
- Strona główna
- Forum
- związki i relacje
- Ghosting ze strony...
Ghosting ze strony kochanka Nie umiem normalnie funkcjonować, ciągle rozpraszają mnie myśli na ten temat.
Anonim
Agnieszka Wloka
Droga Pani,
Wynika z tego, co Pani napisała, że ma Pani ogromne zamieszanie w głowie - zamieszanie w wartościach, w emocjach, myślach - taka gonitwa myśli. Wyobrażam sobie, że nagłe zniknięcie poprzedzone jeszcze takimi, a nie innymi komentarzami o życiu, nie usposabia do spokoju.
Jednak ja serdecznie zapraszam Panią, mimo wszystko, do refleksji nad Pani życiem - nad tym, co nazwała Pani dla siebie najważniejszym - co teraz da Pani spokój ducha, poczucie uczciwości, postępowania według swoich wartości? Jeśli uzna Pani, że faktycznie tymi najważniejszymi są mąż i dzieci to serdecznie zachęcam do skupienia się na poprawie, zacieśnieniu, odnowieniu tych relacji?
Agnieszka Wloka

Zobacz podobne
Dzień dobry, Mój partner jest zazdrosny o mój poprzedni związek (krótki, dla mnie po czasie nic nieznaczący, jednak chwilę przed poznaniem obecnego partnera i z jednorazowym współżyciem). Twierdzi, że odkąd poznał szczegóły, zmienił o mnie zdanie, nie jestem już dla niego taka "idealna", że przed oczami ma obrazy mnie z tamtym człowiekiem. Jesteśmy razem już kilka lat, jest dla mnie najważniejszy i nie wyobrażam sobie życia bez niego. 1. Jak nam pomóc? 2. Co robić? 3. Czy znają Państwo podobne historie, które zakończyły się pozytywnie?
Witam, na wstępie zaznaczam, że od 9 lat leczę się na depresję, w tym czasie zażywałem leki, odstawiałem, było bardzo źle, następnie zaczynałem brać na nowo i wszystko wracało do normy, było stabilnie. Od pewnego czasu, ok. 3 miesięcy pomimo brania leków jestem w totalnym psychicznym dołku, w styczniu się rozwiodłem, od listopada zeszłego roku mieszkam sam. Ale od około jak już wspomniałem, 3 miesiące czuje, że jestem sam, nie mam nikogo, wcześniej chciałem być sam, cieszyłem się, jednak teraz wiem, że moje myślenie było błędem, nie potrafię sobie poradzić z otaczającym światem, mam obniżony nastrój, nic mnie nie cieszy, wcześniej chodziłem z uśmiechem do pracy, teraz na samą myśl o tym nie chce mi się żyć, nie chce mi się wstawać, wracam z pracy, idę spać, w pracy śpię, nie mogę się na niczym skupić, nic mi nie przynosi radości, wegetuję, do tego dochodzą myśli, że co ja tu robię? Po co ja się męczę? Nienawidzę tego, tak naprawdę rozwód był z mojej winy, bo tego chciałem, teraz żałuję, wcześniej było mi źle, teraz jest jeszcze gorzej, przypominam sobie dobre chwile z żoną, to jest bardzo dobrą osobą, teraz widzę, że popełniłem bardzo duży błąd, zacząłem pić więcej alkoholu, bardzo zaniedbałem siebie, przytyłem, nie mam siły się do niczego zmotywować, chciałbym uciec, ale nie mam dokąd… wszystko mnie przytłacza…. Czuję, że w pewnym momencie pęknę… że nie dam rady tego wszystkiego ogarnąć, poskładać, chciałbym powiedzieć byłej żonie, że bardzo jej dziękuję za to, jaką była, że mi jej brakuje… boję się że w pewnym momencie nie dźwignę tego wszystkiego…. Że już nie będę miał siły… nie wiem co mam robić? Rezygnacja, brak motywacji, brak chęci, przygnębienie, przytłoczenie, samotność, przegrane życie… myśli samobójcze… nie potrafię nawiązać relacji… zostałem sam… nie mam nikogo… w środku krzyczę, na zewnątrz udaję że jest super… jak mogę sobie pomóc?
Witam wszystkich, jestem tutaj nowy. Byłem w burzliwym związku 2 lata, 3 razy się rozchodziliśmy. Ja za każdym razem zabiegałem, starałem się. Czasami angażuję się za bardzo. Brałem wszystko na siebie, robiłem źle. Pomiędzy nami było 9 lat różnicy. Ostatnio usłyszałem, że ja jestem stary, a ona młoda, może się bawić.
Zaczęły się w związku koleżanki, uciekanie od spotkań. Jeśli się pytałem, kiedy się widzimy – „nie wiem”. Wiele pretensji, że mi dużo nie pasuje, że to moja wina, że wiele słów usłyszała z mojej strony i nie potrafi już na mnie patrzeć. Szczerze – nigdy nic głupiego nie powiedziałem, tylko czasami coś żartem czy zgryźliwie, ale to na tyle, mieliśmy dystans.
Ostatnio non stop wychodziła ze znajomymi. Nawet nie widziałem, że ma taką toksyczną koleżankę, która nią kieruje. Słyszałem, że jestem nienormalny, że w żartach jest drugie dno, że wyliczam jej pieniądze na każdym kroku. Nigdy takiego czegoś nie było. Jedynie żartem: „Dzisiaj ty stawiasz?” czy „Policzymy się za paliwo?”. I tak – ona bez problemu zawsze płaciła, bo wiedziała, że to tylko sarkazm.
Starałem się, jak mogłem, zabiegałem. Ona zawsze w stronę znajomych – że mają lepiej, że inaczej ją traktują. Ta znajoma, którą poznała, tak „fajna”, żeruje na niej. Widziałem na relacjach – bawi się na całego, kolacje, imprezy. Z otoczenia wiem, że ta osoba po prostu nie ma znajomych, nikt nie chce z nią utrzymywać kontaktu, bo patrzy tylko na swoje cztery litery.
Wszystko – żarty, starania się, nawet jak coś nie było tak – gdy chciałem porozmawiać, była odpowiedź, że „ze mną się nie da”. Mam jej zniknąć z życia, bo się przy mnie męczy. Znajdzie sobie takiego, co spełni jej każde oczekiwania, a ja mam znaleźć taką, co ich nie ma.
Zawsze byłem prawy, nigdy nic nie chciałem – żadnych pieniędzy, nawet od rodziny za jakieś usługi. Mówiłem szczerze wszystko, ale ona odebrała to tak, jakbym ciągle jej coś wypominał. Usłyszałem nawet, że bronię jej się spotykać z rodziną, ale nigdy tak nie było. Nawet zaczęła mieć o to problem, gdy spytałem się, co po spotkaniu.
Pretensje, że pytam, jak się ubiera, że nie jest wyspana... Po prostu zauważyłem, że na siłę szuka powodu, by mnie rzucić. Nawet jechałem prawie 100 km do restauracji dzień przed zerwaniem. Zażartowałem coś tam i mówiłem, że po drodze jest kilka fajnych restauracji. Ona: „Nie, tam jedziemy”. Mówię: „Okej”. Gadaliśmy o pracy i w ogóle, a ona wszystko brała tak do siebie, że niby ją maltretuję, ubliżam jej na każdym kroku.
Napisała mi w nocy, że to się wypaliło, nie chce tak żyć i mam zniknąć z jej życia. Zostałem zablokowany wszędzie, a ona szuka atencji u facetów.
Może tutaj się wydawać, że jestem aż takim złym człowiekiem, ale każdemu, kto pyta i komu mówię prawdę, odpowiadam – to było szukanie pretekstu, by mnie rzucić. Usłyszałem jeszcze, że gdyby nie ja, to byśmy tam nie pojechali. Nie wiem, co myśleć. Za każdym razem łapie moje słowa, wyciąga coś głupiego, co powiem pod nosem, a ile ja przeszedłem, wspierałem, byłem na każde skinienie palca – nawet o 2 w nocy – tego już nie pamięta. Tylko: „No nikt ci nie kazał”.
I usłyszałem, że rzyga moimi spekulacjami, moimi rozmowami i całą moją osobą. Mam nie próbować z nią nawet pogadać, wyjaśnić, powiedzieć prawdę, bo nigdy nie chciałem jej urazić. Mieliśmy dystans w wiadomościach, a ona nagle, że się wypaliło. Próbujemy od 2 lat i nie wychodzi.
Ale za każdym rozpadem są znajomi. Każdy zauważył, że im mniej się szanują i starają, tym jakoś im wychodzi. Czasami czułem się w tym związku, jakbym był sam.


