Wstecz

Chciałam zapytać, czy mam początki depresji. Mam takie dni, kiedy nie mogę się podnieść z łóżka

Chciałam zapytać, czy mam początki depresji. Mam takie dni, kiedy nie mogę się podnieść z łóżka, muszę się zmusić, aby iść do pracy, mało jem, jest mi psychicznie źle, robię dobrą minę do złej gry, bo jak zostaje sama w domu, to myślę, że jestem do bani, nie nadaję się do niczego. A przy ludziach cały czas się uśmiecham i nawet przesiaduję z osobą chorą na depresję, a teraz sama czuję, że coś ze mną nie tak.

Bezi

w zeszłym roku
Miranda Furmankiewicz

Miranda Furmankiewicz

Dzień dobry, obniżony nastrój, zmniejszona energia, większa męczliwość, negatywne myśli na własny temat oraz zmniejszony apetyt mogą być objawami depresji, ale mogą być tego także inne przyczyny. Jeśli niepokoi Panią obecne samopoczucie, warto skonsultować się z lekarzem psychiatrą, psychologiem lub psychoterapeutą.
11 miesięcy temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Zobacz podobne

Sugeruje się mi zaburzenia neurorozwojowe, ze względu na potencjalne uzależnienia, problemy z relacjami, mutyzmem. Przede wszystkim powróciła depresja i już nie daję rady.
Witam, leczę się na depresję od dłuższego czasu, wcześniej paliłem marihuanę, ale sporadycznie, miałem jeszcze zaburzenia psychotyczne po lsd, ale po promazanie ustąpiły i nie wracają. Mam od małego tendencję do tworzenia swojego świata, zdiagnozowaną dyslekcję rozwojową z zakresu pisania i czytania. Miewam problemy w odnalezieniu się w grupie oraz w relacjach z innymi, tendencje do mutyzmu i nieadekwatne reakcje na sytuacje. Miałem długie tendencje S, ale przez kilka ostatnich miesięcy nie miałem z tym problemów. Poza pewnym zmęczeniem, depresja ustąpiła. Poszedłem do ośrodka uzależnień, gdyż z narkotykami, alkoholem i papierosami miałem kontakt od 11 roku życia i stale mi sugerowano związek z uzależnieniem. Tam dowiedziałem się, że nie mam z tym problemu - nie czuję głodu itd. Jednak wróciły mi myśli S. Sugerowano mi również zespół Aspergera lub inne zaburzenia z spektrum autyzmu. Robiłem na to testy internetowe już dużo wcześniej i zawsze wychodziły pozytywne oraz czytając utożsamiałem się z objawami . Mimo to, nie jestem pewien czy nie jest to efekt potwierdzenia z racji długiej historii diagnozy. Sama diagnoza aspergera jest bardzo kosztowna. Rozmowy z psychiatrą sprowadzają się do wymiany kilku zdań i przepisania leków. Psycholog kliniczny nie wiem czy powie mi coś więcej. Psychoterapia na fundusz nie istnieje, a konsultacje bez dłuższej obserwacji nie mają sensu. Nie wiem czy w ogóle jakiekolwiek relacje z poradnią chorób psychicznych mają jakikolwiek sens. Nie chcę zamieść wszystkiego pod dywan, z drugiej strony moja inteligencja jest na poziomie ponadprzeciętnym, więc mogę poradzić sobie z tym sam zdobywając odpowiednią wiedzę z książek. Nie mam z kim o tym porozmawiać. Nie wiem już co dalej. Czuję, że zaczyna mnie to przerastać i zaczynam się wycofywać. P.S. Chciałbym by wypowiedziało się więcej niż jeden specjalista w tej sprawie jeśli będzie taka możliwość. Pozdrawiam Roberto
Pomoc w określeniu problemu męża- frustruje się wokół jednej myśli, do tego stopnia, że spisuje szczegółowy plan każdego działania w ciągu dnia. Fiksuje się na jednym problemie.
Dzień dobry, zwracam się z prośbą o pomoc w nazwaniu problemu, który ma mój mąż. Jest takie uczucie, gdy zapomnimy co mieliśmy zrobić lub powiedzieć i przez chwilę nas to męczy, a potem może sobie przypomnimy, a jak nie to po prostu idziemy dalej z życiem. Otóż mój mąż nie może tego zapomnienia odpuścić. Gdy czegoś zapomni to "zawiesza" się na tym, usilnie próbuje sobie przypomnieć, a jak mu się nie udaje to nie może się na niczym innym skupić i strasznie go to męczy. Dochodzi do tego, że mijają godziny, on stara się skupić uwagę na czymś innym, ale w tle ciągle o tym myśli i przyprawia go to nawet o ból głowy. Traci humor, od razu widać, że to znowu go trapi. Zdarza się to czasem raz dziennie, czasem kilka razy dziennie. Rzadko pojawiają się dni bez tego. Czasem pyta mnie "a pamiętasz o czym rozmawialiśmy po tym, jak powiedziałaś X?". Mąż ma też taki sposób, że robi sobie notatki, gdzie spisuje sobie co się działo krok po kroku i stara się w tym odnaleźć tę utraconą myśl. Te notatki wyglądają np.: wyszliśmy z mieszkania, na klatce minęliśmy sąsiadów, przywitaliśmy się, wyszliśmy z klatki, powiedziałem X, ona powiedziała y, zdziwiliśmy się jak głośno trzasnęły drzwi, wtedy pomyślałem coś itd. Piszę o tym, ponieważ te notatki są dla mnie niepokojące, bardzo szczegółowe, drobiazgowe. Musi to być dla męża wykańczające, a jednocześnie wydaje się, że to wcale nie pomaga. Mój mąż chodzi od 6 miesięcy na cotygodniową terapię, którą rozpoczął głównie z tego powodu, ale niestety na tę chwilę nie ma poprawy. Usłyszał, że to może mieć związek z poczuciem kontroli. Chciał już rezygnować, ale zachęcam go, by jeszcze dał sobie czas. Liczę na to, że ktoś będzie mógł naprowadzić mnie na określenie na czym w zasadzie polega problem, czy jest to jesteś zaburzenie. Wiedząc to może uda mi się znaleźć jakąś literaturę, jakoś to bardziej zrozumieć, lepiej wesprzeć. Dziękuję i pozdrawiam
Czuję się wykończona brakiem komunikacji z partnerem, boję się, że dostanie napadu paniki.
Dzień dobry, mój partner się ode mnie oddala. Czuję się samotna w tym związku. Mój partner leczy się na nerwicę lękową i ataki paniki. Nie chce ze mną o tym rozmawiać. A mnie strasznie to męczy, bo chcę mu pomóc, ale nie wiem jak. Co w takim momencie powiedzieć, co zrobić... Czy złapać go za rękę czy przytulić? Przy próbie jakieś reakcji na atak on wybucha złością i to wcale nie pomaga. Strasznie mnie to męczy, że nie mogę mu pomóc. Uczęszcza na terapię, ale zabronił mnie pytać jak na niej było , co robili itp. Nie rozumiem tego. Czuję się wykończona psychicznie, ciągle płaczę tak, żeby nikt nie widział, udaję przed każdym, że jest wszystko w porządku. Partnerowi nie mówię jak coś mnie trapi, żeby nie dostał jakiegoś ataku. Jak wraca z terapii jest strasznie dziwnie do mnie nastawiony. Ja już jestem tak tym zmęczona, że naprawdę nie wiem co mam robić. Chcę mu bardzo pomóc i okazywać mu wsparcie. Ale jak ja mam to zrobić? Budzę się z bólem w klatce piersiowej, coraz ciężej mi się oddycha w ciągu dnia, bo ciągle szukam rozwiązania jak mu pomóc. A on nie chce i to mnie strasznie rani, jesteśmy ze sobą 6 lat. Planujemy ślub, rodzinę. Ale jak ja mam dalej o tym myśleć, jak nie rozmawiamy o naszych uczuciach, on woli pogadać o nich ze swoją terapeutką, a ja nie chcę go denerwować. Proszę o jakąś radę co dalej robić?
Nie pamiętam kiedy szczerze się z czegoś cieszyłam...
Będzie długo, ale muszę. Witam, mam 46 lat, nieco ponad 20 lat pracuje w szkole, w tym od 12 lat na stanowisku pedagoga szkolnego, ok. 400 uczniów. Mam rodzinę: męża, syna 15 latka, własne mieszkanie, stały dochód. Wydawałoby się że nie powinnam narzekać... A jednak czuje się totalnym przegrywem. Odkąd pamiętam byłam dzieckiem zakompleksionym, ale przy tym bardzo samodzielnym, bo mnie i siostrę wychowywała mama. Jako nastolatka moje kompleksy nasilały się a alkohol w rodzinie powodował że miałam poczucie winy za wszelkie żale jakie mama czasem na mnie wylewała. Ojciec bywał w domu kilka razy w roku, pracował w kopalni, był alkoholikiem. W szkole średniej dobrze się czułam, bo miałam zgrane grono koleżanek, chłopaków nie miałam, bo zwyciężały moje kompleksy. Gdy poszłam na studia pedagogiczne- na Śląsku, aby ojciec choć trochę pomógł mi finansowo, wtedy starałam się wszystko trzymać w ryzach, a by nie zawieść pokładanych przez rodziców we mnie nadziei... Jedyna z rodziny wyżej wykształcona... I owszem, noty były wysokie, studia pięknie zdane, ale wyhodowałam sobie anoreksję. Trwało to jakieś 3-5 lat, po skończeniu studiów przeszło w bulimię - kolejne 2-lata. Szybko zaczęłam pracę, ale nie w szkole, tylko gdzie się dało aby być samowystarczalną. Potem praca w szkole, przez pierwsze kilka lat miałam poczucie , że ja w szkole jestem tylko na chwilę , bo czuję że do niej nie pasuje. Ale w międzyczasie poznałam swojego obecnego męża, potem ciąża, ślub. Cieszyłam się, bo lekarze nie dawali mi szansy, że zajdę w ciążę. W końcu nadeszła propozycja abym objęła etat pedagoga. Zgodziłam się, choć się panicznie bałam, że sobie nie poradzę. Przed pracą musiałam wypalić papierosa. Na szczęście rzuciłam palenie zupełnie. Stres w pracy towarzyszy mi bardzo często. Jeszcze kilka lat temu stres spalałam poprzez sport: chodzenie na spacery, z koleżankami na kijki, ćwiczyłam w domu z Chodakowską. Zaczęłam intensywniej ćwiczyć gdy musiałam zająć się schorowaną mamą, zamieszkała ze mną, a ja czując że potrzebuje więcej krzepy przy opiece nad mamą zaczęłam ćwiczyć aby się wzmocnić. Mama zmarła 7 lat temu, pochowałam ją, siostra przyjechała tylko na chwilę na uroczystości pogrzebowe bo dostała przepustkę z ZK... W pracy bardzo dużo obowiązków i dochodziły nowe, bo się na to zgadzalam... Aby pokazać że nikogo nie zawiodę.nWtedy miałam pierwszy raz w życiu epizod ataki paniki. Nadeszła pandemia i pomyślałam że to nawet lepiej bo odpocznę od środowiska szkolnego, ale grubo się pomyliłam. W rodzinie- syn cały prawie dzień przy komputerze, ja zresztą też... Mąż który swoją frustrację zaczął wyładowywać na synu. Załamałam się, bardzo często w nocy płakałam, problemy ze snem. Po pandemii wróciliśmy do szkoły, nadeszły wakacje i myślałam że też wszystko wróciło do normy. Ale poczucie smutku i pustki wcale nie znikło, wrex narastało. Postanowiłam że zasięgnę pomocy u psychologa, bo mogą to być symtopmy depresji. Poszłam na 2 spotkania z psychologiem, ale właśnie wybuchła wojna na Ukrainie i dopadłanie myśl, że sobie coś wkręcam. Ludzie właśnie przeżywają prawdziwe dramaty, jest wojna a ja będę pieniądze na pierdoły wydawać, bo nie mam z kim porozmawiać. Więc terapię przerwałam. Już wtedy poważnie myślałam o zmianie pracy, czułam że to wypalenie zawodowe. Ale przecież gdzieś pracować trzeba, rachunki połacić. Poza tym inni majalą gorzej a ja się nad sobą użalam. Rok temu syn nie zdał w kl. 1 liceum, powtarza klase... To mnie trapi okrutnie dodatkowo. Jeszcze bardziej się utwierdzam w przekonaniu, że szkoła to nie jest miejsce dla mnie-jestem już szczerze zmęczona rozwiązywaniem problemów cudzych dzieci i ich rodziców. Gdy w wakacje widzę gdzieś skupisko dzieci to mam ochotę uciekać. Trzy lata temu zapisałam się na język niemiecki, bo chciałam go podszkolić abym miała lepsze perspektywę innego zatrudnienia. Ale gdzieś od kwietnia tego roku coś we mnie pękło: już nie mam siły się starać, porzuciłam niemiecki tłumacząc sobie że i tak nie odwaze się porzucić szkoły, bo przecież nic innego nie potrafię robić. Nie mam ochoty na sport, a o seksie już nie wspomnę, nie istnieje. Bardzo mało rozmawiam z mężem, z synem też nie zadurzo, bo twierdzi że nasze rozmowy i tak zawsze kończą się nagabywaniem go o naukę, odrabianie lekcji etc. Czuję pustkę, do pracy chodzę, wypełniam swoje obowiązki, dyrekcja cały czas mnie chwali za zaangażowanie a ja czuję że się za chwilę udusze. W nocy często myślę, że dobrze by było abym na coś poważnie zachorowała, wtedy odpoczelabym od szkoły. Boje się powiedzieć dyrekcji, że bardzo chciałbym skorzystać z urlopu zdrowotnego. Działam w trybie autopilota, nie pamiętam kiedy ostatnio szczerze się z czegoś cieszyłam. Nawet czytanie książek mi nie idzie, bo czuję że niewiele pamiętam z tego co przeczytałam. Dlatego też rzuciłam dalszą naukę niemieckiego, bo nic z tego nie pamiętałam. Jeszcze parę miesięcy temu syn często pytał: Mama, co ty taka smutna? Teraz już nie pyta, już mu to spowszedniało. Nie chcę aby taką mnie zapamiętał, przez to czuję że jako matka bardzo nawaliłam. Strecilam wiarę, straciłam sens, ot taka sobie przykra wegetacja...