Czy to normalne i zdrowe, że partner sam z kolegami wybiera się na wyjazd się zabawić? Kiedyś tego nie lubił.
anonimowo

Sebastian Macyszyn
Dzień dobry,
Nie potrafię powiedzieć, co jest normalne, a co nie, bo to jest moja opinia a nie istnieje prawda obiektywna, bo każdy/a z nas będzie miał/a swoją prawdę i swój sposób funkcjonowania. W tej sytuacji myślę, że warto byłoby poprzyglądać się waszej relacji, porozmawiać o swoich potrzebach. Człowiek z biegiem czasu może się zmieniać, Twój partner jest tak samo człowiekiem jak i Ty i być może nastąpiła zmiana w nim/jego zachowaniu, która motywuje go do większego imprezowania. Nie zawsze musi się kryć coś w tle, niekiedy to stagnacja jest wystarczającym napędem do ruchu :).

Dominik Kupczyk
Dzień dobry,
Zmiany w zachowaniu partnera, jak chęć spędzania czasu z przyjaciółmi, mogą budzić niepokój. W każdym związku istotna jest indywidualność i różnice w oczekiwaniach. Kluczowe jest otwarte komunikowanie się i wzajemne szanowanie potrzeb. Niezależność w związku jest ważna, ale powinna być zrównoważona z zaufaniem i wzajemnymi ustaleniami. Pani obawy i uczucia w tej sytuacji są ważne. Rozmowa z partnerem o Pani uczuciach i oczekiwaniach może przyczynić się do lepszego zrozumienia jego motywacji i wypracowania kompromisu. Warto też zastanowić się nad źródłem Pani niepokoju – czy to kwestia zaufania, czy obawa przed zmianą w związku.

Barbara Bryzek
Dzień dobry,
odpowiedź na pytanie, czy coś jest normalne, bardzo zależy od tego, co jest normalne dla danej relacji. Na co się umawiamy, godzimy, co akceptujemy - a czego nie.
Wyobrażam sobie, że stawianie drugiej dorosłej osobie zakazów wprost może być trudne w odbiorze, nikt nie lubi, jak się mu mówi, co ma robić.
Jednocześnie odnoszę wrażenie z Pani wypowiedzi, że za Pani próbą postawienia zakazu stoi Pani jakaś potrzeba, obawa, być może lęk, który warto zlokalizować, nazwać, zaopiekować i zakomunikować drugiej stronie w sposób możliwie jak najbardziej osadzony w komunikacji nieprzemocowej, (tzw. NVC.).
Nie zawsze jest tak, że potrzeba wyjazdu z kolegami czy koleżankami musi kryć za sobą złe intencje czy zagrożenie dla relacji, dla wielu relacji właśnie wolność oparta na zaufaniu jest tym, co stanowi jej fundament. Stąd pytanie o normę jest niezwykle subiektywne ;-).
pozdrawiam
Barbara Bryzek
psychoterapeuta, interwent kryzysowy

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Cześć, mam dość nietypowy i niepokojący problem w moim małżeństwie, który wywołuje u mnie coraz większy niepokój.
Od kilku miesięcy moje życie seksualne z żoną stało się bardzo dziwne. Zaczęło się od tego, że zauważyłem, że podczas stosunku zaczynam widzieć… inne twarze, nie mojej żony, ale zupełnie obcych osób. Na początku myślałem, że to tylko moja wyobraźnia, ale z biegiem czasu te obrazy stały się coraz bardziej wyraźne i zaczęły towarzyszyć mi przy każdej próbie zbliżenia. Czasami nawet słyszę w głowie ich głosy, które komentują to, co się dzieje. To nie tylko przeszkadza w relacjach z żoną, ale zaczynam czuć, jakby moje ciało miało dwa umysły – jeden, który chce być z żoną, a drugi, który domaga się, żebym miał relacje z kimś innym. To zjawisko stało się tak intensywne, że w pewnym momencie zacząłem udawać przed żoną, że wszystko jest w porządku, ale w rzeczywistości mam wrażenie, że moje pragnienia seksualne nie są już kontrolowane przeze mnie. Zaczynam mieć poczucie, że nie jestem w pełni obecny w moim małżeństwie, a moje ciało robi rzeczy, których nie chcę. Czy to oznacza, że mam jakieś zaburzenia tożsamości, czy może coś głęboko niepokojącego dzieje się z moimi pragnieniami? Jak poradzić sobie z tym, że czuję, jakbym miał dwie osobowości w jednym ciele?
Jestem od blisko 3 lat w związku, oboje jesteśmy świeżo po 40. Od przynajmniej pół roku moja partnerka ogranicza nasz wspólny czas. Nie mieszkamy razem. Ja dopiero niedawno dorosłem do poważnej relacji i zaangażowania się na 100%, założenia rodziny itp. Ale ona nie chce się spotykać na weekendzie, a jeżeli już do takiego spotkania dochodzi to rzadko i raczej krótko. Odpowiedzią na pytanie, dlaczego nie ma czasu, jest wymówka, że nie ma sił/źle się czuje, albo ma gości. Oczywiście w to nie wierzę. Gdyby taka sytuacja miała miejsce raz czy dwa jak najbardziej, jest to prawdopodobne, ale nie da się w to wierzyć, gdy słyszysz to regularnie od dłuższego czasu. Z jej strony jednak wychodzą inicjatywy wspólnych spotkań, wyjść, ale gdy dochodzi do terminu wyjścia, oznajmia, że nie może. Najczęściej nie czuje się dobrze, albo dopiero co wróciła do domu. Jak wyżej nie wierzę jej. Próbowałem, jak na razie łagodnie, z nią o tym rozmawiać. Powiedziałem, że czuję się odtrącony faktem, że planujemy wspólnie spędzać czas, ale jak co do czego to jej nie ma. Nie pamiętam czy użyłem słowa "ucieka", możliwe, ze się powstrzymałem. Zapytałem wprost, czy boi się czegoś, czy ma dosyć mojego towarzystwa lub, czy są inne powody (nie powiedziałem ktoś inny, bałem się przegiąć.). Zaprzeczyła i włożyła w to sporo uczucia. Obiecała, że postara się mnie mocniej zaangażować w swoje życie. Na razie czekam na egzekucję tych słów. Za mało czasu upłynęło, aby dało się to zweryfikować. Ale mieliśmy już zaplanowane kolejne wspólne wyjście. Znowu się w ostatniej chwili z niego wywinęła. Widujemy się regularnie na tygodniu wieczorami, gdy odbieram ją z pracy. Nie mieszkamy razem, mieszkamy niemal obok siebie. Mamy wtedy max. półgodzinny spacer. Raczej jest żywiołowa i chętna do rozmowy, ale w ostatnich dniach jest jakby bardziej przygaszona. Raczej tylko w takich okolicznościach jest mi dane z nią się widzieć. Jeszcze udaje się ją wyciągnąć na tygodniu ją na spacer, jeżeli powiem, że chcę pogadać. Ale nie robię tego zbyt często. Chodzimy za rękę, całujemy się, ale czuję w tym jakaś nieobecność. A może strach? Jestem gotów odejść, głównie dlatego, że zdrowie mi mówi, że nie warto cierpieć. Na razie jeszcze nie jestem na etapie pełnego pogodzenia się z tą decyzją. Pewnie potrzebuję jeszcze kilku dni, aby przetrawić sprawę, pogodzić się z własnym wyborem i rozstać w najmniej bolesny dla obojga, ale też stanowczy sposób, jaki jest możliwy. Nie dlatego, że wierzę, że będzie lepiej, bo nie wierzę, ale dlatego, że chcę załatwić sprawę z szacunkiem do niej, nawet jeżeli ona traktuje mnie jak śmiecia. Zadać sobie ten trud, a nie iść po najmniejszej linii oporu i napisać jej sms-a "Zrywam z Tobą". Ale zanim odejdę przedewszystkim chcę porozmawiać, co doprowadziło do takiego stanu. Kiedy i w jakich okolicznościach zaczęło się psuć? Jak pogodzić oba problemy? Czy odpuścić i odejść z podkulonym ogonem, jeżeli nie będzie chciała poważnie porozmawiać?
Czy codzienny seks, czasem trwający dwie, nawet trzy godziny – namiętny, intensywny – a także potrzeba bliskości w środku nocy, przytulania się, bycia blisko, to forma wyrażania miłości i uczuć? Jestem w małżeństwie i zastanawiam się, czy to wszystko świadczy o głębokim przywiązaniu.
Podczas zbliżeń mąż czasem daje mi klapsa w pośladki – czy to oznacza, że go to podnieca, czy raczej jest to sposób na wyrażenie emocji, uczuć? Zdarza się też, że kiedy gdzieś razem wychodzimy, potrafi mnie klepnąć albo złapać krocze.
Mi to odpowiada, bo odbieram to jako znak, że mu się podobam, że wciąż mu się podobam fizycznie, że moje ciało go pociąga – i że mnie kocha. Ale czasem się zastanawiam – czy to rzeczywiście jest taka forma wyrażania miłości, czy może ma też inne znaczenie?