Left ArrowWstecz

Jak odnaleźć sens życia i ustalić cel zawodowy w wieku 30 lat?

Od lat męczy mnie codziennie, dosłownie codziennie jedna myśl. Co robić w życiu? Do czego się nadaje? Mam 30 lat. Nie mam dzieci ani męża. Mam partnera. Niestety tak potoczyło mi sie życie ,choć chciałabym mieć pełna, normalna rodzinę. Do tego mieszkamy za granicą i mam kiepska prace, nie dość, ze fizyczna to jeszcze kiepsko płatna. Czuję, że mogę więcej. W Polsce cale życie pracowałam w biurze, mam wyższe wykształcenie. Niestety sytuacje życiowe z partnerem doprowadziły mnie do takiego miejsca, ze niewiele mnie cieszy. Czuję się, jakbym utknęła. Zawsze miałam tak, ze nie wiedziałam, co chce robić. Od samego skończenia szkoły średniej, czyli już ponad 10 lat męczą mnie myśli ze cięgle nie wiem, co robić. Mam wiele zainteresowań, za wiele. Chciałam być dentysta, dietetykiem, kosmetologiem, psychologiem, stylistka rzęs, stylistka paznokci itp. Mnóstwo pomysłów, a na końcu nic nie wyszło i skończyłam w pracy fizycznej, która jest ponad moje siły. Zawsze się na czymś zafiksuje, a potem mi mija i znowu czas zobojętnienia i braku motywacji i pomysłu na siebie.. Dlaczego tak jest? Jak w końcu sie określić czego chce i do tego dążyć. Jestem konsekwentna, ale tylko wtedy gdy mam jasno wyznaczony cel. A teraz się motam i czuje, ze tracę czas i życie. Czuję się, jakbym była za stara na zrobienie jeszcze czegoś w życiu, choć mam dopiero 30 lat... I męczy mnie to wszystko do tego stopnia, ze czuje się czasem jakbym już wariowała od tych myśli. Ciągle tez mam strach, ze jak coś wybiorę, to zle wybiorę i nie będę się do tego nadawać. Nie mam pojecia co robic, jak poradzić sobie z tymi obsesyjnymi myślami.

User Forum

Karolina

3 tygodnie temu
Anastazja Zawiślak

Anastazja Zawiślak

To, co Pani opisuje, to bardzo powszechne doświadczenie – uczucie zagubienia, nadmiaru myśli i lęku przed podjęciem złej decyzji. Często wynika to z przeciążenia psychicznego, perfekcjonizmu i braku jasności co do własnych potrzeb. Warto rozważyć terapię (np. ACT lub terapię schematów), która pomoże uporządkować myśli i oswoić lęk. Zacząć od małych kroków – nie musi Pani od razu znać „celu życia”. Wystarczy drobna zmiana, np. eksploracja jednego zainteresowania bez presji. Proszę pamiętać, że 30 lat to nie jest „za późno” – to dobry moment, by zacząć coś na nowo, z większą samoświadomością. Pracować nad lękiem przed wyborem – często nie chodzi o złą decyzję, tylko o brak odwagi do działania mimo wątpliwości.

 

Nie musi Pani przechodzić przez to sama – pomoc specjalisty może być ogromnym wsparciem w odzyskaniu kierunku i nadziei. 

 

Pozdrawiam,

Anastazja Zawiślak

Psycholog

3 tygodnie temu
Marta Lewandowska-Orzoł

Marta Lewandowska-Orzoł

To, co Pani opisuje, brzmi naprawdę trudno – codzienne napięcie, gonitwa myśli, poczucie utknięcia i ciągła presja, że trzeba coś wybrać… a jednocześnie brak pewności, czy cokolwiek z tego „zadziała”. Można się w tym bardzo zmęczyć.

To często efekt przeciążenia – wyborami, oczekiwaniami, porównywaniem się z innymi, lękiem przed pomyłką. Paradoksalnie – im więcej mamy możliwości, tym trudniej wybrać, bo każda decyzja wydaje się zamykać inne drzwi.

Może warto zacząć od małych kroków? Podam kilka przykładów – być może coś z tego okaże się dla Pani możliwe już teraz:

Zatrzymanie się przy kilku pytaniach:
– Czy jest coś, co naprawdę mnie zaciekawia – nawet jeśli tylko trochę?
– Które z moich zainteresowań wracają co jakiś czas?
– W jakim środowisku (z jakimi ludźmi, w jakim rytmie pracy) czuję się dobrze – niezależnie od zawodu?

Zastanowienie się, czy i kiedy mogłaby Pani zapisać się na kurs, szkolenie, studia podyplomowe – a może zacząć od książek, podcastów lub uczenia się „na sobie” (np. w tematach beauty, dietetyki)?

Przetestowanie czegoś w praktyce – np. poprzez wolontariat albo rozmowę z kimś, kto już działa w interesującej Panią branży. Nawet jedna godzina w tygodniu może pokazać, czy „to moje”.

Być może nie trzeba od razu rzucać pracy i zaczynać wielkiego projektu – czasem wystarczy mały krok w jednym kierunku, żeby zobaczyć, czy daje to satysfakcję. Ważne, by działać choć trochę, a nie tylko analizować w głowie.

To zupełnie naturalne, że bez celu trudno o motywację. Ale cel nie musi być wielki – może być mały i tymczasowy:

„Zacznę gotować zdrowo tylko dla siebie.”

„Przeczytam jedną książkę o rozwoju człowieka.”

Takie małe ruchy mogą pomóc rozbudzić to, co dziś wydaje się przygaszone.

Ma Pani prawo czuć się zmęczona. Ma Pani prawo nie wiedzieć. I – co ważne – ma Pani czas. 30 lat to nie jest za późno. To dla wielu osób moment, w którym zaczynają żyć bardziej po swojemu.

Jeśli te myśli są bardzo natrętne i zaczynają wpływać na codzienne funkcjonowanie, warto rozważyć wsparcie terapeutyczne – nie po to, by natychmiast odnaleźć „swój zawód”, ale by uspokoić ten wewnętrzny chaos i poczuć, że nie trzeba być w tym wszystkim samemu.

Warto postawić na siebie – i w tym wszystkim jasno komunikować, że liczy Pani również na wsparcie partnera, którego – jak można wnioskować z Pani słów – Pani sama wspiera w różnych sytuacjach.


 

Łączę pozdrowienia,

Marta Lewandowska-Orzoł 

Psycholog 

2 tygodnie temu
Natalia Orlecka

Natalia Orlecka

Z Twojej wiadomości bije ogrom zagubienia, zmęczenia, ale też potrzeba zmiany i sensu. To, że zadajesz sobie pytanie „co robić w życiu?”, nie oznacza, że coś z Tobą nie tak – to bardzo ludzkie pytanie, zwłaszcza gdy czujemy, że nasze życie nie wygląda tak, jak byśmy chcieli.

Piszesz, że masz wiele zainteresowań, ale trudno Ci coś wybrać. To cecha wielu osób, które są kreatywne, wrażliwe i ciekawe świata. Problem nie leży w braku ambicji, tylko w przeciążeniu wyborem i lęku przed złą decyzją. W dodatku czujesz, że utknęłaś – mieszkasz za granicą, wykonujesz pracę, która Cię nie satysfakcjonuje, i nie masz poczucia wpływu. To bardzo obciążające psychicznie.

Z Twoich słów wynika, że bardzo potrzebujesz jasnego celu, ale zanim on się pojawi, warto zadbać o coś podstawowego: regenerację, przestrzeń na myślenie, przywrócenie kontaktu ze sobą. Nie chodzi o wielką decyzję na całe życie – czasem wystarczy mały krok: spróbować nowej rzeczy, zrobić mikroeksperyment, dać sobie zgodę na testowanie zamiast natychmiastowej pewności. Masz 30 lat – to nie za późno. Dla wielu osób, to właśnie czas przebudzenia i odkrywania siebie na nowo, tym razem bardziej świadomie.

Nie musisz wiedzieć wszystkiego teraz. Wystarczy, że zrobisz pierwszy mały krok.

2 tygodnie temu
Krzysztof Skalski

Krzysztof Skalski

To, co Pani czuje to częsty efekt przeciążenia i życia bez wewnętrznego oparcia. Pani nie jest za późno na zmiany, tylko przytłoczona wyborem i lękiem przed błędem. Warto porozmawiać z psychoterapeutą, by uporządkować myśli. Zamiast szukać jednej idealnej ścieżki, proszę zacząć od prostego pytania: co dziś dałoby mi choć trochę ulgi lub satysfakcji. Mały krok, bez presji. Pani wrażliwość to siła- wystarczy jej nie oceniać, tylko wsłuchać się w nią z troską. 

2 tygodnie temu
Krzysztof Chojnacki

Krzysztof Chojnacki

Rozumiem Pani poczucie frustracji i wyczerpania wynikające z codziennej myśli "co robić w życiu?". W wieku 30 lat, z wyższym wykształceniem, świadomość bycia w pracy poniżej swoich kwalifikacji, do tego za granicą i z niezaspokojonymi pragnieniami osobistymi, jest naturalnym źródłem cierpienia.

Pani wiele zainteresowań i trudność w podjęciu decyzji to normalne zjawisko psychologiczne. Często zamiast nadmiar opcji paraliżuje, a lęk przed podjęciem "złej" decyzji blokuje przed działaniem. To, że "zawsze się na czymś zafiksuje, a potem mija" i pojawia się brak motywacji, może świadczyć o tym, że poszukuje Pani idealnego rozwiązania, które niekoniecznie istnieje, albo że początkowy zapał ustępuje w zderzeniu z realiami. Obawa, że jest Pani "za stara" na zmiany w wieku 30 lat jest zupełnie nieuzasadniona – to wciąż bardzo młody wiek z mnóstwem możliwości.

Zamiast szukać jednego, idealnego celu, może Pani pomyśleć o małych krokach i eksperymentach. Może to być krótki kurs online, wolontariat, rozmowa z osobami z branż, które Panią interesują. To pozwoli zebrać realne informacje bez konieczności podejmowania drastycznych decyzji.

Obecna sytuacja życiowa i partnerstwo, które "niewiele cieszy", z pewnością obciąża Panią emocjonalnie. Czasem, aby zająć się przyszłością, trzeba najpierw zadbać o bieżące trudności. Pani konsekwencja w dążeniu do celów, gdy są jasno wyznaczone, jest Pani mocną stroną – warto ją wykorzystać.

W obliczu tak intensywnych i obsesyjnych myśli, wsparcie psychologa może być pomocne. Specjalista pomoże Pani uporządkować te myśli, poradzić sobie z lękiem przed podjęciem decyzji i wspólnie poszukać konstruktywnych rozwiązań. 

 

Życzę pomyślności

2 tygodnie temu
Agnieszka Hatton-Jones

Agnieszka Hatton-Jones

Dziękuję Ci za ten list – widać w nim ogromne zagubienie, ale też potrzebę zmiany i poszukiwania sensu. To bardzo ludzka, prawdziwa tęsknota, z którą zmaga się wiele osób – i to nie znaczy, że coś z Tobą nie tak. Masz 30 lat i wciąż wiele możliwości przed sobą, choć teraz może się wydawać, że utknęłaś. To, co opisujesz – ciągłe rozważania, co wybrać, nadmiar zainteresowań, lęk przed podjęciem złej decyzji i przed tym, że życie ucieka – może być wynikiem silnego wewnętrznego napięcia i perfekcjonizmu, który zamiast pomagać, paraliżuje. Z Twoich słów przebija duża wrażliwość, ambicja i chęć życia w zgodzie ze sobą – tylko że gdzieś po drodze mogłaś się zgubić w cudzych oczekiwaniach, porównaniach, schematach. To nie znaczy, że nie możesz tego odnaleźć na nowo. W takich momentach bardzo pomaga rozmowa – najlepiej w terapii, gdzie można bez oceniania przyjrzeć się swoim lękom, wartościom i prawdziwym pragnieniom. To nieprawda, że jest już za późno – wręcz przeciwnie, masz teraz doświadczenie, świadomość siebie i pytania, które mogą być początkiem bardzo ważnej drogi. Nie musisz od razu wiedzieć, kim chcesz być – wystarczy, że pozwolisz sobie powoli sprawdzać, co jest dla Ciebie żywe i prawdziwe. Nie jesteś sama. I to, co czujesz, ma sens.

w zeszłym tygodniu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Mam problemy psychiczne. W domu wszyscy o tym wiedzą jednak nie chcą mi pomóc.
Mam problemy psychiczne. W domu wszyscy o tym wiedzą jednak nie chcą mi pomóc. Wiele razy mówiłem że się powieszę oni po prostu nic z tym nie robią żeby mi pomóc. Kiedyś powiedziałem że się powieszę to moja matka powiedziała że to nie jest rozwiązanie. Jadę samochodem ludzie się na mnie patrzą, śmieją się ze mnie ponieważ mam prawie 30 lat a młodo wyglądam. Pije dzień w dzień alkohol pracuje nie mogę przestać pić. Zrobiłem ostatnio dzień przerwy to nie mogłem spać. Pracuje na nocki . Dziennie śpię max po 4.5 godziny . Jeżeli jestem w pracy, jestem zajęty i nie mam takich myśli. Jednak jeśli nie mam zajęcia, jestem w domu to mam myśli samobójcze. Myślę że jestem nikim. Tylko trzyma mnie siostry dziecko które bardzo kocham. Pewnie gdyby nie on to bym już dawno nie żył. Kiedyś jak piłem miałem cały czas codziennie myśli samobójcze . Pojechałem do pracy wziąłem wolne i spałem w samochodzie bo chciałem sobie zrobić krzywdę. Wstydzę się iść do psychologa ponieważ jestem wrażliwym człowiekiem ale boje się że w końcu sobie zrobię krzywdę. Proszę o jakąś pomoc co mam dalej robić?
Mam wiele problemów, mam wrażenie,że dźwiganie ich z roku na rok staje się coraz cięższe, jest mi ciężko psychicznie tak poprostu już żyć na codzień, jestem bardzo nieśmiała, brak mi pewności siebie totalnie, w sumie jak widzę osobę, która jest pewna siebie, a jest przy kości lub przeciętna z wyglądu, to aż jestem zła, bo nie rozumiem tego, jakim cudem tak można, od kiedy pamiętam mam takie przeświadczenie w głowie , że ludzie ładni są lepsi oni mogą być pewni siebie, zawsze takich osób się bałam, tych śmiałych i pewnych siebie, potrafiłam się świetnie dogadywać z osobami, które były skromniejsze, miłe, sympatyczne, dobre, wtedy ja czułam, że moja pewność siebie wzrasta przy osobach, które tak jak ja nie były tak pewne siebie i bardziej podatne na czyjeś zdanie. W dzieciństwie uwielbiałam się bawić lalkami Barbie, bo uważałam, że są idealne. Największym moim problemem jest strach przed wszystkim dosłownie, przed każda zmiana, pamiętam, że jak na studiach kiedyś miałam coś przeczytać na forum jakiś referat to płakałam, wertowałam internet jak to zrobić, na myśl że wychodzę na środek i czytam tekst z kartki, a wszyscy się na mnie patrzą cała się trzęsłam, no i doszło do tego mojego wystąpienia i oczywiście masakra, tak mi się trząsł brzuch przy oddychaniu, że przez bluzkę było widać, ręce mi się trzęsły, głos drżał i załamywał, brakowało mi tchu , a twarz była rozpalona. Nie wiem czemu tak się dzieje, to straszne. Bardzo przejmuje się opinią innych ludzi, jak wychodzę z dziećmi na spacer, zwracam uwagę czy ktoś na mnie patrzy, a jak ktoś się dziwnie spojrzy to od razu wydaje mi się że to moja wina, że powiedziałam coś nie tak, zrobiłam coś nie tak, jeśli chodzi o spotkania rodzinne u mnie czy męża to już w ogóle tragedia, rozmyślam ileś czas wstecz co będzie, jak to będzie żebym nie powiedziała nic głupiego, żeby nikt mnie o nic nie zapytał co będzie wymagało dluzszej wypowiedzi niż kilka słów, wstydzę się być sobą przy innych ludziach, jak ktoś podchodzi do mnie natychmiast się oddałam, bo nie umiem rozmawiać z kimś tak blisko i patrzeć w oczy, jak mówię coś do kogoś patrzę w różnych kierunkach, jak się wstydzę to bardzo dużo się śmieje, nie potrafię mieć poważnej komu, niektórzy mogą myśleć, że jestem bardzo roześmiana osoba i pozytywnie nastawiona, inni mogą myśleć,że dziecinna bo śmieje się nawet przy poważnych tematach, a ja tak reaguje na nerwy i nieśmiałość i stres, w sumie nie potrafię i nawet nie wiem jak to jest być sobą przy innych ludziach, nawet przy moich rodzicach nie jestem w pełni sobą, to już w ogóle chyba szok dla każdego. Bardzo wstydzę się okazywać uczucia czy to przy ludziach czy to słowne czy poprzez czule gesty, nie wyobrażam sobie że przy załóżmy rodzinie męża podchodzę do niego i przytulam go, albo na spotkaniu z koleżanką daje mężowi buziaka w życiu, jeśli chodzi o dzieci, w domu mówię im milion razy jak bardzo ich kocham i przytulam ciągle, bez przerwy wręcz okazujemy sobie uczucia, a przy ludziach jest ta blokada jestem bardziej wstrzemięźliwa. Mam 32 lata i tak ciężko mi z tym że poza domem nie jestem sobą, przez to wydaje mi się, że jestem gorsza od innych, którzy potrafią korzystać z życia, cieszyć się nim, kochać siebie , mieć marzenia i je spełniać, kochać życie, być sobą i nie przejmować się opinią innych, bo ja nie potrafię zupełnie. Uprzedze pytanie prawdopodobnie: w swoim wyglądzie od zawsze nienawidzilam swojego nosa, który jest bardzo duży, siostra zawsze mi powtarzała nie myśl o tym, bo inni tego nie widzą, że to w mojej głowie, a jak nie będę o tym mówić to i nikt o tym nie pomyśli, no i nie sprawdziło się, moja pierwsza miłość w 1 klasie gimnazjum, napisał kiedyś do mnie list, w którym (nie pamiętam całej treści)ale zawarte było zdanie o tym, że mam duży nos, to było bardzo dawno nie pamiętam jaki h dokładnie słów użył, czy nos jak kartofel czy coś w tym stylu, nie muszę mówić jak to przeżyłam. Jakiś czas później kolega całkiem nieświadomie tak poprostu w rozmowie zapytał czy u mnie w rodzinie to wszyscy mają takie duże nosy... W dzieciństwie to były tylko dwie takie sytuacje, albo az...Jak poznałam swojego obecnego męża, to na początku zamieszkania razem, też wypalił któregoś razu zupełnie nieświadomie, poprostu jest taki mocno szczery, coś w stylu, że mam stosunkowo duży nos. Wtedy się strasznie popłakałam, pamiętam, mimo, że upłynęło 10 lat. Od kiedy pamietam chowam ten nos jak tylko mogę, np. nigdy nie wstawiam zdjęć gdzie widać mnie z profilu, a do ludzi zawsze staram się odwracać, by twarz była przodem, jak przechodzę przez pasy to automatycznie odwracam się od kierowców, lub do nich, bez sensu nawet nie wiem co to za ludzie, ale robię tak od kiedy pamiętam, zawsze i wszędzie o tym nosie pamiętam, jak ktoś na mnie patrzy w sklepie, to od razu myślę, że patrzy na mój nos... Coraz ciężej mi z tym wszystkim żyć, prosze o pomoc, niestety na terapię mnie nie stać, na chwilę obecną przebywam na urlopie wychowawczym...
Przez kilka lat mój partner znęcał się nade mną psychicznie, w trakcie tego związku urodziłam najpierw jedną córkę.
Przez kilka lat mój partner znęcał się nade mną psychicznie, w trakcie tego związku urodziłam najpierw jedną córkę. Myślałam, że to coś zmieni. Po 2 latach zaszłam w drugą ciążę, było tak strasznie, że próbowałam dokonać samobójstwa w 4 miesiącu ciąży. Udało się nas odratować. Nigdy nie dostałam pomocy. Ale podniosłam się. W ósmym miesiącu ciąży udało mi się uciec do domu rodzinnego. Urodziłam i żyłam bezpiecznie. Po roku wrócił mój koszmar, stanął w drzwiach, po wymianie słów, rzucił się na mnie i skatował, pamiętam, że w głowie miałam tylko, żeby dziewczynki tego nie widziały. Później uciekłam dalej z moimi córkami. Po dwóch latach wróciłam do relacji sprzed lat, pokochałam na nowo. Obecnie jesteśmy po ślubie, mamy syna. Jest cudownym człowiekiem, kocha nas, dba o nas. Moje córki traktuje na równi z naszym wspólnym dzieckiem. Tylko ja w głowie mam tamten związek, wszystko porównuję, analizuję każde swoje zachowanie. Nie wiem, jak to w sobie stłumić, jak zapomnieć...
Samookaleczenia przez nadmiar niezrozumiałych dla mnie emocji, bardzo dynamicznych.
Nie mogę zapanować nad agresją , cały czas jestem smutna ,mam koszmary ,raz jestem wesoła, ale tylko na chwilę , czuje się niepotrzebna i do niczego , płacze bez powodu , nie umiem rozmawiać z ludźmi , wszystko mi jedno czy żyje czy nie , tnę się do krwi, by ulżyć sobie z nadmiarem emocji . Co mam robić, co mi jest ?
Jak sobie poradzić i opanować rozdarcie wewnętrzne
Jak sobie poradzić i opanować rozdarcie wewnętrzne po usłyszeniu od żony "żądam rozwodu" z dnia na dzień?
Nie czuję, że żyję, ciężko mi się funkcjonuje. Spędzam dni na telefonie, odczuwam ból w całym ciele i psychice. Nie wiem już co robić.
Witam. Nie wiem co robić. Od kilku lat moje życie to jedna wielka katastrofa. W zasadzie można powiedzieć, że wegetuję.. mój każdy dzień wygląda tak, że budzę się między 11-12, idę zjeść śniadanie i resztę dnia spędzam na telefonie, z dala od rzeczywistości i tak do 2-3 w nocy. Nie potrafię rozmawiać z ludźmi w rzeczywistości. Mieszkam z bliskimi pod jednym dachem, ale jak tylko się do mnie odezwą, to od razu jestem nerwowa. Nie mam żadnych perspektyw, nie widzę swojej przyszłości, nie mam żadnych celów w życiu. Nie mam ubezpieczenia dla bezrobotnych co też powoduje, że nie mam pracy, pieniędzy na psychologa. Nie mogę chodzić. Każdy jeden krok sprawia mi ból psychiczny i fizyczny spowodowany moją nadmierną otyłością. Nie wiem co robić.
Witam, chciałbym prosić o diagnoęe, wiadomo, niedokładną w sprawie moich zachowań.
Witam, chciałbym prosić o diagnoęe, wiadomo, niedokładną w sprawie moich zachowań... Mam straszne wahania nastrojów, bardzo łatwo mnie wyprowadzić z równowagi i ciężko mnie uspokoić chyba, że szybko uda się rozwiązać powód, przez który się zdenerwowałem, potrafię szukać jednej rzeczy w domu i zaczynam się denerwować, na tyle okropnie, że domownicy niestety muszą przyjąć ode mnie niemiłe słowa w krzyku, jak się uspokoję, żałuję całej kłótni lub mojego ataku rozwalania rzeczy i często po kłótni od razu przepraszam, potrafię z dobrego humoru przejść nagle w smutek, w kłótni z mojego powodu potrafię wykrzyczeć się lub coś powiedzieć i zaraz po tym przepraszać lub zachowywać się, jakby nic się nie stało... Kolejną rzeczą męczącą w moim zachowaniu jest ciągłe wymyślanie, że dziewczyna mnie zdradza, oszukuje, chce mnie zostawić, każda rozmowa z nią wygląda tak, że jej wypomnę coś albo jak o kimś wspomni, to od razu myślę, że mnie z nim zdradzi, ciągła nieufność i spisek, częste kłótnie przeze mnie, bo wypominam ciągle jakieś rzeczy. Moja dziewczyna ma już mnie dość a bardzo się boję, że mnie zostawi i robię wszystko tylko, żeby mnie nie zostawiła, bo tylko przy niej czuję, że mnie rozumie. Najgorsze, co może być z tego wszystkiego, to jak zobaczę osobę jakąś, która mi kiedykolwiek groziła czy wydaje mi się, że może mi coś zrobić taka osoba, zaczynam panikować i dziwne zachowanie prowadzi do czynności jak: namawianie znajomych, żeby szybko opuścić teren, ogromne nerwy, jąkanie się, pocenie, trzęsienie się ogromne, przerażenie lub agresja słowna wobec osób mi towarzyszących, aby uciec z tego miejsca. Do psychologa się trochę boję zapisać i do tego czeka się długo, żeby się dostać na nfz a jestem osobą młodą i nie mam pieniędzy na prywatnego psychologa. Proszę, po prostu, jakoś napisać mi chociaż przypuszczenie, co mogę mieć z głową :((
Mama nie chce żyć, a ja nie potrafię się z tym pogodzić. Jak ją wspierać?

Moja mama 61 lat. Kobieta alkoholiczka z depresją. Uparta, nigdy nie chciała chodzić do lekarza. A gdy już poszła ukrywała prawdę. Nie chodziła na zlecone badania i usg. Aktualnie w szpitalu. Trzęsie się jej całe ciało. Kiedyś tylko ręce. Gdy chodzi to upada. Zanikają jej mięśnie. Tak alkohol wyniszczył jej organizm. Stwierdzili chorobę polineuropatia. Narządy wewnętrzne masakra. Najgorzej wątroba. Ma żółtaczkę. Nie trzyma kału. Ona nie chce żyć. W szpitalu podają jej silne leki. Po nich wygląda jakby była nieobecna, wyciszona. Patrzy tylko w okno. Nie rozmawia. Patrząc w okno płacze. Nie chce naszej pomocy. Powiedziała, że pie**oli ją to życie. Lekarze mówią że, jedną nogą jest w grobie. 

Nie wiemy jak z nią rozmawiać. A mnie serce boli, że jest tak nieszczęśliwa, że nie chce żyć. Jak ją wspierać? Zachęcić by walczyła o siebie? Ma małe wnuczki, zawsze powtarzała, że żyje dla wnuczków. A teraz nawet i to ją nie cieszy. Lekarze mówią, że po wyjściu ze szpitala, żeby oddać ją na zamknięty odwyk. Ona nigdy się na to nie zgodzi. Jest zła, że o nią walczymy. Nie radzę sobie z tym. Jestem załamana. Ona chce poprostu umrzeć, a ja nie potrafię się z tym pogodzić.

Witam. Mam córkę 3-letnią i żonę. Jesteśmy po ślubie 10 lat.
Witam. Mam córkę 3-letnią i żonę. Jesteśmy po ślubie 10 lat. Bywało różnie, były kłótnie, było dobrze, było i bardzo dobrze. Ostatnio po kryzysie inflacyjnym nie udźwignąłem nadmiaru problemów i odbiło się to na mojej żonie. Ograniczałem ją mocno, zabraniałem wychodzić i wydawać pieniędzy, zabrałem kluczyki... Teraz się wyprowadziła i chce rozwodu. Zrozumiałem, co ja robiłem dopiero po fakcie. Przyznałem się jej, przepraszałem, ale nie chce mnie znać i mnie nienawidzi. Chciałbym to zmienić, tylko nie wiem jak. Im bardziej ja przepraszam i mówię, jak bardzo kocham, tym jest gorzej. Proszę o pomoc.
Nawet nie wiem, od czego zacząć... Mam prawie 30 lat. Syna 7-latka z niepełnosprawnością, czeka go operacja.
Nawet nie wiem, od czego zacząć... Mam prawie 30 lat. Syna 7-latka z niepełnosprawnością, czeka go operacja. Drugi synek zdrowy 6 miesięcy. Z partnerem byliśmy razem 9 lat. Pomimo jakichś sprzeczek byłam pewna, że jesteśmy dla niego ważni, że nas kocha, okazało się inaczej. Zaplanował skrzywdzenie nas w każdy możliwy sposób. Pominę już sprawy finansowe, ale zaplanował odejście do ostatniej chwili, ziemię zapisał tylko na siebie, działkę, udawał partnera, dopinając wszystko na ostatni guzik, wspólne oszczędności wydał na notariusza i geodetę, a potem wyprowadził się. Póki nie dowiedziałam się o zdradach, wmawiał mi, że to tylko kryzys, separacja, ale jak włamałam się na konta, to okazało się, że zdradzał mnie od 3 lat z paniami za kasę i randkował itp. W sumie wiedział, że mnie nie kocha, a zrobił mi 2 dziecko, nigdy nie chciał bym się zabezpieczała. Jak powiedziałam, że myślałam, że jesteśmy szczęśliwi, to powiedział mi, że mi się wydawało :/ nie odszedł wcześniej, bo nie miał gdzie, czekał dopóki inna dupa nie przygarnie go pod swój dach, zabierając wszystko, poszedł. Dzieci dzwoni, pyta się jak tam i jak mu się zachce, to weźmie je na godzinę na spacer czy 2 max :(. .. Zostawił mnie ze wszystkim samą, nie mogę pracować, bo jestem na świadczeniu pielęgnacyjnym, starszy syn czeka na operację, rehabilitacje, lekarze, teraz pójdzie do 1 klasy, do tego 2 maluszek, który potrzebuje teraz najwięcej uwagi... Kocham ich nad życie, będę starać się być najlepszą mamą na świecie. Ale prywatnie czuje się jak szmaciana lalka wyjebana ze starości, młoda nie jestem, duży ciężar, bo 2 dzieci, brak czasu dla siebie, nie mogę nawet pracować. Całe moje życie legło w gruzach, nie mam pojęcia jak mam ruszyć dalej, to tak bardzo boli. A ten jeszcze wybrał sobie nową partnerkę z dzieckiem prawie w wieku naszego niepełnosprawnego synka... Moje serce rozjebało się, przy dzieciach oczywiście wszystko robię, ogarniam, nakładam na siebie jak najwięcej obowiązków, bo jak tylko zwalniam to wyje, wyje i wyje.... mam wrażenie, że mam niekończące się łzy, na dodatek gdzieś mi zależy, by dzieci miały ojca, a on tylko każe dostosowywać się do niego, odzywa się tylko wtedy gdy jemu pasuje i resztę ma w dupie. Nie interesują go rehabilitacje dziecka, w weekendy sobie gdzieś jeździ albo idzie na fuchy, a swoich synów ma gdzieś... poza wykonywanymi telefonami to jakoś nie angażuje się w ich życiu, nie pomaga, przychodzi zawsze z pustą ręką :( ... A jak nie chce się zgodzić na jego datę to mi gada, że utrudniam mu kontakt z dziećmi ... Jak mam dojść do siebie, czasem myślę, że lepiej by było, gdyby całkiem zniknął i nie utrudniał mi wychowywania synów. Potrafi przez 10 dni wcale się nie pokazać, a potem jak gdyby nigdy nic przyjść i wyciągać starszego syna na spacer. Syn do niego sam nie dzwoni za często, na co dzień nie pyta nawet o tatę, ale są momenty, że przyjdzie i mówi mi, że jest zły, bo go nie odwiedza... Nie wiem, co mam robić, syn pod opieką psychologa, bo jestem tak zła, że sama bym chętnie wytłumaczyła synowi, że naprawdę go tata porzucił, ale to jeszcze małe dziecko, ale mam wrażenie, że okłamuje własnego syna i wybielam przy tym pseudo tatusia, bo zawsze go usprawiedliwiam przed synem tłumacze, a znam prawdę i to też boli mnie, że ja mam świadomość, co się dzieje... Jak mam podejść do sprawy, by nie skrzywdzić własnych dzieci, ale też ja chce poczuć się lepiej ? Mam rodzinę, przyjaciół, ale też nie chce ciągle być w towarzystwie, bo czuję, że wszyscy się martwią, współczują, a ja muszę nauczyć się przebywać sama ze sobą... zawsze dbałam o dom, dzieci i partnera, ich szczęście potrzeby były zawsze ważniejsze od moich... Teraz tłumaczę sobie, że skupie się na dzieciach, wychowaniu, a może za kilka lat szczęście się do mnie uśmiechnie, ale na tę chwilę czuje się jak wrak, który okłamuje wszystkich dookoła, że jest dobrze, bo niby lepiej, że się dowiedziałam i że nie żyje w kłamstwie, ale po 9 latach nie umiem się od tak odkochać i nadal cierpię, nie potrafię zapomnieć, mam koszmary, nie jem, mało śpię, w towarzystwie uśmiechnięta, przy dzieciach również, ale jak idą spać, to każda maska opada i czuję się bezbronna, poniżona, słaba, każdy chociaż ma jakąś pracę odskocznię pasję, a ja poczułam, że kilka lat będę stać w miejscu, że moim jedynym ważnym celem jest zdrowie syna i wychowywanie ich i nie widzę nic dalej :(
Nie radzę sobie z pewną sytuacją i może ktoś z Was mógłby spojrzeć na to obiektywnie?
Cześć. Nie radzę sobie z pewną sytuacją i może ktoś z Was mógłby spojrzeć na to obiektywnie? Z obecnym partnerem jesteśmy razem 6 miesięcy, świeża sprawa, ale na tyle poważna, że poznaliśmy swoje dzieci i innych członków rodziny i spędzamy wszyscy razem wspólne weekendy. Poznaliśmy się, gdy partner był w trakcie rozwodu. Już była żona zdradzała go, do tego ma problem z alkoholem (dwukrotnie była na prywatnym odwyku, niestety bezskutecznie). Partner wyprowadził się i złożył pozew w momencie, jak dowiedział się o kolejnym romansie ex- małżonki, która już następnego dnia po tym fakcie zamieszkała z kochankiem. Ich sielanka trwała pół roku. Okazało się bowiem, że kochanek zdradzał ją i dlatego się rozstali. Problem w tym, że ta kobieta teraz miesza w głowie i mojemu partnerowi i mi. Do niego ciągle dzwoni, szuka drogi do powrotu, grozi, że znowu zacznie pić i manipuluje ich dziećmi tak, by nie chciały widywać się z tatą. Do mnie wypisuje z kont swoich córek, że mnie nie lubią, że nie chcą, abyśmy byli razem i że tata i tak kocha mamę. Partner martwi się teraz praktycznie o wszystko: o dzieci, o byłą żonę i o nasz związek. Ja z kolei martwię się, że go stracę z powodu tych wszystkich gierek. Jak rozmawiać z partnerem? Jak w ogóle odnieść się do całej tej sytuacji? Czy konfrontacja naszej trójki to dobry pomysł? Czy może to partner powinien wyjaśniać wszystko z ex? Po raz pierwszy od mojego rozwodu (5 lat temu) czułam się naprawdę spokojna, szczęśliwa i kochana. A teraz mam wrażenie, jakby wszystko miało runąć... Skąd we mnie ta niepewność? Czemu wątpię w partnera, chociaż tych wątpliwości wcześniej nie miałam? Czy jestem podatna na manipulacje ex małżonki, czy też intuicja karze o sobie pamiętać? Na samą myśl o tej całej sytuacji mam mdłości, nie mogę jeść, czuję mrowienie z tyłu głowy, trzęsą mi się ręce a w oczach pojawiają się łzy...
Zawsze byłam ofiarą. W domu najmłodsza a właściwie w całej ogromnej rodzinie
Zawsze byłam ofiarą. W domu najmłodsza, a właściwie w całej ogromnej rodzinie. Ojciec i matka gnębili mnie, wyśmiewali, bywało bicie, zero możliwości zaufania, a najgorsze było wyśmiewanie przy rodzinie albo wyśmiewanie, że nie dotrzymali słowa. W domu walczyłam o siebie, a nie rozwijałam się, więc za mądra nie wyrosłam. Takie drwiny i kpiny doprowadziły, że wyszłam z domu dopiero niedawno i nie radziłam sobie w życiu. Za późno przerobiłam rzeczy z psychologiem i teraz jest OK, ale wraca mi jedna kwestia... Gdy szukałam pracy jako 20-latka, to byłam naiwna. Poszłam na rozmowę o pracę i okazało się, że w tym miejscu ma się odbyć rozmowa, a nie że się pracuje... Już teraz bym wiedziała, jak się zachować, ale brnęłam dalej. Chciałam jak najlepiej wypaść, więc uśmiechałam się i odpowiadałam na pytania. Okazało się być to sprzedażą e-papierosów i facet siedział przede mną z laptopem i pytał, jakbym się zachowała w danej sytuacji. I to, co zrobił, nie miało żadnego związku z pytaniem, bo coś powiedział i wielki buch dymu dmuchnął mi dosyć wolno w twarz. Zdezorientowana udawałam, że nic się nie stało. Mam kilka takich sytuacji, gdzie teraz wiem, że nawet nikt nie odważyłby się złe zachować, bo mam swoje granice, ale wspominam z żalem do siebie. Pamiętam ciągle to upokorzenie, jakby drwinę i nic nie robienie sobie z tego u tego faceta. Nawet nie pamiętam firmy do końca, ale to jest dramat dla mnie...
Agresywny mąż wobec mnie i dzieci. Czy terapia w ogóle ma szansę pomóc?
Witam. Czy mąż który znęca się psychicznie nade mną i dziećmi ma szansę na wyleczenie? Na początku po ślubie było ok. Po pojawieniu się dzieci mąż zrobił się agresywny. Bo przeszkadzał płacz dziecka, bo hałas, bo niegrzeczne. Mąż zaczął wyzywać szczególnie starsze dziecko. Groził, że nas pozabija, dużo pije. Piwa, ale dużo. Prosiłam, rozmawiałam wszystko na nic, bo tłumaczył się, że nie ma nerwów (trochę w ostrzejszych słowach). Kiedy powiedziałam dość, że dzwonie na policję, że chce rozwodu nagle się zmienił. Chce iść na terapię. Tylko czy jest szansa, że się zmieni? Że nie wrócą napady agresji? Ja chce dla moich dzieci wspaniałego dzieciństwa. Beztroskiego, spokojnego i bezpiecznego. Bez przekleństw, wyzwisk. Przyznam, że nie mam już siły i moje uczucia dawno się wypaliły. Chyba w momencie jak pierwszy raz nazwał naszego synka sku...nie mam już siły. Chciałabym się skupić na dzieciach, a nie martwić się czy mąż nie wróci do swoich upodobań.
Dzień Dobry, W Lutym tego roku odkryłem na własną rękę zdradę mojej żony
Dzień Dobry, W Lutym tego roku odkryłem na własną rękę zdradę mojej żony. Pomijając szok, jaki przeżyłem, zdecydowałem się zawalczyć o moje małżeństwo. Szukałem problemu w sobie, w moim zachowaniu, być może miłość, którą okazywałem, była niewystarczająca. Wracałem do przeszłości, aby zrozumieć, jaka sytuacja, moment w naszym życiu mógł mieć wpływ na to, że zdecydowała się mnie zranić. Zawsze starałem się dbać o nasze relacje, jak to w związkach bywa, długo się siebie uczyliśmy. Doszliśmy do momentu, w którym rozumieliśmy się bez slow. Potrafiliśmy (przed tym wydarzeniem) ze sobą szczerze rozmawiać, wspierać, akceptować nasze wady i je kontrolować. Wydawało mi się, że w ostatnich 8 miesiącach przeżywaliśmy najlepszy okres naszego związku, który już trwa 12 lat. Kochaliśmy się co 3 dni przez okres kilku miesięcy. Mieliśmy wszystko, marzenia (dom), które stopniowo realizowaliśmy. Dobrą prace. Zaczęliśmy dojrzewać do tego, aby zdecydować się na potomstwo. Żonę znam od podszewki, wiem ze ona mnie również. Jeszcze 8 miesięcy temu byłem naprawdę szczęśliwy. Kiedy już sądziłem, że żona zakończyła to, co się wydarzyło w lutym, 4 miesiące później ponownie odkryłem, że ma kontakt z osobą, która przyczyniła się do rozpadu mojego związku. To nie był zwykły kontakt. Sposób, w jaki pisali ze sobą nie wskazywał na to. W tym momencie świat mi się zawali. Wyprowadziłem się z domu, mimo że mieszkanie, w którym jest teraz moja żona, należy do mnie. Mimo tego, że żona okropnie mnie upokorzyła, zraniła, to wiem, że nie ma się gdzie podziać i zdecydowałem się ją z niego usunąć. Jej rodzice, gdy się o tym dowiedzieli, ku mojemu zaskoczeniu poparli mnie w 100%, a ja wówczas poprosiłem ich, aby mimo tego udzielili żonie wsparcia, bo wiem, że przeżywa to na swój sposób i ich bardzo potrzebuje. Żona powtarza się i mówi, że mnie nadal kocha i ze nie jest w stanie wyobrazić sobie, że mielibyśmy to zakończyć. Przez ostatnie 2 tygodnie mam wrażeniem, że stałem się zupełnie innym człowiekiem. Bardziej odpowiedzialnym, świadomym, dojrzałym. Mimo że przeżywam piekło wewnątrz, to robię wszystko, aby moja żona nie załamała się, ponieważ wiem, że pogubiła się i jest bardzo delikatną, uczuciową osobą. Ona nie jest w stanie mi wytłumaczyć, dlaczego to zrobiła. Chciałbym się dowiedzieć czy moja postawa jest słuszna? Czy powinienem robić to co podpowiada mi serce i być tym, kim jestem, czy słuchać rozumu i dać jasny sygnał, że to, co było dotychczas, zostało zrujnowane i jest nie do uratowania. Ciężar podjęcia jakiejkolwiek decyzji spad na mnie. Wrócić i dać kolejna szanse, tym samym narażając się na kolejny ból w przyszłości. Czy szukać nowej drogi? Jak człowiek powinien się zachować w mojej sytuacji? Odnoszę wrażenie, że jestem ofiarą, a mimo to czuję się, jakbym ja popełnił i nadal popełniał błędy. Czuje się w obowiązku, aby to wszystko naprawić, czuję, że zdradzam siebie i że nie mam do siebie szacunku. Jestem zły na siebie za swoją postawę. Z góry dziękuje za opinie na temat tej życiowej sytuacji.
Czuję zagubienie, zastanawiam się, kiedy się to rozpoczęło. Myślę o swoich przeszłych decyzjach, mam mieszankę emocji.
Pogubiłam się, nie wiem kiedy, na jakim etapie życia ,jak to odkryć co jest przyczyną, zbyt niska samoocena. 😞 Jeden dzień myślę, że jest dobrze, drugi myślę, że źle coś zrobiłam ... A czasu nie cofnę.
Do poprzedniego pytania - 5 klasa - wstydzę się swojej osoby.
Mam nadmierne poczucie wstydu. Wstydzę sie swojej osoby. Jak moge to zmienić?(to ja Helenka z 5 klasy,co wcześniej zadawała pytanie, ale zapomniałam dopisać)...
Nie jestem z Polski, ale mam tutaj studia oraz pracę. Czuję się samotna, w swoim kraju mam rodzinę i przyjaciół, ale tutaj trzyma mnie edukacja i zarobki.
Dzień dobry. Jestem w takiej sytuacji, że chłopak po 5 latach zerwał ze mną. Ten związek był toksyczny i zostałam naprawdę bardzo zraniona. Problem jest taki, że mieszkam w Polsce, ale nie jestem z tego kraju. Mam jeszcze pół roku do ukończenia studiów i mam tutaj dobrą pracę. Jednak nie udało mi się tutaj nawiązać bliskich kontaktów i jedyną bliską osobą tutaj był mój były chłopak. Czuję się teraz strasznie zdezorientowana i samotna, ponieważ chcę być w swoim kraju ze swoimi przyjaciółmi i rodziną, ale nie chcę opuszczać studiów, do których mi została tylko końcówka oraz pracy, bo wiem, że w moim kraju jest ciężko z pracą a pieniądze są potrzebne. Czuję tylko, że chcę być ze swoją rodziną i przyjaciółmi, bo myślę, że leczenie tych wszystkich problemów z toksycznego związku oraz ataki lęku i paniki mogą długo potrwać, bo jestem tutaj sama, ale też chcę ukończyć to, co zaczęłam.
Partner jest zaborczy, nie mogę żyć tak, jakbym chciała, bez obwiniania mnie o niestworzone winy.
-Zaborczość Partnera- Ja – 30 lat (po rozwodzie) On- 47 lat ( po rozwodzie z dzieckiem) Jest mężczyzną troskliwym, ciepłym, zabawnym i otwartym. Ale jak każdy z nas, ma on również niedoskonałości- jest bardzo zaborczy.. Na początku, przeszkadzało mu, że mam instagrama (już wcześniej myślałam o usunięciu, ponieważ, gdy spędzałam tam czas – chciałam być taka perfekcyjna jak inne kobiety) Dlatego nie było dla mnie problemu, gdy chciał, abym go usunęła. Na początku bardzo dużo pytał się o moich byłych partnerów i doświadczenia łóżkowe. Nie są one nie wiadomo jakie, powiedziałabym, że normalne. Ale potem, gdy był zły, rzucał głupimi tekstami. Po 3 msc od naszego poznania, miałam wyjście z szefem na konferencję, gdzie reprezentowaliśmy naszą firmę. Powiedziałam mu gdzie i umówiliśmy się, że mnie zawiezie do pracy, a potem stamtąd odbierze(poznał szefa). Zadzwonił do mnie 1,5 godziny przed umówionym czasem i powiedział, że wracał od spotkania z klientem i już mam wychodzić. Gdy powiedziałam, że jeszcze nie koniec- zaczął rzucać oskarżeniami, że stoję z mężczyznami i dobrze się bawię (pomijając fakt, że siedziałam przy stole z samymi seniorami..) Długo rozmawialiśmy, powiedział, że miał wybuch, bo się bał, że mnie straci – a jego żona go zdradziła. Po 5 miesiącach zamieszkaliśmy razem.. wiem, że za szybko. Potem było okay.. do czasu sprzed miesiąca. Zaczął rzucać dziwnymi żartami/oskarżeniami. Gdy wracałam do domu, np. że mam majtki na drugą stronę, że mam włosy rozwalone i patrzył podejrzliwie i że co się tak ładnie ubieram.. niby na żarty. Powiedziałam, że to niszczy nasz związek i sobie nie życzę takiego czegoś. Jego problemem jest też, że oczekuje, że będziemy ze sobą 24h na dobę. - Gdy wychodziłam z koleżanką na kawę w niedziele – nie w niedzielę, bo to czas dla rodziny. - Gdy w tygodniu się widziałam – nie, bo za późno - Gdy nocowałam u przyjaciółki(zna ją i wie gdzie mieszka) było okay, do czasu, gdy wróciłam do domu. Zaczynał głupio gadać i nagle zapytał, gdzie zaparkowałam, bo gps w samochodzie pokazywał centrum miasta (nie mam gps, ale zaparkowałam na innym miejscu, gdzie zawsze i podejrzewam, że pojechał sprawdzić) - Poznał moich innym znajomych (kobieta/mężczyzna), dwa razy wyszedł z nami, a potem umówiłam się z nimi sama i mu zakomunikowałam, że się z nimi widzę – powiedział : sama ? okay. Był zły, że nie wytłumaczyłam mu, że ja widzę się sama i czy nie będzie zły, że jego nie będzie. - Powiedziałam, że chciałabym wrócić na siłownię(zawsze byłam aktywna) i czy pójdzie ze mną.. zaczął mówić, że kobiety tam chodzą, żeby się pokazać, że co nagle chcę się starać dobrze wyglądać(mówiłam, że przytyłam) i chcę się ruszać. - Ja pracuje do 17, w zeszłym tygodniu o 17:02 zadzwonił i zapytał się, gdzie jestem.. - Po 23:00 pisałam Cioci SMS na dobranoc, a on przez ramię mi zaglądnął i zażartował, że piszę z kochankiem - Chciałam zacząć kurs językowy(mieszkamy za granicą, znam język, ale chcę go wyszlifować). Nie rozumie tego, dlaczego.. Powiedziałam mu, że mogłabym zostawać w pracy i tam się uczyć, bo będę mieć spokój (kurs online, w pracy mam biuro, komputer, słuchawki-wszystko). Ja pracuje do 17, kurs zaczyna się o 18 do 20. Jadę do domu 35/45 minut(bez korka). Był zły, że użyłam słowa „spokój", że w biurze bede mieć spokój. Nie rozumie, że gdyby był korek bede spóźniona i zestresowana, gdy przychodzę do domu, koty skaczą (2 kicie) i nie ogarnęłabym się na spokojnie. Wczoraj znów zaczęła się dyskusja, że nie będzie mnie w ogóle w domu i że nie będę „na czas” w domu... Powiedziałam mu, że ten kto jest w związku nie musi być 24 godziny na dobę z drugą osobą. Że nawet jak po pracy wracam, to nie znaczy, że zawsze będę na czas, że czuję się jak przywiązana(znów nie spodobało mu się określenie).. Zastanawiam się co by było, gdybym pracowała, np. na zmiany, gdybym chciała robić dodatkową szkołę.. nie mogę, bo muszę być w domu? Gdy są tematy wyjścia lub nocowania u koleżanki(tylko 1x) to on robi taki mały szantaż emocjonalny- ty wychodzisz, to ja też, ciebie nie ma na noc, to ja też nie będę wracać, będę sobie robić co chcę! Tracę po mału siły, bo za każdym razem jest to samo, ale gdy z nim rozmawiam i próbuję wytłumaczyć - on nie widzi problemu. Tylko ja mam problem, bo ja nie chcę wyjść za niego za mąż – mówi, że gdybym kochała go, to bym chciała (ale to dla mnie za szybko). To moja wina, bo ja używam określeń jak: spokój, że ja go nie pytam o to jak będzie się czuł, gdy będę wychodzić sama i że to ja nie chcę być w domu.. Nie wiem co robić, czy jest sens o to walczyć.. niestety zaczynam się dusić i oddalać od niego.. Będę wdzięczna za Państwa opinie!
Jak pomóc przyjacielowi w kryzysie psychicznym?

Ostatnio widzę, że mój dobry kumpel przechodzi coś, co wygląda na nagły kryzys psychiczny. Zawsze był niesamowicie pełen energii i optymizmu, a teraz jakby nagle wycofał się, stał się apatyczny i widać, że coś go przygniata. 

Zauważyłem, że unika kontaktu, często się izoluje i ma problemy z koncentracją. Dla mnie to trudne, bo nie wiem, jak najlepiej mu pomóc, a nie chcę go też przytłaczać swoją obecnością. 

Myślę, jak mogę lepiej zrozumieć, co przeżywa i w jaki sposób mogę być dla niego wsparciem. Czy powinienem go zachęcać do rozmowy o tym, co się dzieje, czy może lepiej dać mu przestrzeń, poczekać aż sam sobie z tym poradzi? 

Jestem naprawdę zaniepokojony i chcę zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby mój przyjaciel przeszedł przez tę ciężką sytuację. Każda wskazówka lub rada będzie dla mnie na wagę złota.

Czuję się jak 17-latek który gdzieś zapomniał dorosnąć, szukać siebie i rozwijać. Zamknąłem się w swojej głowie
Witam. Mam 24 lata i jestem facetem. Zacznę może od początku. Jestem wynikiem gwałtu, próbowano przeprowadzić aborcję, ale została przerwana, matka starała się mnie „wypłukać” alkoholem, ale jak widać bez skutku. Życie obdarzyło mnie wyjątkowo irytującą pamięcią, pamiętam leżenie w kołysce i darcie się aż do zmęczenia oraz minę i obojętność matki, gdy mnie karmiła. Do 10 roku wychowywałem się na zmianę raz u matki, raz u babci wraz z bratem, matka hobbystycznie zajmowała się usługami przyjemnościowymi w zamian za pieniądze. Dzieciństwo było pełne wrażeń, których nie będę tutaj opisywał z racji ich ilości. Borykam się z problemem - chorobą sierocą. Do 11 roku życia aż do informacji, że znalazła się dla mnie i brata rodzina zastępcza, moczyłem się w łóżko. Byłem z tego tytułu wyśmiewany, karany, karcony itp. Kołysałem się do snu, kręcąc głową z boku na bok, wyobrażałem sobie wtedy lepsze życie i tak usypiałem. Początkowo było to maksymalnie 15 minut przed snem. W wieku około 14 lat zacząłem robić to nieświadomie przez sen (obserwacja bliskich). Los chciał, że w wieku 16 lat zakochałem się po uszy w cudownej dziewczynie, ale przyciągała uwagę wielu osób. Byliśmy ze sobą 4 lata, ciągle jej nie ufałem i dawała ku temu powody, ale wybaczyłem. Weszła ze mną w związek dlatego, że przykuwałem uwagę swoją popularnością. W okresie gimnazjum każdy mnie znał i chciał ze mną rozmawiać- bardzo aktywnie zwracałem na siebie uwagę. Ale po przejściu do technikum zacząłem być trochę odludkiem - kołysałem się czasami już nie tylko do snu, ale z nudy. Wciąż wyobrażając sobie lepsze życie. W wieku 20 lat dziewczyna zerwała ze mną przez telefon, pokazując oziębłą i nie do poznania dla mnie postawę. Wybraliśmy się jeszcze na wspólne wakacje, ponieważ nie dało się odwołać. Na nich chcąc zaciągnąć mnie do łóżka powiedziała, że mnie kocha i chce to naprawić, na drugi dzień patrząc z obrzydzeniem powiedziała żebym nie robił sobie nadziei, bo potraktowała mnie jak rzecz. Od tamtego czasu kołyszę się w każdej wolnej chwili, kiedy tylko się da, zaniedbując dosłownie wszystko dookoła. W wieku 22 lat porzuciłem studia na 3 roku. W momencie zerwania dowiedzieliśmy się, że moja Ciocia zastępcza ma nowotwór. Napięcie w domu skupiało się na mnie, jako osoba wrażliwa zawsze starałem się wszystkim pomoc i rozweselić, a kiedy nie mogłem tego robić z własnych problemów to naturalnym było wyżywanie się na mnie. Aktualnie jestem samotny, oswoiłem się z tym, przestałem już cokolwiek czuć. Chodzenie do psychologów przerwałem, gdy usłyszałem kolejny raz „depresja” od niedorobionego psychologa czy psychiatry, którzy oczekiwali że wchodząc będę od razu w stanie powiedzieć im co mi dolega. Przez całe życie moja choroba miała obraz ambiwalentny, skąd do cholery miałem wiedzieć co mi jest, skoro nawet nie wiem kim jestem? Obecnie w wieku 24 lat nie mam już obok siebie nikogo, nikogo tez nie dopuszczam emocjonalnie, czuję się wycofany do własnej głowy, pełen obraz dysocjacji. Nie przeżywam niczego, a chciałbym. Jak normalny człowiek zrobić prawo jazdy, kupić wymarzone auto, znaleźć kochającą żonę itp. Ale nie potrafię, nie wiem gdzie szukać pomocy, zazwyczaj wizyty u psychologów kończyły się tylko tym ze lustrowałem im ich własną osobowość - dla kogoś żyjącego ciągle w myślach udawanie osoby siedzącej naprzeciw jest czymś niczym rozrywką. Co mam zrobić? Gdzie byli wszyscy skretyniali pedagodzy i psycholodzy wtedy? Nie zrobię sobie nic tylko dlatego że to byłoby tchórzostwo, ale nie mam motywacji żyć, bo jest to niczym katorga, każdy dzień zlewa sie w jedno a jedyne co robię to bujanie się z boku na bok, myśląc co by było gdyby. Próbowałem praktycznie wszystkiego, umiem grać na kilku instrumentach, rysować, modelować, rzeźbić, tańczyć (tańczyłem przez 11 lat w zespole). Z zawodu jestem elektrykiem, konserwatorem maszyn, mam uprawnienia na wózek widłowy oraz spawacza. A pomimo tego łapię roboty „poboczne” żeby dorabiać na studia które wznawiam z nowym miesiącem. Czuję się jak 17-latek który gdzieś zapomniał dorosnąć, szukać siebie i rozwijać. Zamknąłem się w swojej głowie i fantazjach w trakcie kołysania się. Co mam robić?