Już dostępna aplikacja mobilna Twój Psycholog
  • Wygodnie zarządzaj swoimi wizytami
  • Bądź w kontakcie ze swoim terapeutą
  • Twórz zdrowe nawyki z asystentem AI
Aplikacja mobilna
Dostępne w Google PlayPobierz w App Store
Left ArrowWstecz

Problem dotyczy mojej relacji z mężem i jego relacji z dziećmi i ze mną.

Witam Problem dotyczy mojej relacji z mężem i jego relacji z dziećmi i ze mną. Czeka nas bardzo poważna rozmowa na temat dalszej wspólnej przyszłości. Czuję strach przed tą rozmową, boję się jego reakcji oraz tego, co będzie dalej. Boję się tego, że odpuszczę kolejny raz i nic się nie zmieni. Wiem również, że kryzysową sytuację zmienić muszę. Mąż jest osobą bardzo dynamiczną, energiczną, przemądrzałą i egoistyczną. Zawsze na pierwszym miejscu stawia siebie i swoje sprawy. Oczekuje, że cały świat będzie się kręcił tylko wokół niego. Do tego jest hałaśliwy, wulgarny i nieprzewidywalny. Na przestrzeni ostatnich 3 lat zdarzyło się tak wiele złych rzeczy, że czuję, że więcej nie wytrzymam, nie dam rady. Obraża się na mnie, o co tylko się da. Ostatnio obraził się o to, że popsuł się samochód. Mój samochód. Więc wina również moja. Potrafi nie odzywać się tygodniami. Dom, dzieci i wszystkie z tym związane obowiązki są tylko na mojej głowie. Dodam, że pracuję na pełen etat, także żeby wszystko ogarnąć, jestem na nogach od 6 do 23 bez przerwy. Dzieci są zawsze ze mną, jego to nie interesuje. Mąż prowadzi własną firmę i uważa, że skoro pracuje i zarabia, nie mam prawa już niczego więcej od niego wymagać. Ze wszystkim jestem sama i nie mam już siły. Krzyczy na dzieci, starszy syn nie rozumie, czemu tata taki jest. Z synem chodziłam do psychologa, bo w wyniku braku akceptacji ze strony ojca, zaczął być agresywny wobec innych dzieci. Poza tym mąż jest chyba uzależniony od telefonu i internetu. Nie rozstaje się z telefonem. Całymi dniami potrafi grać i oglądać. Nie liczy się z nami, nie szanuje nas, nie docenia i często traktuje jak powietrze, a dom jak hotel. To wszystko trwa już kilka lat, ale naprawdę źle jest od 2-3 lat. W ostatnim czasie sama już nie daję rady. Jestem znerwicowana, włosy wypadają mi garściami, boli mnie brzuch, źle sypiam i jestem cały czas rozdrażniona i wystraszona. Boję się jego powrotów do domu. Nigdy nie wiem, czego mam się spodziewać. W ostatnim czasie również zdarzyło się, że w środku nocy znalazłam go na klatce schodowej pijanego, leżał zarzygany i bez kontaktu pod drzwiami. Wpuściłam go do domu, ale kazałam zdjąć te brudne ubrania. A on wszedł do wanny i tam poszedł spać. Rano o niczym nie pamiętał... Takich sytuacji było więcej, przytaczam tylko te, najbardziej absurdalne. Postanowiłam ratować siebie i dzieci. Chcę postawić mu ultimatum, albo pójdzie na terapię do psychologa i zacznie być dojrzałym facetem, mężem i ojcem, albo chcę zamieszkać sama z dziećmi bez niego. Czy to ma sens? Czy on się ocknie?
User Forum

Wildwind

2 lata temu
Katarzyna Waszak

Katarzyna Waszak

Dzień dobry! 

Trudno podjąć za Panią decyzję. Ważne jest, że próbuje Pani szukać wsparcia, skoro, uważa Pani, że mąż stosuje przemoc wobec rodziny. Krzyki, wulgaryzmy, ,,nieprzewidywalność" zachowań, nieodzywanie się, agresja, o których Pani wspomina, to przemoc. Jeśli w Pani przeżywaniu doświadczacie zaniedbania, czy braku szacunku, to warto zadbać o siebie. Napisała Pani, że towarzyszą jej objawy somatyczne w związku ze stresem, lękiem. Myślę, że mogłaby Pani poszukać pomocy psychoterapeuty, aby wzmocnić się w podejmowaniu decyzji i sprawczości w działaniu. Powodzenia

 

2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

komunikacja w zwiazku

Darmowy test na jakość komunikacji w związku

Zobacz podobne

Kłótnie z mężem, problem z komunikacją. Nie chcę być uległą i przepraszać za rzeczy, które nie są do tego powodem. Nie chcę, by moje dzieci dorastały w takim domu.
Witam. Niedawno wróciliśmy całą rodziną z zagranicy do wyremontowanego mieszkania. Wszystko niby okej. Nie mamy problemów finansowych czy zdrowotnych. Od pewnego czasu nie możemy dogadać się z mężem. Chodzi o pierdoły. Byliśmy na zakupach, ja poszłam do kolejnego po coś, czego nam brakowało i zapłaciłam kartą, ponieważ nie miałam na tyle gotówki. Skończyło się awanturą w aucie, bo mieliśmy nie płacić kartą, a ja przed wyjściem nie powiedziałam, że chce to kupić i mąż nie przygotował na to gotówki. Będąc w sklepie nr 1 pytałam czy może pójdziemy i kupimy przy okazji to, czego brakuje i mąż w sumie nic nie odpowiedział. W aucie oczywiście mąż miał pretensje i uznał, że ja się nigdy do błędu nie przyznam, a ja najprościej w świecie uważam, że tu nie ma do czego się przyznawać . Kłótnie są w sumie o takie właśnie głupoty. Rano mieliśmy wyjść, a ja zrobiłam śniadanie i w sumie nie pomyślałam, że może to przeszkadzać, a mąż znów chciał wstać ubrać się i wyjść. Ja pomyślałam, że skoro jestem głodna to zrobię śniadanie dla nas i dzieci, a później wyjdziemy. No cóż kolejny raz problem z komunikacją. Okazało się, że sprawy z zagranicy nie zostały do końca załatwione i to też moja wina, ponieważ wszystkim ja sama się zajmowałam i według męża tak to załatwiłaś właśnie, że jest wszystko źle. Mamy dwoje dzieci . Nie chce, żeby one słuchały takich głupich kłótni . Starszy syn pyta, dlaczego ciągle się kłócimy. Mąż nie chce, żebym gdziekolwiek sama jechała nawet na zakupy . Pyta "to co, ja mam z nimi siedzieć? "( Z dziećmi) ja mogę jechać, ale tylko z nimi. Rozmawiamy później, po czym wiemy, że źle robimy, ale za chwilę jest to samo. Iść na kompromis, kiedy uważam, że nie mam za co przepraszać, bo kupiłam paczkę pampersów, o których nie powiedziałam, a on nie uwzględnił tego w pieniądzach na zakupy. Takich powodów dziennie może być milion. Znów ustępować, aby załagodzić sytuację i być uległą. Nie wiem czy tak powinno być, a może ja źle to widzę . Może on ma rację, a ja nie myślę i robię takie gafy, które mogą wyprowadzić z równowagi. Proszę niech ktoś na chłodno to oceni i powie czy to ma sens... Nie chce, aby dzieci dorastały w takim smutnym domu. Dziękuję wam.
Jest mi ciężko- zmarła babcia, moje święta zapowiadają się bardzo niekomfortowo dla mnie, walczę z lękami i napadami paniki. Co mam robić, jak sobie pomóc?
Dzień dobry, na wstępie zaznaczę, że będzie to dosyć długa wiadomość, ale chce się z kimś podzielić tym, co mnie męczy. Od zawsze byłam bardzo wesołą osobą i patrzyłam na życie z dobrej strony (chociaż miałam pojedynczy okres zagubienia, ale to było głównie z tego, co sobie sama wmówiłam i nie przemyślałam tego). Gdy myślałam, że moje życie naprawdę staje się idealne, bo miałam wokół siebie dużo wspierających ludzi a tu nagle pod koniec maja zmarła moja kochana babcia. :( Po raz pierwszy coś aż tak we mnie uderzyło, że kompletnie pękłam. Ciężko mi było przyzwyczaić się do tego, że osoba, którą odwiedzałam przez całe moje życie praktycznie co tydzień już nigdy tam nie będzie. Wcześniej już zmarł mi dziadek, ale to było gdy miałam tylko 3 lata i nie rozumiałam co się stało. Teraz, gdy już to wszystko doskonale rozumiem to ból jest ogromny. Chciałam jak najszybciej o tym zapomnieć, dzień po pogrzebie wróciłam do szkoły i spędziłam czas z koleżankami. Pomogło mi to, więc uznałam, że kompletnie będę udawać, że nic się nie stało i zawsze gdy moi rodzice chcieli rozmawiać o mojej babci to po prostu zamykałam się w pokoju i próbowałam nie płakać. Po tym czasie wiem, że takie wmawianie sobie, że nic się nie stało pogorszyło mój stan. Bo się stało i to dużo. Mimo tego po jakimś czasie w miarę się podniosłam i w czasie wakacji już coraz łatwiej mi się o tym rozmawiało, a na wspomnienia z nią patrzyłam pozytywnie, ciesząc się tym ile z nią przeżyłam a łzy przychodziły już tylko w pojedyncze dni wakacji. Niestety, ale na początku lata musiałam pojechać do szpitala i wtedy po raz pierwszy doświadczyłam lęku paraliżującego do tego stopnia, że przez pół godziny pierwszego dnia po przyjeździe siedziałam i płakałam w łazience cała roztrzęsiona z kołatającym sercem. Bałam się szpitala a przede wszystkim snu w nim, bo moja babcia zmarła w szpitalu właśnie przez sen. :( Gdy się uspokoiłam to pobyt minął mi w miarę szybko, zdiagnozowali u mnie insulinooporność i przepisali leki. Nie przejęłam się tym jakoś przesadnie, mimo początkowych obaw, ponieważ to zaburzenie może prowadzić do cukrzycy, którą miała moja babcia. Na szczęście lekarze wytłumaczyli mi, że przy ciężkiej pracy i lekach będzie mi coraz lepiej (i tak jest!:)) Wakacje minęły mi bardzo dobrze, o wiele więcej wychodziłam ze znajomymi i smutek był już tylko sporadyczny. Tak samo, gdy we wrześniu wróciłam do szkoły, mimo tego, że nadal tęskniłam za babcią, czułam jak moje życie znowu wraca na lepszą drogę. Niestety nic nie może być idealne i na początku października zaczęło się: zasłabłam po raz pierwszy w życiu, nie zemdlałam, ale było blisko. Gdy siedziałam w karetce to myślałam, że zaraz umrę i bałam się jak nigdy. Od tego czasu byłam zmęczona, spanikowana i myślałam, że jestem co najmniej w jakimś śnie. Minęło trochę czasu i względnie wróciłam do normalności, niestety lęki nawracały w najmniej oczekiwanym momencie. Miałam (prawdopodobnie) ataki paniki czy to na spacerze, czy w szkole a nawet w domu. Potrafiłam wpaść w ogromną panikę nawet dwa razy w ciągu paru godzin. Zaczęłam latać po lekarzach, myślałam, że to coś z moim ciałem się dzieje, bałam się czy to nie cukrzyca albo coś innego, miałam wiele scenariuszy. Oczywiście po dłużej analizie wiem, że to wszystko było w mojej głowie i to moja psychika to powodowała. Oczywiście, nie cały czas czułam lęk, ale w 90% minął on dopiero niedawno. Od kiedy wróciłam po chorobie do szkoły (która niestety zostawiła za sobą kolejne lęki) to potrzebowałam chwili by wrócić do normalnego życia. Lęki znacznie zniknęły (co w pewnym momencie nawet zaczęło mnie niepokoić, że jak tak szybko już się nie boję...) i mimo zmęczenia po wirusie zaczęłam żyć w miarę spokojnie. Mimo tych sukcesów, które osiągnęłam w opanowywaniu się dalej nie jest do końca okej. Czasami nadal szybko zabije mi serce. Warto wspomnieć, że wcześniej już miałam spore tendencje do panikowania, nawet jako 10 latka miałam bardzo katastroficzne myśli i bałam się, że coś się komuś stanie np. moim rodzicom czy znajomym. Mam też tendencje do zamartwiania się i wmawiania sobie różnych rzeczy. W tym roku straciłam nie tylko babcię, ale również bliskie mi przyjaciółki- mimo, że nadal mam dwie cudowne najlepsze przyjaciółki to nie zastąpią mi one tamtych. Moje obecne przyjaciółki przyjaźnią się ze mną o wiele dłużej, bo 8 lat, tamte chodziły ze mną tylko do klasy, ale dopiero w zeszłym roku szkolnym bardziej z nimi rozmawiałam. Wiem, że to nie moja wina, że nasze drogi się rozeszły, ale gdy widzę je na korytarzu dobrze bawiące się w towarzystwie jednej bardzo niemiłej dziewczyny to chce mi się płakać. Co ona ma, czego ja nie mam? Na dodatek niedługo święta i moja rodzina zamiast w tym roku spędzić je jakoś spokojnie, zabiera się za to bardziej niż w zeszłym roku. Wiem, że im też jest ciężko w pierwsze święta bez babci, ale to nie powód by tak przesadzać. Zawsze spędzałam wigilię z rodzicami, wujkiem i babcią (i jeszcze raz z dziadkiem zanim zmarł) i w tym roku również, no tylko niestety już bez babci (i dziadka, mimo, że słabo go pamiętam to na pewno był bardzo kochany, tak jak pozostali moi dziadkowie ♡). Liczyłam, że spędzimy wigilię u nas w domu a następnego dnia pojedziemy do wujka, ale musimy jechać do domu babci, bo tak chce wujek. On mieszka tam na codzień, więc może dla niego to nie jest takie smutne, ale mi bez babci tam będzie smutno, wystarczy, że często jeździmy tam na obiad i już takie dwie godziny w domu bez babci mnie smucą. :( W tym roku wyjątkowo mamy zaprosić na drugi dzień świąt mojego drugiego wujka, ciocię i kuzynki. To nie tak, że ich nie lubię, ale nie podoba mi się takie zapełnianie świąt na siłę by się nie smucić. Zawsze było tak, że w wigilię byliśmy u nas a potem w Boże Narodzenie u babci albo na odwrót, a 2 dnia świąt odpoczywaliśmy oddzielnie w domu. Teraz jest więcej roboty i więcej stresu, mimo że uwielbiam święta to w tym roku w ogóle ich nie czuję i nie cieszę się jakoś bardzo na nie, nie chcę prezentów czy jedzenia, chcę by ludzie, za którymi tęsknię wrócili. :(( Jest to bardzo długie, ale chciałam opisać wszystko w jednej wiadomości. Nie wiem co robić ze smutkiem, lękami czy paniką i poczuciem jak we śnie (czasami, gdy wpadam w panikę albo mam za dużo myśli w głowie) i liczę na jakieś porady, czy iść porozmawiać np. z psychoterapeutą czy samodzielnie to zwalczać. Z góry dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam (oraz ze względu na obecny miesiąc życzę wesołych świąt :))
Jak poradzić sobie z nagłymi zmianami życiowymi po zakończeniu związku?

Moje życie w ciągu 3 miesiącu zmieniło się z uporządkowanego w kompletny bajzel! Zakończony letni związek, poszukiwanie nowego mieszkanka na własną rękę, wplątanie się w situationship poniekąd bez świadomości, który teraz też się skończył. To wszystko na raz sprawiło, że czuję się bezwartościowa, że moje życie to pasmo porażek i że nie osiągnęłam nic, z czego mogłabym być dumna. Myślę o rozpoczęciu terapii, bo to wszystko sprawia, że czuję się w sposób, w jaki nie chce się czuć.

Jak radzić sobie z odrzuceniem i nierównym traktowaniem w rodzinie?

Mam problem w domu, z moim tatą szczególnie. 

Widzę nierówne traktowanie między mną a bratem. 

Brata pyta się, czy gdzieś z nim nie pojedzie, jak po długim czasie przyszedł do kuchni, to powiedział do niego "czekaliśmy na ciebie", podnosi na mnie często głos i się na mnie frustruje. Ostatnio trochę dochodziło między nami do różnicy zdań i zauważyłam, że zaczął mnie już wgl ignorować. 

Jak ja przychodzę do kuchni, to on ostatencyjnie wychodzi i jak ja wychodzę, to dopiero do tej kuchni wraca i z bratem moim rozmawiają godzinami, a ze mną ostatnio herbatę pil może rok temu, i to może max. 2 razy, nie więcej. Kiedy się pytałam, czemu tak robi, to powiedział, że tak jest dobrze (czy coś takiego), że tak powinno być? Że on rozmawia z moimi braćmi a ja z mamą. Później była taka sytuacja, że obok niego było wolne krzesło i ja obok niego usiadłam, to parę minut później się przesiadł koło mamy. Kiedy indziej znowu była podobna sytuacja, że kiedy obok mnie było wolne miejsce (tylko obok mnie) to przyniósł sobie krzesło z pokoju obok i usiadł na boku. 

I np. była taka sytuacja jeszcze w sklepie, że nie chciał ze mną robić wspólnie zakupów. To wszystko mnie już psychicznie tak wykańcza, że nie daje sobie rady emocjonalnie i ciągle płacze o to, bo czuję, że moja mama też mnie ignoruje i też woli brata. Np.pyta go, czy pojadą tu, czy tam. Jak mieliśmy robić zakupy to powiedziała do taty " to ty zrobisz zakupy z K. a ja sama" . No i oczywiście tata powiedział, że on zrobi sam.. czuję się odrzucona w tym domu, niechciana. Było wiele, na prawdę wiele rozmów na ten temat. Widzieli moje łzy, ale one ich nie ruszają. I w końcu z tej złości i smutku zaczęłam na niego mówić po imieniu, czyli " Zbyszek". To była w domu jedna wielka awantura i afera i odwrócenie się do mnie, że jak ja tak mogę do własnego ojca mówić i jak ja się zachowuje. 

Nie było żadnego zrozumienia moich uczuć i było odrzucenie mnie przez resztę rodziny. Czyli w sumie wychodzi na to, że on może mnie ignorować i mi to pokazywać, a ja mam biernie to znosić .. nie wiem, jak sobie z tym wszystkim radzić już, z tymi emocjami :( Problem w tym, że ja na nich za bardzo polegam, bo tak naprawdę mam tylko jedną koleżankę, z którą rozmawiam raz na miesiąc, ma dziecko i swoje życie już więc rozumiecie. Dlatego może tak się uwiesiłam tej rodziny. 

Z narzeczonym będę mogła zamieszkać dopiero za około pół roku, bo obiecał bratu pokój. (Wtedy nawet nie myślałam o zamieszkaniu). Nie wiem, jak sobie radzić z tym przerażającym smutkiem i poczuciem osamotnienia?

Trafiłem do domu dla osób bezdomnych, ponieważ nie potrafię funkcjonować z ludźmi - depresja.
Witam, mam 27 lat, trafiłem do domu dla bezdomnych z powodu tego, że nie pracuję. I nie umiem się samodzielnie utrzymać. Muszę dodać, że choruję na depresję. Robię wszystko tylko, żeby do pracy nie pójść, z tego powodu mam problemy i to ogromne, nie znoszę kontaktu z ludźmi. Przez to trafiłem tu, bo jestem awanturnikiem, wcale mi się tu nie podoba. Co ja mam zrobić, jak mnie stąd wyrzucą? Nie potrafię normalnie funkcjonować w społeczeństwie, najbardziej boję się, że trafię kiedyś do więzienia po prostu. Czy problemy psychiczne mogą być głębsze- problem w tym, że tu nie można się wyspać.
kryzys w związku

Kryzys w związku – jak go przetrwać i odbudować relację?

Twój związek w kryzysie? To naturalny etap, który może wzmocnić relację. Poznaj sprawdzone strategie i porady ekspertów, by skutecznie przez niego przejść i odbudować więź. Czytaj dalej!