Left ArrowWstecz

Jak poradzić sobie po porzuceniu przez ukochanego, kiedy nie mogę przejść do fazy akceptacji?

Jak poradzić sobie po porzuceniu przez ukochanego, kiedy nie mogę przejść do fazy akceptacji? Porzucił mnie ukochany po 5 latach znajomości, w tym 2 latach kontaktów intymnych. Pierwszy raz zrobił to w marcu tego roku (2023) i po ponad miesiącu stoczyłam się tak mocno, że popadłam w alkoholizm (picie pół litra codziennie albo 1-2 butelek wina) z poczuciem zakończenia życia, rozsypaną samooceną, kompletnym brakiem dalszego sensu życia, rezygnacją ze wszelkich aktywności, silną bezsennością, zaniedbywaniem pracy, nerwowością, agresją, poczuciem winy, porzuceniem kontaktów z kontaktów, itp. Itd. Po ponad miesiącu zobaczyliśmy się na żywo i widząc w jakiej jestem rozsypce (wypiłam litr wódki i byłam w fazie, że organizm domagał się alkoholu, okropny ból ciała i zaburzenia świadomości), zlitował się nade mną i chciał mi pomóc, nie zostawiać mnie w tak fatalnym stanie. Pogodziliśmy się i poszukałam terapeuty, u którego na przełomie maja-czerwca miałam terapię, ale zrezygnowałam, bo spotkania nic mi nie dawały i nie łagodziły cierpienia. Nie piłam w tym czasie i w czerwcu oraz pod koniec wakacji sierpień + początek września spotkaliśmy się w celach intymnych, jednak mój strach przed ponownym zostawieniem tak mocno narastał, że powodowałam konflikty. Zdarzało się, że ignorował mnie, nabierał dystansu i chłodu i to znowu powodowało cierpienie. Zaczęłam znowu pić, najpierw mniej, a potem znowu wróciłam do codziennego spożywania, znowu wróciła bezsenność. Nie straszył mnie zostawieniem, ale cały czas był głuchy na moje potrzeby bliskości, czułości, empatii, wsparcia, cokolwiek nie powiedziałam, nie słuchał co do niego mówiłam, tylko zarzucał mi robienie kolejnej dramy i jazd, z czym się nie zgadzałam i miałam kolejne fazy wzmożonego cierpienia i bezsensu życia. Nie tak dawno, bo koniec listopada, a potem początek grudnia spotkaliśmy się znowu i było intymnie (generalnie zgadzałam się na jego wszystkie fantazje i w takim normalnym rozumieniu były to ostre, hardcorowe czynności), po czym ostatniego dnia spotkania grudniowego kupił mi 2 flaszki wina, które przy nim wypiłam. Zrobiłam wielką jazdę z wytykaniem, jak bardzo kiepsko się czuje, traktowana przedmiotowo i tylko do seksu, jak bardzo go potrzebuje, ale nie tylko do celów seksualnych... zaznaczam, że miałam też bardzo ciężki okres w pracy i w tej pracy tez mam taką napiętą sytuację, pt. tykająca bomba "kiedy szef mnie zwolni" i też przez to się stresowałam okropnie. A on... jeszcze przed świętami nabrał do mnie tak dużego dystansu, jak nigdy wcześniej, w trakcie "rozmowy" wyrzucił mi bardzo wiele negatywnych rzeczy na mój temat (co też wcześniej robił, ale teraz to zintensyfikowal), mówiąc przy okazji jak to nigdy się ode mnie nie uwolni, jak w końcu mam to zaakceptować, że nic się nie zmieni, on się nie będzie angażować, jak to odrzuca go kontakt ze mną. Powiedział tak wiele strasznych rzeczy, w sumie to jak jestem stara (33 lata) nigdy od nikogo nie usłyszałam tyle negatywnych rzeczy na mój temat. Byłam tak mocno wzburzona, tak doszczętnie rozchwiana emocjonalnie, że pierwszy raz w życiu się samookaleczyłam i przecięłam (płytko) nadgarstki żyletkami. Nie za wiele pamiętam z tego zdarzenia, ale wiem, że już po prostu chciałam, żeby moje wielomiesięczne cierpienia się skończyły. Nigdy wcześniej jednocześnie tak w nikim mocno się nie zakochałam mimo mojego już "zaawansowanego wieku" jak na silne miłości, jak i nie cierpiałam tak mocno. Napisałam mu o tym, że się pocięłam. Jeszcze w święta złożył mi życzenia, ale odezwałam się do niego 26 grudnia wieczorem i po tym, co pisał, widzę, że kolejny raz chce mnie tak definitywnie zostawić, jak w marcu br. Upodliłam się do końca, nie mam już żadnej godności i jakiegoś szacunku do siebie i błagałam go, żeby tego nie robił, bo wtedy po tym marcu wiem, co się ze mną działo, jak się stoczyłam i zaczęłam chorendalnie pić i porzuciłam dosłownie wszystko, czym się zajmowałam. Naprawdę mam świadomość, że ludzie się rozstają, nawet po wiele dłuższych związkach niż mój, mają dzieci, dzielą majątki, ale naprawdę nie przypuszczałam, że trafie na takiego faceta, który w 100% będzie mi odpowiadał. A na początku mi się niezbyt podobał, to on długimi rozmowami a później pierwszym kontaktem intymnym po 3 latach znajomości sprawił, że się w nim zakochałam dosłownie bez pamięci. Dzięki niemu po 30 latach pierwszy raz przeżyłam orgazm i byliśmy idealnie dopasowani pod tym kątem, ale nie o to chodzi. Przez te lata stawał się moim najbliższym przyjacielem, rozumiał mnie i tak naprawdę tylko jemu mogłam opowiedzieć dosłownie wszystko i nie rzucał mi głupimi radami. Nie poświęcałam innym tyle czasu co jemu, a teraz on chce mi zapewnić ponownie ten sam koszmar, który przechodziłam wtedy w marcu. Nie wiem, czy drugi raz to przeżyje, zważywszy na to, że tak się wtedy stoczyłam, a teraz w dodatku pierwszy raz się w życiu pocięłam i naprawdę nie chce żyć, chce skrócić to cierpienie. Myślę o tym, jaki jest limit cierpienia u człowieka. Nie widzę szans, że moje życie kiedykolwiek się poprawi, bez niego. Jestem w kompletnej rozsypce i chce mi się wyć na głos. Nie wiem, czy jest w ogóle jakąkolwiek szansa na poprawę tej sytuacji, czy istnieje jakiś ratunek.
Katarzyna Waszak

Katarzyna Waszak

Dzień dobry!

Z opisu Pani wynika, że ma Pani problem alkoholowy, więc wskazana jest tearpia uzależnień. Trudno budować intymny związek, będąc często pod wpływem alkoholu. W związku z myślami samobójczymi i problemami emocjonalnymi warto skorzystać z wizyty u lekarza psychiatry. 

Rozumiem, że jest Pani w trudnej sytuacji, gdyż doświadcza Pani poczucia odrzucenia przez bliską osobę. Niestety nie mamy możliwości zmuszenia nikogo do relacji. Wpływ można mieć tylko na swój sposób reagowania, przeżywania. Napisała Pani, że ,,rozsypała się" Pani samoocena po odejściu partnera. Pani wartość jest w Pani niezależnie od tego, czy on zostanie, czy odejdzie. Być może to jeden z powodów, dla których tak trudno Pani pogodzić się z rozłąką. Zachęcam do odkrywania swoich zasobów, mocnych stron, umiejętności, które są niezależne od drugiego człowieka. W przeżywaniu straty nie musi być Pani sama, można spotkać się z psychoterapeutą lub psychologiem. Powodzenia

K. Waszak

1 rok temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

komunikacja w zwiazku

Darmowy test na jakość komunikacji w związku

Zobacz podobne

Kryzys w małżeństwie: jak radzić sobie z przemocą słowną i fizyczną męża oraz skutkami dla dzieci?

Od trzech lat żyjemy z mężem w kryzysie. Ciągle kłótnie obrażanie, w tym wszystkim uczestniczą dzieci. Mój 12-letni syn powiedział mi dziś ,,tata jedzie po tobie każdego dnia i że on już nie ma sił i że nie wytrzymuje w tym domu. Agresja męża słowna, jak i fizyczna przeniosła się również na syna, który ma już swoje zdanie i nazywa to, co się dzieje po imieniu i otwarcie mówi, co czuje. Mąż mówi mi, że to ja swoim zachowaniem prowokuje go do takiego zachowania, że jestem głupią, pusta idiotka psychopatka itp inne i ze, jak nie pójdę do psychologa albo nie powiem mu co dalej z nami, to on mi pokaże. Daje mi czas do końca kwietnia… Czuję się zastraszona, jest godzina 23, a ja nawet nie wiem, czy będę spała w sypialni, bo nie wiem, czy mąż mi pozwoli, bo gdy mamy gorsze dni, to mówi, że to jest jego dom jego sypialnia i nie życzy sobie, abym z spała, bo na to nie zasługuje, a gdy mimo wszystko idę spać do sypialni, to w złości mnie wykopuje z łóżka lub włącza telewizor bardzo głośno bym nie mogła spać. Masakra .

Relacja po stracie: jak wspierać i zrozumieć zachowanie partnera po śmierci bliskiej osoby
Dzień dobry, Szanowni Państwo znalazłam to forum w internecie szukając odpowiedzi na moje wątpliwości. Moja sytuacja dotyczy pewnej relacji. Chodzi o to, że nie wiem co mam myśleć o tym co tak naprawdę się dzieje w pewnej relacji w której funkcjonuję od pewnego czasu. Mam w swoim życiu (według mnie osobę bardzo mi bliską). Jednak może od początku. Poznałam jakiś czas temu mężczyznę i od razu zaczęliśmy odbierać na tych samych falach. Początki super świetnie idealnie dogadujemy się wręcz jak byśmy znali się całe życie. Później rozmowy stały się bardzo poważne wręcz intymne. On podzielił się ze mną tym, że ma wiele zmartwień. Jego Matka umierała na chorobę nowotworową i było strasznie ciężko wszystkie wysiłki szły, aby Ją ratować. Przyjaciele oraz całą Jego rodzina odwrócili się od Niego. Tak jakby zapomnieli, że istnieje. Został sam. No właśnie nie do końca bo ja byłam przy Nim w tych trudnych chwilach. Ni mniej, ni więc tylko spakowałam się i stanęłam przed Jego drzwiami. No może nie dosłownie bo nie wpakowałam się do Jego domu, ale wynajęłam na szybko mieszkanie w Jego mieście i byłam w każdej chwili przy Nim. Pomagałam bez zawahania we wszystkich sprawach i wciąż wspierałam Go. Obiadki te sprawy. W końcu Jego Matka zmarła niestety. I On zdawał się być jakby obok tego wszystkiego. Nikt prócz mnie nie pomógł, nie było nikogo. W tym czasie powiedział mi, że mnie wcześniej nie doceniał i nie spodziewał się, że postąpię właśnie w taki sposób. Dodał, że wszyscy absolutnie wszyscy opuścili Go a zostałam tylko ja. I że szalenie mnie docenia i wszystko co zrobiłam i co robię i co zapewne jeszcze zrobię. Nie określił mnie jako swojej "dziewczyny" dalej pozostaje, chyba tak mi się wydaje Jego koleżanką. Podczas pogrzebu Jego Matki miały miejsce dziwne rzeczy. Przede wszystkim zjechała się cała rodzina ze strony Matki. Wszyscy absolutnie wszyscy wykazywali niezdrową ciekawość względem mnie. Ja byłam z boku. Po cichu wspierałam w tym trudnym dniu. Zabezpieczyłem wszystkie rzeczy osobiste " kolegi" ponieważ wszędzie zostawiał a to portfel z dokumentami, a to kluczyki od auta itd. ja zbierałam te rzeczy i chowałam żeby nikt ich nie ukradł. Podczas pogrzebu stałam z tyłu przecież nie jestem rodziną więc nie będę pchała się na pierwszy plan. Podczas deszczu podałam Mu swój parasol bo nie miał , a ja nie chciałam żeby zmókł. Po pogrzebie On powiedział, że bardzo mi dziękuję za wszystko co zrobiłam na tym pogrzebie bo On nie miał do tego głowy. Jednak kilka dni potem odezwali się Jego "przyjaciele" i On tak jakby zapomniał, że gdy potrzebował wsparcia to Oni Go zostawili tak jakby się nie znali. Zaczął codziennie spotykać się z Nimi. Ja odczułam , że mnie odstawił na boczny tor. Chociaż po kilku dniach zaczął zapraszać mnie na spacer, na obiad. W sumie było kilka takich spotkań. Raz nawet użył sformułowania, że to jest randka. Ale na tych niby randkach w pierwszym zdaniu komunikuje mi, że nie ma za dużo czasu bo kumple czekają i jest z Nimi umówiony. Ogólnie to zawsze po godzinie Nasze spotkanie się kończy bo pędzi do kolegów. A z kolegami spędza czas do 2-3 nas ranem. Wiem bo zawsze pisze do mnie wiadomości, że właśnie skończył świetne spotkanie z kumplami i wraca do domu. Ja nie wiem co mam myśleć. Raz nawet powiedziałam Mu wprost co czuję, czego chcę i niech w końcu powie o co chodzi i czy to wszystko co się dzieje to ma sens. Odpowiedział mi ,że jeśli ja dalej tego chce to ma to sens. Co dzień mówi mi, że jestem piękna, dobra, najcenniejszym skarbem, który trzeba chronić, że jeśli mi się coś stanie to On tego nie przeżyje bo to będzie tragedia. Jednak gdy mówię skoro jest tak jak mówisz to może przestańmy udawać i w końcu oficjalnie zacznijmy być razem. To się wycofuje znajduje kolejne wymówki żeby utrzymać taki stan rzeczy i wciąż codziennie słyszę, że koledzy przyszli, ja idę do kolegów, z kolegami idę na miasto, koledzy, koledzy, koledzy... Nie wiem co mam myśleć o tym wszystkim. Czy powinnam dać sobie spokój czy to jakiś mechanizm obronny lub radzenia sobie z żałobą po śmierci Matki. Bo z jednej strony koledzy, a z drugiej jeśli ja się nie odezwę przez dłuższy czas dopytuje się czy jestem zdrowa, bezpieczna i czy nic mi się nie stało złego. Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi.
Moim problemem w wieku 26 lat jest samowykluczenie z życia społecznego.
Moim problemem w wieku 26 lat jest samowykluczenie z życia społecznego. Nie mam przyjaciół, zawieranie jakichkolwiek znajomości jest niemożliwe, wieczny smutek, który 24 g na dobę czuje, załatwienie sprawy u lekarza, w urzędzie wiąże się z dużym stresem i paniką. Nieraz zrobiłem 30 km do specjalisty, np. jak wbiło mi się ciało obce w oko, to siedziałem w samochodzie i ryczałem takie emocje. Zawodowo nigdzie nie mogę się odnaleźć, staram się pracować obecnie Niemcy z rodziną, ale niestety 1 pokój na 3 osoby czuje się źle, nie mogę być sam nawet 1 g, czuje się źle. Wiem, że jak zrezygnuje z pracy, to nie mam dobrych relacji z mamą przeciwieństwa, zawsze byłem nierobem i nic nie pomagałem, nie pije alkoholu od 7 lat z powodu w sumie urodziny mojej siostry byłem bez pracy i rodzina no zaczęła mi docinać, że nic nie robię itp. parę przykrych słów które, nigdy się nie zakochałem, boje się nigdy mi nikt nie powiedział nawet mama, że mnie kocha, myślałem wielokrotnie o samobójstwie, ale się boję, mam w sobie tyle bólu, że mnie rozrywa psychicznie, jestem już zmęczony, nie mogę być sam minuty, telewizor radio na okrągło, a ja się modlę o spokój cisze.
Czy ktoś może poradzić mi jak mam sobie poradzić z nieobecnością partnera, który wyjechał do pracy za granicę?
Witam. Czy ktoś może poradzić mi jak mam sobie poradzić z nieobecnością partnera, który wyjechał do pracy za granicę? Nie mogę przestać myśleć o nim, czekam na wiadomość od niego, siedzę w tel. cały czas i czekam, kiedy zadzwoni, kiedy ma przerwę w pracy i tak cały czas. To nie jest normalne przecież. Jak zajmuję się innymi rzeczami to i tak się boję, że on zadzwoni w tym momencie, a ja nie odbiorę, albo nie zobaczę smsa. Poradźcie coś proszę.
Jak żyć z niepewnością i radzić sobie z nerwicą lękową?

Witam. Chciałam zapytać, jak żyć z niepewnością. 

Leczę się na nerwicę lękową od dziecka. Pamiętam wiele sytuacji, w których nie wiedziałam, czy coś komuś zrobiłam złego, czy nie. Odwracałam się za ludźmi itp. Mam w głowie milion takich sytuacji, ale zawsze szlam na przód, co daje mi sile wierzyć w to, że wtedy musiałam coś czuć, w takim sensie, że może jednak miałam to poczucie, że nic jednak nie robię złego. 

Tak czy siak, ta niepewność jest wykańczająca.

Wyleczyłam się ze strachu lekami, w takim sensie, że teraz się nie boję, idąc ulica i mijając ludzi, że im coś robię, ale za nic nie jestem w stanie przypomnieć sobie, jak było kiedyś.

Dlaczego odpuszczałam, żyłam dalej nie uciekałam przed policja, co w ogóle czułam, kim byłam, czy wtedy to tez była tylko choroba pamiętam np. skutek ze szlam i się balam, ale nie mogę dać teraz gwarancji, że wtedy faktycznie tylko szlam.

W zasadzie na nic nie mogę dać gwarancji, do tego stopnia, że nawet jak by ktoś powiedział, że od dziecka zabiłam wiele ludzi to ja nie czułabym się za to w tym momencie odpowiedziałam, bo ja nie wiem nic, pamiętam 1 % życia. Pomaga mi tylko bezgranicznie ufanie sobie, ale ja nie wiem, tak na prawdę, jak było

kryzys w związku

Kryzys w związku – jak go przetrwać i odbudować relację?

Twój związek w kryzysie? To naturalny etap, który może wzmocnić relację. Poznaj sprawdzone strategie i porady ekspertów, by skutecznie przez niego przejść i odbudować więź. Czytaj dalej!