Left ArrowWstecz
Dzień dobry. Przytłacza mnie rozstanie. Zerwal ze mna z dnia na dzien. Dwa dni wcześniej mówił, że chce mnie zabrać do mamy. Cztery dni wcześniej, że kocha, że chce kupić działkę i ja przepisać na mnie, że chce mieć dzieci. W święta mówił, że chciałby mi się kiedyś oświadczyć. Ja zachowałam pozory, że mnie to nie rusza, że powiedzial, że nie kocha, że mamy inne perspektywy i znajde sobie kogoś bardziej odpowiedzialnego. Obiecywał często np że się wyprowadzi, a tego nie robił. Chciałabym bardzo, żeby przemyslal i wrocil do mnie. Ponad miesiąc bez kontaktu. Napisałam do niego, żeby oddal mi pieniądze, ale się nie odzywa. Co mam robić..... Tak go kocham.
Zofia Kardasz

Zofia Kardasz

Dzień  dobry,

poczucie straty jest bardzo bolesne i trudne. Po utracie kontaktu z ważną osobą przeżywamy proces analogiczny do żałoby, zresztą nazywany też żałobą po danej relacji.  Z czasem intensywność trudnych emocji najczęściej się zmniejsza, ale jeżeli trudno Pani samej poradzić sobie z natłokiem przykrych emocji, to myślę, że warto skorzystać z pomocy psychoterapeuty.

Pozdrawiam

Zofia Kardasz

2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Proszę o pomoc - uzależnienie, przemoc, kryzys suicydalny
Cześć. Mam na imię Magda. Jestem bita przez męża i syna. Jestem osobą uzależnioną od alkoholu. Nigdy nikogo nie biłam. Upijałam się w samotności. Mam wyższe wykształcenie. Byłam na odwyku. Nie radzę sobie. Wczoraj chciałam się zabić. Dziś jest lepiej. Dzięki babci.
TW. Samookaleczanie, brak poczucia jakiejkolwiek wartości, obwinianie się.
Mam problem ze sobą. Nie potrafie na siebie patrzeć w lustrze, czuje wielkie obrzydzenie do siebie. Bez makijażu mój wygląd mnie zawstydza. Za każdym razem kiedy ktoś mi robie zdjęcie z ukrycia, wychodzę beznadziejnie. Całokształt sie przekłada na moje życie. Rozpoczęłam samookaleczanie sie kilka miesięcy temu i nie mogę od tego uciec. Ciężko mi przez to uczęszczać do szkoły. Moja mama próbuje ze mną rozmawiać, ale czuję, że każda rozmowa z nią prowadzi donikąd. Czuje, że na nią nie zasługuję, bo nie daje sobie pomóc. Czuję, że nie zasługuję na jakiekolwiek zaspokajanie potrzeb. Za każdym razem wracam do domu to odrazu płaczę. Kiedyś zostałam obmacana przez takiego chłopaka i najgorsze jest to, że nie winie go, a siebie. Obwiniam sie bardzo dużo razy za rzeczy, za które nie powinnam sie obwiniać. Czy dam jakoś rade sama z tego wyjść?
Bezsilność i zagubienie w długoletnim związku - jak radzić sobie z emocjami?

Jestem w długoletnim związku, niebawem stuknie nam 17 lat. Poznaliśmy się, gdy mieliśmy 21 lata i obłędnie w sobie zakochaliśmy. Dwa lata później byliśmy rodzicami. 

Nie jesteśmy w związku małżeńskim. Jak to w relacji bywało różnie, ale nigdy tak źle, jak jest teraz. 

W ostatnim czasie odczuwałam, że jest dobrze. Nie zauważyłam niczego niepokojącego. Podkreślę, że moja inteligencja emocjonalna jest rozwinięta. Nie mam trudności w interpretacji intencji, zachowań i emocji ludzi. Kilka miesięcy temu mój partner oznajmił, że jego uczucia się zmieniły i trwa to od dawna. 

Nie jest to związane z inną kobietą. Jestem zagubiona, nic z tego nie rozumiem, czuję, że nic nie mogę zrobić. To nie jest ani rozstanie, ani bycie razem. Utknęłam i ciężko mi się oddycha, gdy tylko o tym myślę. Podkreślę, że rozmowy przychodzą nam bardzo trudno i niewiele wnoszą, bo mój partner nie wie co dalej, co czuje. Łatwizna tak nie wiedzieć. Ja w tym wszystkim czuję, jakbym kochała i nie kochała jednocześnie. Jakbym chciała i nie chciała być w związku jednocześnie. Czasami myślę, że gdy odszedł i wziął odpowiedzialność za brak wcześniejszej komunikacji o tym, że coś jest nie tak, a także za decyzję, że nie włoży pracy w prawdziwą pielęgnację relacji, byłoby mi lżej. Jestem bardzo zmęczona. Jakbym miała powiedzieć, jak się czuję, to czuję kompletną bezsilność. Nie mam wpływu na poprawę mojego stanu emocjonalnego. To bardzo zasmucające. Jestem na siebie zła, że uwierzyłam w to, co widziałam. 

Jestem na siebie zła, że z wyrozumieniem trwam w tym, co jest teraz, choć mogłabym już wracać do siebie po stracie. 

Im dalej tym mam mniej siły, wiary i chęci, by to ratować.

Witam. Jakiego typu specjalista i rodzaj terapii będzie dla mnie odpowiedni?
Witam. Jakiego typu specjalista i rodzaj terapii będzie dla mnie odpowiedni? Mam od pewnego momentu problemy z gniewem (zawsze byłem bardzo spokojnym i cierpliwym człowiekiem) bardzo częste moje słowa są błędnie interpretowane przez innych. Bardzo mocno uderzają we mnie nawet najmniejsze złośliwości (nigdy tak nie było), aż doprowadzają mnie do płaczu. Do tego zaczęły pojawiać się najprawdopodobniej ataki paniki. Staram się pracować nad sobą, ale dochodzę do jakiegoś momentu progresu i nagle albo nie jestem w stanie pójść dalej, albo wszystko znika i od nowa jest to samo (te blokady progresu w różnych dziedzinach życia mam od wielu lat). Czuję się, jakby w życiu nic mi nie wychodziło i wszystko, za co się wezmę prędzej czy później i tak miało się rozsypać. Do tego dochodzi bardzo wysoka zazdrość, spowodowana, między innymi, niskim poczuciem wartości i traumami z przeszłości (byłem bardzo długi czas zdradzany i oszukiwany przez moją ex). Przez to wszystko mój związek od kilku miesięcy intensywnie się sypie. Sądzę, że potrzebuję psychologa.
Jak poradzić sobie z trudnymi relacjami z toksyczną rodziną partnerki i uratować związek?

Rodzice mojej partnerki całe życie ją źle traktowali. Była przemoc fizyczna oraz psychiczna, wyrzucanie z domu i spanie na klatce, zostawianie pustej lodówki i ciągłe szantaże emocjonalne. Gdy zaczęliśmy się spotykać, oni mnie nie akceptowali, prawdę mówiąc poznałem ich dopiero po około 3 latach związku, bo zakazywali mi przychodzenia do ich domu. Po wyprowadzce partnerki z jej rodzinnego domu oni zaczęli Nas zapraszać i tak jakby mnie akceptować. Widzę, że to jest sztuczne i osobiście nie jestem w stanie zapomnieć im poprzedniego traktowania mnie, jak i traktowania mojej drugiej połówki. Oni nie widzą problemu, pomimo zwrócenia im o to uwagi. Moja partnerka natomiast twierdzi, że rodzicom należy się szacunek pomimo wszystko, pomimo tej wyrządzonej krzywdy (jej rodzeństwo doświadczyło tego samego i tak samo uważają). Wydaje mi się, że moja partnerka stara się z całej siły, abym ich polubił lub chociaż tolerował, nie jestem w stanie. Mamy o to ciągle okropne kłótnie, po których zastanawiam, się czy związek ma dalej sens, ponieważ chce kiedyś dzieci i nie chce, żeby miały kontakt z takimi ludźmi (są to alkoholicy, niestabilni emocjonalnie, którzy często stosują przemoc, szczególnie po alkoholu). O ile staram się to w jakiś sposób zrozumieć, to jestem już zmęczony i bezradny co mogę dalej z tym zrobić i czy to dalej ma jakąkolwiek przyszłość.

Czuję, że inna osoba ma być moim sensem życia, że miłość trzyma w tym odpowiedzialność. Nie potrafię być w zdrowym uczuciu. Pomocy!
Cześć. Mam 28 lat, Około miesiąca temu poznałem za pomocą portalu kobietę 36 letnią. Generalnie, po kilku dniach zacząłem się wycofywać, bo nie satysfakcjonowała mnie płynność naszego kontaktu. Ona jednak potrafiła po kilku dniach przyznać się do błędu, zaproponować spotkanie itd. Generalnie, ze mną jest tak, ze ja po wielu wielu porażkach, zwiększam z każdą kolejną osobą wymagania i oczekiwania co do kogoś . Mnie interesuje tylko miłość i określone zachowania, doświadczenia, muszę w tej osobie widzieć. I ona miała to wszystko.., rozumieliśmy się, było naprawdę fajnie. Kiedy się spotkaliśmy , dogadywaliśmy się , przytuliliśmy, pocałowaliśmy się. No z mojego punktu widzenia te randki były dla mnie wielkim szczęściem. Lecz doszło pewnego razu do sytuacji, że ja wyrażając to szczęście, wyrażając, że życie nabrało dla mnie smaku, dostałem dość potężny cios w postaci informacji, że tą osobę przerażają moje nadzieje. Nie rozumiałem tego wszystkiego. Twierdziła, że ni ma ochoty być za kogoś odpowiedzialna. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co ma na myśli. Po kilku rozmowach przez internet i randkach, wreszcie zacząłem szukać sensu w tym co się dzieje. Bo na żywo ta osoba była dla mnie kochana, rozmawialiśmy o jakiejś bliskiej przyszłości, żartowaliśmy na temat ewentualnych dzieci. Ona sama potrafiła powiedzieć ‘Ty masz rację, że cierpisz przez moich byłych’ (to dotyczyło jej przerażenia moją nadzieją) . Więc ja cały czas myślałem, że problem nie jest po mojej stronie. Rozumiałem to jako ostrożność w zaufaniu z jej strony, więc generalnie byłem spokojny, że jeśli ja tego nie zepsuje, to będzie kolorowo. Zdarzyły się jeszcze takie rzeczy, że gdy ją przerażały moje nadzieje, to przyśnił mi się taki sen , w którym ona po jednym dobrym dniu między nami, nagle postanawia się wycofać słowami ‘To jednak dla mnie nie ma sensu” . Gdy opowiedziałem jej ten sen, ona powiedziała „Tak, to jest możliwe” . To wszystko było dla mnie takie przykre. Ja wtedy jeszcze nie rozumiałem, że to ja mam problem. Potrafiło być tak, że później się spotykaliśmy i znów robiliśmy sobie nadzieje, rozmowami o przyszłości itd. Traktowałem to bardzo serio. Myślałem , że myśli o mnie poważnie. Zakładałem, że w jej wieku mówi się jak jest, nie gramy w żadne gry i nie potrzebuję się głębiej zastanawiać co się kryje za jej słowami. Budowała mnie bardzo wdzięczność z jej strony, docenialiśmy swoje zachowanie, poświęcenie sobie czasu. Ja kilka razy , gdy przesadnie mi dziękowała za mój czas, to powiedziałem, że ja nie robię tego by się podlizać, tylko po prostu tego potrzebuję. Ona uznała to za mądre podejście. Ja wtedy naprawdę bardzo nabierałem ochoty do życia. Byłem sam od 6 lat, jest mi ciężko, jestem stworzony do miłości, a zawsze jej brakuje, w ostatnich kilku miesiącach zacząłem się podnosić, lekko ale jakieś tam mniejsze cele zaczynałem realizować. Ona dopełniła moją energię do życia. I teraz tak. Któregoś razu znów dopadł mnie koszmar, że ona zrywa ze mną kontakt. Tym razem nie chciałem jej tego mówić, bo pocieszenie w stylu ‘tak się może zdarzyć’ jest dla mnie czymś bardzo przykrym. Natomiast gdzieś tam w ciągu dnia, mówiłem, że męczy mnie jakiś koszmar, wyraziła wsparcie, umówiliśmy się na kolejne spotkanie, znów było dobrze. Natomiast gdzieś wieczorem wyraziłem taką chęć, że chciałbym kilka wspólnych zdjęć. Ona odpowiedziała, że nie lubi takich rzeczy, bo dziś zrobi zdjęcia, a jutro coś się stanie i będzie koniec znajomości. I mnie to bardzo dobiło tego razu. Byłem już po tym śnie , ona tez sama z siebie lubi wspominać o tym końcu znajomości. Ciężko mi to było przełknąć, że ona tak jakby próbuje wymagać gotowości na taką ewentualność. Wypisałem do niej dłuższą litanię w tym temacie, że jej zachowanie na żywo nie pokrywa się z tym jak rozmawiamy przez internet, że często wspomina o tym końcu znajomości, przerażają ją moje nadzieje. W każdym razie wyraziłem duży żal. Ona bardzo się wycofała, zezłościła ją moja analiza. Wycofała się z całej tej relacji, wygarniając mi mój bardzo duży angaż. Wyjaśniła mi na czym polega jej niechęć do odpowiedzialności za czyiś sens życia. I wreszcie do mnie dotarło o co w tym wszystkim chodzi. Mam 28 lat i odnalazłem w sobie przypadłość, która się nazywa uzależnieniem emocjonalnym. Jest to dla mnie olbrzymi cios. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak można inaczej . Zawsze byłem pewien, że moje myślenie (Kobieta, rodzina, dzieci, to priorytet, to sens życia , to szczęście, to moja energia, to jest dla mnie najważniejsze i o to będę dbał najbardziej) ,zawsze byłem pewien, że to najlepsze podejście jakie może mieć facet, który próbuje osiągnąć miłość. Niestety okazuje się, że to potworna choroba, lęk przed samotnością, brak własnego życia. Bardzo trudno wyobrazić mi sobie, żeby zacząć robić to inaczej, żeby przestać tak bardzo w kogoś wierzyć, przestać traktować to jak największy skarb, sens życia. Boję się , że nawet terapia , może mi w tym nie pomóc, że mogę posiąść dużą wiedzę teoretyczną, a jednak chęć najsilniejszej miłości będzie silniejsza ode mnie za każdym razem. Byłem tak wiele lat pewien, że to moje podejście jest jedyne właściwe, a jednak się okazuje, że sam sobie robię krzywdę. To dla mnie olbrzymi cios, nie potrafię się z tym pogodzić. Koniec końców ja wychodzę na koniec tych związków jako zły człowiek, a robiłem wszystko , żeby być jak najlepszym. Jest mi bardzo ciężko wyobrazić sobie kontynuowanie swojego życia. Jestem introwertykiem, domatorem, bardzo mało otaczam się ludźmi, często mnie to męczy i wracam niezadowolony do domu. Rzadko mam jakieś zajęcia poza pracą, żeby mnie coś pochłonęło. Ciężko mi wyobrazić sobie, żeby zmusić się do takich zmian, by być zdolny do zdrowej miłości.. Samotność bardzo często mnie boli, ale jedyne lekarstwo jakie na mnie działało, to kobieta myśląca o związku, nic innego nie dodawało mi energii w życiu jak poczucie miłości. Pomocy…
witam, nie wiem na ile powinnam się rozpisać ale chciałabym dowiedzieć się czy to, że często odczuwam smutek, brak nadziei, niskie poczucie wartości i tak zwanego "doła" emocjonalnego związanego ze szkołą i wizją swojej przyszłości jest normalne? czy powinnam udać się do specjalisty by dowiedzieć się czy mogę mieć depresję? mam wrażenie, że do niczego się nie nadaję i źle skończę w przyszłości. proszę o odpowiedź
Brak wiary w siebie i poczucia własnej wartości – jak to przezwyciężyć?

Ludzie mi dokuczają, że nic w życiu nie mam. 

To prawda. Wszystko zasługa przemocy w domu, o której nikt nie wie i że nie rozwijałam się prawidłowo. Miałam też wypadek i nie mogłam pracować przez prawie 10 lat. 

Czuje się jak zero. Dbam o siebie, robię małe kroki, ale w moim wieku ludzie mają domy i rodziny. Ja mam kilka mebli i żyje z pomocą cioci. Słyszę czasem śmiechy, że nikogo nie mogę sobie znaleźć. Ostatni mężczyzna wyśmiał mnie za brak ambicji i że jestem mało interesującą. Mimo starań nie idzie mi. 

Wstydzę się sama siebie i tej nieporadności.

Mam 21 lat, dwukrotnie chorowałem na nowotwór. Kompletnie mnie to zniszczyło psychicznie.
Mam 21 lat, dwukrotnie chorowałem na nowotwór. Kompletnie mnie to zniszczyło psychicznie. Jestem w kropce. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Nic nie sprawia mi radości. Mam dobrą pracę i dobre wyniki na uczelni, ale nie sprawia mi to radości. Bardzo pragnę bliskości drugiej osoby, lecz nigdy jej nie zaznałem. Nigdy nie miałem dziewczyny i nie widzę szans na zmianę tego stanu w przyszłości. Czuję się przez to bezwartościowy, niegodny bycia kochanym. Nie chcę dłużej żyć w samotności, ale nie jestem w stanie zainteresować sobą drugiej osoby. Codziennie żałuję, że nie umarłem na te nowotwory. Oszczędziłoby mi to tego całego cierpienia i samotności. Proszę o jakąkolwiek poradę.
3 miesiące temu zakończył się mój 8-letni związek, moja partnerka mnie zostawiła dla innego
Dzień dobry. 3 miesiące temu zakończył się mój 8-letni związek, moja partnerka mnie zostawiła dla innego... Wszystko było dobrze, dopóki nie pojawił się ten drugi... Od tego momentu nie potrafię się pozbierać, ciągle o niej myślę, nic mnie nie cieszy, nie mogę się skupić na niczym innym, czasem myślę o śmierci... Czuję się sam, nie mam nikogo, komu mógłbym się zwierzyć, kto by mnie wsparł... Wstydziłem się prosić o pomoc, choć był moment, w którym chciałem skończyć ze sobą, ale nie odważyłem się... Wiem, że szukanie na siłę kolejnego partnera byłoby złym posunięciem i muszę przecierpieć rozstanie, ale nie potrafię... Mam wrażenie, że już do końca życia będę sam...
Chcę uciąć kontakt z moją matką, po tym jak parę dni temu, gdy jechałyśmy razem samochodem
Chcę uciąć kontakt z moją matką, po tym jak parę dni temu, gdy jechałyśmy razem samochodem i ja się rozpłakałam, gdyż jestem ostatnio w stresie, jechałyśmy do dziadków, powiedziałam jej, żeby zawróciła do domu, bo płaczę i nie chcę jechać w takim stanie, nazwała mnie histeryczką, powiedziała, że mi odbija i po co płaczę, że nie będzie zawracać, że od tej pory dużo się zmieni między nami. Gdy prawie dojechałyśmy, wysiadłam z samochodu i szłam na pociąg, ona dzwoniła z 5 razy, podjeżdżała po mnie i kazała wracać, mówiła, że popełniam duży błąd. Ona ma problemy z głową jeżeli zachowuje się w taki sposób, bo ktoś jej odmówił i się rozpłakał. Nie ufam jej i czuję się gorzej w jej towarzystwie, nawet jeśli ona zachowuje się normalnie to i tak mam z tyłu głowy jej nieracjonalne zachowania. Jak można tak traktować dorosłą córkę? Jak to zrobić, by zupełnie ją odciąć? Kto wie, jak się wtedy zachowa.
Dzień dobry, mam pytanie odnośnie chorób przewlekłych a stanów emocjonalnych, jak radzić sobie brakiem akceptacji choroby ( która trwa już ponad 10 lat) i jak poradzić sobie z oporem dotyczącym wizyt u lekarzy specjalistów? Będę wdzięczna za odpowiedź.
Dlaczego budzę się bez sensu życia, ciągle zmęczony i smutny? Nie wiem, czy mam depresję
Dlaczego budzę się bez sensu życia, ciągle zmęczony i smutny? Nie wiem, czy mam depresję, czy po prostu zaburzenia psychiczne. Dzień w dzień to samo i coraz bardziej zmęczony. Mam dość.
Dlaczego płaczę, gdy partner mnie przytula? Brak bliskości i zaufania w związku

Witam serdecznie. Mam 38 lat mój partner 57. Od jakiegoś czasu zauważyłam u siebie w emocjach, że kiedy partner mnie przytuli od czasu do czasu, tak od razu doprowadza mnie to do łez. Nie wiem, czym jest to spowodowane. Fakt przytulań jest między nami coraz mniej, z początku było ich znacznie więcej. Czasem w ogóle jest oziębły. Mieliśmy nie tak dawno temu sytuację, że przyłapałam go na tym, że miał założone konto randkowe na jednym z portali randkowych, co zachwiało mocno zaufaniem do niego, później doszło do tego faworyzowanie jego znajomej w naszej obecności i porównywanie mnie do niej, kłamstwa, na których co jakiś czas muszę go przyłapać, kupowanie prezerwatyw za moimi plecami, których w ogóle nie używamy. Sprawy intymne w ogóle nie istnieją. Jeśli do czegoś dochodzi to albo jest to raz na półtora miesiąca, albo w ogóle, a nawet jeśli to jest, to bardzo mechaniczne. Wieczory spędzamy, leżąc obok siebie, ale bez przytulanek. Dawniej potrafił podejść, przytulic sam od siebie teraz, jeśli ja sama osobiście się do niego nie przytulę, on nic, jakby był lodem skuty. Tak jak napisałam wcześniej, jeśli zdarzy mu się przytulić mnie, tak sam z siebie tak ja od razu reaguje płaczem, którego nie widzi, gdyż płacze w ukryciu. Chciałam się spytać, z czego to może wynikać. Czy to może być reakcja na brak bliskości z jego strony i akceptacji mojej osoby? . Bardzo proszę o odpowiedź. Pozdrawiam serdecznie

Partnerka odeszła, a ja przestałem_am funkcjonować.
Partnerka odeszła. Nie mogę spać, nie mogę jeść, ciśnienie w górę poszło... wszystko jakieś wolne jest... Co robić?
Jestem z narzeczoną, która, uważam, że jest ofiarą parentyfikacji.
Jestem z narzeczoną, która, uważam, że jest ofiarą parentyfikacji. Mieszka osobno, ale jest emocjonalnie uwiązana z rodziną, szczególnie mamą, która mąż zostawił, gdy moja partnerka była nastolatką. Kupiłem dom, proponowałem oglądanie poprzednich, ale nie była zainteresowana. Ona nie dokłada się, nie musi dać nawet złotówki na zakup i remont. Nie bierze też w tym fizycznego udziału. Ale wymyśla wiele pomysłów niepraktycznych i znów nie słucha argumentów. Pokazuje tak, jak powiedziała, że nie pasuje jej ten dom już ze względu na to, że znajduje się on w moich stronach. Od tamtej pory zaczęło się wszystko sypać. Dziś nie rozmawiamy już 15dni. Przed milczeniem zaczęło się negowanie wszystkiego, bunt, walka i odrzucenie. Nie dało się rozmawiać, argumenty nie trafiały. Do tego urąganie zasłaniane, że to żart. Ostatecznie zaproponowana terapia skutkowała obrazą majestatu i ciszą. Partnerka mówi, że nie chce dzieci i jest to jej świadoma decyzja, ale ewidentnie widzę po niej panikę, wiele leków o których nie możemy porozmawiać, bo ona nie chce. Mieszka sama w wynajmowanym mieszkaniu i pracuje, a proponowała zamieszkanie na próbę. Ja chcę ją ściągnąć na stałe do siebie, szczególnie, że mam dużo lepsze warunki mieszkalne i zarobkowe. Jak to naprawić czy w ogóle się da, i czy jest sens. Jak powrócić do rozmów, by nie dać złudnego poczucia wygranej. I jak namówić taką osobę na terapię. Nie widzę innej opcji, by cokolwiek się zmieniło i nie mam już pomysłów.
Mam pewien problem. Nie jest to bardzo duża sprawa, ale mimo wszystko trochę mnie męczy.
Dzień dobry, mam pewien problem. Nie jest to bardzo duża sprawa, ale mimo wszystko trochę mnie męczy. Pracuję jako sprzedawca oraz studiuję zaocznie, w październiku mam mieć 3 zjazdy na uczelni oraz ustaliłam z przyjacielem wyjazd na 1 dzień. Wszystko w soboty. Swoją dyspozycyjność podałam na początku tego miesiąca na kartce, aby w razie czego współpracowniczki mogły ze mną ustalić, że taki układ nie do końca im pasuje i przez jakiś czas czekałam z zakupieniem biletu. Ich prośby związane z wolnym pojawiły się ponad tydzień temu i żadna nic nie mówiła na ten temat, więc uznałam, że się dostosowały. Dzisiaj natomiast szefowa napisała do mnie, że mam się określić, w którą sobotę mogę przyjść, bo to nie jest w porządku, abym miała wszystkie wolne i najlepiej, żebym przyszła wtedy na cały dzień (16h), bo tak będzie ,,po koleżeńsku”. Wyjaśniłam, że mam wtedy 3 zjazdy oraz wyjazd oraz że pisałam swoje prośby wcześnie, aby każdy mógł się dostosować lub coś innego ustalić. Na tę wiadomość współpracowniczka odpowiedziała, że w ogóle ich nie poinformowałam o takowej kartce i była schowana (kartka widziała na tablicy korkowej, tam gdzie zawsze), więc to ja powinnam się dostosować. Poczułam presję i ostatecznie postanowiłam opuścić jeden zjazd, aby przyjść do pracy, ale czuję się z tym faktem źle, bo mam wrażenie, że nie jestem równo traktowana. Kilka miesięcy później była sytuacja, że zapomniałam dopisać wolnego dnia w terminie kolokwium i szefowa kazała mi radzić sobie samej, bo nikt za mnie nie wejdzie. Byłam wtedy zmuszona przełożyć kolokwium. Chciałabym popracować do końca tego miesiąca, ale również boję się, że zostanę zbojkotowana i ostatecznie ulegnę presji (mimo posiadania umowy zlecenia, którą mogę rozwiązać w każdej chwili). Dodam również, że ustaliłam z właścicielką mieszkania ewentualną współpracę, ponieważ posiada ona kawiarnię i mogłaby mnie zatrudnić. Uważam, że w tej kwestii niesamowicie mi się upiekło i miałam dużo szczęścia, ale przez moje przeszłe doświadczenia z pracą niepokoję się, że będę źle wykonywać pracę lub współpracownicy nie będą mnie lubić i kablować/plotkować, przez co zacznę mieć nie tylko problemy z pracą, ale też z mieszkaniem. Nie jestem w stanie określić, czy na pewno postąpiłam słusznie, ale nie wiem, ile bym wytrzymała z uczuciem, że szefowa i współpracownicy w aktualnej pracy mnie nienawidzą, a jednocześnie boję się, że tak samo byłoby w kawiarni. Niezbyt rozumiem, czemu jestem traktowana w ten sposób, ponieważ pracę staram się wykonywać jak najbardziej dokładnie, jestem miła dla wszystkich, mimo że trochę nieśmiała i ogólnie raczej nie sprawiam żadnych problemów.
Jak poradzić sobie z emocjami po rozstaniu i rozwodzie z mężem?

Już nie wiem, jak sobie poradzić. 

Chodziłam do psychologa, ale miałam wrażenie, że po paru miesiącach było tylko gorzej. A więc rozwodzimy się z Mężem, mamy małą Córeczkę. On cały czas myśli o mnie bzdury i uważa, że nastawiam Córkę przeciwko niemu. A jest odwrotnie, kiedy ona nie chce iść do niego, to ją wysłuchuję i tłumaczę, że Tatuś ją kocha i tęskni, że u niego będzie fajna zabawa i będzie wesoło. Córka przechodzi przez „mamoze” tylko z Mamą jest fajnie, a Mąż twierdzi, że to moja wina. Byliśmy razem wiele lat, byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, nagle on chciał rozwodu, ale żeby dalej być ze mną. Takie niezrozumiałe. Twierdził, że ma depresję, ale że psycholodzy i psychiatrzy (był u paru na może max 2-3 wizytach) twierdzą, że jest z nim wszystko porządku. Jego rodzina widzi, że jest z nim źle, że jest smutny i ma pusty wzrok, że śmiech jego jest taki sztuczny. Ale on twierdzi, że mu dobrze beze mnie. Odciął się od wszystkich, którzy próbowali mu przetłumaczyć, że widzą, że nie jest sobą, robi źle i będzie tego żałować. Odciął się nawet od swojej Matki, z którą zawsze był blisko. Chciał być ze mną w przyjaźni, ale ja tak nie potrafię. Jak wychodził z naszego domu i wracał do wynajmowanego mieszkania, widziałam, że robił to z ociąganiem i było mu smutno, tłumaczył, że ciężko mu odchodzić od dziecka, ale to nie tłumaczy tego, że jednak jak miał możliwość, to z chęcią rozmawiał ze mną sam na sam. Wszyscy widzieli i mówili, że ciągnie go do mnie. Ze smutkiem prosił, żebym nie robiła mu prezentów. Kiedy widział, że dalej go kocham, to wpadał w złość. Mówił wszystko, żebym się odkochała. W końcu stwierdziłam, że mam dość i ucięłam z nim kontakt. 

On ma dalej kontakt z Córką i widuję ją (pomaga moja Mama). On jest ponoć wściekły, że nie ma ze mną kontaktu. 

Próbował parę razy mnie sprowokować do kontaktu przez smsy. Za tydzień jest impreza urodzinowa naszej Córki i zobaczę go pierwszy raz od paru miesięcy, parę dni później jest rozwód. Bardzo się stresuje faktem, że znów go zobaczę, boję się cierpienia. Dalej go kocham i tęsknię za nim, nie wiem, jak sobie poradzić z tym. Ostatnio ktoś mi doradził hipnoterapie, ale nie wiem, czy rzeczywiście to działa.

Mam już skończone 24 lata, a tak naprawdę nie byłam nigdy w związku
Od dłuższego czasu zmagam się z problemem dotyczącym mojej przyszłości. Mam już skończone 24 lata a tak naprawdę nie byłam nigdy w związku (był jeden krótki zakończyłam go nie pasowaliśmy do siebie.) Od tego czasu minęło 5 lat, nie mogę znaleźć nikogo normalnego, tracę tylko czas. Trafiam na facetów, którzy są narcyzami, typy mamisynków lub pragną tylko seksu i nic poza tym. Próbowałam odnawiać znajomości ze szkoły, na portalach randkowych jednak mam wrażenie, że jest coraz gorzej. Nie udaje się najczęściej umawiają się na spotkania-nie przychodzą albo po miesiącu zakończą znajomość. I tak tracę czas. Zaznaczę, że w realu ciężko poznać mi faceta, niestety nie mam gdzie wyjść, bo nie mam z kim. Nie mam znajomych, przyjaciół, by wyjść razem, chociażby na jakiś festyn rodzinny czy jakaś wieczorową zabawę. Jako jedyna z rodziny zostałam obecnie singielka i zaczęli mi dogryzać z tego powodu, stało się to przytłaczające. Każdego razu, gdy się widzimy, padają teksty "kiedy masz ślub" " gdzie zgubiłaś tego twojego" " idź zobacz stoi pod drzwiami" " widzieliśmy go, ale brzydki"- teksty odnoszą się do faceta, z którym mi nie wyszło okazał się mamisynkiem a oni nie dadzą spokoju, tylko coraz bardziej śmieją się ze mnie. Boje się, że nigdy nie ułożę sobie życia jak każdy z członków rodziny na zawsze zostanę sama. Siostra kuzynostwo mają już kolejne dzieci, planują śluby, nawet młodszy brat a u mnie marne szanse. Jeżeli od 5 lat trafiam na coraz gorszych facetów, czas mi ucieka i wszystko stoi w miejscu. Nie wiem już, co robić mówią, że miłość sama przyjdzie, ale nie uwierzę w to. Jak się nie załamywać w takiej sytuacji widząc, gdy inni są szczęśliwi, a mi tyle czasu się nie udaje?
Dzień dobry. Od prawie 13 lat mam jednego partnera, z którym wiele przeszliśmy.
Dzień dobry. Od prawie 13 lat mam jednego partnera, z którym wiele przeszliśmy. Kilka dni temu posprzeczaliśmy się i pierwszy raz dziwnie się zachowywał. Ja wiem, że nie powinnam, ale zajrzałam do jego telefonu i zobaczyłam jego rozmowy na pewnym komunikatorze z jego byłą partnerką. Umawiali się na seks, pisali o tym i innych rzeczach. Do spotkania nie doszło, ale wracali do pisania, co jakiś czas. On chciał i ona chciała się spotkać, ale nie doszlło do tego. Pisał z nią z przerwami od 2020r. Teraz tłumaczy, że to nic nie znaczy, że robił to tylko podczas naszych kłótni i żałuje, bo sprawdzał siebie i wie, że nigdy mnie nie zdradzi. Nie wiem, co mam zrobić, czuję, jakby mój świat się zawalił. Nigdy nie spodziewałabym sie tego po nim, bo tak bardzo mu ufałam. On ciągle tłumaczy, że to podczas kłótni i to się nie liczy i to tak, jakbyśmy nie byli wtedy ze sobą, bo ja spałam na kanapie albo chciałam się wyprowadzić. To, że tak mówi, pogarsza sytuację.