Left ArrowWstecz
Mam problemy z życiem seksualnym. Na początku myślałam, ze problem tkwi w partnerze, ze to on mnie nie podnieca, jednak po głębszym namyśle stwierdzam, ze problem tkwi we mnie. Mam blokadę w głowie i od roku nie potrafię zaangażować się w życie seksualne, a wszystkie inicjatywy ze strony partnera są dla mnie irytujące i drażniące. Dodam, ze wcześniej tak nie było. Na codzień jestem strasznie ospała, nic mi się nie chce. Drobne czynności wymagają ode mnie dużego nakładu psychicznego jak i fizycznego. Jak mam sobie pomoc?
TwójPsycholog

TwójPsycholog

Dzień dobry, 

mała ilość informacji nie pozwala bardziej szczegółowo odnieść się do Pani objawów, ale obniżony napęd psychoruchowy, obniżone libido, obniżony nastrój mogą m.in. świadczyć o stanie depresyjnym. Zdecydowanie kwalifikuje to Panią do konsultacji z lekarzem psychiatrą. Jeśli lekarz uzna taką potrzebę, skieruje Panią do seksuologa. Pozdrawiam 

2 lata temu

Nadal nie znasz odpowiedzi na nurtujące Cię kwestie?

Umów się na wizytę do jednego z naszych Specjalistów!

Agnieszka Stetkiewicz-Lewandowicz

Agnieszka Stetkiewicz-Lewandowicz

Pani Olu,

Z tego co Pani pisze przyczyny tego stanu rzeczy mogą być wielorakie. Domyślam się, że nie jest to kwestia jakiś wydarzeń stresowych w tym lub poprzednim związku, które mogły spowodować u Pani spadek libido. Oczywiście przyczyną może być depresja ale również choroba somatyczne np. niedoczynność tarczycy lub hiperprolaktynemia. W związku z tym sugerowałabym wizytę u specjalisty ginekologa-endokrynologa aby na początek wykluczyć przyczyny somatyczne. Pozdrawiam

2 lata temu

Zobacz podobne

Czy psychoterapia pomoże mi w zakończeniu relacji? Psycholog już nie pomaga
Czy jeśli męczę się w swojej relacij z "przyjacielem" powinnam iść do terapeuty? Nie umiem jej zakończyć, zauważam, że psycholog to już za mało.
Przez jeden głupi błąd, straciłem znajomość, na której mi zależy. Czy mogę coś jeszcze zrobić?
Moja historia jest dość ciekawa a teraz przerodzila się w ciezka sytacje z która slabo sobie radze. Jakis czas temu poznałem dziewczyne na portalu randkowym. Niczego nie zakladalem ani nie wykluczałem. Podchodzilem do tej relacji na luzie. Pisalismy ze sobą dwa tygodnie zanim doszło do spotkania. Ola już na samym początku chciała się spotkać, zapraszala mnie do swojego mieszkania albo zebym chociaż chciał wybrać się na kawe. Studzilem jej zapedy i mowielm ze jak na razie nie mam czasu itd. Zalezalo mi na tym aby najpierw sprawdzić co to za dziewczyna zanim zaczne w ogole myslec ze jest warta mojej uwagi. W końcu po dwóch tyfodniach pisania pojechałem do jej mieszkania i się spotkaliśmy. Kupilem dobre wino, siedzielsmy od 20 do 6 rano rozmawiając, poznawajac się itd. Wszystko zakonczylo się seksem a rano poszliśmy do miejscowej knajpy na sniadanie. Tak rozpoczela się ta relacja, która była powoli budowana. Ola zaprosila mnie na koncert ale miała tylko jeden bilet wiec ja kupiłem drugi aby nie było jej przykro isc samej z czego się ucieszyla. Nastepnego dnia zaprosila mnie na kawe a ja w ramach rekompensaty za koncert zaprosiłem ja do teatru z czego była bardzo zadowolona. Ogolnie powiedziała ze nikt przedtem czegos takiego dla niej nie zrobil. Ogilnie miała zle doświadczenia z facetami bo zazwyczaj ja wykorzystwali i zostawiali. Po prostu uprawiali z nia seks przez jedna noc a później znikali. Nie sadzila ze spotka kogos takiego jak ja, kto ma ine podejście i ze szanuje ja jako osobe itd. Nikt nigdy nie odwozl jej do domu albo przyjechal po nia. Jak bywala w knajpach to ona zazwyczaj placila. Po prostu nie miała szczęścia do mężczyzn a ja chciałem jej pokazac ze nie wszyscy tacy sa. Nasza relacja się budowala. Spotykalismy się raz w tygodniu albo dwa razy aby nie zabic zainteresowania i abyśmy za sobą tęsknili. Wszystko szlo w dobrym kierunku do czasu az przyszlo nam się spotkać dwa tygodnie temu. Mielismy się spotkać w czwartek na kawe a w piątek miałem przyjechać do niej aby spedzic mily wieczor. Ola napsiala ze kupi seksowną bieliznę wiec pewnie byłoby fajnie. Niestety wtedy w czwartek popelnilem duzy blad. Wczesniej Ola ustalila ze mna ze nie jesteśmy w związku ale jak spotykamy się ze sobą to nie rozwijamy zadnych nowych znajomości i jak sypiamy ze sobą, to tylko ze sobą i z nikim innym. Zgodzilem się na to. Jednoczesnie opowiedzieliśmy sobie o naszych dotychczasowych znajomościach. Ona miała jakiegoś tam kumpla od tanca z którym raz się przespala a ja kosmetyczke do której chodze raz w miesiącu i tez zdarzylo mi się z nia wyladowac w lozku kilka razy. Nie zamykaliśmy się te znajomsci ale postawiliśmy sprawę jasno ze jak będziemy się spotykać z tymi osobami to nic miedzy nami a tymi osobami nie będzie. W czwartek jak mielismy isc na ta kawe Ola spytala się mnie na która mam kosmetyczke w piątek czyli tego samego dnia kiedy mielsimy się spotkać. Odpowedzialem ze w piątek o 18 a Ola ze spoko bo ogarnie sobie angielski w międzyczasie. Wtedy dodałem cos czego będę zalowac do końca zycia. Ta kosmetyczka powiedziała mi ze jak przyjdę do niej w piątek na wizyte to mam się ladnie ubrać a ja powiedziałem o tym Oli. Ona się zdenerwowala bo wygladalo to tak, jakbym chciał wzbudzić w niej zazdrość. Ogolnie powiedziała ze dla iej to najdziwniejsza sytacja z kosmetyczką ever ze jest jej niedobrze itd. Do spotkania nie doszło ani w czwartek ani w piątek. Pisalem jej ze to zwykle nieporozumienie itd. Ale nie chciała sluchac. Nie odzywala się do mnie prawie wcale a jak się odzywala to ten kontakt był mega oschly. Poweidziala ze to koniec naszej znajomości. Ja nie dawałem za wygrana bo zaczelo mi na niej zalezec i chciałem jej to wytlumaczyc. Ona stawala przy swoim ze ona to przemyslala i nie mamy o czym rozmawiać. 2 grudnia miała urodziny i zalezalo jej na tym, abyśmy spędzili ten czas razem. Mielismy ubrać razem choinke, upiec piernik itd. Niestety przez tą cala sytacje nie byłem w stanie tego zrobić a ona dalej przystawala przy tym ze to koniec. Pojechalem do niej z prezentem urodzinowym i tortem. Otworzyla mi, porozmawialiśmy, zebrałem opierdziel ale jednocześnie powiedziała ze cieszy się ze przyjechałem, ze nie odpuscilem i ze nie dalem za wygraną. Ucieszylem się ale jednocześnie dodala ze potrzebuje czasu. Zapalila mi się czerwona lampka. No bo jeśli powiedziała ze potrzebuje czasu to znaczy ze jest na nie ale pomyslalem ze ok, jeśli potrzebuje czasu to ja tez dam sobie ten czas aby pewne rzeczy przemyslec i poprawić. Od 2 grudnia do 5 grudnia nie odzywałem się, dawałem jej ten czas ale jednocześnie chciałem jej pokazac ze mi zależy i ze o niej pametam. Zamówilem bukiet roz z dostawa do mieszkania. Zadzwonila do mnie ucieszona i zaskoczona. Powiedziala ze nie zasluzyla ale była zadowolona. Rozmawialismy przez 15 minut i powiedziała ze spotkamy się w przyszłym tygodniu, czyli w tym i chce teraz absymy się bardziej poznawali jak ludzie a żeby seksu było mniej bo myśli ze przez seks doszło do tej sytacjiz kosmetyczka. Przez telefon nie dalo się wyczuć zze cos jest nie tak, była bardzo zadowlona, rozmowa yla przyjemna, pożegnaliśmy się czule i tyle. Od 5 grudnia do wtorku 12 grudnia była cisza. Jak rozmawialiśmy 5 grudnia to mowila ze w weekend ma impreze firmowa a na weekend przyjezdza do niej mama wiec nie chciałem jej zawracać glowy. 12 grudnia sam napisałem bo już trochę ta cisza trwala za długo. Spytałem jak jej mija dzień, czy czuje już klimat swiat, czy ubrala choinke itd. Powiedziala ze nie, nie czuje, nie chce i ze ma chujowy okres. Powiedzialem ze niech sobie zrobi kubek gorącego kako albo hrzaniec z dodatkiem mojego towarzystwa a na pewno poczuje się lepiej. Odparla ze dziekuje ale nie. Dodala ze nie chce tego dluzej przedluzac i trzymać mnie w niepewności i ze chce zakonczyc ta znajomość. Ze nie ma teraz dobrego czasu. Ze mamy inne charatkery pomimo ze wcześniej az była zdziwiona ze tyle nas laczy z dnia na dzień coraz wievej i więcej. Ze przed wigilia należy oczyszczac atmosferę wiec to jej „sprzątanie”. Ze sobie kogos znajde itd. Odparlem ze to trcohe dziwne bo mowila ze cieszyla się ze nie odpuscilem, nie dalem za wygrana, później jak dalem jej te kwiaty, to mowila ze chciałaby abyśmy teraz się bardziej poznawali a nie uprawiali seks i miałem taki metlik w glowie. Powiedziala ze była zaskoczona tymi kwiatami jako prezentem którego nie powinna była dostać ale ze nie chce tego więcej rozkrecac. Pozniej napisala ze tego nie czuje i nie chce. Ze czula się zobowiazana przez te kwiaty ale nie będzie robic nic wbrew swojej woli i ze nie chce się teraz w nic angazowac ze nie ma na to sily ani czasu. Podziekowala za wspólnie spędzony czas, ze było bardzo milo i papa. Nie mogę się z tym pogodzić bo przez swoja glupote stracilem taka znajomsc, która zaczynala być dla mnie wazna. Nie wiem czy mogę cos jeszcze zrobić. Wydaje mi się ze nie ale może ktoś z was ma jakies pomsly. Caly czas mi na niej zależy ale wiem tez ze serce nie sluga i nie ma co się kopac z koniem. Nie mogę się z tym pogodzić ani psychicznie poradzić a meczy mnie to bardzo.
Chcę zdystansować się od koleżanki z pracy, ponieważ czuję, że bardzo źle na mnie wpływa.
Witam. Moja koleżanka ostanio straciła męża w wypadku. Od kilku miesięcy zaangażowalam się mocniej w pomaganie jej, byciu przy niej. Pracujemy też razem. Do czasu tego wypadku czasem po pracy spotykaliśmy się z naszymi rodzinami, ale to nie było na zasadzie naszej wzajemnej przyjaźni, tak ja czułam, że to tak wygląda z obu stron, bo żadna z nas nie otwierała się. Dojeżdżając ,pracując z nią widziłam jej ciężkie chwile w pralcy, wyczuwaam gorsze nastroje. Zajmowałam się jej dziećmi, woziłam ją do psychologa, pomogłam z wizytą u psychiatry, po prostu robiłam wszystko co mogłam, by jej pomagać. Teraz za pomocą leków zaczyna się już czuć lepiej. Zaczyna się uśmiechać, żartować, być taka jak przed śmiercią męża. Wiem teraz, że za bardzo się w to wszystko jednak po czasie zaangażowałam, nie to, że żałuję, ale cały ten czas skupiałam się na niej i jej potrzebach, obserwowaniu, angażowaniu jej do aktywności itp. sama tylko nawet raz zaproponowała wspólny wyjazd na kilka dni z dziećmi. Ucieszyłam się, że to ona w końcu wyszła z inicjatywą, bo też sama nie chciałam na niej niczego wymuszać. Ale od tego wyjazdu coś w relacji z nią zaczyna we mnie pękać. Składajac sobie klocki, uświadomiłam sobie, że np. ten wyjazd jak to sama dodała, byłam jej potrzebna, bo nie chciała z kimś tam w aucie jechać, rozmawiając o kimś tam w pracy powiedziała " że pewnie ktoś nie wiedział, że dojeżdżamy razem", gdzie ja już zaczęłam mówić, że ktoś nie wiedział, że się kolegujemy. Następna i to taka sytuacja, która już wywołała u mnie duży stres, by przyjazd na jakiś piknik w plenerze, gdzie widziałam po tym jak pisze na grupie, że nie jest nim zainteresowana. Prosiłam druga koleżankę, z którą miała przyjechać, żeby ja nie namawiała, bo widzę, że nie chce. W końcu jednak przyjechała i moje w sumie nastawienie do niej było już negatywne, bo wiedziałam, że tego nie chce. Zaczęła być delikatnie zgryźliwa, zaczęła się krytyka, docinki, rozmowa w żaden sposób się nie kleiła. Na koniec tego pikniku zaproponowałam grzecznościowo mimo wszystko, by wpadły do mnie. Ona zaczęła się bardzo miotać, szukając wymówki, ale w końcu dzieci ja namówiły, z czego zadowolona nie była. Po przyjeździe do mnie powody, dla których nie chciała jechać do mnie, ustały. Co jednak bardzo mnie zdenerwowało, bo nie lubię jak ktoś coś robi na siłę, a z nią tak było. Cała sytuacja i wcześniej spowodowała u mnie taki duży wyczuwalny fizycznie stres, który powodował taka nerwowość. Myślałam, że następnego dnia wszystko się uspokoi, ale nie. Widząc ją wzrastało we mnie w dalszym ciągu rozdrażnienie, puls mocno bił, wieczorem był na poziomie 100/120, następnego dnia doszło kołatanie serca i duszność. Ze względu na to, że się źle czułam ona zaproponowała pomoc, że zawiezie mnie do lekarza, później ta propozycja już była przymusem, że mam jechać z nią i tyle. Wiem, że starała się mi pomóc, ale nie czułam już wtedy, że chce z nią jechać do szpitala. W drodze już do domu zarzuciła fochem, a wcześniej mocno mnie skrytykowała słowami, które bardzo mnie dotknęły. Serducho po podaniu leku się uspokoiło. Od tyg jestem na urlopie, wysypiam się ( bo od kilku msc to spanie źle wygląda, budzenie się kilka razy na noc, całkowite wybudzenie już o 4 i brak snu) się bez budzenia do 8/9. Przez ten prawie tydzień się z nią nie widziałam, do wczoraj gdzie odwoziłam jej córkę z placu zabaw. Nie liczyłam, że ja spotkam, bo miała być w pracy, wróciła wcześniej. Usiadłam na chwilę, zaczęłyśmy rozmawiać głównie o pracy. I wtedy się zaczęło, wróciło kołatanie serca, puls jak wróciłam 116, no i noc to już była tragedia. Wiem i czuję, że ten mój stan zdrowia jest nią powodowany, ale nie wiem jak sobie z tym poradzić. Wiem, że będziemy się widywać, bo też praca, chce jej dalej pomagać jak tylko będzie tego chcieć, ale nie chce już wychodzić z inicjatywami. Nie wiem co dalej. Lubię ją, przyjaciółkami nie byłyśmy, nie jesteśmy i raczej nie będziemy. Ale nie wiem co dalej. Wiem jak się zaczęłam dystansować do niej w pracy, to slyszałam, że mam zły humor lub że jestem tak zapracowana, że nie mam dla niej czasu.
Jak radzić sobie z ex-partnerem, który chce zabrać dziecko do toksycznego domu?

Rozstałam sie z moim byłym miesiąc temu, On nie interesuje sie zbytnio dzieckiem. Ja dzwonię na kamerce (jeśli ja nie zadzwonię to On w ogóle), On przyjeżdża w niedziele na 2,3 godziny, czasami dłużej i odjeżdża, bo do wyroku sądu nie chce, żeby zabierał dziecko, bo grozi mi, ze Go nie odda. 

Zablokował mi wypisanie dziecka z przedszkola, tym bardziej boję sie, że dziecko zabierze. Jego w domu nie było od 6 do 21, albo i dłużej od poniedziałku do niedzieli. On chce dziecko tylko dla swojej rodziny. Teraz nie dzwonił przez tydzień do dziecka, a w piątek o 23 pisze do mnie, że ja jemu i jego mamie zabraniam rozmawiać z dzieckiem i źle wpływam na rozwój dziecka, bo nie pozwalam mu jechać do jego domu I izoluje od jego rodziny.

 On sie nagle obudził, bo przyjeżdżają jego kuzyni, których moje dziecko nigdy nie widziało i On chce Go zabrać ( pokazywać jak małpkę w cyrku, przynajmniej ja tak to widze). Do jego mamy ja mam dzwonić i pokazywać dziecko. Dziecko w tamtym domu było znerwicowane, teraz jest w końcu spokojnie. 

W jego domu była przemoc psychiczna, ja jestem w 5 miesiącu ciąży I juz mam dość. On wydzwania i wypisuje do mojego brata, do mojej mamy, robi screeny naszych rozmów. To jest chore. Ja nie wiem już jak sie bronić, boję sie utraty ciąży( juz raz poronilam).

Moja sytuacja wygląda tak. Mieszkam z teściami partnera. Mamy 1.5 roczną córkę
Moja sytuacja wygląda tak. Mieszkam z teściami partnera. Mamy 1.5 roczną córkę z partnerem. Do tej pory życie nasze było super, wychodziliśmy raz na jakiś czas gdzieś z partnerem rozerwać się, a teściowa pilnowała wtedy córkę (druga babcia, moja mama, nie wchodzi w grę, bo moja córka się jej boi, rzadko się widują i dlatego). Od jakiegoś czasu jestem pokłócona z teściami partnera i to grubo i teściowa podczas kłótni wypomniała mi to, że pilnowała małą i że od teraz już nie będzie i rzeczywiście tak jest. Teraz nigdzie nie wychodzę z domu, bo nie mam jak. Z partnerem też nigdzie, bo ma taką pracę, że dużo czasu mu zajmuje. Jedynie na jakieś zakupy, ale to tylko z dzieckiem i to jeszcze raz na jakiś czas, ale już nawet takie zakupy mnie nie cieszą. Mieszkam na wsi, nie mam prawka, więc nie mogę nigdzie sama z córką pojechać. Już moja psychika jest rozdarta na kawałki... Mam dość buntów córki. Tego, że ja zajmuje się nią prawie 24h/7 jestem wykończona psychicznie i jeszcze to, że siedzę non stop w domu i relacja z partnerem też mi się pogorszyła o to, bo ostatnio dużo płaczę, bo już nie wytrzymuje, a on twierdzi, że wymyślam i że non stop nic mi nie pasuje. Nie rozumie mnie w ogóle. Swoją zmianę tłumaczy brakiem czasu. Dodatkowo mamy w drodze kolejną dzidzię. Nie wiem, jak moja psychika to wytrzyma. Już teraz mam złe myśli, nic mnie bardzo nie cieszy, ale jedynie od tych myśli odpędza mnie fakt, iż mam taką cudowną córkę i drugie dziecko w drodze. Ale moja psychika już nie wytrzymuje i partner dodatkowo się zmienił i mało bardzo czasu spędzamy razem. Wcześniej nawet jak nie miał czasu, to jeździłam z nim gdzieś, gdzie jeździł w sprawach służbowych i tak spędzaliśmy razem czas, a wtedy teściowa pilnowała małą i wtedy było okey z moją psychiką, bo mogłam odpocząć od małej i spędzić czas z partnerem. Nie ważne jak, ważne, że z nim sam na sam bez dziecka. Co mam zrobić, żeby czuć się lepiej? Najczęściej potrafię być tylko na chwilę szczęśliwa z czegoś, a potem znów wraca zły stan psychiczny, smutek i przygnębienie. Czy to może być depresja??
kryzys w związku

Kryzys w związku – jak go przetrwać i odbudować relację?

Twój związek w kryzysie? To naturalny etap, który może wzmocnić relację. Poznaj sprawdzone strategie i porady ekspertów, by skutecznie przez niego przejść i odbudować więź. Czytaj dalej!