Left ArrowWstecz

Myśli samobójcze podczas odczuwania lęku

Jak sobie poradzić z myślami samobójczymi w momencie odczuwania lęku przed wysokością i prędkością?
User Forum

Paulina

mniej niż godzinę temu
Magdalena Bilińska-Zakrzewicz

Magdalena Bilińska-Zakrzewicz

Dzień dobry, nie wiem czy dobrze zrozumiałam, ze ma Pani mysli samobójcze ze względu na odczuwany silny lęk przed wysokością i prędkością? Trudno dać tu jedna receptę na to, co zrobić. Jednym ze sposobów rozumienia tych mysli samobójczych może być to, ze przychodzą one niejako na „ratunek” w momencie przezywania silnego leku, który jest bardzo nieprzyjemny i trudny do wytrzymania. Mogą wówczas przynosić pewnego rodzaju ulgę. Jednak to zbyt poważna sprawa, aby stawiać tylko jedna hipotezę, której na dodatek nie możemy wspólnie sprawdzać ze względu na formę tego kontaktu - forum internetowe. Obie kwestie - bardzo silny lęk np. wysokości, jak i mysli samobójcze - wymagają wsparcia psychoterapeutycznego. Dlatego stanowczo zachęcam do zgłoszenia się do psychoterapeuty, z którym będzie Pani mogła uczyć się lepiej rozumieć siebie w tych i innych sprawach, uczyć się inaczej regulować uczucia. To bardzo ważne aby z decyzja zgłoszenia się po pomoc nie czekać, gdyby zaś mysli samobójcze nasilały się- zgłosić się na IP szpitala psychiatrycznego w Pani okolicy. Pozdrawiam Magdalena Bilinska Zakrzewicz  

2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

lęk

Darmowy test na lęk uogólniony (GAD-7)

Zobacz podobne

Czy terapia przez internet będzie wystarczająca i czy jest na takim samym poziomie co tradycyjna?
Leczyłam się kiedyś na depresję. Od kilku miesięcy przechodzę bardzo ciężki okres i czuje już, że mam poważne objawy jej nawrotu. Chcę iść do psychologa na terapię, bo wiem, że dłużej już sama z sobą nie wytrzymam. Moje pytanie jest takie czy terapia przez internet będzie wystarczająca i czy jest na takim samym poziomie co tradycyjna, czy lepiej poszukać psychologa na miejscu. Nie potrafię nawet sama wyjść z domu bez stresu, dlatego zastanawiam się nad taka terapią on-line.
Dobry wieczór, mam problem natury niecodziennej
Dobry wieczór, mam problem natury niecodziennej dla mnie natomiast mam problemy, jak to mona było się domyślić, ale wyglądają one następująco. Mam problemy z panowaniem nad emocjami, boję się ciągle, że mi albo moim bliskim stanie się krzywda, boję się większych grup, nie daje sobie rady z decyzjami, moja dziewczyna ma mnie przez to coraz bardziej dość. Z jednej strony chciałbym, żeby było po mojemu, a z drugiej czuje, że ktoś musi wybrać za mnie, nie panuję nad emocjami każda błahostka czy to muzyka, czy głupie sytuacje sprawiają, że jestem zły smutny wesoły albo inne tego typu skrajne emocje. Dodam, że nigdy bym się nie zniżył do poziomu rękoczynów, których nigdy nie stosowałem i nie mam zamiaru stosować i nie panuję nad emocjami, tymi skrajnymi wpadam amok w atak paniki i nie idzie mi nic wytłumaczyć i jestem ciągle nieszczęśliwy, co jest ze mną nie tak? Jestem na coś chory? Jestem nienormalny? Proszę o pomoc, nie radzę sobie już sam, a z dnia na dzień jest coraz gorzej... Chce mi się płakać, jak to piszę, a jeszcze chwile temu kłóciłem się z bliskimi i wmawiałem sobie, że nie zasługuje na nic co dobre.
Mam 17 lat i od kilku lat leczę się na zaburzenia odżywiania, depresję i kilka innych rzeczy. Mam skłonności hipochondryczne
Mam 17 lat i od kilku lat leczę się na zaburzenia odżywiania, depresję i kilka innych rzeczy. Mam skłonności hipochondryczne i boję się, że nie zostanę potraktowana poważnie przez moją terapeutkę, mimo że jest ona cudowna i nigdy wcześniej nic takiego się nie zdarzyło. Od dziecka mam bardzo dziwne epizody z "halucynacjami", gdy wydaje mi się, że wszystko jest bardzo oddalone ode mnie i malutkie, a ja jestem ogromna. Wszystkie dźwięki wydają się nieznośnie głośne, a niektóre tekstury obrzydliwe do stopnia, że nie mogę ich dotknąć. Czuję dziwne mrowienie w dłoniach i generalnie jestem wtedy strasznie zestresowana. Nie lubię wtedy chodzić, ponieważ wydaje mi się również, jakby podłoga była strasznie miękka. Nigdy nie trwa to długo i po tylu latach nauczyłam się z tym żyć i ignorować to. Znalazłam też kilka sposobów, żeby skrócić taki epizod i się zrelaksować. Kiedyś bałam się, że są to początki schizofrenii, dopóki nie dowiedziałam się o syndromie Alicji w krainie czarów kilka lat temu. Od tamtej pory boję się, że może być to właśnie to, ale boję się poruszyć ten temat u terapeuty lub psychiatry. Boję się zarówno reakcji, jak i diagnozy, bo boję się, że będzie mi głupio, że w ogóle myślałam o jakimś syndromie i znowu przesadzam. Planuję się w końcu przełamać i o tym powiedzieć, ponieważ wiem, że to nic dobrego, ale chciałabym najpierw poznać opinię na ten temat. Czy to możliwe, że mam ten syndrom czy to znów tylko moja obsesja i to coś zupełnie innego?
Boję się przerwy w terapii.
Dzień dobry, co mogę zrobić jak odczuwam lęk przed przerwą od terapii? Problem jest taki, że w ciągu następnych dwóch tygodni albo nie mam czasu albo nie ma terminu, który by mi pasował u mojego terapeuty i obawiam się, że dłuższa przerwa coś zmieni w moim procesie, wystąpi lęk sprzed rozpoczęcia przeze mnie spotkań z psychologiem. Bardzo obawiam się nawrotu moich problemów, nie umiem przyswoić tego, że mogą zniknąć, bo jest to dla mnie dziwne, że nagle od 3-4 miesięcy wszystko zaczęło się układać, skoro wcześniej było tak źle. Nie mam teraz z kim omówić tych myśli, zaczynam przez to czuć napięcie do rzeczy, do których wcześniej się przełamywałam, które teraz niby są na poziomie bez lęku, a nie wiem czemu myślę, że on nagle wróci. Mam wrażenie, że bardzo przyzwyczaiłam się do spotkań, dodałam je do swojej rutyny, a jak nie pójdę na nie konkretnego dnia o konkretnej godzinie to boję się, że stanie się coś złego, lęk do mnie wróci itp. Zwłaszcza, że teraz też mijają dwa tygodnie od kiedy ostatnio udało mi się być na sesji, jak na razie nie widzę jakiegoś większego pogorszenia, ale bardzo się go obawiam i nie wiem co robić, mam przed sobą wiele stresujących sytuacji i wyzwań i nie chcę znowu kogoś zawodzić przez to, że nagle zacznę się znowu tak bać. Proszę o pomoc, bo chyba kolejnych dwóch tygodni z takim poczuciem nie wytrzymam…
Lęk społeczny od dziecka, który utrudnia mi teraz funkcjonowanie w dorosłości.
Co jeszcze mogę zrobić? Od zawsze byłem cichym dzieciakiem trzymającym się na uboczu i nie lubiącym być na świeczniku (i nauczyciele nie widzieli w tym problemu, po prostu uważali że jestem grzeczny, nikt nigdy nie zwrócił uwagi że coś może być nie tak), od kiedy pamiętam mam problem z nawiązywaniem nowych znajomości, bo paraliżuje mnie strach, kiedy mam zainicjować rozmowę, trzymałem i trzymam się nadal tylko z najbliższym wąskim gronem przyjaciół i znajomych, których znam praktycznie od piaskownicy. Jednakże teraz rzadko kiedy mamy czas żeby się spotkać, wiadomo dorosłe życie, praca itd. Przenosi się to też na inne sfery życia niż towarzyskie, kiedy przychodziło do odpowiedzi w szkole oblewałem się zimnym potem i robiło mi się słabo, to samo tyczy się np. rejestracji u lekarza itd. Dlatego też zrezygnowałem z matury, bo tak bardzo bałem się ustnej części i do teraz pluję sobie za to w brodę. (Warto dodać, że mam od dziecka nadwagę, niedoczynność tarczycy nie jest żadnym usprawiedliwieniem, za to problemy skórne, które uniemożliwiały mi ćwiczenie już trochę tak, bo ból często był nie do zniesienia (mimo to próbowałem i grałem np. w klubie w nożną czy w koszykówkę). Na szczęście te skórne schorzenia już pokonałem i jest wszystko w porządku, wziąłem się za siebie i zrzuciłem już blisko 30 kg) W podstawówce jeszcze jakoś dawałem radę, prawdziwe problemy zaczęły się w gimnazjum. Pojawiły się stany lękowe i mocny lęk społeczny. Ze swoją klasą nie miałem problemów, za to byłem dręczony przez osoby z innej klasy i do dzisiaj pozostała mi trauma, opuszczałem bardzo wiele lekcji i siedziałem roztrzęsiony w domu. Technikum uznałem za swego rodzaju nowy start, pierwsza klasa przebiegła raczej bez problemu. Co prawda nadal byłem cichy i wycofany ale dałem radę przechodzić cały rok w miarę spokojnie. W klasie nie nawiązałem żadnych poważniejszych znajomości, z nikim się nie zadawałem poza szkołą. No i przyszła 2 klasa... jakoś na końcu 2 miesiąca roku szkolnego złapałem szkarlatynę i to dosyć mocną przez co 2 miesiące przeleżałem w łózku z prawie 40 stopniową gorączką, okropnym bólem głowy i innymi objawami. Gdy wyzdrowiałem to nie byłem już w stanie wrócić, nikomu z klasy nie dałem znać dlaczego mnie nie ma, bałem się ocenienia i pytań o to dlaczego mnie nie było, paraliżował mnie strach. Szkołę dokończyłem w trybie indywidualnego nauczania i tak jak wcześniej napisałem zrezygnowałem z matury ze strachu, jednak udało mi się zdobyć technika pojazdów samochodowych ale nic mi on aktualnie nie daje. Po szkole była bardzo niewielka poprawa. Udało mi się pójść do pracy, po 3 miesiącach okresu próbnego nie przedłużono mi umowy, wytłumaczono mi to tym że niby była ogólna redukcja etatów i nikogo nowego też nie potrzebują, jednak ja w to nie wierzę i do dzisiaj się obwiniam że po prostu byłem za słaby i mimo że dawałem z siebie wszystko, to było to za mało. Od tego czasu wróciły wszystkie demony z czasów dzieciństwa i szkolnych. Od tego czasu boję się pójść do jakiejkolwiek pracy, zdarzyło mi się nawet odwołać rozmowę o pracę w jej dniu bo tak sparaliżował mnie strach i dostałem drgawek. Aktualnie mam 22 lata, zawodowo stoję w miejscu i czuję presję czasu. Rodzice mnie wspierają zarówno psychicznie jak i czasami finansowo, jednak gdy mam chociaż trochę oszczędności to oddaję im wszystko z naddatkiem bo nie mógłbym spojrzeć w lustro. Stany lękowe, depresyjne i lęki społeczne tylko się pogłębiły, gdy jestem np. w galerii handlowej czuję jakby wszyscy się na mnie patrzyli i obgadywali, od razu się pocę. Boję się też przykładowo wjechać do miasta samochodem w godzinach szczytu bo się stresuję że ktoś będzie na mnie trąbił, zgaśnie mi samochód, na światłach itd. Czuję się niepotrzebny i często się za wszystko obwiniam, często uważam się za ciężar dla wszystkich. Jeśli chodzi o charakter to nigdy nie należałem do wrednych osób, wręcz przeciwnie, zawsze byłem w cholerę empatyczny, bezkonfliktowy i wolę być skrzywdzonym niż skrzywdzić kogoś. Denerwuje mnie gdy ktoś jest bez serca. Jestem w cholerę wrażliwy, płaczę na filmach, grach czy przy książkach jeśli tylko mają chwytającą za serce historię. I... właśnie tych cech charakteru też się wstydzę (chociaż nie wiem czy to dobre określenie) bo boję się że ktoś mnie zwyzywa od słabiaków czy mięczaków. Sam też się boję że będąc właśnie takim typem osoby nie osiągnę sukcesu bo żeby teraz coś osiągnąć, trzeba mieć w sobie trochę z bycia zimnym człowiekiem a empatia i wrażliwość właśnie nie są dzisiaj normą. Gdy nie ma czasu na spotkanie z przyjaciółmi czuję się w strasznie samotny a nie umiem nawiązać żadnej nowej znajomości, nawet w internecie, boję się do kogokolwiek odezwać czy napisać. Z wejściem w związek jest dokładnie ta sama sytuacja. Od 2 miesięcy chodzę na terapię, ufam swojej terapeutce i czuję wsparcie i leciutką poprawę jednak jeszcze trochę czasu musi minąć zanim się przed nią w pełni otworzę. Jednak jestem zadowolony, że się na to zdecydowałem.