Left ArrowWstecz

Jak radzić sobie po rozstaniu i depresji po odejściu żony?

Dzień dobry. Mam ogromny problem ze sobą, rozstaliśmy sie żoną - to ona odeszła, jesteśmy ze sobą w małżeństwie pół roku a w związku 3 lata i koniec, a ja ją cały czas kocham..nie mogę o niej zapomnieć, a minęło 2 miesiące od rozstania. Oglądam zdjęcia, płacze, przeszukuje ja w mediach społecznościowych i aż płacze jak ją widzę jedynie tylko na zdjęciach. Byłem u psychiatry, biorę leki na depresję, ale czuję, że to mi nie pomaga ...co mam robić, jak mam dalej żyć? Proszę o poradę

User Forum

Łukasz

5 miesięcy temu
Justyna Bejmert

Justyna Bejmert

Dzień dobry,

 

Bardzo mi przykro, że przechodzisz przez tak bolesny czas. Rozstanie – zwłaszcza z kimś, kogo nadal kochasz – może być emocjonalnym wstrząsem, który zostawia człowieka rozbitym i zagubionym. To, co opisujesz – tęsknota, płacz, potrzeba sprawdzania, niemożność odcięcia się – jest ludzką reakcją na stratę, nie oznacza, że jesteś słaby czy że coś z Tobą „nie tak”.

 

Leki pomagają złagodzić objawy, ale nie zastąpią rozmowy i przeżycia żałoby po rozstaniu. Dlatego bardzo ważne jest, byś rozważył rozmowę z psychologiem lub psychoterapeutą. Samo przejście przez emocje, bez ich wypierania czy oceniania siebie, to pierwszy krok do odzyskiwania siły.

 

Pamiętaj też: to, że teraz boli, nie znaczy, że będzie bolało zawsze. To trudny moment, ale nie jest końcem Twojej historii. Masz prawo tęsknić, ale masz też prawo i szansę na nowy początek – nawet jeśli dziś w to trudno uwierzyć.

 

Przesyłam Ci dużo siły,

Justyna Bejmert

Psycholog

5 miesięcy temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Olga Siedlanowska-Chałuda

Olga Siedlanowska-Chałuda

Dzień dobry,

To przez co Pan obecnie przechodzi, jest bardzo trudne, ale też naturalne. Jeśli to był dla Pana ważny związek, to jest naturalnym, że rozstanie wiąże się z dużym cierpieniem.

 

Dobrze, że sięgnął Pan po pomoc i bierze leki na depresje. W zaistniałej sytuacji rekomendowałabym umówienie się na rozmowę z psychologiem, który może udzielić wsparcia w kryzysie bądź rozważyć spotkanie z psychoterapeutą, aby pracować nad depresją. Terapią rekomendowaną w zaburzeniach nastroju jest terapia poznawczo-behawioralna (CBT). Ważne, aby rozpocząć ją na wczesnym etapie zaburzenia, wtedy potrzeba o wiele mniej czasu, aby wywołać efekt i objawy ustąpiły.

 

Powodzenia!

5 miesięcy temu
Marcin Łazarski

Marcin Łazarski

Może warto rozważyć konsultacje u psychoterapeuty, aby zrozumieć emocje i co się dzieje. Często emocje po rozstaniu są bardzo silne, wręcz traumatyczne. Pytanie, czy coś w tej sytuacji jeszcze można zrobić, czy warto się godzić z tą sytuacją i próbować przeżyć żałobę po związku. 

psychoterapeuta Marcin Łazarski, życzę powodzenia!

5 miesięcy temu
Karolina Bobrowska

Karolina Bobrowska

Dzień dobry,

To, co Pan przeżywa, jest bardzo bolesnym doświadczeniem i trudno się dziwić, że po takim rozstaniu odczuwa Pan ogromny smutek i tęsknotę. Zakończenie związku, zwłaszcza gdy uczucie wciąż jest silne, to silny wstrząs emocjonalny - potrzeba czasu, by przeżyć stratę i zacząć się z niej stopniowo podnosić.

 

To, że Pan płacze, tęskni, wraca do zdjęć, to naturalne reakcje. Serce często nie nadąża za faktami. Leki przeciwdepresyjne mogą pomóc złagodzić objawy, ale same nie wystarczą - bardzo ważne jest także wsparcie emocjonalne i rozmowa. Zachęcam, by oprócz leczenia farmakologicznego rozważył Pan spotkania z psychologiem. Nie musi Pan przez to przechodzić sam.

 

Pozdrawiam serdecznie
Karolina Bobrowska

5 miesięcy temu
kryzys

Czy doświadczasz kryzysu psychicznego?

Zobacz podobne

Relacja po stracie: jak wspierać i zrozumieć zachowanie partnera po śmierci bliskiej osoby
Dzień dobry, Szanowni Państwo znalazłam to forum w internecie szukając odpowiedzi na moje wątpliwości. Moja sytuacja dotyczy pewnej relacji. Chodzi o to, że nie wiem co mam myśleć o tym co tak naprawdę się dzieje w pewnej relacji w której funkcjonuję od pewnego czasu. Mam w swoim życiu (według mnie osobę bardzo mi bliską). Jednak może od początku. Poznałam jakiś czas temu mężczyznę i od razu zaczęliśmy odbierać na tych samych falach. Początki super świetnie idealnie dogadujemy się wręcz jak byśmy znali się całe życie. Później rozmowy stały się bardzo poważne wręcz intymne. On podzielił się ze mną tym, że ma wiele zmartwień. Jego Matka umierała na chorobę nowotworową i było strasznie ciężko wszystkie wysiłki szły, aby Ją ratować. Przyjaciele oraz całą Jego rodzina odwrócili się od Niego. Tak jakby zapomnieli, że istnieje. Został sam. No właśnie nie do końca bo ja byłam przy Nim w tych trudnych chwilach. Ni mniej, ni więc tylko spakowałam się i stanęłam przed Jego drzwiami. No może nie dosłownie bo nie wpakowałam się do Jego domu, ale wynajęłam na szybko mieszkanie w Jego mieście i byłam w każdej chwili przy Nim. Pomagałam bez zawahania we wszystkich sprawach i wciąż wspierałam Go. Obiadki te sprawy. W końcu Jego Matka zmarła niestety. I On zdawał się być jakby obok tego wszystkiego. Nikt prócz mnie nie pomógł, nie było nikogo. W tym czasie powiedział mi, że mnie wcześniej nie doceniał i nie spodziewał się, że postąpię właśnie w taki sposób. Dodał, że wszyscy absolutnie wszyscy opuścili Go a zostałam tylko ja. I że szalenie mnie docenia i wszystko co zrobiłam i co robię i co zapewne jeszcze zrobię. Nie określił mnie jako swojej "dziewczyny" dalej pozostaje, chyba tak mi się wydaje Jego koleżanką. Podczas pogrzebu Jego Matki miały miejsce dziwne rzeczy. Przede wszystkim zjechała się cała rodzina ze strony Matki. Wszyscy absolutnie wszyscy wykazywali niezdrową ciekawość względem mnie. Ja byłam z boku. Po cichu wspierałam w tym trudnym dniu. Zabezpieczyłem wszystkie rzeczy osobiste " kolegi" ponieważ wszędzie zostawiał a to portfel z dokumentami, a to kluczyki od auta itd. ja zbierałam te rzeczy i chowałam żeby nikt ich nie ukradł. Podczas pogrzebu stałam z tyłu przecież nie jestem rodziną więc nie będę pchała się na pierwszy plan. Podczas deszczu podałam Mu swój parasol bo nie miał , a ja nie chciałam żeby zmókł. Po pogrzebie On powiedział, że bardzo mi dziękuję za wszystko co zrobiłam na tym pogrzebie bo On nie miał do tego głowy. Jednak kilka dni potem odezwali się Jego "przyjaciele" i On tak jakby zapomniał, że gdy potrzebował wsparcia to Oni Go zostawili tak jakby się nie znali. Zaczął codziennie spotykać się z Nimi. Ja odczułam , że mnie odstawił na boczny tor. Chociaż po kilku dniach zaczął zapraszać mnie na spacer, na obiad. W sumie było kilka takich spotkań. Raz nawet użył sformułowania, że to jest randka. Ale na tych niby randkach w pierwszym zdaniu komunikuje mi, że nie ma za dużo czasu bo kumple czekają i jest z Nimi umówiony. Ogólnie to zawsze po godzinie Nasze spotkanie się kończy bo pędzi do kolegów. A z kolegami spędza czas do 2-3 nas ranem. Wiem bo zawsze pisze do mnie wiadomości, że właśnie skończył świetne spotkanie z kumplami i wraca do domu. Ja nie wiem co mam myśleć. Raz nawet powiedziałam Mu wprost co czuję, czego chcę i niech w końcu powie o co chodzi i czy to wszystko co się dzieje to ma sens. Odpowiedział mi ,że jeśli ja dalej tego chce to ma to sens. Co dzień mówi mi, że jestem piękna, dobra, najcenniejszym skarbem, który trzeba chronić, że jeśli mi się coś stanie to On tego nie przeżyje bo to będzie tragedia. Jednak gdy mówię skoro jest tak jak mówisz to może przestańmy udawać i w końcu oficjalnie zacznijmy być razem. To się wycofuje znajduje kolejne wymówki żeby utrzymać taki stan rzeczy i wciąż codziennie słyszę, że koledzy przyszli, ja idę do kolegów, z kolegami idę na miasto, koledzy, koledzy, koledzy... Nie wiem co mam myśleć o tym wszystkim. Czy powinnam dać sobie spokój czy to jakiś mechanizm obronny lub radzenia sobie z żałobą po śmierci Matki. Bo z jednej strony koledzy, a z drugiej jeśli ja się nie odezwę przez dłuższy czas dopytuje się czy jestem zdrowa, bezpieczna i czy nic mi się nie stało złego. Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi.
Byłam w kilku związkach i każdy traktował mnie jak opcję.
Byłam w kilku związkach i każdy traktował mnie jak opcję. Czasami mam dość życia i nie wiem co mam zrobić ze sobą. Wydaje mi się że jestem taką zabawką dla facetów. Znam kogoś od dawna i ta osoba mnie kocha, ale boje się wejść w tę relację, bo ciągle myślę, że mogę być opcją też dla niego. Jak mam zrobić, żeby uwierzyć w to, że naprawdę on chce ze mną być i mnie nie skrzywdzi?
Jak odnaleźć sens życia w świecie zdominowanym przez materializm i brak zaufania?

Witam! 

Zacznę od tego, że borykam się z problemem, iż nie widzę sensu życia. Ciągła pogoń za materializmem. Lojalność, wierność, miłość to cechy zbędne i używalne, które straciły na wartości. 

Wszystko kręci się wokół pieniędzy, których i tak nie zabierzemy ze sobą. Już jest coraz mniej osób, które potrafią cieszyć się życiem i z niego korzystać. Czuję się wypalony, odciąłem od siebie całą rodzinę, przyjaciół, nie chce się widywać z ludźmi. 

Z nikim nie rozmawiam, po prostu siedzę sam. Czuję się jakby moje życie zatoczyło kolo, tylko 10 lat później. 

Mam 27 lat, od 18 roku życia pojechałem do pracy, gdzie z byłą narzeczoną pracowałem na dom. Wszystko ładnie, pięknie, po 8 latach bycia razem i dorobieniu się domu, od zera, samochodów i dobrej pracy zacząłem czuć pustkę. Poczułem, że to na co pracowałem przez, latam było z materializmu, nie z miłości i oto w tym domu brakowało miłości oraz zrozumienia. 

Pomyślałem, nie mamy dzieci, nikogo nie ranię tylko nas, chce uderzyć w świat w poszukiwaniu prawdziwej miłości i wdzięczności, z którą stworzę ciepły i szczęśliwy dom, którego nigdy nie miałem. Dlatego było to bardzo ciężkie, ale zostawiłem wszystko i wyszedłem. Po otrzymaniu większej gotówki za dom podjąłem decyzję, że to jest dobry moment, żeby po tylu latach wrócić do Ojczyzny, gdzie wszystko okazało się niewypałem - moja praca, mentalność ludzi, nawet spełnienie moich marzeń jak kupienie super samochodu, motoru i innych rzeczy nie dawały mi radości i czułem się wyobcowany, pusty. 

Finalnie, zamiast ułożyć sobie życie, podjąłem decyzję o wyjeździe kolejnym już w ciągu dwóch lat.

3 wyprowadzka i ze względu na kobietę, z którą przelotnie się poznałem. Chciałem być oparciem, uważałem, że ma ciężką sytuację. Wyszukała mnie w internecie, z ciekawości napisałem, co robi w życiu i niestety wpadłem w dziurę bez dna, która ciągła się za mną przez cały rok. Byłem manipulowany na odległość, słyszałem słowa i zapewnienia, które nie były prawdą i wierzyłem tej osobie bezgranicznie. Byłem w stanie zostawić wszystko, tylko, dlatego że uważałem, że jest tego warta i potrzebuje mnie. 

Na końcu okazało się, że nie chciała pozwolić, żebym ułożył sobie życie z kimś innym i większość co mówiła, była kłamstwem albo tym, co chciałem usłyszeć. To jest długi i skomplikowany temat. Zostałem wykorzystany, sercowo, psychicznie i straciłem rok czasu. W sumie dalej się z tego nie wyleczyłem, co się wydarzyło. Koniec końców zacząłem inwestować na giełdzie początkiem roku. Zachęcił mnie do tego taki chłopak, gdzie na przestrzeni roku przegrałem wszystko do zera, na co pracowałem ostatnie 8 lat całe oszczędności. Włączył się ten idiota, który jest tak uparty, o którym zapomniałem, że dalej tam jest. 

Jest uparty w dążeniu do celu, ale również jak już się sypie to do samego dna. W rok zniszczyłem wszystko i przy okazji siebie z super sylwetki, dobrej pracy, dużego zabezpieczenia finansowego zostało ohydne zero. Jak patrzę w lustro, to się siebie brzydzę, a kiedyś się kochałem i byłem wdzięczny, że jestem na tyle silny, iż mogę wysyłać swoje dobro dla innych i zwyciężać ten syf, co się dzieje na świecie. “Zło dobrem zwyciężaj, takie było moje motto” Od pewnego czasu zło przejęło nade mną kontrolę, czuję się wyobcowany, nie śmieje się.

Wracam do domu i płacze codziennie, w nocy balansuje na krawędzi złych zagubionych ludzi, którzy biorą dragi, piją i udają, że nie mają z niczym problemu. Chodziłem na terapię, nic nie pomogło, zawsze byłem osoba, na którą można było polegać i motywacją dla innych, bo szedłem do przodu jak burza mimo żadnego wsparcia od rodziny, ciągłej krytyki, braku własnego kątu i bezpieczeństwa. Z ojcem alkoholikiem przez połowę dzieciństwa i matką za granicą, która ledwo co widywałem. 

Łączenie w moim życiu mieszkałem w 27 różnych miejscach, czy to pokoje, inne kraje. W sumie to spełniłem wszystkie swoje marzenia. Mając 27 lat, mimo straty wszystkiego, czuję się spełniony i jakby ktoś mnie zapytał, czy przeszedłem życie dobrze, odpowiedziałbym z czystym sumieniem tak, bo nie zamknąłem się na nie w jednym miejscu. 

Nie wiem, po tym wszystkim nie widzę już sensu w dalszym działaniu, mój zapał i samodyscyplina są równe zeru. 

Ten cały materializm, internetowy świat, te portale randkowe, kłamstwa nieszczęśliwych ludzi, życie na kredytach, żeby pokazać, czym się jeździ czy jak się nie żyje - żygam tym wszystkim. Jestem tym który widzi ten świat inaczej od czasu kiedy wyszedłem z bańki mojego życia, na które pracowałem. 

Nie jestem w stanie nikomu zaufać, a jak już zaufam i daje coś od siebie to albo jestem wykorzystywany, bo dobroć jest brana za słabość w tych czasach, albo ranię innych, bo nie dorównują moim doświadczeniom i nie są dla mnie interesujący. 

Nie wiem, wszystko co się stało było na przestrzeni ostatnich dwóch lat. Boję się samego siebie, do jakiej ruiny psychicznej się doprowadziłem przez to wszystko. Drogi mam dwie albo zobaczyć jeszcze trochę świata i podziękować bardzo pięknie za to życie będąc na zero, bo na pewno nie zejdę na stronę syfu dragi, alkohol itp wolałbym sobie po prostu podziękować ładnie wyjechać na Hawaje i zniknąć niż się złajdaczyć. 

Droga numer, to dwa odbudować swoją psychikę, ciało i ciężka praca wrócić na odrobienie strat z ostatniego roku, żeby wszystko ułożyć na nowo. Tylko jest jeden problem, kiedyś moim marzeniem było mieć dziecko i rodzinę zbudować, zaplecze finansowe, żeby móc zapewnić temu dzieciakowi i mojej kobiecie takie życie, którego ja nie dostałem. To mogłoby być moja jedyna motywacja, żeby działać dalej, ale teraz, po tym wszystkim jak widzę jaki jest świat ohydny, nie chciałbym sprawiać trudu nikomu następnemu i zakończyć historię mojego nazwiska, żeby już to się nie musiało ciągnąć. Nie chcę wrzucać wszystkich do jednego worka, ale uważam, że to życie było stworzone w innym celu i ludzie je zniszczyli, bo świat jest piękny sam w sobie, tylko my jesteśmy w nim problemem. Boże to wszystko jest bez sensu…. 

W każdym razie, na sam koniec dodam, że to wszystko jest chore i nie widzę w tym sensu, dlatego zamknąłem się na wszystko i nie wiem, co dalej mimo mojego wieku i doświadczeń, które powinny mnie prowadzić dalej żywnie, nie widzę w tym sensu, bo po co? Nawet nie liczę, że ktoś to doczyta do końca, po prostu niech sobie to wisi tutaj. :) Pozdrawiam.

Nawet nie wiem, od czego zacząć... Mam prawie 30 lat. Syna 7-latka z niepełnosprawnością, czeka go operacja.
Nawet nie wiem, od czego zacząć... Mam prawie 30 lat. Syna 7-latka z niepełnosprawnością, czeka go operacja. Drugi synek zdrowy 6 miesięcy. Z partnerem byliśmy razem 9 lat. Pomimo jakichś sprzeczek byłam pewna, że jesteśmy dla niego ważni, że nas kocha, okazało się inaczej. Zaplanował skrzywdzenie nas w każdy możliwy sposób. Pominę już sprawy finansowe, ale zaplanował odejście do ostatniej chwili, ziemię zapisał tylko na siebie, działkę, udawał partnera, dopinając wszystko na ostatni guzik, wspólne oszczędności wydał na notariusza i geodetę, a potem wyprowadził się. Póki nie dowiedziałam się o zdradach, wmawiał mi, że to tylko kryzys, separacja, ale jak włamałam się na konta, to okazało się, że zdradzał mnie od 3 lat z paniami za kasę i randkował itp. W sumie wiedział, że mnie nie kocha, a zrobił mi 2 dziecko, nigdy nie chciał bym się zabezpieczała. Jak powiedziałam, że myślałam, że jesteśmy szczęśliwi, to powiedział mi, że mi się wydawało :/ nie odszedł wcześniej, bo nie miał gdzie, czekał dopóki inna dupa nie przygarnie go pod swój dach, zabierając wszystko, poszedł. Dzieci dzwoni, pyta się jak tam i jak mu się zachce, to weźmie je na godzinę na spacer czy 2 max :(. .. Zostawił mnie ze wszystkim samą, nie mogę pracować, bo jestem na świadczeniu pielęgnacyjnym, starszy syn czeka na operację, rehabilitacje, lekarze, teraz pójdzie do 1 klasy, do tego 2 maluszek, który potrzebuje teraz najwięcej uwagi... Kocham ich nad życie, będę starać się być najlepszą mamą na świecie. Ale prywatnie czuje się jak szmaciana lalka wyjebana ze starości, młoda nie jestem, duży ciężar, bo 2 dzieci, brak czasu dla siebie, nie mogę nawet pracować. Całe moje życie legło w gruzach, nie mam pojęcia jak mam ruszyć dalej, to tak bardzo boli. A ten jeszcze wybrał sobie nową partnerkę z dzieckiem prawie w wieku naszego niepełnosprawnego synka... Moje serce rozjebało się, przy dzieciach oczywiście wszystko robię, ogarniam, nakładam na siebie jak najwięcej obowiązków, bo jak tylko zwalniam to wyje, wyje i wyje.... mam wrażenie, że mam niekończące się łzy, na dodatek gdzieś mi zależy, by dzieci miały ojca, a on tylko każe dostosowywać się do niego, odzywa się tylko wtedy gdy jemu pasuje i resztę ma w dupie. Nie interesują go rehabilitacje dziecka, w weekendy sobie gdzieś jeździ albo idzie na fuchy, a swoich synów ma gdzieś... poza wykonywanymi telefonami to jakoś nie angażuje się w ich życiu, nie pomaga, przychodzi zawsze z pustą ręką :( ... A jak nie chce się zgodzić na jego datę to mi gada, że utrudniam mu kontakt z dziećmi ... Jak mam dojść do siebie, czasem myślę, że lepiej by było, gdyby całkiem zniknął i nie utrudniał mi wychowywania synów. Potrafi przez 10 dni wcale się nie pokazać, a potem jak gdyby nigdy nic przyjść i wyciągać starszego syna na spacer. Syn do niego sam nie dzwoni za często, na co dzień nie pyta nawet o tatę, ale są momenty, że przyjdzie i mówi mi, że jest zły, bo go nie odwiedza... Nie wiem, co mam robić, syn pod opieką psychologa, bo jestem tak zła, że sama bym chętnie wytłumaczyła synowi, że naprawdę go tata porzucił, ale to jeszcze małe dziecko, ale mam wrażenie, że okłamuje własnego syna i wybielam przy tym pseudo tatusia, bo zawsze go usprawiedliwiam przed synem tłumacze, a znam prawdę i to też boli mnie, że ja mam świadomość, co się dzieje... Jak mam podejść do sprawy, by nie skrzywdzić własnych dzieci, ale też ja chce poczuć się lepiej ? Mam rodzinę, przyjaciół, ale też nie chce ciągle być w towarzystwie, bo czuję, że wszyscy się martwią, współczują, a ja muszę nauczyć się przebywać sama ze sobą... zawsze dbałam o dom, dzieci i partnera, ich szczęście potrzeby były zawsze ważniejsze od moich... Teraz tłumaczę sobie, że skupie się na dzieciach, wychowaniu, a może za kilka lat szczęście się do mnie uśmiechnie, ale na tę chwilę czuje się jak wrak, który okłamuje wszystkich dookoła, że jest dobrze, bo niby lepiej, że się dowiedziałam i że nie żyje w kłamstwie, ale po 9 latach nie umiem się od tak odkochać i nadal cierpię, nie potrafię zapomnieć, mam koszmary, nie jem, mało śpię, w towarzystwie uśmiechnięta, przy dzieciach również, ale jak idą spać, to każda maska opada i czuję się bezbronna, poniżona, słaba, każdy chociaż ma jakąś pracę odskocznię pasję, a ja poczułam, że kilka lat będę stać w miejscu, że moim jedynym ważnym celem jest zdrowie syna i wychowywanie ich i nie widzę nic dalej :(
Mąż nadużywa alkoholu, nie mieszka wspólnie, nie interesuje się dziećmi - czy to moja wina?
Witam. ,,odeszłam ,, w końcu od męża . Wieczne kłótnie o alkohol. Mąż nadużywa alkoholu. Każda rozmowa kończyła się awanturą, że się czepiam i to ja mam problem i powinnam się zgłosić do psychiatry. Ale już od rana picie i jazda pod wpływem mnie przerosły. Trwało to dwa lata, jak próbowałam do niego dotrzeć.. Jak zwróciłam uwagę, że za dużo pije, to szedł do rodziców i już pił tam, ile chciał i wracał tylko spać do domu..dzieci wtedy nie zauważał- bo jak ze mną nie rozmawiał to dzieci też wtedy były dla niego niewidzialne .. od miesiąca mieszkam z dziećmi już sama. Z dziećmi się nie widział... on dalej nie widzi winy w sobie. Zaczynam się zastanawiać czy rzeczywiście coś ze mną jest nie tak? Może mogłam przymknąć oko?
Depression Hero

Depresja – przyczyny, objawy i skuteczne leczenie

Depresja to poważne zaburzenie psychiczne, które może dotknąć każdego. Wczesna diagnoza i leczenie są kluczowe – poznaj objawy, metody leczenia i sposoby wsparcia chorych. Pamiętaj, depresję można skutecznie leczyć!