Left ArrowWstecz
Czy można wyleczyć osobę, która swoją złość, wkurzenie wyładowuje na rzeczach (ściany, drzwi, prysznic) ?
Anna Łukawska

Anna Łukawska

Dzień dobry! 

Zrozumienie emocji jest trudnym procesem dla wielu osób, niemniej warto pamiętać, że możemy się tego nauczyć, zrozumieć mechanizm ich działania i jednocześnie być zdolnymi do ich kontroli. Z pewnością przydatna byłaby wizyta u specjalisty, z którym to można postarać się zrozumieć istotę problemu oraz poradzić sobie z nim. 

W razie pytań zapraszam do kontaktu. 

2 lata temu
Anna Martyniuk-Białecka

Anna Martyniuk-Białecka

To zależy - z czego to wyładowanie na rzeczach wynika? Jeśli to taka strategia, którą ta osoba wybiera mniej lub bardziej świadomie, aby poradzić sobie z napięciem i emocjami, a jest w takim stanie, że są dla niej dostępne inne możliwości/ sposoby, z których może skorzystać i może się ich nauczyć, to jak najbardziej może to zapoczątkować pewien proces zmian. Jeśli to natomiast wynik z niskiego funkcjonowania intelektualnego np. sprzężonych z głębokim zaburzeniem neurorozwojowym również są pewne techniki behawioralne, pozwalające na ich stopniowe wygaszenie. Trudno jednak zawyrokować dokładnie o efekcie. 

2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Co zrobić, kiedy narcyz karze mnie milczeniem od kilku dni? Jestem na skraju załamania nerwowego.
Co zrobić, kiedy narcyz karze mnie milczeniem od kilku dni? Jestem na skraju załamania nerwowego.
Czy ktoś może poradzić mi jak mam sobie poradzić z nieobecnością partnera, który wyjechał do pracy za granicę?
Witam. Czy ktoś może poradzić mi jak mam sobie poradzić z nieobecnością partnera, który wyjechał do pracy za granicę? Nie mogę przestać myśleć o nim, czekam na wiadomość od niego, siedzę w tel. cały czas i czekam, kiedy zadzwoni, kiedy ma przerwę w pracy i tak cały czas. To nie jest normalne przecież. Jak zajmuję się innymi rzeczami to i tak się boję, że on zadzwoni w tym momencie, a ja nie odbiorę, albo nie zobaczę smsa. Poradźcie coś proszę.
Jak żyć z niepewnością i radzić sobie z nerwicą lękową?

Witam. Chciałam zapytać, jak żyć z niepewnością. 

Leczę się na nerwicę lękową od dziecka. Pamiętam wiele sytuacji, w których nie wiedziałam, czy coś komuś zrobiłam złego, czy nie. Odwracałam się za ludźmi itp. Mam w głowie milion takich sytuacji, ale zawsze szlam na przód, co daje mi sile wierzyć w to, że wtedy musiałam coś czuć, w takim sensie, że może jednak miałam to poczucie, że nic jednak nie robię złego. 

Tak czy siak, ta niepewność jest wykańczająca.

Wyleczyłam się ze strachu lekami, w takim sensie, że teraz się nie boję, idąc ulica i mijając ludzi, że im coś robię, ale za nic nie jestem w stanie przypomnieć sobie, jak było kiedyś.

Dlaczego odpuszczałam, żyłam dalej nie uciekałam przed policja, co w ogóle czułam, kim byłam, czy wtedy to tez była tylko choroba pamiętam np. skutek ze szlam i się balam, ale nie mogę dać teraz gwarancji, że wtedy faktycznie tylko szlam.

W zasadzie na nic nie mogę dać gwarancji, do tego stopnia, że nawet jak by ktoś powiedział, że od dziecka zabiłam wiele ludzi to ja nie czułabym się za to w tym momencie odpowiedziałam, bo ja nie wiem nic, pamiętam 1 % życia. Pomaga mi tylko bezgranicznie ufanie sobie, ale ja nie wiem, tak na prawdę, jak było

Mam chorą onkologicznie rodzinę, jestem przerażona tym, że będę musiała pożegnać się ze wszystkimi, których kocham.
Mam 53 lata, mam męża, jest sporo starszy, jesteśmy szczęśliwi, ale niestety nie mogliśmy mieć dzieci, ostatnio strasznie się boje, moi rodzice są onkologicznie chorzy, mój mąż też, oczywiście się leczą, ale zdaje sobie sprawę, że będę musiała przeżyć odchodzenie wszystkich, których kocham, nie mam prócz nich nikogo, w pracy mam znajomych, ale wszyscy są zabiegani , mają swoje dzieci, sprawy, rodziny, często nawet nie mają czasu na rozmowę przez telefon . Z rodziny mam siostrę, ma swoją rodzinę i żyje za granicą, nie wiem jak radzić sobie z lękiem, narazie udaję przed sobą , że jest ok, ale tak nie jest.
Nie potrafię wybaczyć sobie nieskończonych studiów. Ze względu na szansę, którą miałam kiedyś, zasoby, predyspozycje.
Nie skończyłam studiów (beznadziejnie łatwych, które można było przejść bez wysiłku). Czuję się z tym "niepełnie" i źle. X lat temu założyłam sobie, że zrobię karierę naukową. Rzekomo miałam ku temu predyspozycje w wybranej dziedzinie. Niestety - trwale podkopał mnie warunek z jednego przedmiotu. Moi znajomi nic o tym nie wiedzą, wszyscy myślą, że mam tytuł magistra. Od lat wydaje mi się, że nie zasługuję na szczęście. Nie, nie pójdę na studia w późniejszym wieku. Po pierwsze uważam, że jestem na nie za stara (nie, nie przekonują mnie historie, że ktoś tam w wieku 50 lat skończył studia. To mnie wręcz dobija). Po drugie nie mam ku temu zasobów. Po trzecie nie mogę wybaczyć sobie tego, że nie wykorzystałam szansy będąc jeszcze na utrzymaniu rodziców. Co mam z tym zrobić? Jak z tym dalej żyć?
Czy to była próba samobójcza?
Czy to była próba? Może to dziwne, jednak myślę o tym i się zastanawiam cały czas co to miało być. Od dawna cały czas mam ochotę zniknąć, coraz częściej myślę o tym, żeby pociąć sobie żyły, żeby umrzeć. Jeszcze jakiś czas temu przez ok. 4 miesiące miałam problemy z sh. Mam całe pocięte łydki/kostki, a o ręce to już się nie wypowiem. Masakra, rana na ranie. na początku to robiłam, żeby sobie ulżyć/ukarać się/wyładować emocje (tłumie je w sobię, a krzyczenie w poduszkę czy rysowanie czegokolwiek mi jakoś nie specjalnie pomaga), jednak później nie zależnie od humoru/dnia/emocji jakie mi towarzyszą/sytuacji czułam cały czas pokusę cięcia się i nie patrząc na konsekwencje po prostu to robiłam. Tak jakby mi coś w głowie mówiło, że tak trzeba. Moja mama zobaczyła moje rany i blizny, obiecałam jej że tego nigdy więcej nie zrobię, ale co z tego jeśli cały czas "fantazjuje" o tym, że się tnę. Jakiś czas temu zrobiłam sobie bardzo dużo kresek za jednym razem, myślałam wtedy co by było jakbym się wykrwawiła, jakie to uczucie, chciałam zniknąć, usunąć się z świata, ale nie miałam na tyle odwagi żeby to wtedy zrobić. Rany głębokie i krwi poszło dość dużo. Nawet nie było mi słabo, czułam jedynie obrzydzenie do siebie. Chciałabym to powtórzyć, tyle że skutecznie, ale obiecałam ://
Jestem niespokojna-wybuchowa, zmienna, wiecznie zmieniam pracę i miejsce zamieszkania. Nie potrafię podjąć hobby czy być konsekwentną, bo rozpiera mnie różnorodność emocji. Nie radzę sobie.
Od kilku dobrych lat, od kiedy wyprowadziłam się z domu, cały czas się przeprowadzam. Ciągle zmieniam pracę. Jedyne co stałe to (o dziwo) mąż, za którego wyszłam dosyć spontanicznie, ale mam niezawodną intuicję i według mnie to jest to coś na całe życie. Brakuje mi cierpliwości, często płaczę, wybucham, nie mogę opanować złości. Nastrój mam bardzo różny i bardzo szybko się zmienia, zauważyłam to mniej więcej po 20 rż, mam 26 lat, z każdym rokiem mam wrażenie, że coraz bardziej tracę nad sobą i swoimi emocjami panowanie. Nie potrafię rozwinąć żadnego hobby, poddaję się przy pierwszej próbie. Nie wiem co o sobie myśleć, nie potrafię siebie opisać, mam wrażenie, że jestem bardzo różna albo nijaka. Nie wiem o co chodzi, ale moje zmienne nastroje i ciągła złość wywołana też moja niekonsekwencją znacznie utrudniają mi życie (mimo wszystko burzliwy związek, czasem jestem nieznośna i mam tego świadomość, ale nie potrafię się opanować w danej chwili) zarówno uczuciowe, ale zwłaszcza zawodowe. Pociągają mnie różne rzeczy, mam dużo pomysłów, których nie realizuję lub robię to w małym stopniu. Szukam rozwiązania, które pomoże żyć mi normalnie. Na tę chwilę sama się ze sobą męczę.
Chce mi się płakać z byle powodu - czy to normalne?
Czy to normalne że z byle powodu chce mi się płakać? Nigdy tak nie miałem. Ciężko mi się odnaleźć z takiej sytuacji. Smutek i rozżalenie utrzymuje się już od jakiegoś tygodnia
Brak poczucia szczęścia i satysfakcji, trudności w nawiązaniu głębszej znajomości, proszę o wsparcie.
Dzień dobry. Jestem gejem, mam problem - podobają mi się wszyscy chłopcy w wieku 18-23 lata, nie mogę się zdecydować na jednego .Co robić ? Dodatkowym problemem jest mój fetyszyzm, najchętniej ukradłbym im wszystkim skarpetki, bokserki, dres,y buty itp. wiem, że to niemożliwe i tak nie wolno. Następnym problemem jest to, że nigdy nie osiągam zadowolenia, jak coś sobie kupię czy dostanę, czy wygram, tak jakbym miał wyłączony syndrom szczęścia .W 2017 umarł mi chłopak, który mnie zdradzał a byłem z nim wiele lat, może dlatego. Dodatkowo obawiam się chorób i śmierci codziennie. Kiedyś miałem myśli S, teraz mam odwrotnie -strach przed chorobą, śmiercią, wypadkiem. Chyba mam bardzo dużo zaburzeń, nie wiem czy ktoś jest w stanie mi pomóc. Czasem myślę, że dobrze się stało, że mój były zmarły chłopak miał HIV i AIDS i mnie zdradzał, bo widocznie nie byłem na tyle dobry, by był zadowolony... Ale twierdził, że mnie kocha. Nie zaraził mnie, jestem zdrowy, tyle mogę mu dziękować.Teraz boję się już wchodzić na czaty i kogoś poznawać, bo nie ufam już ludziom, na wszystkich patrzę przez czarne okulary .Nadal mi się podobają na ulicy chłopaki, ale tylko kończy się na patrzeniu, boję się, że sam zostanę na zawsze . Doradźcie mi, co mam robić, jak mam się zachowywać i czy mam jakieś choroby, problemy ?Pozdrawiam . Chodziłem do psychologa, odbyłem 25 wizyt, na krótko było lepiej, proponowali leki czy szpital, ja nie chciałem, obawiałem się stygmatyzacji, że nie znajdę pracy, ludzie się dowiedzą. Itp Po 7 latach od śmierci chłopaka trochę się poprawiło, ale nadal nie jest tak, jak być powinno.
Witam, aktualnie jestem kilka lat po dwudziestce, nie mam praktycznie żadnego doświadczenia z pracą.
Witam, aktualnie jestem kilka lat po dwudziestce, nie mam praktycznie żadnego doświadczenia z pracą. Praktycznie od wejścia w dorosłość cierpię na depresję, stany lękowe i przede wszystkim fobię społeczną (to akurat mam od dzieciaka). Mam dwie lewe ręce do wszystkiego, brak pewności siebie, żadnych umiejętności. Mieszkam w małej miejscowości, gdzie trudno jest znaleźć pracę, nie posiadając doświadczenia. Chciałbym w końcu być niezależny finansowo, zaoszczędzić trochę pieniędzy i przy okazji móc wydawać na potrzebne mi rzeczy, po prostu chciałbym zacząć żyć jak człowiek... nie daję sobie już z tym psychicznie rady, nie mam żadnego wsparcia. Nie wyobrażam sobie pójścia do pracy z grupą ludzi, nowego miejsca, uczenia się wszystkiego, kontaktu z ludźmi. Marzy mi się coś swojego i praca przez internet. Od pewnego czasu chodzę do psychologa, ale nie pomaga mi to w żaden sposób. Sama myśl o tym, że miałbym gdzieś złożyć CV, sprawia, że się stresuję. Nie wiem, co mam ze sobą zrobić, czas ucieka i chciałbym w końcu zacząć żyć jak człowiek. Nie mam kompletnie nic, a przez lata, które uciekły, mogłem mieć wszystko, czego potrzebuję i na pewno bym sporo pieniędzy odłożył, myśl o tym dołuje mnie jeszcze bardziej :(
Czuję, że mam posypane życie, czuję się niepotrzebna na świecie. Nie chcę cierpieć, nie chcę depresji.
Witam, Od dłuższego czasu mam silne lęki i ciągły niepokój, że nie ogarnę życia, nie radze sobie ze stresem i ze zmianami, a tych w życiu miałam już bardzo dużo, może zbyt dużo. Mam 40 lat, przeszło 10 lat mieszkałam za granicą, aktualnie od 6 lat mieszkam w PL, jestem samotna, nie mam dzieci, mam kredyt, mój związek rozpadł się 10 lat temu, a ostatnio podjęłam decyzję o odejściu z pracy, którą lubię, ale przez ciągłe reorganizacje w dziale nie wytrzymuję psychicznie. Poza tym mam ciągłe poczucie, że się do niczego nie nadaję i że nie jestem wystarczająca i dość dobra, przez to odczucie, nie umiem stworzyć żadnej relacji z nikim, wręcz unikam ludzi, spotkań, unikam kontaktów, mam nieustające i męczące odczucie, że przeszkadzam wszystkim i że beze mnie będzie lepiej i współpracownikom i mojej Rodzinie. Nie jestem w stanie zmienić toku myślenia, choć staram sie udawać, że wszystko jest w porządku, neguje każde dobre słowo powiedziane i uważam je za kłamstwo i ironię, jestem chorobliwie podejrzliwa i nieufna. Wszystko to o czym piszę, zaczęło narastać na przestrzeni ostatnich 2-lat i jest coraz gorzej, czuję też, że jest to związane z Firmą w której obecnie jeszcze pracuję. Doszły do tego też dolegliwości somatyczne (tak myślę ponieważ wyniki mam w normie), mam problemy kardiologiczne, dusznosci, źle sypiam, miewam obrzęki i problemy ze skórą i włosami. Strach przed zmianą jaja mnie czeka gdy odejdę z firmy, spowodował u mnie silny atak paniki, ktorego wcześniej nie doświadczyłam, objawiał się panicznym strachem przed tym, że sobie nie poradzę i nie znajdę pracy i zostanę z długami i z tym jak bardzo zawiodłam bliskich itd.itp. Było to tak silne uczucie niepokoju, jakiego jeszcze nie miałam, nie mogłam znaleźć sobie miejsca, zaczęłam jeść kilka rodzajów tabletek aptecznych na uspokojenie, bez nich, to uczucie ciągle wraca... Nie mam i nie bylo u nas w rodzinie chorób psychicznych, wręcz przeciwnie, rodzeństwo mam idealne, oczka w głowie Rodziców od najmłodszych lat, mają już własne Firmy i są stabilni. W domu, zawsze ja byłam tym dzieckiem, które sprawiało najwięcej kłopotu i do tego było wpadką. Ale nie doszukuję się swoich problemów w dzieciństwie, bo nie mogę na nie narzekać,poza tym było by to zbyt proste, zwalić problemy na dzieciństwo i Rodziców. Myślę, że to w mojej głowie coś się psuje wbrew mojej woli. W życiu zawsze najbardziej bałam się depresji i alkoholizmu.
Córka ma lat 11, jest bardzo dojrzała jak na swój wiek, zachowuje się, ubiera i maluje jak 16-17 latka
Córka ma lat 11, jest bardzo dojrzała jak na swój wiek, zachowuje się, ubiera i maluje jak 16-17 latka, w głowie raczej na 11 lat. Konflikt z ojcem, ignoruje go, często powtarza, że nienawidzi. Z premedytacją robi mu na złość. Często straszy mnie, że zrobi sobie krzywdę. Gdzie się udać po pomoc, co robić, jak z nią rozmawiać?
Mama nie chce żyć, a ja nie potrafię się z tym pogodzić. Jak ją wspierać?

Moja mama 61 lat. Kobieta alkoholiczka z depresją. Uparta, nigdy nie chciała chodzić do lekarza. A gdy już poszła ukrywała prawdę. Nie chodziła na zlecone badania i usg. Aktualnie w szpitalu. Trzęsie się jej całe ciało. Kiedyś tylko ręce. Gdy chodzi to upada. Zanikają jej mięśnie. Tak alkohol wyniszczył jej organizm. Stwierdzili chorobę polineuropatia. Narządy wewnętrzne masakra. Najgorzej wątroba. Ma żółtaczkę. Nie trzyma kału. Ona nie chce żyć. W szpitalu podają jej silne leki. Po nich wygląda jakby była nieobecna, wyciszona. Patrzy tylko w okno. Nie rozmawia. Patrząc w okno płacze. Nie chce naszej pomocy. Powiedziała, że pie**oli ją to życie. Lekarze mówią że, jedną nogą jest w grobie. 

Nie wiemy jak z nią rozmawiać. A mnie serce boli, że jest tak nieszczęśliwa, że nie chce żyć. Jak ją wspierać? Zachęcić by walczyła o siebie? Ma małe wnuczki, zawsze powtarzała, że żyje dla wnuczków. A teraz nawet i to ją nie cieszy. Lekarze mówią, że po wyjściu ze szpitala, żeby oddać ją na zamknięty odwyk. Ona nigdy się na to nie zgodzi. Jest zła, że o nią walczymy. Nie radzę sobie z tym. Jestem załamana. Ona chce poprostu umrzeć, a ja nie potrafię się z tym pogodzić.

Bez powodu od jakiegoś czasu wpadam w nerwy
Witam, od jakiegoś czasu wpadam w nerwy bez powodu. Mam 36 lat. Niedawno oświadczył mi się chłopak. Mam córkę 14-letnia, którą wychowuje. Niby wydaje się, że nie powinnam mieć tych nerwów a przychodzą nie wiadomo skąd... Trochę mnie to martwi bo nie wiem skąd one przychodzą zastanawiam się nad tym, czy udać się do jakiegoś terapeuty... Czy to coś pomoże mi ...
Mój chłopak ma depresje - jak mogę mu pomóc?
Jestem w związku 5 lat, mój chłopak po raz 3 przechodzi przez depresję, powtarza że ma kryzys w związku, chce nas ratować ale nie wie jak. Gdy zapytałam że nie potrafię zrozumieć problemu pomiędzy nami to powiedział że problemem są jego uczucia. Przy wcześniejszej depresji było podobnie, chodził na terapię i wyszedł z tego. Teraz też chodzi na terapię ale chyba teraz jest o wiele ciężej. Czuję się bezsilna, co mam robić? To jest najważniejsza osoba w moim życiu
Dzień dobry, wiem że potrzebuję pomocy, jednak brakuje odwagi. Problemy mam od lat, prawdopodobnie spowodowane trudnym dzieciństwem. Jestem osobą bardzo emocjonalną, niestety pojawiają się wybuchy agresji, ponieważ nie radzę sobie z problemami, zdarzają się także niebezpieczne zachowania np. gdy się denerwuję potrafię wsiąść do samochodu i jechać jak opętana, a najgorsze w tym wszystkim jest to, ze później tego nie pamiętam lub pamiętam jak przez mgłę. Często też uciekam w używki, gdy nazbiera się wenie zbyt dużo emocji sięgam po alkohol i narkotyki. Jest lepiej niż było, jednak wciąż mam wrażenie, ze nie kontroluje w pełni nad tym co robię w nerwach czy smutku. Nie potrafię żyć sama, nienawidzę własnej osoby i uważam, że jestem osobą bezwartościową. Nie widzę przyszłości, żyje przeszłością i teraźniejszością. Jest ktoś komu bardzo chciałabym pomoc, a mianowicie mój partner, ale boję się że go zranie lub stracę przez swoje zachowanie... Boję się pójść do lekarza, ponieważ jestem uzależniona od leków. Nie wiem już co robić, mam wrażenie że straciłam życie, że po prostu przegrałam.
Witam. Rozstałam się z dziewczyną, ciągle o niej myślę, chciałabym przestać.
Witam. Rozstałam się z dziewczyną, ciągle o niej myślę, chciałabym przestać. Pije 3 tydzień alkohol, czasem też nie mam ochoty żyć.
W żałobie po mamie nie jestem w stanie zaakceptować nowego związku ojca. Dla mnie jest to dobre, jednak ojciec uważa, że jestem złą córką.
W zeszłym roku zmarła moja mama.Jestem osobą dorosłą. Mój ojciec szybko związał się z inną kobieta, twierdzi, że nie chce być samotny. Nie popieram tego, ale też nie zabraniam, powiedziałam mu, żeby robił co chce i co uważa za stosowne. On uważa, że w ten sposób nie interesuje się jego życiem. Nie jestem w stanie poznać tej kobiety, nadal jestem w żałobie po mamie. Czy jestem złą osobą,ponieważ nie chcę poznać nowej partnerki ojca? Zawsze patrzyłam na uczucia innych, ale teraz uznałam, że muszę patrzeć na moje uczucia. Mój ojciec nawet nie próbuje tego zrozumieć.
Partnerka unika, boi się, nie pozwala się sobą zaopiekować przez traumę, którą przeżyła. Jak jej pomóc?
Witam, Moja dziewczyna Wiktoria ma dość głęboki problem. Ona nie chce iść do psychologa a chcę jej jakoś pomóc. W skrócie obwinia się za śmierć matki .Obie w tym samym czasie miały nowotwór uwarunkowany genetycznie. Wiktoria była zdiagnozowana a jej mama nie była. Mama Wiktorii ciągle się nią zajmowała w szpitalu i zaniedbała swoje zdrowie na rzecz córki Dziś Wika uważa, że to przez nią jej mama nie żyje. Przez tą traumę nie umie wejść w związek, bo po czasie, gdy zauważa, że komuś na niej zależy i że o nią dba, odsuwa się i dystansuje. Ponieważ podświadomie myśli, że to samo, co spotkało jej mamę spotka też jej partnera W tym przypadku mnie. Podświadomie myśli, że przez nią będę cierpiał .Bo jej mama zmarła, bo się nią opiekowała i mnie też czeka coś złego, bo o nią dbam. Ten mechanizm obronny w jej mózgu powoduje negatywne myśli, które ją odpychają ode mnie Druga sprawa, o której się dowiedziałem to, że nie szanuje siebie samej i nie zależy jej na jej zdrowiu . Mówiła też, że jedyne co trzyma ją przy życiu to jej dwa pieski .I że czasem myśli o skończeniu życia, ale nie chce się zabijać, bo było by przykro jej rodzinie. Nie wiem, jak mam jej pomóc, ale jakoś muszę Chcę być przy niej, bo ona też chce tylko myśli jej przeszkadzają. Udało mi się jej tylko wytłumaczyć, dlaczego tak ma, że gdy ktoś zaczyna się o nią starać to ona ucieka i miała tak już kilka razy w życiu. Dopiero mi udało się odkryć, czemu tak ma, więc chcę jej pomóc, bo ona nie chce iść do psychologa Przekonałem ją, że jej pomogę i że będę przy niej i że ma dla kogo żyć i tak dalej. Ale nie wiem, co mam robić dalej Przekonałem ją, żeby nie uciekała, bo zawsze będą ją męczyć te myśli i że musimy to we dwoje jakoś naprawić - to jej myślenie. Na dodatek ma małą pewność i wartość siebie Ciągle za wszystko przeprasza, bo się boi, że ktoś poczuje się przez nią źle Ma również dziwne odruchy, nie wiem jak to nazwać. Jest jakby strachliwa, gdy ktoś zrobi nawet mały ruch albo spadnie jej trochę włosów na brwi to tak jakby ją to przeraża, że aż odskakuje. Czasem, sporadycznie, ale nasila się z ilością stresu . Rok temu, gdy była w Niemczech miała załamanie, zamknęła się w sobie i się cięła Tak dała upust swoim emocjom.
Problemy ze zdrowiem fizycznym jeszcze bardziej zaostrzyły trudności psychiczne.
Potrzebuję gdzieś wyrzucić z siebie... wszystko... Znowu mam myśli, że w zasadzie nie mam ochoty żyć, nie chcę też umierać, ale nie jest mi łatwo. Od wielu lat walczę o swoje zdrowie psychiczne, ale zawsze pojawia się coś, co mi je niszczy. Zazwyczaj zdrowie fizyczne, a raczej jego brak i inne problemy. Już było dobrze, realizowałam swoje plany, czułam się szczęśliwa, ustabilizowałam swoje życie i miałam ambitne plany względem wyjazdów czy szukania związku. I oczywiście coś musiało we mnie strzelić. Gdyby to była tylko rzecz na chwilę, wyleczyłabym się i ruszyła dalej, ale tak nie jest i najgorsze, że nieustannie te złe rzeczy na mnie spływają. Najpierw zaczęło się od problemów z wyrastającą 8, potworny ból, nieprzespane noce, do tego ciężka sytuacja w pracy, a kiedy już ją usunęłam i myślałam, że wszystko będzie ok, to nie... tu inny ząb do leczenia, miesiąc po usunięciu, a dalej czuję ból, nie mogę poruszać szczęką, lekarz mi nie pomoże, kolejna dawna silnych antybiotyków i zalecenie fizjoterapii, która kosztuje od groma. Już nie wspomnę o samych kosztach, jakie ostatnio poniosłam. I najgorsze, że wcale nie jest lepiej, przez osłabienie pojawiły się kolejne choroby. Jestem zmęczona, nie jestem w stanie nic robić, pójść na siłownię itd., do tego dochodzi samotne znoszenie tego wszystkiego. Nie jestem w związku, znajomi mają swoje życie, nawet nie mają czasu się ze mną spotkać. Płaczę w samotności i czuję bezsens tego wszystkiego... I jedyne, co słyszę to to, że "inni mają gorzej" albo że "trzeba mieć nadzieję, że będzie lepiej", a ja tę nadzieję straciłam :(