
- Strona główna
- Forum
- rodzicielstwo i rodzina
- Jak zainteresować...
Jak zainteresować półtoraroczne dziecko nowymi rzeczami? Ciężko zainteresować go jakąś zabawą
Justyna29047
Zofia Kardasz
Dzień dobry,
jeżeli cokolwiek Panią niepokoi w zachowaniu synka, to najlepszym rozwiązaniem jest skorzystać z konsultacji u psychologa dziecięcego. To rozwiązanie rozwieje Pani wątpliwości, a w razie potrzeby uzyska też Pani informacje jak radzić sobie z trudnościami.
Pozdrawiam
Zofia Kardasz
Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?
Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!
Justyna Brożyna
Dzień dobry,
dzieci w tym wieku rozwijają się bardzo szybko. Potrzebują nowych doświadczeń, aby mogły prawidłowo eksplorować otoczenie i doskonalić swoje umiejętności. Z opisu wynika, że Pani synek preferuje właśnie tego typu zabawy. 1,5 dziecko potrzebuje dużo ruchu oraz szybko traci zainteresowanie daną czynnością. Można proponować mu zabawy sensoryczne właśnie takie jakie lubi ( rozwijające zmysł dotyku, wzroku itp) Propozycje zabaw w warunkach domowych i nie tylko może Pani znaleźć w internecie wpisując w wyszukiwarce “zabawy sensoryczne". Możliwe, że po jakimś czasie(około 2r.ż) po Pani propozycji synek sam zacznie wykazywać chęć zabawy klockami/puzzlami.J est to całkowicie normalne i wynika z rozwoju psychofizycznego dziecka. Natomiast jeśli chodzi o Pani wątpliwości warto skonsultować się ze specjalistą, który przeprowadzi diagnozę i udzieli dalszych wskazówek jak postępować w przypadku dziecka z ASD.
Pozdrawiam serdecznie

Zobacz podobne
Jesteśmy ze sobą ponad 40 lat. Dzieci (2) dorosłe + 4 wnuków. Sprawa jest taka: mój mąż na początku chciał być innym ojcem (niż jego ojciec) – ciepłym, troskliwym. Ale... przeszłość go dopadła. Nie było tak długo fajnie – może pierwsze 4–7 lat. Potem miał zawsze pretensje (do mnie, do dzieci), że nie są jakieś wyjątkowe, że się mało starają. Żeby je ochronić przed docinkami, złośliwością, krytykanctwem – chroniłam, jak mogłam (syn nawet był w szkole średniej w internacie, żeby zejść z oczu ojcu). Starałam się bardzo, żeby wszystko było jak najlepiej w domu, żadnego powodu do krzyku itp. Sama pracowałam i dobrze zarabiałam.
Ale mój mąż popadł w alkoholizm (wyszedł z tego po 10 latach), potem okazało się: zdrady, nawet dziecko jakieś ma z inną (bez kontaktu?). Dzieci to bardzo odczuły – syn też się uzależnił od tabletek (wyszedł z tego po dwóch, trzech latach). Córka ma za sobą rozwód po bardzo nieudanym małżeństwie (z przemocowcem). Mąż jest ze mną. Ale jego zachowanie coraz bardziej jest przykre. Dalej ma pretensje do dzieci (bo nienależycie okazują mu szacunek, nie robią tak, jak on uważa – a on uważa, że ma być tak i już!), do mnie potrafi być niegrzeczny, nawet mi dokuczać w towarzystwie. Jak się upomnę, by tak nie robił, to uważa, że przesadzam.
Ogólnie widzę, że jest niezadowolony z życia z nami – ze mną i z dziećmi. Wobec wnuków jest bardzo krytykancki, ostry, ma jadowite spostrzeżenia. Na ogół nie chcą z nim przebywać. Kupuje ich szacunek pieniędzmi (wysyła kieszonkowe itp.), a potem wypomina, straszy, że nic im nie da itp. Rozkazuje, co mają robić, a jak nie chcą – to jest zły. W ogóle jest zły na swoją sytuację, a według mnie nie ma powodu (dzieci są samodzielne, pracują, opiekują się swymi dziećmi należycie, żadnych kredytów, a my – emeryci, wycieczki, zdrowie dopisuje itp.).
Mój mąż od samego początku nigdy o swoich jakichkolwiek problemach nie mówił swoim rodzicom czy rodzeństwu. To ja zdecydowałam, że powiem rodzeństwu o jego alkoholizmie i zdradach. Ich reakcja: „No tak, nic nie pomogę, bo nie ma o co się martwić. Nie jest źle”. Koniec tematu. Dalej traktują go jak półboga. On bez żadnego pytania zawsze im pomagał, nawet jak nie chcieli, to wciska się z pomocą (materialną, finansową, nawet przyjedzie kilkaset km do nich, żeby być z nimi, gdy chcą). Do nich nigdy nie odezwie się szorstko, nigdy nie skrytykuje. Nawet gdy któreś coś nie dopatrzy, źle zrobi itp. – to zawsze jest usprawiedliwienie („Pewnie zrobi to, gdy będzie miał wolną chwilę”). Gdyby to było u naszego syna, reakcja byłaby taka: „To taki nieudacznik, już dawno miał to zrobić, a się leni i nic nigdy do porządku nie zrobi”.
Boję się zapraszać dzieci czy wnuki do nas, bo jest po godzinie taka agresja u męża: „Ty ciągle go prowokujesz!” (do wnuczki), „Ciągle mu przeszkadzasz! Wredna jesteś! Bezczelna!”. Wnuczka się oburza, płacze, chce jechać do domu. Mąż jest oburzony, że ona tak reaguje: „Głupia jest i już, za dużo jej pozwalają”. Nie szanuje mnie. A gdy dziecko siostrzeńca ciągnie go za resztkę włosów i kopie po nogach (6 lat – lekki autyzm), to jest ok, nie trzeba nic robić, nie reagować. „Jest fajnie i już”.
Mąż wyraża ostre, krytykanckie opinie, które bolą: „Co trzeba mieć nasrane w głowie, żeby sobie tatuaż na całej ręce zrobić!” (a partner córki ma taki tatuaż – a jest najlepszą rzeczą, jaka jej mogła się zdarzyć, dobry człowiek). Przy obcych ludziach mój mąż pragnie błyszczeć, być podziwiany, stać na świeczniku. W gruncie rzeczy to nic złego – niektórzy chcą być w cieniu, inni w świetle reflektorów. Ale to jego pragnienie rzutuje na moje życie – chce być podziwiany nie przeze mnie, tylko przez rodzeństwo, rodzinę swą (czyli krewnych, bo my chyba do rodziny nie zaliczamy się), przez kolegów (których ma jak na lekarstwo, bo jest taki szorstki i niemiły) czy obcych spotykanych np. na wspólnych wczasach.
Najgorsze jest dla mnie to, że on szuka i znajduje oparcie, usprawiedliwienie takiego postępowania w swej rodzinie. I znajduje je. Jego siostra, brat, kuzyni, ciotki itp. są zawsze murem za nim. Może nie popierają, ale też nie śmią nigdy mu powiedzieć: „To jest złe, tak nie rób”. O nie, tego nikt nie powie. Bo przestałby być taki fajny. Bo ich rodzice też tak postępowali, bo tak ich nauczyli.
I tu jest moje pytanie: jak należy to przerobić? Jak postępować, gdzie szukać pomocy? Jest mi bardzo źle z tym. Uważam, że muszę się ciągle ograniczać, wysuwać go do przodu, żeby „błyszczał”. To zaspokaja jego ego? (Np. zgoda na nowszy samochód, choć ten, co mamy, jest ok, bardzo dobrej klasy – ale musi być lepszy, nowszy, żeby się chwalić, pokazać).
Nie było tak na początku – był zbuntowany przeciwko stylowi życia rodziców, a teraz jest taki jak jego ojciec (matka w cieniu, nie miała nic do powiedzenia, ojciec rządził i rozrządzał, krewni najważniejsi). Ja byłam tą obcą synową (nie pochodzę z ich stron – byłam obca). Choćbym nie wiem, jak się starała, to będę obca.
Mąż szuka po całych dniach jakichś informacji o swych krewnych. Umacnia się w poglądach wtedy wyznawanych. Kreuje się na jakiegoś seniora, ważną osobę w tych kręgach. Przyglądam się temu z niepokojem. Odczuwam, że traktuje mnie gorzej niż kiedyś (a nie ma powodu – jestem atrakcyjna, bez chorób, wykształcona, pracuję jeszcze, w domu załatwiam gotowanie, sprzątanie itp., mąż lubi ogród. Ale nie po to lubi ogród, żeby usiąść i uśmiechnąć się do kwitnących drzew, ale żeby się pochwalić, że palmę wsadził i rośnie – a tu, jak na złość, każda pada i nie rośnie).
Szukam wyjścia z sytuacji, bo czytałam, że przeszłość w rodzinie ma kolosalne znaczenie w postępowaniu. Czy naprawdę da się coś z tym zrobić? Od lat marzę, żeby mąż poczuł satysfakcję, żeby powiedział, że cieszy się z życia ze mną i dziećmi. On zawsze jest nienasycony: kupimy nowy samochód, pojedziemy na kolejną wycieczkę, zrobimy kolejny interes („bo nie ma co siedzieć i czekać na śmierć”). Jak wybudowaliśmy kolejny dom, zapytałam go, czy czuje, że spełnił wreszcie swe marzenie i już koniec z gonieniem za dalszymi przedsięwzięciami. O... nie... to nie było spełnienie.
Jego rodzice nigdy go chyba nie chwalili, był najstarszy. Nie wierzyli w niego, że da sobie radę na studiach. Woleli, by zrobił zawodową szkołę i poszedł do pracy, a najlepiej, żeby wyjechali wszyscy z kraju i gdzieś na Zachodzie wtopili się w inny, lepszy świat, bo ten świat jest nie ich. Ponieważ mąż był ze mną, nie chciał emigrować, to oni też zostali, mając mu za złe. I nie wyemigrowali, choć połowa ich rodziny jest po tamtej, „lepszej” stronie. Oni potem też się bali zostawić ten świat. I tak to się kotłowało.
Ale dalej nie wiem, jak to zrobić, by było lepiej. Rodzina (krewni męża) to normalni ludzie, których lubię. Ale nie znoszę tej różnicy w męża postępowaniu: wobec mnie i naszych dzieci – i wobec jego krewnych. Tu może nas krytykować, ośmieszać, krzyczeć, żądać, a wobec tamtych jest miły, ciepły, wspomagający. Jak to zrobić, by było dobrze?
Witam, znalazłam to forum dziś rano i potrzebuję pomocy, lub chociaż rady. Mam 19 lat i skończyłam szkołę 2 miesiące temu. Od 4 klasy podstawówki miałam pasek i stypendium, byłam bardzo dobrym uczniem zarówno w młodszych klasach, jak i w liceum. Od 7 miesięcy spotykam się z chłopakiem, jest kochany i bardzo mnie wspiera. W tym roku pisałam maturę, więc moja mama powiedziała, że mogę się z nim spotykać raz w tygodniu. Zgodziłam się na to i tak zrobiłam, jednak wraz z czasem mama zaczęła go obwiniać o „złe oceny”, kiedy dostałam np. 3 ze sprawdzianu. Mama mnie bardzo często wyzywa, nawet za małe rzeczy typu: zapomniałam wnieść ręczniki z balkonu. Wszystko pogorszyło się w trakcie matur, to wtedy też pierwszy raz zadzwoniłam na telefon zaufania i opowiedziałam o mojej sytuacji. Po maturach były moje urodziny, które spędziłam sama, leżąc w łóżku i płacząc. Moi rodzice powiedzieli, że mam zakaz spotykania się z moim chłopakiem do odwołania. Powiedzieliśmy sobie dużo za dużo słów, zarówno ja, jak i oni. Potem zaczęłam chodzić do pracy; temat chłopaka ucichł, a ja spotykałam się z nim w tajemnicy. Jednak parę dni temu matka się dowiedziała, i powiedziała, że mam się wyprowadzić. Rodzice chcą mnie zmusić, żebym z nim zerwała, bo oni „chcą innego chłopaka dla mnie” i uważają, że mój obecny mnie manipuluje i ma zły wpływ. Prawda jest taka, że po każdej kłótni w domu jak zostałam zwyzywana, to ten „okropny” chłopak zawsze mnie pocieszał, wspierał, i po prostu był dla mnie. Nigdy mi nie pozwolił być samej po kłótniach czy wyzwiskach. Zawsze mogłam mu się wygadać, a on zawsze był i mnie słuchał, nawet jeśli mówiłam o jednej rzeczy kilka razy. Rodzice mają obsesje na jego punkcie do tego stopnia, że ojciec przyszedł i zaczął mi mówić, iż „jakaś osoba z jego pracy” doniosła mu o tym, jaki jest mój chłopak. Domyśliłam się, że może poprosił kogoś, aby poszukał jakichś informacji na jego temat, co dla mnie jest paranoją. Powiedziałam, że mimo iż są moimi rodzicami, nie mają prawa mi mówić z kim mam zerwać, a z kim mogę chodzić; nie mam już 15 lat. Chodzę do pracy, skończyłam szkołę z dobrymi ocenami i jestem już po maturze. Więc bardzo proszę o radę, ponieważ dali mi ultimatum; albo z nim zerwę i będę mogła zostać w domu, albo będę się z nim spotykać, i mam się wyprowadzić, a co za tym idzie; nie będę mogła już wrócić do domu. Mam już dość takiego życia i ciągłych kłótni, próbowałam z nimi rozmawiać wiele razy, ale nie da się. Ja też nie chce rezygnować ze swojego szczęścia, bo rodzice mają takie „widzimisię”.

Dysleksja - przyczyny, objawy, diagnostyka i wsparcie
Dysleksja to zaburzenie wpływające na czytanie i pisanie, ale nie na inteligencję. Jeśli Ty lub ktoś bliski ma trudności w nauce, warto poznać objawy dysleksji, jej przyczyny i metody wsparcia. Odpowiednia pomoc może znacząco poprawić jakość życia i nauki.

