Left ArrowWstecz

Jak pogodzić własną autonomię a zależność finansową od rodziców? Relacja z nimi nie jest dla mnie zdrowa.

Dzień dobry Mam pytanie. Mam 22 lata. Co zrobić aby wyrwać się spod kontroli rodzica jeśli się jest na utrzymaniu rodzica z powodu studiowania? Rodzice wtrącają się w ważne dla mnie decyzje i wywierają ogromny wpływ, żeby robić tak, jak oni uważają. Cały czas tłumacząc, że mają większe doświadczenie...Nie raz jest to bardzo szkodliwe dla mnie. Powoduje ogromny lęk i brak zdolności do podejmowania własnych decyzji, nawet tych najmniejszych. Czy sytuacja, kiedy jest się na utrzymaniu rodziców powoduje konieczność całkowitego podporządkowania się i pozbycia się swojej autonomii? Im bardziej staram się działać po swojemu, tym bardziej wzmacnia się reakcja rodziców - jeszcze większa kontrola i złość.
Zofia Kardasz

Zofia Kardasz

Dzień dobry,

opisana sytuacja najprawdopodobniej nie dotyczy wyłącznie kwestii “wyrwania się spod kontroli rodziców”, ale odnosi się do procesu separacji, który często bywa bardzo trudny dla obu stron. Jest to nowa sytuacja: budowanie relacji z dorosłym dzieckiem / budowanie relacji z rodzicami jako dorosły. Niejednokrotnie przydaje się w niej wsparcie kogoś z zewnątrz.

Myślę, że warto skorzystać w takiej sytuacji z pomocy psychoterapeuty, który pomoże przejść ten proces i zadbać o siebie. 

Pozdrawiam serdecznie

Zofia Kardasz

 

1 rok temu
Anna Martyniuk-Białecka

Anna Martyniuk-Białecka

Dzień dobry,

Również uważam, że to bardziej złożony problem - wymagający czasu i doprecyzowania. Z pewnością można wprowadzić małe zmiany, wypracowując stopniowo nowe zasady waszej relacji. Może warto zacząć od rozmowy z rodzicami, a jeśli to nie przyniesie oczekiwanych rezultatów, zastanowić się nad profesjonalnym wsparciem?
 

Pozdrawiam serdecznie,

psycholog Anna Martyniuk-Białecka

1 rok temu
Katarzyna Rosenbajger

Katarzyna Rosenbajger

Witam, 

Zacznę od tego, że bycie na utrzymaniu rodziców, nie upoważnia ich do podejmowania pana życiowych decyzji. Zdarza się, że rodzice czasem widzą w nas dziecko, którym powinni kierować i doradzać jak postępować i żyć. Tak jednak być nie powinno.  Kiedy jesteśmy dorośli, decyzje mogą być komunikowane z rodzicami, ale podejmowane przez nas samych. Nawet jeśli te decyzje nie będą trafne, to jest to część bycia dorosłym i jest to bardzo ważna i pożyteczna dla każdego lekcja. 

Tutaj potrzebna jest komunikacja. Proszę porozmawiać z rodzicami na spokojnie i wytłumaczyć jak się pan czuje będąc traktowany jak dziecko. Nie chodzi tutaj o atak na rodziców a raczej o szczerą rozmowę, po której rodzice powinni zrozumieć, że  nie mają już do czynienia z dzieckiem ale dorosłym i odpowiedzialnym za swoje życie mężczyzna. 

 

K Rosenbajger 

Psycholog

1 rok temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Toksyczna mama z siostrą. Nie żyją swoim życiem, wiecznie mi wytykają.

Nie umiem sobie poradzić z toksycznością w mojej rodzinie. 

Siostra pije, druga siostra ma tendencję do obgadywania moich życiowych decyzji z mamą, a mama nie rozumie, że mogę chcieć żyć inaczej niż ona. 

Nie mieć dzieci, nie mieć obowiązku gotowania codziennie obiadu. Korzystam z życia z moim mężem, nie jestem udręczoną matką tak, jak moja mama i siostra. Mama powiedziała mi, że gdyby mogła cofnąć czas to zdecydowałaby się na jedno dziecko, nie trójkę, bo ma z nami już dorosłymi tylko udrękę. 

Ciągle myślę o tym, że mama ma złe zdanie o sposobie, jakim żyje. Często też myślę o tym, że moja siostra woli żyć moim życiem, zamiast zająć się swoim. 

Jestem bardzo rozgoryczona, rozżalona. Kiedyś bardzo lubiłam całymi dniami siedzieć w domu, mówiły "wyszła byś do ludzi, a nie w domu siedzisz". Teraz jak zaczęłam korzystać z życia z mężem też jest mi to wytykane, bo jak to tak można z życia korzystać. Mówiłam im o tym, że mam prawo żyć po swojemu i im nic do tego jak żyje. Mówiłam o swoich uczuciach. Strasznie się tym przejmuje, czuję niesprawiedliwość, że nie pozwalają mi żyć na moich zasadach. Nie śpię po nocach, bo analizuje każde ich przykre słowa. Podjęłam pracę nad sobą, wspomagam się materiałami terapeutycznymi. Chce przerwać schemat jakim przesiąkły moja mama czy siostra. Chce być inna. Myśleć pozytywnie, przepracować wszystkie trudne emocje które mam w sobie, dla siebie i mojego męża.

Jak radzić sobie z przemocą słowną w rodzinie? Porady dla osób doświadczających wyzwisk

Witam. Mam problem z mężem wyzywa dziecko i mnie. Nie mam już siły tłumaczeniem mu i rozmowami które do niczego nie prowadzą. Raz wróciłam do rodziców ale miała być zmiana a tu jest tak samo.. dom jest na niego samochod też. Jak to zmienić?

Uzależnienia, trudności życiowe i kryzys. Chciałbym uciec, nie być w tym wszystkim.
Mam 24 lata, jestem uzależniony od pornografii, chyba od 7 lat i od marihuany, od około roku/półtorej, studiowałem, ale nie dałem rady ukończyć kierunku, nie mogę znaleźć pracy, żyje z renty, z rodzicami, i z dziewczyną, o 5 lat młodszą. Powoli jedyne wyjście jakie widzę to władowanie się w jakiś bus i wyjechanie gdziekolwiek, jakkolwiek kończąc (chyba i tak progres w porównaniu do chęci samobójstwa). A i też straciłem psa a od mamy usłyszałem o tym, że chce rozwodu z tatą po jakichś 40 latach. Co do podjęcia terapii, pewnie powinienem, ale ciężko z tym finansowo, ale bardziej byłem już u 2 różnych specjalistów jakieś 4/5 lat temu, na koniec usłyszałem, że nie wiedzą co ze mną robić w mniej lub bardziej dosłowny sposób. Szczegółów byłoby pewnie więcej o wiele wcześniej w czasie, no ale to są obecne problemy.
Co mogę zrobić z poczuciem bycia bezwartościowym?

Czuję się bezwartościowy ostatnio. Co mogę zrobić z tym?

Przemocowi rodzice, rodzina i sąsiedzi nigdy nie zainterweniowali. Teraz muszę mieszkać z rodzicami, jako dorosła.
Jestem dorosła i znalazłam się w patowej sytuacji. Przez dłuższy czas muszę mieszkać z rodzicami... To już starzy ludzie, ale od zawsze byli tacy sami-czyli przemocowi i bez kultury. Mam wiele problemów z nimi, ale największym jest brak szacunku. Dla mnie te osoby to zupełnie obcy ludzie, przez których musiałam odbudować poczucie własnej wartości i byłam na terapii. Oni cały czas krzyczą, nawet w zwykłych rozmowach. Ojciec pachnie narcem albo psychopata, matka skupiona na sobie bez empatii. W sklepie się wydzierają, od malego wstyd mi było jeździć autobusem z nimi, bo np. matka mnie wyzywała zawsze przy ludziach od leni i że jestem niedobra. To nieprawda. Widziałam, że ma satysfakcję z tego i kilka razy nawet mnie uderzyła przy ludziach i paliłam się ze wstydu. Za co? Nie wiem. Ojciec cały czas drze się, wstydzę się jak głośno kicha albo się kłóci z matka. Dwa bloki śmieją się z nich. Ale tak widzę, że śmieją się również że mnie... Ojciec potrafi ciągle oskarżać mnie jak coś się zepsuje, chociaż nic nie zrobię. Wydziera się, całe życie wyzywa mnie od najgorszych, a jak się postawie albo powiem, że czegoś nie zrobiłam i że ma dać mi spokój, to dopiero się zaczyna. Wyzwiska że mam zamknąć pysk itd. Jestem dorosła i mam zniszczona opinie wśród rodziny i ludzi w bloku. Nikt mnie nie szanuje przez rodziców i ludzie są jakby ślepi... Nie widzą, że jestem ofiarą przez całe życie i jestem gnębiona. Dla nich to takie zabawne, gdy rodzice wydzierają się w sklepie, przeklinaja.. nie mają za grosz kultury. Nie mówią proszę albo dziękuję i nie uczyli mnie tego w szkole. Gdy zaczęłam tak zwracać się do ludzi jako dziecko, bo ciocia mi powiedziała, to śmiali się ze mnie. Chociaż jestem dorosła, to kompletnie nie szanują mnie jako człowieka. Gdy teraz mam gorszy moment i musiałam zamieszkać z nimi, to ciągle mnie pouczają, wszystko robię źle, a jak na chwilę usiądę, to jest, że jestem leniem. Jak mają gorszy dzień to potrafią zbluzgać mnie od nieudaczników. To nie pomaga w mojej sytuacji w odbudowaniu się. Zniszczyli mi życie. Czemu tacy ludzie tak robią? Dlaczego sąsiedzi i rodzina nie widzi tego, a nawet pamiętam, że wszyscy się śmiali na imieninach, jak dostałam "w papę" albo jak zamykali mnie za kare (złościł ich mój płacz) w pokoju albo wyzywali. Do dziś pamiętam te śmiechy ciotek i kuzynek i zamiast mi pomóc, to dobrze się bawili. Przez zamykanie w ciemności nabawiłam się traum. Odbudowałam siebie w 5 lat i od nowa wszystko wraca. Po dzisiejszym oskarżeniu, że zrobiłam coś, potem wydarciu, że mam pysk, nie chce mi się walczyć o siebie.
Kryzys. Czuję się niepotrzebna, odepchnięta.

Czuję się niepotrzebna na tym świecie. 

Mam wrażenie, że nikt mnie nie lubi. Nic mi w życiu się nie układa. Jestem w związku 15 lat, ostatnio przez moje zachowanie narzeczony powiedział, bym się wyprowadziła. Rodzina uważa, że wszystkich terroryzuje. Brat zerwał ze mną kontakt. Nie widuję jego dzieci. Moje serduszko krwawi. W pracy rozmawiam z tylko z wybranymi, którzy mi przypadli do ,,gustu ". Mam myśli samobójcze. Nie mam nikogo. Całe życie byłam dla innych. Uważam, że zawsze pomagałam, a mi nie ma kto pomóc. Jeśli zaczynam jakiś temat mnie nurtujący to rodzina mówi, że przesadzam. Nie chcę żyć.

Jak rozmawiać z żoną gdy czuję się samotny i przytłoczony w małżeństwie?

Jestem wykończony psychicznie moim małżeństwem. Mam żonę i 4-letnią córkę, od paru lat moje małżeństwo wygląda jak życie ze współlokatorem. Żona każdą próbę rozmowy odbiera jak o atak, nie próbuje nawet zrozumieć tego, co do niej mówię, tylko od razu odwraca kota ogonem i atakuje mnie w stylu „a Ty to, a Ty tamto” nie słuchając w ogóle, co ja do niej mówię. Proponowałem kilkukrotnie wyjście na terapię rodzinną, ale nie jest zainteresowana. Sama poucza swoje koleżanki w sprawach rodzinnych, nie widząc swoich problemów. Nie mam pojęcia jak już z nią rozmawiać, dzielimy się obowiązkami w rozsądny sposób i tu nie mamy zastrzeżeń, chyba, że dochodzi do kłótni to wtedy często słyszę, że wszystko musi robić sama (nie musi i nie robi). Problem w tych obowiązkach jest też taki, że co chwilę mnie o coś prosi i ja to wykonuję. Niestety, jeśli ja o coś proszę, to na 99% tego nie zrobi, stąd od ponad roku raczej o nic ją już nie proszę, bo nie mogę na niej polegać. Dodatkowo żona jest uzależniona od telefonu, wolne chwile spędza przeglądając Instagram albo inne media, np, jeśli jedziemy gdzieś samochodem to cały czas coś „sprawdza”, podczas kolacji w restauracji coś „sprawdza” itp. Jestem tym już totalnie wykończony, przeprowadziliśmy się na 2 koniec Polski i nie mamy tu znajomych, nie mam nawet za bardzo z kim o tym porozmawiać i nie daję już rady. Zamknąłem się w sobie, zdarzy mi się czasem coś wypić już nawet z poczucia zrezygnowania i takiej wewnętrznej samotności - ani z żoną nie mam relacji, ani przyjaciół. Staram się tego unikać i znalazłem sobie fajne hobby, które daje mi trochę poczucia spokoju, ale wciąż czuję ogromną samotność. Strefa intymna w małżeństwie również nie istnieje, jeśli już do czegoś dochodzi to szybki stosunek w stylu zaspokojenia potrzeby fizjologicznej raz na 2-3 miesiące. Żona nawet od jakiegoś czasu naciska na drugie dziecko a ja, mimo iż chce, to nie chce mieć drugiego, bo czuje, że to małżeństwo niedługo się skończy. Co robić? Przed ślubem było kompletnie inaczej, minęło 6 lat, a ja jestem psychicznym wrakiem człowieka.

Jak dalej żyć po rozpadzie rodziny z powodu uzależnienia od hazardu i alkoholu?

Chciałbym opisać w skrócie swoją historię, bo już nie wiem, co mam zrobić. Jestem osobą uzależniona od hazardu i alkoholu, od dwóch lat borykam się z uzależnieniem w stopniu zaawansowanym. Rok temu odbyłem terapię zamkniętą, potem była kontynuowana indywidualna. Niestety od poprzedniego roku miałem już kilka wpadek, gdzie wpadałem w ciągi hazardowe i alkoholowe i zawsze to kończyło się drastycznie dla mnie i mojej rodziny. Mam żonę i córkę 2-letnia, Niestety po ostatnim moim potknięciu żona ostatecznie kazała mi l się wyprowadzić. Mieszkam obecnie u rodziców, czuje się na co dzień tragicznie mimo brania od kilku dni leki od psychiatry. Czuję, że moje życie się w jakimś stopniu zakończyło, nie wyobrażam sobie życia bez mojej żony, którą kocham strasznie mocno, ale uzależnienie kompletnie zniszczyło mi głowę. Tak naprawdę po tylu szansach, jakie otrzymywałem od rodziny i żony widzę swoją przyszłość tylko w czarnych barwach, bo ileż można takich sytuacji. 

Obecnie też pracuje, mam długi, które też niszczą mnie psychicznie. Tak naprawdę nie wiem co dalej, widzę jak inni męczą się, z mojego powodu, widzę ich smutek i tym bardziej się dobijam, że kolejny raz mi nie wyszło. Tak naprawdę nie mam woli życia już w sobie, trzyma mnie przy życiu córka... proszę o odpowiedź, co w mojej sytuacji powinienem w ogóle dalej robić, że sobą oprócz walki z uzależnieniem, bo to wiem i mam zalecenia, ale czuje ze wszystko już stracone, co dla mnie było najważniejsze, czyli bliskość żony, córki. Moja żona już widzę po niej, jest kompletnie obojętna, choć minęło kilka dni dopiero, uświadamia mnie ze, to koniec definitywny...jak mam dalej żyć i funkcjonować, bo nie widzę i nie czuje żadnej szansy dla siebie, żeby odzyskać spokojne życie, nie wyobrażam sobie życia bez mojej żony... z mojej perspektywy jestem już całkowicie skończony po tych kilku razach, kiedy mi nie wychodziło, ale tyle miałem szans na staniecie na nogi...nie daje rady już funkcjonować normalnie. Błagam o pomoc.

Mój mąż ma bardzo krótką cierpliwość i podczas kłótni bardzo silną potrzebę wygrania jej
Witam. Jesteśmy małżeństwem z moim mężem już prawie 16 lat. Mój mąż jest ogólnie bardzo pozytywną, pomocną osobą. Ludzie go w otoczeniu bardzo lubią. Mamy dwójkę dzieci i zawsze chętnie pomaga w domu etc. Jest człowiekiem, który chętnie pomoże potrzebującym, gdy ktoś poprosi go o pomoc, to nigdy z niczym nie ma problemu. Zawsze z każdym zagada, ale i w domu potrafimy mieć naprawdę fajne rozmowy. Od początku naszego związku jeszcze przed małżeństwem wiedziałam o tym, iż jest on dość wybuchowym człowiekiem, ale jako 21 latka, gdy braliśmy ślub, myślałam, że to nic takiego. Mój mąż ma bardzo krótką cierpliwość i podczas kłótni bardzo silną potrzebę wygrania jej. I tu by nie było problemu, gdyby nie to jakich słów używa podczas takich sytuacji. Przeklinanie w moim kierunku, agresywna postawa ciała etc, brak możliwości przerwania kłótni pomimo moich starań. Kiedyś powiedział mi, że on tak zawsze miał problem z doborem słów i żebym nigdy do serca nie brała tego, co do mnie mówi… ale to nie jest łatwe… Przez 16 lat nigdy na mnie ręki tak naprawdę nie podniósł, ale na tyle lat razem wiele było sytuacji naprawdę kryzysowych. Wypowiadane są słowa typu: „Ty kurwo” „Wypierdalaj” „Jesteś popierdolona” I ja przez wiele lat naprawdę staram się z tym sobie radzić… wiem, że powinnam załagodzić sytuacje, nie odzywać się, ale nie zawsze mi to wychodzi… i niestety, kiedy stawiam się, na mojego męża to działa jak płachta na byka… Wtedy jego ulubionymi argumentami są to, że jestem gruba (tu raz schudłam, aby udowodnić, że nie to jest problemem) i że nie jestem tradycyjną gospodynią domową, czasami nie gotuje, tylko coś na szybko przygotuje. Mieszkaliśmy za granicą przez 16 lat i od dwóch lat ja z dziećmi wróciłam do Polski, a mąż został za granicą i przyjeżdża raz w miesiącu na kilka dni. Zapewne nasza rozłąka ma wpływ na jego zachowanie, ale sytuacje zdążały się, jak mieszkaliśmy razem i teraz tez jak mieszkamy osobno. W większości (choć nie zawsze) największe kłótnie czy sceny dzieją się po alkoholu, kiedy to już mój mąż traci kontrole nad słowami… niestety kilka razy już usłyszałam, że ma ochotę „mi przyjebać” i dwa razy niestety, że jakby mógł, to by mnie zabił… Ostatnio niestety zdarzyła się sytuacja gdzie na ognisku u mojego taty po kłótni na jakiś temat sytuacja wymknęła się z pod kontroli i mój tata na niego krzyknął w obronie mojej i jego żony…mój mąż po ostrej wymianie zdań uderzył pięścią mojego tatę w twarz… po tym powiedziałam do niego, że chce rozwodu, a on się zabrał i pojechał naszego domu. Na następny dzień wróciłam z dziećmi do domu i teraz nie wiem, co mam robić… za dwa dni mój mąż wraca za granice… po rozmowie powiedziałam mu, jak się czuje i on starał się tłumaczyć, że go mój tata sprowokował, ale czy to znaczy, że nikt z moim mężem nie może się kłócić z obawy o jego relacje… Jego argumenty to to że stresuje się finansami, że bardziej wspieramy moją rodzinę niż jego etc i ja to częściowo rozumiem, ale mam wrażenie, że nie dociera do niego to, że jego argumenty nie są na tym samym poziomie jak jego czyny czy słowa, jakie wypowiada. Powiedziałam mu, że ma iść na terapie i powiedział, że pójdzie, ale tak naprawdę zastanawiam się, czy to coś da… To jest ten sam człowiek, który obiera pomarańcze dla naszego dziecka… uśmiecha się i wita z ludźmi na ulicy i wstanie rano w niedziele, aby zrobić naleśniki a mi da dalej pospać…
Duże zmiany życiowe z partnerem- kłamstwo, moja depresja i rozpad związku.
Od dawna cierpię na depresję. Z aktualnym partnerem jestem 1,5 roku, ale żeby z nim być, zrezygnowałam ze swojego ślubu z toksycznym byłym partnerem na kilka dni przed, co pociągnęło za sobą konsekwencje. Straciłam wszystkie oszczędności, mocno zepsułam więzi rodzinne, skrzywdziłam byłego (pomimo że ten związek był toksyczny) i jego rodzinę i byłam gotowa iść pod most, żeby być z aktualnym partnerem. Po roku związku dowiedziałam się, że mój obecny partner ma dzieci w Polsce, na które nie płaci alimentów, mieszkamy za granicą. Dowiedziałam się dopiero po roku, pomimo że pytałam się zanim zaczęliśmy być razem czy ma dzieci, nie przyznaje się do nich i okłamał mnie na samym początku i ukrywał to przez rok. Pomimo że zaufanie do niego przestało istnieć to byłam gotowa nigdy nie wrócić do Polski na stałe, co jest dla mnie bardzo ważne i zostałam z nim, bo go bardzo kocham. Na początku miałam w nim duże wsparcie, ale teraz wpadłam w gorszy okres depresji i on mnie nie wspiera. Kilka dni temu zaczął mi wytykać, że nic nie robie całymi dniami, o finansach (studiuję) i o sprawach łóżkowych. To dobiło mnie do takiego stopnia, że spakowałam walizki i wyszłam, ale wróciłam tego samego wieczora. On nawet nie próbował mnie zatrzymać, próbowałam z nim rozmawiać i powiedziałam, że jestem gotowa nad nami pracować, ale stwierdził, że nasz związek skończył się kiedy z walizką zamknęłam za sobą drzwi, i nie widzi w tym rozpadzie żadnej swojej winy. Wiem, że źle zrobiłam wychodząc z domu, ale już miałam tego dość, on nie zabiega o mnie, nie zależy mu, nie odezwał się nawet słowem, kiedy pakowałam walizki. Według niego to ja skończyłam związek wychodząc z domu, czuję się oszukana i zdradzona, bo mimo ukrywania takiej sytuacji i budowania tej relacji na kłamstwie, zostałam z nim i próbowałam to naprawić. On teraz przy chwili mojej słabości zakończył związek zasłaniając się moim zachowaniem, pomimo tego przez co przeszłam, żeby z nim być i co dla niego poświęciłam. Czy naprawdę jestem w błędzie? Czy to naprawdę moja wina, że ten związek się rozpadł? Nie mogę sobie psychicznie z tym poradzić, proszę o radę.
Kryzys w małżeństwie. Żona zmienia nastawienie, jest obojętna, chłodna, niezdecydowana a ja wykończony.

Dzień dobry jestem w związku z partnerką prawie 21 lat a 16 po ślubie, mamy dwójkę dzieci 9 i 15 lat.

Przechodzimy przez kryzys w związku, jakiego nigdy jeszcze nie było. Zaczne od początku w skrócie,mam 39 lat żona 46 lat ,ona jest spokojna wycofana ,wstydliwa ,ma problem z otwartą rozmową i mówieniem o uczuciach a ja jestem osobą bardziej energiczną, pewną siebie i bezpośrednią oraz szczerą . Czasami przy kłótniach potrafiłem jak to żona mowi wbić szpile ,nie mogła mnie przegadać itd. 

Od 5 lat leczę się na depresje ,nie podjąłem terapii, tylko byłem na tabletkach ,miałem duży mobbing w pracy ,w końcu stamtąd odeszłem, zacząłem pracę w nowym zawodzie i wszystko zaczęło się układać, niestety między nami zaczął się chłód, przestaliśmy ze sobą spędzać czas ,włączyła się rutyna ,dzieci itd ,coraz mniej seksu ,bliskości, wychodzenia razem.

Ostatnie 3 lata skupiliśmy się na wykończeniu domu, więc żadnych urlopów za granicą, bo każdy grosz szedł w dom . Niestety przez moją depresje zmieniłem się z zachowania, zacząłem się wycofywać z życia rodzinnego ,czułem się odrzucony przez moją żonę i dzieci ,szły do kina ja byłem sam ze sobą i nawet juz nie pytała czy chce iść z nimi ,próbowałem rozmawiać z żoną co się dzieje, ale zawsze mówiła, że to moje wymysły i że jest wszystko ok .

Niestety ostatnio miesiąc temu doszło do dużej kłótni między nami ,ja z tej irytacji i przez tą sytuację w domu dużo rzeczy powiedziałem żonie, ale nigdy jej nie wyzwałem itp ,bardziej, że się spakuje i zabiorę w pi.... bardzo to wszystko ją zraniło, na drugi dzień żona pierwszy raz w życiu zaczęła na mnie krzyczeć, też wygarnęła mi dużo rzeczy m.in, że nie wie co do mnie czuje , nie widzi przyszłości ze mną itp ,po czym zakończyła rozmowę i przez dwa tygodnie trzymała mnie za murem bez jakiejkolwiek możliwości komunikacji, co strasznie wykończyło mnie psychicznie ,w tym czasie miałem dużo czasu na przemyślenie swojej sytuacji i zachowania. 

 

Podjąłem terapię u Psychologa i do teraz kontynuuję, zacząłem biegać ,schudłem 10 kg zacząłem walczyć o siebie . Z żoną rozmawialiśmy później na spokojnie na spacerze ,popłakała się i stwierdziła, że mnie nie kocha i że to koniec ,miałem się wyprowadzić, ale zdecydowałem, że tego nie zrobię ,bo też mam prawo być z dziećmi. Minęło 4 tygodnie , pogodziłem się po części sytuacją i skupiałem się dalej na sobie ,przestałem szukać kontaktu z żoną, nie rozmawiałem na nasz temat , poukładałem sobie dużo w głowie, stwierdziłem, że zaczynam życie układać pod siebie jako singiel . 

Nagle żona zaczęła robić podchody, być miła ,szukała kontaktu ,pisała , doszło do tego, że mogliśmy normalnie i na spokojnie rozmawiać, podczas rozmowy telefonicznej zaczęła mnie przepraszać,mówić, że dużo błędów sama popełniła i dużo rzeczy powiedziała, żeby mnie zranić, między innymi to, że mnie nie kocha ,(powiedziała to, żebym dał jej spokój.) Wykazałem się empatią i wyciągnąłem rękę, liczyłem, że jest szansa dla nas ,po przemyśleniu stwierdziłem, że chce jeszcze o to zawalczyć, umówiliśmy się na rozmowę po pracy ,żona przyszła już na luzie pewna siebie ,rozmowa wyglądała całkiem inaczej, aniżeli przez telefon ,już stawiała warunki itp ,powiedziałem, że przez te 4 tygodnie miałem dużo czasu aby sobie w głowie poukładać i że widzę w końcu, że mogę żyć sobie sam ,wcześniej nie wyobrażałem sobie tego ,że mam plany, zmiana pracy itp ,ale żonie się chyba to nie spodobało ,na drugi dzień już się zmieniła o 180 stopni ,przestała się starać, powiedziała, że nic ode mnie nie oczekiwała i od tamtej pory nic się nie zmieniła, znów jest zimna obojętna, bez uczuć , nie zależy jej na kontakcie ze mną. 

Wyjechałem teraz w poniedziałek do Polski na kilka dni ,przed wyjazdem w niedziele w nocy przyszedłem do niej, obudziłem ją, powiedziałem, że chce porozmawiać ,przyszliśmy do drugiego pokoju ,chciałem jej pokazać, że ją nadal kocham ,zagrałem vabanque,kochaliśmy się i nie odrzuciła mnie, podczas zbliżenia na początku czułe, że też tego chciała ,później bylo to juz jednostronne :( Spaliśmy razem kilka godzin i rozmawialiśmy do rana ,po czym uciekła do drugiego pokoju .

Ja się spakowałem i tego dnia wyjechałem, podczas podróży zapytałem czy tego żałuje, powiedziała, że nie, ale ze za szybko się to potoczyło. Przez tydzień do wczoraj się nie kontaktowaliśmy, wróciłem do domu, miała czas, żeby sobie przemyśleć, niestety nic się nie zmieniło, dalej twierdzi, że jest na początku tej sytuacji, że nie wie co do mnie czuje itp ,ale nie jest tak, że mnie nie kocha ,dalej jest zimna ,obojętna, nie szuka kontaktu.

Ja już mam dosyć tej całej sytuacji i nie daje więcej rady , mimo że ją kocham i chciałem się starać, nie potrafię więcej tego znieść, tej zabawy moimi uczuciami , mam wrażenie, że momentami się już poniżam, okazuje znów uczucia i jest to jednostronne. Chcę się wyprowadzić i rozwieść, było mi łatwiej jak powiedziała, że nie kocha ,teraz znów daje nadzieję, a jednocześnie ją odbiera ,nie wiem co się z moją żoną dzieje ,że się zamknęła tak w sobie, nie wie czy chce się starać o nasz związek ,nie wie czy będzie potrafiła itp., tak mi powiedziała ... a ja już jestem tym zmęczony, trwa to już drugi miesiąc, już nie daje rady ,ostatnie co mi zostało to zrobienie terminu na rozmowę wspólną z psychologiem i zrobiłem termin ,nie widzę już nadziei.

Czy może mi ktoś wytłumaczyć czy żona przez te kłótnie ostatnio mogła faktycznie tak się zamknąć sama w sobie ? i z dnia na dzień stać się taka niedostępna? czy przyczyna leży w osobie trzeciej, bo już jest zaangażowana uczuciami gdzieś indziej .... choć uważa, że nigdy by mnie nie zdradziła. Co mogę jeszcze zrobić, aby do niej dotrzeć? Czy po prostu mam zakończyć nasze małżeństwo i 20 wspólnych lat . Dziekuje za Odpowiedź pozdrawiam.

Straciłam zaufanie do chłopaka, ponieważ oszukał mnie co do kontaktu i spotkań ze swoją byłą partnerką. Jak odbudować zaufanie?
Z chłopakiem jesteśmy razem ok. dwóch lat. Niestety ostatnio mieliśmy swój największy kryzys, kiedy to wyszło na jaw, że oszukiwał mnie przez pół roku co do kontaktu z byłą dziewczyną. Wcześniej mieliśmy rozmowy na temat jego kontaktu z ex, obiecał, że jeżeli ta podejmie z nim kontakt to da mi znać, żebym wiedziała co się dzieje, nic nie będzie ukrywał. Uwierzyłam mu, niestety po pół roku okazało się, że od tego czasu pisali ze sobą regularnie, umówili się również dwa razy na spotkanie - o żadnym z nich oczywiście nie wiedziałam. Po wyjściu na jaw, że ich kontakt jest na bieżąco podtrzymywany, poczułam się bardzo zraniona i w jakiś sposób zdradzona. Już wcześniej oszukał mnie co do osoby swojej byłej i kontaktu z nią. Po tym kłamstwie obiecał być szczerym, co niestety się nie udało. Postanowiłam dać mu ostatnią szansę, niestety zauważam, że mam ogromny problem z zaufaniem mu, triggeruje mnie, gdy wychodzi na spotkania sam beze mnie lub pisze z kimś na telefonie. Nie wiem jak możemy odbudować zaufanie, czy jest to w ogóle możliwe. Bardzo długo rozmawialiśmy na ten temat, starał się wytłumaczyć mi dlaczego tak robił, przyznał się że, kłamał i mnie przeprosił oraz że on o niej myśli wyłącznie jak o znajomej i do niczego nie doszło. Chciałabym w to uwierzyć, ale niestety na razie nie jestem w stanie. Czy terapia byłaby dobrym rozwiązaniem? Jak możemy naprawić zaufanie w naszej relacji?
Czy jeżeli leczę się na depresję, jestem na lekach, ale zaczynam zauważać myśli samobójcze, ale czuje ze nie są to myśli że bym to dala rade zrobić, to czy mam przesawiac wizytę u psychiatry na szybszy termin ( termin mam na początek grudnia) Czy poczekać i obserwować jak się to będzie rozwijało?
Okaleczam się po toksycznej relacji. Nie potrafię sobie poradzić, tęsknię za chłopakiem, który mnie skrzywdził
Cześć, Nazywam się Alicja i mam pewien problem. W okresie od lutego do sierpnia byłam z chłopakiem, który wydawał mi się idealny, jestem nastolatką, więc to była moja pierwsza poważna relacja. Był jeden pewien problem - chłopak wykorzystywał mnie seksualnie i tylko tego chciał a ja chciałam prawdziwego związku oraz pomocy w sensie, żeby ktoś mnie wysłuchał i wysłuchał mojego gadania o moich problemach z rodzicami i z podejrzeniem o depresję. Przez niego nienawidzę swojego ciała, patrzę z obrzydzeniem na siebie, codziennie myślę o tym, jaka brzydka jestem patrzę na swoje rany na rękach i wspominam kiedy to robiłam, jak on mnie krzywdził. Miałam jedną próbę kiedy on mi powiedział, że mam się zabić a doskonale wiedział, że chce to zrobić. Nienawidzę go, ale tęsknię za nim, tęsknię za tym, że zawsze był przy mnie. Teraz do mnie wypisuje i pyta co tam u mnie.Przez niego nie umiem wejść w żadną relację, bo boję się, że będę skrzywdzona tak samo.Wiem, że ludzie mają ważniejsze problemy niż ja, ale potrzebowałam to komuś powiedzieć.Nie mam zaufania aż takiego do kogokolwiek, żeby powiedzie,ć że się samookaleczam prawie codziennie, kiedy spojrzę na siebie albo pomyślę o nim. Przepraszam, że piszę . A i jeszcze jedno wiem, że pewnie każdy sądzi, że po prostu czas to zagoi, ale to nieprawda.
Jestem z związku od dwóch lat, bywało różnie, kłótnie, rozstania, powroty, w tle alkoholizm...
Co zrobić? Jestem z związku od dwóch lat, bywało różnie, kłótnie, rozstania, powroty, w tle alkoholizm, partner nie pije od dwóch lat, przez ten czas pojawiały się narkotyki, kłamstwa, itp. Od trzech miesięcy jest święty spokój, nie mam się o co przyczepić, jednak ja poznałam kogoś innego, na chwilę obecną wszystko mi w nim pasuje, nie wiem, co mam robić? Przekreślić 2 lata związku, który wydaje się wychodzić na prostą w końcu? I jak się rozstać? Partner na samą myśl reaguje agresją.
Stres i konflikty z powodu przeprowadzki siostry z rodziną do wspólnego mieszkania

Z dnia na dzień czuję coraz większy stres. Matka podjęła decyzję, by siostra z dwójką dzieci i mężem wprowadzili się do naszego małego mieszkania. Będą wręcz wszyscy na kupię bez chwili spokoju z tymi dzieciakami. Jej syn 4-letni potrafi mnie bić. Mam takie zdanie, ponieważ zabrano mi swój pokój, który miałam, nie mam własnego kąta, mało miejsca na swoje rzeczy. Mam wrażenie, że po ich wyprowadzce się odmieni na gorsze. Siostra i szwagier zaczną mnie ustawiać. Są oni, gdy są razem bardzo opryskliwi i chamscy. Matka jeszcze ich broni. Kolejną rzeczą, która mnie martwi jest to, że wszyscy będą zawsze przebywać w jednym pokoju, na głowie sobie, biegające krzyczące dzieci. Mimo, że mając swoje. Siostra jest bardzo nerwowa osoba, robi to już teraz, mam obawy ze będzie próbowała się na mnie wyzywać coraz częściej, rzucać głupie teksty, czuć się lepszą. Matka zawsze pokazywała, że z rodzeństwa to siostra jest jej priorytetem. Jak sobie z tym poradzić? By nie zniszczyli mnie? Tak naprawdę jakby 3 osoby teraz będą przeciwko mnie?

Myśli samobójcze jako mama trójki dzieci.

Myśli samobójcze. Jestem mamą trójki, dzieci, 7, 4 i 3 lata. Jestem mężatką, mąż wyjeżdża do pracy na 3 tygodnie, 2 tygodnie w domu. Relacje z rodzicami sięgają zenitu, już raz próbowałam sie wyprowadzić, ale wróciliśmy, nie stać nas na budowę domu. Mam myśli samobójcze, mam myśli, że zabijam rodziców, że zabijam dzieci, że nie chce żyć.

Jak poradzić sobie z kompleksami i niskim poczuciem własnej wartości w wieku 16 lat?

Mam 16 lat, ogromne kompleksy na punkcie wyglądu, wydaję setki złotych na ubrania, ponieważ wszystko, co na siebie założę, wydaje mi się, że źle na mnie leży, pomimo że inni mówią, że wszystko jest ok, cały czas czuję, że ktoś mnie obserwuje i wyszydza, znajomi wytykają mi, że użalam się na sobą, jestem egoistyczny i nie potrafię się kłócić, przez co zawszę przegrywam kłótnie, nigdy nie byłem jakoś lubiany, wszędzie spada na mnie krytyka i hejt, że jestem leniwy, że nie spełniam oczekiwań innych, nigdy nie miałem relacji z żadną dziewczyną, czego dramatycznie pragnę, większość czasu spędzam sam w domu, ponieważ mieszkam na zadupiu bez żadnych dzieci. Uciekam w świat muzyki, co wprowadza mnie w pewien trans, wyobrażam sobie, że żyje życiem, jakim chciałbym żyć. Czasami chce mi się płakać, ale wiem, że wtedy byłbym zwykłą ciotą i użalał się nad sobą, bo przecież inni mają gorzej. Pieniędzy w moim życiu mi nie brakuje. Nie umiem skończyć żadnej rzeczy, wszystko tylko napoczynam, nie potrafię nawiązać normalnej relacji z kimkolwiek, jak tylko to zrobię, zachowuję się dziwnie, bo boję się, że go stracę. Czuję, że nie zasługuję, żeby żyć, bo jestem złą osobą. W podstawówce dokuczałem jednej z osób z klasy, było to chyba równomierne z tym, jak moi rodzice się rozwodzili. Zawsze byłem tym dziwnym, mniej więcej do czasu 1 klasy liceum, gdzie w końcu znalazłem normalnych znajomych, ale tu też czuję się wyalienowany. Każdy wokół mnie ma już doświadczenie z dziewczynami, ja nigdy nie miałem, zacząłem już wątpić, że kiedykolwiek to nastąpi, bo wiem, kim jestem, próbowałem się zmienić wiele razy, ale nie mogę. Już wiele osób się ode mnie odwraca. Już nie daję rady. Nawet w jedynej rzeczy dla której żyję - grze na gitarze, nie wychodzi mi satysfakcjonująco. Mam wiele kompleksów na punkcie swojego wyglądu. Nie potrafię ich przemóc. Mówią, że mam duże ego i niskie poczucie własnej wartości. Chyba to wszystko mi się należy, bo przecież złych ludzi spotyka kara.

Borderline i spektrum autyzmu - już jestem wykończona rollercoasterem emocji i zachowań.
Mam 17 lat. Niedawno dostałam diagnozę spektrum autyzmu I nieprawidłowej osobowości chwiejnej emocjonalnie borderline. Ciągle borykam się z trudnościami na jakie niestety trafiam. Moje funkcjonowanie jest na tyle ciężkie, że muszę zażywać się lekami i ciągle zwiększać dawkę. Mam teraz taki epizod, że leżę w łóżku i myślę tylko i wyłącznie o przykrych rzeczach, odcinam się od bliskich, znowu po mojej euforii jest gwałtowny dołek (temu diagnoza nieprawidłowej osobowości chwiejnej emocjonalnie). Nie wiem już co robić. Mija już 2 lata od tego "rollercoastera" I różnymi ciężkimi wyzwaniami. Co prawda diagnoza wyjaśniła mi bardzo wszelkie moje zachowania, obyczaje, emocje jednak zastanawiam się tylko jak mogę mając te diagnozy sobie radzić? Mimo chodzenia obecnie regularnie na terapię, nie brakuje mi momentów krzyku, agresji, płaczu, izolacji a najgorsze, krzywdy bliskich i samej siebie.
Obawy przed agresywnym zachowaniem siostry a choroba przewlekła i zaburzenia adaptacyjne
Mam pewien problem. W sumie zaczyna mnie to coraz bardziej jakby wpędzac w strach/obawy. Zacznę od tego, że choruję od dziecinstwa przewlekle. Siostra zaczęła z tego powodu się, że mnie wyśmiewać, dogadywać mi mam też chorobę lecząc się u psychiatry- zaburzenia adaptacyjne. Wczoraj doszło do dużej sprzeczki gdzie uderzyłam siostrę, ona mnie powiedziała, że nie odezwie się do mnie. Siostra nawet z agresją doskakuje do mnie gdy usłyszy, że matka mi w czymś pomogła wydziera się, że sobie nie radze mówi, że mam się leczyć nawet w miejscach publicznych obraza. Niedługo ma się do nas przeprowadzić. Zaczynam się trochę że tak powiem już jej bać. Jest ona bardzo agresywna. Wszystko jej przeszkadza, o wszystko się czepia nawet niedomknięte drzwi czy nie zamknięta toaleta gdy ktoś zapomni. Zaraz rzuca, trzaska, krzyczy. Mam obawy, że po wprowadzce ona będzie wręcz mnie nękac czy zastraszac będę się jej bać, że ciągle będzie coś źle i będzie robić mi awantury i obrażać też ze względu na chorobę. Nie mam obecnie możliwości wyprowadzki. Nie wiem co robić.