Left ArrowWstecz
Jak sobie poradzić z osobą w pracy która nie za bardzo nas akceptuje? Ciągle się czepia, nie wytłumaczy tylko od razu ma do nas ambiwalentny stosunek. Pracując z taką osobą strasznie się stresuje i popełniam jeszcze więcej błędów... jak sobie poradzić?
Konrad Smolak

Konrad Smolak

Jak w każdym przypadku krótkiego opisu i braku możliwości dopytania, można jedynie ogólnie zasugerować jedną z możliwych opcji. Zakładam też że to współpracownik.

Wstępnie sugerowałbym ujawnienie własnych emocji ze strony Ja, czyli jak Pani/Pan się z tym czuje, co Pani/Panu w tym przeszkadza i jakie ma Pani/Pan oczekiwania. 

Nie mniej powyższe jest pobieżną sugestią, być może trzeba by poznać więcej szczegółów.

2 lata temu
Arkadiusz Parker

Arkadiusz Parker

Dzień dobry,

raczej zachęcam spojrzeć na to z drugiej strony tj. co Pani/Panu robi to, że dana osoba nie wykazuje akceptacji (jakie uczucia wtedy się pojawiają, jakie myśli, jakie to ma w ogóle znaczenie), z jakiego powodu jest w takich sytuacjach przeżywany stres. Można sobie spróbować odpowiedzieć na nie indywidualnie, ale jest też możliwość skorzystania z konsultacji psychologicznych-psychoterapeutycznych, by wraz z drugą osobą znaleźć na nie odpowiedzi (i na wiele innych pytań) i także poradzić sobie z uczuciami, które Pani/Pan opisuje.

Pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki,

Arkadiusz Parker

2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Dobierz psychologaArrowRight

Zobacz podobne

Brak sprawczości w życiu po traumatycznych relacjach z rodziną - jak odzyskać kontrolę?

Moim problemem jest brak jakiejkolwiek sprawczości w życiu. Czuję, że jako nastolatka zostałam złamana przez nadopiekuńcze, toksyczne i nerwowe mamę z babcią. Nic mi nie było wolno, ciągle tylko awantury i znęcanie się psychiczne. Dziś nam 40 lat i jestem na całkowitym utrzymaniu mamy i babci. Za sobą mam 20 lat próbowania różnorakich prac, różnego typu: od prac biurowych, przez związane z moim hobby, po prace fizyczne. Niestety rezygnowałam (lub wyrzucano mnie) z jednego z dwóch powodów: albo nie dawałam sobie rady (mam słaby intelekt, a także jestem słaba fizycznie) albo nie wytrzymywalam tego zamknięcia w pracy. Czułam się jak w pułapce, jakby każda komórka mojego ciała krzyczała, że chce się wydostać. Wiem, że to nieodpowiedzialne, dziecinne, jak głupi, zbuntowany małolat, a nie 40-letnia baba, ale za każdym razem nie wytrzymywałam i dosłownie uciekałam z pracy jak z pułapki. W tej chwili mam już tak mało sił, że nie wierzę, że jeszcze kiedykolwiek ucieknę mamie. Ale chciałabym dać sobie radę, chociażby dorabiając jakieś drobne. Nie stać mnie na terapię, na nfz już byłam, nie pomogło, pan stwierdził, ze widocznie mi za dobrze, że siedzę w tej bezradności. Proszę o pomoc.

Jestem zmęczony i znudzony swoim życiem - dom i praca, która nie jest związana z moim zawodem. Potrzebuję kontaktu z innymi osobami - czy mam na to szansę?
Dzień dobry, mam 26 lat. Skończyłem dobre liceum i potem poszedłem do medycznej szkoły policealnej. Aktualnie kończę licencjat. Problem polega na tym, że po dzień dzisiejszy nie mogę znaleźć pracy w zawodzie i ciągle muszę pracować fizycznie za najniższą krajową. Ogólnie uważam, że ciągle robię to, czego nie chcę, nie mogę się odnaleźć. Nie mam też zbytnio znajomych i to jest jeszcze większy problem, bo nie mam się z kim spotykać. Zawsze było mi trudno o złapanie dobrego kontaktu z kimś, a w obecnym momencie tym bardziej, ponieważ sporo osób wyprowadziło się do innych miast albo mają jakieś swoje sprawy. Moje życie to tylko dom i praca. Mam już dosyć tej ciągłej rutyny i chciałbym, żeby coś się zaczęło zmieniać, aczkolwiek nie wiem jak mam sobie pomóc. Dodam że od 5 lat mam też dziwne problemy zdrowotno-alergiczne. Nie wiem co jest tego przyczyną. Byłem u kilku specjalistów, ale żaden nie powiedział mi niczego konkretnego. Ciągle jestem zmęczony i nie mam chęci do życia, do tego problemy z układem trawiennym. Od czego mam zacząć ? Czy mam jeszcze w życiu szanse by kogoś poznać ?
Jak zmotywować się do codziennych obowiązków?
Jak zmotywować się do codziennych obowiązków?
Gdzie mam swoją miłość?
Gdzie mam swoją miłość?
Jestem niespokojna-wybuchowa, zmienna, wiecznie zmieniam pracę i miejsce zamieszkania. Nie potrafię podjąć hobby czy być konsekwentną, bo rozpiera mnie różnorodność emocji. Nie radzę sobie.
Od kilku dobrych lat, od kiedy wyprowadziłam się z domu, cały czas się przeprowadzam. Ciągle zmieniam pracę. Jedyne co stałe to (o dziwo) mąż, za którego wyszłam dosyć spontanicznie, ale mam niezawodną intuicję i według mnie to jest to coś na całe życie. Brakuje mi cierpliwości, często płaczę, wybucham, nie mogę opanować złości. Nastrój mam bardzo różny i bardzo szybko się zmienia, zauważyłam to mniej więcej po 20 rż, mam 26 lat, z każdym rokiem mam wrażenie, że coraz bardziej tracę nad sobą i swoimi emocjami panowanie. Nie potrafię rozwinąć żadnego hobby, poddaję się przy pierwszej próbie. Nie wiem co o sobie myśleć, nie potrafię siebie opisać, mam wrażenie, że jestem bardzo różna albo nijaka. Nie wiem o co chodzi, ale moje zmienne nastroje i ciągła złość wywołana też moja niekonsekwencją znacznie utrudniają mi życie (mimo wszystko burzliwy związek, czasem jestem nieznośna i mam tego świadomość, ale nie potrafię się opanować w danej chwili) zarówno uczuciowe, ale zwłaszcza zawodowe. Pociągają mnie różne rzeczy, mam dużo pomysłów, których nie realizuję lub robię to w małym stopniu. Szukam rozwiązania, które pomoże żyć mi normalnie. Na tę chwilę sama się ze sobą męczę.
Dzień dobry. Mam problem, ponieważ nie wiem, gdzie chcę mieszkać
Dzień dobry. Mam problem, ponieważ nie wiem, gdzie chcę mieszkać. Skończyłam studia i od kilku lat czekałam na to, aż w końcu będę mogła się wyprowadzić za granicę, bo nie lubiłam Polski. Jednak, gdy w tym czasie byłam na wakacjach, zawsze na koniec chciałam być już w domu i w głowie marzyła mi się przytulna jesień i oglądanie filmów. Byłam w zeszłym roku we Włoszech 3 miesiące na praktykach, na początku podobało mi się i miałam odczucie, że chcę tam mieszkać, jednak wydarzyły się przykre rzeczy, które coraz bardziej zniechęcały mnie do tego miejsca. Pomimo cudownych nieraz widoków, nie potrafiłam się cieszyć krajobrazem. I tak musiałabym wracać do Warszawy, gdyż jesienią zaczynałam zajęcia. Chodzi jednak o to, że nie pamiętam ostatniego czasu, gdy będąc za granicą chciałam tam zostać. Za to, gdy jestem w Polsce przez jakiś czas, mam jej dosyć, zniechęca mnie jej przeciętność i ludzie w moim wieku, którzy są często wulgarni i mało lojalni. Skąd mam wiedzieć, czego tak naprawdę chcę? Dlaczego po powrocie do Polski czuję ulgę, a zaraz potem znowu chcę wyjechać? Jedna rzecz nie zmienia się od kilku lat - nienawidzę Warszawy i nie chcę tu zostać. Po skończeniu studiów wiedziałam, że chcę mieszkać w Szwajcarii, nie dostałam jednak żadnej pracy. Do Włoch mnie aż tak nie ciągnie, nie mam już takiego wyobrażenia o tym kraju jak kiedyś. Wrociłam właśnie z wakacji z południa Francji, na których byłam sama. Na początku jak zawsze podobało mi się, jednak zniechęcił mnie brud (niestety obecny w wielu krajach Europy Zachodniej), gorąc, samotność, uraz stopy, który uniemożliwił mi chodzenie, byłam strasznie zmęczona, nie miałam ochoty nawet siedzieć w wodzie. Po tym doświadczeniu mam ochotę przeprowadzić się na południe Polski, byłam tam ze 2 razy, skąd mam jednak wiedzieć, że nie odwidzi mi się? W dodatku, gdy jest lato, mam ochotę na jesień, przytłacza mnie słońce. Za to gdy jest zima, marzę o mieszkaniu w tropikach. Jesień natomiast zawsze mnie cieszy - jest otulająca, nie przytłacza, nie narzuca się. Z drugiej strony, skoro siedzę tutaj i jakoś żyję, to może wystarczy się przestawić i przyzwyczaję się do nowego miejsca. Wiem, że przeprowadzka zawsze wiąże się z ryzykiem, jednak powinna być dobrze przemyślana. Z drugiej strony wielu rzeczy nie da się przewidzieć. Jak żyć w takich warunkach? Obawiam się, że nie znajdę swojego domu.
Jak radzić sobie z perfekcjonizmem i presją w pracy?

Presja w pracy, związana z moim perfekcjonizmem, staje się coraz większa. Zawsze miałem wysokie wymagania wobec siebie, ale teraz czuję, że to po prostu mnie zżera. Każdy najmniejszy błąd powoduje, że czuję się jak kompletny nieudacznik i mam wrażenie, że wszyscy wokół mnie, mnie oceniają. To zupełnie psuje moją satysfakcję z pracy, bo zamiast cieszyć się z sukcesów, nie mogę przestać myśleć o tym, co zrobiłem źle. 

Jak wyjść z sytuacji, w której nie potrafię podjąć się pracy, bo bardzo się boję, ale nie mogę normalnie żyć i leczyć się bo nie pracuję? Mam ogromny lęk związany z pracą, A właściwie z tym, że zawiodę, zrobię coś źle, popsuję coś ważnego i zostanę za to ukarana lub okrzyczana. Moją przeszkodą są problemy z kontrolowaniem swoich emocji i swojego ciała, kiedy się stresuję.Nie rozumiem wtedy co mówią do mnie ludzie, nie potrafię się skupić, czasem czuję się jak we śnie, i wszystko leci mi z rąk, w sytuacjach formalnych mam problem żeby się podpisać bo np. Robię literówki we własnym imieniu. Wstyd mi za to, bo całe życie wszyscy krzyczą na mnie, przez moją niezdarność i przez to nie ufam sama sobie i czuję że nie jestem godna zaufania przez moje rozkojarzenie i nieuwagę. Kiedy robię rzeczy w sowim tempie wszystko jest w porządku, jestem zaradna i pojętna, ale kiedy jestem pod presją czasu czuję jakby odjęło mi mózg. To było też częstą przyczyną moich porażek np. na sprawdzianach. Obecnie mam 20 lat, uczę się, ale utrzymuje mnie moja dziewczyna, ale nie chcę być taka bezradna w swoim życiu. Staram się rozwijać na innych płaszczyznach np. Robiąc kursy i ucząc się języków. Ze strony rodziny nie mam żadnego wsparcia finansowego ani emocjonalnego. Chodziłam do psychiatry i przez kilka miesięcy chodziłam też na terapię, ale nie czułam, że to cokolwiek zmienia, może terapia była niedopasowana do mojego problemu, właściwie to nie wiem, skąd powinnam wiedzieć że terapia jest dobrze prowadzona. Może ktoś z Państwa byłby w stanie doradzić, jakiego rodzaju terapii poszukać, na czym się skupić, żeby samemu też popracować nad tym lękiem, nie mogę znieść tej bezradności. Pozdrawiam, Daria.
Trudności w pracy: problemy z koncentracją i adaptacją przy stwardnieniu rozsianym, a ADHD?

Co powinnam zrobić, jeżeli w każdej pracy mnie nie chcą? Czuję się głupia. Mam problemy z pamięcią, koncentracją (co może wynikać ze stwardnienia rozsianego, na które choruje albo nie), jestem za spokojna, niesamodzielna, mam problemy z adaptowaniem się i kontaktami z ludźmi, a poza tym jestem za szybka, niedokładna, przez co popełniam błędy nieświadomie. Czuje się z tym fatalnie, bo to nie moja pierwsza praca, a chciałabym mieć coś stabilnego. Z tego powodu zaczynam nie lubić siebie ani innych ludzi i bać się o przyszłość. A może mam ADHD? Czy coś mi pomoże?

Lęk społeczny od dziecka, który utrudnia mi teraz funkcjonowanie w dorosłości.
Co jeszcze mogę zrobić? Od zawsze byłem cichym dzieciakiem trzymającym się na uboczu i nie lubiącym być na świeczniku (i nauczyciele nie widzieli w tym problemu, po prostu uważali że jestem grzeczny, nikt nigdy nie zwrócił uwagi że coś może być nie tak), od kiedy pamiętam mam problem z nawiązywaniem nowych znajomości, bo paraliżuje mnie strach, kiedy mam zainicjować rozmowę, trzymałem i trzymam się nadal tylko z najbliższym wąskim gronem przyjaciół i znajomych, których znam praktycznie od piaskownicy. Jednakże teraz rzadko kiedy mamy czas żeby się spotkać, wiadomo dorosłe życie, praca itd. Przenosi się to też na inne sfery życia niż towarzyskie, kiedy przychodziło do odpowiedzi w szkole oblewałem się zimnym potem i robiło mi się słabo, to samo tyczy się np. rejestracji u lekarza itd. Dlatego też zrezygnowałem z matury, bo tak bardzo bałem się ustnej części i do teraz pluję sobie za to w brodę. (Warto dodać, że mam od dziecka nadwagę, niedoczynność tarczycy nie jest żadnym usprawiedliwieniem, za to problemy skórne, które uniemożliwiały mi ćwiczenie już trochę tak, bo ból często był nie do zniesienia (mimo to próbowałem i grałem np. w klubie w nożną czy w koszykówkę). Na szczęście te skórne schorzenia już pokonałem i jest wszystko w porządku, wziąłem się za siebie i zrzuciłem już blisko 30 kg) W podstawówce jeszcze jakoś dawałem radę, prawdziwe problemy zaczęły się w gimnazjum. Pojawiły się stany lękowe i mocny lęk społeczny. Ze swoją klasą nie miałem problemów, za to byłem dręczony przez osoby z innej klasy i do dzisiaj pozostała mi trauma, opuszczałem bardzo wiele lekcji i siedziałem roztrzęsiony w domu. Technikum uznałem za swego rodzaju nowy start, pierwsza klasa przebiegła raczej bez problemu. Co prawda nadal byłem cichy i wycofany ale dałem radę przechodzić cały rok w miarę spokojnie. W klasie nie nawiązałem żadnych poważniejszych znajomości, z nikim się nie zadawałem poza szkołą. No i przyszła 2 klasa... jakoś na końcu 2 miesiąca roku szkolnego złapałem szkarlatynę i to dosyć mocną przez co 2 miesiące przeleżałem w łózku z prawie 40 stopniową gorączką, okropnym bólem głowy i innymi objawami. Gdy wyzdrowiałem to nie byłem już w stanie wrócić, nikomu z klasy nie dałem znać dlaczego mnie nie ma, bałem się ocenienia i pytań o to dlaczego mnie nie było, paraliżował mnie strach. Szkołę dokończyłem w trybie indywidualnego nauczania i tak jak wcześniej napisałem zrezygnowałem z matury ze strachu, jednak udało mi się zdobyć technika pojazdów samochodowych ale nic mi on aktualnie nie daje. Po szkole była bardzo niewielka poprawa. Udało mi się pójść do pracy, po 3 miesiącach okresu próbnego nie przedłużono mi umowy, wytłumaczono mi to tym że niby była ogólna redukcja etatów i nikogo nowego też nie potrzebują, jednak ja w to nie wierzę i do dzisiaj się obwiniam że po prostu byłem za słaby i mimo że dawałem z siebie wszystko, to było to za mało. Od tego czasu wróciły wszystkie demony z czasów dzieciństwa i szkolnych. Od tego czasu boję się pójść do jakiejkolwiek pracy, zdarzyło mi się nawet odwołać rozmowę o pracę w jej dniu bo tak sparaliżował mnie strach i dostałem drgawek. Aktualnie mam 22 lata, zawodowo stoję w miejscu i czuję presję czasu. Rodzice mnie wspierają zarówno psychicznie jak i czasami finansowo, jednak gdy mam chociaż trochę oszczędności to oddaję im wszystko z naddatkiem bo nie mógłbym spojrzeć w lustro. Stany lękowe, depresyjne i lęki społeczne tylko się pogłębiły, gdy jestem np. w galerii handlowej czuję jakby wszyscy się na mnie patrzyli i obgadywali, od razu się pocę. Boję się też przykładowo wjechać do miasta samochodem w godzinach szczytu bo się stresuję że ktoś będzie na mnie trąbił, zgaśnie mi samochód, na światłach itd. Czuję się niepotrzebny i często się za wszystko obwiniam, często uważam się za ciężar dla wszystkich. Jeśli chodzi o charakter to nigdy nie należałem do wrednych osób, wręcz przeciwnie, zawsze byłem w cholerę empatyczny, bezkonfliktowy i wolę być skrzywdzonym niż skrzywdzić kogoś. Denerwuje mnie gdy ktoś jest bez serca. Jestem w cholerę wrażliwy, płaczę na filmach, grach czy przy książkach jeśli tylko mają chwytającą za serce historię. I... właśnie tych cech charakteru też się wstydzę (chociaż nie wiem czy to dobre określenie) bo boję się że ktoś mnie zwyzywa od słabiaków czy mięczaków. Sam też się boję że będąc właśnie takim typem osoby nie osiągnę sukcesu bo żeby teraz coś osiągnąć, trzeba mieć w sobie trochę z bycia zimnym człowiekiem a empatia i wrażliwość właśnie nie są dzisiaj normą. Gdy nie ma czasu na spotkanie z przyjaciółmi czuję się w strasznie samotny a nie umiem nawiązać żadnej nowej znajomości, nawet w internecie, boję się do kogokolwiek odezwać czy napisać. Z wejściem w związek jest dokładnie ta sama sytuacja. Od 2 miesięcy chodzę na terapię, ufam swojej terapeutce i czuję wsparcie i leciutką poprawę jednak jeszcze trochę czasu musi minąć zanim się przed nią w pełni otworzę. Jednak jestem zadowolony, że się na to zdecydowałem.
Jestem zmęczona moją pracą.
Jestem zmęczona moją pracą. W pokoju biurowym siedzimy w 8 osób. Dzień w dzień widzę tych samych ludzi. Ludzie w pokoju dają mi znać, że się mało odzywam. Już samo to, że oni gadają cały dzień w pokoju, wykańcza mnie. Wychodzę z pracy jak z kamieniołomu. Nie chcę wychodzić na gbura albo na osobę, która czuje się lepsza od nich, więc staram się dogadywać i brać udział w rozmowach, ale kosztuje mnie to dużo, a im mało, ponieważ dają mi o tym znać, żebym coś mówiła, dogadywała. Często organizowane są jakieś imprezy integracyjne, firmowe. Nie rozumiem, jak ludzi może cieszyć to, żeby po pracy spędzać czas na imprezach z pracy, z ludźmi z pracy, których widują częściej niż niejednych swoich znajomych czy rodzinę. Ludzie są bardzo mili, życzliwi i w porządku co nie zmienia faktu, że mam ich dość. Czuję, że ludzie to dla mnie wampiry energetyczne. Tyle było gadania, że przez pandemię ludzie zaczęli mieć problemy ze zdrowiem psychicznym przez izolacje. Dla mnie był to najpiękniejszy okres w życiu, który już nigdy się nie powtórzy pewnie. Dlaczego tak mało mówi się o osobach, które lubią spokój, ciszę, a interakcje z ludźmi ich męczą okropnie. W życiu prywatnym mam dobre stosunki z rodziną i mam dwie najlepsze przyjaciółki, z którymi widuje się jeden na jeden. I to jest dla mnie wystarczające. Rozwiązaniem byłoby znaleźć zdalną pracę na pewno, ale nie jest to takie proste. Próbuję coś znaleźć cały czas...psychicznie wysiadam...
Po 18 latach zmieniał pracę. W nowej popełniam dużo błędów. O czym może to świadczyć?
Witam. Mam taki problem ze sobą. Zmieniłam pracę po 18 latach, którą zdobyłam jako młody człowiek po znajomości . Teraz pracuję u szwagierki , dla mnie nowa braża suplementy . Jestem u niej już pół roku , ciągle popełniam błędy , pomylę kod lub źle spiszę cenę, zajmuję się metkowaniem głównie. O czym może to świadczyć, czy naprawdę jestem taka tępa , że nie potrafię dokładnie spisać danych na metkę. Dodam , że metkuje nawet przez 6-7 godzin.Temat mnie słabo wciągnął. Ogólnie jestem nieśmiała i boję się zmian , obawiam się czy gdziekolwiek w innej pracy dam sobie radę.
Jak pasja do meteorologii może stać się źródłem satysfakcji i zarobku?

Pasjonuję się meteorologią, amatorsko, ale sprawia mi to ogrom satysfakcji, tylko nikt o tym nie wie.

Pasjonuję się tym już blisko 10 lat, ale to pewnie dlatego, że mam autyzm w stopniu lekkim. Byłbym mega usatysfakcjonowany, gdyby to był mój zarobek. Chciałbym komuś o tym opowiedzieć, ale jednocześnie nie narzucać nikomu, ale tylko w celu, żeby ktoś mnie poznał od tej strony.

Mam 17 lat i problem z nauką i robieniem notatek.
Mam 17 lat i problem z nauką i robieniem notatek. Po pierwsze czuję przymus przepisywania wszystkiego, bo myślę, że inaczej się nie nauczę (w sensie nie mogę uczyć się bezpośrednio z książki). Nawet jeśli coś już umiem, to muszę to zapisać. Kolejnym problemem jest robienie notatek lub nawet zadań z matematyki. Mam takie dziwne natręctwo, że wszystko musi być zapisane równo, na tych samych kartkach i tym samym długopisem. Potrafię przez 2 godziny siedzieć i zastanawiać się, czy lepiej pisać na kartce w kratkę, czy może na czystej białej. Tak samo nie mogę zdecydować się czy użyć zakreślacza, czy może nie, czy pisać od podpunktów, czy nie. Często zmieniam zdanie i wtedy muszę przepisać notatkę na nowo. Lub piszę coś w zeszycie i stwierdzam, że jednak lepiej mieć to na kartce wyrwanej więc muszę przepisać od nowa. Czasem gdy robiłam zadania na tablecie i po 10 stwierdziłam, że zmniejszenie grubość pisaka to przepisywałam od nowa te 10 zadań, aby było wszystko tak samo. Na tablecie też często potrafię od nowa pisać po 5 razy tę samą cyferkę, żeby w końcu mi się podobała. Gdy czasem się pomylę albo coś krzywo zapiszę, to też muszę przepisać wszystko od nowa. Bardzo mnie to męczy, bywa tak, że piszę to samo na 3 różnych kartkach, bo nie wiem, na której będzie lepiej. W trakcie nauki wręcz boję się, że coś krzywo zapiszę. Gdy uczę się np. biologi (którą rozszerzam) nie robię praktycznie żadnych rysunków, bo myślę, że i tak krzywo mi wyjdzie i pewnie robiłabym to 10 razy, zanim wyszłoby ładnie. Gdy nawet już zrobię jakąś notatkę, to od razu muszę ją włożyć do koszulki, żeby przypadkiem jej nie ubrudzić lub nie pogiąć. Ogólnie ciężko mi się uczy z tego co mam zanotowane w miarę ładnie, bo jakoś czuję niepokój, że to się zniszczy. Mam też trochę obsesję na punkcie porządku, muszę mieć wszystko poukładane, codziennie zamiatam i ścieram kurze. Jeszcze jedną dziwną rzeczą jest to, że gdy biorę cokolwiek w sklepie, to nie może być to pierwsza z brzegu rzecz. W sensie jak biorę, np. czekoladę z półki, to muszę wziąć tę dalej położoną. Albo w sklepie jak mój rozmiar jest na 1 wieszaku to i tak szukam swojego rozmiaru, który będzie dalej, najlepiej w środku nie z brzegu. Nawet do końca nie rozumiem przyczyny, może jakoś wydaje mi się, że ta rzecz w środku będzie taka nieskazitelna. Jest to irracjonalne, ale nie umiem sobie z tym poradzić Zaczęłam niedawno uczęszczać na terapię, ale nie umiem się przełamać, żeby o tym powiedzieć, bo nie znalazłam za wiele na ten temat w internecie i wstydzę się tego. Czy może być to nerwica natręctw, czy może coś innego?
Jak radzić sobie z presją i blokadą słowną podczas prezentacji u pani dziekan?

Dzień dobry, na zajęciach z jednego przedmiotu u pani dziekan, czuję presję, że muszę jej przedstawić swoją pracę i wszystko co mam. Wtedy czuję blokadę słowną, zaczynam milczeć i czuję pracę swojego serca. 

Jak sobie z tym poradzić?

Podobną sytuację miałam w trzecim semestrze (obecnie jestem na piątym) i w liceum. W liceum podobna sytuacja skończyła się słowami polonistki ,, ja to wszystko wiem z obserwacji,,. Rozmawiałam na ten temat z koleżanką i powiedziała, że jest to normalne i zaproponowała, aby powiedzieć o tym pani dziekan. Chciałabym to zrobić, ale boję się do niej podejść i o tym powiedzieć, bo na samą myśl się trzęsę i wiem, że nic nie powiem.

Po opuszczeniu przez partnera (który nie wspiera finansowo ani emocjonalnie) wpadłam w uzależnienie od alkoholu - bardzo źle się czuję, proszę o pomoc
Witam, dwa lata temu urodziłam córkę, drugą już. W czasie ciąży wyszło, że partner ma długi hazardowe i to ogromne...ciąża zagrożona...tuż po zostawił i pojechał za granicę, dalej kłamał, grał, nie pomagał...płakałam chyba prawie cały czas...skończyłam karmić piersią i kiedyś w tych nerwach sięgnęłam po piwo, by, nie wiem, uspokoić się, zasnąć...I tak od tego czasu piję codziennie i to z 3 lub 4, pracuję po 12 godz dziennie, jak przychodzę usypiam dzieci i piję, bo tylko tak mogę zasnąć, płaczę nadal...to już będzie niedługo półtora roku, pomaga mi to w zaśnięciu, ale całe dnie myślę o wieczorze, że znowu będzie mi ciężko, że będę płakać, on obiecuje, mówi, że się poprawi, ale jak wraca raz na dwa miesiące to woli spać niż mi pomóc czy spędzić ze mną czas...jestem wycieńczona, chciałabym coś zmienić...przestać pić...naprawić nasze relacje, bo ponoć już nie gra od roku, ale to długa historia...Ja opłacam rachunki, utrzymuję dom, dzieci, opłacam opiekunkę, on się nie dokłada praktycznie, czasem jakiś grosz rzuci typu 500zl, nie okazuje uczuć a ja ciągle mu je okazuje, wybaczam, staram się naprawdę, by dzieciom niczego nie brakło mimo ciężkiej sytuacji finansowej, spędzam z nimi każdy dzień wolny, ale jestem już naprawdę zmęczona walką o rodzinę, dzieci, o związek...martwi mnie ze beż tych 3 czy 4 czy 2 czasem piw nie zasnę, jak mam to ogarnąć? Czy walczyć? Wydaje mi się, że on już odpuścił...nawet na urodziny moje, jak był, usłyszałam wszystkiego najlepszego i nawet drobiazgu nie dał mi, zabolało🙄 teraz zamiast ze mną być, woli spać, proszę o pomoc...to tylko część z tego ogólnikowa, dodam, że jak mi nie odpisuje wieczorem to wpadam w panikę i płaczę do rana, aż nie padnę z wycieńczenia...jakiś uraz? Nerwica? Depresja? Źle się czuję psychicznie, nie mam kiedy odpocząć i nie mam wsparcia od tej niby najważniejszej osoby😟
Potrzebuję urlopu, ze względu na wycieńczenie, jednak wiem, że nie będę w stanie z niego skorzystać psychicznie. Stresuje mnie duża liczba osób wokół.
Witam, mam pytanie związane z podróżowaniem samemu za granicą. W bardzo dużym skrócie, ze względu na dość spore przeszkody w życiu od długiego czasu nie miałem porządnego urlopu i pracuję ponad siły (mam tutaj na myśli lata, nie miesiące albo tygodnie). Mimo pewnych problemów mogę pochwalić się dużym zarobkiem, więc teoretycznie nie jest problemem dla mnie wykupić coś taniego na Tui i polecieć, np. na 4 dni do Turcji. Tylko schody zaczynają się jak o tym myślę. Wiem, że będę spięty i zestresowany i nie będę w stanie w pełni się nacieszyć chwilą (chodzi głównie o innych ludzi i przede wszystkim dużą ilość tych ludzi). Bardzo bym chciał, bo na chwilę obecną najlepsze słowo na opis mojego stanu to wycieńczenie. Pytanie co w tej sytuacji zrobić, kogo się poradzić. Nadmieniam, że wypad z rodziną albo znajomym odpada (każdy ma swoje życie i wiecznie jest zajęty).
Jak nauczyć się mówić 'nie' bez poczucia winy?

Za każdym razem, gdy odmawiam, czuję się, jakbym robiła coś złego. Nawet jeśli wiem, że nie mam siły, ochoty czy czasu, i tak pojawia się to ukłucie wstydu. Bo może ktoś się obrazi, może uzna mnie za niewdzięczną, może pomyśli, że jestem samolubna. 

I dlatego często się zgadzam. Na dodatkowe obowiązki, na poświęcenie swojego czasu, na rzeczy, na które wcale nie mam ochoty. A potem siedzę wściekła – na siebie, na innych, na sytuację, którą sama stworzyłam. 

Jak nauczyć się mówić „nie” i nie czuć się z tym źle? Czy w ogóle da się to zrobić?

Minął już prawie rok, odkąd straciłam pracę.
Minął już prawie rok, odkąd straciłam pracę. Sama zrezygnowałam po konflikcie z pracownikami. Była to moja wymarzona praca, ale nie mogłam tam zostać - uniosłam się honorem. Mam trójkę dzieci, z których najstarszy syn ma 10 lat, mąż dobrze zarabia, właściwie mogłabym nie pracować. Ale dręczy mnie lęk o przyszłość. Nie pracuję, nie mogę sama zapewnić sobie przyszłości, a co jeśli męża kiedyś zabraknie, z czego utrzymam dzieci. Ciągle dręczą mnie myśli, które odbierają mi spokój. Do tego doszło jeszcze przekonanie wyniesione z pracy, że niczego nie potrafię i do niczego się nie nadaje. Czy takich osób, które zajmują się domem, zamiast pracować, jest więcej? Czy one też żyją w takim lęku? Ciągle o tym myślę, trudno zasypiam, Niechętnie wychodzę z domu. Całe życie borykam się z niepotrzebnymi myślami. Jest mi ciężko. Mąż w ogóle nie chce ze mną o tym rozmawiać.
Czy i jak nie romantyzować zaburzeń psychicznych, szczególnie studiując psychologię? Czy ludzie tak mają?
Zaczęłam studiować psychologię i czytać, interesować się szczególnie depresją czy to może wpływać na moje samopoczucie i co zrobić, żeby nie wpływało? Albo może przez romantyzmowanie chorób psychicznych niektórzy ludzie chcieliby je mieć?