Left ArrowWstecz

Jak radzić sobie z problemami w związku: różnice w podejściu do obowiązków domowych i nadmierne używanie alkoholu

Jestem z chłopakiem dwa lata. Od pół roku mieszkamy razem, głównym pomysłodawcą byłam ja, a on bardzo chętnie się na to zgodził. Zanim zamieszkaliśmy razem, to dużo czasu przebywaliśmy u siebie wzajemnie, dzięki naszym pracom było to możliwe i zdarzało się, że nawet spędzaliśmy razem 5-6 dni na tydzień, więc myślałam, że już sporo o sobie wiemy i to jak funkcjonujemy, jest nam znane. Niestety po wspólnym zamieszkaniu zaczęłam dostrzegać ogrom jego wad i zaczęłam się oddalać od niego. Większość z tych rzeczy wynika z faktu, że w jego domu rodzinnym wszystko robiła mama, która jest typową gosposią domową i dba o wszysko - od sprzątania, gotowania, zakupów, koszenia trawy itp. Mój chłopak przywyknął do tego, że wszystko ma podane na tacy, mimo, że wydawałoby się, że wcale tak nie jest. Już kilka razy próbowałam z nim rozmawiać, że ja nie jestem jego mamą, że zaczynam mieć tego dość, bo jeśli ja nie wypiorę, nie odkurzę, nie opróżnię zmywarki i lub nie wymyje naczyń, nie posprzątam kotu, nie zrobię zakupów, to on tego też nie zrobi. Ogólnie wszystkiego co się robi w domu. Jestem zmęczona, sfrustrowana, zła, czuje się niezrozumiana. Zaczynam przechodzić wewnętrzny kryzys. Leczę się na depresję od kilku lat i biorę leki. Niestety musiałam już nawet mieć zwiększona dawkę, bo moje uczucia zaczynały być takie, jakie nie powinny. Mój chłopak przyjdzie z pracy i ma przygotowany obiad. Zje go, puści w międzyczasie serial, wyjmie piwko, swojego papieroska z niedozwoloną substancją, posiedzi chwile i pójdzie grać w gry, wróci, siedzę z kolejnym piwkiem i będzie tak siedzieć na krześle przy wyspie, oglądając tv, aż nie zaśnie. Narzeka na brak bliskości, ale ja nie chce jej z nim, jeśli nie jest trzeźwy. Wcześniej dużo palił zielonego, przestał, ale zaczął inne rzeczy, które działają podobnie. Patrząc na niego, widzę wiecznie wypitego i zjaranego faceta, który nic nie zrobi, jeśli ja nie zrobię awantury. Oczywiście ma momenty przebłysku i zrobi więcej, niż prosiłam, ale są to momenty. Bardzo, ale to bardzo go kocham, jednak ja nie dam rady tak dłużej. Adoptowaliśmy wspólnie psa, planowaliśmy zakup mieszkania lub budowę jakoś od przyszłego roku, ale ja tego nie widzę. Nie wiem na ile to zmienia się przez to jego podejście czy przez moją chorobę. Wynegocjowałam z nim, że alkohol tylko przez weekend.. nie wiem, czy coś to da.. bo on nie zna umiaru, a niewiele mu trzeba. Jemu wystarczą 3 piwka i ma dość. Ja mam dość, patrząc na to wszystko. Nie sądziłam, że tak to będzie wyglądać.. oczywiście nie jestem idealna, bo wiecznie się go czepiam, narzekam, marudzę itp, ale kto by tego nie robił? Czuje, jakbym miała dorosłe dziecko. Zaczynam żałować mojej propozycji. Planowałam zamieszkać sama, ale po rozmowie z nim, zaproponowałam jemu wspólne mieszkanie i nie wiem, czy to nie zniszczy naszego związku.

User Forum

S.j

1 miesiąc temu
Katarzyna Rosenbajger

Katarzyna Rosenbajger

Witam, 

 

Z pani listu wynika, że partner jest uzależniony, a życie pod jednym dachem z taką osobą nigdy nie jest łatwe. Partner może być wysoko funkcjonujący,  ale z pani listu wynika, że nadużywa on alkoholu, innych substancji, czy gra na grach.  W tym przypadku jego życie kręci się wokół jego używek ‘dopaminy’. I muszę powiedzieć, ale w tej chwili nie ma tam miejsca na pozytywna relacje romantyczne. Jeżeli komunikacja z partnerem nie przyniosła żadnych pozytywnych zmian, to partner powinien poprosić o pomoc/ leczenie. 
Dla pani najlepszym wyjściem byłoby zgłosić się o pomoc dla siebie (grupy wsparcia,  czy terapia indywidualna) dla osób współuzależnionych. 
Bardzo ważne jest, aby pani w tej chwili skupiła się głównie  na sobie i wzmocniła mentalnie, żeby podjąć jak najlepszą dla pani decyzje. 

K Rosenbajger

Psycholog

1 miesiąc temu
Krzysztof Skalski

Krzysztof Skalski

Pani zmęczenie jest całkowicie zrozumiałe. W tym związku dźwiga Pani wszystko: dom, obowiązki, emocje, a partner zachowuje się jak niesamodzielne, odurzone dorosłe dziecko. To nie jest partnerstwo, tylko nierówna relacja, która odbija się na Pani zdrowiu i leczeniu. To, że go Pani kocha, nie zmienia faktu, że on nie bierze odpowiedzialności ani za siebie, ani za Was. Jeśli reaguje tylko po awanturze, a potem wraca do starych schematów, to znaczy, że nie traktuje poważnie ani Pani, ani wspólnego życia. Używki i bierność nie znikną same. Pani nie niszczy tego związku- on się sypie, bo tylko jedna strona się stara. Jeśli nic się nie zmieni, ma Pani pełne prawo wycofać się i zadbać o siebie. Troska o własne zdrowie to nie egoizm, to konieczność.

1 miesiąc temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Mąż ma depresję, przez zobojętnienie chce się rozstać. On z dzieckiem są dla mnie całym światem.
Hej, mam pytanie bo nie wiem co już mam robić. Jestesmy z mężem już wiele lat ze sobą, mamy małe dziecko. Mąż oznajmił mi, że ma depresję i że już mnie nie kocha, nic do mnie nie czuje i chce się rozstać. Wyznał mi, że już od jakiegoś czasu sztucznie się uśmiechał, bo nic nie sprawia mu radości i na dodatek ma myśli samobójcze. Do psychologa idzie za parę dni. W głównej mierze mnie oskarżył za to, co się z nim dzieje. Na moje próby ratowania związku zareagował agresją słowną. Ale i tak kocha się ze mną czule, tak jakby nigdy nic. Chce być jego wsparciem i opoką, ale nie wiem jak się zachowywać, jak mu pomóc. On i nasze dziecko są dla mnie całym światem.
Jak radzić sobie z przemocą słowną w rodzinie? Porady dla osób doświadczających wyzwisk

Witam. Mam problem z mężem wyzywa dziecko i mnie. Nie mam już siły tłumaczeniem mu i rozmowami które do niczego nie prowadzą. Raz wróciłam do rodziców ale miała być zmiana a tu jest tak samo.. dom jest na niego samochod też. Jak to zmienić?

Jak radzić sobie z przewlekłą depresją? Chcę skutecznej pomocy

Dzień dobry, 

Od 10 lat mam ciągle nawracającą się depresję. 

Jestem ciągle zmęczona … wszystkim. Mam leki, psychiatrę … już trzeciego. I znowu od 4 miesięcy jest bardzo źle, gorzej niż zwykle, mimo że chodzę na terapię 2 x w miesiącu i biorę leki. Jestem strasznie zmęczona, już nie widzę, co mogłabym jeszcze zrobić, żeby było lepiej. Mam męża i 2 dzieci, którzy mają mnie już dosyć. Ja też mam siebie dosyć, nawet kąpać mi się nie chce. Chcę tylko spać i przespać to gówno. 

Ale jak się budzę to nie nowy to samo. 

Co mam robić, gdzie szukać pomocy, czy w ogóle jest jakieś wyjście? 

Monika

TW: Samobójstwo - Pomoc w kryzysie - próby samobójcze, pobyt w szpitalu psychiatrycznym, jak znaleźć wsparcie?

TW: Samobójstwo

 

Proszę o pomoc, bo nie chce już żyć.

Wiele razy próbowałem popełnić samobójstwo, lecz niestety za każdym razem wracam. Czy przez cięcie żył, czy przez tabletki, nie mogę odejść. Byłem 2 psychiatryku, nic mi nie pomogło.

Jak poradzić sobie z emocjonalną zdradą poprzez wiadomości na WhatsApp po 20 latach małżeństwa?

Witam, jesteśmy małżeństwem 20 lat. Zawsze świetnie się układało…do czasu, kiedy żona poznała faceta no i się zaczęło. Narodziła się dziwna relacja oparta na whatssap. 

Codzienne pisanie o potrzebach, chęciach, o mnie, jako mężu. Porównaniami i pisanie o seksie. Była chęć, a nawet propozycje ze strony mojej żony. Pisali tak dwa miesiące, aż w końcu wyszło któregoś wieczoru. Siedząc z żoną spytałem, czy dobrze się bawi? Pisała właśnie do niego z propozycją seksu, bo on nabuzowany i ma ochotę. 

Jak mam to odebrać? Zdradziła mnie może nie fizycznie, ale to, co czytałem i się dowiedziałem to twierdzę, że nie znam swojej żony. Nie potrafię wybaczyć.

Mam kryzys w przyjaźni, przytłacza mnie szkoła, nie mam przy tym żadnego wsparcia w rodzinie-mama nie słucha, krzywdzi mnie słowami. Przez to jestem wobec samej siebie surowa.
Dzień dobry mam 15 lat i…ogólnie to mam problemy, mam dużo problemów…pod koniec sierpnia pokłóciłam się z przyjaciółką i robiłam ostatecznie wszystko, żeby się z nią pogodzić, pisałam, nawet prosiłam o spotkanie, raz powiedziała, że nie chce a za drugim razem się zgodziła, i mimo że wydawało mi się, że się pogodziłyśmy to jak spotykamy się na zajęciach to ona mnie ignoruje, nie zwraca na mnie uwagi, bo chyba znalazła sobie nową przyjaciółkę i próbowałam zagadywać, nawet próbowałam się dołączyć do nich, ale to na nic ciągle to samo…ona nigdy nie wychodziła z inicjatywą, kiedy się kłóciłyśmy zawsze ja musiałam pierwsza wyciągnąć rękę, bo ona nigdy tego nie chciała albo nwm, nie potrafiła zrobić? I teraz widzę też, jak ona się zachowuje i wiem, zdaję sobie sprawę z tego, że to już jest jej wina, że nasza przyjaźń się rozpada…ja zrobiłam wszystko, lecz ona nigdy nawet nie wyszła z inicjatywą…nie pomogła…strasznie mnie to boli i po każdych zajęciach, na które ona też chodzi, wracam do domu i płaczę, bo strasznie to boli. Moim kolejnym problem jest szkoła i nie wiem, może to jest już normalne, że nastolatkowie boją się tam chodzić itd, ale ja od paru lat w każdą niedziele przed szkołą nie jestem w stanie cieszyć się tym ostatnim dniem weekendu, tylko chodzę przytłoczona i płaczę. A od tego roku coś się stało i płaczę i zamartwiam się już w sobotę od rana i to mnie strasznie przytłacza, nic nie mogę z tym zrobić. Kolejnym z moich problemów jest to, że gdy patrzę na siebie w lustrze, widzę grubą, ulaną dziewczynę, patrzę z zazdrością na moje koleżanki, które są strasznie chude, i mimo że ja też nie mam nadwagi i teoretycznie wyglądam dobrze, to mi to nie wystarcza. Przed chwilą moja mama „zażartowała” sobie, że niby przytyłam i nie wytrzymałam, prawie się popłakałam i nakrzyczałam na nią, ona oczywiście nie widzi nic złego w tym i mówi, że to przecież był normalny żart, i że mam się uspokoić, no, ale dla mnie to nie był żart…mam też problem z rodzicami, głównie z matką. W poniedziałek miałam załamanie psychiczne i nie wytrzymałam, zaczęłam obrażać sama siebie, płakać i przeklinać a moja mama na to, że jest to wina telefonu, że mam problemy. No to ja już totalnie nie wytrzymałam i powiedziałam, żeby przestała pieprzyć, na co ona dała mi szlaban za przeklinanie itd, okej może mnie poniosło, ale nie mam z jej strony żadnego wsparcia, nic i ja już czasami nie wytrzymuję, nie wytrzymuj patrzenia na moją przyjaciółkę, bo zawsze kończy się łzami, nie wytrzymuję szkoły w, której mam natłok wszystkiego i nie wytrzymuję w domu…
2 lata temu zdiagnozowano u mnie chorobę nowotworową.
2 lata temu zdiagnozowano u mnie chorobę nowotworową. Wygrałem tak naprawdę na loterii, najlepiej leczący się nowotwór, 1 stadium, skończyło się jedynie na zabiegu. Natomiast od tego momentu mam wrażenie, że cały stres, lęk i problemy, które trzymałem w sobie i organizm radził sobie z nimi, nagle wypłynęły i skumulowało się to wszystko. Zacząłem mieć ataki paniki, 2 epizody depersonalizacji kilkuminutowe. Stwierdziłem, że potrzebuję pomocy psychoonkologa i psychiatry. Zacząłem brać leki, od pierwszego dnia poczułem kolosalna różnice, spokój, pełen oddech, który od dawna nie czułem. Poza tym chodziłem na psychoterapię, która też pomogła mi w funkcjonowaniu. Mija rok od tego wszystkiego i zaczęły mnie dopadać rzuty lękowo-depresyjne. Jest okres, w którym czuje się stabilnie, a potem przychodzi okres, w którym czuje się źle, nie dbam o higienę osobistą, nie wychodzę z domu. Być może leki są za słabe, bo jestem na najniższej dawce, na której praktycznie żaden z pacjentów mojej Pani doktor psychiatry nie jest, bo jest to dawka wprowadzająca, którą się stosuje przez dwa tygodnie, żeby przejść na standardową dawkę. Mam teraz taki problem. Prawdopodobnie będę przyjmował większą dawkę. Boję się, że nie zadziała, że nadal będę się słabo czuł i będę musiał szukać nowego, innego leku. Boję się tego, że nie znajdziemy odpowiedniego leku. Nie chce też do końca życia brać leków, chce sam radzić sobie ze swoim organizmem. Podobno te leki mają zwiększać serotoninę, denerwuje mnie to, że nie da się sprawdzić, ile tej serotoniny jest w organizmie, że nie ma w psychiatrii suchych faktów, to wszystko jest oparte na wywiadzie pacjenta. Nie rozumiem też tego, dlaczego skoro tak dobrze jest u mnie, nie mam nawrotów choroby, mam dobrą pracę, niech wróciłem do samopoczucia sprzed diagnozy nowotworu. Do stabilnego samopoczucia psychicznego nie pozwalają mi wrócić objawy somatyczne. Mianowicie zmęczenie, mam wrażenie, że czasami, gdy wychodzę na dwór, to czuje się jak w sytuacji, gdy jestem przeziębiony z gorączką, wyzdrowiałem i kolejnego dnia 1 raz wychodzę na dwór od tego przeziębienia. Nie wiem, jak sobie poradzić z tym wszystkim. Chce czuć się normalnie, nie chce mieć taki wzlotów i spadków nastroju.
Jestem bardzo drażliwa, wszystko jest nie tak. Czy powinnam udać się po pomoc? Jak to będzie wyglądać?
Jestem strasznie nerwowa, wiele rzeczy mnie denerwuje, uważam też, że w pracy i w domu wiele rzeczy nie wygląda tak jak powinno. Czy to znak,że powinnam w takim przypadku zwrócić się po pomoc do psychologa?
Jak radzić sobie z emocjonalną huśtawką w małżeństwie i brakiem dbałości ze strony męża?

Zacznę od tego, że być może ja mam ze sobą jakieś problemy a na pewno na tle psychicznym, ponieważ strasznie zostałam skrzywdzona rok temu przez męża, a w sumie przez samą siebie - dlaczego?
Mąż dosyć często stawiał, przez 20 lat bycia razem, na życie zawodowe - praca, praca i jeszcze raz praca. Rzadko miał czas dla mnie i dzieci, zazwyczaj bywałam z dziećmi samą w domu, ciągle pranie, sprzątanie, gotowanie, czekanie aż wróci do domu - niestety zmęczony, no i zero pożytku, wiadomo. 
Zaczęłam szukać towarzystwa ludzi, z którymi pogadam, wykorzystam czas jak mąż jest w pracy, nie tylko na szmatach i garach, ale by odzywać się do ludzi. I tak się stało, iż poznałam ludzi, nie do końca fajnych, bo takich, którzy spotykają się, aby plotkować o wszystkim i o niczym, którzy pili i ćpali. Wcięłam się w ten świat, zaczęło mi pasować, razem z nimi piłam, aż się rozpiłam. 
Zaczęłam wierzyć w to, iż moje małżeństwo się rozpada, mąż tylko praca, potem filmy i spać, a ja tak naprawdę nieważna, nie było czasu, aby porozmawiać czy super spędzić czas, nawet w sferze intymnej. Nie mieliśmy dla siebie czasu, oddalałam sie od męża i doszło do tego, że wyrzucił mnie z domu. Miał dosyć moich schadzek, alkoholu i awantur. 
Popsułam sie strasznie, ledwo uszłam z życiem, chore serce, a teraz głowa popsuta przez alkohol, trauma jak mąż mnie zranił, mimo prośby wiele razy, że jestem - bądź ze mną, nie praca i praca. Rozumiem, nie ma ludzi do pracy, pieniążki potrzebne, ale można, jeśli sie chce, podzielić życie zawodowe, a prywatne - do męża nigdy to nie docierało. 
Uwielbia swoją prace po prostu. Kiedy tłumaczę, że wiecznie jestem sama, że tęsknie, nie mam do kogo sie odezwać, to jakby grochem o ścianę. Kiedy mnie wyrzucił, zaczęło do mnie docierać, co tak naprawdę w życiu jest dla mnie ważne, moje zdrowie, szczęście, prawdziwa miłość pożądanie, seks. Postanowiłam wszytko zmienić, poszłam na terapię odwykową, minął ponad rok nie piję, nie chcę, walczę z tym, żal mam do męża ogromny, lecz juz mniejszy. Wróciłam - nasze życie zaczęło się układać, chociaż mimo wszystko jakieś są przeplatane dni z męża strony. Potrafi raz pragnąć mnie, innym razem być chamski, kłamać, robić nadzieję a ja wierzę po prostu we wszystko. Że kochankę ma czy wdał się w romans, plotki poszły u niego w pracy, czemu zaprzeczał, lecz dziwne zachowania nie dają mi często spokoju. Raz czuły, kochany magia, przebudzenia w nocy zaczęło mi sie to podobać, że pożądam męża. Niestety zdarzają się sytuacje jak czegoś nie ma, a ja pożądam, w frustracji staję sie jakąś wredną i podłą osobą, wyzywam męża, robię dramy, ponieważ mam potrzeby czułości, on daje, ile może, nie mam co narzekać. Jedynie, co mnie rani i boli i wprawia o strach to to, jak mąż potrafi mnie krytykować, że jestem kretynką, pustą, głupią, nikt by ze mną nie wytrzymał, że przy mnie człowiek dostanie zawału, boi się spać itp. Następnego dnia albo od tak przeprosi albo nawet nie mówiąc, że to emocje nad nim górują. Nie wiem, co myśleć, jak popadnie w szał potrafił złapać mnie za gardło. 
Rzadko rozmawia o danych problemach, ostatnio jedyny temat rozmowy z mojej strony to jest sex, ponieważ widzę jak było kiedyś, a jak jest teraz i daje jasne sygnały mężowi, on nie słucha lub słucha jak zgaszone radio. Kiedy mówię za każdym razem słyszę od męża, że ta rozmowa go usypia. Nie mam z kim otwarcie porozmawiać, wygadać się - mam koleżankę, która zna dobrze mnie, jak i męża, jej zawsze mogę sie zwierzać i tak sie stało. 
Mąż dowiedziawszy się, że rozmawiałam z nią na nasze tematy, stwierdził, że gadam źle o nim i nagle atak nerwów - nie pozwolił do siebie podejść, odpychał. Mąż potrafi mi powiedzieć, że taki się staje agresywny przeze mnie, że ja z niego takiego robię, tłumaczę nie raz, że nie mam zamiarów, on uważa inaczej, że ja nie liczę się z nim, z jego potrzebami, a tylko patrzę na siebie. NIE, ja patrze na nas, on tego nie rozumie lub nie chce rozumieć. Sama chodzę do psychologa, jak i do psychiatry, biorę leki uspokajające, mąż kiedyś chodził ze mną na terapię małżeńską, pomogło, ale nie na długo. Teraz, kiedy proszę męża, aby też sam poszedł ze sobą, to stwierdza, iż jemu niepotrzebne, że jest zdrowy, że to ja jestem 'chora psychicznie' i powinnam się leczyć, lecz pytanie, z czego ja mam sie leczyć? Chyba z uczuć co do męża? Nie wiem, co mam myśleć. 
Mąż uważa, że tylko ja, żadna inna, że mnie tylko kocha, pożąda, a ja czasami tego nie odczuwam. Potrafi lekceważyć przykre słowa i z niczego nic sobie nie robi. Tak, jakby chciał sam, aby atmosferę popsuć. Raz dobrze, raz źle, nie chce komunikować sie, po prostu można ująć: tak dużo mówi, obiecuje, a mało robi, żąda, abym to ja jego podczas snu tuliła i zaczepiała, kiedy tylko chce, a kiedy to zrobię to dostaję kosza. 
Jestem smutna, nie wiem czy coś gra czy próbuje mnie wykończyć psychicznie, choć zaprzecza. Co mam myśleć i co robić? Odpuścić męża? 

Przemoc psychiczna w związku z osobą uzależnioną od narkotyków - jak sobie poradzić?

Nie mam się komu wygadać, więc muszę się tutaj wygadać. Jestem w ciężkim stanie, mam straszny nerwoból i jest mi ciężko funkcjonować. Muszę zacząć od mojego męża. 

Kilka miesięcy temu okazało się, że jest narkomanem i oszukiwał mnie przez cały nasz związek, ale to chyba nawet nie jest najgorsze w tym wszystkim. O wiele gorsze od tego jest jego zachowanie na co dzień. Wieczne karanie ciszą i obrażanie się. Rozdrażnienie, którego doświadcza co chwilę i które wyładowuję na mnie. To jest naprawdę ciężki przypadek, bo on wydaje się wszystkim być perfekcyjnym mężem. Nie krzyczy, nigdy nie podniósł na mnie głosu. Nie ubliża. No ktoś by pomyślał idealny mąż, ale czasem wolałabym, żeby mnie wyzwał, niż tak traktował. Ciągle coś mu nie pasuje, humor mu się potrafić zmienić 3 razy w ciągu 5 minut. Gdy coś nie pójdzie po jego myśli albo gdy po prostu postanowi, że będzie niezadowolony, staje się naprawdę okropny, oschły, chamski i jego zachowanie jest wobec mnie bardzo nie w porządku. Ja oczywiście staram się mu podporządkować. Jestem miła i próbuje zrobić wszystko, żeby już się nie gniewał, ale nigdy mi się to nie udaje. 

Wtedy on staje się jeszcze gorszy. Wtedy jak mówi do mnie, to używa bardzo chamskiego tonu i daje mi do zrozumienia, że jest „zły”, traktuje mnie wtedy jak marionetkę. 

Wyżywa się na mnie, aż do momentu, gdy nie poprawi sobie humoru. Jego mimika twarzy wtedy wykazuje dużą złość i niezadowolenie. Ton głosu jest zmieniony. Robi się złośliwy. Humor może mu poprawić mała rzecz, która nagle sprawi, że będzie przez chwilę zadowolony, ale musi być to coś, na co on ma ochotę, ale nie na długo, zaraz jego stan znów wraca i znów jestem tresowana. Może to być na lotnisku, w samolocie, na basenie z dzieckiem, w samochodzie, w biurze, w sklepie tak naprawdę wszędzie. Ja wtedy staram się mu poprawić humor i tłumie wszystkie swoje emocje w środku, bo przecież muszę być posłuszną i potulną żoną i nie jestem złośliwa, więc staram się go pocieszyć. Przez 5 lat nie wyszło mi to ani razu, w takim jest wtedy stanie. To się zdarza bardzo często. 

Prawie codziennie, a ja z dnia na dzień gasnę jak duży rozpalony płomień, na którego ktoś wylewa wodę i próbuje go ugasić. Pomimo że płomień nie chce być zgaszony, nie potrafi krzyknąć ani poprosić o pomoc. Znoszę to od lat, dokładnie od 5 lat. 

Teraz on mówi, że jest to przez jego narkomaństwo. 

Mąż podjął leczenie i jest po terapii zamkniętej i dalej uczestniczy w terapii. Myślę, że mogłam stać się ofiarą przemocy psychicznej i dlatego moja psychika już tego nie wytrzymuje i daje o sobie znać poprzez moje ciało. Proszę o radę i opinie

Czy kryzys, nieprzepracowany, może trwać wiele lat?
Czy chroniczny kryzys może trwać nawet kilka-kilkanaście lat, jeśli nie został rozwiązany? Słyszę różne opinie na ten temat. Wiele osób uważa, że kryzys w ogóle nie może tyle trwać, a inni - że jak najbardziej może się tak stać, w sytuacji, gdy nasze rozwiązania okazują się nieskuteczne i tych nieskutecznych prób jest bardzo wiele.
Bardzo kocham swoją dziewczynę, ale ostatnio mam napływ myśli czy chce z nią dalej być, czy mi się podoba...
Witam, mam około 18 lat jestem z moją dziewczyną około rok. Bardzo kocham swoją dziewczynę czuje że jest ta jedyna i idealna super spędza mi się z nią czas, wspieramy się nawzajem, często się spotykamy, znamy już swoje rodziny, znamy się bardzo dobrze. Ostatnio coś jest nie tak mam napływ myśli czy chce z nią być dalej? czy na pewno mi się podoba? (coraz częściej rozglądam się za innymi dziewczynami co uważam za złe ale nie mogę tego powstrzymać) (napływ myśli którego nie mogę powstrzymać tylko gdy jestem z znajomymi lub z nią to o tym nie myślę lub minimalnie) mamy dużo pięknych wspomnień i jest to moja pierwsza miłość. Jest ona bardzo wrażliwą osobą i boję się z nią na ten temat porozmawiać nie chce jej ranić. I nie potrafię sobie poradzić z tymi myślami i nie wiem co robić dalej coraz bardziej brakuje mi do tego sił, boje się że już tak cudownej osoby nie spotkam. Proszę o pomoc
W żałobie po mamie nie jestem w stanie zaakceptować nowego związku ojca. Dla mnie jest to dobre, jednak ojciec uważa, że jestem złą córką.
W zeszłym roku zmarła moja mama.Jestem osobą dorosłą. Mój ojciec szybko związał się z inną kobieta, twierdzi, że nie chce być samotny. Nie popieram tego, ale też nie zabraniam, powiedziałam mu, żeby robił co chce i co uważa za stosowne. On uważa, że w ten sposób nie interesuje się jego życiem. Nie jestem w stanie poznać tej kobiety, nadal jestem w żałobie po mamie. Czy jestem złą osobą,ponieważ nie chcę poznać nowej partnerki ojca? Zawsze patrzyłam na uczucia innych, ale teraz uznałam, że muszę patrzeć na moje uczucia. Mój ojciec nawet nie próbuje tego zrozumieć.
Podejrzewam u siebie PTSD, nie mam żadnego wsparcia, jednocześnie muszę opiekować się matką, nie mam siły ani zdrowia psychicznego na to. Proszę o pomoc!
Witam, mam na imię Damian i mam 30 lat. Gdy miałem 24 cały mój świat legł w gruzach. Zmarł mój ojciec śmiercią tragiczną, przez co się poniekąd obwiniałem i mam podejrzenie zespołu stresu pourazowego aczkolwiek nie badałem tego. Przez te 6 lat wszystko w rodzinie było na mojej głowie, ponieważ siostra, jak i matka uciekły w alkohol. Mi się też to udzieliło niestety jednakże panuje nad życiem. Ale do sedna sprawy i pytania: Moja mama przez wiadomość o tym, iż rozchodzę się z kobietą, z którą byłem 8 lat doznała udaru mózgu. Teraz jest w stanie stabilnym, aczkolwiek po udarze nastąpił zespół Korsakowa. Mama za 3 tyg prawdopodobnie wyjdzie ze szpitala, ale lekarz powiedział, że będzie potrzebowała opieki do końca życia. Stąd moje pytanie: co ja mam zrobić? Mam w końcu pomyśleć o sobie i zachować się egoistycznie i poświęcić się sobie czy opiekować się matką, która tak naprawdę pół życia miała mnie, gdzieś, bo dzieciństwo też łatwe nie było. Boję się o swoje zdrowie. Mam napady lęków w nocy i problemy ze snem. Byle błachostka potrafi u mnie wywołać uderzenia stresu. Czuję się, jakbym był za wszystkich odpowiedzialny, ale o mnie nikt nie pomyśli. Co robić?
Mam już skończone 24 lata, a tak naprawdę nie byłam nigdy w związku
Od dłuższego czasu zmagam się z problemem dotyczącym mojej przyszłości. Mam już skończone 24 lata a tak naprawdę nie byłam nigdy w związku (był jeden krótki zakończyłam go nie pasowaliśmy do siebie.) Od tego czasu minęło 5 lat, nie mogę znaleźć nikogo normalnego, tracę tylko czas. Trafiam na facetów, którzy są narcyzami, typy mamisynków lub pragną tylko seksu i nic poza tym. Próbowałam odnawiać znajomości ze szkoły, na portalach randkowych jednak mam wrażenie, że jest coraz gorzej. Nie udaje się najczęściej umawiają się na spotkania-nie przychodzą albo po miesiącu zakończą znajomość. I tak tracę czas. Zaznaczę, że w realu ciężko poznać mi faceta, niestety nie mam gdzie wyjść, bo nie mam z kim. Nie mam znajomych, przyjaciół, by wyjść razem, chociażby na jakiś festyn rodzinny czy jakaś wieczorową zabawę. Jako jedyna z rodziny zostałam obecnie singielka i zaczęli mi dogryzać z tego powodu, stało się to przytłaczające. Każdego razu, gdy się widzimy, padają teksty "kiedy masz ślub" " gdzie zgubiłaś tego twojego" " idź zobacz stoi pod drzwiami" " widzieliśmy go, ale brzydki"- teksty odnoszą się do faceta, z którym mi nie wyszło okazał się mamisynkiem a oni nie dadzą spokoju, tylko coraz bardziej śmieją się ze mnie. Boje się, że nigdy nie ułożę sobie życia jak każdy z członków rodziny na zawsze zostanę sama. Siostra kuzynostwo mają już kolejne dzieci, planują śluby, nawet młodszy brat a u mnie marne szanse. Jeżeli od 5 lat trafiam na coraz gorszych facetów, czas mi ucieka i wszystko stoi w miejscu. Nie wiem już, co robić mówią, że miłość sama przyjdzie, ale nie uwierzę w to. Jak się nie załamywać w takiej sytuacji widząc, gdy inni są szczęśliwi, a mi tyle czasu się nie udaje?
Mąż nie chce włączyć lokalizacji telefonu. Wiele razy mnie zawiódł kłamstwem.
Dzień dobry Czy pomysł aby małżonkowie mieli wzajemnie włączoną w telefonach opcję lokalizacji to zły pomysł? Ja nie mam z tym problemu, jednak mój mąż nie chce się zgodzić na coś takiego. Twierdząc, że nie da mi się kontrolować. Dodam, że niejednokrotnie zawiódł moje zaufanie. Potrafi mnie okłamać prosto w oczy… składa obietnice bez pokrycia. Nie mówi mi o wszystkim twierdząc, że nie musi mi się tłumaczyć
Jak poradzić sobie po zdradzie męża? Dylemat: dać szansę czy zakończyć małżeństwo?

Jestem w rozsypce i mój świat się zawalił. Jestem po ślubie 8 lat i miesiąc temu dowiedziałam się, że mój mąż mnie zdradza. Zdradzał mnie od pół roku z koleżanką z pracy, która sama ma rodzinę i dzieci. Gdy dałam mężowi ultimatum, z dnia na dzień zostawił ją i zaczął się starać o nasze małżeństwo. 

Widzę, że się zmienił, chce pójść ze mną na terapię i zachowuje się całkiem inaczej. Ale ból, który mam w sobie, mnie przerasta i boli mnie to, że przez pół roku prowadził dwa życia. 

Kłamał mnie, a ja nawet się nie zorientowałam. Cały czas zadaję sobie pytanie, czemu mi to zrobił i czemu to tyle trwało? Dlaczego? Widzę, że się stara, ale nie wierzę mu, gdy mówi, że już nigdy tego nie zrobi, że był to błąd, że kocha mnie. 

Tłumaczy się, że nie wie, dlaczego tak zrobił, że miał mętlik w głowie, że nie myślał, że tak bardzo mnie zrani. Nie wiem, co mam myśleć, bo to nie było jednorazowe spanie z kimś. Proszę, o odpowiedź, co ja mam zrobić? Zostać z nim i dać szansę? Czy romans, który trwa pół roku, jest za długi i powinnam go zostawić?

Za chwilę kończę 25 lat.
Za chwilę kończę 25 lat. Nienawidzę swojego ciała, swojej sytuacji, braku perspektyw na przyszłość. Nie mogę nic z tym zrobić, a naprawdę próbowałem wielokrotnie i na różne sposoby. Codziennie budzę się i nie mam właściwie dla kogo ani po co wstawać z łóżka. Nie wiem, po co żyję. Jestem życiowym zerem. Od dłuższego czasu nie chcę żyć. Codziennie o tym myślę, wielokrotnie. Miałem raka, zostawiła mnie dziewczyna, oszukano mnie w pracy, nie powiodło mi się w życiu, a naprawdę ciężko pracowałem, żeby było dobrze już będąc nastolatkiem. Brak mi jakiejkolwiek motywacji i chęci. Moi znajomi żenią się, budują domy, a ja tylko na to bezradnie patrzę i zastanawiam się jak się zabić i więcej nie znosić tego świata. Leki nie pomagają, bo one nie sprawią, że nagle moje życie się ułoży, a ja nie wierzę, że kiedykolwiek będzie dobrze po tym czego doświadczyłem. Już miało być dobrze. Doszedłem do wniosku, że trzeba było się nie leczyć. I tak moja osoba nic nie zmienia.
Jestem zazdrosny o żonę, to niszczy mnie emocjonalnie i psychicznie.

Dzień dobry,

piszę w takiej sprawie: od kilku miesięcy zmagam się z problemem co do mojej żony. Od jakiegoś czasu jestem o nią zazdrosny tak bardziej niż kiedyś i każdego potencjalnego faceta traktuje jak zagrożenie. I nie radzę sobie zbytnio z tym. Co zaczyna bardzo irytować moja żonę i mówi mi o tym. Żebym się ogarnął, bo wchodzi to na tory takiego toksycznego związku. Chcę walczyć z tym, ponieważ też niszczy mnie to od środka. Jestem rozjechany emocjonalnie i potrzebuje pomocy. Mam 36 lat, żona 32. Mamy 9- letniego syna, mieszkamy na wsi i mamy trochę ograniczony kontakty z ludźmi, bo ja tylko do pracy od 6 do 16 tak od 11 lat, odkąd się z żoną "mamy". Proszę o pomoc, moja żona jest wspaniała, troskliwa, kochana, ale też mówi, że potrzebuje trochę "swobody". Dziękuję i pozdrawiam. Proszę pomóżcie mi.

Zacznę od tego, iż przedwczoraj powiedziałam po prawie 2 latach swojemu partnerowi o sytuacji, która mnie męczyła, o której tak naprawdę bałam się mu powiedzieć.
Zacznę od tego, iż przedwczoraj powiedziałam po prawie 2 latach swojemu partnerowi o sytuacji, która mnie męczyła, o której tak naprawdę bałam się mu powiedzieć. Sytuacja, o której mu powiedziałam, wyglądała w sposób taki, iż jego ojciec pewnego wieczoru, gdy wróciłam z pracy (opiekował się wtedy moim dzieckiem, a mój partner był na wyjeździe z wojska, jego żona również była na wyjeździe) zadał mi szokujące mnie pytanie, czy chce się z nim przespać. Gdy odpowiedziałam mu nie i jeszcze raz mówiłam nie i powtarzałam, że nie, że kocham jego syna, że nie ma takiej opcji, żeby coś takiego miało miejsce, zadał mi on kolejne pytanie, skoro nie chce się z nim kochać, to chociaż czy on może zrobić mi dobrze w kontekście minety. Po raz kolejny odpowiedziałam, że nie. Zdaję sobie sprawę, że mogłam powiedzieć o tej sytuacji wszystkim wcześniej, ale bałam się. Czułam, że jestem zastraszana. Gdy chciałam o tym powiedzieć, to od jego ojca usłyszałam, że to będzie moja wina, że ja rozwalę dwie rodziny, że nikt mi nie uwierzy, że to słowo przeciwko słowu. Gdy przedwczoraj była konfrontacja z mamą i tatą mojego partnera, pierwsze co na wejściu usłyszałam od jego ojca zdenerwowanego, że no dalej, dalej mów co masz do powiedzenia, że ja kłamie, gdy powiedziałam w spokoju, jak wyglądała cała sytuacja, zaczął się wściekać i rzucać na moją osobę bluzgami, gdy ja nic nie mówiłam, nie chciałam reagować krzykiem na krzyk. Ale gdy zaczął mi grozić, że ja jeszcze tego pożałuję, że on zniszczy mi życie, nie wytrzymałam i wykrzyknęłam, że kto kłamie, to kłamie, że on wie, jaka jest prawda. Fakt jest taki, iż dziś usłyszałam, że jego żona mi wierzy. Ma żal, że tak późno to powiedziałam, rozumiem to w 100%. Mój partner mi też powiedział, że wierzy, ale powiedział, że jeśli wyjdzie coś jakiś brud na mnie, że ja coś to nie będzie fajnie. Powiem szczerze, nigdy nie myślałam o tym człowieku pod kontekstem seksualnym czy partnerskim. Zawsze traktowałam go jako ojca mojego partnera. Boję się, że po groźbach, które usłyszałam od jego ojca, że coś wymyśli lub powie i znów zmanipuluje bliskimi. Boję się, że ja jako osoba niewinna padłam ofiarą osoby psychicznej, która i tak zryła mi łeb dosłownie. Byłam u psychiatry, który zapisał mi leki. Przez tego człowieka nie umiałam już dłużej trzymać w sobie czegoś, co nie jest moją winą w żaden sposób. Boję się, że on zniczy mnie moją psychikę jeszcze bardziej. Zniszczy moją rodzinę mojego partnera i nasze dziecko. Nie wiem, co mam teraz myśleć, potrzebuje pomocy.