
Partner przekracza granice, obraża mnie, wytyka. Czy ja przesadzam?
Ewa
TwójPsycholog
Dzień dobry Ewo,
odpowiadając na Twoje pytanie - nie, nie jesteś zbyt wrażliwa. Na początku chciałabym również pogratulować Ci świadomości tego, skąd brały się Twoje przeszłe zachowania i decyzje- dokładnie tak, jak mówisz, dzieciństwo ma ogromny wpływ na późniejsze funkcjonowanie, a dorastanie w dysfunkcyjnej rodzinie szczególnie może je zaburzać. W relacjach jednym z ważniejszych aspektów wydaje się być wzajemny szacunek. Zostały przekroczone pewne Twoje granice osobiste. Czy potrafisz je nazwać? :)
Słowa “na twoim miejscu(…)” nie powinny mieć miejsca wobec nikogo. To, że reagujesz na przekroczenie swoich granic, nie oznacza, że czegoś nie przepracowałaś - wydaje się być wręcz przeciwnie. Słowa dot. własności nie są na miejscu, ponieważ uprzedmiotowienie jest formą przemocy psychicznej. Cieszy mnie, że reagowałaś na wyrażenia, które Cię obrażały. Pamiętaj, że nie odpowiadasz za reakcje i postrzeganie partnera.
Piszesz, że dla partnera najważniejszy jest wygląd. Czy Twoja potrzeba pracy nad samooceną wynika dokładnie z tego faktu? Czy to jest Twoja potrzeba, czy partnera, byś w jakiś sposób się zmieniała? Zachęcam do refleksji i szczerej rozmowy z partnerem na temat tego, co Mu komunikowałaś, jak i dalej chcesz zakomunikować.
Ważne byśmy budowali taką relację, jaką chcemy budować. Relacja nie powinna zaburzać funkcjonowania. Zachęcam do refleksji na ten temat oraz konsultacji z psychologiem_żką - możecie wspólnie przepracować to, co się wydarzyło w trakcie związku oraz zastanowić się nad dalszymi krokami :)
Trzymam kciuki.

Zobacz podobne
Witam. Od miesiąca jestem w związku ze świetną dziewczyną, z którą rozumiemy się bez słów i oboje uważamy, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Jak się poznawaliśmy to dowiedziałem się, że jest ofiarą przemocy seksualnej. Mimo to czuła się przy mnie bezpiecznie i jakiś czas temu doszło między nami do pierwszej inicjacji seksualnej. Oboje tego chcieliśmy, to było nagłe, ale byliśmy z tego zadowoleni. Po niemal tygodniu widzieliśmy się i mi uświadomiła, że to nie moja wina, ale po prostu nie czuje się bezpiecznie, kocha mnie, ale aktualnie ma doła. Ewidentnie jakikolwiek dotyk jest dla niej bolesny emocjonalnie i niekomfortowy. Martwię się o nią, bo jest załamana. Kocha mnie, a ja nie chcę jej stracić. Wiem, że chodzi do terapeuty w Warszawie i pomogło jej to bardzo, a ja od jej traumy jestem pierwszym mężczyzną i po prostu boję się, że relacja się zakończy mimo miłości. Co mam robić? Czy należy dać jej czas i wszystko samo wróci do normy? Potrzebuję rady.
Witam,
mój problem od zawsze i źródło wiecznych sprzeczek z mężem. Pochodzę z rodziny, gdzie ojciec nie miał kolegów, nie wychodził na przysłowiowe piwo. Mama też nie, nie pracowała.
Wyszłam za mąż ponad 10 lat temu. Mąż domator.
Czasami były jakieś wyjścia z pracy, ale zazwyczaj nie chodził, bo ja nie chciałam. Im dalej w naszym małżeństwie, tym większy problem się z tego zaczął robić. To nie tak, że wcale nie chodził. Chodził, ale rzadko i po naszych sporych kłótniach.
Czasami trzymałam go i płaczem prosiłam, żeby nie wychodził.
Po skończeniu magicznej 40stki coraz częściej zaczął mówić o tym, że chce mieć czas na własne hobby, że ma prawo wyjść ze znajomymi, że się stresuje jak ma mi powiedzieć o jakimś wyjściu itd. Oprócz wyjazdów służbowych i wyjść tu na miejscu doszły teraz spotkania ze znajomymi z rodzinnego miasta.
Na wszystkie chce pójść, pojechać itd.
Obecnie jest to coś, co myślę, że doprowadzi do naszego rozstania, ponieważ ja już psychicznie nie jestem w stanie tego udźwignąć. Tego napięcia, że zaraz przyjdzie i znowu będzie chciał gdzieś wyjść. A dodam, że chodzi na boks kilka razy w tygodniu, wiec ma swój czas poza domem.
Z czego wynika moja postawa? Z domu? Z tego, że u mnie w rodzinie nie ma takich problemów? Z tego, że moi rodzice uważają, że jak ktoś wychodzi wieczorem, to zdradza? Że nie wypada, bo ma żonę i dzieci to po co ma się szlajać.
Z tego, że sama jeździłam na wiele wyjazdów służbowych i widziałam, co tam się dzieje. Wreszcie z tego, że on stawia te wyjścia ponad nasze relacje. Miałam terapię, ale niewiele to dało.
I szczerze zastanawiam się, dlaczego to ja mam się zmieniać? Dlaczego mam się godzić na jego wyjścia?
