10 lat zaczęły pojawiać się pierwsze lęki i natręctwa związane z tą sferą. Rodzina bardzo napędzała ten lęk. Już jako nastolatek nie spałem po nocach z powodu lęku przed potępieniem po śmierci, bo zrobiłem coś złego. Teraz nastąpił we mnie moment ,kiedy to wszytko zaczęło pękać. Zaczął rodzić się we mnie bunt do kościoła, zacząłem nie zgadzać się z pewnymi restrykcjami narzuconymi przez kościół (zwłaszcza dotyczącymi seksualności, mam wrażenie, że nauka tutaj stoi w sprzeczności z kościołem). Ten bunt z kolei wpędza w ogromny lęk przed piekłem, do którego mogę pójść, bo się sprzeciwiam nauce kościoła i mam inne poglądy (np boję się, że umrę danej nocy i zostanę ukarany) 

Z drugiej strony wiem, że nie przeszedłem w swoim życiu tzw. buntu młodzieńczego, który jakoś kształtuje naszą dojrzałość. Nie zgadzam się z tym, że wszystko człowiekowi trzeba narzucić, co mu wolno, czego nie wolno zakładając, że człowiek nie jest sam w stanie rozeznać, co jest dobre, a co złe. 

Rodzina wprost stosowała zawsze przemoc religijną, stąd też może teraz ten bunt. Jestem w strasznej rozsypce. Chodzę coraz bardziej przybity i zalękniony. Leki, które tak mi pomagały, nawet one przestały radzić sobie z moim zaburzeniem lękowym. 

Mój psycholog mówi, że nie wszystko z kościoła muszę przyjmować, żebym brał z wiary to co mi służy a odrzucał to co nie służy. Mnie bardzo pociąga takie podejście. Automatycznie zawsze jakoś zaczynam zazdrościć ludziom, że żyją po swojemu (np w związkach partnerskich) i są szczęśliwi i nie boją się tego. Z drugiej strony kościół nie akceptuje odejścia od "części" jego nauczania. 

Piszę tutaj o tym, bo odbija się to bardzo na mojej psychice, złapała mnie ogromna bezsilność i nie wiem co robić dalej. Straciłem nadzieję na lepsze jutro. Boję się też, że psychiatra znowu zmieni leki i że będę znowu przechodził przez kolejne stresy. Dodatkowo załamuje mnie to, że i terapia tak powoli idzie i leki nie działają. Po za tym zacząłem nową pracę i zmieniłem uczelnię, co też jest dla mnie trudne. Ale nic nie jest w stanie przebić lęku/buntu religijnego. Dziękuję za przeczytanie mojej wiadomości. PS Staram się być zawsze jak najlepszym człowiekiem i dawać z siebie wszystko co najlepsze i najpotrzebniejsze drugiemu człowiekowi, a i tak czuję się złym człowiekiem 😥

Dziwne zaburzenia lękowe u 15-latka: nagły lęk przed morzem i odkurzaczem - jak pomóc?

Mam 2 problemy z moim 15-letnim synem. Otóż cierpi on na dziwne zaburzenia lękowe. 
1. Lęk przed morzem (od 3 lat). Syn od dziecka bardzo często bywał nad morzem — szacunkowo około 30 razy. Przez wiele lat nie miał żadnego problemu z wodą ani plażą, chętnie uczestniczył w kąpielach i spacerach, kochał wyjazdy nad morze. Około 3 lata temu zaczęło się od lekkiego niepokoju przy morzu (niechęć do wchodzenia do wody, napięcie). Z każdym kolejnym wyjazdem lęk narastał – aż do obecnego momentu, w którym pojawia się panika nawet przy rozmowie o wyjeździe nad morze. Nie wskazuje konkretnej przyczyny – nie pamięta, by coś złego się wydarzyło. Reakcja ma obecnie charakter silny – unika tematu, reaguje lękowo na zdjęcia morza, plany wakacyjne. 
2. Lęk przed odkurzaczem (nowy objaw). Około 2 tygodnie temu pojawił się nagle silny lęk przed odkurzaczem. Wcześniej nie miał z nim żadnych problemów — wręcz przeciwnie, często sam odkurzał lub był obok, gdy ktoś odkurzał. Teraz mówi, że „boi się” odkurzacza, unika pomieszczenia, gdy odkurzacz jest włączony, wychodzi z domu na wiele godzin po tym jak włączam odkurzacz. Nie ma nadwrażliwości słuchowej (lubi głośną muzykę), nie ma diagnozy ze spektrum autyzmu. 
Poza tymi dwoma lękami syn funkcjonuje normalnie. Chodzi do szkoły, uczy się ponadprzeciętnie, ma znajomych, nie wycofuje się z życia towarzyskiego. Nie zauważyliśmy wyraźnych objawów depresji, problemów ze snem czy odżywianiem. Jedyne, co nas niepokoi, to narastający lęk w jednej sferze i nagły lęk w drugiej. 
Chciałbym wiedzieć, co mojemu synowi dolega i jak to leczyć.

Jak radzić sobie z uzależnieniem emocjonalnym jako DDA i poprawić zdrowie psychiczne?

Dzień dobry, jestem mężczyzną w wieku 31 lat. Jestem DDA i mam duży problem ze swoimi emocjami. Od kilku miesięcy jestem singlem po długoletnim związku. Już wcześniej wiedziałem, że moja głowa nie reguluje emocji w zdrowy sposób, ale w jakiś sposób byłem w stanie z tym żyć. Mam wrażenie, że posiadam syndrom uzależnienia emocjonalnego. Wchodząc w nową relację, chorobliwie potrzebuje uwagi tej drugiej osoby i znaków, że nadal jest mną zainteresowana. Gdy ich nie otrzymuje wpadam, w jakiś stan nerwowy, który nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Nic nie jest w stanie go zagłuszyć. Nie jestem w stanie odwrócić uwagi od tych emocji. Nie obejrzę filmu, nie przeczytam książki, nie mogę normalnie funkcjonować, bo cały czas moje myśli krążą wokół banalnego braku nowej wiadomości. Jednocześnie sam nie nawiążę kontaktu, ponieważ moja głowa uważa, że w ten sposób się narzucam i nie spełni to moich chorych oczekiwań i tak tłumię w sobie te emocje, które mnie powoli niszczą... Dopiero wracam do normalności, jeżeli moje podświadome wymagania zostaną spełnione i ta druga strona się do mnie odezwie albo w jakiś inny sposób pokażę, że jej zależy. Po zakończeniu rozmowy/spotkaniu za chwilę znowu wraca ten stan. Przed moim ostatnim związkiem sytuacja była podobna, ale wszystko się szybko potoczyło, bo zamieszkaliśmy razem i w jakiś sposób zostało to zamaskowane, bo jednak miałem tą świadomość, że się zobaczymy w domu, po pracy, natomiast przez te lata nie zniknęło to całkowicie i też było dużo sytuacji, w której potrzebowałem dowodu na zainteresowanie mną. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że moja inicjatywa nie wystarcza, a wręcz pogarsza sprawę. Potrafię też być złośliwy, wzbudzać specjalnie zazdrość, żeby naocznie zobaczyć, że zainteresowanie nadal jest, jednocześnie to ja jestem zazdrosny, ale nie chce tego pokazywać, bo uważam, że to oznaka słabości... Nie mogę tak żyć. Związek się skończył, buduję kolejną relację i mam wrażenie, że przechodzę przez piekło, a nie przez najlepszy czas relacji. Byłem u psychiatry i zostały mi przepisane psychotropy (Asentra). Mam wrażenie, że mój stan się delikatnie poprawił. Dostałem zalecenie od psychiatry, żeby uczęszczać na psychoterapie w kierunku "powtarzających się schematów". Generalnie już jakiś czas temu byłem dwukrotnie na spotkaniu z psychoterapeutą, ale bardziej skupiałem się na swoim dzieciństwie i sobie jako DDA i miałem wrażenie, że nie jestem rozumiany, że nie potrafię fachowo nazwać problemu, z którym przychodzę, że rozkopuję mnóstwo wątków. Spotkania polegały na moim monologu. Miałem wrażenie, że to ja prowadzę spotkanie. Teraz chyba potrafię nazwać to z czym się borykam - uzależnienie emocjonalne, ale czy na pewno? Stąd mój post u Państwa. Zraziłem się do spotkań z psychoterapeutą i nie wiem co robić, a nie mogę tak funkcjonować. Czuję, że każdy taki dzień mnie niszczy od środka. Słabo śpię, w sytuacji nerwicy nie jem... Wiem, że bez terapii nie dam sobie rady, ale od czego to znowu zacząć? Mam już dość opowiadania ciągle o tym samym. Tym razem widzę problem. Zakładam, że objaw uzależnienia emocjonalnego nie wpływa na mnie tylko przy budowaniu relacji, ale też w innych aspektach życia, aczkolwiek przy budowaniu nowej relacji działa na mnie najbardziej destruktywnie. Będę Państwu wdzięczny za każdą wskazówkę, bo mam już serdecznie dosyć i jestem na skraju :-(

Jestem w relacji z mężczyzną. Na początku, gdy się spotykaliśmy, ja wiedziałam, że on jest teoretycznie w związku, który się skończył, ale po prostu w nim tkwił.
Witam. Mam pytanie. Jestem w relacji z mężczyzną. Na początku, gdy się spotykaliśmy, ja wiedziałam, że on jest teoretycznie w związku, który się skończył, ale po prostu w nim tkwił. Zaczęliśmy się spotykać, ale nie określiliśmy tego jako związek, czy nawet relacja do pewnego momentu. W pewnym momencie moje życie mocno się skomplikowało, musiałam wyjechać do innego miasta, ale byliśmy w kontakcie non-stop. Zależało mi na nim coraz bardziej. Rozpoczęłam pracę, spotkałam się z innym mężczyzną i popełniłam błąd. Żałowałam tego, wiedziałam i pokazałam, że to był błąd. Mimo tego błędu wiedziałam, że zależy mi tylko na tym mężczyźnie. Oddałam mu się całkowicie. Wtedy zaczęły się kłótnie. Ten pierwszy, który nie mógł się nawet określić, kim jestem dla niego, stwierdził, że mnie kocha. Mimo szalenie złych kłótni rozwinęło się między nami ogromne uczucie. Ale on za każdym razem wracał do tej sytuacji i doprowadził do tego, że nawet nie umiałam sama powiedzieć, jak było, bo on mówił za mnie. Zaczął mnie oskarżać o wszystko. Kłóciliśmy się, ja z pokorą przyjmowałam każde wyrzutki, każde traktowanie mnie źle. Potrafił dzwonić do mnie w pracy, a ja musiałam pozwalać sobie na wyzwiska, mimo że słyszeli to klienci i inne osoby. Wszystko wytrzymywałam. Ja natomiast nigdy nie pokazałam mu nawet swoich nerwów, kiedy on mnie wkurzał. Nigdy nie wyzywałam osoby, z którą był. Wzięłam na siebie wszystko. W mojej głowie doprowadził, można powiedzieć, do traumy, że ja nie potrafię niczego odtworzyć sama i co się wiąże z tym, mam poczucie nawet utraty pamięci, bo poprzednia moja relacja była totalnym złym wyborem. On stał się moim wyborem życiowym. Jest miłością mojego życia. Oddałabym za niego życie. Chcę mu stworzyć rodzinę, dać pierwsze dziecko. Jestem pewna tego, jak niczego innego na świecie. Wie o moich wszystkich poprzednich relacjach, o moich błędach, i niestety wykorzystuje to przy każdej kłótni. Mówi, że jestem resztkami, używa słów, że jestem najgorsza. Zawsze mówi też, że mnie zabije. Kazał mi się zmienić - nie mówić o nas - po prostu się spotykać - robiłam wszystko, co chciał - czyli przez półtora roku nie powiedziałam słowa na nasz temat, na temat swoich potrzeb, czy tego, co mnie rani, a co nie. Nie obraziłam nigdy jego relacji i baby. Potraktował mnie nie raz jak śmiecia. Przyjęłam to, bo wiedziałam, że ja zrobiłam coś złego, ALE CHCĘ GO WCIĄŻ, BO GO KOCHAM naprawdę. Byłam do dziś na każde jego skinienie, podporządkowałam swoje życie totalnie jego życiu, czekałam co tydzień, czy zezwoli mi na przyjazd, pytałam o dziecko czy "mogę napisać", czy mogę powiedzieć coś. Będąc w gorszej sytuacji finansowej niż on, robiłam wszystko ponad siły, by jeździć, kiedy tylko chce być w miejscach, kiedy chce. Pamiętałam o każdej okazji, robiłam prezenty, jakie tylko mogłam. Nie podjęłam żadnej innej pracy, żeby nie dać mu powodów, pokazać, że on jest moim wyborem. Wybrałam pracę na czarno u rodziny, by dorabiać i mieć na przyjazdy w każdym momencie. Nie zrobił nic, byśmy mogli spędzić kilka dni ze sobą. Dał mi parę miesięcy niby na zrobienie czegoś - teraz zarzuca mi, że nie zrobiłam nic. Nie mogłam mówić niczego, co chcę (bo od razu jest szantaż, że mnie zablokuje albo zniknie z mojego życia), dlatego przez te miesiące nie mówiłam nic, znosiłam nawet miesiąc bez widywania się, bo miał ważne sprawy. Teraz zarzucono mi, że nie zrobiłam niczego, kiedy robiłam wszystko, co chciał, a przy kłótniach nawet nie wyzywałam go od głupka. Tak bardzo mi na nim zależy. Zarzuca mi, że to ja jestem niby toksyczna, a już sama nie wiem, które z nas. Mi zależy tylko na jednej szansie, żeby zobaczyć czy to wyjdzie. Bo ja nie powiedziałam na chwilę, że chcę rodziny, to była najpoważniejsza deklaracja w moim życiu. Jeśli nie wyjdzie, ok, odpuszczę, ale zależy mi na jednej szansie. Czy ja na to zasługuję?
Jak radzić sobie z emocjami i niepokojem podczas kłótni, które wywołują łzy?

Witam. 

Mam 30 lat i od około 1,5 roku, gdy po kłótni z kimś zaczynam z nim rozmawiać, automatycznie głos mi się załamuje, łzy napływają mi do oczu. Nigdy wcześniej nie miałam takich reakcji. 

Zawsze potrafiłam powstrzymać się od łez, natomiast teraz zwyczajna sprzeczka, nie mówiąc już o większej kłótni, wymianie zdań zaczynam czuć wewnętrzny niepokój, głos, który wskazuje, że zaraz zacznę płakać. Powyższe reakcje doprowadzają do tego, że boję się wyjaśniać sprawy z bliskimi, bo nie chce, aby zakończyło się to znów płaczem z mojej strony. 

Przykro mi, że nie mam nad tym żadnej kontroli. Wcześniej zawsze uważałam się za twardą osobę, nieokazująca słabości. 

Proszę o pomoc.

depresja poporodowa

Depresja poporodowa - objawy, leczenie i wsparcie dla młodych rodziców

Depresja poporodowa to stan, który może pojawić się w okresie po narodzinach dziecka. Gdy trudności emocjonalne utrzymują się dłużej lub są intensywne, odpowiednia pomoc specjalisty i wsparcie bliskich mogą być niezwykle cenne i potrzebne.