Jak wspierać męża w depresji nie tracąc siebie: Pracoholizm i małżeństwo
AS

Emilia Wojewódzka
Bycie żoną osoby, która prawdopodobnie zmaga się z depresją i jednocześnie nie chce pomocy, to ogromne emocjonalne obciążenie. Depresja jest bardzo wciągającą chorobą, która silnie wpływa na relacje nierzadko potrafiąc je niszczyć... Domyślam się, że trudne i przykre jest słuchanie, że jest się błędem oraz że wszystko robicie Państwo źle, a w dodatku może to być dystansujące emocjonalnie. To zupełnie naturalne, że w takiej sytuacji człowiek czuje się rozdarty - między troską o drugą osobę a potrzebą ochrony siebie. Zarówno negatywistyczne postrzeganie rodziny i to, że mąż nie chce pomocy, może wynikać z tak zwanej triady depresyjnej dotyczącej świata i przyszłości, że „i tak nic się nie zmieni”, a może także z lęku czy wstydu. Wiele osób długo nie zauważa, że intensywna praca, ciągłe przeciążenie i poczucie obowiązku mogą stać się mechanizmem ucieczki - przed trudnymi emocjami, bliskością, przed bezradnością, a czasem przed własnym cierpieniem. Troska o innych zawsze powinna opierać się jednocześnie z poszanowaniem Pani granic. Może warto porozmawiać z mężem o tym, jak Pani czuje się będąc w tej sytuacji jednocześnie również wyrażając zrozumienie dla jego samopoczucia i zachęcając do zadbania o siebie w procesie psychoterapii?

Olga Żuk
Bycie obok kogoś, kto od dawna nie czuje radości, odrzuca pomoc i kwestionuje sens swoich życiowych wyborów, to ogromne obciążenie. Szczególnie gdy słyszysz, że i Ty, i Wasza rodzina jesteście błędem.
Masz prawo czuć się zraniona i zagubiona. Bycie wspierającą nie oznacza rezygnacji z własnych uczuć, potrzeb i granic.
Ta granica przebiega tam, gdzie troska o drugą osobę zaczyna niszczyć Ciebie. Masz prawo zadbać o siebie – to nie oznaka egoizmu, ale siły i odpowiedzialności. Bez tego trudno zadbać o kogokolwiek innego.
Pozdrawiam,
Olga Żuk

Justyna Bejmert
Dzień dobry,
To bardzo obciążająca sytuacja. Mieszka Pani z osobą, która prawdopodobnie zmaga się z depresją, ale nie chce szukać pomocy, a jednocześnie obarcza Panią swoją frustracją i poczuciem porażki. To niszczy Panią emocjonalnie i trudno się w tym nie pogubić.
Nie da się pomóc komuś, kto tej pomocy nie chce. Wspieranie nie może oznaczać poświęcania siebie. Ma Pani prawo postawić granice, powiedzieć „dość” wtedy, gdy ciągłe narzekanie i brak ciepła stają się nie do zniesienia. Pani też ma potrzeby.
Zachęcanie męża do leczenia może być dobrym krokiem, ale nie może się Pani za niego leczyć, żyć ani decydować. To nie Pani odpowiedzialność.
Warto, by Pani sama miała przestrzeń, np. w terapii, by odzyskać siłę i nie zatracić siebie. Nawet jeśli Pani mąż się nie zmieni, Pani ma prawo zadbać o siebie.
Pozdrawiam ciepło,
Justyna Bejmert
Psycholog

Maciej Woropaj
Dzień dobry. To, co przeżywasz, jest bardzo trudne. Ciężko też bez głębszej diagnozy wskazać na kluczowy problem twojego mężą. Opis jego stanu może sugerować możliwą depresję o cechach rezygnacji, poczucia winy i egzystencjalnej beznadziei, a pracoholizm może być mechanizmem radzenia sobie z zaniżoną samooceną, lękiem, poczuciem braku sprawczości. Podobnie jak wycofanie z relacji rodzinnych, tendencja do obwiniania i dewaluowania siebie i Ciebie. Twoja troska o męża i Waszą relację jest bardzo ważna, jednak nie powinna prowadzić Ciebie do samozniszczenia. Taka "złota zasada" w relacjach z osobą w depresji brzmi pomoc nie może polegać na rezygnacji z siebie i szkodzeniu sobie.
Można by też powiedzieć po strażacku: dobry ratownik, to żywy ratownik. Nie masz obowiązku ratować kogoś, jeśli to uderza w twoje życie i dobrostan - tu akurat chodzi o twój stan psychiczny. Warto wspierać męża jednak nie trzeba godzić się na dewaluację siebie, związku i dzieci. W takich sytuacjach masz prawo wyznaczać granice: chcę ci pomóc, jeśli ty też chcesz sobie pomóc – inaczej zniszczy to nas oboje.
Ważne też żeby rozgraniczać i rozpoznawać kiedy kończy się współczucie a zaczyna utrata siebie. W tej sytuacji masz prawo rozważyć poszukanie wsparcia przede wszystkim dla siebie, a nie tylko dla męża. Myślę bowiem, że na równi z mężem, także twój psychiczny dobrostan wymaga wsparcia oraz objęcia troskliwą, mądrą i czuła opieką. Pozdrawiam serdecznie

Aleksandra Wincz- Gajda
Dzień dobry,
Rozumiem, że to rzeczywiście trudne- chcieć pomóc i spotkać się z odrzuceniem, oferować rozwiązania, wychodzić z inicjatywą, spalać się i stawać wobec dylematu- czy i ile mogę jeszcze dać, by nie zniszczyć siebie. Dodatkowo do skomplikowania sytuacji dochodzą kwestie dobrostanu dzieci.
Rekomendowałabym, by Pani sięgnęła dla siebie po wsparcie psychologiczne/ psychoterapeutyczne. Nikt nie może za Panią rozstrzygnąć tych dylematów. Decyzje są Pani. Jednak łatwiej je podjąć, gdy uzyskujemy wspierającą relację, możliwość wypowiedzenia na głos wszystkich wątpliwości i uczuć, gdy możemy usłyszeć parafrazę i interpretację naszych słów.
Myślę też, że wsparcie psychologa może trochę odciążyć wobec ciężaru słów męża- szczególnie tych o śmierci. Byłabym tutaj także ostrożna- nigdy nie wiemy dokładnie, jak poważne są to słowa. Zachęcam, by zapoznać się z materiałami serwisu #życie warte jest rozmowy, a także przygotować sobie listę telefonów, z których może Pani skorzystać w awaryjnej sytuacji:
116 123 - Telefon Zaufania dla Osób Dorosłych, dostępny 24/7,
800 70 22 22 - Linia Wsparcia, oferująca pomoc w kryzysie psychicznym,
22 484 88 01 - Antydepresyjny Telefon Zaufania Fundacji Itaka, dostępny w określonych godzinach.
116 123 - Kryzysowy Telefon Zaufania.
Może Pani też pogłębiać swoją wiedzę o zaburzeniach afektywnych- depresji- np. Depresja. Jak pomóc sobie i bliskim. Dorota Gromnicka Edgard; Jak pomóc osobie z depresją. Porady psychiatry i opiekuna. Anna Bondyra, Daria Dubiel.
Pozdrawiam serdecznie,
Aleksandra Wincz- Gajda
psycholog, psychoterapeuta

Maria Sobol
Dzień dobry,
Bardzo Pani współczuję – życie u boku osoby w depresji, szczególnie gdy nie chce przyjąć pomocy, jest ogromnym obciążeniem. Widać, że zależy Pani na mężu, ale też słusznie zauważa Pani, że troska o niego nie może odbywać się kosztem Pani zdrowia psychicznego.
Depresja często sprawia, że osoba chora widzi wszystko w ciemnych barwach – także siebie, bliskich i swoje decyzje. Słowa męża o tym, że wszystko było błędem, to nie ocena Pani, ale jego wewnętrzny ból. To jednak nie znaczy, że musi Pani to znosić bez końca.
Granica przebiega tam, gdzie zaczyna Pani tracić siebie – swoją siłę, poczucie wartości, nadzieję. Wspieranie nie oznacza rezygnowania z siebie, a bunt nie musi oznaczać odejścia – może być wyrazem troski o całą rodzinę, w tym o dzieci i o Panią samą.
Może warto, żeby to Pani skorzystała z pomocy psychoterapeuty, który pomoże Pani zadbać o siebie, postawić granice i poszukać rozwiązań. Czasem dopiero wtedy, gdy bliscy przestają „ratować”, osoba chora zaczyna szukać pomocy.
Jest Pani ważna. Ma Pani prawo do wsparcia, miłości i odpoczynku.
Z serdecznością,
Maria Sobol
psychoterapeutka integracyjna

Martyna Jarosz
Dzień dobry,
Wspieranie bliskiej osoby w depresji, szczególnie gdy ta nie wykazuje chęci leczenia, jest obciążające, tym bardziej gdy cierpienie tej osoby zaczyna przenikać granice Pani własnego dobrostanu.
Zacznijmy od tego, że depresja często powoduje wypaczone postrzeganie siebie, relacji i własnych decyzji. Pani mąż może obecnie przeżywać głębokie poczucie beznadziei, które zniekształca obraz rzeczywistości i podsuwa destrukcyjne przekonania jak to, że wszystko w jego życiu było błędem. Te słowa, choć bolesne, są raczej objawem choroby niż świadomą oceną.
Jednocześnie ich ciągłe słuchanie rani i podważa poczucie wartości osoby najbliższej, czyli Pani. Pani granice emocjonalne są równie ważne jak troska o męża, a opieka nad kimś w depresji nie może odbywać się kosztem własnego zdrowia psychicznego. Miłość i wsparcie nie polegają na zatraceniu siebie. W relacji, nawet w kryzysie, nadal powinno być miejsce na wzajemność, czułość i szacunek.
Warto rozważyć własne wsparcie terapeutyczne: rozmowa z psychologiem pomoże lepiej określić granice troski, nauczyć się komunikować swoje potrzeby, a także zadbać o emocjonalne bezpieczeństwo swoje i dzieci. Nie da się zmusić nikogo do leczenia, ale można stworzyć warunki do tego, by poczuł się wysłuchany przy równoczesnym wyznaczeniu granic, które będą chroniły Panią. Sygnałem alarmowym jest moment, w którym troska zaczyna Panią niszczyć i ten moment, jak widać, już nadszedł. Dbanie o siebie w tej sytuacji nie jest egoizmem. Jest odpowiedzialnością.
Nie jest Pani sama, a to, że szuka Pani pomocy, już świadczy o ogromnej sile.
Z wyrazami wsparcia
Martyna Jarosz

Barbara Wróbel
Dzień dobry.
Wspierając i towarzysząc osobie doświadczającej depresji, warto pamiętać również o sobie. Taka sytuacja może wiązać się z dużym obciążeniem emocjonalnym i zmęczeniem. Sięganie po wsparcie, w rozmowie, w relacjach, w formie pomocy psychologicznej lub psychoterapeutycznej, może stanowić ważny element dbania o własny dobrostan i zasoby.
Pozdrawiam serdecznie
Barbara Wróbel, psychoterapeutka Gestalt w trakcie szkolenia

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Dobierz psychologaZobacz podobne
Witam. Jestem mamą dwóch synów po przejściach i obecnie jestem z partnerem w związku na odległość. On zaprasza mnie do siebie z dziećmi na wakacje, by choć na tydzień do niego polecieć. Mieszka i pracuje za granicą, ja jestem w Polsce. Dodam, że ja nie pracuję, mieszkam na wsi i bardzo źle się z tym czuje, że on miałby za wszystko płacić. Gdy odmówiłam wyjazdu, on stawia sprawę jasno, jeśli nie przylecimy to między nami koniec. To tylko utwierdza mnie, że on mnie wcale nie kocha, stawiając mi ultimatum. Po prostu on nie rozumie tego, jakie to dla mnie jest trudne. Wiele przeszłam w poprzednich związkach i nie chce nic od obecnego partnera. Nie chce, by później było mi coś wypominane, jak miałam w poprzednich relacjach, czuję się z tym bardzo źle. Gdy tylko coś jest nie po jego myśli, od razu się oburza na mnie i pisze mi przykre słowa, obwiniając mnie, że to mi nie zależy i w ogóle. Nie wiem, co mam robić, ogólnie jestem strasznie załamana, wszystko mnie przytłacza. Nie widzę sensu życia, mam okropne myśli i często łapie doła ,płacze o różnych porach dnia … Bardzo proszę o jakąś poradę. Nie mam nawet z kim porozmawiać o tym wszystkim kogoś się poradzić😢
Dlaczego w obecności osoby, z którą żyjemy, nie mamy ochoty nic robić, wykonywać obowiązków i mamy poczucie zmęczenia, a gdy jej nie ma, to wszystkie obowiązki jesteśmy w stanie wykonywać bez większych kłopotów?
Dzień dobry, mam pewien problem, a mianowicie: mam 21 lat, moja dziewczyna 19. Jesteśmy ze sobą dwa lata. Ostatnio mamy trudną sytuację w związku. Moja dziewczyna powiedziała, że potrzebuje dwóch/trzech dni bez kontaktu, na przemyślenie sobie wszystkiego. Problem polega na tym, że nie rozumiem tej drogi relacji. Moja partnerka od dwóch dni nie ma ze mną żadnego kontaktu. Ja rozumiem, że potrzebuje czasu dla siebie i oczywiście dostanie go, ile tylko zechce, ale nie rozumiem tego rozwiązania — żadnego kontaktu — ponieważ aktualnie jest tak, jakbyśmy nigdy się nie znali. Nie ma „dzień dobry” rano czy „dobranoc” wieczorem.
Nigdy nie oczekiwałem dużo, a przynajmniej nie więcej, niż sam daję dla tej relacji. Przez te dwa dni oczywiście w dalszym ciągu nie mamy kontaktu. Przez te dwa dni nie czuję się okej. Uważam, że wchodząc w związek, powinniśmy rozmawiać, jak jest trudno — komunikować się ze sobą, a nie izolować i udawać, że nie istniejemy. Nie wiem czemu, ale takie rozwiązanie uważam za niedojrzałe i nieodpowiednie w związku, bo to te trudne sytuacje określają nas jako związek i pokazują, komu jak zależy na budowaniu tej relacji.
Może jeszcze jestem za młody, żeby zrozumieć sens takiej decyzji, ale nie czuję się z nią dobrze. I zamiast porozmawiać o tym z partnerką, muszę czekać, aż się w końcu odezwie. Mam nadzieję, że troszkę wyjaśniłem swoją aktualną historię, opisując swoje zdanie oraz uczucia. A przechodząc do meritum i mojego pytania: co mam zrobić w tej sytuacji i czy taka decyzja z jej strony jest dobra dla związku? I czy zachowanie mojej dziewczyny — udając, że nie istniejemy — nie jest zachowaniem egoistycznym, nie zważając na mnie i moje uczucia?
Dzień dobry, z góry przepraszam za obszerne pytanie. Problem jest wielowątkowy i mam wrażenie, że każdy aspekt jest istotny. Bardzo proszę o pomoc. Mam ogromny problem z zazdrością o przeszłość mojego partnera. Praktycznie od początku związku jego poprzedni związek był dla mnie za bardzo „interesujący”. Mój partner był w dwóch związkach i paradoksalnie mój problem nie wiąże się z jego długim, poważnym, 6-letnim związkiem, który dojrzale zakończył, tylko z rocznym związkiem, który był chwilę przed naszym. W związek ze mną wszedł bardzo szybko po poprzednim. Rozstali się z końcem kwietnia, a już na początku lipca zaczął spotykać się ze mną. Weszliśmy w związek bardzo szybko – z jego propozycji zamieszkaliśmy razem po 2 tygodniach od poznania się. Tak samo szybko usłyszałam od niego słowa „kocham cię”, które odwzajemniłam.
W tamtym momencie nie wiedziałam, że swój poprzedni związek zakończył tak niedawno. Powiedział mi, że ich związek zakończył się wcześniej. Opisał mi tę relację jako toksyczną i niszczącą, po której leczył się u psychologa, aż w końcu pojawił się u psychiatry po leki. Na początku nie zadawałam wielu pytań o przeszłość, ale pytałam dużo więcej niż w „normalnym schemacie”. Cały czas coś mi się nie łączyło ze sobą, szukałam elementów układanki, które wydawały mi się do siebie nie pasować. W tym samym czasie dostawałam mnóstwo uwagi i wsparcia od mojego partnera – na tyle, na ile potrafił mi je dać.
Na początku był o mnie okropnie zazdrosny. Zawsze byłam otwartą osobą, dużo rozmawiałam z różnymi ludźmi, łatwo było mi się odnaleźć w każdym gronie. Zaczęłam w związku z zazdrością i problemami oraz kłótniami związanymi z tym powoli odcinać ludzi w swoim otoczeniu – głównie zazdrość dotyczyła mężczyzn, w jakimś stopniu też koleżanek. Po jakichś 2–3 miesiącach od poznania/początku relacji (właściwie liczymy to jako tę samą datę) padła z jego strony propozycja starania się o dziecko. Zgodziłam się. Nigdy nie czułam tak silnych uczuć i nigdy nie byłam tak pewna, że chcę z kimś być – taką samą pewność dostałam od niego.
Po pewnym czasie, w związku z moją i jego zazdrością, zaczęły wychodzić po kolei kłamstwa. W związku z jego przeszłością wyszło ich kilka, po których dostałam kolejną dawkę zaangażowania, przeprosin, przysięgania i płaczu, że to się nie powtórzy. Sama przyznam się, że okłamałam mojego partnera w kwestii ilości byłych partnerów seksualnych, co było dla niego istotne (był o jednego więcej, niż powiedziałam na początku). W związku z wyrzutami sumienia postanowiłam odciąć jakikolwiek kontakt z mężczyznami, usunąć wszystkich z social mediów, nie odpowiadać nikomu w pracy, unikać spojrzenia na kogoś na siłowni albo w saunie. Sama w późniejszym czasie popadłam w tę samą zazdrość i tego samego oczekiwałam od mojego partnera.
Zazdrość o przeszłość nie ustępowała, a na wierzch wychodziły kolejne kłamstwa. Stopniowo – kolejne. Ja sama zrobiłam się w tym wszystkim okropna. Zaczęłam traktować źle mojego partnera, obrażać go. Trochę dałam sobie na to przyzwolenie, chyba dlatego, że to on pierwszy zaczął mnie tak traktować – obrażać mnie, szarpać, wyrywać rzeczy z ręki, rzucać mną, wybuchać i krzyczeć. Mówił, że tak zachowywał się w poprzednim związku. Ja zaczęłam się zachowywać tak samo. Kolejne kłamstwa wychodziły pod moim naciskiem w kłótni, po przyparciu do ściany i groźbie zerwania. Po przysięgach na życie swoje, moje i swojej mamy, że już nie będzie żadnych kłamstw. Ja wybaczałam te kłamstwa tylko pozornie, a cały czas do nich wracałam.
Wyszło, jak bardzo starał się o tamten związek, jak ciągnął ją na terapię, żeby to naprawić, żeby się nie rozstali. Jak walczył do końca, jakie desperackie rzeczy robił, żeby ją zatrzymać. A na końcu, kiedy się od niego odcięła, zaczął pisać jej o tym, że chce z nią mieć dzieci i założyć rodzinę. To było dla mnie wyjątkowo bolesne, kiedy to ze mną tak szybko chciał starać się o dziecko. Jestem w okropnym mętliku, nie wiem, co jest prawdą. Męczą mnie myśli – nie wiem, czy jest ze mną dlatego, że jej nie ma i nie próbuje jej mną zastąpić. Nie wiem, czy mogę wierzyć w to, co mówi.
Okropnie go traktuję. W trakcie relacji starał się naprawić swoje zachowanie – poprawia się, nie wybucha już tak często i tak mocno, nie szarpie mnie, podchodzi do mnie z miłością. A ja go prowokuję. W ostatnim czasie moje zachowanie jest okropne, nie poznaję siebie. Zaczęłam go bardzo obrażać. Wiązanki ciągną się długo, złość nie przechodzi. Zaczęłam stosować na nim przemoc psychiczną nieświadomie – wszystko po to, żeby pod wpływem złości powiedział mi całą prawdę.
W ostatnim czasie okropnie źle się ze sobą czuję. Mam wyrzuty sumienia, a przez to, że tyle wiem o jego byłej relacji, nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Czuję, że jestem tylko dlatego, że nie mógł być z nią. Nie wiem, kim jestem – zachowuję się okropnie, a tego nie chcę. Wierzę, że oboje zbłądziliśmy, ale chcemy to naprawić i mocno się kochamy. Partner oczekuje ode mnie teraz kroku w stronę naprawy naszej sytuacji. Ja tego chcę.
Jak mogę to naprawić? Jak radzić sobie z myślami o przeszłości, o jego byłej i o tym, co się już stało? Nie czuję się od niej gorsza, wierzę mu, że kocha mnie, ale nie mogę przeżyć tego, co już było tam. Czuję, że tutaj powtarza się ten sam schemat. Czuję, że przeszło mu tylko dlatego, że ona go nie chciała i nigdy nie będę dla niego tak ważna jak ona. On to wie, zaprzecza, ale mu nie wierzę… Co mam robić?
Witam, na wstępie zaznaczam, że od 9 lat leczę się na depresję, w tym czasie zażywałem leki, odstawiałem, było bardzo źle, następnie zaczynałem brać na nowo i wszystko wracało do normy, było stabilnie. Od pewnego czasu, ok. 3 miesięcy pomimo brania leków jestem w totalnym psychicznym dołku, w styczniu się rozwiodłem, od listopada zeszłego roku mieszkam sam. Ale od około jak już wspomniałem, 3 miesiące czuje, że jestem sam, nie mam nikogo, wcześniej chciałem być sam, cieszyłem się, jednak teraz wiem, że moje myślenie było błędem, nie potrafię sobie poradzić z otaczającym światem, mam obniżony nastrój, nic mnie nie cieszy, wcześniej chodziłem z uśmiechem do pracy, teraz na samą myśl o tym nie chce mi się żyć, nie chce mi się wstawać, wracam z pracy, idę spać, w pracy śpię, nie mogę się na niczym skupić, nic mi nie przynosi radości, wegetuję, do tego dochodzą myśli, że co ja tu robię? Po co ja się męczę? Nienawidzę tego, tak naprawdę rozwód był z mojej winy, bo tego chciałem, teraz żałuję, wcześniej było mi źle, teraz jest jeszcze gorzej, przypominam sobie dobre chwile z żoną, to jest bardzo dobrą osobą, teraz widzę, że popełniłem bardzo duży błąd, zacząłem pić więcej alkoholu, bardzo zaniedbałem siebie, przytyłem, nie mam siły się do niczego zmotywować, chciałbym uciec, ale nie mam dokąd… wszystko mnie przytłacza…. Czuję, że w pewnym momencie pęknę… że nie dam rady tego wszystkiego ogarnąć, poskładać, chciałbym powiedzieć byłej żonie, że bardzo jej dziękuję za to, jaką była, że mi jej brakuje… boję się że w pewnym momencie nie dźwignę tego wszystkiego…. Że już nie będę miał siły… nie wiem co mam robić? Rezygnacja, brak motywacji, brak chęci, przygnębienie, przytłoczenie, samotność, przegrane życie… myśli samobójcze… nie potrafię nawiązać relacji… zostałem sam… nie mam nikogo… w środku krzyczę, na zewnątrz udaję że jest super… jak mogę sobie pomóc?