
Jak balansować rolę córki i swoją kobiecość? Problemy z tożsamością i kontaktami z rodzicami
Anonimowo
Joanna Łucka
Dzień dobry,
świadomość trudności, jakie Pani przeżywa oraz powodów ich występowania jest bardzo istotna w procesie rozpoczynania radzenia sobie z nimi. Funkcjonowanie jako młody dorosły po latach spędzonych w domu rodzinnym jest nie lada wyzwaniem. Łączenie przeróżnych ról, o których Pani pisze, niewątpliwie nie należy do łatwych zadań dorosłości i tak jak Pani wspomina - niektórym przychodzi to bezrefleksyjnie i naturalnie, innym z emocjonalnymi rozterkami czy poczuciem niezgody.
Czytając Pani wpis mam poczucie, że ma Pani określone przekonania na temat ról społecznych oraz sposobów na jakie warto je pełnić. Być może są to przekonania, która w drodze wychowania i dorastania zostały Pani wpojone, a ich kwestionowanie z różnych powodów nie mogło być możliwe. Na obecnym etapie życia pojawia się jednak moment na kwestionowanie i przyjrzenie się zarówno tym rolom, jak i przekonaniom na ich temat. Ponadto wspomina Pani o tym, że zauważa u siebie diametralne zmiany w zachowaniu w obecności rodziców. To aspekt, któremu warto przyjrzeć się wnikliwiej, co takiego zadziewa się w dynamice domu rodzinnego, że wdraża się Pani (lub jest Pani wdrażana) w rolę, która na dzisiejszym etapie życia jest Pani obca oraz niewygodna.
Na podstawie obecnej wiedzy wynikającej z badań psychologicznych wiemy, że elastyczność psychiczna (także w zakresie posiadanych przez osobę przekonań na temat siebie, świata, relacji) jest jedną z istotniejszych wyznaczników dobrostanu. Myślę o niej szczególnie wtedy, gdy pisze Pani o "przełączaniu się" pomiędzy różnymi rolami. Elastyczne, płynne łączenie zróżnicowanych ról społecznych, tolerowanie ambiwalencji, to coś, co mogłoby stanowić początek pracy związanej z dyskomfortem, który Pani obecnie przeżywa.
Zachęcam Panią do skorzystania z konsultacji psychologicznej lub psychoterapeutycznej - na podstawie trudności opisanych we wpisie, polecam nurt psychodynamiczny lub terapię schematów. Pogłębienie w wywiadzie opisywanych doświadczeń i rozterek może pozwolić zarówno Pani, jak i specjaliście dobrać adekwatne działania i narzędzia do zintegrowania ról, jakie Pani pełni oraz odnalezienia się w relacjach (niezależnie od decyzji o kontynuacji relacji z rodzicami lub jej zakończeniu).
Życzę Pani wszystkiego dobrego!
Pozdrawiam serdecznie
Joanna Łucka
psycholożka i psychoterapeutka w trakcie certyfikacji
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Barbara Jedlińska
Bardzo mocno wybrzmiewa z Twojego wpisu, jak bardzo męczy Cię ta rola córki i jak bardzo pragniesz być po prostu sobą, bez ciągłego dopasowywania się do oczekiwań innych. To naprawdę trudne, kiedy relacja z rodzicami nie daje poczucia akceptacji, a wręcz odbiera swobodę, autentyczność i radość z bycia sobą.
To, że nie chcesz utrzymywać kontaktu, jest Twoim prawem . Każdy dorosły ma prawo sam decydować, z kim chce mieć relację i na jakich zasadach. Wiele osób doświadcza poczucia tzw. zamrożenia czy sztywności w domu rodzinnym, nawet jeśli już dawno się wyprowadzili. Często wynika to z dawnych wzorców, które trudno samemu przełamać.
Jeśli czujesz, że strategia, która obrałaś, nie przynosi ulgi, a wręcz powoduje jeszcze większy dyskomfort, warto się temu przyjrzeć z innej strony. Czasem sposób, który wybieramy, by poradzić sobie z trudnymi emocjami, zamiast pomagać, jeszcze bardziej nas uwiera. Bywa, że próbując odciąć się od jakiejś roli, wpadamy w pułapkę ciągłego myślenia o niej i napięcia z nią związanego. To może sprawiać, że zamiast poczuć się swobodniej, czujemy się jeszcze bardziej zagubieni i sfrustrowani.
W takiej sytuacji wsparcie terapeutyczne może być bardzo pomocne. Pozwala spojrzeć na swoje schematy myślenia i zachowania z innej perspektywy, zrozumieć, co naprawdę stoi za tymi trudnościami i znaleźć nowe sposoby radzenia sobie, które będą dla Ciebie łagodniejsze i bardziej wspierające.
Nie jesteś w tym wszystkim sama. Wiele osób przechodzi podobny proces i to żaden wstyd szukać pomocy. Trzymam za Ciebie kciuki, żebyś mogła coraz częściej być sobą, tak jak tego potrzebujesz.
Barbara Jedlińska
Psycholog -terapeuta

Zobacz podobne
Wpadłem w straszną zazdrość o dziewczynę. Od 2 miesięcy nie mogę przestać myśleć negatywnie, ciągle się martwię. Mój organizm jest na wyczerpaniu. Mam przyspieszone bicie serca, i wszystkie inne objawy stresu. Nie potrafię się skupić, nawet nie sprzątam w domu, co jest po prostu dla mnie szokiem. Ona mnie uspokaja, mówi, żebym ufał, a mnie coś kusi wiecznie, żeby sprawdzać, kontrolować. Przez to jest jeszcze gorzej. Wczoraj sprawdziłem jej telefon, choć czułem, że to mi nie pomoże. Mam straszne wyrzuty sumienia. Powiedziałem jej o tym, omal nie zerwaliśmy, to co zobaczyłem, nie było jednoznaczne, ale nie uspokaja mnie. Teraz boję się z nią o tym porozmawiać, bo nie wiem, jak zareaguje. Mam lękowy styl przywiązania, ciągły overthinking, radziłem sobie z tym, lecz teraz czuje, że mnie to przerasta. Czuje, jakby piekło chciało mnie wciągnąć, ciągłe pokusy, później działanie z lęku a na koniec wstyd i poczucie winy. I tak cały czas to błędne koło. Już raz mi się udało z tego wyjść i wszystko zaczęło się układać, a teraz znowu czuje ,jakbym przyciągał złe sytuacje, przez to moje negatywne myślenie. Jak z tego wyjść? Zaufać? Zostawić wszystko tak jak jest? Czy próbować z nią o tym porozmawiać? Myślałem nad terapią CBT. Ale po prostu jestem w rozsypce.
Dzień dobry, mój partner jest obsesyjnie zazdrosny, sprawdza mój telefon, nie chce, abym wychodziła ze znajomymi, czasami nawet jest kłótnia o rodzinę. Sporym problemem dla niego jest także mój ubiór (który według mnie i innych jest normalny). Partner również faworyzuje wszystko, co jest jego, nawet psa. Kolejnym problemem jest jego relacja z siostrą (siostra 10 l.). Cały czas chciałby ją wszędzie zabierać, porównuje ją do mojej córki (z poprzedniego związku). Ostatnio jego siostra spędziła u nas tydzień – przez ten czas nawet nie przytulił mojej córki, gdy na co dzień sam domaga się przytulania. Pod koniec dnia, gdy jego siostra pojechała do domu, rozpłakał się, że mało z nią porozmawiał, co według mnie też jest troszeczkę dziwne. Według niego nie mamy nic wspólnego – mieszkanie (wynajem) jest jego, jego jest jeden pies, mój jest drugi, do którego, swoją drogą, zwraca się bardzo niemiło.
Przepraszam, że tak chaotycznie, ale piszę to pod wpływem emocji. Czy według Was ja przesadzam, czy partner ma jakiś problem ze sobą? Czy jego relacja z siostrą jest normalna
Witam, potrzebuję wsparcia. Opiszę moją historię.
Jestem w małżeństwie od 13 lat, mamy trzech synów. Bardzo mi zależało, żeby rodzina męża mnie zaakceptowała. Mąż ma trzy siostry i dwóch braci, ale nie zostałam przyjęta do rodziny, bo mnie nie zapraszają. Często mają zjazdy rodzinne, a ja jestem zapraszana tylko na Wigilię. Czuję, że jestem nielubiana.
Od samego początku było trudno — już na moim weselu teść powiedział do mojej mamy, że „starucha zabrała mu dziecko” (jestem starsza o 4 lata od męża). Teraz, kiedy mieszkamy we własnym domu, teść nadal mi dogryza. Wcześniej czepiał się mojego najstarszego syna, ale po kłótni z mężem zwrócił mu uwagę i przestał. Czasem sama jadę tam bez zaproszenia, ale bardzo mnie boli to odrzucenie. Przecież są dzieci, a teściowie mają jeszcze dziesięcioro wnuków oprócz moich.
Przestałam do nich jeździć, bo psychicznie lepiej się czuję, kiedy tam nie chodzę. Nikt też z rodzeństwa męża mnie nie odwiedza, bo teść powiedział mi jeszcze zanim poszliśmy „na swoje”, że nikt nie będzie mnie odwiedzał. Sam jednak zaczął przychodzić z rachunkami (mąż jest nadal zameldowany u nich), czasem z teściową.
Wcześniej mieszkaliśmy u mojej mamy i wtedy teść mi nie dogryzał, ale wtrącała się siostra męża. Kiedy urodziłam pierwsze dziecko, uczyła mnie, jak mam się nim zajmować. Nie sprzeciwiałam się, bo chciałam, żeby mnie zaakceptowali. Teraz jednak, kiedy coś mi nie pasuje, mówię o tym wprost.
Z mężem często się kłócimy. Mówiłam mu o tym wszystkim, a on powiedział, że sama mam dzwonić i pytać, czy są w domu. Czuję, że popadam w depresję. Krzyczę na dzieci, bo nie radzę sobie, gdy męża nie ma trzy miesiące w domu, a przyjeżdża tylko na miesiąc. Jesteśmy w trakcie wykończenia domu, a do tego bratowa męża powiedziała mi, że „ona jest dobrą żoną, to jej mąż nie ucieka od niej”.
Proszę mi pomóc.
Dzień dobry, mam 35 lat i znalazłam się w sytuacji, której nie do końca rozumiem. Dlatego zwracam się do Państwa z prośbą o pomoc. Jakieś 2 lata temu w zupełnie niespodziewanych dla mnie okolicznościach poznałam pewnego mężczyznę.
On jest starszy ode mnie o 4 lata. Oboje jesteśmy singlami i też byliśmy nimi w dniu naszego spotkania. Początkowo ja nie zwróciłam zbytnio uwagi na tę znajomość. Po prostu jakiś kolejny człowiek na mojej drodze. Była miła i sympatyczna jak zawsze.
On w sumie też. Przez jakiś czas nie zwracałam uwagi na Niego, od kolega myślałam sobie. Jednak On od początku próbował zwrócić na siebie moją uwagę. Po około 3 miesiącach okazało się, że mamy wspólne zainteresowania i pasje. Od tego momentu zaczęliśmy dzielić się swoimi przemyśleniami i doświadczeniami. Nasz relacja, stała się dużo bardziej zażyła, jednak dla mnie wciąż było to koleżeństwo, nic więcej. Po około pół roku nasze rozmowy stały się dużo bardziej prywatne, zaczęliśmy rozmawiać o związkach poprzednich o tym, czego oczekujemy od partnerów. Ja podchodziłam do tego, jak do rozmowy dwójki bardzo dobrych znajomych lub przyjaciół, nie jak do rozmowy potencjalnych partnerów. Jednak On chyba widział to inaczej.
Pewnego razu rozpoczął rozmowę o dzieciach i o tym, że jeśli miałoby mi się coś stać i umarła, to On nie umiałby pokochać tego dziecka (zakładam, że mówił o wspólnym dziecku).
I tak coraz bardziej intymne rzeczy pojawiały się w naszych rozmowach. Na codzień, kiedy jesteśmy razem, nie odstępuje mnie na krok i wciąż jest przy mnie. Nie jest nachalny, ale wciąż blisko mnie. Potrafi być mega szarmancki i czarujący, umie sprawić, że czuje się bezpiecznie i potrafi zawalczyć o moje bezpieczeństwo. Nawet kiedyś dość dosadnie pokazała jednemu Panu, że ode mnie to ma się z daleka trzymać i ma się odnosić do mnie z szacunkiem. Potrafi przejechać pół kraju, tylko żeby mi pomóc w czynnościach zawodowych.
Jednak to tylko część tego, co się działo przez ten czas.
Poza tym, że jest bardzo dobrym przyjacielem, na którego zawsze można liczyć, to ma też mroczniejszą stronę osobowości.
Wciąż nie jesteśmy w związku, a jednak potrafi być bardzo zazdrosny. Kilkukrotnie dał tego wyraz, wyrzekając mi, że jak odezwę się do innego mężczyzny, to chce już odejść z innym.
Jak wiadomo, rozmowa na temat np. drogi dojścia do danego miejsca nie jest od razu wstępem do zażyłości emocjonalnej lub innych rzeczy. Raz bardzo się pokłóciliśmy, jednak potem dość szybko się pogodziliśmy. Nie wiem, dlaczego, ale ja odkąd uświadomiłam sobie, że czuje coś względem niego, wyraziłam je oficjalnie. On jednak pomimo iż potrafi zrobić dla mnie wszystko i przesiedzieć ze mną pół nocy, tylko żeby rozmawiać o wszystkim. Bo tematy nam się nie kończą. Niestety na każdą moją próbę dowiedzenia się, czy to, co się między nami dzieje to z jego strony też jest coś więcej, niż tylko sympatią milczy. Ucieka.
Na każdą moją próbę spotkania się i rozmowy wymyśla milion wymówek i wciąż ucieka. Żeby po chwili zadzwonić lub napisać do mnie, że dziękuję mi za cudowne chwile. Lub żeby spytać się, jak się czuje, jak minął mi dzień, jak dotarłam do domu.
Ja bardzo mocno zaangażowałam się w tą relacje, ponieważ bardzo dbam o to, żeby był zdrowy, miał udany dzień i kiedy zachorował, to wręcz bezdyskusyjnie chciałam zająć się nim. Jednak co było dla mnie wyjątkowe, on powiedział, że nie zniósł by świadomości, że mnie zaraził i że jestem przez niego chora. Również, kiedy ja źle się czułam, potrafił rzucić wszystko i mnie ratować, pobiegł do apteki, żeby kupić coś dla mnie, żeby tylko mi to pomogło, chciał iść ze mną do lekarza, odwiózł mnie do domu. Martwił się i był taki czuły i opiekuńczy. To dla mnie wiele znaczy dlatego, też pewnie moje uczucia się zmieniły.
Jak również, kiedy miałam bardzo trudny okres w pracy i nie wiedziałam, czy wciąż będę ją miała, zawsze był przy mnie, wspierał, stał, trwał, wysłuchiwał, każdą łzę ocierał.
Jednak nie potrafi się zdeklarować. Ucieka wciąż i niestety, ale nie wiem, na czym stoję i czego mogę się spodziewać.
Pewne jest jedno, że obojętna mu nie jestem tylko jak sprawić, żeby się przełamał i pozwolił sobie na to, czego się tak bardzo boi, a ewidentnie chce i pragnie. Dlatego proszę o podpowiedź czy ja coś źle interpretuje i może to ja coś pomyliłam, a może nie wszystko widzę dobrze, ale nie umiem pomóc mu w tej sytuacji.
