Left ArrowWstecz

Ostre reakcje żony na niechęć posiadania drugiego dziecka - nie wiem, co robić?

Dzień dobry, mój problemy polega na tym, że moją żoną koniecznie chce mieć drugiej dziecko. Nasze pierwszej ma 1,5 roku. Chcę je do tego stopnia l, że grozi rozwodem jeśli się nie zgodzę. Ja nie chcę już więcej dzieci, ponieważ po porodzie w żonie zaczęła wzbierać agresja. Wyzywała się na mnie słownie, histeryzowała że jest bardzo złą matką, a po chwili już było lepiej. Sytuację były różne, po przeżyciu tego wszystkiego uznałem, że nie mam ochoty znów tego przechodzić i więcej dzieci nie będzie. Od paru miesięcy żona ma wybuchu fury gdy się nie zgadzam na kolejne dziecko. Niszczy różne rzeczy i nie hamuję się nawet w obecności pierwszego dziecka. Nasza sytuacja też jest skomplikowana bo mieszkamy u teściowej, z którą jesteśmy skłóceni, jesteśmy w trakcie budowy domu, który zostaniesz wykończony może w przyszłym oku. Do tego prowadzimy własną firmę która ja musiałem ogarniać w czasie gdy żona była po porodzie. To wszystko nie jest łatwe. Już nie wiem jak z nią rozmawiać. Jej argumenty kończą się na tym, że albo się dogadamy co do drugiego dziecka albo rozwód. Proszę o poradę jak mam postępować w tej sytuacji, może zapisać nas na terapię ?
User Forum

Grzegorz

2 lata temu
Kamil Relidzyński

Kamil Relidzyński

Dzień dobry Panie Grzegorzu,

decyzja o dziecku to jedna z naistotniejszych decyzji, które przychodzi podejmować. Powinna być przemyślana i w związku wielokrotnie omówiona. Z tego, co Pan napisał, to dostrzega Pan agresywne zachowanie żony. Może od razu niekonieczna będzie terapia, ale warto skonsultować się z psychologiem i porozmawiać. Czasami trudno nam wypowiedzieć wszystkie kwestie i niuanse tak, aby być dobrze zrozumianym. Specjalista powinien zatem pomóc, aby Państwo wzajemnie się mogli wysłuchać. 

 

Pozdrawiam

Ego Eimai

2 lata temu
Agnieszka Stetkiewicz-Lewandowicz

Agnieszka Stetkiewicz-Lewandowicz

Dzień dobry,

z tego, co Pan pisze, jest w trudnej sytuacji; z jednej strony potrzeby żony są dla Pana ważne, z drugiej widzi Pan, że posiadanie drugiego dziecka nie jest (przynajmniej na ten moment) dobrym pomysłem. 

Myślę, że jak najbardziej trzeba próbować spokojnie rozmawiać, podawać konkretne argumenty (jak tutaj napisał Pan o mieszkaniu z teściami, budowie domu itp.), warto też mówić o swoich uczuciach- co się z Panem dzieje będąc w obliczu takiego ultimatum.

Oczywiście różne konflikty małżeńskie się zdarzają i nie zawsze wymagają terapii, ale myślę, że warto skonsultować się z terapeutą.

Pozdrawiam

1 rok temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Brak znajomych i chłopaka, toksyczne relacje – jak zbudować nowe przyjaźnie i odnaleźć miłość?

Dzień dobry. Mam 26 lat, nie mam znajomych ani chłopaka. Dwa lata temu zerwałam znajomość z 3 koleżankami i 3 kolegami, ponieważ jedna z nich była ciągle zazdrosna o pozostałych, była to znajomość toksyczna, obecnie nie mam z nikim kontaktu i nie poznałam dotychczas żadnych nowych znajomych. Jeśli chodzi o chłopaka, to w tamtym roku poznałam w pracy jednego, ponad miesiąc się z nim spotykałam, jednak ostatecznie nic z tego nie wyszło. Dziękuję i pozdrawiam.

Partner nie odzywa się, ja mam wrażenie uzależnienia emocjonalnego. Jest też wiele spraw w przeszłości, które mi się nie podobają.
Witam, mam 36 lat, byłam (jestem) w związku od 1,5 roku. Około miesiąca temu mój partner zaczął się rzadziej odzywać, mniej pisać, mniej dzwonić, nie mieszkamy razem, około 2 tygodni temu po moich pytaniach w końcu napisał, że potrzebuje czasu, żeby dojść do siebie, żeby wiedzieć czego chce, że nikt mu nie może pomóc i sam musi sobie z tym poradzić. Że spędziliśmy dużo fajnego, miłego czasu razem, ale ostatnio to się pogorszyło. Ja nie zauważyłam żadnych znaków, chociaż teraz jak patrzę z perspektywy czasu to było inaczej, ale zaślepiona uczuciem nic nie zauważyłam. I teraz przejdę do sedna, zaczęłam przeglądać internet, czytać, oglądać filmy, dlaczego facet karze mnie milczeniem, chociaż nie doszło do żadnej kłótni, ostatnim razem, kiedy się widzieliśmy w styczniu, wydawało mi się, że było wszystko w porządku. Od momentu, kiedy to napisał, nie mam z nim żadnego kontaktu, nie odpisuje, nie odbiera telefonu. Przypominając sobie związek od początku wszystko wskazuje na to, że jest on narcyzem. Po pierwszej fazie lovebombingu, czyli po jakimś 1.5 miesiąca, gdzie nie mógł chociaż na chwilę oderwać ode mnie oczu, w trakcie wspólnych wakacji, ubzdurał sobie, że w restauracji patrzyłam się na jakiegoś faceta i przestał się odzywać, długo zajęło mi wyciągnięcie od niego co się stało, że nagle jego zachowanie się tak zmieniło. Wytłumaczyłam, że tak nie było, że nawet nie pamiętam nikogo kto by siedział za nami i na kogo mogłabym patrzeć. Następnego dnia kiedy jedliśmy razem obiad, przyczepił się, że w trakcie posiłku siedzę z telefonem, były moje urodziny, więc odpisywałam na życzenia, pomyślałam, ok- mój błąd i przeprosiłam. Wielokrotnie powtarzały się sytuacje, że jeżeli powiedziałam lub zrobiłam coś, co mu się nie podobało, przestawał się odzywać i dopóki " nie zrozumiałam, że zrobiłam coś źle" to milczał. Na samym początku opowiedziałam mu wszystko o sobie, o każdym związku, o rodzinie, znajomych, bo chciałam, żeby wiedział przez co przeszłam i poznał mnie lepiej, poza tym bardzo go to interesowało. Powtarzał, że mam śmiesznych znajomych, chociaż nigdy ich nie poznał, na podstawie tego, co mu opowiadałam, nie spodobali mu się. Moja przyjaciółka jest w związku z facetem, który pochodzi z tego samego kraju co on, miał okazję ze mną ich odwiedzić i poznać, ale stwierdził, że nie chce, bo go nie polubi, bo ludzie z tej części kraju gdzie mieszka mąż przyjaciółki są inny, źli, że on ich zna i nie chce ich poznać. Tak samo jak całą moją rodzinę polubił to miał dla mnie widoczny dystans do cioci, która jest rozwódką i jest teraz w nowym związku. Ja jestem osobą, która cieszy się z najmniejszych rzeczy, staram się nie robić sobie ani innym nie potrzebnych problemów, kiedy robię coś źle to potrafię się do tego przyznać. Chociaż wydawał mi się pogodnym i uśmiechniętym chłopakiem to często odnosiłam wrażenie, że jest zawsze niezadowolony, nie potrafi być wdzięczny za to, co ma i co dostaje, a ja zawsze pozytywnie nastawiona do życia. Był zazdrosny o kumpla- geja, nie ufał mu, bo był kiedyś też z dziewczyną i w sumie nie wiadomo czy lubi chłopaków, czy dziewczyny ,czy to i to. Często mieliśmy sprzeczki przez to, więc utrzymywałam minimalny kontakt, bo pracujemy ze sobą , przestałam pisać, nie dzwoniliśmy do siebie, żebym tylko nie musiała się z nim kłócić i być znowu ukarana. Zdarzało się też, że kiedy schodziło mi dłużej na siłowni to zaraz były komentarze, że co ja robiłam 4 godziny na siłowni. Jak gdzieś przypadkowo miałam siniaka czy siniaki to już były podejrzenia, że pewnie ktoś mi to zrobił, a ja nawet nie pamiętałam skąd to mam, że dziwne miejsce, że symetryczne są, że nie mogą być od tego, czy tamtego. Pretensje, że nie potrafię stawiać innym ludziom granic, ale jemu już tak. Jestem raczej bezkonfliktową osoba, więc jeżeli ktoś zrobił coś co mi, bądź jemu by się nie spodobało, to zamiast głupio dyskutować to olewałam i ignorowałam, bo nie interesowało mnie co ktoś inny o mnie myśli. Po jakiś 4 miesiącach związku, dostałam powiadomienie na maila, że ktoś próbował się zalogować na moje konto na fb, z lokalizacją z miasta, w którym mieszka. Byłam rozczarowana i nie chciałam z nim rozmawiać, ale przyjechał wtedy niezapowiedziany i jakoś się dogadaliśmy. Żeby nie słuchać komentarzy, że ktoś zareagował sercem na moje zdjęcia, gdzie było, to zanim zaczęliśmy być razem, zdezaktywowałam fb. Wielokrotnie powtarzałam się, że chcę, żeby częściej pisał, dzwonił, meldował się jak wróci do domu czy jak wychodzi gdzieś, mówił, że dobrze, mam rację, poprawi się. Tego samego oczekiwał ode mnie tyle, że ja to robilam, z szacunku do niego. Nie mieszkam w Polsce, ale 2 razy zdarzyło się kiedy byliśmy u moich rodziców w odwiedzinach, to za głupotę przestawał się odzywać, gdzie moja mama to zauważała, że nagle nie wychodzi z pokoju, że się nie odzywa, nie uśmiecha. Obraził się za to, że po spotkaniu z koleżanką, na które nie chciał ze mną iść, powiedziałam mu co robiłyśmy, ale nie opowiedziałam o czym rozmawiałyśmy, nie żebym miała coś do zatajenia, po prostu nie padło takie pytanie z jego strony a ja nie domyśliłam się, że o to mu chodziło. I w tym momencie nie wiem na czym stoję, pisałam i pytałam czy to koniec, że chcę wiedzieć, żeby móc pójść do przodu, zero odpowiedzi. Czuje się emocjonalnie uzależniona chociaż wiem, że jest toksykiem, narcyzem. Ta niewiedza, dlaczego nagle urwał kontakt bez żadnego wytłumaczenia, nie daje mi normalnie funkcjonować. Nie myślę o niczym innym, nie mam siły się uśmiechać, jeść, rozmawiać z ludźmi, czuję się jakbym spała i miała jakiś koszmar. I nie wiem jak sobie z tym poradzić.
Czy można nie pamiętać lub zapomnieć specjalnie, że się zdradziło?
Czy można nie pamiętać lub zapomnieć specjalnie, że się zdradziło?
Czy to możliwe, że przez pierwszego partnera, któremu zależało tylko na współżyciu a mi na uczuciu, myślę przy obecnym partnerze, iż jemu też tylko zależy na fizyczności
Pytania mam dwa. Dwie relacje dość mocno odbiły się na moim zdrowiu psychicznym. Czy to możliwe, że przez pierwszego partnera, któremu zależało tylko na współżyciu a mi na uczuciu, myślę przy obecnym partnerze, iż jemu też tylko zależy na fizyczności, mimo że czuję i wiem, że jest inaczej? Po każdym zbliżeniu potrzebuję dużo czułości, czego nie było w poprzedniej relacji a teraz mam jej sporo, ale mimo to myślę, że on chce mnie tylko wykorzystać. Druga moja poprzednia relacja zakończyła się z powodu "znudzenia się" mną przez mojego ówczesnego partnera. Boję się, że mój obecny również zakończy nasz związek z tego powodu. Jak mogę pozbyć się tych myśli? Jest bardzo kochany i jest wszystkim, czego potrzebuję, ale czuję, że nie mogę mu w 100% zaufać przez moje poprzednie doświadczenia i myśli, że ten związek również się tak zakończy. Boję się otworzyć przed nim całkowicie.
Kryzys w relacji-chciałabym popracować nad sobą, jednak w odniesieniu do Nas, a partner nie chce uczestniczyć w tym procesie.
Mój partner, jak się okazuje, zmęczony moim podejściem i brakiem wyciągania wniosków, zmienił nastawienie do mnie. Przez kilka dni był dość nieprzyjemny i niegrzeczny, natomiast gdy powiedziałam, że taki niegrzeczny on mi nie odpowiada, stwierdził, że w takim razie nie wiem, czego chcę, bo ten grzeczny też mi nie odpowiadał. Gdzieś się zagubiłam, nie biorąc pod uwagę, że swoim zachowaniem wobec niego, doczekam się, że będzie miał dość, ale nie że aż w takim sposób... Za dużo widziałam "ale" (teraz wiem, że zdecydowana większość za często, a w dodatku bez potrzeby..), nie patrząc, że sama wzorowa nie jestem. Mam obecnie czas na poprawę. Nie wiem, ile tego czasu. Dodał, że jak się nic nie zmieni, to się wyprowadzi i może wtedy zrozumiem. Ale..on mi nie powie, co i jak. Mam sama to ogarnąć. Na co dzień teraz jest dość obojętny, postawił na swoim i nie odpuści ot tak. Przyjmie całusa, odpowie, że kocha, ale tak nijak.. Dodał, że nie zdradził, nie zdradza i mnie nie zdradzi, że nie wraca do żadnej byłej, ani nie dostaje d... na boku. Ale budzi się w mojej głowie myśl, że czekając na zmianę buduje gdzieś sobie nowy grunt... Mam mętlik w głowie ogromny - odbierając jego obojętność dystansem i oddalaniem, wyjdzie, że nic nie robię, że mam to gdzieś, by się poprawić. Jesli ktoś mi powtarza nie noś żółtego,do twarzy Ci w innym, to się zastanowię, zapytam co założyć. Jesli odpowiedź jest, że coś innego, to probuję inne kolory, albo wcale, skoro nie dostałam odpowiedzi wprost: nie noś zółtego, zielony to jest to. A w obecnej sytuacji, boję się bez jakiejkolwiek wskazówki, otuchy obrzucę go całą tęczą i bardziej zniechęcę. Sam powiedział, że mam teraz zagwostkę, bo nie chodzi o to, że teraz jak się grunt zatrząsł, to będzie wszystko cacy na klaśnięcie. Mimo tego, nie wiem jak do tego wszystkiego podchodzić, nie chce go zagłaskać. Gdy np. w przeszłości mówił, że za mało go doceniam, pytałam ale jak on oczekuje? Bo wygląda w takim razie, że nie umiem pokazywac docenienia, tym bardziej tak jakby on naprawdę chciał, że może trzeba mi to wprost jak krowie na rowie, nauczyć, to kończyło się "wiesz, dorosła jestes". Taka sytuacja mogła sie powtórzyć. Po czym teraz zbieram żniwa... To przykładowa płaszczyzna. Mocno się pogubiłam. Zależy mi na nim, jest dla mnie ważny.Dziękuję mu za szansę, raczej próbę szansy, zamiast od razu mnie pogonić. Aczkolwiek nadal nie potrafię podchodzić do tego roztropnie i z chłodną głową, czym bardziej się zapętlam.
Jak sobie poradzić z chorobliwą zazdrością? Sprawa dotyczy mnie, nigdy nie kontaktowałam się że specjalistami, bo uważałam, że sobie sama poradzę. Jednak ciągle słyszę od partnera, że przekraczam wyznaczone przez nas samych jakieś 7 lat temu na początku naszego związku granice. Rozmowa z partnerem nie pomaga, bo ma dość kontroli i coraz większych ograniczeń w jego oczach z racji mojej zazdrości w związku. Ja uważam, że szczera rozmowa z nim też mi pomoże, bo wiem że mam z tym problem, ale gdyby spróbował mnie jakoś zapewnić lub udowodnić, że mówi prawdę byłoby mi łatwiej. Po wielu kłótniach moje zaufania do niego zmalało, bo raz mmie oszukał w kwestii znajomości(szedł w zaparte,ze nikogo nie poznał a faktycznie utrzymywał kontakt z pewną kobietą, jak się później wyjaśniło była to naprawdę czysto koleżeńska relacja jednak ja się zawiodłam na nim, że mnie okłamał na początku) Proszę o poradę jak mam zacząć sobie radzić z takim podejściem do zazdrości? To siedzi w mojej głowie bardzo mocno i wiem, że często zdarza mi się te granicę przekraczać. Proszę o pomoc jak zarówno proszę o poradę jak mam poprosić partnera o szczera rozmowę aby spróbował być bardziej otwarty w stosunku nowych znajomości aby nie ukrywał przede mną czegoś, co tak naprawdę nie skrzywdzi mnie w żaden sposób. Jak rozwiązać te problemy? Jak nauczyć się żyć ze spokojem s nie ciągłym niepokojem i z samoczynnie wymyślającymi się historiami w mojej głowie? Bardzo mnie to męczy w życiu codziennym szczególnie gdy mój partner wyjeżdża do pracy na kilka dni bez powrotu w międzyczasie do domu. Będę bardzo wdzięczna za wszelką pomoc. Pozdrawiam.
Po poprzednim związku nauczyłam się rozliczania za wszystko, po równo. To jest straszne, jak sobie radzić?
Boję się rozliczania mnie z zachowań w związku. Chodzi mi o to, że z poprzedniego związku jestem nauczona, że partnerzy w relacji powinni robić dla siebie rzeczy w równej ilości: chłopak zaprosił mnie gdzieś, ja musiałam zrobić to samo następnym razem, on zainicjował coś, ja musiałam zrobić to samo, on kupił mi coś o jakiejś wartości, ja musiałam kupić o podobnej. Osobiście twierdzę, że nie trzeba tak bardzo pilnować takiego równego podziału na każdym kroku, ale boję się, że w przyszłości ,jak ktoś coś dla mnie zrobi to będę miała potrzebę odwdzięczenia się lub będę czuć się niekomfortowo, że ktoś coś dla mnie robi. Albo co gorsza, będę żyć w strachu, że daje od siebie za mało i zaraz ktoś mi to wypomni.
Jestem mamą 6 letniego chłopca, mam 26 lat i jestem atrakcyjna, mam wysportowaną sylwetkę, zgrabne ciało, jestem fizycznie taka, jaka chcę być, psychicznie siedzę na dnie
Jestem mamą 6 letniego chłopca, mam 26 lat i jestem atrakcyjna, mam wysportowaną sylwetkę, zgrabne ciało, jestem fizycznie taka, jaka chcę być, psychicznie siedzę na dnie. Ojciec dziecka ma gdzieś swojego syna, jest alkoholikiem, od 4 lat nie ma z nim kontaktu, miałam zaś chłopaka, z którym byłam krótko, ok pół roku i mnie pobił, zostawiłam więc go, po roku znów się zakochałam, chłopak młodszy ode mnie o 3 lata, był cudowny, było naprawdę super i w pewnym momencie zaczął wybierać kolegów, pracę, a na końcu mnie zostawił, bo jak to powiedział, nie chce jednak kobiety z dzieckiem.. po jakimś czasie do mnie dotarło, że coś chyba jest ze mną nie tak, nie mogę sobie znaleźć nikogo wartościowego, bo mam dziecko.. nie mam wsparcia rodziny czy przyjaciół, praktycznie jestem z tym wszystkim sama, teraz jeszcze doszedł stan zapalny kaletki podbarkowej i jestem na zwolnieniu lekarskim, grozi mi zwolnienie z pracy, bo taki szef.. minusem tego wszystkiego jest to, że nie mogę znaleźć pracy, bo ja potrzebuję na jedną zmianę, aby dziecko na ten czas mogło być w przedszkolu, bo, jak wspomniałam wyżej, nie mam wsparcia.. dni w domu są okropne, 12 h siedzenia w łóżku, nie mogę wyjść, bo zwolnienie lekarskie.. mieszkam w bardzo małym mieście i wszyscy się tu znają, ale nie cierpię z tego powodu od tygodnia czasu, cierpię tak od nie pamiętam już kiedy.. rodzice zawsze mieli na nas wywalone, stary jest alkoholikiem a matka powiedziała, że nie pomoże nijak.. najlepiej, jak byśmy się wszyscy wyprowadzili, bo ona chce mieć spokój (mam 11 rodzeństwa i tak, nie mam wsparcia) dziećmi też się nie zajmie, bo ona nie chce, bo chce spokoju... na starego nie ma, co liczyć.. z ciotkami, wujami nie jesteśmy zżyci.. rodzice nigdy nie dbali o relacje rodzinne.. nie miałaM w życiu autorytetu.. nikt nie podpowiedział mi, co mogę zrobić, którędy iść, dlatego dziś jestem tu, gdzie jestem.. wynajmuję mieszkanie sama, sama wychowuję dziecko, zarabiam tyle, co na rachunki, wliczając alimenty i 500+.. to i tak nic.. czasem a nawet często się budzę z myślą, po co ja dziś w ogóle się obudziłam .. wszystko w moim życiu traci sens, a najgorzej, że wciąż kocham kogoś, kto mi powiedział, że nie chce jednak kobiety z dzieckiem.. to wszystko cholernie boli.. I ja już tak dłużej nie mogę.. JJ
Jak poradzić sobie z utratą przyjaciół i konfliktami z rodziną po terapii

Po terapii straciłam przyjaciół, tracę znajomych, nie lubi mnie rodzina. Gdy im przytakiwałam, to byłam ok. A teraz jestem wyzywana za własne zdanie. Ojciec się gotuje, że mogę lubić inną partię polityczną (od razu nazywa mnie debilem), matka całe życie drze się, że ona ma gorzej, ona ma tak samo, że ja nic nie rozumiem, ona wie najlepiej... A jest tak tępa osoba, że nie potrafi zmienić baterii w budziku. Pół dnia ogląda filmy i gra w pasjansa. Znajomi przestali się odzywać, a jak mnie oszukują i mówię o tym wzrost, to wzbudza się w nich agresja. Z jednej strony czuje się dobrze. Z drugiej samotnie. Nie chcę być samotna, ale trudno mi po terapii zaufać komuś i mam niechęć do poznawania kolejnych fałszywych ludzi.

Chęć rozstania z żoną od dłuższego czasu, ale właśnie dowiedzieliśmy się, że jest w ciąży. Co robić?
Jestem żonaty od 2 lat, ponad 10 lat razem, ale większość tego czasu spędziłem za granicą. Jest to udany związek i kocham żonę. Rok temu zacząłem nową pracę i kogoś poznałem. Zakochałem się. Wyznałem to tej „drugiej” i jest to odwzajemnione. Można to nazwać romansem emocjonalnym, gdyż nie potrafiłem być blisko fizycznie z obiema jednocześnie, bo jest to nie fair. Tej drugiej powiedziałbym, najpierw uporządkował swoje sprawy i wtedy porozmawiamy o tym, co się emocjonalnie między nami się wydarzyło. Budowała się we mnie decyzja, by odejść, a w między czasie gdy się oddaliłem i zaprzestałem współżycia z żoną, ona mnie poinformowała, że jest w ciąży. Zaszła w ciąże 2 tyg przed tym, jak wyznałem miłość innej. Jestem załamany! Nie zostawia się kobiet w ciąży, ale to nie jest to czego chcę i czuję i wiem, że odejdę z czasem. Kiedy to zrobić, jak to zrobić?
Problemy w małżeństwie: zmienne zachowanie męża, agresja i brak wsparcia

Z mężem sex magia, codzienność piękne słówka, czułości - kochanie, skarbie zaczepki z jego strony.. 

Może przejdę do rzeczy, miał kiedyś bardzo bliskie relacje z koleżanką z pracy, aż miesiąc poza pracą spotykali się w ustronnych miejscach, co o tym nawet nie wiedziałam. Dowiedziałam się przypadkiem, kiedy do mnie zadzwoniła koleżanka, że mój mąż jest z jakąś babą pod sklepem około godz. 18.00, tego dnia miał pracować do 21.00 okłamał mnie, nie przyznał się do tego. Po około 8 miesiącach wyszło szydło z worka, sam wyznał prawdę, po czym zablokował kobietę, nie ma z nią kontaktów, twierdząc, że to było na stopie koleżanka kolega. W pracy zaczęli plotkować o nich, że miał z nią romans, dalej razem pracują. Wybaczyłam mężowi, zaufałam a on nagle do mnie od dnia 6 stycznia 2025r zachowuje się bardzo nie stosownie, nie wiem, jak mam to odebrać. 

Mówi mi od 3 dni teksty cyt,, jak oddasz psa, to się rozejdziemy, wypierdalaj, jestem złym człowiekiem''. 

Zaczęłam te słowa odbierać, jakby mi podpowiadał, że chce, abym to ja jego zostawiła. Nie wiem, co przez to chciał mi powiedzieć??? Obawiam się, bo pomimo wszystko kupuje kwiaty, biżuterię, megaaa sex, mówi mi, że tylko ja, że jestem najważniejsza w jego życiu. Pomimo to rani mnie słowami. Powiedziałam mu otwarcie, że takimi słowami odpycha mnie od siebie, bo żadna kobieta, słysząc od mężczyzny takie słowa, nie będzie chętna być w takim związku. 

Co ja mam myśleć, robić??? 

Dziś był sex z rana magia, mąż napisał mi na messenger, tak stwierdził, że nawet nie byłam zadowolona, że rano był sex, napisałam, że oczywiście, że jestem zadowolona, bo uwielbiam z nim sex, na co akurat nie mam co narzekać. 

Nie wiem, czy uczucia są z męża strony szczere, czy to podpucha???? Zazwyczaj chodzi o głupie sprzeczki, że ja tylko wszytko robię w domu on tak naprawdę nic. 

Kupił mi pod choinkę psa york, nie kwapi się wychodzić z nim na spacery, ale zapewnia za każdym razem, że rano z nim wyjdzie, co do czego wyręcza się dziećmi. 

Byłam zła. Zaczęłam mu wbijać, wrzucać na głowę, a ten do mnie ataki, że 8 miesięcy temu byłaś inna, ładniejsza, a teraz zobacz, jak się zmarnowałaś. Tłumaczę mężowi, że to tylko dlatego, że wszytko w domu jest na mojej głowie. 

Nie dociera co chce mu przekazać, nie wiem, co ja mam myśleć, co robić???? Będąc w pracy, potrafi wysyłać nagie zdjęcia, również w domu robić mi moje nagie zdjęcia co nawet mi nie przeszkadza, ale zastanawia mnie po co??? 

Zapytując męża, stwierdził, że po prostu lubi i chce mieć, bo go jaram, podniecam. Mąż nigdy taki nie był, ileś lat do tyłu też mieliśmy psy, nie było problemów, aby wyszedł - teraz o cokolwiek poproszę, krzyczy na mnie, potrafi wpaść w ataki furii, chce z pięści walić w drzwi, wyzywa mnie, doprowadza do łez, co w ogóle nie ruszają go tak jak kiedyś. 

Tak kiedyś ocierał łzy, łagodził sytuację, teraz to niestety ja, ponieważ bardzo go kocham, on o tym wie. 

Była nawet sytuacja, że od godz 10.00 aż do 20.00 zaparty był, olewał mnie, odpychał, nie chciał rozmawiać, po prostu jakbym była powietrzem. Potrafi być agresywny, choć mnie nie uderzy. Co, do czego potrafi napisać, że pomoże mi on i sobie naprawić moja jak swoją psychikę, choć tak naprawdę ją psuje. 

Proszę o porady, co ja mam myśleć, robić. 

Mi mówi, jesteś moją na zawsze, nie pozwolę Ci odejść i sam tego nie chce. Więc po co to wszystko ?? 

Dlaczego on mi to robi???? 

Zabija tylko moje uczucia do siebie i on tego nie widzi. 

Nigdy nie widział swoich błędów, o wszytko obwiniał mnie. Często potrafi w nerwach mnie krytykować, a sądzi, że ja krytykuje jego, że wbijam mu na łeb. Nie wierze tak szczerze w jego uczucia myślę, że to jest coś na rzeczy, iż prowadzi podwójne życie, mi zamydla oczy.

Obserwuje jego codziennie, nawet mogę w telefonie poszperać, nie ma nic takiego podejrzliwego. Ciągle mówi mi, że z niczym mnie nie kłamie, nie oszukuje, bo mnie bardzo kocha więc czemu takie nagle zmiany słów.???? 

Czy ja robię coś złego???.czy on jest toksyczny???. 

Upadam z sił. Nie mam gdzie odejść, on ma mieszkanie od swej mamy, ma gdzie mieszkać. Czasami wydaje mi się, że on może mnie niszczyć psychicznie i to robi, bo wie, że nie mam gdzie pójść i to jego alibi, choć może się mylę?? 

Może to ja za dużo od niego żądam??? Nie umie on rozmawiać logicznie, wszystko, co ja nie powiem, odbiera jako atak jego osoby, że się czepiam. Byliśmy 4 razy razem na terapii małżeńskiej. Stwierdził, że nie powinniśmy chodzić, a razem między sobą wszystko poukładać, choć z jego strony widzę, że to nie wyjdzie. Kiedy proponuję, aby sam ze sobą poszedł do psychologa czy psychiatry, potrafi mi powiedzieć, że to ja jestem psychicznie chora. Z niczego nic sobie nie robi.

Potem jakby nigdy nic przeprasza, sądzi, że żałuję, kupuje kwiaty, chce sexu.

Proszę o konkretne wypowiedzi, załamuje ręce kocham go, ale dłużej tego nie zniosę.

Jak mam działać, aby mieć pewność, że mam kontrolę nad relacją męża z koleżanką z pracy?
Nie wiem czy nie panikuję, ale mąż został radnym i czuję, że może wyniknąć z tego problem. Jest tam jedna kobieta co widzę, że mu się podoba. Nie powiedział tego, ale widzę to po nim. Jest to kobieta, mężatka. Z tym, że jest ona kokieterką. Coś mi siedzi z tyłu głowy, że będzie ją w jakimś stopniu adorował. Mąż lubi ładne kobiety, lubi je adorować, zwłaszcza po lekkim wypiciu alkoholu. A takie spotkania będą też z tą kobietą poza pracą. Rozmawiałam z mężem, aby uważał co robi, ale nie wiem czy to na dłuższą metę zadziała. Jak mam działać, aby mieć pewność, że mam nad tym kontrolę ?
Mąż od zachorowania na depresję wniósł o rozwód, zrzuca na mnie winę, nie jest sobą
Postaram się napisać zwięźle. Mąż był cudownym człowiekiem, empatycznym, inteligentnym, wesołym, rodzinnym. Zawsze mi mówił jaki jest szczęśliwy że mamy siebie, jak bardzo mnie kocha. Po kolei spotkało nas: najpierw było moje poronienie, potem ogromne obciążenie finansowe, czyli kupno domu, pogorszenie się warunków pracy, covid, starania się o dziecko i ten stres związany z badaniami dlaczego nie zachodzę w ciążę . Potem zagrożona ciąża, krwawienia, wylądowanie w szpitalu pod koniec ciąży, stres związany z pierwszymi dniami życia dziecka. Moja depresja poporodowa. Myślę, że ma trochę wyrzutów sumienia, że jak powiedziałam, że potrzebuje pomocy to nie zareagował. Potem samobójstwo jego najlepszego przyjaciela. Moja zmiana pracy i że na początku nie potrafiłam pogodzić pracy z domem. Za bardzo oparłam się o niego, a za mało ja dałam tego oparcia jemu, tak jak dawniej dawałam. Nie byłam troskliwa i nie tworzyłam domu za co mnie kochał. A też tego potrzebował, bo spadła na niego opieka nade mną, dzieckiem i jeszcze dom miał na głowie. Nie potrafił mi powiedzieć o swoich problemach i dusił je w sobie. Jesienią widziałam, że coś jest nie tak, ale mówił, że ma problemy z pracą. Aż w końcu wszystko go według mnie przerosło. W styczniu wyszłam z depresji myślałam, że będzie już wszystko dobrze. A w lutym zakomunikował, że ma depresję. Jest nieszczęśliwy i chce rozwodu. Nie chciał iść na terapię dla par, powiedział, że to nie ma sensu, zresztą on w niczym nie widzi już sensu. Po tym normalnie chodziliśmy do łóżka, wychodziliśmy razem i widziałam wtedy w jego oczach mojego męża. Jak widziałam, że coś zaczyna do niego docierać, to budował mur. W kwietniu złożył pozew o rozwód i się wyprowadził na moją prośbę. Na początku jeszcze się zastanawiał nad powrotem, ale teraz jest zdecydowany na rozwód. Kiedy przyjeżdża do córki nieraz widzę smutek i żal że wychodzi, a niekiedy prawie ucieka z irytacją. Potrafi w ciągu chwili tak poprostu stać się inny. Leczy sie psychiatrycznie, ale widzę tylko, że się pogarsza. Od lipca znów zacznie chodzić do psychologa. Nie wiem czy w ogóle on dostrzega nagłe zmiany w swoim zachowaniu. Wypomina mi, że musiał się wyprowadzić po złożeniu pozwu. Od swojej mamy się odciął, bo go krytykuje, ona go zna i widzi, że nie jest sobą, że będzie tego żałować, bardzo martwi się o niego, nie ma dnia, żeby nie płakała. Za to zbliżył się do ojca (jego rodzice są rozwiedzeni), który nie zauważa zmian u niego. Tylko, że on nie zna mojego męża tak dobrze. Od dzieciństwa mieli dość okrojony kontakt. Mój mąż zawsze mówił że ma z nim kontakt bo ojciec pomaga mu w różnych rzeczach w domu i że nigdy mu nie pokazuje jaki jest naprawdę. Mąż zaczął mówić, że jestem toksyczna. Że tak naprawdę tylko wmawiam sobie, że go kocham. A jednocześnie mówi ,że jedynymi osobami na świecie, które go kochają to ja i nasza córka. Mówi, że go kontrolowałam przez telefon pisząc „co porabiasz?” albo „o której będziesz?”. Zarzuca mi, że sprawdzałam jego komórkę (nigdy, przez 15 lat związku, nie przejrzałam mu telefonu). Wypomina mi, że jak córka miała z 2-3 miesiące i pojechał z koleżanką na parogodzinny wyjazd służbowy to, że widział, że byłam zazdrosna jak wrócił choć o tym nie mówiłam. Ale chodzi o to ,że jak mi to powiedział to byłam w szoku, bo ja byłam przekonana, że pojechał na ten wyjazd z kolegą, więc jaką on zazdrość widział? To ja nie wiem. Byłam zazdrosna owszem. Ale ja wiedziałam, że cieleśnie mnie nigdy nie zdradzi. Byłam zazdrosna o jego kontakty z innymi kobietami, bo on potrafi o bardzo intymnych rzeczach rozmawiać z nimi i dużo im mówi o nas. A mi to nie pasuje co wiele razy mu mówiłam. Nawet nie chce sobie przypominać za co mnie pokochał. Uważ,a że zbuduje sobie szczęście beze mnie. Widzi we mnie tylko osobę z depresja poporodową nie widzi, że już mi przeszła. Uważa, że na dłuższą metę te rozstanie tylko dobrze nam zrobi. Że sobie radzę i że mi jest lepiej bez niego. Wszyscy pamiętają jacy byliśmy szczęśliwi z powodu zaręczyn i ślubu, a on mi powiedział w marcu, że oświadczył się i wziął ze mną ślub, bo bał się, że sobie coś zrobię. Nie wiem na jakiej podstawie tak sądzi. Zawsze miałam epizody uczucia smutku, ale myślałam że to normalne, że nie zawsze jest się szczęśliwym. Nikt nigdy mi nie powiedział, że coś ze mną nie tak. Teraz psycholog powiedział, że mogłam chorować na dystymie od paru lat. Jego psycholog powiedział mum że logicznie mówi i że depresja pomogła mu odejść ode mnie. Moja psycholog przypuszcza, że odszedł, bo podświadomie chce nas chronić przed samym sobą. Ponieważ nie wie co się z nim dzieje. Kiedy powiedziałam o tym mężowi powiedział że „być może” i że zapyta się psychologa. Nie poznaje ludzi na ulicy, inteligentny i wykształcony człowiek, a ma problem z czytaniem ze zrozumieniem wiadomości. W maju mu przeczytałam to co zapisałam sobie o moich uczuciach i widziałam wzruszenie, potem się tego wypierał. Dałam mu prezent na pamiątkę, patrzył się jakbym mu dała jadowite stworzenie i powiedział że otworzy dopiero po rozwodzie. Jednocześnie widzę (zresztą rodzina też) że lubi moje towarzystwo i lubi ze mną rozmawiać. Moja Babcia i teściowa uważają, że coś go dręczy. Im bardziej ja lub rodzina próbujemy mu wytłumaczyć, że się myli tym bardziej reaguje na to złością i ucieczką. Kocham go, zależy mi na nim, nie chce rezygnować z tej rodziny, ale zaczynam dostrzegać że to nie ma sensu. Mój Mąż zniknął i pojawił się jakiś dziwny mężczyzna na jego miejscu. Zastanawiam się czy może on poprostu taki byl, tylko mnie kochał, więc był dla mnie inny. Ale jak mogłabym tego nie zauważyć przez 15 lat związku? Chce jego szczęścia nawet kosztem swojego, ale nie wiem co na niego wpływa czy depresja, a może rzeczywiście mnie już nie kocha? Jak mam się pogodzić z jego odejściem? Zaakceptować jego decyzję? Nie mam jak go nie widzieć, bo mamy córkę 2,5 letnią. Tak bardzo go kocham i brakuje mi mojego Męża. Tego cudownego zabawnego, dobrego i pracowitego mężczyzny który zawsze był gotowy pomagać innym. Przeciwnika rozwodów i zwolennika ratowania związków.
Nawet nie wiem, od czego zacząć... Mam prawie 30 lat. Syna 7-latka z niepełnosprawnością, czeka go operacja.
Nawet nie wiem, od czego zacząć... Mam prawie 30 lat. Syna 7-latka z niepełnosprawnością, czeka go operacja. Drugi synek zdrowy 6 miesięcy. Z partnerem byliśmy razem 9 lat. Pomimo jakichś sprzeczek byłam pewna, że jesteśmy dla niego ważni, że nas kocha, okazało się inaczej. Zaplanował skrzywdzenie nas w każdy możliwy sposób. Pominę już sprawy finansowe, ale zaplanował odejście do ostatniej chwili, ziemię zapisał tylko na siebie, działkę, udawał partnera, dopinając wszystko na ostatni guzik, wspólne oszczędności wydał na notariusza i geodetę, a potem wyprowadził się. Póki nie dowiedziałam się o zdradach, wmawiał mi, że to tylko kryzys, separacja, ale jak włamałam się na konta, to okazało się, że zdradzał mnie od 3 lat z paniami za kasę i randkował itp. W sumie wiedział, że mnie nie kocha, a zrobił mi 2 dziecko, nigdy nie chciał bym się zabezpieczała. Jak powiedziałam, że myślałam, że jesteśmy szczęśliwi, to powiedział mi, że mi się wydawało :/ nie odszedł wcześniej, bo nie miał gdzie, czekał dopóki inna dupa nie przygarnie go pod swój dach, zabierając wszystko, poszedł. Dzieci dzwoni, pyta się jak tam i jak mu się zachce, to weźmie je na godzinę na spacer czy 2 max :(. .. Zostawił mnie ze wszystkim samą, nie mogę pracować, bo jestem na świadczeniu pielęgnacyjnym, starszy syn czeka na operację, rehabilitacje, lekarze, teraz pójdzie do 1 klasy, do tego 2 maluszek, który potrzebuje teraz najwięcej uwagi... Kocham ich nad życie, będę starać się być najlepszą mamą na świecie. Ale prywatnie czuje się jak szmaciana lalka wyjebana ze starości, młoda nie jestem, duży ciężar, bo 2 dzieci, brak czasu dla siebie, nie mogę nawet pracować. Całe moje życie legło w gruzach, nie mam pojęcia jak mam ruszyć dalej, to tak bardzo boli. A ten jeszcze wybrał sobie nową partnerkę z dzieckiem prawie w wieku naszego niepełnosprawnego synka... Moje serce rozjebało się, przy dzieciach oczywiście wszystko robię, ogarniam, nakładam na siebie jak najwięcej obowiązków, bo jak tylko zwalniam to wyje, wyje i wyje.... mam wrażenie, że mam niekończące się łzy, na dodatek gdzieś mi zależy, by dzieci miały ojca, a on tylko każe dostosowywać się do niego, odzywa się tylko wtedy gdy jemu pasuje i resztę ma w dupie. Nie interesują go rehabilitacje dziecka, w weekendy sobie gdzieś jeździ albo idzie na fuchy, a swoich synów ma gdzieś... poza wykonywanymi telefonami to jakoś nie angażuje się w ich życiu, nie pomaga, przychodzi zawsze z pustą ręką :( ... A jak nie chce się zgodzić na jego datę to mi gada, że utrudniam mu kontakt z dziećmi ... Jak mam dojść do siebie, czasem myślę, że lepiej by było, gdyby całkiem zniknął i nie utrudniał mi wychowywania synów. Potrafi przez 10 dni wcale się nie pokazać, a potem jak gdyby nigdy nic przyjść i wyciągać starszego syna na spacer. Syn do niego sam nie dzwoni za często, na co dzień nie pyta nawet o tatę, ale są momenty, że przyjdzie i mówi mi, że jest zły, bo go nie odwiedza... Nie wiem, co mam robić, syn pod opieką psychologa, bo jestem tak zła, że sama bym chętnie wytłumaczyła synowi, że naprawdę go tata porzucił, ale to jeszcze małe dziecko, ale mam wrażenie, że okłamuje własnego syna i wybielam przy tym pseudo tatusia, bo zawsze go usprawiedliwiam przed synem tłumacze, a znam prawdę i to też boli mnie, że ja mam świadomość, co się dzieje... Jak mam podejść do sprawy, by nie skrzywdzić własnych dzieci, ale też ja chce poczuć się lepiej ? Mam rodzinę, przyjaciół, ale też nie chce ciągle być w towarzystwie, bo czuję, że wszyscy się martwią, współczują, a ja muszę nauczyć się przebywać sama ze sobą... zawsze dbałam o dom, dzieci i partnera, ich szczęście potrzeby były zawsze ważniejsze od moich... Teraz tłumaczę sobie, że skupie się na dzieciach, wychowaniu, a może za kilka lat szczęście się do mnie uśmiechnie, ale na tę chwilę czuje się jak wrak, który okłamuje wszystkich dookoła, że jest dobrze, bo niby lepiej, że się dowiedziałam i że nie żyje w kłamstwie, ale po 9 latach nie umiem się od tak odkochać i nadal cierpię, nie potrafię zapomnieć, mam koszmary, nie jem, mało śpię, w towarzystwie uśmiechnięta, przy dzieciach również, ale jak idą spać, to każda maska opada i czuję się bezbronna, poniżona, słaba, każdy chociaż ma jakąś pracę odskocznię pasję, a ja poczułam, że kilka lat będę stać w miejscu, że moim jedynym ważnym celem jest zdrowie syna i wychowywanie ich i nie widzę nic dalej :(
Czy moje doświadczenia życiowe wykluczają mnie z możliwości stworzenia związku?

Witam. 

Moje pytanie jest następujące, czy facet taki jak ja, czyli (posiadający traumy dziecięce, złe doświadczenie w relacjach z kobietami, stany depresyjne, niską samoocenę, który przeżył niespełnioną i nieodwzajemnioną miłość do kobiety, który w wieku nastoletnim dopuścił się krzywdy seksualnej na młodszej siostrze, uzależniony od gier komputerowych, pornografii/masturbacji, miał jedną 'prawie' próbę samobójczą).

Czy takie 'bogate' doświadczenie życiowe, nie jest już wystarczającym czynnikiem do dyskwalifikacji o relację i związek z kobietą? Czy właściwie powinienem zapomnieć o tym?

Gdy ktoś zaczyna się przywiązywać, zaczyna mnie to odpychać. Po przemocowej relacji.

Po 3 letnim związku z żołnierzem, który się nade mną znęcał nie potrafię stworzyć żadnej relacji ani się do nikogo zbliżyć. Kiedy kogoś poznam i zauważę, że ta osoba się do mnie przywiązuje, zaczyna mnie to odpychać mimo, że się dobrze czuje przy tej osobie. Chciałabym wejść z kimś w związek, ale bardzo się tego boję. Co mogę z tym zrobić?

Partner doświadczył śmierci samobójczej wujka. Boi się pokazać uczucia, otworzyć się, jest w złym stanie psychicznym.
Dzień dobry, mój chłopak niedawno doświadczył śmierci samobójczej najbliższej osoby. Jest w bardzo słaby stanie psychicznym. Oddala się od najbliższych osób. Zamknął się przed wszystkimi. Nie chce jakiejkolwiek pomocy. Wszystkie próby i zapewnienia, że przejdziemy przez to razem nie działają bo on mnie od razu odrzuca. Strach przed pokazaniem uczuć jest ogromny i nie umiem do niego trafić chociaż mimo jego usilnych starań odrzucenia mnie, nadal okazuje mu wsparcie co jest dla mnie również bardzo ciężkie, ale wiem, że nie mogę go zostawić w takiej chwili. Czy dobry pomysłem przekonania go do poszukania pomocy jest argumentacja, że powinien wyciągnąć lekcję z zachowania wujka i nie popełniać jego błędów, ponieważ są bardzo podobni charakterem- chcą wszystko zrobić sami i nie umieją prosić o pomoc. Argument, że dla niego jest jeszcze szansa, ponieważ wujek odrzucił i nie podzielił się z bliskimi swoim problemami, czego właśnie mój chłopak nie umie zaakceptować. Żeby nie powielał jego zachowania i znalazł siłę o walkę o siebie dla zmarłego. Boję się, że te argumenty zamiast pomóc jeszcze pogorszą jego stan- ale już nic nie działa.
Jak poradzić sobie w toksycznym małżeństwie bez wsparcia finansowego i rodzinnego?

Witam, chciałam się wyżalić. Jestem z mężem od 14 lat. Od paru lat się nie dogadujemy, a odkąd przyszło dziecko na świat, mamy jeszcze więcej różnic zdań. Mąż jest osobą, która lubi mieć zdanie ostateczne i władzę – jest stanowczy. Bardzo źle czuję się w tym związku, nie chcę go ratować, chciałabym zacząć żyć od nowa, po swojemu, tak jak ja chcę.

Wydawałoby się łatwe spakować walizki i się wyprowadzić, ale niestety – ani domu samotnej matki nie ma w mieście, ani rodziny, a na wynajem zarabiam za mało. Nawet z alimentami by się to nie udało, a pomoc z MOPS również jest za mała. Czuję się zamknięta w klatce. Chciałabym żyć, a nie mam jak.

Jestem osobą otwartą, uśmiechniętą, kocham podróże, uwielbiam ludzi, a teraz mam we wszystkim ograniczenia. Często wyobrażam sobie, że mieszkam z dzieckiem sama, mamy piękny dom i jesteśmy szczęśliwi.

Proszę o podpowiedź, czy są jakieś skuteczne sztuczki psychologiczne, aby namówić mężczyznę do wizyty u lekarza? Sam mówi, że źle się czuje, ma problemy trawienne jak sam twierdzi poważne. Ale racjonalne argumenty do niego nie przemawiają. Ma irracjonalny opór. Boję się, że z powodu swej męskiej dumy i wizjii niezniszczalności nie pójdzie i będzie za późno, gdy doprowadzi się do skrajnego wyczerpania organizmu.
Rozdarcie między obowiązkami wobec rodziców a szczęściem małżeńskim: Jak postawić granice?

W tym roku skończę 30 lat, mam żonę i synka, bez których nie wyobrażam sobie życia. Żyje nam się dobrze, możemy na sobie polegać i wzajemnie się wspieramy. Problem tkwi w mojej relacji z rodzicami oraz siostrą. Nigdy nie mieliśmy jakiegoś dobrego kontaktu, raczej przeciętny. Moja mama ma bardzo trudny charakter, jest bardzo męcząca. Lubi się nad sobą użalać i zawsze twierdzi, że ona ma najgorzej, często również manipuluje i szantażuje emocjonalnie. Mniej więcej w wieku 15 lat, zacząłem się buntować i przestałem się bawić w te jej głupie gry. 

Zacząłem mieć swoje zdanie i ono zupełnie odbiega od tego, jakie ma ona. Nasze wymiany zdań przy braku argumentów z jej strony często kończyły się płaczem, że jak to tak mogę traktować własną matkę itp. Na samym początku, oczywiście wzbudzało to we mnie zamierzone przez nią poczucie winy, ale z czasem się uodporniłem i przestałem na to reagować, ale często mimo, że nie dałem po sobie poznać obwiniałem się. Drugim równie wielkim problemem jest moja siostra, osoba narcystyczna, która ciągle musi być w centrum uwagi i ciągle ktoś się nią interesował. 

W młodszych latach rodzice często ją faworyzowali i wiele rzeczy musiałem odpuścić, ponieważ ona tak chciała. Wiele razy mnie ośmieszała i komentowała coś, czego nie powinna, wtrącała się w moje życie i mną manipulowała. Ciężko było mi się z tym pogodzić, ale podobnie jak z mamą zacząłem to olewać. 

Relacja z moim tatą jest najlepsza, mamy podobne spojrzenie na wiele rzeczy, szanuje moje zdanie i nie wtrąca się, ale niestety obrywa rykoszetem przez moją niechęć do mojej mamy i siostry. Sam często pada ofiarą tych gier. Kiedy poznałem moją żonę, przedstawiłem ją rodzinie, bardzo ją polubili i została ciepło przez nich przyjęta. Ale to ona otworzyła mi oczy i słusznie zauważyła, że trzeba postawić granicę, a nie to olewać i nauczyć się z tym żyć. No i odkąd granice zaczęły się stawiać, zacząłem żyć własnym życiem, im zaczęło to przeszkadzać, a zwłaszcza ten brak kontroli, który od zawsze miały a teraz się to ukróciło. Wymuszania płaczem i inne szantaże emocjonalne przestały działać. Moja siostra miała jakąś refleksje i oczywiście przepraszała i niby chciała naprawić tę relację, ale było to tylko pozorne, ponieważ ostatecznie skończyło się tak jak zawsze, żadnych przemyśleń i wyciągnięcia wniosków a jak był brak argumentów i odwracanie kota ogonem i obwinianie mnie. Postanowiłem zmniejszyć nasze kontakty to minimum, jakim jest spotkanie u rodziców na obiedzie. Jakoś z tym żyłem i żyje nadal, ale to wszystko zaczyna mnie przytłaczać i chce zmiany. 

Niestety dotknęło to też moją żonę, patrzyła na to wszystko z boku, ale skoro do mnie nie mogły dotrzeć bezpośrednio, to zaczęły próbować przez nią. Manipulacje, kłamstwa i jakieś intrygi sprawiło, że ona zupełnie przestała je tolerować. Każde spotkanie rodzinne to dla niej jakaś psychiczna męczarnia. Odkąd urodził się nasz syn, granica jej cierpliwości została mocno przekroczona, za co też obwiniam siebie, ponieważ ja im na to pozwoliłem, bo granicę postawiłem zdecydowanie za późno. Niestety ucierpiała, tez na tym relacja pomiędzy mną a żoną, ponieważ oni ciągle za bardzo chcą być obecni w naszym życiu. Jestem bardzo zmęczony tą sytuacją i sam nie wiem, co czuje. 

Strach, rozczarowanie czy może gniew? Pewnie wszystkiego po trochu. Czuję się rozdarty, bo z jednej strony, wiem, że moi rodzice bardzo kochają swojego wnuka i zawsze mogę na nich polegać, ale czuję, że zaczęli to traktować jako kartę przetargową i powód do częstszych spotkań, których sam nie potrzebuje. Niestety tutaj mnie złamali, bo teraz podświadomie czuje presję i obowiązek, aby oni co najmniej raz w tygodniu się z nim zobaczyli, bo jeżeli to trwa dłużej, to zaczynają opowiadać, jak to oni nie tęsknią, a ja wtedy czuje wyrzuty sumienia. Temu wszystkiemu przygląda się moja żona, która ma już tego wszystkiego po dziurki w nosie i zupełnie nie ma ochoty na żadne ich wizyty. 

Czuję się jakbym był pomiędzy młotem a kowadłem - z jednej strony, troskliwi dziadkowie i kochający ich wnuk z drugiej strony żona, która ma tego wszystkiego dosyć i jest zmęczona całą moją najbliższą rodziną. Masakra...