Wstecz

Sytuacja między mną, mężem oraz jego byłą żoną. Przekroczenie granic osobistych

Szanowni Państwo, Nie wiem już co myśleć, mam mętlik w głowie. Mam 39 lat. Wyszłam za mąż po kilku latach narzeczeństwa. Mąż jest rozwodnikiem z dwójką dzieci. Mówiąc w skrócie: na ślub przyszła jego była żona, która nie była zaproszona. Ze względu na nagłą sytuację zobowiązała się podwieźć dzieci męża na ślub (starsze dziecko wtedy miało 16 lat i już samo akurat miesiąc wcześniej leciało za granicę, tylko z kolegą rówieśnikiem). Jak mąż ją o to poprosił - bez ustalenia ze mną, ale sytuacja była nagła, więc dla mnie ok - to powiedziałam, że ok, skoro tak trzeba, ale by przypadkiem nie przyszła na ślub. Mąż mi na to, że mówił trzy razy synowi starszemu, że odwieziemy ich po uroczystości, że mają transport. I że więc żona nie przyjdzie. Że przecież nie może jej wprost powiedzieć, że nie ma przychodzić, ale że trzy razy podkreślał, że transport synów z powrotem zapewniony. No ale ona jednak przyszła. Niezaproszona. Rozmawiała z wszystkimi jak zaproszony gość. Spokojna, wyważona, uśmiechnięta. Ze względu na nagłość to był tylko ślub w urzędzie, bez wesela, żadnego nawet obiadu, tylko mały poczęstunek, w holu urzędu, eks żona wiedziała o tym, że przychodząc uczestniczy w CAŁEJ uroczystości, bo później już nic nie ma. Widziała że jest jedną z kilku gości. Jak weszła do sali to mnie nie zatkało i nic nie zrobiłam. Nic. Jak wariatka. Jakbym była ułomna dosłownie. Mąż też żadnej rekacji. Dopiero na następny dzień do mnie doszło, co się wydarzyło - plułam sobie w brodę, że jak weszła, to nie powiedziałam „dziękujemy za podwiezienie chłopców, do widzenia”. A ona została, rozsiadła się i jak ryba w wodzie. Trzeba dodać, że było bardzo mało gości, w tym ich dzieci i najbliższa rodzina męża, której prawie nie znam, a jego eks znała przez 16 lat ich małżeństwa, bo mieszkali blisko. Na koniec mój mąż powiedział, jak eks wychodziła z synami „udali nam się ci synowie”. Dodam, że w tym czasie już byliśmy w trakcie leczenia niepłodności, po ciężkich sytuacjach ido tej pory nie mamy dzieci. Mi powiedziała „milo było poznać”. Mąż nic nie zrobił po jej wejściu i do końca poczęstunku. PZrozumiałaby, że go zatkało jak mnie. Bo zaskoczenie. Bo nagła sytuacja. Ale najgorsze następnego dnia. Jak do mnie doszło, to zaraz powiedziałam, że strasznie mnie to zabolało, że wyszło na to, że uczucia i potrzeby jego eks przed moimi (nawet jeśli to nie była jego intencja, ale tak to wyszło). Dl mnie to było wręcz upokorzenie. A on na to, że nie widzi problemu, „kocham cię, mamy ślub, nie widzę problemu”, „to ‚miło poznać’ to było szczere z jej strony” ogólnie bardzo nerwowo rozmawialiśmy. Czyli na w miarę już chlodno - nie jak dzień wcześniej, gdy wszystko się działo nagle i podbramkowe - kontynuował to samo. Jakby w ogóle nie miał do mnie szacunku i nie brał pod uwagę moich uczuć, które rozrywały minserce (miałam aż myśli samobójcze). Na dodatek, szczegół ale znaczący, tego samego dnia wieczor przez przypadek widziałam jego SMS do eks żony, część miłej korespondencji, ten SMS akurat z buźkami płaczącymi ze śmiechu. Czyli w tym trudnym dniu, dzień po ślubie jak mówiłam o tej sytuacji on pisał do eks ,jak gdyby nigdy nic, jak gdyby nie wprosiła się na ślub nijak gdyby ja nie płakałabym z tego powodu następnego dnia. Później było kilka sytuacji męża wobec eks, w których czułam się strasznie źle. Za każdym razem, jak poruszałam temat po takiej sytuacji, mąż to samo, czyli właściwie niecnie mówił, tylko „dla mnie ważne, że jesteśmy razem i Cię kocham”, „wolę myśleć o nadchodzącej wizycie u lekarza [dot. leczenia niepłodności, bo to teraz ważniejsze” itp. Ja na to, że to wszystko rozumiem, przecież oczywiste, zresztą ja przecież też „wolę”, tylko poza tym są jeszcze rzeczy, które też są tematem i wazne dla naszego związku i właśnie je poruszam. Ja ciagle mam ranę, czuję, że te sytuacje tak na mnie wpłynęły, że rana się nie zabliźnią. Dziś poruszyłam ten temat z mężem, jego stosunku do mnie i do eks żony. I w ogóle jego stosunku do mnie. Że na przykład raz mnie już okłamał (na dodatek w sytuacji dotyczącej eks żony). Że ostatnio pierwszy raz na mnie spojrzał z pogardą (w sytuacji gdy mówiłam o odpowiedzialności, wzajemnym szacunku, dotrzymywania naszych wspólnych ustaleń), jak na dosłownie, przepraszam za określenie ale jest adekwatne, cuchnące ścierwo - a ja widziałam przez przypadek jego spojrzenie. Że w tej sytuacji ze ślubem, i kolejnych kilku, które są żywą raną w moim sercu, które wobec niego zawsze mam na dłoni chodzi mi nie o robienie wyrzutów tylko o to, że dla mnie te sytuacje świadczą o jego stosunku do mnie, który mnie rani i jest dla mnie nieakceptowalny jako stosunek między kochającymi się osobami. Mąż na to, że mu przykro, ale zaraz dodał, że wymyślam świat, którego nie ma ( czyli kwestia z jego eks), że „kocham cię i jesteśmy razem”, żenie rozumie, o co mi chodzi, i powinnam zapisać sie do psychologa (to była kopia mojego zdania, bo dziś rano mu tak powiedziałam, ale rzeczywiście tak myśląc, jak moim zdaniem bardzo intensywnie zareagował na sytuację, interpretując że coś zrobiłam przeciw niemu na oczach innych, tzn. jak w obecności kasjera na kasie, więc powiedziałam, że biorę pod uwagę, co mi powiedział, ale to była reakcja jak na „normalne” standardy bardzo nieadekwatna do mojego „przestępstwa”, poza tym zareagowałam na nagła sytuację - to tak jak z jego reakcją na ślubie, że nagłą reakcje można zrozumieć, ale już nie jak się coś robi zaraz następnego dnia i to samo się kontynuuje). I niepowiedział, żebym mu powiedziała, kiedy znów wrócę do tematu, czy tak będę zawsze wracała, do końca naszego małżeństwa. I zaczęłam coś od początku jeszcze raz tłumaczyć, starałam sie spokojnie, ale denerwowałam się bardzo, w końcu, ze względu na jego odpowiedzi jak wyżej zacytowałam, obojętność, jakby patrzył na obcą osobę, zaczęłam mówić szybko i podniesionym głosem, a on od razu, spokojnym tonem, jakby nie miał uczuć, że nie mam krzyczeć i że nie widzi problemu w tym swoim zachowaniu co do jego eks żony. Na dodatek patrzał w niebo, bo siedział na leżaku, spytałam czemu nie patrzy na mnie jak rozmawiamy, a on że go słońce razi, to sie przemieściłam, to sie uśmiechnął, a ja na to, dlaczego tak się śmieje w takiej sytuacji, a on na to, że sie cieszy, że mnie widzi - dla mnie to była ironia. Było mi od tego wszystkiego tak strasznie w środku, serce miało mi wyskoczyć, chciałam odejść (rozmawialiśmy w parku), ale odejście nie jest wyjściem. Więc powiedziałam uspokoiwszy sie, że się czuję jakby rozmawiała z jakimś katem, który z kamienną twarzą kijem trąca swoją umierającą ofiarę - bo mąż wszystko mówił takimspokojnym głosem, zero emocji na twarzy. A przecież z tego co mowil, można wnioskować, że wcale nie jest mu przykro, że mnie zranił i rani, bo jednocześnie powiedział, że sobie wymyślam. Powiedziałam, że nie rozmawia, że się czuję jak wariatka co robi wykład, a on nic na to, zero rozmowy. Że jego odpowiedzi - jak go już „zmuszę” by cokolwiek powiedział - w stylu „conchcesz, żebyśmy się rozwiedli i wzięli ślub jeszcze raz” albo „wiem tyle, że cię kocham i jesteśmy razem”, „przykro mi, że cię zraniłem, ale dla mnie samego nie ma problemu”, „powiedzmy teraz pięć minut trzymając sie za rękę” nie są rozmową, że w tym kontekście są jako wytrychy i nic nie znaczą, że to puste słowa. Bo ważne są też czyny. I bycie razem prawdziwie. Ja sie staram zrozumieć jak mogę, w rozmowę wkładam całą siebie. A dziś kolejny raz znów miałam wrażenie, naprawdę, jakbym starała się przekonać swojego kata, że jestem czegoś warta i by zobaczył we mnie człowieka. Dodam że mąż pochodzi z rodziny dysfunkcyjnej i też w innych kwestiach czasem trudno nam sie komunikować w zdrowy sposób, na przyklad mąż często ucieka od omówienia problemu, woli zamieść pod dywan, ma też silną relację ze swoją siostrą (konsekwencja dzieciństwa, trzymali sie razem, mnie sie wydaje, że ta relacja zbyt wpływa na nasze życie jako pary, poza tym rozumiem, że mąż co dzień rano pisze SMS „dobrego dnia” do synów, ale do siostry pisze to samo, czasem przed powiedzeniem dzien dobry mi, swojej żonie, poza tym prawie codziennie rozmawiają przez telefon, czasem częściej niż raz, rozmawiają też poza tym smsach, a mówię mężowi, że oczywiście sie cieszę z ich bliskiej relacji i niech jąnpielegnuje, ale że czasem trzeba sie też zająć małżeństwem, sprawami domowymi i może nie ma możliwości, by tyle sie kontaktował, w sensie że czasem mam wrażenie, że mąż ma więcej czasu i zwłaszcza uwagi dla siostry niż dla mnie). Staram się jak mogę rozmawiać, by między nami nie było ran i niedopowiedzeń, ale spotykam się jakby z murem, co mnie rani dogłębnie. Nie widzę dla nas przyszłości, jeśli tak miałoby pozostać. Mur. Pustka tylko. I już nie wiem, co powinnam myśleć. Może to ze mną na prawdę coś jest nie tak i wymyślam, że tak na prawdę „nie ma problemu”, a ja się fiksuję na tych różnych zdarzeniach. Że nie ma problemu pt. stosunek męża do mnie, stosunek męża do jego eks żony w kontekście tego, że obecnie ma mnie za żonę. Choć jednak w sercu czuję wielki ból, gardło mi ściska. Więc chyba jednak to je jest zmyślone. Dojmująca bezradność. Nie wiem, co dalej. Jakby obuchem w głowę. Dodam, że z synami męża mam relacje bardzo dobre. Nie ingeruję w ich życie, jestem życzliwa, jak trzeba to pomogę, ale się nie narzucam. Synowie mnie lubią, tak samo jak moją rodzinę, która ich serdecznie przyjeła (nie spotykają się często, ale to wynika z oddalenia w przestrzeni). Oczywiście też rozumiem, że każda sytuacja w relacji to dwie osoby. W tym co napisałam i o co mi chodzi, nie szukam winnego, nie wytykam nic, tylko opisałam coś, co chciałabym zrozumieć, żeby coś się zmieniło, bo obecnie czuję się jak pod murem na rozstrzelanie. Byłabym ogromnie wdzięczna za Państwa ocenę sytuacji - spojrzenie z zewnątrz. Przepraszam za ten chaos i długość listu, ale nie wiem, jak to inaczej przekazać, nie umiem. Z góry bardzo dziękuję. ML

ML

w zeszłym miesiącu
Joanna Łucka

Joanna Łucka

Dzień dobry, 

pozwolę sobie zacząć od końca. Zastanawia się Pani, czy nie wymyśla, że być może tak naprawdę problemu nie ma, a to jedynie Pani fiksacja na wydarzeniach. Jednak jak Pani słusznie zauważa później - to co Pani przeżywa to realne odczucia i myśli. Nie da się stłamsić ich na życzenie - swoje lub czujeś. Emocje są dla nas informacją, z której warto zaczerpnąć, by być w kontakcie ze sobą, a co za tym idzie panować nad własnymi działaniami i reakcjami. 
Myślę, że nietrudno wyobrazić sobie dyskomfort, jaki może pojawić się w osobie, gdy na uroczystości pojawia się była partnerka obecnego męża. Jednak zachęcam do zagłębienia się w treść informacji, jakąś próbują Pani przekazać trudne emocje, które pojawiły się w tej sytuacji. Jakie pojawiają się wówczas myśli, jakie obawy uruchamiają się kiedy wraca Pani do tego wspomnienia? Być może wypisanie ich będzie dla Pani pomocne, aby zatrzymać natłok myśli i uczuć i przyjrzeć się im nieco od innej strony, z zaciekawieniem. 

Wyobrażam sobie, że pojawienie się na ślubie byłej partnerki wywołało w Państwu zaskoczenie. Jednak jej nieobecność i brak zaproszenia były - jak rozumiem - Państwa wspólnym ustaleniem na ten dzień. Pisze Pani, że w sytuacji szoku trudno było zareagować i być może faktycznie nagłość stanowiła tu istotne utrudnienie. Jeśli dobrze rozumiem ma Pani żal do męża nie tyle o to, że nie zareagował na obecność byłej partnerki podczas uroczystości, ile o brak chęci zrozumienia i brak reakcji na Pani próbę rozmowy o sytuacji następnego dnia. Opisuje Pani, że czuje się nie do końca poważnie traktowana przez męża. Kiedy zgłasza Pani niepokój, potrzebę rozmowy, chęć wspólnego postanowienia czegoś lub swoją niezgodę, mąż oczywiście ma prawo nie mieć chęci i możliwości rozmowy w danym momencie. Jednak Pani opisuje reakcje, które zdają się być nieadekwatne ani do Pani emocji i stanu, ani do sytuacji. Zachęcanie do trzymania się za ręce czy wyznania miłości nie są adekwatną odpowiedzią na chęć rozwiązania trudności w parze. Opisuje też Pani, że mąż uśmiecha się, gdy jest Pani zdenerwowana lub odpowiada nieadekwatnie spokojnie jakby w kontrze do Pani sposobu mówienia czy nastroju. Są to znamiona gaslightingu, czyli działania, które ma znamiona emocjonalnej manipulacji poprzez bagatelizowanie odczuć drugiej strony, stawianie jej w świetle nadmiernej histerii czy reakcji. Efektem gaslightingu jest wrażenie braku zaufania swoim odczuciom, pacjenci często nazywają to np. w ten sposób “miałam wrażenie jakbym zwariowała”, “chyba jestem wariatką” “To chyba jest tylko moje złudzenie i nic takiego się nie stało”. Tymczasem sytuacje się powtarzają, odczucia wracają, a dyskomfort rośnie. 
Osoby stosujące taki sposób przemocowej komunikacji często nie są bezpośrednio świadome, tego co robią. Natomiast uzyskują efekt - skutecznego zbagatelizowania trudności na jakiś czas i odsunięcia własnej odpowiedzialności do zajęcia się np. trudnościami w rodzinie, relacji etc. Uzyskują wówczas także władzę - gdyż jako spokojne, opanowane i kontrolujące sytuację czy wydające osąd (np. “przesadzasz”) stają się punktem odniesienia podczas konfliktów. 

Gaslighting trudno jednoznacznie rozpoznać. Natomiast opisane przez Panią doświadczenia pozwalają wysnuć taką hipotezę, której warto się przyjrzeć. Najważniejszymi elementami będzie tu nieadekwatność reakcji męża oraz Pani odczucia - przesadzania, czucia się "jak wariatka". Proszę zwrócić uwagę, że w swojej wiadomości użyła Pani określenia, metafory dotyczącej męża jako kata. To oczywiście tylko metafora, jednak w procesie psychologicznym zwracamy uwagę na stosowany przez pacjentów sposób wypowiedzi. Dlatego też warto przyjrzeć się swoim odczuciom i myślom - czy istotnie nie czuje się Pani traktowana przemocowo na poziomie komunikacji. 
Przez lata był to temat bagatelizowany i marginalizowany. Na szczęście coraz więcej mówi się o przemocy psychicznej i różnej jej wymiarach. Osoby stosujące przemoc to nie jednoznacznie złe osoby. To często kochający partnerzy, czuli ojcowie, dobrzy szefowie. Jednak w ich komunikowaniu i sposobie funkcjonowania społecznego można dostrzec element nadmierności i przekraczania granic, którymi zdecydowanie warto się zająć podejmując pracę nad problemowym obszarem. 
Może Pani więcej poczytać o zjawisku gaslightingu np. na tej stronie: https://psychomedic.pl/gaslighting/

Szanowna Pani, ma prawo Pani czuć tak, jak się Pani czuje. To zrozumiałe, że obecność byłej partnerki Pani męża na ślubie była dla Pani trudna do zaakceptowania, a ostatecznie Panią zraniła. Rana ta dodatkowo została zaogniona brakiem wsparcia, zrozumienia (z może nawet sprawczości i podjęcia konkretnego działania oraz solidarności) ze strony męża. 
Pani próby rozmowy i podjęcia komunikacji z mężem są właściwym sposobem poradzenia sobie z trudnościami, jakie Pani przeżywa. Jednak w mojej ocenie warto, aby skontaktowała się Pani z kimś, od kogo otrzyma Pani bieżące wsparcie. Być może wsparcie Państwa jako pary (np. poprzez ćwiczenie umiejętności komunikacyjnych w małżeństwie, które zdobywamy i modyfikujemy całe życie) byłoby także cennym oddziaływaniem, które poprawiłoby komfort wspólnego życia. 

Wsparcie psychologiczne można otrzymać prywatnie także online (np. umawiając się poprzez ten portal) lub na NFZ, wówczas warto zajrzeć tutaj: 
https://czp.org.pl/mapa/
lub tu https://pacjent.gov.pl/artykul/psychoterapia
a także tutaj https://swiatprzychodni.pl/specjalnosci/psycholog/

Życzę Pani i Państwu wszystkiego dobrego! 
Pozdrawiam serdecznie
Joanna Łucka 
psycholożka 

w zeszłym miesiącu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Zobacz podobne