Left ArrowWstecz

Dzień dobry, nie wiem, co robić, jestem strasznie smutna i zagubiona.

Dzień dobry, nie wiem, co robić, jestem strasznie smutna i zagubiona. Mam 40 lat, a partner 42. Poznaliśmy się 1.5 roku temu. Okazało się, że jest w trakcie trudnego rozwodu. Była żona zdradzała go i zostawiła dla innego, mają córkę 11 lat. Na początku byliśmy przyjaciółmi, nie miałam w stosunku do niego żadnych planów. Z czasem zbliżyliśmy się i zostaliśmy parą, niestety nieoficjalnie, ponieważ przez jego rozwód musieliśmy się ukrywać. Pomimo trudności spotykaliśmy się, on bardzo się starał, pisał codziennie rano miłego dnia, jak się czuję, wieczorem jak mi minął dzień i zawsze dobranoc. Rozmawialiśmy przez telefon codziennie godzinami, była namiętność, pożądanie, czułość, zależało mu, bardzo się starał, czułam się wyjątkowo. Z czasem zakochałam się, czego najbardziej się bałam. Miałam wrażenie, że on też był zakochany, tak się zachowywał. Spotykaliśmy się w weekendy, ponieważ on jest kierowcą tira. Ja też mam córkę, z czym on nie ma kompletnie problemu, bardzo lubi dzieci. Niestety od miesiąca zaczął się oddalać, zdystansował się, nie pisze już tak często, nie dzwoni. Owszem odezwie się codziennie, napisze smsa, ale to już nie to samo co było. Zawsze w weekendy dzwoni, chce się spotkać, ale czuję, że oddala się ode mnie, czuję, jakbym to ja starała się bardziej. Ostatnio podczas rozmowy mówił, że zasługuje na kogoś by mnie kochał, ale on na razie nie jest we mnie zakochany, po złych przejściach z byłą żoną nie potrafi się zakochać, a bardzo próbuję. Że zależy mu na mnie i nie chce mnie zranić. Mówił, żebym nie myślała za dużo i nie nakręcała się tym, co powiedział, że czas pokaże. Że on nie kończy związku. Nie wiem, co mam myśleć, bardzo mi na nim zależy, zakochałam się. Mówi, że gdyby nie chciał, to by go nie było ze mną co weekend, że jest mu ze mną bardzo dobrze, dogadujemy się, mamy wspólne zainteresowania pasje, zawsze jest czuły, przytula mnie na pożegnanie, całuje. Boję się, że jestem tylko plastrem na jego zranione serce lub osobą, którą wzmacnia go po ciężkim rozstaniu. A może ja źle interpretuje jego zachowanie. Wiem na pewno, że kiedyś starał się bardzo, świata nie widział poza mną. Jak mam rozumieć jego dystans. Proszę pomóżcie, bo dziennie chodzę przybita, myślę o nim cały dzień, nie umiem inaczej.A może dać mu czas, zdystansować się, chociaż to trudne:-( Nie chce go stracić.
Magdalena Bilińska-Zakrzewicz

Magdalena Bilińska-Zakrzewicz

Dzień dobry, 

widzę, że sytuacja, w której się Pani znajduje, jest trudna i kosztuje Panią wiele trudnych emocji. Pojawia się sporo pytań na temat myśli, uczuć i intencji partnera. Jedynym sposobem, aby je poznać, jest szczera rozmowa z partnerem, choć i ta nie da gwarancji rozwiania wątpliwości w 100%. Warto, aby Pani sprawdzała, jak reaguje na zachowanie partnera i zmiany w nim, jakie uczucia się w Pani pojawiają, jakie Pani potrzeby są zaspokojone, a jakie nie są w tym związku. Czasem trudno samemu zajmować się takimi sprawami i warto skorzystać ze wsparcia np. psychologa. Pozdrawiam Magdalena Bilinska Zakrzewicz  

2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

komunikacja w zwiazku

Darmowy test na jakość komunikacji w związku

Zobacz podobne

Odkąd mój brat trafił do więzienia, wszystko w moim życiu nie układa się dobrze
Dzień dobry. Mam na imię Jessica, mam 22 lata. Odkąd mój brat trafił do więzienia, wszystko w moim życiu nie układa się dobrze i zamienia się w duże problemy. Przytłacza mnie wzięcie odpowiedzialności za córkę brata i za pomoc związaną z odsiadką w zakładzie karnym. Od Lipca wszystkie swoje pieniądze przeznaczam, by mu pomóc i płacić alimenty. Od rodziców nie mam żadnego wsparcia. Czuje się obojętna moim życiem i kompletnie olewam sobie moja przyszłość. Czuje dziwny niepokój i jak bym była kompletnie kimś innym. Nie mam siły na nic i nic mi się nie chce. Straciłam chęci na wszystko, co się wokół mnie dzieje. Mam wrażenie, że wszyscy są przeciw mnie. Do tego pojawiło sio uzależnienie od narkotyków, dzięki nim czuje się lepiej i nie myślę, że mój brat spędzi 5 lat w więzieniu. Bardzo za nim tęsknie i jest mi źle bez niego. Nikt mnie nie rozumie i nie wyrażam swojego zdania na wiele tematów, bo wole przemilczeć niż popadać w bezsensowną dyskusję. Zasłużyłam się na 10 tysięcy, by nie odstawać od przyjaciółek i ciągle się o nich czegoś prosić.
Jak poradzić sobie z samotnością i poczuciem utknięcia na emigracji?

Dzień dobry. Mam problem ze swoimi emocjami. Od kilku lat mieszkam z rodziną za granicą. Emigracja była moim pomysłem, ponieważ chciałam coś zmienić w swoim życiu. Teraz mija piąty rok tutaj, a ja nadal nie mogę się odnaleźć. Czuję się tu bardzo samotna, a wszystko wokół wydaje się obce. Nie zbudowałam tutaj żadnych bliższych relacji, nie spotykam się z nikim po pracy, nie rozwijam się. Po prostu utknęłam. Każdego ranka toczę walkę sama ze sobą, żeby wstać z łóżka. Nienawidzę mojej pracy, a poza nią nie robię tu nic innego. Praca mojego męża zabiera mu cały czas. Kiedy już jest w domu, zasypia ze zmęczenia na kanapie. Moje dzieci odnalazły się tu lepiej, choć jeden z synów (przez początkowe trudności z akceptacją wśród nowych rówieśników) także stał się bardziej zamknięty w sobie. Jedynym plusem naszego wyjazdu jest to, że poprawiła nam się sytuacja materialna. To jest główny powód, dla którego mój mąż nie chce słyszeć o powrocie do Polski. Mówi, że tam będziemy zaczynać od zera. Fakt, będziemy musieli znaleźć nową pracę, ja będę musiała się przebranżowić, on prawdopodobnie też. Będziemy musieli mieszkać w gorszych warunkach, ponieważ w Polsce mamy malutkie mieszkanie. Jeśli chcielibyśmy kupić większe, to czeka nas kredyt. Mój mąż twierdzi, że żyję marzeniami, że na własne życzenie nie potrafię być szczęśliwa. A ja nie mam ochoty spędzić tutaj kolejnego roku życia. Czuję, że życie ucieka mi przez palce, że w Polsce mogłabym się wykształcić i rozwijać. Czuję się jak w klatce. Tutaj mamy dobre warunki i stabilną sytuację materialną, ale nic poza tym. Mam 37 lat i nie mam życia. W Polsce miałabym życie, ale nic poza tym nie jest pewne. Jestem potwornie zagubiona, nie wiem, co mam zrobić. Nie chcę zmarnować kolejnych lat życia na wegetacji w miejscu, którego nienawidzę.

Zmienny nastrój partnera, agresja i codzienne picie alkoholu

Kryzys w związku. Obawiam się zmian nastroju partnera. 

Jednego dnia jest wspierający, radosny, gaszący konflikty. Wyręcza mnie w obowiązkach, pomaga w problemach. 

Drugiego pojawia się krzyk, rzucanie przedmiotami, obrażanie nawet przy znajomych, mówienie, że jestem np. za wolna, za mało empatyczna, głupia, za wolno myślę. Na moje prośby o większy szacunek odpowiada, że to moja wina. 

Reaguje agresją na zachowanie innych ludzi, które mu się nie podoba. Potrafił moim autem uderzyć w inne auto, bo ktoś krzywo jechał, jechać za innym autem bardzo blisko i bardzo szybko, bo ktoś wolno jechał i mówić, że to ja jestem problemem, bo tłumaczę, że się boję, jak tak robi, a on, że go nie wspieram, jak narzeka na innych. Drugim problemem jest codziennie picie alkoholu. Jak sam mówi, pomaga mu to poradzić sobie ze smutnym nastrojem i głównym powodem, dla którego pije, jestem ja, że go nie wspieram, że jestem głupia, że chce uciec od mojego nastroju. Nie ukrywam, że nie zawsze wszystko zrobię, tak jak on tego chce, nie zawsze przewidzę albo zapamiętam, na czym mu konkretnie zależy. Mam obniżony nastrój przez chorobę członka rodziny i konieczność pomocy osobie niepełnosprawnej, ale się staram, na tyle ile mam możliwości. Partner chce, żebym to ja wzięła odpowiedzialność za jego nastrój i jego picie. 

A ja nie wiem już co mam robić. Szukam u siebie problemów i wiem, że często mogłabym lepiej coś zrobić, ale nie wiem, czy mój strach przed partnerem jest normalny. Nie wiem, gdzie szukać pomocy.

Czuję, że wszystko jest neutralne - nie czuję radości ani smutku. Często się przebodźcowuję. DDA.
Dzień dobry, piszę z prośbą o pomoc w ustaleniu, czy moje obserwacje świadczą po prostu o określonym charakterze, introwertycznej osobowości, czy może są podstawą do zmartwienia i poszukiwania pomocy. Mam 41 lat, jestem bezdzietną panną. Byłam w kilku około 2-letnich relacjach, ale ostatecznie nie spełniały one moich oczekiwań - męczyłam się, czułam się wykorzystywana (tzn. miałam poczucie, że moje zaangażowanie jest niewspółmiernie większe). Obecnie nie zabiegam o towarzystwo i nawet kilka dni spędzonych z najbliższymi osobami to dla mnie męczące doświadczenie. Mam dobrą pracę (w pełni zdalną od kilku lat), dobre warunki mieszkaniowe, bezpieczną sytuację finansową - generalnie: dobre życie. Mogłabym stwierdzić, że trudnością są dla mnie problemy zdrowotne (niedobory odporności, Hashimoto, dyskopatia) i że jestem przepracowana / przeciążona, ponieważ o wszystkie kwestie życiowe dbam samodzielnie, ale jednocześnie nie mam wielu obowiązków, które są udziałem innych ludzi (jak np. wychowywanie dzieci). Nie mam myśli samobójczych, nie odczuwam smutku, nie jestem płaczliwa czy rozchwiana emocjonalnie. A jednocześnie nie odczuwam radości czy pozytywnych emocji, za to bardzo często w interakcjach z ludźmi czuję frustrację, złość, poczucie bezsilności (choć staram się kontrolować ich okazywanie i nie doprowadzać do sytuacji, gdy moje emocje mogłyby się wyrażać w sposób nieakceptowalny społecznie - a zatem: staram się być asertywna, nie agresywna, choć często "mam dość"). Wszystko, co w życiu robię, robię z poczucia odpowiedzialności, obowiązku, powinności. Jednocześnie odczuwam jakąś wewnętrzną niechęć, zmęczenie - obowiązkowość i sumienność pcha mnie "do robienia rzeczy", ale nawet poranne wstanie z łóżka jest potwornym wysiłkiem. Każda aktywność wynika z wewnętrznego przymusu, więc kojarzy się nieprzyjemnie. Z powodu poczucia "przebodźcowania" i zmuszania się do wszystkiego, unikam interakcji z ludźmi. Muszę zmuszać się do wyjścia z domu, chociaż ograniczyłam je do minimum. Z jednej strony nie przepadam za przebywaniem na zewnątrz z powodu światłowstrętu (pozostałość po zapaleniu opon mózgowych) i uczulenia na słońce, ale z drugiej strony - stoi za tym też jakaś psychiczna niechęć. Męczy mnie już sama konieczność "wyjściowego ubrania się i uczesania". Wydaje mi się, że nie odczuwam lęków (nie boję się ludzi, interakcji, otwartych przestrzeni, itd.), ale bardzo mnie to wszystko pozbawia energii. Najbezpieczniej / najlepiej czuję się we własnym mieszkaniu. Kojąco działa na mnie biały szum i małe pomieszczenia. Potrafię odpoczywać, leżąc na podłodze w łazience przy szumie suszarki do włosów... Jeśli to ma znaczenie - jestem DDA. Obecnie mam dobry kontakt z rodzicami - ojciec przestał pić kilka lat temu i stara się naprawić relację. Mimo to jako dziecko i osoba dorosła doświadczyłam przemocy fizycznej i psychicznej. Obecnie mam zły kontakt z bratem, który stworzył dość dysfunkcyjną rodzinę (stosuje przemoc). Zastanawiam się, na ile moje reakcje (niechęć do ludzi, do wychodzenia z domu, ciągłe poczucie zmęczenia i brak radości z życia) to po prostu efekt stresu, przemęczenia, przebodźcowania, nadmiernego napięcia, a na ile objaw, którym warto się zainteresować. Z góry dziękuję bardzo za pomoc.
Jak sobie radzić z emocjami w trakcie rozwodu?
Jak sobie radzić z emocjami w trakcie rozwodu?
kryzys w związku

Kryzys w związku – jak go przetrwać i odbudować relację?

Twój związek w kryzysie? To naturalny etap, który może wzmocnić relację. Poznaj sprawdzone strategie i porady ekspertów, by skutecznie przez niego przejść i odbudować więź. Czytaj dalej!