
Ostatnio mam za sobą trudny okres po rozstaniu.
D3bil
Dorota Figarska
Dzień dobry,
Napisał pan o wielu rzeczach, które są dla Pana trudne. Czasem, gdy robimy coś, co jest niezgodne z tym, w co wierzymy, pojawia się dysonans poznawczy. Nie wiemy, co zrobić, ani co myśleć. Zaczynamy zadawać sobie różne pytania. Czy rzeczywiście jesteśmy tacy, za jakich się uważaliśmy? Czy nasze wartości są aż tak ważne, jak do tej pory twierdziliśmy? Czy naprawdę doszło do tego wydarzenia? Stan dysonansu jest ogromnym wyzwaniem i mogłoby się wydawać, że jest niemożliwy do pogodzenia. Być może właśnie tak Pan się teraz czuje, więc naturalnie pojawiają się myśli, że Pana życie nie ma już sensu. Dodatkowo do opisanego wydarzenia doszło, gdy był pan w trudnej sytuacji po rozstaniu z partnerką. Jest mi przykro, że Pan przez to przechodzi, ale chciałabym zwrócić uwagę na kilka kwestii. Po pierwsze, wybaczenie sobie może być trudne i wymagać czasu, ale nie musi oznaczać akceptacji tego, co Pan zrobił. Wybaczenie może polegać jedynie na przyjęciu, że coś się wydarzyło, wyciągnięciu wniosków i niezadręczaniu się wyrzutami sumienia. Po drugie pragnę zwrócić uwagę na coś, czego Pan prawdopodobnie na ten moment nie zwraca uwagi. Napisał Pan, że nie chce tego zrobić ponownie i nie jest z tego dumny, bo jest Pan osobą wierzącą. Oznacza to, że wyciągnął Pan już z tego doświadczenia pewne wnioski, wie Pan, jaki nie chce być i czego nie chce robić. Prawdopodobnie wie Pan też, jaki w takim razie chce być. Jest Pan osobą, dla której sfera duchowa jest ważna i chce żyć zgodnie z wartościami wynikającymi z wiary. Jest Pan też osobą, która bierze pod uwagę, że Pana czyny mogą mieć wpływ na osoby, które są dla Pana ważne. Do bardzo dużo pozytywnych cech. Nie mogę dać Panu konkretnych zaleceń, bo to Pan musi podjąć decyzję, co zrobić w zgodzie z samym sobą. Jeśli negatywne myśli i uczucie bezsensu będzie się nasilać warto porozmawiać z kimś bliskim, osobą duchowną lub skorzystać z pomocy specjalisty.
Pozdrawiam, psycholog Dorota Figarska

Zobacz podobne
Nie wiem, jak mam dozować zapewnienie sobie bezpieczeństwa z ambicjami - wyższymi celami. Często spotykają mnie niepowodzenia i wychodzi na znacznie gorzej, niż się początkowo spodziewałam. Chciałam wyprowadzić się za granicę, mieć pracę, uczyłam się obcego języka (angielski już bardzo dobrze znam) Wyszło na to, że nie tylko nie udał się ten plan, ale nawet w Polsce nie mogę znaleźć pracy.
Tak więc muszę znacząco obniżyć oczekiwania co do życia i boli mnie to niezmiernie. Skąd mam wiedzieć, kiedy będę mogła myśleć o "czymś lepszym"? Boję się, że wtedy zostanę z niczym, albo co gorsza, z długami. Zauroczyłam się w mężczyźnie, który zniknął jak duch, tego też się nie spodziewałam. Przeraża mnie to, jak bardzo uzależniona jestem i wszyscy jesteśmy od drugiego człowieka. Jak niewolnicy.
Ktoś musi nas przyjąć do pracy. Zadzwonić do nas. Nie zwolnić nas. Odezwać się do nas. Wybrać nas. Zarówno w kontaktach prywatnych, zawodowych itp. Na co dzień ciężko mi jest, bo nigdy nie wiem, co w danej chwili powinnam robić, dokąd pojechać, ile czasu poświęcić na to, a na tamto. Jest tyle niewiadomych, że strasznie mnie to przytłacza.
Nieraz spędziłam godziny przed komputerem, wysyłając oferty pracy i nic z tego nie wyszło. Z kolei jak wychodzę z domu, to sama nie wiem, dokąd iść dosłownie i w przenośni, nawet nie wiem, o czym myśleć, na czym się skupić, skoro wszystko wychodzi na opak. Chyba niedługo oszaleję.
